Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 14f. Zraniona ptaszyna.

Co dziwne od mojego zamieszania w zeszły weekend rozmawiałem z Agatą tylko raz, gdyż coś jej wypadło i nie mogła być u Karoliny. Dogadałem się z Piotrkiem i z Tomkiem w sprawie spotkania u Moniki, a na koniec porozmawiałem sobie jeszcze z Moniką i skończyła mi się karta telefoniczna. W ten piątek pojechałem do Szpitala na standardowe badanie i dowiedziałem się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Aż sami lekarze, którzy robili mi tą operację nie wierzyli w tak szybki przebieg procesu leczenia. Oznajmił mi, iż zostało mi pięć dni z tym żelastwem na nodze, ponieważ zdjęcie szyny ustalono na środę. Kiedy to wreszcie wychodziłem ze szpitala zauważyłem idącą naprzeciw mnie Agatę. Strasznie głupio było mi tak stać i przyglądać się, jak porusza się ona w moim kierunku. Ale..., co to za widok. Rzadko kiedy widziałem Agatę z rozwianymi włosami, ponieważ zazwyczaj miała je chociaż spięte spinką, a prawie zawsze był zrobiony u niej luźno spleciony warkocz, sięgający poniżej krzyża na plecach. Poruszała się tak, jak Karolina. Krocząc równo niby modelka na wybiegu. Ciekawe było to, że musiały to ćwiczyć i to dość długo, bo kiedy ja próbowałem przejść się w ten sposób, bardzo szybko traciłem równowagę.
-Cześć Szymon.- Powiedziała podchodząc do mnie. Odwróciła się i spojrzała na dziewczyny będące z nią. Dała mi buziaka, a później oznajmiła.
-Nie jestem sama. Zaprosiłeś Tomasza?
-Tak.
-A kim jest ten chłopak do którego idziemy na osiemnastkę?
-Nie wiem.
-Trudno. To dostanie od nas zegarek Alessi i portfel North.
-Skąd wy bierzecie te rzeczy. Dobra, nie odpowiadaj, nie chcę wiedzieć. Dlaczego tak patrzysz na mnie. Coś zrobiłem?
-Nie, ale dziwnie się zachowujesz.
-To znaczy?
-Nie przywitałeś się.
-Czyli czegoś nie zrobiłem. Przepraszam za to. Chodź do mnie.- Podeszła i dostała całusa, a później drugiego i dalej, dalej..., aż… .
-Agata, miała być chwila! Nie możemy stać tutaj samochodem!- Poinformowała nas z daleka Paulina.
-Już idziemy!- I Agata pomogła mi dojść do samochodu.
-Cześć dziewczyny.- Przywitałem je dając im po całusie.
-Cześć Szymon. To gdzie teraz jedziemy?
-Do Jowity, a później do Moniki.- I tak też uczyniliśmy, choć tym razem u Jowity byłem sam. Ponieważ dziewczyny znalazły jakąś kawiarnię na dole i postanowiły się w niej rozgościć. Jowita popatrzyła na mnie i powiedziała mi coś takiego, że zbiła mnie z tropu jeśli chodzi o jej doktorat. Dostarczyłem jej swoje badania i rozwój rozmowy wszedł na mnie, gdyż zazwyczaj odbywało się to właśnie w taki sposób, że wyglądało to, jak sesja terapeutyczna. Ja opowiadałem jej o swoich odczuciach, ona zadawała mi do tego wszystkiego, co jej opowiedziałem pytania. Później tłumacząc mi pewne rzeczy, zawsze mówiła dlaczego tak się dzieje, a nie inaczej. Szczerze mówiąc, to bardzo polubiłem z nią rozmawiać. Często w życiu bywałem u Psychiatrów oraz Psychologów ze względu na mój sposób życia, broń, Straż Graniczną, licencje i inne tego rodzaju wypadki oraz pozwolenia. W tymże temacie powiedziałbym jedno. Czasem jest tak, że oni naprawdę potrafią pomóc człowiekowi, ale trzeba chcieć z nimi rozmawiać, bo człowiek musi czasem z kimś porozmawiać. W tym czasie Psychiatria kojarzyła mi się z odwrotnością Psychologii. Takie badanie na temat tego, dlaczego człowiek znajduje się w czarnej dupie, jak głęboko jest w tym bagnie i cel jego postępowania. No i jeszcze kwestia niebezpieczeństwa dla siebie i innych wokół nas. Natomiast o psychologi moje wyobrażenie było zgoła odwrotne. Gdyż widziałem w tej nauce, sposób podejścia do takiej osoby oraz stwierdzenia, jak można jej pomóc i w jaki sposób wytłumaczyć, dlaczego nie można siedzieć w takim bagnie za długo. Czyli reasumując, nie podawać ręki, żeby komuś pomóc się podnieść, a powiedzieć mu, jak ma to zrobić sam, by do końca nie zwariował. Po wszystkim zapytałem ją o małą Alicję i jej mamę. Powiedziała, iż ciekawe jest to, że wracając do zdrowia, bardzo się pokrywamy z pewnymi uczuciami i sposobami myślenia o tym, co mamy zamiar robić w przyszłości. To przecież logiczne. Człowiek docenia to, co stracił. A ja dopiero wtedy zauważyłem pewne rzeczy, co jest..., normalne. Tak myślę. Na rozmowie zeszło mi się długo, bo w pewnym momencie mojej rozmowy, pojawiła się zdenerwowana Agata i Paulina u Jowity.
-Szymon, przesadzasz.
-Ale to jest naprawdę bardzo ciekawe dowiedzieć się tyle o samym sobie. Wiem głupi jestem i lubię słuchać na swój temat, ale to wasza wina. Bo to wy mnie do tego przyzwyczaiłyście.- Paulina spojrzała na Jowitę.
-Możemy zamienić dwa słowa na osobności?
-Oczywiście.- Poszły do kuchni i zamknęły za sobą drzwi.
-Będzie zadyma?- Zapytałem Agatę.
-Nie. Paulina taka nie jest, prędzej ja.- Zdziwiłem się jej odpowiedzią.
-Zawsze byłaś tutaj razem ze mną i mówiłaś mi, kiedy już idziemy.
-No tak. Tylko spuścić ciebie ze smyczy i już okazuje się, że…, jak każdy facet, jesteś pies na baby.
-Natura dochodzi do głosu.
-Słucham!?- Zapytała, jak gdyby nie zrozumiała aluzji. Chyba przesadziłem. Pomyślałem sobie i stwierdziłem, że odpuszczę tą kłótnię.
-U mnie kochana, u mnie.- Powiedziałem jej prostując swój wyskok z tym głupim tekstem skierowanym do niej.
-Wybaczam tobie. Na którą godzinę umówiony jesteś z Moniką?
-Na siedemnastą.
-To powinniśmy się już zbierać.
-Niech może skończą kłótnię.
-One się nie kłócą. Paulina chce coś od Jowity.
-A cha. Co takiego, ona może chcieć, od niej?
-Nie wiem. Ale to dla niej ważne. Chodźmy już.
-Poczekaj, niech dokończą rozmowę. A my w tym czasie zagramy w.... "Kto, kogo."
-Szymon przestań, nie jesteśmy u siebie.
-No właśnie.
-Głupek.- Spojrzała na mnie i dodała.
-W sumie, to dlaczego nie?- Podeszła, złapała za koszulę i przyciągnęła mnie do siebie. Pocałowała mnie i rozpięła moją koszulę.
-Dawaj, robimy szopkę.- I ona rozbierała mnie, a ja ją. Kiedy wreszcie i to pewnie z ciekawości tego, co było słychać za drzwiami kuchni, obie wyszły, to zobaczyliśmy na ich twarzach zdziwienie. Spojrzałem na siebie. Stałem tam już tylko w gatkach, a Agata miała na sobie jeszcze skarpetki, stanik i majtki.
-Kurcze, znów przegrałem przez tą szynę!- Wszystkie spojrzały na mnie.
-Powinienem ciebie rozbierać, a nie patrzeć na to, jak ty rozbierasz mnie i czy przypadkiem nie zahaczysz mi o śrubę. Dobra, w takim razie wygrałaś jedno życzenie.
-Musisz wziąć ze mną ślub.- Powiedziała Agata.
-Nie realne na obecną chwilę, ale pomijając ten problem, to zrobię to w dogodnym dla siebie czasie.
-Tylko, że ja chcę szybko.
-No, mnie też zależy na czasie. Może być w sobotę?
-Dobrze.
-Agata, to Szymon.- Oznajmiła Paulina.  
-Więc?
-Śluby zawsze są w sobotę.
-No wiesz co!? Mogłabyś mi nie psuć dobrego humoru i cieszyć się razem ze mną.
-Agata, on nie powiedział, że w tą sobotę.
-Wiem.
-Ty to wiesz dzisiaj, a za tydzień dasz nam popalić, bo ubzdurasz sobie, że tobie to obiecał.- Spojrzała na mnie.
-Ona ma rację.- Stwierdziłem.
-Nawet pomarzyć sobie nie pozwalacie.
-Ubierzcie się, bo nie jesteście u siebie.- Powiedziała Jowita i dodała.
-Proszę.- Ubraliśmy się szybko i pożegnaliśmy z Jowitą, a później razem z dziewczynami udałem się do Moniki.
-Cześć Monia, co tam u ciebie?
-Cześć. Dostało mi się za ciebie w pracy, a Ordynator oddziału zapisał mnie do asysty na twój zabieg zdjęcia szyny.
-Ooo, pniemy się do góry. To chyba dobrze.
-Rozmawiał już ze mną na temat studiów, o kierunku związanym bezpośrednio z chirurgią. Lubi mnie, prawda?
-Tak. Ale nie ma się co dziwić, bo poważnie jesteś fajną dziewczyną. Nie ma komu pomagać, więc zachowuje się, jak ojciec dla ciebie. Nie zauważyłaś tego jeszcze? Nie podrywa ciebie i zawsze staje w twojej obronie. Traktuje ciebie, jak córkę, zasłania ciebie własnym ciałem. Przecież to logiczne.- Spojrzała na mnie, za mnie i powiedziała.
-Dużo ludzi przywiozłeś.
-Pewnie znasz już Paulinę i Agatę, a to jest Karolina. Monika Karolinko.
-Cześć.
-Cześć. To ty jesteś umówiona z moim bratem?
-Piotrek to twój brat?
-Tak. Jest bardzo fajnym bratem, więc proszę ciebie o trochę wyrozumiałości ze względu na ostatnią jego miłość.
-Spokojnie. My idziemy na tą imprezę jako przyjaciele. Nikt wam nie powiedział? Przecież Szymon, jasno się wyraził.
-Dziwnie zainteresował się tobą, kiedy jechaliśmy w sobotę do nich.
-Cholerny biust!- Zaklęła Monika i wszystkie dziewczyny powiesiły swój wzrok na niej.
-Szczerze mówiąc, to faktycznie jest on troszkę zbyt uwydatniający krągłości twojego ciała.- Powiedziała Paulina.
-Mówiąc troszkę, pewnie masz na myśli ze trzy numery.
-Szczerze powiedziawszy to nie wiem, jaki to numer, ale skoro tak mówisz dziewczyno, to pewnie wiesz, o czym mówisz.- Uspokajała ją Paulina. Monika spojrzała na Paulinę, po czym podeszła do niej dość szybko i złapała ją za piersi.
-Dlaczego nie mogłabym mieć takiego biustu, jaki masz ty. Przecież jest on wystarczająco duży. Chłopaki tobie nie dokuczali, że jesteś krową, a później nie patrzyli tobie w biust, jakby ich on hipnotyzował, prawda?- Paulina stała wystraszona, ale dziwnie skłonna do tego, aby pocałować się z Moniką. Patrzyłem tak, pełen podziwu dla jej zadziwiającego temperamentu. I powiem szczerze, że ona mnie hipnotyzowała swoimi zagraniami, a nie biustem. Paulina złapała ją za biust i..., nie wiem, jak to ująć. "Ważyła go przez chwilkę." Tak chyba byłoby najlepiej to powiedzieć.
-Musi być tobie strasznie ciężko.- Stwierdziła spokojnie.
-Bardzo zabawne!- Żachnęła się Monika dodając.
-Jeszcze się nabijaj ze mnie, bo chłopaki mało mi w życiu dołożyli. Dlaczego on może być inny?- Zapytała pokazując palcem na mnie.
-Ponieważ on jest mój.- Stwierdziła Agata, po czym podeszła do mnie od tyłu i przytuliła mi się do pleców.
-Rozumiem twój zachwyt jej osobą. Faktycznie jest niezwykle temperamentną dziewczyną. Wręcz powiedziałabym, że wybuchową. Tylko, że ona jest już chyba zmęczona tym całym zamieszaniem wokół jej biustu.
-Dziwisz się? Przecież, ile czasu można wysłuchiwać takich bzdur, jakie wszyscy dookoła ciebie wygadują. Powiedz mi Monika jedno. Ty naprawdę masz zamiar oddać swój wianek osobie, która potrafi spojrzeć tobie w oczy?
-Ty potrafisz.
-Bo masz ładne, duże i głębokie oczy o bardzo ciekawej barwie. Wiesz o tym, że oczy to studnia duszy?- Zapytałem Monikę patrząc jej w oczy, by zejść z tego niefortunnego tematu, który niechcący sam rozpocząłem.
-Nie wiedziałam.
-To teraz wiesz.- Spojrzała na Agatę.
-Jest niesamowity, prawda?
-Ma coś takiego w sobie, że zawsze potrafi mnie uspokoić mimo, że wybucham, jak wulkan, a żywiołów się nie zatrzymuje, gdyż to niemożliwe. I tutaj jest precedens, bo on potrafi dowieść niemożliwego. Zaraz, ta dziewczyna z którą mnie prawie zdradziłeś, to... ona?
-Tak.- Roześmiała się i zaczęła się przystawiać do Moniki, która stała zdziwiona jej zachowaniem, aż w pewnym momencie, zaczęła robić to samo w drugą stronę. Powinienem im to przerwać. Pomyślałem i podszedłem do nich. Ale nie mogąc sobie poradzić, strzeliłem Agacie ze stanika. Ależ się wściekła. Dopiero, kiedy wszedł tutaj Piotrek i Tomasz, to jedna z drugą uspokoiły się i Agata prawie zapomniała o tym incydencie. Pojechaliśmy do solenizanta, który był trochę zdziwiony ilością osób, jakie pojawiły się razem z Moniką. Ale, że i tak nie znał większej ilości osób będących u niego na imprezie, to przywitał się i weszliśmy do domu, gdzie odbywała się zabawa. Dziwnie się tam czułem, tak nieswojo. Być może, to przez tą szynę na nodze, bo prawie cały czas siedziałem. Rozmawiałem z różnymi ludźmi do czasu, aż w pewnym momencie, pojawił się obok mnie, trochę podpity i nafutrowany gość niedzielny, opowiadający mi o ekscesach z Moniką. Na początku myślałem, że mówi prawdę. Lecz kiedy zaczął się chwalić, że ją przeleciał, to wiedziałem, że wszystko, co opowiada jest kłamstwem.
-Mistrzu, idź się przewietrzyć!- Stwierdziłem.  
-Pierdol się!- Wyskoczył do mnie z rękoma, więc go pchnąłem, a on przewracając się wpadł na solenizanta o imieniu Jacek.
-Kolego szanowny, nie u mnie w domu.- Powiedział w moim kierunku.
-Obraża Monikę.- Jacek spojrzał na niego i znokautował gościa, po czym pomógł mu wstać.
-Reset pomógł, czy poprawić?- Zapytał.
-Pomógł, ale to i tak nic nie zmienia, bo to zwykła zdzira! - Monika się rozzłościła, bo to chyba nie pierwszy raz ten człowiek robił jej czarny pijar, więc energicznie podchodząc do niego, zawaliła mu z liścia.
-I tak kurwo jesteś szmatą!- Monika popłakała się i już prawie wyszła z pokoju, gdy on nagle powiedział.
-Prawda boli, gdy się ktoś tak puszcza, jak dziwka!- Nie wytrzymała tych obelg dłużej. Zatrzymała się, otarła łzy z twarzy i zapytała go.
-A jaki ty masz dowód na poparcie tego, o czym mówisz?- Złapał się za przyrodzenie i stwierdził.
-To jest dowód!- Śmiejąc się z tego, co zrobił. Monika złapała mnie za rękę i zaciągnęła do stołu.
-Stój tutaj!- Rozkazała. Zgarnęła ze stołu kilka nakryć i położyła się na nim, zdjęła majtki i pokazała mi, że jest dziewicą. Oczy wypadły mi z orbit. Odwróciłem się do Tomka i powiedziałem.
-To dziewica. Że też kurwa mać mam szynę na nodze!- Gość zbladł.
-Mogę sobie pozwolić i spojrzeć?- Zapytał Jacek Monikę.
-Proszę.- Powiedziała do niego. Podszedł, a ona pokazała mu, to samo, co mi.
-To białe oczko z tą błoną oznacza dziewictwo.- Powiedziałem.
-Skąd wiesz?- Zapytał Jacek.
-Czytałem książkę o czystości myśli do wyznania i utrzymania czystości ciała do dnia ślubu. W tej literaturze były zdjęcia i tam widziałem pierwszy raz, jak wygląda dziewictwo.
-Więc, to tak wygląda dziewica. Szkoda, że wszystkie dziewczyny nie są takie, jak ty.- Powiedział i spojrzał na łysego gościa przy wejściu.
-Jurek, znasz gościa?
-Nie.
-To w mordę.- Stwierdził i Jurek zawalił gościowi w gębę. Gość upadł. Ktoś podszedł do niego i zaczął go kopać. Dołączyło się jeszcze kilku chłopaków, aż wreszcie nie było, gdzie włożyć nogi. Szczerze powiedziawszy, to sam bym do nich dołączył. Patrzyłem na to zajście i było mi żal, że nie mogę mieć w tym przedsięwzięciu jakiegoś, powiedzmy sobie szczerze, skromnego udziału. Gdy nagle coś zaświtało mi w głowie.
-Szymon zrób coś, bo go zabiją.- Powiedziała do mnie Agata, patrząc z przerażeniem na to, co się dzieje.
-No dobra.- Stwierdziłem podstępnie.
-Panowie, może już wystarczy!- Dodałem.
-Nie wpierdalaj się!- Rzucił się do mnie jakiś gość.
-Zabijesz go Jackowi w domu?- Nagle wszyscy przestali go kopać i usunęli się z miejsca zdarzenia. Wziąłem szklankę z wodą gazowaną do ręki i chlusnąłem w twarz leżącego. Usiadł i coś tam mamrotał. Coś o dziwce. Tak bezcześcić taki ideał. No niczego ta sytuacja go nie nauczyła. Tego, to na pewno jest już za wiele. Pomyślałem. I podałem mu dłoń.
-No zajebie mu zaraz.- Powiedział Jacek. Tomek zrobił krok do przodu.
-Tylko się rusz i dzisiaj już się nie podniesiesz.
-Wstań.- Pomogłem mu się podnieść. Było wyjść w czasie, kiedy ładnie prosiłem.
-Zimno jest, a ja nie wiem, gdzie jest moja kurtka.- Otworzyłem okno i spojrzałem na dół.
-Kłamiesz. Nie jest zimno sam zobacz.- Podszedł do okna i wyjrzał, a ja go pchnąłem. Kiedy wyleciał, zamknąłem okno i powiedziałem.
-Widzisz Agatko, co by się nie stało, dom opuścił żywy.
-Zwariowałeś!? Przecież mogło mu się coś stać.
-Tak, mogło. Ale to niestety jest tylko pierwsze piętro, a człowiek może wypaść z siódmego piętra i przeżyje. Wystarczy tylko wiedzieć, jak upaść.
-Ale on... !
-Na dole są krzewy iglaste, więc co najwyżej się podrapał. Nie żyj szokiem, kiciu.
-Przerażasz mnie.
-Przepraszam. Jeśli chcesz, pójdę zobaczyć czy wstał. Tomek pomożesz mi znaleźć go na dole?- Zwróciłem się o pomoc.  
-Nie. Proszę, nie idźcie już nigdzie.- Prosiła Agata.
-Wstał i poszedł do samochodu.- Powiedział Tomek stojąc przy oknie.
-Widzisz, a jednak żyje.- Odparłem.
-Czasem myślę, że zwariowałeś.
-Skoro on może opowiadać takie kłamstwa, to ja mogę troszkę poświrować, prawda?
-Uspokój się już, proszę.
-Nie musisz, już go nie ma.
-Zajmijmy się Moniką, bo chyba przesadziła.- Powiedziała Paulina.  
-A on, to niby co? Żeby zrobić z dziewicy dziwkę, to nawet mi się w głowie nigdy nie mieściło.
-Ten Szymon o którym opowiadała mi Monika, to ty, prawda?- Zapytał mnie Jacek.
-I co w związku z tym?
-Moja mama jest pielęgniarką w szpitalu, gdzie leżałeś. Słyszałem, jak z sąsiadami rozmawiały na twój temat. Powinienem przeprosić ciebie, bo myślałem, że naprawdę chcesz mu pomóc.- Powiedział Jacek i mnie przeprosił.
-Bo tak było. Tylko, że zamierzałem pomóc mu wyjść w taki sposób, aby nie pomyślał już dzisiaj o powrocie.- Podszedł do mnie Piotrek.
-Ale zrobiła się kaszanka, co?
-Tak. A właśnie, sprawdziłem i to naprawdę dziewica. Tylko, że ja wierzyłem jej na słowo i nie chciałem tego sprawdzać!- Wykrzyczałem mu to w złości.  
-Szymon, ona traktuje mnie, jak przyjaciela.
-Wiem, przecież tak miało być od początku.
-Powiesz mi dlaczego?
-Nie robisz zamieszania wokół siebie, więc jesteś niezauważalny. A u was, to naprawdę wszystko uchodzi mi na sucho i z tego względu, mógłbym z wami piekło zaorać i nawieźć odbiornikiem.
-Nie żartuj sobie z sił o których nie masz pojęcia.- Westchnąłem sobie głęboko i zapytałem go o jego podejście do tej sprawy.
-Zniesmaczony jesteś?
-Nie. Najgłupsze jest właśnie to, że wcale nie.
-Ciekawe, jak dziewczęta do tego wszystkiego podejdą.
-Przesadziłeś.
-To akurat logiczne.
-Czasem nie wiem, co takiego o tobie myśleć.
-Nie zaprzątaj sobie głowy pierdołami i tak nic w tym temacie nie wymyślisz, bo już nie ma, co wymyślić.- Powiedziałem do Piotrka. I pomyślałem sobie, że potrzebne mi będzie zagrać z dziewczynami o ich punkt spojrzenia.  
-Chłopaki, ja idę do dziewczyn, bo coś się dzieje.- I poszedłem obadać sytuację razem z Piotrkiem.
-Odpuszczasz?- Zapytałem Piotrka podczas drogi.
-Ona jest za szybka, jak dla mnie. Takie dziewczyny nazywa się " Czerwone Ferrari ", są niesamowicie piękne, ale żeby się z nimi przespać, to trzeba dotrzymywać im kroku, a ja tego nie potrafię. To twoja liga człowieku, nie moja.
-Tylko, że ja kocham Agatę. Poza tym, to nie mogę się z nią przespać, gdyż ona jest dziewicą.
-A co, boisz się, że zobaczysz troszkę krwi i zemdlejesz?
-Nie. Ona jest, jak ze snu. Malutka, z dużym biustem, zawsze mnie szokuje, umie się zachować i ma to coś, co podnosi mi ciśnienie tętnicze krwi.
-Podnieca ciebie.
-A ciebie nie?
-No tak, ale ona nigdy nie uzna mnie za partnera równego sobie, a ciebie już uznała za kogoś takiego, jak ona sama.
-Niby tak, bo skoro Monika zaciągnęła mnie, żebym wziął i zaświadczył o jej czystości, to pewnie masz rację w tej sprawie.- Podeszła do nas Agata, gdy szukaliśmy Moniki.
-Szymon, ona chce porozmawiać z waszą dwójką na osobności.- Zdziwiłem się, że wszystko jest jakoś tak, nie po mojej myśli. Powinna chcieć porozmawiać z Piotrkiem, więc dla pewności powiedziałem do Agaty.
-Ty idziesz z nami.
-Nie.
-W takim razie pójdziesz tylko ze mną.
-Pozwoliłam już tobie na ten ruch.
-Prosiła ciebie?
-Tak.- Jeszcze bardziej się zaniepokoiłem.  
-Chodź Piotrek.- Powiedziała i zaprowadziła nas na drugie piętro domku, a znajdował się tam salon z kominkiem.
-Ciekawie zrobiony domek.- Powiedziałem do Jacka po wejściu do salonu, który to, próbował z dziewczynami wyprostować troszkę sprawę spojrzenia Moniki na sytuację.
-Dzięki. To był pomysł mojej mamy, fajny co?
-Świetny. Salon o objętości całego domu i nie trzeba się przejmować niczym. Nad garażem jest pokój, a tutaj piętro wyżej taras. Z trawą?
-Tak. Moja mama jest szalona.
-Dlaczego tak mówisz? Przecież, to jest świetne rozwiązanie! No może nie w tym klimacie i tą porę roku, ale wspaniałe i klasyczne rozwiązanie. U nas w Krzyżu, są takie budyneczki obok parku, to i tak najpewniej były tylko bunkry lub składy przedwojenne służące jako magazyny czegoś niebezpiecznego przerobione na piwnice. One na dachach mają ogródki, będące najwyraźniej maskowaniem. Świetnie to wygląda, wręcz bajecznie.- Spojrzałem na nich. Ale byli zszokowani moim dziwnym zachwycaniem się takimi detalami architektury, które są najpewniej pozostałością fortyfikacji wojskowej lub tylko na takie zrobione.
-Oł sorry. Po prostu strasznie podobają mi się takie nietypowe rozwiązania w architekturze.
-Dobrze, to my was zostawiamy samych.- Powiedział Jacek. Obróciłem się i wszedłem na schody razem z nimi.
-Zwariowałeś? Masz zostać. Jazda z powrotem!- Krzyknęła Agata i wepchnęła mnie na powrót do salonu.
-Ani waż się wychodzić.- Powiedziała i poszła schodami w dół. Spojrzałem na Monikę.
-Zawzięta, co?- Skwitowała jej sposób bycia.
-Coś ty jej nagadała?- Zapytałem, patrząc w jej kierunku.
-Nic, tylko chciałam, żebyś był przy mojej rozmowie z Piotrkiem.
-Piotrek jest normalny, więc możesz porozmawiać z nim otwarcie.
-Tak, ale przy tobie czuję się bardziej otwarta, luźniejsza. No nie patrz tak na mnie. W twoim towarzystwie czuję się swobodniej. Jakoś tak łatwiej wyrażać mi swoje myśli. Ośmielasz mnie.
-Chwila moment! Teraz śmiem twierdzić, że zrobiłaś to tylko po to, żebym zobaczył, iż jesteś dziewicą, a ja wierzyłem tobie na słowo. Wcale nie chciałem tego sprawdzać i źle mi teraz z tym, bo czuje się jakbym tobie nie ufał.- Piotrek próbował wyjść z salonu.
-A ty dokąd się wybierasz?!- Krzyknąłem.
-Zostawię was samych.
-Ani się nawet nie waż wychodzić!- Wrócił na fotel z którego zszedł przed tą niefortunną próbą wyjścia.
-Mogę dowiedzieć się, po co nas tutaj zaciągnęłaś? Bo czuję się, jak we więzieniu, a nie dość tego, to oboje nie mamy pojęcia, o co tobie chodzi.
-Chcę z tobą porozmawiać, a tak szczerze powiedziawszy, to z waszą dwójką.
-Dlaczego z nami. Przecież to jest jasne, że jego traktujesz, jak równego sobie, a mnie nigdy nie będziesz uważać za równego twojej osobie. Znaczy za partnera. - Stwierdził po krótkiej chwili Piotrek.
-To nie prawda! Tylko, że on ma coś takiego w sobie, że... można mu zaufać bez żadnych ograniczeń.
-Skąd to wiesz?
-Nie wiem tego. To takie odczucie po jego sposobie bycia.- Stwierdziła, jak gdyby bez emocji.  
-U mnie na ten przykład, Agata jest idealną dziewczyną. Jest mądrzejsza, ruda, ma piegi, szalona, ma filigranowe ciało i jest otwarta na propozycje, a do tego jej sposób rozumowania mnie czasem szokuje, co podnosi mi ciśnienie tętnicze krwi do temperatury wrzenia.- Oparła się na moich nogach, więc powiedziałem jej to prosto w twarz.
-Musisz zrozumieć, że chłopak nie patrzy na kobietę, jak na mięso czy zdobycz już od stu wieków. Kiedyś to było pewnie standardowe, mieć stado kobiet. Teraz wystarczy mieć tylko jedną, a konkretną. I tutaj dochodzimy do początku istnienia ludzkości. W erze kamienia łupanego członków stada, bo tak pewnie było, zawsze reprezentował jeden najsilniejszy osobnik, taki typowy troglodyta i prostą rzeczą jest, że każda kobieta chciała mieć takiego obok siebie. Tak jest do tej pory u zwierząt. My niestety jesteśmy cywilizowanym społeczeństwem i teraz można wyobrazić sobie to wszystko inaczej. Każdy ma sam swoje wzorce i ideały. Bóg stworzył człowieka i świat od podstaw, a kobieta jest częścią świata wokół mężczyzny, bo jeśli brakuje kobiety, to facet traci swój własny udział w dalszych losach świata. Nie zostawia potomstwa i go traci. Widzisz i tak, jak u ciebie chodzi o potomstwo, tak facetom o biust u kobiet.
-Teraz, to sobie robisz jaja.
-Wcale nie!- Broniłem swojego zdania.
-Człowiek kiedy jest mały, zawsze kojarzy sobie jedną rzecz swojego rozwoju. Nie patrz tak na mnie.- Powiedziałem  do Moniki, bo zaczęła wpadać w moje oczy.  
-Pierś matki do której zawsze mógł się przytulić i na początku, to właśnie z niej był karmiony, co dawało mu poczucie sytości, bezpieczeństwa i ochrony. Więc, jak myślisz, dlaczego faceci mają takie skrzywienie jeśli chodzi o cycki?
-Bo to dupki! I mówi się biust.
-Być może, ale nie wszystkich można mierzyć jedną miarą.
-A to niby dlaczego?- Zbulwersowała się.
-Bo w każdym drzemie dziecko.
-Głupi jesteś.
-Wiem, bo jestem bardziej dzieckiem, niż facetem.- Rozejrzałem się po salonie i zauważyłem, że w jednym kącie była szafa z drzwiami mającymi lustra. Podszedłem do niej i powiedziałem do Piotrka.
-Idź i przyślij nam tutaj dziewczyny, ty przyjdź dwadzieścia minut później. Mogę prosić?
-Jasne. A co takiego chcesz zrobić?
-Pokazać jej, że to nie tylko w facetach drzemie dziecko.
-I mam przyjść dwadzieścia minut później?
-Tak.- Piotrek poszedł, a Monika oparła się na moim zdrowym kolanie, kiedy znów usiadłem.
-Co wymyśliłeś?- Zapytała zaciekawiona sytuacją, w której miała wrażenie, iż będzie w niej odgrywać główną rolę.
-Zobaczysz.
-Fajnie się ciebie słucha, kiedy już się rozgadasz.
-Wiem. Sam jestem w szoku, że dla ciebie mówię o takich rzeczach. Zazwyczaj facet tego nie robi.
-Ale to miłe, jak ktoś się tak uzewnętrznia.- Powiedziała z uśmiechem i nagle zrobiła dziwną minę.
-A to znaczy, że mi ufasz. Ufasz mi bezgranicznie. Bo ufasz mi, prawda?- Skrzywiłem się troszkę na to pytanie i nie mogąc znaleźć żadnego innego wyjścia, jak odpowiedzieć jej, odpowiedziałem.
-Tak.- Rzuciła się na mnie i przycisnęła mnie biustem do fotela na którym siedziałem. Nie chciała mnie puścić.
-Ałła, ałła, Monika moje kolano.- Powiedziałem kłamiąc, by zeszła ze mnie. Puściła i powiedziała.
-Daj pocałuję.
-Nie Monika, nie trzeba.
-Ja to wiem, ty to wiesz, że mnie kochasz, więc dlaczego z tym walczyć?
-Dla zasady.- Zdziwiła się moją odpowiedzią i dziwnie spojrzała.
-Zobaczysz.- Dodałem. A do salonu w tej właśnie chwili weszły dziewczyny.
-Już lepiej?- Zapytała Paulina Monikę.
-Jasne, że tak. Gdzie go znalazłaś?- Zapytała Agatę pokazując na mnie. Agata spojrzała na mnie i zapytała.
-Znów znalazłeś się w szponach Harpii?
-To twoja wina, bo nie chciałaś mi pomóc i tutaj z nami być.
-Nie mogło być, aż tak źle.
-I nie było. A teraz mi pomóżcie. Chodźcie wszystkie tutaj do lustra, stańcie przodem do niego i spójrzcie na swoje odbicia inaczej.
-To znaczy się jak?- Zapytała Agata.
-Z punktu widzenia osoby stojącej obok ciebie.- Patrzyłem, jak na siebie patrzą, żeby nie spalić tego, co chcę zrobić. I nagle w oko wpadła mi stojąca najbliżej mnie Paulina.
-Paulina, przestań patrzeć na siebie moimi oczami. Spójrz na siebie, jak na rywalkę. Znajdźcie swoje wady w oczach innych. O! Tak będzie najlepiej.
-Więc jestem... .
-Nie masz tego mówić, tylko policz ile wad w sobie znalazłaś. Już?
-Tak.- Odpowiedziała Karolina.
-Dobrze. To teraz..., .- Wyciągnąłem swój notes i powiedziałem dziewczętom, by zapisały liczbę swoich wad na każdej kartce i dałem im swoje pióro.
-Szymon, ale tutaj masz numery telefonów.
-Odwróć go i zapisz od tyłu. I nie zaglądajcie do innych.- Zrobiły to i ostatnia Karolina przyniosła mi notes.
-Dobrze. Pierwsza była Paulina. Odwróćcie się tyłem do lustra i chodź Paulinko tutaj. I każda z was ma powiedzieć Paulinie, spoglądając na nią trzy komplementy. Tak po kolei, a nie na raz.
-Ładnie się malujesz, tak delikatnie, a mimo wszystko bardzo dobrze to wygląda.
-Jest mądra i zabawna.
-Masz fajne ciuchy.
-Masz piękne ciuszki i umiesz je dobrać, by zrobić wrażenie.
-Jest niesamowitą osobą.
-Fajne buty. Co oznacza, że ma wyszukany gust.
-Wie czego chce i nie boi się o to walczyć.
-Jesteś mi, jak siostra.
-Może Szymon powie mi coś miłego.
-Jest pierwszą kobietą, która mi się oświadczyła.  
-No wiesz co?- Zbulwersowała się Agata.
-Wiem. To dużo dla mnie znaczy. Teraz, może Monika.
-Ma niesamowity biust.
-I ładną bieliznę.
-Umie się ubrać.
-Nie jest płytka, a bardzo ciekawa.
-Szymon mówi, że ma niesamowity temperament.
-I ładny uśmiech.
-Jest naturalna.
-Wesoła.
-Nie chowa głowy w piasek, kiedy ją obrażają.
-Chodź kochanie, teraz ty.
-Ma dużo szczęścia.
-Fajnego chłopaka.
-Jest kimś, kto tobie zawsze pomoże.
-Ciekawska.
-Kochana.
-Otwarta na propozycję.
-Ma niesamowity kolor włosów.
-I ładne piegi.- Agata spojrzała na Paulinę ze złością.
-Spokojnie. Bardzo mi się podobają i nie tylko mi, bo na ten przykład, Szymon bardzo je lubi. Karolina mówi, że dodają tobie koloru, a większość ludzi twierdzi, iż są bardzo duże, jak na piegi, ale jedno jest pewne, świetnie one tobie pasują. Wręcz niesamowicie.  
-Zmienia się na lepsze. Karolina, teraz ty.
-Ideał Szymona.
-To jego Anioł.
-Jest piękna.
-Mądra.
-Pomocna.
-Umie się zaprezentować w każdym świetle.
-Ma włosy, jak z reklamy. Takie czarne i ciężkie.
-Nic dodać, nic ująć.
-Ideał.
-A teraz stańcie tutaj i spójrzcie na siebie jeszcze raz. Policzcie swoje wady, spoglądając teraz na siebie.- Po chwili zapytałem.  
-Macie już?
-Tak.-Powiedziała Paulina.
-To na swoich kartkach w moim notesie zapiszcie to, co widzicie teraz. Tylko liczbę, żadnych faktów.- Kiedy Paulina powiedziała mi, że już skończyły, to poprosiłem je o swój notes.
-Spójrzcie. Dwanaście wad, zeszło do trzech. Dwadzieścia do siedmiu. Sześć, spadło do dwóch. Jedna do jednej.- Tutaj nie byłem w stanie tego zrozumieć, dlaczego jedna do jednej? Ostatnia jest Karolina i powiem szczerze, to we wszystkich tych osobach zawsze chodzi o ciało, charakter i wygląd. A ona jest, jak Anioł, to idealna kobieta. Więc skoro nie chodzi o nią, to o kogo? Zadałem sobie, to pytanie, lecz nie miałem czasu odpowiedzieć na nie.
-Dobra nie pytam.- Powiedziałem i pomyślałem sobie, że to faktycznie jest prawdziwy ideał. Hm, zawsze plus jeden tak, jak u mnie.
-Nie o tym mieliśmy rozmawiać. Więc, jak widzicie, wcale nie różnicie się od facetów. Taki właśnie wpływ na nas wszystkich ma spojrzenie innych. Tak, jak ogół facetów widzi kobiety, tak cała reszta tych populistów patrzy na was, na kobiety. To znaczy, że ci wszyscy, którzy umieją się wypowiedzieć na głos, a zazwyczaj są tam chamskie odzywki, nietolerancyjne stwierdzenia krzywdzące kobiety, najczęściej te najmniej urodziwe. Trzeba z tym walczyć oraz się nie przejmować. To właśnie jest faktem. Słyszała Monika?! Bo im więcej masz sobie do zarzucenia, tym gorzej na tym wychodzisz.- Zwróciłem się bezpośrednio do niej.
-Słyszała!- Powiedziała uśmiechnięta.
-Dlatego nie interesuje mnie to, co myślą o mnie ludzie. Czasem tylko chcę wiedzieć, ze zwykłej ciekawości. Prawda kochanie?
-Prawda.
-Zejdźcie, kiedy już sobie porozmawiacie i się ogarniecie.- Puściłem im oko, buziaka i opuściłem pomieszczenie. Poszedłem do Tomasza i gdy już go znalazłem stwierdziłem, że coś długo nie schodzą do nas.
-Zejdą w końcu. Pewnikiem znów coś odwaliłeś.  
-Pewnie sobie o tym rozmawiają.
-Pewnie tak. Kiedy teraz przyjedziesz?
-Za tydzień lub dwa, a co?
-Po tym wypadku przestałeś tutaj przyjeżdżać.
-Wiem, bo mam to.- Pokazałem mu szynę, którą miałem na nodze.
-No tak, to żelastwo wiele potrafi wytłumaczyć.
-To prawda. Gdzie masz Martę?
-Tam, rozmawia z dziewczynami.- Kiedy mnie wreszcie zobaczyła, to przyszła do nas.
-Gdzie są wszystkie dziewczyny?- Zapytała.
-Na samej górze w tym domku jest salon i są właśnie tam, razem z Moniką.
-Mogę iść do nich?
-Zapytaj Jacka dla pewności, to jego impreza.
-Okey.- Poszła do dziewcząt.
-Szymon, co ty zamierzasz dalej robić?
-Nie wiem. Pójść na żywioł.
-Uważaj z tymi żywiołami.
-Będę uważał.
-Schodzą te twoje żywioły, woda, ziemia, ogień i powietrze.
-Tak, razem z twoim słonkiem.- Pośmialiśmy się troszkę i kiedy podeszły do nas, Tomek zapytał.
-Co tak szybko słońce, co?
-One prawiły sobie komplementy. Dlaczego mnie nie zawołałeś?- Zwróciła się do mnie.  
-To dlatego, że był po was Piotrek. Nikt się ciebie nie zapytał?- Tomek kopnął mnie delikatnie w buta.
-Zresztą nie ważne, już po sprawie.- Stwierdziłem i chciałem zmienić temat. Wtedy ona odpuściła.
-Ale szkoda.
-Już jest trzecia godzina.- Stwierdziła Paulina
-Trzeba będzie się pomalutku zbierać.- Powiedziałem.
-Pojedziesz z nami?- Zapytała mnie Agata.  
-To trochę ciężki temat.
-Jedź. Jutro, jak będę wracać, to podjadę po ciebie.- stwierdził Tomasz.  
-Zgoda.- Widziałem, jak się ucieszyła i.... Tomek złapał ją w locie.
-I tego właśnie się boję, że nie będzie Tomka obok mnie, kiedy się zapomnisz.
-Przepraszam.
-Nie twoja wina, tylko moja. Dzięki Tomek. Tomek, postaw już ją.
-Już będzie spokój.- Powiedziała Agata.
-Chodź przytul mnie spokojnie.- Podeszła spokojnie w moim kierunku, a później mnie przytuliła.
-Przepraszam ciebie. Ja naprawdę nie chciałam tobie zrobić nic złego.
-Wiem. To jak rozgrywamy resztę nocy?
-Ja mam dość.- Stwierdziła Karolina.
-Ja też, ale w moim stanie to normalne.- Powiedziałem do niej.
-To żegnamy się z ludźmi i ewakuacja. Za dziesięć minut przy samochodzie, zgoda?
-Jasne. Wszyscy słyszeli?
-Która godzina. Zapytała Paulina.  
-Jest Trzecia osiemnaście, więc trzydzieści przy samochodach. Tam jest zegar, jak ktoś nie ma. To wszyscy o wpół do czwartej przy samochodzie.- I rozeszliśmy się pożegnać ze znajomymi.
-Więc dzisiaj już was nie zobaczę?
-Tak. Na dzisiaj już koniec. Nie patrz tak na mnie. Fajna jesteś. Szkoda tylko, że już musimy się pożegnać.- Podszedłem do niej i przytuliłem ją.
-Szkoda, że już jedziecie.
-Powinienem już spać, wiesz o tym? Strasznie męczące jest chodzenie w tej szynie.- Uśmiechnęła się i powiedziała.
-Zdejmujemy ją tobie w połowie tygodnia.
-Wiecie co, dziewczyny? Obie macie w sobie to samo.
-Niby co?- Zapytała Agata.
-Szaleństwo podejścia w taki sam sposób do mojej osoby.- Obie spojrzały na siebie, aż w końcu powiesiły wzrok na mnie.  
-Tak się tobie tylko wydaje.- Powiedziała Agata.  
-Nie. Ja jestem tego pewien. Nawet w pewnym sensie, bardzo dużo was łączy.
-Niby co?- Zapytała z ciekawości Monika.
-Obie jesteście fajnymi dziewczynami i obie w pewnym czasie miałyście problemy z brakiem tolerancji dla swojego wyglądu zewnętrznego. Wiecie, iż czasem sobie myślę, że każdy problem da się rozwiązać? Trzeba tylko chcieć i nie patrzeć na żadne zakazy czy nakazy. Kwestia tego, że będąc w pewnych ramach brakuje człowiekowi ruchu. A bez tej całej otoczki, to ogranicza nas tylko śmierć i możliwości naszej własnej wyobraźni.
-Ciebie, to na pewno.- Stwierdziła Agata.
-Nie ma takiej możliwości, żebyście się zaprzyjaźniły, co?- Zapytałem myśląc, że problem będzie leżeć po stronie Moniki, lecz się myliłem.  
-Mogłabym.- Stwierdziła prawie natychmiast Monika.
-A ja zrobię to, ale tylko dla ciebie.
-Chcę i bardzo tobie dziękuję kochanie.
-A mnie, to nie podziękujesz?
-Chodź.- Podeszła, a ja ją przytuliłem i pocałowałem w obie piersi.
-Szymon?!- Zdenerwowała się Agata.
-Chodź i też pocałuj, żebyś nie była stratna.
-Teraz to sobie jaja robisz.
-Ja nie byłem zły na ciebie za Paulinę, więc...?- Agata przetrawiła to, co jej zaproponowałem i powiedziała.
-Zgoda, ale nie tutaj. Mogę oczywiście? Bo nie zapytałam.
-Szczerze mówiąc, to nie wiem. Szymon dlaczego robisz takie rzeczy?
-Chwila!- Powiedziała Agata.
-On mógł, a ja to nie?
-To troszkę nie tak. On robi takie rzeczy spontanicznie, a ty jesteś bardziej precyzyjnie nastawiona na mnie, bo zapytałaś.
-To prawda. On nigdy się nie pytał, czy może.- Spojrzały na mnie.  
-A po co mam się zapytać ciebie o to, co chcę, skoro wy same pewnych rzeczy się domagacie. Ja mogę być biernym obserwatorem, a i tak pewne rzeczy się nie zmienią.
-Chodźcie do pokoju.- Powiedziała Monika i poszliśmy na parter.
-Fajny ten pokój.
-Cały ten dom się tobie podoba, prawda?
-Taki inny, po prostu jest fajny. Mamy mało czasu, więc....
-Już. Monika zdjęła znów wszystko do pasa i dała pocałować się w obie piersi Agacie.
-Wiesz co? Bardzo ładne masz te piersi. Myślałam, że one są takie bardziej obwisłe, a ty masz je duże, ale takie przy ciele. One wcale nie są takie naciągnięte. Pochwaliła je Agata.
-Jak podniosłabyś ręce do góry, to fajnie wyglądałby twój cień, kiedy staniesz tyłem do słońca.- Stwierdziłem spokojnie uśmiechając się do niej.
-Wystają na boki. Kiedyś patrzyłam, jak to wygląda i faktycznie dziwnie.
-Paulina ma takie twarde, a twój biust bardziej przypomina mi balony. Jest taki jędrny i faktycznie miły w dotyku.
-Dwadzieścia osiem, musimy już iść. Chodź. Podeszła do mnie, a ja ją pocałowałem.
-Ale ty mnie irytujesz.- Stwierdziła Agata.
-Nie chcę robić niczego tobie za plecami.
-Więc, jakby mnie z tobą nie było, to byś tego nie zrobił?
-Już chciałem ją pocałować, jak ze mną spała. Musimy iść, kłócić się będziemy w drodze.
-Odprowadzę was. Powiedziała Monika, będąc już ubrana.
-Wpadnij do nas, proszę ciebie.
-Może kiedy indziej.
-No przecież, że nie dzisiaj. Poczekaj zapisze tobie numer telefonu kontaktowego.- Doszedłem do samochodu Tomka z dziewczynami i na miejscu okazało się, że brakuje Karoliny.
-Szymon, proszę ciebie, idź i ją poszukaj.- Powiedział Tomek.
-Dobrze.- Poszedłem do domku, by sprawdzić, co się dzieje z Karoliną. Po wejściu zauważyłem, że Karolina właśnie się ubiera.
-Jestem spóźniona?
-Co zajęło tobie tyle czasu?
-Poznałam kilka ciekawych osób i....
-Kontakty.
-Właśnie. Bardzo źli?
-Piotrek troszkę. Ale spokojnie, przeżyjesz to.
-Chodźmy już.- I opuściliśmy domek. Na miejscu Piotr po złościł się na Karolinę i ustalili, że wszyscy chcą, abym jechał z nimi.
-Ponieważ mamy dwa samochody, to połowę drogi spędzimy u Piotrka, a drugą część drogi u Tomka. Sami sobie ustalcie, kto pierwszy.
-Może u nas, bo później odbijamy do domu, a wy macie bliżej do Agaty.
-Dobrze. Myślę, że to dobry pomysł.
-Ile jest do Zielonej Góry?
-Sto sześćdziesiąt dwa kilometry.
-Ja mam sto pięćdziesiąt siedem.
-Osiemdziesiąt u was, osiemdziesiąt u nich.
-To z kim jedziemy?- Zapytała Agata.
-Najpierw z Karoliną.- Monika zabrała Piotrka na bok.
-Szymon, co jeszcze dzisiaj robisz?
-Nic. Idę spać.
-Uważaj, bo zaśniesz.- Powiedziała Agata i dodała.
-Masz kopa za Monikę.
-Wiem. Tylko, że kalek się nie bije i musisz poczekać, aż wyzdrowieje.
-Jak myślisz, że się tobie upiecze, to źle myślisz.
-A jakie ciasto będziesz dla mnie piekła?
-Co?
-Bo ja lubię jabłecznik i drożdżowe oraz sernik. A ty jakie... ?
-Ja lubię torty.
-Kochanie, ja ciebie nie pytam jakie ciasta lubisz, tylko jakie mi upieczesz.
-Więc upiekę tobie zakalca.
-Dobry?
-Bardzo.
-A, jak się go robi?
-Byle jak.
-To cały proces pieczenia, pewnie jest owiany tajemnicą.
-Jaki ty czasem jesteś irytujący.
-Wiem. Czyż to nie wspaniale?
-Nie!
-Ładnie wyglądasz, kiedy się złościsz.
-Ty to robisz specjalnie?
-Wiem.- Wrócił Piotrek z Moniką.
-Monika jedzie z nami.- Oświadczył.
-Okey.- Odpowiedziałem.
-Do nas?- Zapytała Agata.
-Nie. Piotrek mnie zaprosił i obiecał, że mnie odwiezie jutro wieczorem.
-Ej! Ale jutro Tomek będzie mnie odwozić na stację do Poznania, to może zabrać i ciebie.- Piotrek spojrzał na mnie.
-Nie może.  
-No tak, zapomniałem.  
-My jedziemy po południu.
-Ale skoro wy jedziecie z Piotrkiem, to my chcemy Monikę w samochodzie.- Powiedziała Marta.
-Właśnie, bo z tobą jeszcze nie rozmawiałam, a Piotrek mówi, że często bywają u ciebie w klubie.
-Ja tam jestem tylko pracownikiem.
-Pani kierownik Marta jest tylko pracownikiem?
Nie, to jakiś żart. Kiedy człowiek tam nie zajdzie, to ty tam jesteś.- Oświadczyłem.  
-To akurat nieprawda. Jestem bardzo zadowolona ze swojej pracy i często w niej bywam, bo lubię taki podział obowiązków służbowych, jaki jest u nas. Prezesowi, jest to na rękę, a ja mam więcej pieniędzy na naukę i codzienne życie, a do tego coś jeszcze odkładam.
-Właśnie zdałem sobie sprawę, że nigdy nie byłem u ciebie.
-Zapraszam. Mieszkam sama, więc możesz przyjść z Agatą. Mam dwa pokoje i kuchnię.
-Wpadniemy do ciebie, kiedy już wyzdrowieje.
-Zawsze będziecie mile widziani.
-Jesteś bardzo miła.- Powiedziała Agata Marcie.
-Lubię was, bo dobrze się czuje w waszym towarzystwie.
-To jedziemy. Wsiadać do samochodów.
-Piotrek, Karolina, ja i Agata. Tomek, Marta, Monika i Paulina.
-Chcesz poznać troszkę Monikę?- Zapytała Agata swoją przyjaciółkę Paulinę, a ona odpowiadając pokazała na mnie.  
-Mam wrażenie, że Monika jest tak ciekawa, jak i ty jesteś ciekawy dla nas.- Zwróciła się bezpośrednio do mnie.
-Nie chcę ciebie martwić, ale masz rację.- Stwierdziła Agata.
-To znaczy się jaka?- Zapytałem patrząc na nią.
-Z lekka postrzelona i niesamowicie szalona dziewczyna.
-Sprawdź.- Uśmiechnąłem się do Pauliny i powiedziałem do Moniki.
-Sprawdźcie obie swoje przypuszczenia.
-Jedziemy, jak zobaczysz światła awaryjne, to zatrzymujemy się na poboczu.- Powiedział Piotr.          
-Dobrze. A ja dwa razy mrugnę długimi.- Po wsiadaliśmy do samochodów i ruszyliśmy w drogę powrotną do Agaty.
-Dlaczego myślą, że ona jest taka, jak ty?
-Jeszcze nie załapałeś Piotrze? Przecież miałeś już próbkę tego, co ona robi. Zresztą sam mówisz, że to moja liga, a nie twoja. Więc zadam tobie jedno pytanie do tego, co próbujesz zrobić. Po co to tobie?
-Źle zacząłem, więc próbuje się zrehabilitować.
-No coś ty?- Zdziwiła się Karolina.
-W sumie, to Szymon ma rację. Paulina może być lekko w szoku, po tych paru kilometrach.
-Myślę, że nie. Paulina jest w mojej lidze, prawda kochanie?
-Prawda.
-Nie wiecie z kim jedzie Paulina dalej?
-Powiedziała, że zastanowi się po tym, co teraz zobaczy i wtedy zdecyduje do kogo pojedzie.
-Szymon ty myślisz, że co oni tam takiego robią?
-Rozmawiają?
-kłamczuszek z ciebie.
-Między innymi rozmawiają.
-Już dawno tak długo ciebie nie widziałam.
-W zeszłym tygodniu.
-Wiesz przecież o czym mówię.
-Wiem. Co Piotrek chciałeś, że tak trzeba było zrobić i się przesiadać w drodze?
-Wciąż jest mi głupio, że tak wyszło.
-Nie potrzebnie. Mnie się podoba taki rwetes wokół tej sprawy.
-Ale....
-Myślisz, że Agata jest stratna? Możesz mi wierzyć, że nie jest i nie będzie. Bo po tej całej sprawie, to ja dużo zrozumiałem i wiem teraz, że ona mnie kocha, a ja ją.
-A skąd ty jesteś tego taki pewny?
-Po takim czasie, to powinnaś już się rozzłościć i znaleźć sobie kogoś nowego.
-Nie chcę nikogo nowego.
-No właśnie. Sama odpowiadasz sobie na swoje własne pytania.
-A ty skąd wiesz?
-Mogłem się przespać ze wspaniałą kobietą, ale tego nie dość, że nie zrobiłem, to jeszcze mam wyrzuty sumienia przez to, że w takim momencie zapomniałem o tobie. Bo to ty powinnaś być głównym założeniem mojej decyzji, a nie to cholerstwo na nodze.
-W innym przypadku, zdradziłbyś mnie?
-Tak szczerze? To nie potrafię odpowiedzieć sobie, ani nawet tobie na to pytanie. Wszystko, co dzieje się w głowie człowieka jest owiane tajemnicą i nigdy nie wie się, co właściwie wybierzemy. Z jakiego powodu to, czy tamto jest ponad wszystko istotne, co widzimy w danej sprawie. Wystarczy nam jeden, z zasady błahy dla innych powód, by zmienić swoje ustawienia i poglądy na drugą stronę. No wiem i potrafię to zrozumieć, że zazwyczaj są to czynniki zewnętrzne, ale czasem człowiek postępuje zgodnie ze swoimi zasadami. Bo zasady były pierwsze. A łamie się je tylko w wypadkach, gdzie kolidują one w taki sposób, że zatrzymują człowieka umysł w miejscu. Gdyż umysł niestety musi być w ruchu, bo przestój kochanie oznacza śmierć. Gdzie śmierć umysłu, jest śmiercią ciała. To dlatego w takich przypadkach przeskakujemy samych siebie.
-Co!? Agata wywaliła oczy na wierzch.
-Chyba za bardzo się wysypałem.- Karolina siedziała patrząc do tyłu między siedzeniami.
-Nigdy na nic w ten sposób nie spojrzałam. Ale wiesz, że to głęboka myśl, która według mnie jest prawdziwa. Ponieważ to umysł steruje funkcjami życiowymi w organizmie człowieka.- I wtedy zrozumiałem jej punkt widzenia. Jedyna wada, jaką widzi w sobie, to spojrzenie innych na nią. Ale kogo? Przyglądałem się jej, a ona miała wzrok zawieszony na mnie. Że też tego dnia nie wpadłem na to, .... Nie ważne, nie wyprzedzajmy faktów.
-Więc twierdzisz, że to drobiazgi wpływają na nasze decyzje.
-Ależ tak. U ciebie tak nie jest?
-Nie wiem.
-Przeanalizujemy twoje podejście do mnie. Jestem szalony, pomysłowy i dziwny, czyli zdrowy rozsądek powinien być na nie. A dlaczego jest inaczej?
-Agata ciebie kocha, a ona jest bardzo otwarta na ludzi. Jej nie skrzywdziłeś, więc dlaczego miałbyś skrzywdzić mnie?
-Szaleństwo, nieuwaga, brak zahamowań, przypadek, wypadek, innego rodzaju wzorzec idealnej kobiety niż ty. Dużo tego jest, mógłbym tak wymieniać godzinami. Więc, jak widzisz, to kwestia szczegółu.
-Teraz mnie wystraszyłeś. Piotrek zatrzymaj samochód.- I włączyła światła awaryjne.
-Wiesz co, czasem zachowujesz się jak dupek.- I wysiadła z samochodu.
-Idę do dziewczyn. Nie lubię kiedy jesteś taki psychodeliczny.- I Agata też wysiadła.
-Jedziemy?- Zapytał Piotrek.  
-Poczekaj, te wiedźmy wyautują Tomka z jego własnego samochodu.
-Pieprzysz.
-Spójrz.- Agata otworzyła drzwi od kierowcy i powiedziała.
-Wynocha do chłopaków! Ale już!!!
-To mój samochód.- Rzucił się Tomek.
-Chłopak do chłopaków! Chłopak do chłopaków!! Chłopak do chłopaków!!! Chłopak do chłopaków!!!! Chłopak do chłopaków!!!!! Chłopak do chłopaków! ….- Skandowały dziewczyny do czasu, aż Tomasz nie zrezygnował i wysiadł. Przyszedł do nas.
-Coś ty im zrobił?- Zażądał bezpośrednio ode mnie tej odpowiedzi.
-Zadały pytanie i dostały odpowiedź. A, że im to nie pasowało, to już nie moja wina. Ja odpowiedziałem zgodnie ze swoim przekonaniem. Dla mnie, to fakt autentyczny.
-Ty i te twoje fakty.
-Piotrek, obraziłem je?
-Nie.
-Zachowałem się jak świnia?
-Nie.
-To dlaczego wyszły?- Znów zwrócił się do mnie.  
- Tomek, nie wiem dlaczego. To kobiety, one czasem tak mają.
-Widzisz, nic nie zrobiłem.
-Dobra, jedziemy. Ale tym razem, za nimi.- Stwierdził Tomek.
-Powiedz, żeby jechały przodem.- Otworzył okno i krzyknął.
-Wy jedziecie przodem!- I dziewczęta ruszyły.
-Kto prowadzi?
-Paulina.- Ruszyliśmy za nimi.
-To dobrze, bo już myślałem, że Agata. To co robimy?- Zapytałem.
-Nie wiem.
-Ale zoo, co?- I wtedy, coś zaświtało mi w głowie.
-Może zagramy.
-Szymon, przestaniesz wymyślać te swoje pierdoły?
-Nie. Gramy?
-Przecież prowadzę.
-Ale jedną ręką możesz grać.
-Mogę, ale… co to za gra jedną ręką?
-Szczerze mówiąc, to nie wiem.
-Papier, kamień, nożyczki.- Powiedział Tomek.
-Masz odpowiedź.
-Za każdym razem ktoś przegrywa i co wtedy?
-Przez minutę musi udawać jakieś zwierzę.
-Jakie?
-Ustalimy za każdym razem, gdy ktoś przegra.
-Okey.
-Mi też się podoba.
-To gramy. Raz, dwa, trzy.- I wszyscy pokazaliśmy kamień, a później się roześmialiśmy.
-Dobra, jeszcze raz.- Powiedział Tomek. Raz, dwa, trzy.- Chociaż jeden nie pokazał niczego, co by się powtarzało, więc drugą turę zagrałem z Piotrkiem. Przegrał Piotrek, a Tomek wyskoczył z wilkiem.
-Zgoda.- I Piotrek wył przez minutę. Później ja przegrałem i udawałem kurę, Tomek udawał indyka, a była jeszcze krowa, wróble i inne biegające, latające i pełzające wynalazki. Fajnie było tak z nimi jechać. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce, to weszliśmy do domu Agaty, cały czas się śmiejąc. Dziewczyny nie wiedziały, co się dzieje, gdyż żaden z nas nie umiał się wypowiedzieć w tym stanie. Obudziliśmy tym samym Jagodę, która zeszła do nas.
-Co oni brali?- Zapytała, kiedy żaden z nas nie reagował na jej pytania.
-Coś piliście?- Dotarło chyba do nas, bo nagle zrobiło się cicho. Ale po kilku sekundach spojrzałem na Tomka i znów się roześmialiśmy.
-Oddawać kluczyki, wszyscy!- Krzyknęła Jagoda i pozabierała kluczyki od samochodów Paulinie i Piotrkowi.
-Nikt nigdzie nie jedzie i nie opuści tego domu dopóki nie dowiem się, co brali.- Zrobiło się poważnie, więc po kilku sekundach uspokoiliśmy się i zapadła cisza.
-Dobra pokażemy wam.- I pokazaliśmy im o co chodziło. Co dziwne, dziewczynom z podobała się ta gra i graliśmy w nią wszyscy, aż do rana. Na koniec każdy udawał ulubione zwierzę i przez przypadek obudziliśmy próbującego wyspać się Andrzeja. Dostałem od niego pierwszy raz opierdziel, pierwszy i ostatni raz się na mnie złościł. Później było śniadanie i obiad, a po obiedzie odwieźli mnie na stację kolejową do Poznania, odwożąc tym samym Monikę. To był fajny dzień, choć zdumiewająco idiotyczny. Lecz, po co są przyjaciele, jak nie po to, żeby się dobrze bawić, abyśmy zawsze mogli na nich liczyć i zawsze im pomagać, bez względu na koszty z naszej strony.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 9156 słów i 50097 znaków, zaktualizował 28 wrz 2019.

Dodaj komentarz