Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 20. Ojej, mój kwiatek.

Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 20. Ojej, mój kwiatek.W piątek, kiedy już miałem wszystkiego dość, a jeszcze brat wsiadł mi na głowę, zrezygnowałem z jazdy do ukochanej. Lecz czegoś mi brakowało. Leżąc na łóżku dość szybko doszedłem do sedna problemu. A była nim pustka, jaka powstawała z każdym dniem w którym nie widziałem się z Agatą. Tak, miłość to ciężkie wyzwanie, zwłaszcza na odległość. Co ja tutaj będę dużo mówić, ruszyłem tyłek z miejsca i koniec końców, po kilku utarczkach udało mi się wyrwać z domu. Dość późno, ale jednak pojechałem do ukochanej, a jeszcze do tego wszystkiego zabrałem ze sobą ciekawego, oraz pięknego kaktusa (aylostera muscula) z dużą masą cienkich i białych igiełek ciekawie zakręconych u góry, których nie widać, ponieważ schowane są pod białą watą, otulającą całego kaktusa. W pierwszej kolejności poszedłem do Tomasza dziewczyny Marty, będącej w klubie.
-Ma pan kartę klubowicza?- Zapytał mnie nowy pracownik.  
-Jestem Szymon i posiadam taki kawałek plastiku, lecz nie przyszedłem do klubu, a do pani kierownik Marty....
-Chwileczkę, już proszę.- Czekałem tam… tak mniej więcej około dwóch minut i doczekałem się na panią kierownik.
-Cześć Szymon, co ty tutaj robisz? Przecież Agata czeka na ciebie w domu.
-Cześć. A skąd wiesz, że w domu?- Zdziwiłem się.  
-Była i wyszła, ale jest tutaj jeszcze jej ciocia Jagoda i tata.
-To dobrze. Mam sprawę do ciebie. Ktoś przyniósł tobie 1000 zł i nie powiedział dla kogo.
-Może dla ciebie?- Zapytała.  
-Nie i tak.- Chciała zadać pytanie, lecz uprzedziłem ją mówiąc.  
-Nie pytaj. Z pewnością nie chcesz wiedzieć.
-Dobrze. Ale powiedział, że ten, który przyjdzie po to, powie....
-Tobie ile na następny raz.
-Więc to ty?
-Tak i nie. A na następny raz 3000zł.
-Za co płaci takie pieniądze?- Zdziwiła ją ta kwota.  
-Za dwa miesiące burdy w moim życiu.- Dziwnie spojrzała na mnie nie rozumiejąc ani słowa.  
-Co?- Zapytała wreszcie.  
-Nie, nic.
-Jak wam pomóc?- Zwróciła się do mnie, myśląc o tym, iż to dla mnie i Agaty.  
-Tobie.- Odparłem dla pewności.  
-Co?
-Mnie. Nie wam, mi. Tak łatwiej?
-Dobrze. To, w czym mogę tobie pomóc?
-Macie tutaj jakieś pudełeczka?- Zapytałem wyciągając kaktusa.
-Tak. Kaktus? Co ja mam z nim zrobić?- Dopytała się.  
-Zapakować i zanieść go Jagodzie, kiedy będzie wychodzić. A do kaktusa dodasz mały liścik. Daj mi papier.- Napisałem: Ładny, miły, ale niebezpieczny. Podziwiaj, lecz nie dotykaj. I uważaj, bo się ukłujesz. Rozumiesz?
-Ałła, ale złośliwy. A wygląda na taki miły w dotyku.- Zdziwiła się Marta.  
-Tak, to przez te białe igiełki otulone tymi włoskami. Wygląda tak, jak gdyby był otulony watą, prawda? Ale one niestety są bardzo ostre i strasznie wredne.
-Wiesz co?
-Też chcesz takiego?
-Tylko takiego mniej bojowego.
-Pomyślę. Zamówcie mi taksówkę, muszę pojechać do Agatki. A kwiatka daj dopiero wtedy Jagodzie, gdy odjadę. I jeszcze jedno. Nie zauważyłaś przypadkiem, czy ma pierścionek zaręczynowy na palcu?
-Nie. Ale wiesz co? Zaraz sprawdzę.- I poszła na salę zobaczyć nasz idealny plan. Kiedy wróciła:
-Naprawdę ładny. Skąd wiedziałeś?
-Podobno Andrzej odbierał go w Walentynki, byłem ciekawy czy się oświadczył.- Ktoś zapukał do biura.
-Proszę!- Drzwi otworzyły się.
-Pani Marto, taksówka zajechała.  
-Dziękuję. Szymon, już jest twój środek transportu.
-Dobrze, dostarcz tego kaktusa i z góry dziękuję.
-Szymon, a ja?
-Dostaniesz innego, może być?
-Tak, bardzo dziękuję.
-Powiesz mi coś?
-Oczywiście.- Odparła.
-Powiedz mi, czy dasz Tomkowi możliwość zajęcia się razem z tobą dzieckiem, które na 90% jest wasze.
-Tak. Jeśli zmądrzeje. Choć… wystarczy jeśli z poważnieje.
-Przekażę, może podziała. Idę dzięki.- Poszedłem do taksówki i pojechałem do Agatki.
-Cześć kochanie.
-Cześć, kiedy przyjechałeś?
-Jakieś 1.5 godziny temu, ale byłem już w klubie.
-Ja też byłam.
-Wiem, Marta mi powiedziała i dlatego jestem tutaj.
-Po co pojechałeś do klubu?
-Zobaczysz rankiem.
-Coś tam zrobiłeś nowego?
-Nie, w klubie nic nowego. Dlaczego tak myślisz?
-Byłeś w klubie.
-Ale tylko dlatego, że musiałem wpaść na chwilkę do Marty, a dowiedziałem się, że tam byłaś i jeszcze jest tam panna, co to chciała ode mnie kwiatka.
-Cham, a mi to nie chciałeś dać kwiatka.
-Nie chciałaś kwiatka w doniczce.
-Ale, ty chciałeś dać mi kaktusa.
-Poważnie? Ale nie ciętego, tylko w doniczce.
-Co robimy?
-Idziemy na spacer.
-Jest po 21:00. Wiesz dlaczego ty masz takie pomysły?
-Bo się nudziłem i znalazłem miejsce do zabaw, a do tego zakochałem się tutaj na zabój i wiesz co?
-Nie.
-Przeżyłem tutaj swoje spełnienie marzeń. I to ty, jesteś moim marzeniem, wiesz?
-Domyśliłam się. A na spacer, to nie bardzo możemy iść, bo ciocia z tatą są w klubie i nie wzięli ze sobą dwóch par kluczy, ja im zabrałam te, co mieli przy sobie. Teraz muszę tutaj na nich czekać, bo nie wiem kiedy wrócą.
-To, co robimy?
-Porozmawiamy. Teraz ja chcę coś wiedzieć.
-Dobrze, słucham.
-Szymon, maczałeś palce w tym, jak ojciec się oświadczył?
-Tylko troszkę.
-To znaczy?
-Przedstawiłem mu plusy i minusy, a on miał tylko zrobić tak, ​ jak uważa.
-Ciocia jest pewna, że to ty.
-Nic mnie z tym nie wiąże. Poza tym, to nie ja.
-To nie mnie będziesz się tłumaczył.
-A komu?
-Cioci.
-Teraz, to sobie jaja robicie. Powiedział mi tylko, że odbiera pierścionek zaręczynowy w poniedziałek i to tyle.
-Co się tak skrupulatnie tłumaczysz, co?
-Bo teraz, to już ​wymyślacie. Ja tylko powiedziałem, że to chyba najlepszy dzień na zaręczyny, jaki mógłby mu się przytrafić.
-Czy oby na pewno?
-A co zrobił? Znaczy, jak się oświadczył?
-Zgadnij, co kupił cioci, biżuterię czy futro?
-Jak ona zabrała go do sklepu i kazała wybrać, to w czym chce ją zobaczyć, to on pewnie zrobił to samo z ubraniem, więc wybrała futro tak, jak on jej wdzianko, prawda?
-Jesteś dziwnie logiczny.
-Więc twierdzisz, że to nie wszystko? Dobra to idziemy dalej, poszedł po pierścionek, więc jak już tam był, to kupił jej zegareczek.
-Nie.
-A no tak, szczęśliwi czasu nie mierzą. Zakupił jej też, ten komplecik. Kolie i bransoletkę i kolczyki wraz z broszką. Ale niezdecydowany facet. To po co pytał nas, co jej kupić? Może to wszystko było mu potrzebne do zaręczyn? Hm. Jak się zaręczyli? Znaczy się, co zrobił?
-Kiedy ciocia ubrała się w to, co wybrał i w swoje nowe futerko, to pomógł jej założyć kolię, a później chciał, ​ aby założyła jeszcze cały ten komplet biżuterii. Potem powiedział jej, ​że jeszcze czegoś mu tutaj brakuje i wyciągnął pierścionek zaręczynowy. A co, nie wiedziałeś?
-No, nieźle mu wyszło, ale ciekawe, co odwali na jej urodziny, jak zużył już prawie wszystkie sztuczki i możliwości. No tak, urodziny urodzinami, ale jeszcze po drodze jest 8 marca… dzień kobiet.
-Też się nad tym zastanawiamy.
-Zaraz. Jak to my, to kto jeszcze?
-Ciocia i dziewczyny. A tak prawdę powiedziawszy, to powinieneś się przyznać.
-Do czego?
-Że to twoja sprawka.
-Na pewno. Nie wrobisz mnie w to, ja umywam ręce, to nie ja i koniec.
-Kłamiesz?
-Pewnie, że nie powinienem podejmować pewnych ustaleń z nim i powinien sam zrobić wszystko, ale oświadczyny to on sam napisał.- Pokazała na mnie palcem i zadała mi znane już pytanie.  
-Czyli to nie ty?
-Przecież powiedziałem już, że oświadczyny to jego ręka, a nie moja głowa.
-To dlaczego powiedziałeś, że nie może ciebie tutaj być?
-Bo to poniedziałek, a w poniedziałek, to ja mam do późna praktyki.
-Tak?
-Tak. A w czwartek mam najmniej lekcji.
-Co ty gadasz.
-Nie słuchaj mnie, bzdury gadam. W czwartek mam podstawy, chemię i mikrobiologię. Z czego na ten ostatni przedmiot, ​to rzadko się idzie, bo zazwyczaj tej ładnej pani nie ma.
-Co?
-Dobra, koniec tej rozmowy o szkole.
-Nie rozmawiamy o szkole?
-Nie, to o czym?
-O zaręczynach mojego taty.
-Ładnie to zrobił. Pewnie wszystkie koleżanki jej zazdroszczą.
-Kto ci powiedział?
-Ty mi powiedziałaś przed chwilką, a co?
-Więc twierdzisz, że to nie ty?
-Przecież to on się oświadczał. J​ak ja mogłem mu słowa wkładać do ust, byłem daleko.
-Ale oprawa była twoja.
-No dobra, może troszkę.
-Wiedziałam. Co z tego było twoim pomysłem?
-Oprawa była twoja Agatko, ​ a tekst, że coś mi w tym jeszcze brakuje, był mój, ale słowa były jego. Ja z tym co powiedział, mu nie pomogłem!
-Okey, coś taki drażliwy, co?
-Ja, drażliwy. Chyba tylko, jak śpię i ktoś mi nakrycie zabiera.
-Uuu, aż tak.
-Tak. Wtedy, to jestem zły.- Wróciła Jagoda i Andrzej.
-Cześć i jak było?
-A! Wiedziałam, że to ty!
-Chciałaś kwiatka w doniczce, to go tobie przywiozłem. A, że byłem w klubie i Marta powiedziała, iż jesteś, a Agatka pojechała już do domu, bo ja mam być, to dałem jej go do przekazania. A ona, jak tylko go dostała w ręce, to zdążyła się pokłóć, więc napisałem tobie kartkę, abyś uważała i to tyle.
-Agata, pytałaś go?
-Tak.
-I co powiedział?
-Że to nie on. On tylko podał tacie plusy i minusy tego o co pytał.
-A o co pytał?
-Jakie te kobiety są wredne ostatnio, co Andrzej? Dobrze się zastanowiłeś nad tym czego chcesz?
-Szymon!- Próbowała stonować mnie Agata.
-No co? Człowiek stanął na głowie, aby to dobrze wyszło, a tutaj od razu myślą, że jakiś spisek uknuto przeciwko wszystkim kobietom. Ale paranoja. Wstydziłybyście się, tyle wam powiem. Chodź Andrzej, pójdziemy do gabinetu i się napijemy. Obraziłem się i teraz, to ja mam focha.
-Właśnie, ja też, że we mnie nie wierzycie. Chodź idziemy.- I poszliśmy na piętro.
-Idą za nami?- Zapytałem, gdy wchodziliśmy do gabinetu.  
-Jeszcze nie.
-Andrzej, zacznij się martwić, co zrobisz na 8 marca.
-Wymyśl coś?
-Ja?! To twoja bajka. Poczekaj, mam pomysł. Zabierz ją na romantyczny weekend nad morze śródziemne.- Zrobił głupią minę.
-No co, jest zima, na pewno przyda jej się troszkę słońca. Ale dla pewności zapytaj, może woli narty w alpach.
-No teraz to przesadzasz.
-A co chcesz zrobić po takich walentynkach, wyjść z nią na kolację do restauracji.
-No nie. Ale to drogie będzie, a ja wywaliłem na te drobiazgi 10% tego, co miałem.
-Posłuchaj, to ty powiedziałeś, że chcesz z nią podróżować, nie ja. A to uświadczy ją w tym, że to na pewno twój pomysł.
-Zgoda, ale więcej mi nie pomagaj.
-Mówisz i masz, to ostatni raz.
-Cicho, idą. Andrzej ustawił cztery kieliszki do wina na sekretarzyku i otwierał wino, kiedy to Jagoda i Agata weszły do gabinetu.
-Chyba obie winne jesteśmy wam przeprosiny, co?
-Nie musicie nas przepraszać, prawda Andrzej?
-Tak, to walentynki i miałyście prawo myśleć, że to wszystko on. I Jagoda, mam do ciebie pytanie związane z 8 marca. Gdzie chcesz pojechać na romantyczny weekend. W Alpy na narty, czy nad morze śródziemne pozażywać troszkę słońca? W końcu mieliśmy podróżować.
-Mam dość zimy, więc może Egipt?
-Wiesz co? Ja raczej myślałem o tej stronie morza.
-Wykosztowałeś się, co?
-To nieistotne.
-Dobrze, więc zrobimy tak. Ja wybiorę dokąd pojedziemy i załatwię wszystko, a ty tylko pojedziesz ze mną na ten weekend, zgoda?
-Ale....
-To na przeprosiny, może być?
-Troszkę mi głupio, w końcu to dzień kobiet.
-Nikt nie musi wiedzieć.
-Tak, my nie słyszeliśmy.- Spojrzałem na Agatę głupio się uśmiechając.
-Ty sobie za dużo nie wyobrażaj, bo na walentynkach i tak dużo wygrałeś.
-Agatko, o co chodzi?- Zapytała Jagoda.
-Powiedział, że tata, to facet starej daty i albo biżuteria, albo futro. A ja głupia obiecałam mu, że zrobię coś z nim, jeśli będzie musiał. To dlatego uderzyłam go w ramię, kiedy tata nas zapytał, co wybrać.
-A ja się zastanawiałem, co ona taka wściekła wyszła mówiąc, że nie chce wiedzieć.
-To teraz już wiesz.- Stwierdziłem.  
-Kiedy to tobie powiedział?
-To ja go zapytałam, "Ciekawe co ojciec kupi cioci na walentynki?". To było tego dnia, gdy wyszliśmy na spacer, a jak wróciliśmy, to zgarnąłeś nas do gabinetu.
-Co mu obiecałaś?- Spytała Jagoda.
-Pchełkę.
-Co?
-Że zaprzyjaźni się z Mariolą.- Rzucilem jej pomocne stwierdzenie.
-Nie rozumiem, co on na tym wygrał.
-Ty też masz ciekawe przyjaciółki, zwłaszcza te jedną, do której nie chciałaś mnie dopuścić, abym ją poznał.
-A tak, przyjaźń, no tak, rozumiem. Ale nadal nie pojmuję, co on ma z tym wspólnego i co na tym wygrywa.
-Ja to powiem. Zagwarantowałem swoją osobą Marioli​, że zakocha się w Piotrku.
-Przecież oni się kochają. To​ oni tutaj byli, prawda?
-Tak, to ta mała pchełka, co ją wciągnęłaś do domu, aby poczekała na Szymona.
-Powiem szczerze, że ma ona coś w sobie takiego, co daje jej przewagę nad innymi dziewczętami.- Powiedziała Jagódka.  
-Też to widzisz?- Zapytałem.  
-A ty, jak oparłeś się jej wdziękom?
-Było ciężko. Zwłaszcza, że nawet łóżko przestawialiśmy.
-Musiało być ostro.- Powiedział Andrzej.
-Nie. Po prostu pomogłem przemeblować jej mieszkanie. Cały dzień z nią rozmawiałem, a o imię, to zapytała dopiero, gdy wychodziłem i ona też wtedy mi się przedstawiła. Tego dnia poznałem też syna Doroty, Marcina. A najgłupsze było to, że gdy jechałem odwieźć ją do domu z klubu, to z nienacka mnie pocałowała. I to tego dnia Agatko, spędziłem pół nocy na stacji czekając na pociąg.
-To ten dzień o którym mówiła, prawda?
-Tak, to ten dzień co odwołali te pociągi o 1:43.
-Co robiliście w klubie?
-Graliśmy w bilarda i w ruletkę, rozmawialiśmy dużo o życiu i o tym, co chcemy robić. Ja opowiadałem jej o tobie, ona mi o problemach jakie ma z Marcinem i tak to było.
-A gdzie był Marcin, w tym czasie?
-Jak wplątał się tym głupim tekstem w Dagmarę, to wrobiłem go w nią. Niech odpokutuje dziewczynie to chamstwo. A Mariolce, za czas jaki musiała go znosić, będzie jej musiał zapłacić za letni kurs działań specjalnych.
-A więc, to z tego powodu pytałeś go o rozmowę z mamą.
-Właśnie.
-Zaraz, czyli wszystkich ludzi jakich poznałeś, wiążesz ze sobą.
-Andrzej, chwila moment, wy jesteście innym przypadkiem.
-Szymon, ja powiem.- Zadeklarowała swoją chęć Jagoda.  
-No dobrze, to mów.
-Wychowujemy już tyle czasu razem Agatkę, że wreszcie stwierdziłam, iż trzeba coś z tym zrobić i to ja zrobiłam pierwszy krok, a ty pociągnąłeś to dalej. A Szymon Agatko, załatwił sprawę z twoimi fochami o wszystko. Przepraszam, powinnam była tobie to powiedzieć sama.
-Nie, tak było nawet lepiej. Inaczej byłaby demolka w domu. I tak gryzłam się dość długo z myślami, ale ze względu na to, że nie chciałam zawieść jego zaufania, to pozwoliłam wam na ten eksperyment. A ty, nie rób tak więcej.- Podeszła do mnie i zawaliła mi w brzuch.
-Ałła! Co ty masz tam takiego twardego? Aż mnie ręka zabolała.- Podniosłem koszulę, która zawijała mi się na wysokości pasa i zakrywała sprzączkę kowbojskiego paska. Lity odlew z jakiegoś metalu, dość ciężki i naprawdę przydatny w takich sytuacjach.
-Ładne, skąd to masz?- Zapytał Andrzej.
-Kupiłem w Gorzowie na rynku.
-Ej, przestańcie zachwycać się tym paskiem, mnie boli ręka.
-Daj podmucham i przepraszam za to, ale nie chciałem im tego popsuć na samym początku.
-Wiem, sama jestem sobie winna, że wszystko przede mną ukrywali.
-Zobacz Andrzej, a ja myślałam, że wszystko trzeba będzie przed nią ukrywać. A on ma na nią, dobry wpływ.
-Jagoda, ale na ciebie nie.
-Zaraz zaraz, ja mam na Jagodę zły wpływ. A to niby dlaczego?
-O tym porozmawiamy na osobności.
-Co się w tobie takiego zmieniło na gorsze, odkąd ja przyjeżdżam do was?- Zapytałem Jagódkę.
-Sama jestem ciekawa. Więc?- Andrzej nabrał wody w usta widząc, że ta rozmowa zmierza w złym kierunku.
-To może ty Agatko wiesz?
-Nie wiem, ale ciocia jest milsza, na więcej mi pozwala i zrobiła się bardziej uczuciowa. Może właśnie o to tacie chodzi?
-Ta rozmowa zmierza w złym kierunku.- Zaczął bronić się Andrzej.
-On ma rację, zaraz będzie kłótnia, skończmy to. Pokaż mi ten pierścionek, bo go jeszcze nie widziałem.- Podeszła do mnie i pokazała mi pięść przed okiem. Dobrze zrobiłem kończąc tą potyczkę słowną, bo byłaby kłótnia, a do rana może zapomną.
-Ładny, wykosztował się.- Stwierdziłem.
-Chodź, pokażę tobie całą resztę tego, co dostałam.- Poszedłem, ale byłem ciekaw, co znaczy to "cała reszta", oby nie za dużo, jak na dzisiejszy wieczór.
-Ładne to jest, zielone kamyki, ciekawe dlaczego takie?- Spojrzała ze zdziwieniem na mnie i dopiero wtedy zrozumiałem? Ona ma zielone oczy, ale jestem głupi. Tyle razy patrzyłem jej w oczy, a nie zapamiętałem najważniejszego szczegółu, koloru. Faceci to naprawdę tępaki. Zapytaj swojego faceta o kolor oczu, to dziewięćdziesiąt procent na 100 strzeli i nie trafi. Sam naciąłem się na tym z 10 razy. Nawet Justyna zamykała oczy i pytała, jaki mają kolor ze dwa razy. A to akurat powinienem wiedzieć, bo tęczówkę oka miała koloru zielono niebiesko szarą, co było naprawdę niesamowite. I tak samo, jak Agata, miała piegi na ustach. Wiem głupie to, ale bardzo mi się podobało.
-A no tak, twoje oczy są koloru zielonego, ciekawe czy on wie, czy to tylko przypadek.
-Nawet go nie pytałam, ale teraz, jak ty dopiero to zauważyłeś, to na pewno zapytam.
-Poczekaj, ubiorę jeszcze wdzianko, zobaczysz jakie fajne.- Zdębiałem i już miałem wyjść, kiedy weszła do pokoju Agata.
-Coś taki wystraszony?- Powiedziała. Obróciłem się. Ale ja głupi jestem, ona mówiła o futrze a ja..., zresztą jak każdy facet pomyślałem o bieliźnie.
-Nie spodziewałem się ciebie w drzwiach.- Odpowiedziałem.
-Ładne, takie młodzieżowe i mam jeszcze czapkę.
-Fajnie do siebie pasują.- Agata znów podeszła do mnie i trzasnęła mnie w ramię.
-Możesz przestać to robić?!- Zdenerwowała się Jagoda.
-Ale on znowu zgadł i powiedz mi jeszcze, że ten komplet, co wybrał tata jest gładki, to dostanie w papę.
-Nie. Nie jest, aż taki gładki.- Kopara mi opadła, kiedy Jagoda wyciągnęła komplecik, jaki ja wybrałem Agacie. Odruchowo złapałem ją za ręce od tyłu i trzymałem będąc przytulonym do niej.
-Puść mnie!
-Pod warunkiem, że nie dostanę z liścia.
-Zgoda, puść.- Wiecie jaki jest problem, nie zwróciłem uwagi na to, co robi Jagoda, a stałem tyłem do łóżka, ale mi natrzaskały poduszkami. I za co, że sobie po gdybałem i miałem rację? Kobiety to naprawdę dziwne plemię. Na hałasowaliśmy, więc przyszedł Andrzej.
-Za co go bijecie?
-Za całokształt Walentynek.
-Co!?
-Zgadł wszystko, mógł iść i kupować wszystko za nas i kupiłby to samo.
Wstałem skołowany.
-Nie prawda! Nie wiedziałem, że biżuteria będzie miała zielone kamienie.- Jagoda szybko podeszła do Andrzeja zamykając oczy.
-Jaki mam kolor oczu?- Spojrzał na mnie, pokazałem mu palcem na leżącą na komodzie biżuterię.
-Zielone.- Agata podeszła do mnie i znowu uderzyła mnie w ramię.
-Żeby mi to było ostatni raz i masz jeszcze kopa. Powiedzieć, za co?
-Może lepiej nie. Tak będzie o wiele spokojniej.
-Dobra kochani, idziemy dokończyć tą butelkę i do pokoi, zgoda?- Spojrzał na Agatę.
-I bez agresji, jeśli można prosić.
-Właśnie, a ja dałem tobie kwiatka.
-O boże, mój kaktus w torebce.- I obie pobiegły na dół.
-Dziękuję.- Powiedział Andrzej.
-Za co?
-Za kolor.
-Nie kupiłeś jej tego pod kolor oczu?
-Nie. Jubiler mówił, że to prawdziwy kamień, ​ a ta reszta zieleni i innych kolorów to szkiełka i wziąłem ten​.
-Nie mów jej tego.
-Ona naprawdę ma zielone oczy?
-Ale byłaby gafa. Ja też myślałem, że niebieskie, jak Agata.
-Nigdy nie mów tego na głos.
-Myślisz, że nie wiem?
-A jakie oczy miała mama Agaty?
-Bardziej zielone od Jagody, po prostu ciemniejsze, piękne były.- Rozmarzył się.  
-Przestań pytać o takie rzeczy.- Rzucił wreszcie.  
-Przepraszam.
-Chodź, idziemy do gabinetu i zabierzemy ze sobą kieliszki i pójdziemy do salonu.- Kiedy dotarliśmy do salonu dziewczyny próbowały oswoić kaktusa (aylostera muscula) i go pogłaskać, co było naprawdę głupie z ich strony, bo to przecież kaktus.
-Ej! A może, jak mu damy pić, to da się pogłaskać.
-Ty, one myślą chyba, że to pies.- Zaśmiałem się.
-Z jakiego powodu ten chichot?
-Dajcie mu wina, to jak się upije będzie bardziej potulny.- Zaśmiał się Andrzej.
-A ty sobie uważaj, Agata mi powiedziała.
-Przecież wiedziałem jakiego koloru masz oczy, to dlatego kupiłem tobie zielone kamyki. Bo u jubilera były jeszcze niebieskie i czarne, białe, czerwone i różowe.
-A jak miałabym piwne oczy tak, jak Szymon, to co byś wziął?
-Samo złoto i pasowałoby tobie do włosów.
-Dyplomata, pozbawiłby mnie kamyków. A właśnie, co ile go podlewasz?
-To kaktus. Więc, co tydzień, a jak zapomnę to co dwa i już.
-Wariat. Ja go lubię i on ma mnie też polubić, więc pić dostanie codziennie.
-Muszę ciebie zmartwić. To kaktus, a nie piesek i jak tak będziesz z nim postępować, to zgnije. Zrozumiałaś?
-Poczytam troszkę o tym.
-I tak będzie chyba najlepiej dla niego.
-To najładniejszy jaki masz?
-Kwestia gustu. Mnie podobają się prawie wszystkie. Ale najpiękniejszy jest aylostera pseudopectinata. Wygląda, jak gdyby stały na nim w równych rządkach pająki. A to tylko jego igiełki, prawie płasko ułożone na jego powierzchni. Jest jeszcze aylostera cuperiana który wygląda tak, jak już zatopiłby swoje ostre ostrza w czyimś ciele, ze względu na swoje zaczerwienione końce igieł.
-Przestań nas straszyć, kaktusy takie nie są.
-Mało wiesz o życiu, jeszcze mniej o świecie, więc posłuchaj dziewczę i tak cię przelecę.
-E tam, już to zrobiłeś.- Rzuciła Agatka.  
-To zrobię, to jeszcze raz.
-Mm, jak miło.
-Dzieciaki, uspokujcie się.
-Co ty od nich chcesz, bawią się.
-To może ja też wejdę w tą zabawę.- Powiedział Andrzej.  
-Spokojnie. Ja już znam takich dwóch, co bawili się z nimi. I możesz mi wierzyć, że ty byś nie chciał się z nimi bawić. Wywołałam te zdjęcia, wiesz?- Zwróciła się do mnie.
-Zwariowałaś. Zniszcz te zdjęcia, zanim zobaczy to ktoś, kto nie powinien. Proszę!
-Zrobiłeś coś nielegalnego?
-Nie zupełnie. Ktoś podał mi coś, ...tak myślę i jakieś dziewczyny próbowały mnie zgwałcić. A wszystkiemu winien jest Daniel i jeszcze ktoś, komu odbiło się to na....
-Dupie?- Powiedziała Jagoda.  
-Tak, właśnie.
-Przyniosę te zdjęcia.
-Nie zapomnij o negatywie.
-Przyniosę, spokojnie.
-Co jest na tych zdjęciach?- Zapytał zaciekawiony Andrzej.
-Zrobimy tak. Zobaczysz i zapomnisz. Tak, jak ja, zabrać te negatywy Jagodzie.
-Dobrze, ale nie ma tam nic nielegalnego?
-Nie. Tylko coś, co miało zostać między nami.- Jagoda weszła z powrotem do gabinetu.
-Mam.
-Negatyw.- Rzuciła do mnie, schowałem do kieszeni.
-Zdjęcia też.
-Ale, ja chciałam pokazać wam jedno fajne.
-Dobra, ale daj jedno z brzegu Andrzejowi.
-To jakiś żart, tak? Zaraz, znam go. To twój były, jak on tam ma na imię? No, ten, Rafał. O kurde, to pedał?  
-Nie. Ale chciałem się zemścić.
-Znalazłaś?
-Tak. ​Popatrzcie, to to zdjęcie, fajne co?- Agata spadła z pufy ze śmiechu.
-Szymon, może zostawimy sobie to jedno, proszę?
-No dobra, ale nikt go nie zobaczy?
-Paulina.
-Dobra, ale nikt poza nią. Pokaż to zdjęcie.
-Fajne jest, co?
-Ładnie wygląda Daniel w podwiązkach.
-Pokaż, znam go. Jego ojciec jest adwokatem. Tak, to u niego byliśmy na 18-nastce. Dobra, koniec już, dajcie te resztę zdjęć i je zniszczymy.
-Agata, zdjęcia..... Oddaj, bo spalę wszystkie.
-No weź, jeszcze jedno.
-Oddaj wszystkie.
-Nie! To jedno zostaje.
-Ale resztę oddaj.
-Dobrze, trzymaj.
-Wrzuć do kominka i wciśnij ten kurek i przekręć go o 90 stopni. Kominek zapłonął, zdjęcia się spaliły, ale kiedy chciałem wrzucić negatyw Andrzej mnie powstrzymał.
-Szymon to tworzywo i zapcha dysze, nie możesz go tutaj wrzucić.
-To co mam z tym zrobić?
-Potnij, pognieć, podrap, nie wiem, coś wymyślisz.
-Dobrze, muszę zrobić coś z tym negatywem, tylko co?
-Andrzej ma aceton w garażu.- Powiedziała Jagoda.
-To idziemy. Zeszliśmy do garażu i Andrzej nalał w słoiczek acetonu.
-Pewien jesteś?
-Tak.
-Dobrze, to daj.- Wrzucił do słoiczka, zakręcił i zatrząsł.
-Jak mi nie ufasz, to zabierz ten słoik.
-Nie trzeba, wiem co aceton robi z tworzywem.
-Skąd?
-Czechu próbował umyć sznurowadła w acetonie i mu się rozjechały.
-Idiota.- Powiedziała Jagoda.
-Może nie całkiem, ale jakby nie on, to do dziś bym nie wiedział, co z tworzywem robi aceton.
-Nigdy nie miałeś styczności z acetonem?
-Jakby nie on, to bym nie miał.
-Dobrze, chodźmy na górę i idziemy spać, już jest późno.
-Masz rację, już późno.- Poszedłem wraz z nim do salonu, a potem razem z Agatą do pokoju. wzięliśmy prysznic i poszliśmy spać. No może nie całkiem. Agata wymyśliła zapasy i umazała nas oliwką dla niemowląt. Fajnie się bawiliśmy, choć przegrałem z nią tego dnia. Ale warto było czasem przegrać. Co tu dużo mówić. Wolałem, kiedy jest na górze, niż pode mną. Zresztą, ona też chyba lubiła górować i być na wierzchu. Ciekawe było to, że ocieraliśmy się o siebie, co było dość dużym przeżyciem dla takiego łosia, jak ja. I jak już napisałem, nudzić to się z nimi nie można było. Mimo, że ja nigdy nie wiedziałem, co strzeli im do głowy, a one tak samo jak ja, nie miały zielonego pojęcia, co kłębi się pod moją czaszką.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 4845 słów i 25811 znaków, zaktualizował 28 cze 2020.

Dodaj komentarz