Tydzień później, pojechałem tam w sobotę dość późno i od razu z Agatą trafiłem na imprezę. Wtedy, to człowiek z tak małego miasteczka, jak ja, nie miał jeszcze do czynienia z narkotykami. Ale to się tego dnia zmieniło. Kilka osób siedziało i wąchało ścieżki białego proszku. Agata poszła porozmawiać z koleżanką, która jak się okazało, miała wkręcić nas do jakiegoś klubu. Ja czekałem na nią wśród tych jełopów, którzy ćpali.
-Ej mały, chcesz spróbować!?- Zainicjował wymianę zdań ze mną jeden z nich.
-Nie, dzięki!
-Nie bój się, to czysty towar. Bierz póki jest, bo jak przyjdą odkurzacze, to śladu nawet po nim nie zostanie.- Zachęcał wysoki chłopak, z grzywką na oczach.
-Nie chcę, nie kręci mnie to.- Odparłem, będąc zupełnie nie zainteresowany dalszą wymianą zdań.
-A skąd wiesz, jak nie próbowałeś?- Zdenerwował mnie tym stwierdzeniem, więc wprost odbiłem piłeczkę, by wyprowadzić go z równowagi.
-Bo to coś, co zawsze mnie irytowało. Jak można robić sobie coś takiego?
-Chłopaki ten chłystek drwi z nas!
-Może niech spróbuje, zanim zacznie nas oceniać.- Powiedział drugi.
-Jestem tego samego zdania. To co mały, sam próbujesz, czy tobie pomóc?- Dołączył się jeszcze jeden do burzy, jaką wywołały moje słowa.
-Nic nie próbuję. Poza tym i tak sobie stąd idę, więc nie zwracajcie na mnie uwagi.
-Nic nie idziesz. Chłopaki, dajcie go tutaj.- Wstali i podprowadzili mnie do jednego z tych, którzy siedzieli przy stole.
-Powaliło was do reszty. Ej! No, co wy robicie!?- Trzymali mnie, a ten, który siedział podsunął mi tacę na której znajdowała się kokaina.
-Jedna krecha i po sprawie, no dawaj.- Powiedział.
-Aaa aaa a-psik!- kilka ścieżek towaru rozleciało się w powietrze i w tym momencie dostawcy wstali na równe nogi i wstał jeszcze ktoś. Ktoś, kto jak mniemałem, był razem z nimi. Całe szczęście, że źle myślałem.
-Niech się żaden nie waży ruszyć! Mały, wyjdź przed dom, jak można ciebie prosić.- Kiedy wyszedłem przed budynek ten wysoki chłopak wyszedł zaraz za mną i się przedstawił.
-Cześć! Jestem Tomek i nigdy nie widziałem, żeby ktoś zrobił im taki numer, jak ty zrobiłeś przed chwilą. Wiesz ile oni płacą, za towar tej klasy?
-Jestem Szymon i tak prawdę powiedziawszy, to możesz mi wierzyć, że niezainteresowanie moje ile za to gówno płacą. Po jaką cholerę podsuwali mi to pod nos?
-Niezły jesteś. Nikt tutaj z nimi nie zadziera. Więc, albo nie jesteś stąd, albo dawno ciebie tutaj nie było.
-Może i nie jestem stąd, ale co to za różnica, skoro ty też ich nie trawisz.
-Aż tak widać?
-Szukałeś pretekstu, żeby im nadepnąć na odcisk.
-Inaczej bym to powiedział, ale tak.- Wyszła Agata na zewnątrz.
-O! Tutaj jesteś, a ja ciebie szukam.
-Agatko, to jest Tomek. Dobrze pamiętam, tak?
-Zgadza się, jestem Tomasz i miło ciebie poznać Agato.
-Jedziesz z nami? Bo zmieniamy Imprezę, tutaj można dostać czymś ciężkim.
-Mam samochód, więc mówcie gdzie, to podjedziemy.
-Niedaleko toru żużlowego.- Poszliśmy do samochodu.
-Mam nadzieję, że ciekawszy klimat niż tutaj, bo jak nie, to ja wysiadam.- Powiedział Tomek i wsiadł do samochodu.
-My zajmiemy miejsca z tyłu.- Stwierdziła Agata i usadowiliśmy się na tylnej kanapie.
-Spokojnie, tam będzie na pewno inaczej, więc się nie denerwuj.- Powiedziała i ruszyliśmy samochodem w kierunku Wrocławskiej.
-Jesteście razem?- Zagaił rozmowę Tomek.
-Tak. Szymon, to mój chłopak. Dlaczego pytasz?
-Bo Tankom zdmuchnął towar, kiedy próbowali go nim poczęstować.- Spojrzała na mnie, a ja zmarszczyłem twarz.
-Co zrobiłeś wariacie!? Życie tobie niemiłe!?
-Kichnąłem i zrobiła się chmurka.- Stwierdziłem, ot tak sobie.
-Szymon, ty to jednak nienormalny jesteś. Przecież oni tobie tego nie zapomną!
-Oj tam. Przecież, to niespecjalnie. Mogę iść ich przeprosić, jak chcecie.
-Zwariowałeś! Pchasz się pod nóż?- Rozzłościł się Tomasz, gdyż dopiero co, uratował mi tyłek.
-Może lepiej od razu wyjaśnić tą sytuację, to nie będzie żadnych dziwnych niedomówień.
-Agata, może ty mu to wyjaśnij.
-Więc tak. Nie! I jak zobaczysz ich gdzieś, to złaź im z drogi! Rozumiemy się?- Dziwnie ostro się na mnie zdenerwowała.
-Dobra, dobra, ale drażliwi jesteście.
-To tutaj, to ten dom.- Pokazała Agata na samotnie stojący budynek, wśród drzew.
-Tak szybko? A kto tutaj mieszka?
-Chodźcie to zobaczycie.- Wszyscy wyszliśmy z samochodu i udaliśmy się do wejścia. Agata zadzwoniła i ktoś ubrany tak, jakby w piżamę otworzył nam drzwi.
-Państwo w sprawie... ?
-My do Marty. Mam do odebrania kartę klubowicza.- Odpowiedziała Agata.
-Proszę wejść i poczekać chwilkę, a ja już idę po pannę Martę.- I poszedł.
-Jak tutaj jest cicho. Co to za impreza?- Zapytał Tomek.
-Stypa.- Zażartowałem.
-Ale jesteście duszami towarzystwa. Ha ha ha.
-Dobre to było.- Powiedział Tomasz do Agaty.
-Dzień dobry, jestem Marta.- Ty musisz być Agata, prawda?
-Tak, to ja jestem Agata D..., dzień dobry.
-Oto twoja karta członkowska.
-Dziękuję. Mam jeszcze jedną sprawę, dość ważną dla mnie.
-Słucham, o co chodzi?
-Wiem, że na tą kartę, może wejść tylko jedna osoba towarzysząca. Ale czy dziś, ze względu na okoliczności, można zrobić wyjątek i wepchnę się tutaj z dwójką osób towarzyszących?
-Nie bardzo mogę, tutaj wszyscy patrzą kogo zakablować. A kierowniczkę, to musowo trzeba podpierdzielić, gdzieś wyżej.- Powiedziała końcówkę półszeptem, zakrywając sobie dłonią usta.
-Dobra Agata, ja nie muszę iść, bo to ja się wam wpasowałem w imprezę.
-Nic z tego! Jak ty dziś nie wejdziesz, to ja też nie idę. Obroniłeś mój tyłek, żeby mi go nie skopali, więc ja się dzisiaj bez ciebie nie ruszam.
-A co się stało? Że tak zapytam.
-Znasz tanków?
-Tak.
-Zdmuchnął im towar kichając, kiedy próbowali go nim poczęstować.
-Żartujecie sobie?
-Nie.
-Masz humor chłopaku i to niezły. Jak to opowiem, to nikt mi nie uwierzy.
-Ja widziałem to na własne oczy, a i tak nie wierzę, że ktoś to zrobił.
-Dobra, macie kartę stałego klienta i teraz możesz wejść z dwoma osobami towarzyszącymi.
-A co to za knajpa?
-To klub prywatny i rozrywkowy dla ludzi, którzy mają szczęście w życiu do interesów.- Oznajmiła nam Marta. Spojrzałem na nią, na Tomasza i znów na nią. Cholera, ale do siebie pasują. Pomyślałem.
-Idźcie i usiądźcie przy stoliku nr 9.
-Fajna jesteś i dobrze się z tobą rozmawia. Więc..., może dołączysz do nas, bo Tomek nie ma swojej połowy, a ty z tego, co widzę dobrze do niego pasujesz. To jak będzie, co?
-Za godzinkę kończę, to dołączę do was, może być?- Odparła ładnie się uśmiechając do Tomka.
-Jak najbardziej droga pani. Kiedy odeszliśmy z holu i schodziliśmy na dół to Tomek zapytał.
-Co ty robisz, wiesz ilu ona pewnie ma adoratorów?
-No to widzisz chyba, że będzie miała jednego więcej. Niech się tamci martwią. Poza tym, to co ciebie obchodzi, ilu ich ma?
-Masz rację, nic.- A po chwili zwrócił się do Agaty.
-Powiedz Agata, czy on tak zawsze?- Zapytał Tomasz w czasie, gdy wchodziśmy do dużej sali.
-Nie znam go za dobrze, ale chyba tak.- Odpowiedziała.
-Nie rozumiem ciebie. Podoba się tobie?- Zapytałem Tomasza, bo jakoś tak dziwnie mnie to wyglądało. Jak gdyby nie chciał porozmawiać z taką zjawiskową kobietą.
-Tak. Ładna miła i ma dobrą pracę.
-To w czym rzecz? Bo nie rozumiem. Co tobie w niej nie pasuje?
-A może ja mam dziewczynę.
-Tak. I poszedłeś siedzieć sam z tankami na imprezie, żeby sobie humor poprawić. Mam rację?
-Dobra, masz mnie. Ale, co to miał być za podryw?- Próbował się tłumaczyć, przed samym sobą.
-Dla kolegi, co to sobie w pewnych sprawach nie radzi.- Odparłem.
-Teraz to powiem wam szczerze, że mam wrażenie, iż się znacie od urodzenia, a nie od godziny.
-Dobra idziemy do stolika. Poszliśmy na salę główną. Sala była dziwnie ciemna z tą różnicą, że na ścianach było płótno, a nie tapeta. Czarne z takimi wzorami czerwieni. Przy tym świetle, wyglądało to bajkowo, jak gdyby te czerwone wzory wisiały w powietrzu.
-To miał być numer 9, tak?
-Zgadza się.- Rozejrzałem się i w pomieszczeniu, gdzie było z dwanaście stolików, zajętych było ich trzy, w dwóch siedziało komplet ludzi, a w jednym mały, otyły gość z równie niską kobietą, ale ładną.
-To chyba tutaj.- Powiedziała Agata.
-To, co jemy i pijemy?
-Więc, może ty Agatko zamówisz coś ciekawego, dla wszystkich?
-Dobrze, więc tak. Dla tego pana kapary w sosie beszamelowym i kotlet po szwajcarsku, plus pieczone ziemniaczki… .
-O, o, o, ja też to chcę, mogę?
-Jasne, jeśli chcesz? To dlaczego nie. A i jeszcze jedno: wino białe, półsłodkie, deserowe. Zjedliśmy i przyszła Marta. Powiem szczerze, że oni naprawdę do siebie pasowali. On brunet ponad 2 m. Ona blondynka na oko 1 m 84 cm, bo w szpilkach wyglądała na prawie 2 m. Do tego wygadana i dla kogoś, kto jest nieśmiały w pewnych sprawach, nadaje się, jak mało kto. Pamiętam, jak w tym samym czasie Krzysztof chodził z Karoliną z Wielenia i ona miała koleżankę. Nie pamiętam imienia. Mniejsza o to, jak miała na imię, może Magda. Na pewno, a nie może. Chcieli mnie w nią wrobić. Ale się głupa naciąłem, aby sama zrezygnowała. Miałem inne plany i się udało, brak zainteresowania. Taka mała, filigranowa, ładna i ciekawa blondynka. To było tak.
-Szymon pójdziesz ze mną odprowadzić Karolinę?
-Tak.- Powiedziałem zgadzając się.
-To chodź!- Poszliśmy na stację. Po drodze przedstawili mi..., chyba to była Magda. Imię mojej siostry, które mnie prześladowało. Gdy doszliśmy, dziwnym trafem miały jeszcze 30 minut do pociągu i wtedy załapałem, po co ta zagrywka. Karolina cały czas trzaskała mnie w ramię.
-Co tak rzeźbisz?- Ale mi potem dokuczali, hi hi hi cymbały jedne. A chodziło o to, że Karolinie nie chciało się przyjeżdżać samej do Krzyża i próbowali znaleźć zainteresowanego jej koleżanką. Co później powiedział mi Krzyś, ale już za późno. Wracając do Tomka i Marty.
-Przyszłaś jednak?- Zauważyłem.
-Obiecałam. To jestem. Co będziemy robić?- Zapytała Marta. Na sali zostaliśmy tylko my i państwo przy stoliku w rogu.
-Co tutaj macie za rozrywki.- Zapytałem z ciekawości.
-Ruletka i poker, pokój do... no wiecie z lustrami, ale rzadko kto korzysta.
-Ruletka prawdziwa?
-Tak, to pierwszy prawdziwy stół w kraju.
-A można go przetestować.
-Jesteście nowymi członkami klubu… .
-Jak to nowymi, jak już mamy kartę stałego klienta.- Sprostowałem.
-Ee, dobrze myślisz, to ma sens, poczekajcie.- Podeszła na chwilkę do człowieka, który był szefem sali i poprosiła o klucze do sali gier i tej drugiej. Po chwili wróciła i powiedziała.
-Chodźmy.- Udaliśmy się do sali gier, gdzie stał pokaźnych rozmiarów stół bilardowy i do ruletki z żetonami oraz dwa do gier karcianych. Od razu zaświeciły mi się oczy.
-Tomek zabierz na chwilkę Martę, gdzieś na bok.- Powiedziałem cichutko do niego.
-Ale gdzie?- Zapytał.
-Do pokoju z tymi lustrami, może co? Tak, na przykład.
-Ee, dobry pomysł. Musi być fajna, to obejrzę ją z każdej strony.
-Tylko wróć tak za powiedzmy 10 do 15 minut. Zgoda?
-Jasne.- Odpowiedział i podszedł do Marty, chwilkę rozmawiali i powiedzieli, żebyśmy niczego nie ruszali, póki nie przyjdą.
-Agatko, zła jesteś na mnie? Cały wieczór się nie odzywasz.
-Nie, tylko jestem ciekawa. Dlaczego zaświeciły się tobie oczy, gdy Marta wspomniała o tym stole?- Usiadła i obróciła się kładąc na nim, oraz gładząc go dłońmi.
-Wiesz, wspaniała powierzchnia. Twarda, a jednocześnie taka aksamitna.- Podszedłem do tarczy i wprawiłem ją w ruch, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Puściłem kulkę po rancie w drugą stronę. Agata podeszła, stanęła za mną, położyła mi ramiona na barkach i wyszeptała:
-Jak wypadnie 69, to wiesz?
-Nie wiem, czy taka cyfra jest na stole.- Rzuciłem pospiesznie wzrokiem na stół i szybko doszedłem do tego, że liczby 69 nie ma.
-Jest tylko do 36.
-Troszkę mało!- Stwierdziła Agata i podniosła torebkę, wyjęła długopis i karteczkę napisała numer 69 i zatrzymała koło. Podniosła kuleczkę, która była na czerwonym polu i włożyła karteczkę tam gdzie była kulka po czym ją odłożyła.
-No, teraz jestem zadowolona z obrotu sprawy.- I się roześmiała.
-To oszustwo!
-Nie, kulka jest w polu 69. Na tarczy jest tylko jedno takie pole. Więc, gdzie tu oszustwo?
-Ale to pole jest ruchome.
-Zapomnieli przykleić.- Wrócił Tomek z Martą, dziwnie niepoukładani.
-Coście tam robili?- Marta zaczerwieniła się i spojrzała na Tomka.
-Oglądaliśmy odbicia. To przecież pokój z lustrami.
-Zgadza się. To może zagramy w ruletkę. Jakie są… zasady?
-Widzę, że wiecie już, jak działa koło ruletki i po co ta kuleczka. Więc tak:
Obstawia się pola od 0 do 36. Ruletka to francuska nazwa koła do gry, które decyduje o jej wyniku. Koło to posiada małe przegrody, ponumerowane w losowej kolejności od 0 do 36, w kolorze czerwonym i czarnym, zero ma kolor zielony. Gra polega na tym, że krupier kręci kołem ruletki w jednym kierunku, a następnie rzuca na nie kulkę do gry w przeciwnym kierunku. Gdy koło zwalnia swój bieg, kulka zatrzymuje się w końcu w jednej z przegródek. Jeśli zatrzyma się na numerze lub kolorze, na który postawiłeś zakład, wówczas wygrywasz, a jeśli nie, przegrywasz.
-Nie jest to skomplikowane.
-A więc, jak widzisz zasady gry są proste. Szanse wygrania w ruletkę są dosyć spore. Jednak matematycznie rzecz ujmując, przewaga jest po stronie kasyna. A to za sprawą cyfry 0, która działa na niekorzyść gracza. Przepadają wszystkie zakłady, kiedy wypada cyfra zero.
Pojedynczy numer (np. 28) - 35:1
Podwójny numer (np. 4 i 5) - 17:1
Trzy numery (np. 28, 29 i 30) - 11:1
Cztery numery (np. 4, 5, 7, 8) - 8:1
Pionowa kolumna - 2:1
Tuzin (np. 1-12) - 2:1
Parzyste lub nieparzyste - 1:1
Od 1 do 18 lub od 19-36 - 1:1
Czarne lub czerwone - 1:1
Tak plasują się wypłaty za wygrane.
-Ej, mam pomysł. Zagramy na alkohol, obstawiamy i ile wygrałeś, tyle gram alkoholu wlewa się do szklanki z drinkiem przegranym.
-Ma to sens!
-Powiedz, żeby przynieśli... nie wiem, co tam pijecie.
-Może jakieś wino, co?
-Dobrze. Ale ze 4 butelki?
-Zgoda!
-Ej, moment. Ja jestem tutaj samochodem, więc nie piję.
-Nie szkodzi Tomciu, tak łatwo tobie nie pójdzie, więc będziesz pić sok z cytryny.
-Nie lubię go.
-Właśnie, czyż to nie jest uczciwe?
-Dobra, dobra, może jakoś przeżyję.- Graliśmy tak z 1.5 godziny, gdy nagle weszło do gry małżeństwo.
-Co trzeba zrobić, aby grać z wami?
-Dorzucić dwie butelki.- Odparłem. Jegomość, zaśmiał się.
-Karton Chardonnay… .- Wywaliłem gały.
-Ooo! Widzę twardy gracz z pana.
-A jakie są zasady?
-Piją wszyscy, którzy przegrali po tyle gram, ile wygrał najwięcej jeden z graczy.
-Czyli, jak wygrywasz, to nie pijesz?
-Tak.
-Jak to się ma do wygrania?
-Siedzisz przy stole i grasz dalej, a nie leżysz pod stołem.
-Faktycznie, ma to sens. Graliśmy tak do ok północy.
-Fajna gra, muszę sobie zapamiętać. Kiedy znów będziecie tutaj?-Zapytał jegomość.
-Ciężko powiedzieć.- Odparłem.
-Masz moją wizytówkę i dzwoń, jak będzie brak wam graczy w cokolwiek.
-Zgoda.- Około 1:00 opuszczaliśmy lokal.
-Dzięki! Dobrze się z wami bawiłem.
-Nie ma sprawy.
-Biorę cały wasz rachunek dzisiejszy na siebie.- Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że ktoś musi za to wszystko zapłacić.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy i to ja dziękuję. Nudzi mnie to miasto, a to miejsce ma potencjał. Prawda pani Marto?
-Tak. Dlatego zgodziłam się je prowadzić.
-Do widzenia. Miło było zabawić się na innych zasadach.- Powiedział, pożegnał się z nami, jego towarzyszka również i opuścili klubowe pomieszczenia. Marta składała nasz bałagan.
-Fajni ludzie. Dużo tutaj takich przychodzi?
-Różnie. Mecenasa lubię, jest miły i lubi zabawy.
-A ty Agata, jak myślisz?
-Nie wiem, bo jestem tutaj pierwszy raz, ale mój tata lubi tutaj przychodzić.
-A no tak, przecież dopiero dostałaś kartę.
-Jak wystawiany jest tutaj rachunek?
-To proste. Co miesiąc dostajesz fakturę i opłacasz ją, albo zawieszają tobie członkostwo klubu.
-Marta, a po co ten pokój z lustrami?
-Wolałabym nie mówić, to klub dla biznesmenów.- Wzbraniała się Marta przed odpowiedzią.
-Nikomu nie powiem, więc?
-Dobrze, powiem tobie, ale... .
-Obiecuję, że nikt się ode mnie nie dowie.
-Tutaj, miał być dom publiczny.
-Burdel?- Zakryła mi dłonią usta.
-Cicho bądź!- Zdenerwowała się.
-Przepraszam.- Odpuściłem.
-Jedziesz z nami?- Zapytał Tomek.
-Nie, ja tutaj mieszkam.- Odparła.
-Blisko masz do pracy.- Stwierdziłem fakt oczywisty.
-Wiem. Ale to dobrze.- Uśmiechnęła się do Tomka.
-Cześć Marta.- Przytulił ją, ona pocałowała go w policzek, a potem pożegnała mnie i Agatę.
-Tomek, odprowadź dziewczynę.- Powiedziałem.
-Nie trzeba.- Odparła.
-Trzeba.- Dodałem.
-Idźcie. Poczekamy.- Powiedziała Agata. Gdy odchodzili pomachaliśmy jej na pożegnanie. Staliśmy oparci o samochód.
-Zostaniesz?- Zapytała.
-A twój tata?- Odparłem pytaniem na pytanie, nie chcąc narobić jej kłopotów.
-Pewnie już śpi.
-Ale rano, jak mnie zobaczy, to pewnie będzie zły.
-No to ma problem. Mógł myśleć prędzej i zrobić sobie syna.- Stwierdziła dziwnie zaborczo.
-Jestem innego zdania.
-Słucham?
-Myślisz, że z chłopakiem debatowałbym w sprawie spania?- Wracał Tomasz.
-A was Agata, gdzie podrzucić?- Zapytał.
-Zostaniesz?- Zapytała mnie jeszcze raz.
-Tak, nie muszę dzisiaj wracać.- Uległem, nie chcąc wszczynać kłótni.
-To do mnie.- Wsiedliśmy do samochodu i kiedy dojechaliśmy na miejsce, to Tomek zadał mi pytanie.
-Jak można się z tobą skontaktować, co?- Zupełnie zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Ciężko, ale muszę coś wymyślić.
-Kiedy teraz będziesz?
-Myślę, że za tydzień, jak coś się nie urodzi.
-Dobra, to na razie, cześć!- Podałem mu dłoń i otworzyłem drzwi, by wysiąść z samochodu pierwszy.
-Cześć!- Pożegnał się i podał mi dłoń.
-Cześć Tomek.- Powiedziała Agata i dała mu buziaka, po czym pomogłem jej wysiąść z samochodu.
-Naprawdę zdmuchnąłeś tankom towar?- Zapytała, dziwnie na mnie spoglądając, gdy Tomasz odjechał.
-Tak, kichnąłem i zrobiła się chmurka.- Odparłem.
-Ty to naprawdę jesteś wariat. Chodź razem ze mną, bo pewnie tata się martwi, już jest prawie 2:00.- Weszliśmy i zdjęliśmy ubranie wierzchnie, a gdy przechodziliśmy obok wejścia do salonu, wpadliśmy w oko jej ojcu, który czekał na Agatę.
-Gdzie byliście?
-Witam Pana. A jeśli chodzi o pańskie pytanie, to byliśmy w klubie. Wie pan, że mają tam ruletkę?
-Dopiero kupili stół.- Dodała Agata.
-A skąd wy o tym wiecie?- Zapytał będąc jeszcze dziwnie skołowany moją obecnością w jego domu o tej porze.
-Bawiliśmy się stołem. Marta nas wpuściła i pokazała, jak się gra. Troszkę zmieniliśmy zasady, ale tylko troszkę.
-Dobra, idziemy spać.- Powiedziała Agata. Pokazał na mnie palcem i oznajmił mi w dość chłodny sposób, że… .
-Ty kolego, zajmujesz pokój gościnny. A, że tak zapytam z ciekawości. To dlaczego nie pojechałeś do domu pociągiem?
-Następny jest rano. Więc, jak wstaniecie, to mnie już tutaj nie będzie, więc do widzenia pszczółko i dobranoc panu.
-Nie! Tato, proszę!?
-Agatko, jakieś zasady muszą być w domu.- Stwierdziłem, by się bardziej nie narażać.
-Widzisz? Nawet nasz gość się z tym zgadza.- Powiedział przyglądając się mojej reakcji.
-Czasem mam wrażenie, że to robisz, aby się na mnie poznać.- Złościła się Agata.
-Chodź, odprowadzisz mnie do pokoju gościnnego.- Objąłem ją i pomaszerowaliśmy. Nagle usłyszałem chrząknięcie za plecami.
-Y chy! Y chy!
-Daj Agatko rękę.- Podała mi dłoń i.
-Tak już lepiej!- Stwierdził jej tatko.
-Takem czuł.- Dodałem będąc już na schodach. Kiedy przechodziliśmy obok jej pokoju, otworzyła drzwi i wciągnęła mnie do środka.
-Ja tak nie chcę!- Wykrzyczała mi prosto w twarz. Położyłem dłonie na jej skroniach i dałem jej całusa.
-Posłuchaj, jestem tutaj nowy, nieznany. Też byś się tak zachowała, to normalne. Prawda?
-Oj, nie zadawaj głupich pytań, jak sam sobie na nie odpowiadasz!- Złościła się na mnie w dalszym ciągu.
-Widzisz, czyli się ze mną zgadzasz.
-Czasem, nie wiem do której ty bramki grasz. Mógłbyś się czasem zgadzać razem ze mną.
-Do tej na której mi zależy. Z czasem podejście twojego taty się zmieni. Jak nie zawiedziemy jego zaufania, oczywiście.
-Ale, ja tak nie chcę!
-I dobrze! To nie rób ze mnie wroga nr 1.- Powiedziałem.
-No dobrze, ale... .
-Tak! Załapałem. Zasady są po to, żeby je łamać. Ale nie w tej chwili, za duże ryzyko. Zgoda?
-Ale obiecujesz?- Zapytała.
-Tak, obiecuję. Wyszliśmy z pokoju i odprowadziła mnie dwa pokoje dalej.
-Dobranoc.- Powiedziała zdruzgotana moim postępowaniem, pocałowała mnie i wyszła z pokoju gościnnego.
-Dobranoc pszczółko.- Powiedziałem sam do siebie, myśląc, że usłyszy. Rozebrałem się i poszedłem do łazienki wpadając na jej ojca.
-Co ty robisz?- Zapytał.
-Chciałem się troszkę umyć. Spojrzał na mnie i odparł.
-Tam w pokoju gościnnym jest łazienka. Nowe szczoteczki i pasta są za lustrem, a ręcznik jest zawsze wymieniany na czysty.- Wyglądał, jak gdyby był pewien, że pójdę do Agaty. A ja poważnie szedłem do łazienki myśląc, że te drzwi w pokoju są do drugiego pokoju obok. Zrobiło mi się głupio.
-A, to przepraszam. Byłem pewien, że na piętrze jest tylko jedna.- I udałem się znów do pokoju gościnnego. Umyłem się i Położyłem. Rankiem ok. godziny szóstej ubrałem się i wszedłem do pokoju Agaty, aby się pożegnać, ale jej nie było. Zaciekawiło mnie to. Ale miałem mało czasu, więc odpuściłem sobie tą walkę i udałem się na dół. Gdy schodziłem usłyszałem niewyłączony telewizor, więc z czystej ciekawości poszedłem to sprawdzić. Przed telewizorem znalazłem śpiącą Agatę, podszedłem i obudziłem ją pocałunkiem w czółko.
-Kochanie, co ty tutaj robisz? Dlaczego nie śpisz w swoim pokoju? Będziesz cała pogięta, kiedy się podniesiesz.
-Ale ja nie chciałam, abyś wyszedł bez pożegnania.
-Kwiatuszku, ja byłem się pożegnać, a ciebie nie było. Już miałem iść, ale usłyszałem głos z niewyłączonego telewizora. Chodź, odprowadzę ciebie do pokoju.
-Nie jesteś zły?
-Słonko ty moje, a za co, że mnie kochasz? Ja wiem, iż tęsknisz. Myślisz, że ja nie?
-Wiem, ale ty wyjeżdżasz, a ja tutaj zostaję, bez ciebie!
-Myślisz, że ja nie chcę zostać obok ciebie? Chcę. Ale to nie jest takie proste. Kocham ciebie, ale naprawdę muszę już iść, bo za tydzień będę miał problem z przyjazdem.
-Rozumiem.- Opuszczałem ich dom tak, jak zostawiłbym tam część siebie. I to tą większą część siebie. Nie! Tą lepszą część siebie... . Odjechałem.
Dodaj komentarz