Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 30. Spokój na morzu.

-Szymon, Szymon. Proszę ciebie wstań.- Usłyszałem przez sen.
-Kochanie, co jest?- Odpowiedziałem słysząc głos kobiecy, a nie do końca rozumiejąc, kto to mówi. Otworzyłem oczy i jak przez mgłę zobaczyłem brunetkę wiszącą nade mną.
-To ja, Karolina.- Uśmiechnąłem się, że mogłem się tak pomylić.  
-Oł, no tak. Cześć. Dlaczego nie przyszłaś do mnie, jak z nim wychodziłaś?
-Bo nie trzeba było. Okazał się być dżentelmenem, pomógł mi się ubrać i jeszcze przeprosił, że co on sobie myślał.- Uśmiechnęła się przygryzając wargę.
-Żartujesz?- Pokiwała głową, że nie. Jej włosy suwały mi się po twarzy.
-Chyba jednak trafiłaś za pierwszym razem.- Powiedziałem. Dotknąłem jej twarzy próbując poprawić jej włosy, usadawiając je za uszami.
-Tak myślisz?
-Powiem tobie, że nawet ja bym się tak nie zachował. A on, łał! Szacunek. Mimo, że istnieje jeszcze jedna możliwość, to..., nie niemożliwe.
-No powiedz. Proszę ciebie.
-Nie nic. Cieszę się, że udało się tobie za pierwszym razem trafić na kogoś normalnego.
-To koniec testów? Myślałam, że dasz mi jeszcze jeden test.- Patrzyła na mnie z zaciekawieniem.  
-A chcesz?- Zapytałem dla jasności wiedząc, ze muszę bardzo uważać, bo Natalia urwie mi głowę, jeśli zrobie coś niegodnego Karoliny.  
-Tak.
-Dobrze. Udaj, że sobie coś zrobiłaś w mieście przy nim i zobacz, jak on się zachowa, ... ale graj do końca.
-A, jak zadzwoni na pogotowie?
-To zrobią tobie prześwietlenie i powiedzą, że będziesz żyć. Proste, co się martwisz?
-A nie masz czegoś innego?
-Mam, ale nie chcę, abyś musiała coś takiego zrobić.
-Trudne?
-Ryzykowne. Zwłaszcza spoglądając na to z mojej strony.- Zaciekawiła się. Spojrzała na Agatę i na zegarek stojący na nocnej szafce, a potem wróciła wzrokiem na mnie.  
-Powiesz mi?- Zapytała szeptem.  
-Nie.
-Dlaczego mówisz mi o tym, a nie chcesz mnie w to wtajemniczyć.
-Bo to zagranie niegodne was dziewczyny. Więc nic wam nie powiem. Słyszały dziełchy?
-Przecież one śpią.
-Popatrz.- Położyłem ją obok siebie, a potem pocałowałem Agatę w usta. Przeciągnęła się i powiedziała.
-Cześć. Ale mi się dobrze dziś spało.
-Na ziarenku grochu?
-Jakim ziarenku?
-O przepraszam, zapomniałem włożyć.
-Zaraz dostaniesz kopa.
-Co on znów zrobił? Zdziwiła się Karolina, widząc złość Agaty.
-Kiedyś mu powiedziałam, że chcę, aby obudził mnie tak, jak książę obudził księżniczkę. A dzisiaj on to zrobił i nawiązuje do bajek, żeby mnie zdenerwować.
-Stara Agata powraca. Powiedziała Karolina.
-Nie. Ale wróci do nas, bo chcę zobaczyć ją wściekłą.- Oznajmiłem jej.  
-Po co to tobie?- Zapytała Karolina.
-Muszę wiedzieć, co zrobić, jak już będzie ona miała mnie dosyć.
-Jak to co? Przyjść do mnie.- Spojrzałem na Agatę spodziewając się wybuchu supernowej, a ona najspokojniej w świecie patrzyła na nas z uśmiechem na twarzy.
-Kochasz Karolinkę, prawda?- Powiedziałem coś, co nagle wydało mi się takie oczywiste.
-Ona to wie.- Stwierdziła Agata.
-Dlaczego nie jestem zdziwiony?
-Bo jesteś kochany.
-Właśnie, kochamy ciebie.- Powiedziała Karolina.
-Wariatki z was.- Oznajmiłem jej.
-Przeproś nas.- Powiedziała oburzona Agata.
-Właśnie. Masz nas przeprosić.- Wtórowała jej Karolina.
-Przepraszam.
-Chyba sobie jaja robisz.- Oznajmiła mi Agata.
-Wiem. Mam do was pytanie, ale jedno pytanie. Wiecie gdzie jest Joasia i Darek?
-Pojechali do Dariusza rankiem.
-Zadowolona z zaręczyn?
-Nie spodziewała się, więc na pewno jest zadowolona. Zwłaszcza, że ty brałeś w tym udział.
-Żadnego udziału w tym nie brałem.
-Jak to nie?!
-Ja wrobiłem was tylko w ten taniec, a z całą resztą tych wydarzeń, to ja nie miałem nic wspólnego.
-A ich taniec? Darek jej powiedział, że to nie on i wreszcie Tomek ciebie wkopał.
-Cham. A zresztą, co za różnica i tak wreszcie byście się dowiedziały.
-Widzisz, mówiłam tobie, że to on.
-Okłamać dziewczynę, a ona jest zadowolona. Co za paranoja.
-O czym on Karolina mówi?
-To nie on. On tylko zrobił wam tam to całe tło i niechcący sam dowiedział się, że Darek chce się oświadczyć. I to w dodatku przez ciebie. Pamiętasz, jak wyskoczyłaś z tekstem, że chce się oświadczyć?
-Tak.
-Podszedł do nas Darek zdenerwowany i to właśnie w tym momencie dowiedziałeś się, że on ma zamiar to zrobić na urodzinach, prawda?
-Tak. Był zły, bo myślał, że ktoś się wygadał i mi powiedział. A ja ustawiłem, co mogłem pod niego. Wiem, nie powinienem tego robić, ale..., co mi tam szkodzi. Czy mi szkodzi?- Zapytałem. Ktoś zapukał.
-Proszę!.... Nie wchodzić. Przecież mówiłam Paulina, żebyś nie wchodziła.
-Słyszałam. I właśnie z tego powodu nie posłuchałam.
-O ty krowo....!
-Wiedźma.
-Czarownica.
-Słucham?
-Musiałaś go zaczarować, żeby był z tobą Czarownico.
-Dziewczyny, wy wszystkie jesteście tutaj wiedźmy. Bo sam nie rozumiem u was niczego, jeśli chodzi o was wszystkie. Gdy jestem z wami, to o niczym innym nie potrafię myśleć. Jak wy to robicie?
-Raczej w drugą stronę. Jak ty to robisz, że my wszystkie jesteśmy w tobie zadużone?- Chwilkę pomyślałem i w odpowiedzi rzuciłem im wiersz, który napisałem o relacji z nimi.  

-Chcę zasnąć w ramionach wieczności.
Chcę zaginąć w waszej rzeczywistości.
Chcę pokochać wysokie góry.
Chcę przeskakiwać wszystkie mury.

Spokojnie i w moim świecie.
Normalnie, przy mej kobiecie.
Bezpiecznie i w błogim stanie.
Na koniec świata oddelegowanie.

Bez żalu żyć i bez cierpienia.
Bez bólu i bez zranienia.
Bez złości i bez podtekstów.
Bez kłótni i bez pretekstów.

Gdzie nikt nas nigdy nie znajdzie
i gdy ochota tylko nas najdzie,  
będziemy robić co tylko chcemy,  
aż przyjdzie czas i odejdziemy.

Jak książę z piękną księżniczką.
Jak Romeo ze swoją Julietką.
Jak bocian ze swą wybranką.
Jak Maksiu z mą koleżanką.

Być z wami, każdej następnej nocy,
zasypiać i budzić się w tej mocy.
Jesteście takie skromniutkie,  
a kocham was tutaj wszyściutkie.

-Ty tak z pamięci? Zapytała Paulina.
-Nie. Napisałem to zeszłym razem, gdy do was jechałem.
-Przestaniesz to robić?!
-Ale co?- Zdziwiłem się.  
-Kiedy ja mam skończyć twój profil? Przecież, ... to następna setka stron. Przestań to robić!
-Przepraszam.- Wstałem i się ubrałem, a one się nie odzywały, więc opuściłem sypialnie. Zbiegłem po schodach i wyszedłem na zewnątrz. Padało, mokłem. Lecz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że one cały czas na mnie patrzą. Uklęknąłem i patrzyłem w szaro bure niebo i błyskawice. Dziwne, pomyślałem. Przecież jest wiosna, a ja nie marznę. Siedziałem tam tak..., z dziesięć minut. Kiedy to, poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Najpierw jedną, później drugą, aż wreszcie ku mojemu zdziwieniu trzecią.
-Przepraszam.- Powiedziałem.
-Nie. To ja ciebie przepraszam.- Odparła Paulina. Obróciłem się do nich, wszystkie były w piżamach.
-Zwariowałyście. Biegiem do domu, już! Jak Natalia to zobaczy, to mi dupsko za was skopie.
-On ma rację dziewczyny. Chodźcie.- Gdy weszliśmy do domu, Natalia już stała w holu.
-Dzień dobry. Komu podziękować za tą szopkę?
-Pewnie mnie. Przepraszam, to na pewno moja wina.- Przyznałem się ze skruchą w głosie.
-Szymon, lubię ciebie, ale przestań zachowywać się, jak niedojrzały podlotek.- Powiedziała dziwnie spokojnie z wyrzutem.
-Postaram się.
-Dobrze. O co poszło?
-Mamo, to dziwnie zabrzmi, ale poszło o wiersz.
-Co!? Kłócić już się nie macie o co, przecież to idiotyczne.- Chwilkę pomyślała, po czym zapytała.  
-Kogo obraził?
-Wyznał miłość. Nie obraził nikogo.
-To o co chodzi?
-Nie da się tego racjonalnie wyjaśnić.
-To nie rozumiem w czym rzecz.  
-O mnie Natalio. To moja wina..., nie potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem, poczułem się, jakoś tak nagi.
-Co to znaczy?
-Rozebrany z własnego ja.- Oświadczyłem jej, a ona pokazała na salon i powiedziała do mnie.
-Chodź ze mną. Idźcie dziewczynki do pokoju on za chwileczkę do was dołączy. Weźcie prysznic i się przebierzcie... . Proszę!- Dziewczyny poszły do pokoju. Spojrzała na mnie.
-Chodźmy.- I udałem się za Natalią do pokoju, do którego wejście było w salonie, gdzie stała dziwna szafka i było nadwyraz dużo książek.
-Usiądź, proszę.- Oznajmiła mi.
-Jestem mokry Natalio, cieknie ze mnie, pobrudzę krzesła.
-Wiem. Proszę. Pokazała mi krzesło wyłożone skórą. Usiadłem na krześle imitującym Ludwika 16.
-Powiesz mi, co się stało?
-Powiedziałem im wierszem pewne stwierdzenie, a Paulina się zdenerwowała. Zrobiłem to dla niej, żeby miała pewien światopogląd na moje ja. Tylko, że nie przewidziałem jednego, iż ona się zdenerwuje. Poniosło mnie, Przepraszam. Musiałem ochłonąć, więc ubrałem się i wyszedłem. Nie pomyślałem, że za mną wyjdą. Głupio wyszło, prawda?
-Wrażliwy romantyk. Tacy ludzie, jak ty, nie istnieją. To pozostałość poprzedniej epoki. O Boże!- Nagle zachowała się tak, jak gdyby się jej o czymś bardzo ważnym przypomniało.
-Coś się stało?- Wystraszyłem się.
-Poczekaj. Powiedziała.Rozłożyła sekretarzyk, dała mi kartkę i pióro.
-Napisz mi, co w tej chwili myślisz.- Wziąłem pióro do ręki i napisałem.

"Bramy niebios, piekieł wrót,  
to jest dzisiaj zakres cnót.
Rozplątując gąszcz twych myśli,  
chciałbym jedno, więc mi wyślij."

Patrzyła mi przez ramię na to, co piszę i gdy skończyłem, obeszła mnie i zatrzymała się tuż obok..., wstałem. Spojrzała na mnie i miałem to dziwne wrażenie, że chce mnie pocałować, ale coś jej nie pozwala, więc..., zrobiłem to za nią. Później popatrzyłem jej w oczy, była przerażona. Pierwszy raz pomyślałem sobie. " Co ja do cholery robię?"
-Przepraszam Natalio.- I wyszedłem z..., nie wiem, co to za pokój. Udałem się do dziewczyn.
-Szymon, weź prysznic i się przebierz.
-Dobrze.- Poszedłem i to zrobiłem, a w międzyczasie dziewczyny udały się do pokoju, gdzie zostawiłem Natalię. Gdy wyszedłem z pod prysznica, w pokoju nikogo nie było. Ubrałem się i udałem do jadalni myśląc, że je tam spotkam, lecz ich tam nie było. W kuchni pani nie wiedziała, gdzie są, więc pomogłem jej przy.... Cholera, nawet nie wiem, jak to się nazywało. Zresztą nieważne. Do kuchni po jakimś czasie, gdy pomagałem weszła Karolina.
-Myślałyśmy, że wyjechałeś?- Zapytała tak, jak gdyby była tego pewna.
-Niby dlaczego miałbym wyjeżdżać, przecież nic się nie..., wydarzyło.
-Coś zrobił taką lukę pomiędzy tymi słowami?
-A bo..., coś zrobiłem. Daj mi w twarz.- Powiedziałem do Karoliny. Ona położyła swoją dłoń na moim policzku, a ja oparłem głowę o jej dłoń.  
-Nie szkodzi, że pocałowałeś moją mamę.- Stwierdziła. Zdziwiłem się, że tak lekko przychodzi jej odpuszczanie moich wybryków. Może faktycznie zakochana jest w nowym chłopaku. Hm! No tak, albo wie już, że kłótnie ze mną i tak do niczego dobrego nie doprowadzą.  
-Skąd wiesz, że to zrobiłem?
-Mama nam powiedziała.
-Jak to nam?
-Naszej trójce.
-A tak właściwie, to gdzie wy jesteście?
-W bibliotece. To ten pokoik, w którym byłeś z mamą.
-To dlatego jest tam tyle książek. Co w tym waszym domu jeszcze jest takiego, czego nie ma inny dom w okolicy?
-Chodź, zobaczysz. Złapała mnie za dłoń i zaciągnęła do oranżerii.
-Widziałeś to?
-Ogród zimowy. Chyba jakoś tak go nazywacie, prawda?
-Tak, ale ja mówiłam o tym, co jest za oknem po lewej stronie.- Wyglądało, jak bajorko.
-Macie staw?
-To nie staw.
-A co? Wylęgarnia komarów?
-Przyjrzyjmy się z bliska. Wyprowadziła mnie na zewnątrz.
-Basen. Szkoda, że zniszczony. Kaczki są wasze?
-Na wiosnę mama chce go wreszcie wyremontować, a kaczki są dzikie. Czasem, jak chcę pomyśleć, to przychodzę tutaj je karmić.
-Fajnie. Już mi się podoba. Idę ją pocałować jeszcze raz.
-Szymon!
-Co?!
-Przestań to robić, bo ona nie wie, co myśleć. Zatrzymałem się i obróciłem do Karoliny.
-Cholera..., to samo robię z Jagodą. To dlatego ona tak mnie lubi.
-Fajnie czasem ciebie posłuchać.
-Twoja mama, ma ten sam problem.
-Słucha ciebie.
-Właśnie. Słucha mnie i zawsze powie mi coś, co mnie inspiruje do słuchania jej dalej. Pewnie dlatego nie mogę sobie odpuścić jej głosu. Zawsze słyszę od niej coś, czego nigdy o sobie nie słyszałem. Mało tego? Ona ma rację.
-Oł.
-Co?
-Zakochałeś się w mojej mamie?
-Kocham was wszystkie. Jagodę, Natalie, Paulinę, ciebie i Żanetę, Agatę, Mariole, Dagmarę, Martę, Joasię... . Dla mnie jesteście nieziemskie. Nie patrz tak na mnie.
-Jak?
-Tak lubieżnie.
-Dlaczego?
-Bo to się źle skończy.
-Poważnie?
-Tak. To pewne.
-Obiecujesz?- Podszedłem do niej i złapałem ją tak, jak gdybym chciał z nią zatańczyć, a tylko lekko nachyliłem ją nad wodą.
-Puścić?-
-Tak. Zrób ze mną co zechcesz.- Odparła wiedząc, że tego nie zrobię.
-Masz przecież chłopaka.
-Ale on, to nie ty.
-O co tobie chodzi?
-Każda z nas chce mieć kogoś takiego, jak ty.
-Ale to jest niemożliwe.- Podniosłem ją i usiadłem na kamieniu. Podeszła do mnie i powiedziała z nutką wstydu w głosie.
-Wyszłam na dewotkę.
-Karolina, jak taki ideał, może chcieć kogoś takiego jak ja?
-Bo z tobą nigdy się nie nudzimy.
-I znów wracamy do sedna sprawy. Hm, ale paranoja. Karolina, ja kocham ciebie platonicznie. Seks zawsze wszystko psuje. Którejś stronie zawsze zaczyna bardziej zależeć i to jest początkiem rozkładu. Nie chcę tego.
-Rozumiem. W porządku Szymon jesteś.
-Dziękuję, że to rozumiesz.
-Wracamy?
-Tak. Kocham ciebie.
-Szkoda, że tylko platonicznie.- Może i kłamstwo ma krótkie nogi, ale czasem jest potrzebne. Być może błędem jest tutaj otwieranie się do każdej dziewczyny, która mi się podoba. Karolina zaciągnęła mnie do biblioteki, gdzie siedziała Paulina, Agata i Natalia. Zamilkły na chwilę kiedy weszliśmy.
-Przerwałem wam rozmowę w moim temacie?
-Pojechałaś po niego?
-On cały czas był w domu.
-Szukałyśmy go.
-A zajrzał ktoś do kuchni?
-Nie.
-Ja także nie.
-Byłam w kuchni i była tam tylko Jowita.
-Słyszałem. Byłem w tym czasie w spiżarni.
-To dlatego ciebie tam nie widziałam. A właściwie, to co ty tam robiłeś?
-Pomagałem przy czymś. Nieważne.
-Szymon, ty poważnie jesteś dziwny. Czasem kiedy człowiek myśli, że ciebie zna, ty robisz coś zupełnie szalonego i wychodzącego poza wszystkie normy. Powiedz mi, dlaczego?
-Z ciekawości. Po prostu, pierwszy stopień do piekła, mam już za sobą.
-Szymon, nie idź w tym kierunku za daleko. Zawróć w momencie kiedy zacznie się to tobie podobać. Obiecaj nam.
-Dlaczego?
-Bo ciebie kocham, bo boje się o ciebie, bo mam decylion innych powodów, aby się do ciebie przykleić i nigdy nie dać tobie odejść.
-Decylion. Jedna z najwyżej nazwanych liczb. Wiesz ile ma zer?
-Nie. Nie mam pojęcia, ale podobno dużo.
-Używasz liczby i nie wiesz jaką sumą obracasz?
-W piątek pani od matematyki prosiła o podawanie najwyższych liczb jakie znamy z nazwy. Podawali różne liczby, ale podobno żadna jaką podano nie jest większa od decyliona.
-W układzie dziesiętnym decylion to 10 do potęgi 60, ale tylko w zapisie dziesiętnym. W krajach stosujących tzw. krótką skalę, ... jak Anglia, to 10 do 33. Jednak w układzie SI mnożnikowi 10 do 60 nie odpowiada żaden przedrostek jednostki miary. Po co ja wam to mówię. To jedna z najwyższych liczb jaką znam z nazwy.
-A najwyższa?
-Centylion. A w sumie centyliard.
-Ile to?
-Nie zmieścisz tego na kartce jak chcesz pisać 1 i zera, więc napisz to jako potęgę.
-Ale ile to jest?
-1 i 600zer, a rd, to 603 zera.
-Jak to zapisać.
-10 do 6 razy100 plus 3 potęgi. Centylion bez dodawania trzech. Po co ja wam to mówię.
-Lubisz matmę.
-Tak. Jest logiczna, prosta i przewidywalna.
-Po co to robicie?
-Szymon, jak człowiek myśli, że ciebie zna, to ty zawsze masz coś, co go ścina z nóg.
-Mówiłem tobie, że lubię matematykę.
-Lubić, a się interesować, to dziesięć różnych rzeczy.
-Wiem. Skończmy mój temat. To o czym rozmawiałyście?
-Tak. Faktycznie schodzimy z twojego tematu.
-Zapomniałem. Przepraszam, głupie to było z mojej strony.
-Tak siedzimy sobie i rozmawiamy na twój temat. Cały czas dochodzimy do czegoś innego w twoim temacie i nigdy nie mamy dość. Jesteś ciekawym tematem, dobrze się z tobą prowadzi rozmowy i zawsze jest się usatysfakcjonowanym.
-Kocham ciebie, ale mam takie wrażenie, że podrywasz każdą kobietę jaką poznajesz.
-Chcąc kogoś poznać, trzeba zamieszać mu w życiu. Nie wystarczy wiedzieć, jak ma na imię.
-Więc o to chodzi. A ja się zastanawiam, po co ty to robisz.
-Zamieszanie i zamęt, to kwintesencja życia Natalio. Hmm, ciekawe kiedy mi się znudzi?
-Nigdy?
-Nie. Myślę, że kiedy dostanę po łapach, to mi zbrzydnie taka zabawa.- Popatrzyłem na wszystkie cztery. Siedziały i patrzyły na mnie.
-Idziemy na drugie śniadanie. Powiedziała Natalia i poszliśmy. Dobiła do nas reszta domowników. Piotrek z Mariolą i Paweł, który jak zwykle był zachwycony moją obecnością.
-Czy ty kiedyś przestaniesz mnie prześladować?
-Jasne. Tylko, że jeszcze nie zdecydowałem kiedy.
-Dziwak.
-Paweł!
-Przepraszam mamo.
-Przeproś Szymona.
-Nie trzeba Natalio.
-Trzeba.
-Przepraszam. Dlaczego zawsze go bronicie?
-Bo go kochamy.- Władowała się Paulina.
-Słucham?
-To platoniczna miłość.- Powiedziała Karolina.
-Z ust mi to wyjęłaś.
-Paweł, dlaczego nie lubisz Szymona?
-Bo to burak.
-Ale cukrowy, a nam jak zauważyłeś, brakuje słodyczy.- Dorzuciła Natalia. kopara mi opadła.
-Ja też go kocham platonicznie.- Powiedziała Mariola.
-Wiecie co? Dziękuję za drugie śniadanie.- Wstał i wyszedł nie zważając na to, że Natalia go woła.
-Wiecie co? Idę do niego, co najwyżej dostanę znów w twarz.- I poszedłem do jego pokoju.
-Jak coś do mnie masz, to wal.- Wstał i się machnął, ale mnie nie uderzył.
-Nie chcę żebyś się kłócił z Natalią w mojej sprawie.- Dodałem.  
-Odkąd tutaj jesteś, cały czas rozmawiają o tobie. To jest chore. Kim ty jesteś?
-Może właśnie chodzi o to, że nikim.- Wzruszyłem ramionami, a on wciąż mi się przyglądał.  
-I czasem, jak robisz coś dla Karoliny, to mógłbyś mi powiedzieć.
-Ma nowego chłopaka. Nie stresuj już go, jak można prosić. Przy pierwszym zapoznaniu go, chyba przesadziliśmy wszyscy.  
-Tego kierownika restauracji?
-Leszek, ma na imię Leszek.
-I co w związku z tym?
-Troszkę go na początku ustawiliśmy. Ale..., źle zrobiliśmy i teraz tego żałuję. Chciałem, żeby Karolina wrobiła go w dwuznaczną sytuację, aby sprawdzić, jak się zachowa i... .
-Słyszałem. I co zrobił?
-To dziwne. Nawet ja bym tak nie postąpił. Przeprosił ją, że co on sobie myślał i pomógł jej się ubrać. Więc, albo ją kocha, albo wyrobiliśmy w nim niezłą paranoje na jej punkcie.
-Jedno i drugie ma jeden skutek.
-Niezupełnie. Jeśli jest taki, jak wychodzi z tego testu, to ok. Ale istnieje jeszcze jedna możliwość.
-Jaka?
-Że zrobił to ze strachu, a to już niezła paranoja i takich ludzi trzeba się bać.
-To niech go spuści.
-A jeśli on jest ok, szkoda by było, prawda?
-Po co ty mi to mówisz?
-Chciałeś wiedzieć, jak możesz pomóc w czymś Karolinie.
-Kochasz ją, prawda?- Zastanowiłem się zanim mu odpowiedziałem.  
-Tak.
-To puść tą rudą sikse i złap Karolinę.
-Kocham Agatę.
-Karolina jest ładniejsza.
-Twój egocentryzm pobija moje wariactwo. Poważnie.
-Nie dogadamy się?
-Nie da się handlować miłością.
-Dlaczego?
-Bo to chore.
-Czyli ty tak prawdę mówiąc, to jesteś normalny.
-Ciekawy test.
-A jakoś tak mi przyszło na myśl.
-Ty tak poważnie, to się ode mnie nie różnisz. To dlatego ja ciebie tak strasznie denerwuje. A ja myślałem, że ty jesteś jakiś inny.
-Czyli umiesz porozmawiać normalnie z człowiekiem.
-Odezwał się człowiek, który nie umie. Wiesz co? Ty jednak musisz być troszkę bardziej elastyczny i się zmienić w stosunku do mnie. Ja ze swojej strony zrobię to samo. To jak?
-Spadaj!
-No przestań! Całować w dupę ciebie nie będę.
-Wkurzasz mnie.
-I Wice versa. To jak?
-Jak powiem, że tak. Odwalisz się?
-Tak.
-Zgoda.
-To chodź pokażemy, że jest wszystko ok. A ja postaram się dla Karoliny i Natalii nie wchodzić na twoje podwórko bez powodu. Może tak być?
-Zgoda.- Poszliśmy i odegraliśmy szopkę na wejściu, a później zajęliśmy miejsca przy stole.
-Podasz mi pomidory?
-Dzięki!
-A ty chleb?
-Jasne. Trzymaj.
-Dzięki.
-Szymon, wszystko w porządku? Bo to jakoś tak sztucznie wygląda.
-Nie przyzwyczailiśmy się jeszcze do tej sytuacji, ale dogadaliśmy się i myślę, że będzie ok.
-Kłamie?- Rzuciła pytanie do Pawła.
-Nie. Mówi prawdę. Myślałem, że to kretyn, ale najpewniej się myliłem.
-Uderzyłeś Szymona?
-Tak... prawie że.- Wszyscy spojrzeli na mnie. Odwróciłem się do Agaty.
-Widać? Zwróciłem się do niej pokazując na twarz.
-Nic tutaj nie ma.
-To dobrze. Bo już myślałem, że widać..., coś co nie miało miejsca Natalio!
-Szymon, utłukę ciebie. Zobaczysz, że któregoś dnia oberwiesz za robienie sobie z nas żartów!
-Chciałem zobaczyć wasze miny. A jeśli chodzi o to co powiedział, to tylko się machnął, ale mnie nie uderzył.
-A właśnie, gdzie jest Marta i Tomek?
-Rankiem wyjechali. O! Tomasz zostawił tobie list i jeszcze coś.
-Co?
-Jakąś zaklejoną reklamówkę.
-Później zobaczę.
-Natalio o której macie obiad?
-Tak za dwie godziny. Dlaczego pytasz?
-Potrzebuje pomocy dziewczyn.
-To znaczy?
-Chcę pojechać do klubu.
-Jadę z wami.
-My też.
-Ja też chcę.
-Co tak patrzysz na mnie. Jak chcesz, żebym pojechał, to powiedz. Oponował Piotrek.
-Jedziemy. On się tylko droczy.- Powiedziała Pchełka.  
-Dlaczego chcecie wszyscy jechać?- Zapytałem.  
-Jedziesz do klubu.
-Ale tylko porozmawiać z Martą i może spotkam jeszcze kogoś.
-Właśnie. Co to za sprawa z tymi zaręczynami?
-Ładne były, co?
-O co chodzi?- Zaciekawiła się Natalia.
-Szymon znów zrobił zaręczyny.
-Nie! Nic nie zrobiłem. Dałem wam tylko nauczkę za wyrobienie mnie w teatrzyk.
-Ale jakby nie to, to zaręczyny byłyby nudne.
-A skąd wiesz, co on chciał zrobić?
-Jak zwykle nic, bo to chłopak. Chciał wyciągnąć pierścionek i się oświadczyć. A ty niechcący dorobiłeś do tego całe tło. Nie widzisz tego?
-Nie i tej wersji będę się trzymać.
-Karolinko, jak było?
-Żebyś wiedziała wszystko Agatko, to byś znów była zdziwiona.
-Ona wie coś, czego ja nie wiem?
-Widziała to z innej perspektywy.
-Jakiej?
-Bliższej prawdy.
-Denerwujesz mnie.
-Czyli potrafisz się na mnie złościć.
-Właśnie cały problem w tym, że nie. Powiedz mi, co takiego Karolina wie, czego ja nie wiem.
-Ona wie tyle, co i ty. Z tą różnicą, że potrafi spojrzeć na to z pewnej odległości.
-Ty chyba myślisz, że jestem głupia.
-Nie. Tylko, że ona nie ekscytuje się wszystkim tak jak ty. Bierze to na zimno, bez emocji i potrafi racjonalnie to przemyśleć. Tak jak ten mój idiotyczny zakład z Izabelą. Przecież już go wygrałem, jak ona z nim nie zerwie. A nawet jak z nim zerwie, to wchodzi on w moje zabezpieczenie. Tak, czy tak, jest po mojemu.
-Nie rozumiem?
-Ty jej to Karolina powiedz.
-Szymon wie kiedy Robert oświadczy się Izabeli.
-Kiedy?
-Chciał już. Ale ona go denerwuje, więc się powstrzymuje i to przeciąga. To dlatego prosiłem ją, żeby dała mu troszkę spokoju i wtedy wygra kamyk.
-Co ma do tego wszystkiego jakiś kamyk?
-Diamenty są wieczne, więc jakby to tobie powiedzieć? Może wprost. To on jest skarbem w tej grze.
-Pierścionek.
-No nareszcie, bo ile można się kręcić wokół jednego słowa.
-Ustawiasz im zaręczyny?- Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Nie tylko ja.
-A kto jeszcze?
-Ja. On mówi o mnie.- Powiedziała Karolina.
-Co wymyśliłeś?
-Chcemy, aby oświadczył się jej w niebie.
-Co wy z tymi balonami? Zapytała Agata.  
-Wykorzystać pomysł do końca. I chyba lepiej tam, jak w jakiejś w restauracji.
-Chciał to zrobić w klubie.
-Tak. Mam jeszcze jeden pomysł niespodziankę dla nich. Ustawimy się wszyscy pod nich i zrobimy im piknik zaręczynowy. Kto jest za?
-Wszyscy. Tylko wiesz, że nie mogą wiedzieć, że tam jesteśmy.
-Wariat z ciebie. Ale już wiem dlaczego wszyscy ciebie lubią.
-To proste, bo robię tutaj dużo zamieszania.
-Karolina, on tak cały czas?
-Jasne.
-Czyli to prawda.
-To co o nim opowiadają? Pewnie.
-Możecie przestać?
-Dlaczego Szymonie?
-Bo to nie ja.
-Widzicie.
-Nie chcecie, to nie. Nie muszę nic robić. Chciałem tylko, żeby było im miło, że się o nich pamięta. A skoro są naszymi przyjaciółmi, to chyba należy im się jakieś wsparcie od nas, co?
-Szymon ma rację dzieciaki, powinniście im zrobić niespodziankę.
-To jak? Bo skoro Szymon ma rację, to faktycznie trzeba by zrobić coś dla nich. Ja chciałabym takie zaręczyny i ten piknik. To byłby wspaniały początek zakończenia cudownego dnia.
-Wiecie, że to balon i nigdy nie wiadomo, gdzie wyląduje?- Zainteresował się Paweł.
-Jest samochód, który jeździ za nim i wystarczy się go trzymać. To jak?
-Zgoda.
-My też pojedziemy.
-Ok. Zgadzam się.
-Dobrze. To Karolinko, Kiedy już ustalisz wszystko, to zrobimy resztę w tym temacie. A teraz jedziemy do klubu.
-Szymon?
-Tak.
-Samochód ma tylko dwa miejsca.
-Natalio?
-Weźcie mój. Pojechałem do klubu z Karoliną, Agatą, Piotrkiem i pchełką.
-Mariola, idziemy porozmawiać z Martą.
-We dwójkę?
-No coś ty..., w piątkę.
-Szymon, a o czym będziemy rozmawiać?
-Przyjdą tutaj jutro na obiad i kolację, więc niech Marta wie na czym stoi.
-Co chcesz zrobić?
-Powiedzieć jej o wszystkim.- Poszliśmy razem i powiedzieliśmy Marcie o wszystkim, co wymyśliliśmy.
-Powiedz mi, że dla mnie też zrobisz coś takiego.
-Życie pokaże. Ale jeśli będę wiedział, to masz moje słowo.
-Będą mieli park w pokoju luster.
-Kto robi?
-Waldek. Podobno to twój pomysł.
-Może troszkę.
-Skąd ty masz takie pomysły?
-Nie mam. Czasem samo mi przychodzi do głowy.
-Ale dlaczego?- Zapytała Agata.  
-Nie wiem, coś rzuca mi się na oczy i wymyślam jakąś głupotę, a wy zawsze pomagacie mi to zrobić. No..., może nie zawsze. Kto płaci Waldkowi?
-Mecenas razem z panią Natalią.
-Natalia wiedziała?
-Zarezerwowała wam miejsca. Ty masz w Sobotę na kolację, a Jagoda z Andrzejem otrzymała obiad. W piątek dostaniesz jeszcze możliwość późnej kolacji.
-Kochana Natalia. Mówiła, że zarezerwuje mi miejsce, jak będzie coś robić. Agata ma do mnie numer na wrazie co, więc jakby się coś wyklarowało w sprawie, to dzwońcie.
-Powiem Agacie, to poinformuje ciebie kiedy będą mieli ten lot balonem. I może ustalimy jeszcze, co robimy z piknikiem.
-To proste w Sobotę nad ranem pojedziemy na miejsce i dalej się zastanowimy. Ok?
-Zgoda.
-Moment. Jaki piknik?- Zaciekawiła się Marta.
-Szymon szaleje. Jeszcze troszkę, to tego samego dnia zrobi im ślub.- Rzuciła Pchełka.  
-Ej, że też prędzej nie pomyślałem. Ale będzie heca.
-Zwariowałeś.
-Nie! Ja zawsze byłem trzepnięty.
-Nie zrobisz im ślubu w jeden dzień.- Zarzuciła mi niemożność wykonania postawionego przez siebie zadania, więc sprostowałem.  
-Taki koleżeński zrobię.
-Zwariował.- Przyglądała mi się Mariolka.  
-Posłuchajcie, to może wypalić. Wystarczy tylko załatwić suknię i gajer, a srebrne obrączki się znajdą. A no właśnie. Jest jeszcze coś.
-Co znowu?
-Jak przegra, to ona musi mu się oświadczyć, więc musi mieć sygnet dla niego.
-Ma rację. Pierścionek byłby idiotycznym dowodem miłości dla chłopaka. Spojrzałem na Agatę.
-Nie i nawet o tym nie myśl. Nie!
-Proszę. Ja naprawdę ładnie proszę. No zgódź się!
-A co ja będę z tego miała.
-Zadowoloną przyjaciółkę.
-No dobra.
-Tylko powiedz jej, że musisz ty go mieć. To na wypadek, gdyby nagle musiała się oświadczyć.
-Coś wymyślę.
-Powiedz jej jeszcze, żeby już sobie pisała, co mu powie na zaręczyny, bo ja się już tym zająłem i zaraz ją to dogoni.
-Zrobię to w mniej oczywisty sposób. Owinę to w jakąś grę, albo zabawę.
-Czegoś się jednak uczysz ode mnie.
-Tak. Ponieważ ty niczego nie robisz bez powodu. Najdrobniejszy twój ruch jest zawsze przemyślany.
-To akurat nie prawda. Często tak jest, ale nie zawsze.
-Kłamczuszku, nie kombinuj.
-Marta. A dzisiaj, to kto jest tutaj?
-Iza władowała na obiad rodziców.
-Są teraz?
-Powinni już być, dlaczego pytasz?
-Z ciekawości.
-Szymon, był ten, co zawsze i przyniósł tobie kopertę.
-To dobrze. Jest twoja.
-Nie zajrzysz do środka?
-Nie.
-Co powiedziałeś Tomkowi, że po imprezie był taki w szoku?
-Nic. Miał mi tylko pomóc w prezencie i to zrobił. No może fajerwerki były przesadzone, ale to za ich pieniądze.
-No!!! Były fajerwerki i nas nie zabrałeś?
-Nie wiedziałem, że będą.
-Mam focha.
-Przepraszam. Ale naprawdę nie wiedziałem. Nie wiedziałem, że będą.
-Mam focha.
-Przepraszam. Ale naprawdę nie wiedziałem.
-Co jeszcze robiliście?- Zapytała zimno.  
-Była nauka pływania i konkurs skoków do wody.
-Ej! To było chamskie, że nas nie zabraliście.
-Zaraz. Basen o tej porze jest nieczynny. Gdzie byliście?
-Gdzieś na rzece i skakaliśmy z wiaduktu kolejowego. Dlaczego pytasz?
-Przecież jest zimno. Zaraz, przyjechałeś w innych ubraniach.
-Tak, bo tamte były mokre.
-Tomek miał suche.
-Bo Tomek nie skakał.
-To kto?
-Trzech Niemców i ja.
-I kto wygrał?
-Trzeba byłoby zapytać Darka?
-Jak to?- Atakowały mnie Dziewczyny, by się dowiedzieć, co się stało.
-Bo chłopaki zrezygnowali po trzecim skoku i trzeba było im pomóc wyjść z wody. Mieli dość pływania.- Ktoś zapukał.
-Proszę wejść.
-Pani Marto przyszedł pan Roman.
-Dziękuję.
-Jest?
-No przecież mnie nie okłamał.
-Szymon, nie!
-Poczekajcie.- Poszedłem do pokoju luster, ale Romana spotkałem po drodze.
-Szymon, dawno ciebie nie widziałem.
-Witam. Jak tam szanowna małżonka?
-Dobrze, ale każdy mówi o tym pokoju, więc postanowiłem wpaść.- Spojrzałem na niego podejrzliwym wzrokiem.
-A to nie przypadkiem żona chciała razem z córką.
-Masz mnie. Rozmawiałem z Darkiem.
-Bawić to on się nie umie.
-Dziwny jesteś, ale pomysł był ciekawy.
-A jak Mercedes pofrunął do nieba i to prawie z którymś z nich. Ale się działo. A właśnie, mam problem. Bo wiesz, twój wybranek dla córki ma pomysł na oświadczyny i prosił mnie o pomoc.
-Zdecydował się wreszcie?
-Tak.
-No, bo ile można czekać.
-Pomożesz mi?
-Co potrzebujesz?
-Twojego zaufania i nie mów nikomu. Do tego wszystkiego jeszcze kilku innych rzeczy.
-To powiedz, co tobie potrzeba.
-Zapłacisz za suknię i sygnet, a także za piknik?
-Ale nie będziesz robił nic głupiego?
-No coś ty. Będzie pan zadowolony. Zobaczysz.
-Dobrze, to ile tobie potrzeba?
-Tego nie wiem, okaże się w praniu.
-I dobrze. A, że tak zapytam, to co masz zamiar zrobić?
-Ustawiamy na jego życzenie zaręczyny w niebie.
-Jak zrobisz coś.... !
-Zamknij się! W balonie.
-Przepraszam, nie pomyślałem.
-Ale za coś takiego, to on powinien zapłacić?
-I płaci. Chodzi o to, żeby nie wiedzieli o reszcie spraw, jakie dla nich szykujemy. Teraz rozumiesz?
-Tak. To znaczy się nie.
-Pojedziesz z nami na piknik i zabierzesz jego rodziców.
-Kiedy?
-Jak będą latać balonem i wylądują.
-Gdzie?
-Tego nie wiem.
-A suknia i sygnet po co tobie są?
-Żeby zapamiętali ten dzień do końca życia. Zobaczysz sobie później.
-Co ty kombinujesz?
-Zaręczyny i taki ślub przyjacielski, żeby wszyscy wiedzieli, że oni są już na siebie skazani.
-A jak ona się nie zgodzi?
-Ona czeka na jego ruch.
-Skąd wiesz?
-Powiedziała mi, że czeka na to, żeby zdeklarował się jej. No co?
-Moja córka powiedziała tobie coś takiego?
-Zaczęła od stwierdzenia, że mam jej zmienić chłopaka.
-Co!
-Twój kandydat by upadł i już się nie podniósł. Ona się z nim nudzi. Jak go poznałem, to pomyślałem sobie, że mogę stwierdzić, iż jest ciekawym gościem. A tutaj proszę. Pańska córka uważa go za nudziarza. Albo ja jestem nienormalny, albo.... Co ja pieprze, przecież ja, nie jestem normalny.
-Ciekawy przypadek z ciebie, ale dobrze, że coś dla nich robisz. Powiesz mi ile jestem tobie winien, jak już będziesz wiedział.
-Nie mi, bo to nie ja wywalam na to pieniądze, ale o to z grubsza chodziło.
-A kto ma takie głębokie kieszenie, że stać go na taką ekstrawagancję?
-Dziewczynka, która dostała od was mercedesa na osiemnaste urodziny.
-To ta Karolina?
-Tak. To ona umawia im ten balon u jakiegoś Francuza.- Doszła z baru do nas mama Izy.
-Romek. Chodźmy już, bo zostało mało czasu.
-Idę kochanie, tylko coś jeszcze załatwię.
-Te twoje interesy mnie dobijają.
-Witam panią w klubie. Szkoda, że nie byliście państwo w czasie, gdy w pokoju był ogród różany.
-A ty byłeś?
-Tak. Byłem tam, kiedy był ogród, jak było po sianokosach i teraz będzie park ze śpiewem ptaków.
-Widzisz, wszędzie się spóźniamy. A ty mi mówisz, że wszystko widziałam.
-Córka państwa zapisze na obiad, jak będzie coś nowego.
-Widzisz. Chłopak mówi, że będzie coś nowego.
-No przecież Iza nas zapisze.
-Chodźmy. Do widzenia.
-Do zobaczenia państwu.
-Co ty kombinujesz? Usłyszałem, kiedy wszedłem z powrotem do biura Marty.
-Poszedłem zawiadomić o zamiarze zaręczyn przyszłego teścia Roberta i trzeba było się na kombinować, aby jeszcze jego rodzice byli na pikniku.
-Co ty robisz?- Zapytała Marta.  
-Jak to co? Wszystko ustawiam tak, jak powinno być. Marta stała i nie wierzyła własnym oczom.
-Ty naprawdę chcesz ściągnąć ich wszystkich?
-No tak.
-Piknik na dwadzieścia osób, to duże przedsięwzięcie.
-Weźmiemy grilla i węgiel drzewny jakieś mięso i do tego troszkę wina. Jakoś to przebolejemy, co?
-Agata, skąd go masz?
-Z innej planety. Przestańcie zadawać to głupie pytanie.
-Szymon, a jak ona się nie zgodzi?
-To będzie stypa. No przestańcie, troszkę wiary w miłość.- Stały i patrzyły na mnie.  
-Zgodzi się. Ona na to czeka.- Oznajmiła im Karolina.  
-Skąd to wiesz?
-Powiedziała to Szymonowi, kiedy spotkaliśmy ją u Darka na urodzinach. A on się z nią założył, że doprowadzi do tego.
-Jak zamierzasz to zrobić?
-Powiedz jej.- Zwróciłem się do Karoliny.  
-Chwilkę przed, rozmawiał z nami Robert na temat zaręczyn. Powiedziała Marta.
-Z tobą też rozmawiał.
-Tak wiem, ale miał to zrobić w klubie.
-Marta. Niech tej jednej decyzji nie żałują.
-Przecież ona ma wszystko, a jemu też nic nie brakuje.- Oznajmiła mi Marta coś, co według mnie jest bujdą.  
-Pewności siebie.- Rzuciłem.  
-Teraz, to się czepiasz.
-Wiem Marta, ale czasem nie rozumiem ludzi. Mają wszystko, a nic nie mogą.
-Też to tak widzę. Mają otwarte drzwi, a nic z tym nie robią. Głupie prawda?
-Otwarte drzwi i zamknięty umysł. Powiedział Piotrek.
-Wiem, bo widzę to po ojczymie. Nic do niego nie dociera. Czasem Karolina przemawia mu do rozsądku, ale tylko czasem.
-Dobra ludzie. Idziemy bo za chwilkę będzie obiad.
-Szymon, weź tą kopertę. Proszę. Bo dam ją Tomkowi i zobaczysz, że ty i tak ją dostaniesz.
-Daj. Masz być zła, to wezmę i zapłacę za coś ciekawego.
-Komu?
-Jeszcze nie wiem.
-Dawaj z powrotem te pieniądze.
-Nie. Dlaczego chcesz je znowu dostać?
-Ponieważ Agata ma rację, ty niczego nie robisz bez powodu.
-Robię. Te pieniądze były bez powodu, aż powód sam się nie znalazł.
-Czyli cokolwiek, by się nie działo, to ty i tak te pieniądze przeznaczysz na dziecko?
-Tego nie powiedziałem.
-Ale ja to zrozumiałam w ten sposób.
-Może dobrze zrozumiałaś?
-Dobrze mówiłeś, że to na 99% dziecko Tomka. Jestem pewna na sto procent.
-Porozmawiaj z nim, on naprawdę nie wie, co się dzieje.
-Myślisz, że nie próbowałam? Próbowałam, ale on ma dziwne podejście do tej całej sprawy. Zachowuje się tak, jakby został zdradzony. A przecież tak nie było.
-Wiem.
-Co im zrobiłeś?
-Miałaś nie pytać.
-Wiem, ale mnie to teraz gryzie.
-Niepotrzebnie. Przepraszamy wszystkich, ale musimy wyjść. Chodź pokaże tobie coś.- Wyszedłem z Martą do sali głównej i powiedziałem jej, co zrobiłem i zapewniłem ją, że wszyscy czterej żyli, kiedy opuszczali moje pole karne. Choć jeden o mało się nie utopił, a drugi niewiele brakowało i poszedłby prosto do nieba.
-Dziękuję, że nikt z nich nie zginął.
-Miała być tylko nauczka, więc była. Idziemy.- Wstała i przytuliła się do mnie.
-Dziękuję tobie. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby ktoś zginął.
-Wiem. Tomek pewnie dlatego był taki rozkojarzony.
-Pewnie tak. Do sali weszła Agata razem z Tomaszem. I gdy Tomek to zobaczył próbował wyjść, ale Agata zatrzymała go, kiedy pokazałem jej, by go przyprowadziła do nas.
-Marta. Myślę, że powinnaś przytulać kogoś innego, a nie mnie. Bo może on pozuje na twardziela, ale to dobry człowiek. To on pierwszy powiedział, że chyba już im wystarczy. Więc dobrze byłoby, gdybyś się odwróciła i go teraz przytuliła. Odkleiła się ode mnie i stanęła twarzą w twarz ze mną.
-Stoi za mną?
-Tak.- Rzuciła mu się na szyję.
-Przepraszam. Przepraszam za to wszystko. Zmienię się na lepsze i przestanę tobie wyrzucać, że nie masz czasu. Przepraszam!- Tomek stał, jak posąg. Zszokowany takim obrotem sprawy. Stuknąłem go w czoło i pokazałem mu. "Co ty kurna robisz, przytul ją". Zrobił to. Po krótkiej chwili powiedział do Marty.
-Kocham ciebie. Porozmawiamy za chwilkę, bo najpierw muszę zamienić dwa słowa z nim, bo nie wiem, jak tą wczorajszą zabawę odebrać.
-Jako nauczkę. Powiedziałem.
-Przestań. O mało się najpierw nie potopili, a później dużo nie brakowało do tego, abyś usmażył jednego z nich.
-Nie pływał, to może chciał się opalać.
-Kurwa mać! Przestaniesz robić sobie jaja z czyjegoś życia. Zastanów się czasem nad tym, co ty robisz!
-Marta, możemy porozmawiać gdzieś sami w klubie.
-W pokoju Roberta. Nie powinnam was wpuszczać, ale chodźcie.
-Przepraszam na chwilkę Agatko.
-Idź. Wyjaśnij to na gorąco, bo później będzie ciężko.
-Dzięki za zaufanie.
-Szymon! Idziesz?
-Idę.- W gabinecie prezesa klubu Tomek wściekał się o wczorajszy wieczór, nawet o mało mnie nie uderzył. Tutaj miał rację. I wreszcie wyskoczył z pytaniem." Co zrobiłeś Marcie, że ona nagle wszystko o co miała pretensje do mnie przesunęła na swoją osobę?"
-Kocha ciebie. Tylko, że trzeba było jej to uzmysłowić.
-I co ja mam teraz zrobić?
-Przemyśleć sprawę nad zaręczynami. Porozmawiaj z nią szczerze i podejmij odpowiednią decyzję.
-Żeby było tak, jak teraz, to oświadczyłbym się dziś.
-A pierścionek.
-Po ostatniej rozmowie kwalifikacyjnej z tobą, zakupiłem taki jeden.
-Dobrze, że nie dwa.
-Przestań się nabijać. Mam do ciebie prośbę. Napisz mi to, co napisałeś Andrzejowi i Darkowi.
-Ale to nie ja! Ja im nic nie napisałem, to oni.
-To co mam zrobić?
-Napisz sobie, co się tobie w niej podoba. Dlaczego ją kochasz i połącz to w jakiś sposób. Popatrzył skrzywiony.
-Dobra. Dasz to do poprawki Agacie lub Karolinie.
-Nie spojrzysz?
-Dlaczego ja?
-Jak do tej pory dobrze tobie idzie.
-Bo wy zawsze mi pomagacie.
-To pomóż mi.
-Aleś sobie porę wybrał.
-Wiem. Idiotyczna co?
-Nawet nie wiesz, jak bardzo. Dobra, bo my musimy już jechać. Coś wymyślę. Ona chce mieć takie zaręczyny, jak Robert w balonie.
-To może polecimy razem z nimi.
-Ciekawe ile osób może lecieć w balonie. Poczekaj. - Wybiegłem do gabinetu Marty i zabrałem Agatę oraz Karolinę.
-No chodźcie, proszę.- Poszliśmy do pokoju prezesa.
-Karolina, ile osób może lecieć balonem?
-Osiem, dziesięć, nie wiem. Do czego zmierzasz?
-Do tego, że piknik będzie chyba większy.
-Zdecydował się?
-Chyba tak.
-Powiesz jej.
-Tak. Ale po czasie. I Tomek będziecie razem z nimi w balonie i jak już się oświadczy, to zapytaj Martę, czy jej się podobało. Nieważne, co odpowie. Zapytaj się jej jeszcze tylko, czy jakby miała takie oświadczyny, to by się jej podobało. I zrób, co masz zrobić.
-To będzie więcej kosztować.- Podałem Karolinie kopertę.
-Wystarczy?
-Pewnie. Nawet piknik zrobimy częściowo za te pieniądze.
-To dobrze. A właśnie, masz garnitur?
-Tak.
-To weź go ze sobą, na tą imprezę. I Agatko?
-Wiem, wrobić Martę w suknię.
-Właśnie. Tomek, jaki rozmiar masz tego sygnetu?
-Nie wiem, 23 albo 24. O co chodzi?
-O nic.
-Kłamie?
-Pewnie. Jeszcze nie zauważyłeś kiedy coś kombinuje?
-Po wczorajszym dniu nie. I nie chcę wiedzieć.
-Co zrobiłeś Tomkowi?
-Nic. Dlaczego się czepiasz?
-Tomek, wczoraj były zawody pływania i skoków, a później mieliście fajerwerki?
-Tak tobie powiedział?... To nie kłamał zbyt wiele.- Dodał widząc minę Agaty.
-Masz kopa.
-Więc dobrze, to idziemy, dalej.
-Nie słyszałeś, co powiedziałam?
-Słyszałem.
-I co?
-I to olałem.
-Mamy do pogadania.
-Wiem. Ale tym posunięciem uratowałem im życie. Weź to pod uwagę.
-On nie kłamie. Powiedziane było, że jak będą wchodzić im w paradę, to piach.
-Darek był w szoku kiedy Szymon pokazał im, co chce zrobić. A jak wyskoczył z wiaduktu, to posrali się ze strachu.
-Dostaniesz kopa, jak sobie coś zrobisz, zobaczysz!
-Przestań mnie straszyć, bo zrobię sobie coś z ciekawości, żeby zobaczyć, czy mówisz prawdę.
-Mówię. Zaufaj mi. I nie sprawdzaj tego.
-Jesteś wspaniałą kobietą, więc dlaczego chcesz być ze mną?
-Bo ciebie kocham.
-Ty nie masz żadnych wad.
-Mam.
-Jakie?
-Zazdrość i jeszcze jeden główny problem. Jestem złośliwa.
-Poważnie?
-Przestań, tylko tobie mi ciężko zrobić na złość.
-Ty naprawdę mnie kochasz tak, jak ja ciebie.
-Szymon, wycofaj się z tego przedsięwzięcia. Proszę ciebie.
-Nie mogę. To nie jest takie proste. Dałem słowo, przykro mi. Chodź idziemy i powiemy wszystkim o nich.
-Szymon, przyślesz mi tutaj Martę?
-Jasne. Tomek zachowuj się.
-Sam się zachowuj. Cześć.
-A no do następnego razu. Dogadajcie się. Powiedz jej, że polecicie zobaczyć ich zaręczyny.
-Powiedział uczciwy oszust matrymonialny.
-Na razie. I to nie będzie kłamstwo, bo tam będzie tylko małe niedopowiedzenie.
-Jasne. Spadaj.  
-To powiedz jej całość.
-Może lepiej będzie jeśli dziewczyny o wszystkim nie będą wiedziały. Na razie.
-Cześć Tomek.
-Cześć.- Poszliśmy do Gabinetu Marty i powiedziałem jej, o Tomku. Zdziwiła się, że nie przyszedł. Ale może tak miało być. Wszyscy pojechaliśmy na obiad do Natalii, gdzie spotkaliśmy Jagodę i Andrzeja.
-Miał być weekend?
-Był. Czwartek, piątek, sobota i niedziela powrót.
-Fajnie.
-A wy, co robiliście?
-Nic nowego.
-Kłamczuch.
-A może zaręczyn, to już nie było?
-A kto się zaręczył?
-Darek z Joasią. A teraz Szymon robi Tomkowi i Robertowi.
-Słucham?
-Miał być tylko Robert i Iza.
-Ale właśnie doszedł Tomek z Martą. Połączyliśmy to troszkę, więc będzie jedno zamieszanie z zaręczynami i piknikiem.
-Jeszcze ślub przyjacielski.- Dorzuciła Agata.  
-Musisz wszystko wygadać?
-Tak, bo później powiesz, że to nie ty.
-Tym razem, to moja bajka. No, .... Nie zupełnie moja. Ale moja.
-Agata, powiesz mi?
-Jak pojedzie....
-Po obiedzie?
-Tak.
-Ja wiem, że macie dużo do opowiedzenia sobie nawzajem, ale omijajcie mój temat.
-No to rozmowa będzie krótka.
-Czasem, to mam dziwne wrażenie, że robię tutaj za klauna. Dobra, to kto mnie odwozi na stację?
-Pojedziesz z nami.- Stwierdził Andrzej.  
-Dziękuję.- Obiad minął na gadaniu, co znów zrobiłem i gdybaniu, co mam zamiar jeszcze odwalić. A po obiedzie Andrzej podrzucił mnie na stację kolejową i powiedział, że taki weekend był im potrzebny. Jagoda była zachwycona wyjazdem z Andrzejem. Głupie, bo przecież ona to sponsorowała i wszystko ustawiła. Wydawała się być szczęśliwa po powrocie. Chyba trzeba przestać ją zaczepiać, pomyślałem. Pożegnałem się i odjechałem. Lubiłem patrzeć na szczęśliwych ludzi, a zwłaszcza na kogoś, na kim mi zależy. Lubię to do tej pory. Mimo, że ja mam teraz 37, a ona 54 lata. Siedemnaście lat różnicy. Tu, nic się nie zmieniło, a ona ma w dalszym ciągu najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem. Możecie mi nie wierzyć, ale moje przyjaciółki wczoraj powiedziały, że ma botoks. Jagoda go nie ma, nigdy by go nie zrobiła. I jedno, co ma sztuczne, to podobno koronka na piątce i dwa implanty. Nie wiem które to, nie można rozróżnić. Hm, głupio zabrzmiało, więc powiem to dla zasady i w roli sprostowania. Zęby, nie biust.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 8140 słów i 44848 znaków, zaktualizował 11 lis 2022.

Dodaj komentarz