Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 2. Proszona kolacja.

Po zaproszeniu mnie na kolacje przez Agatę, zdecydowałem się pojechać. Był następny piątek, wykąpałem się, ubrałem normalne. Jeansy Big star-a, zieloną podkoszulkę, czarną jeansową koszulę również wspomnianej firmy i wyruszyłem. Na miejsce dotarłem około godziny 18:00. Zachodzę, pukam, otwiera jakaś kobieta, brunetka, mająca ładnie ułożone włosy, będąca w sukni wieczorowej, wyglądała na bardzo ponętną dziewczynę.  
-Pan był umówiony z...?- Zapytała, lecz to spojrzenie psuło wszystko, a do tego ten szorstki ton głosu z taką dziwnie zawoalowaną w nim pogardą. Poczułem się..., nie na miejscu.  
-Panną Agatą.- Odpowiedziałem w końcu mając świadomość tego, że chyba jednak słowo "normalnie", dla każdego, jest pojęciem względnie prostym. Dla każdego, ale chyba nie dla nich, bo widząc ją i myśląc o prostocie, to jak porównanie dla jednego kawałka drewna, a chwilkę później podanie go komuś, kto się czymś takim interesuje, by o nim opowiedział. Wiem, głupie skojarzenie. Lecz struktura drewna i to, co ona z sobą niesie, jest niesamowite. A wracając do tematu, to mówiąc coś takiego o osobie stojącej naprzeciw mnie, w takim stroju, było czymś więcej dla mnie, niż tylko szokiem, ale zachowując zimną krew, stałem tam czekając na dalszy rozwój sytuacji, bo i co innego mi pozostało zrobić, by nie spaprać tego do reszty.  
-No to gafa.- Powiedziała dziwnie zadowolona z siebie, jak gdybym coś popsuł.  
-Zauważyłem po pani ubraniu.- Stwierdziłem, pokazując dłonią na jej wieczorową kreację. Oburzyła się, nadęła i gdy już myślałem, że wybuchnie... .  
-Pannie! Nie mylić!- Powiedziała głośno, szorstko i z grymasem oburzenia na twarzy, grożąc mi palcem. Ładnie się zaczyna, pomyślałem. Gdy to nagle w drzwiach stanęła Agata.  
-Ups. Powiedziałam normalnie?
-Tak. Tylko nie dodałaś "Jak na wieczór z proszoną kolacją". A ja, taki prostak myślałem, że gajer będzie zanadto sztywny.  
-Przepraszam. Ale... .- Próbowała się wytłumaczyć Agata, lecz ktoś jej przerwał.  
-Agata, kto to?  
-Tato, to jest Szymon, o którym tobie mówiłam.  
-Witam Pana.- Podałem dłoń, wchodząc za próg.  
-Cześć! Nie powiedziała?- Zapytał, podając mi swoją.  
-Słowo "Normalnie", jak widać, wiele może oznaczać.- Zamyślił się chwilkę, po czym odparł.  
-Fakt! Chodź ze mną.- Poszedłem z nim i mijając brunetkę powiedziałem szeptem w jej kierunku.  
-A jednak, jest tutaj ktoś, kto będzie potrafił coś na to poradzić.- Wszedłem razem z nim do jasnego pokoju, który okazał się być, tak jakby biurem. Dostałem od jej ojca do założenia dziwną zieloną marynarkę, która nawet pasowała do zielonej koszulki, jaką miałem na sobie. Kolacja przebiegła spokojnie i w miłej atmosferze. Gdy nagle panna, co to ją nazwałem pani, wyskoczyła z pytaniem.  
-Możesz nam powiedzieć, jak się poznaliście?- Opowiedziałem im, jak na nie wpadłem w Okrąglaku, pomijając to, że było to specjalnie. Panowie poszli zapalić i na coś mocniejszego, a panie sprzątały ze stołu. Agata zapytała cioci czy może, ...mogła. Zabrała mnie do pokoju, abym uniknął głupich pytań. Po drodze powiedziałem jej ile mam lat i dlaczego mi się podoba. Miałem to głupie wrażenie, że ona wcale mnie nie słucha, tylko chłonie tą chwilę spędzoną w moim towarzystwie. Pokój był dość duży, ładny, nawet ustawny. Zwłaszcza, że w prawym rogu stał oryginalnych rozmiarów pluszowy, różowy słoń. To tak, jakby chłopak zażyczył sobie czołg. Wtedy, takiej wielkości pluszak, to był szok dla mnie. Duże łóżko, pchnęła mnie na nie, usiadła obok i pocałowała mnie w czoło. W jednej chwili zawojowała moje myśli, choć i tak już byłem w niej zakochany. Zadurzyłem się po uszy, to było nie do opanowania. Żyłem dla niej, myślałem o niej, postawiłbym wszystko na jedną kartę, nawet życie. Przewróciła słonia, co wyglądało zabawnie i usiadła na nim.  
-Chodź tutaj do mnie.- Oznajmiła stanowczo lecz z wyczuciem. Podszedłem do niej, a ona złapała mnie za rękę i włożyła ją sobie w stanik, ... oniemiałem. To było czymś, czego się nie spodziewałem po takiej dziewczynie i tych okolicznościach. Ktoś zapukał do drzwi. Zabrałem dłoń. Pomyślałem "Ojciec!".  
-Proszę.- Odparła Agata. Ale nie, to nie był ojciec, a ciocia.  
-Przerwałam?- Zapytała.  
-Nie było w czym.- Stwierdziłem nadzwyczaj spokojnie.  
-Jeszcze.- Powiedziała Agata dorzucając do ognia.  
-Ale następnym razem może być.- Dodałem, a ona uśmiechnęła się do mnie. Łał, ale piękny uśmiech, pomyślałem sobie.  
-Zetrzyj proszę szminkę z czoła.- Uśmiechnęła się jeszcze raz i dodała spoglądając na Agatę.  
-Obym nie musiała interweniować. Chodźcie na dół, zanim zaczną zadawać głupie pytania, a ja nie będę wiedziała, co z nimi zrobić.  
-I tak nie ominiemy tego kawałka, więc idziemy.- Stwierdziłem i zeszliśmy. Na dole nie ominęły mnie głupie pytania, ale jedno z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci.  
-O której powinieneś być w domu?- Zapytał miły pan w średnim wieku.  
-O 10-tej.- Odpowiedziałem.  
-To jesteś spóźniony, jest 23:00.- Pokazał mi na zegar wiszący na ścianie.  
-Więc mam jeszcze 11 godzin, aby dojechać do domu.- Stwierdziłem na spokojnie.  
-Ciekawe, a nawet dość naciągane. Odwiozę ciebie. Gdzie mieszkasz?- Zapytał ojciec Agaty.  
-W Krzyżu. 1:43 jest pociąg do Poznania, który podłączają do jadącego z Warszawy do Szczecina o 3:30 i dojadę nim do domu.- Zrobił duże oczy. Sprzedałem mu mój plan powrotu.  
-Dobry jesteś.- Spojrzał inaczej na mnie.  
-Przygotowany, a to jest dość duża różnica.- Sprostowałem jego zawiły sposób myślenia.  
-Podoba mi się twoje podejście. Odwiozę ciebie na pociąg.  
-Dziękuję. Nie bardzo wiem, jak stąd dojechać na dworzec o tej godzinie.- Nie Dane mi było porozmawiać już tego wieczoru z Agatą, ale nie ominęła mnie rozmowa z jej ojcem, kiedy mnie odwoził.  
-Ciekawym człowiekiem jesteś. Ale odpowiedz mi na jedno nurtujące mnie pytanie. Kim jesteś i dokąd zmierzasz?- Gdy zastanawiałem się nad tym, co mu odpowiedzieć, dodał.  
-Może zapytać inaczej?  
-Nie trzeba. Jestem nikim i jeszcze szukam celu w życiu.  
-A, co robią twoi rodzice? Jeśli można wiedzieć, oczywiście.  
-Można. Moja mama pracuje w sklepie, a ojciec na kolei.- Odparłem.  
-Nie wiedzą, gdzie teraz jesteś?  
-Tak szczerze, to nie. Myślą, że jestem na dyskotece w Drawskim Młynie.- Powiedziałem prawdę, bo nie widziałem powodu, by go okłamać.  
-Podoba mi się twoja szczerość i wiesz co?  
-Mam się nie zbliżać do Pana córki.- Stwierdziłem. Gdyż dla mnie, było to nader logiczne. Każdy chciałby księcia z bajki dla swojej córeczki, a on powiedział coś zgoła innego.  
-Nie. Dopilnować, aby po tobie nie płakała.- Powiedział wbijając mnie tym w szok, lecz po chwili odparłem.  
-Tyle mogę panu obiecać i obiecuję.  
-Dziękuję. Jesteśmy na miejscu, to do następnego razu. Bo rozumiem, że jeszcze przyjedziesz.- Podał mi dłoń, a ja ją uścisnąłem.  
-W takim razie do widzenia.- Zastanowił się chwilkę, nie puszczając mojej dłoni i zadał mi pytanie.  
-Jeślibym tobie zabronił, zostawiłbyś ją w spokoju?- Zapytał wreszcie przyglądając mi się uważnie.  
-Nie potrafię odpowiedzieć na tak frustrującą kwestię, ale mogę po gdybać. Więc…, jakby to ująć? Pewnie nie, gdyż już zostawiłem tutaj kawałek swojego serca.- Widziałem jego zdziwienie na twarzy, a po chwili jego twarz pojaśniała.  
-Podoba mi się twoja szczerość. Cześć.- Odparł, a ja wysiadłem i udałem się w kierunku stacji kolejowej. Idąc na pociąg zauważyłem, że mam jego marynarkę na sobie, odwróciłem się by ją oddać, lecz jego samochód już odjechał. Trudno, oddam innym razem. Pomyślałem. I tak też zrobiłem.  
  Następnego dnia, po obiedzie, ewakuowałem się na stacje. Dojechałem na miejsce i dzwonię, nic. Czyżby nikogo nie było? Dziwne. W sumie ja też nie siedzę w chacie, trudno. Jakoś trzeba się opanować i nie tupać ze złości. Już chciałem odejść, gdy nagle ktoś stuknął mnie w ramię. Odwróciłem się, a za mną stała Agata.  
-Byłam pewna, że tu jeszcze wrócisz, bo czegoś nie dostałeś.- Powiedziała przygryzając wargi.  
-Gorzej.- Odparłem, pokazując na nią palcem.  
-Ja coś dostałem i to stąd wyniosłem.  
-Co takiego?- Zapytała zdziwiona moim tokiem rozumowania.  
-Zieloną marynarkę. Zapomniałem ją wczoraj oddać, więc postanowiłem przyjechać dziś, by nie czekać do przyszłego tygodnia.- Zauważyłem jej zniesmaczenie na takie podejście do tak zainicjowanego spotkania, więc próbowałem nieudolnie się tłumaczyć.  
-No wiesz. Może twojemu tacie, będzie ona do czegoś potrzebna.  
-To jakiś żart? Myślałam, że chcesz się widzieć ze mną.  
-Jedno nie wyklucza drugiego. A kto powiedział, że nie wziąłem tej marynarki specjalnie, żeby mieć jakiś konkretny pretekst do przyjazdu, aby ciebie zobaczyć?- Przemyślała sprawę i… .
-Dobrze, więc chodźmy do mojego pokoju do czasu, aż ciocia z tatą nie wrócą.- Gdy szliśmy po schodach na górę, coś zaświtało mi w głowie. Nie poznałem przecież jeszcze jej mamy, a byłem tego spotkania strasznie ciekaw po rozmowie z jej ojcem.  
-Dlaczego mieszka u was ciocia i gdzie jest twoja mama, bo jeszcze jej nie pogratulowałem przyszykowania, tak wspaniałej kolacji?- Zadałem pytanie, którego nie powinienem zadawać.  
-Bo to naprawdę, siostra mojej nieżyjącej mamy.  
-Oł. Bardzo mi przykro.- Zatrzymałem się i ją przytuliłem. Zrobiło mi się strasznie głupio. Po kiego grzyba zadałem to pytanie. Było siedzieć cicho.  
-Nie twoja wina, też jej nie znałam. Ale dziękuję. Podobno była wspaniałą kobietą. Ulubiona córka dziadka, wszyscy mi tak mówią. Podobno sprostała wymaganiom jego wyobrażenia o tym, jaka powinna być córka. Była lubianą nauczycielką w szkole średniej.- Wyprostowała mój wstyd.  
-Na pewno. Przecież, to twoja mama. Musiała być niesamowita. Zresztą, pewnie masz to po niej.  
-Dlaczego z tobą można o wszystkim porozmawiać? Co w tobie takiego jest?- Zapytała stając stopień wyżej, niż ja. Pocałowała mnie w usta. Spojrzałem na nią i oddałem jej pocałunek, a po chwili odpowiedziałem.  
-To co mają wszyscy, tylko tego nie używają. To coś, nazywa się serce.  
-Tak. Sprzedać to ty się umiesz, ale..., to dobrze. Więc może..., coś porobimy czekając na nich?- Zapytała, ciągnąc mnie do swojego pokoju, bujając się na boki.  
-Co takiego, coś fajnego?- Zadałem pytanie, gdy doszliśmy do jej pokoju.  
-To Zależy od ciebie.- Znów przewróciła słonia i usiadła na nim. Podszedłem nachyliłem się nad jej uchem i wyszeptałem.  
-Fajnego masz słonia, a jak zabawnie się kładzie.- Chwyciła się mnie i podniosła, zrobiła krok na bok i pchnęła mnie na niego, upadając na mnie.  
-Przepraszam. Zrobiłam tobie Krzywdę? Daj pocałuję.- Co było dalej, pominę. To był mój pierwszy raz.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 2070 słów i 11138 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz