Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 11. Jak tchórz.

Nie wiem, co ja sobie myślałem, przecież oni mi i tak tego płazem nie puszczą. Ale co ja się przejmuję, przejmowałem się, gdy miałem 3 latka, a teraz mam ponad 5 i ⅓ raza tyle. Poza tym, to ja mam negatywy, więc jakby coś, to zrobię szopkę i tyle. Szkoda mi ich. No wiem, zupełnie niepotrzebnie. Ciekawe, jak dziewczyny do tego podejdą, kiedy następny raz ich zobaczą? A najlepiej, jeśli to pozostanie między nami.  
Kiedy wreszcie zjawiłem się następny raz u Agaty, była ona w strasznie złym stanie, a krótko mówiąc zachorowała. Powiedział mi to Andrzej, kiedy stałem przed drzwiami.  
-Szymon, tylko jej nie całuj. Przyplątało jej się jakieś paskudztwo i nie chcę, abyś się zaraził od niej, więc choć raz zachowaj się, jak dorosły człowiek. Ten jeden raz, dobrze?  
-Nic tobie nie obiecuję lecz teraz chociaż wiem, że muszę na nią uważać.- Zrobił dziwną minę.
-No na tą chorobę.- Sprostowałem swoją wypowiedź.  
-To leć, ucieszy się.- Powiedział, kiedy już myślałem, że mnie nie będzie chciał wpuścić.  
-Dzięki za zaufanie.  
-Nie ma za co. Przecież to nieuniknione. Jak na razie, pasujesz mi ty.  
-Jak na razie? Hm, duży plus dla ciebie. Idę!- Poszedłem prosto do pokoju Agaty, spała. Uklęknąłem przy łóżku i oparłem się w taki sposób, by spoglądać w jej twarz. Po krótkiej chwili lekko dmuchnąłem jej we włosy, które miała na twarzy. Nie zareagowała na moją zaczepkę. Zmęczona pomyślałem, więc podniosłem się i skierowałem do drzwi pokoju, przed nimi odwróciłem się i spojrzałem jeszcze raz na nią. Dziwnie spokojna ta moja Agatka. Pomyślałem, odwróciłem się, a później opuściłem jej sypialnię. Idąc na dół spotkałem na schodach Jagodę.  
-Cześć. Szymon, dlaczego wychodzisz? Przecież dopiero przyszedłeś.
-Agata śpi, nie będę jej budził, niech pośpi nieboraczka.  
-Chodź ze mną do kuchni, to porozmawiamy sobie chwilkę.  
-A o co chciałabyś mnie zapytać?  
-Co się stało na imprezie, że one obie, nie chcą mi tego powiedzieć. I może się dowiem, po kiego grzyba był im domek letni. Drogi był ten wynajem.  
-A o którą rzecz pytasz?  
-Znaczy się nie była jedna i ja to już wiem.  
-Ano nie. Nie była.  
-Powiesz mi.  
-Ostatnie pytanie. Nie wszystko, ale część mogę tobie Jagódko powiedzieć.  
-Zgoda. Do czego potrzebny był wam domek letni?  
-Jeśli o to tylko chodzi, to mogę tobie odpowiedzieć. Pewnie chciały gdzieś znaleźć chwilę spokoju, bo dużo się działo tego dnia, a w sumie, to wieczorem. Podstawowa sprawa była taka, że Rafał i Daniel próbowali skłócić mnie z Agatą i prawie się im udało. Ale się odkuliśmy, więc teraz mam nadzieję, że poszło im w pięty. Może sobie zapamiętają. A o domek, to poprosiły ciebie pewnie po tym, kiedy Agata sobie za dużo zaczęła wyobrażać, co szczerze powiedziawszy było nieprawdą. Po Prostu była to ukartowana przez Daniela i Rafała sytuacja i wrzucona w wir wydarzeń Agata, źle ją z interpretowała, gdyż to było tak. Ja piłem z Danielem i urwał mi się film. Bardzo możliwe, że nie przypadkiem. Świadomość odzyskałem krótko przed tym, gdy weszła Agata do pokoju, gdzie jakieś cztery wariatki próbowały mnie zgwałcić. Strofowałem je i postraszyłem policją i to właśnie wtedy ona tam weszła.  
-Pewnie zrobiła awanturę?  
-Mylisz się. Nawet się nie odezwała i wyszła. Ale byłem zdziwiony jej zachowaniem. Nawet zacząłem myśleć, że ona o tym wie, byłem w szoku. Po tym, jak powiedziałem, żeby mnie puściły zanim Agata wróci z policją, rozwiązały mnie. Pobiegłem jej szukać i wpadłem na Paulinę. Dostałem liścia w twarz, a po krótkim wyjaśnieniu powiedziała mi dokąd muszę iść, aby dostać z drugiej strony. Poszedłem do domku letniego, gdzie były z Iriną. Wtedy wpadłem na to, że to było ukartowane i wymyśliłem, jak dać im nauczkę. Plan wykonała Irina i Paulina.  
-Co im za to zrobiliście?  
-Nie powiem, ale mogę pokazać tobie negatywy. Wyciągnąłem z kurtki zwitek negatywu i podałem go Jagodzie.  
-To nie jest to, co myślę, prawda?  
-Nie wiem, co ty sobie myślisz i nie chcę wiedzieć. Jednakże, niczego nie potwierdzę i niczemu nie zaprzeczę.  
-Ale dyplomatycznie.  
-Tak musi być.  
-Tylko powinno. Na pewno mi nie potwierdzisz?  
-Nie i zostawmy to na chwilkę Jagódko, bo mam pytanie do ciebie. Drugie, więc.... Rozmawiałaś z Agatą o mnie, co tobie powiedziała?- Skrzywiła się i to mocno, przed taką odpowiedzią.  
-Pytanie poniżej pasa.  
-Nie moja wina, że co ciekawsze rzeczy, są poniżej jakiegoś poziomu.  
-Ty mnie, jak do tej pory nie okłamałeś, więc powiem tobie. Agata zastanawia się, kiedy może spodziewać się, no wiesz?  
-Nie, nie wiem. Oznajmiłem jej, ja będę jednak musiał wiedzieć, co ona chce mi powiedzieć.  
-Mógłbyś się domyślić?  
-Po co, jak mam zdjąć pytanie, to muszę usłyszeć odpowiedź.  
-Jesteś gorszy od świętej inkwizycji.  
-Całe szczęście, bo już myślałem, że coś się zmieniło.  
-Ona chce, spodziewa się, ....  
-Zaręczyn. O to chodzi, prawda?  
-Tak. Właśnie o to. Powinieneś się cieszyć. A minę masz taką zszokowaną, jakby tobie to strasznie nie pasowało.
-Kocham ją, nie mam nikogo, ale taką deklarację, to ja mogę złożyć dopiero za 16 miesięcy.  
-Nie pojmuję tu czegoś. Co ciebie powstrzymuje?  
-Nie mogę tobie tego powiedzieć.  
-Masz żonę.  
-Nic z tych rzeczy, kochana.  
-Powiesz mi, jeśli obiecam, że to tylko do mojej wiadomości?  
-Nikt tego od ciebie nie usłyszy, nie napiszesz tego ani nie pokażesz. Tylko dla twojej spokojności, żebyś nie snuła dziwnych teorii spiskowych.  
-Rozumiem, nikomu. I mam to tobie obiecać, tak?  
-Tak. Obiecaj mi.  
-Obiecuję. A jeśli chciałabym złamać obietnicę, to co zrobisz?  
-Zabezpiecze się. Przedstawię tobie fakt, a nie powiem ci, co to jest.  
-Patrz. Wyjąłem z kieszeni koszuli długopis i napisałem na dłoni liczbę 16, gdy to nagle do kuchni weszła Agata.  
-Ciociu powiedz mi...? Cześć.- Powiedziała spokojnie z dziwnym uśmiechem do mnie, gdy już mnie zauważyła.  
-Cześć pszczółko, zachorowałaś?  
-Jak widać. Dlaczego nie przyszedłeś do mnie?  
-Byłem, ale spałaś tak słodko, że nie miałem sumienia ciebie obudzić.  
-Ja cały czas prawie śpię, więc nie miałabym nic przeciwko.  
-Wiem, nawet brałem pod uwagę to, że będziesz miała mi to za złe. Ale nie mogłem ciebie budzić, tak słodko spałaś.  
-Przytul mnie.- W czasie kiedy przytulałem Agatę, to pokazałem Jagodzie dłoń na której widniała liczba 16.  
-Mówiłeś mi to już.  
-Nie to, ale wszystko sprowadza się do jednego.  
-Nie rozumiem.  
-Znając tą odpowiedź, to jedno słowo, będziesz wiedziała wszystko, naprawdę i w przenośni.  
-O czym rozmawiacie?  
-O imprezie u Daniela, o nas, o tym co się stało i jeszcze stanie. Ogólnie, to o wszystkim, co związane jest z nami.  
-Ciociu, zrób mi mleko z miodem i herbatę z cytryną.  
-Dobrze, idź się połóż, a Szymon je tobie zaraz przyniesie. Dobrze?  
-Dobrze. Agata udała się do pokoju, a Jagoda zaczęła się dopytywać.  
-Co to znaczy?  
-Ta cyfra, to czasowy problem.  
-Mówiłeś 16 miesięcy, ale..., co to ma wspólnego z wami?  
-Pech chciał, że to dwie cyfry i obie są na razie szesnastkami. Jedna zmieni się jeszcze dwa razy, a druga dojdzie do zera.  
-Powiesz mi, czy mam się domyślać?  
-Gdybyś słuchała mnie dokładnie, już byś wiedziała.  
-Nie powiesz wprost?  
-Nie po tym, co powiedziałaś. Ale, dam tobie wskazówkę. Pomyślałaś Jagódko w złą stronę.  
-Dobrze, pomyślę nad tym problemem, ale potwierdzisz mi kiedy zgadnę?  
-Masz moje słowo.  
-Zanieś mleko swojej ukochanej. Tajemniczo się zrobiło.  
-Znaczy się, ciekawie?  
-Ukartowałeś to.  
-Nie ja. To ty sama do tego doprowadziłaś. I wiesz co? Fajna dziewczyna z ciebie, dobrze się z tobą rozmawia.  
-Podobam się tobie?  
-Nie odpowiem na tak zadane twoje pytanie.  
-Dlaczego tego dnia, kiedy przyszedłeś porozmawiać do mojej sypialni, to nie wykorzystałeś tej sytuacji?  
-Powiedziałem tobie, wtedy. Daj zaniosę, to mleko, bo się zaraz zjawi na dole.  
-Zaczynasz mnie coraz bardziej ciekawić.  
-Masz ciężki orzech do zgryzienia.  
-Właśnie widzę.- Uśmiechnąłem się do niej i udałem się do Agaty z mlekiem.  
-Co wy tam tak długo robiliście?  
-Obgadywaliśmy ciebie.  
-Szymon, masz czarny humor.  
-Przepraszam. Posuniesz się? Położę się obok ciebie.  
-Co jest naprawdę w tobie takiego, że czasem ma się wrażenie, jakbyś był bliżej niż jesteś w rzeczywistości?  
-Może jesteś krótkowzroczna i to, że widzisz rzeczy bliżej niż są faktycznie, to tylko złudzenie. A jak są za blisko, to się rozmazują.  
-Szymon, ja nie mam zeza.  
-Wiem.  
-Zmieniasz temat.  
-A co tam u Pauliny?  
-Szymon!  
-Kochasz mnie?  
-Tak. Ale co ja mogę zrobić, abyś mi powiedział to, co chcę wiedzieć?  
-Zadać konkretne pytanie. I dostaniesz konkretną odpowiedź.  
-Ożenisz się ze mną?  
-Oczywiście, jak do tej pory nie zrezygnujesz.  
-Czyli coś jest nie tak?  
-Tak. Ta wasza dziwna dociekliwość, jak gdybym coś przed wami ukrywał.  
-No wiem, ale kiedy zaczyna mi naprawdę zależeć, to tak mam.  
-Każdy tak ma, nie tylko ty.  
-A jeśli chodzi o zaręczyny, to będziesz musiała poczekać z 1.5 roku.  
-Poczekam.  
-Wiem. Będziesz musiała. Mam pytanie. Rozmawiałyście potem z którymś z nich?  
-Chodzi tobie o Rafała i Daniela?  
-Tak.  
-Widziałam tylko Rafała, a Daniel, jak nigdy rozpłynął się w powietrzu. Rafał, też nie wie, gdzie on jest, bo pytałam. Zawsze po imprezie jaką robił, to bywał wszędzie byleby tylko się pokazać.  
-Ciekawe. Więc nie wiecie, gdzie jest?  
-Nie, nie wiemy. Dlaczego pytasz, coś wiesz?  
-Nie. I to mnie martwi. Może coś szykuje.  
-Głupi by był, gdyby jeszcze raz z nami zadarł. Irina po tym zajściu zrobiła się nieobliczalna, sama jej nie poznaję. Co ty jej takiego powiedziałeś?  
-Nic, naprawdę nic. Może wyniosła naukę z tego i teraz wie, jak używać swojego wdzięku.  
-Przedtem była taka wystraszona, a teraz, to mam wrażenie, że idzie na całość.  
-Wszystko jest do czasu, trafi się zawsze ktoś lepszy we wszystkim. Nawet w tym, co ona wyprawia.  
-Trafiłeś już na lepszego od siebie?  
-Lepszy w tym, gorszy w czymś innym. Dlatego martwi mnie Daniel. Co on studiuje?  
-Prawo międzynarodowe na jakiejś znanej uczelni za granicą. Nie potrafię tobie powiedzieć, co to za uczelnia.  
-W Niemczech?  
-Nie.  
-W Anglii?  
-Nie. We Francji.  
-Znana jest tylko Sorbona, która jest w Paryżu.  
-Nie wiem, nie chcę wymyślać, ale lata do Paryża do szkoły.  
-To na pewno Sorbona, bo w Paryżu jest tylko jedna szkoła, która jest znana.  
-Szymon, po co chcesz wiedzieć, aż tyle o Danielu?  
-Trzeba wiedzieć, komu nadepnęło się na odcisk. Będę ciebie chronić kochanie i Paulinę do tego wszystkiego również obiecuję tobie chronić.  
-Sama o siebie mogę zadbać.  
-Widzę. Właśnie teraz.  
-Nie nabijaj się ze mnie, bo jestem chora.  
-Przepraszam. Nie gniewaj się.  
-Rozumiem ciebie. Myślałeś, że przyjedziesz i gdzieś pójdziemy. A ty tu gnijesz razem ze mną w łóżku. Nudzisz się i do tego nie możesz mnie pocałować.  
-Mylisz się, chciałem zobaczyć ciebie. Nigdy nie liczyłem na nic innego. Ja po prostu chcę z tobą być.  
-Czasem jesteś taki kochany, że aż nie wiem, co powiedzieć.  
-Ja wiem, dlaczego rzadko taki jestem. Dlatego, że chcę z tobą rozmawiać, śmiać się, robić różne inne rzeczy, które tylko chcesz. Więc..., co takiego chcesz robić dziś wieczór?  
-Ja naprawdę rozumiem, że mogę zrobić dużo, ale akurat dziś, to chcę abyś wrócił do domu i się wyspał na przyszły tydzień. Cieszę się, że przyjechałeś, ale wolałabym, abyś mnie nie widział w takim stanie.  
-Jak zwykle poprawna. Aż po czubek noska. Dotknąłem czubka jej noska.  
-O której masz pociąg do domu?  
-Pytasz, jakbyś nie wiedziała.  
-1:43  
-Tak.  
-A prędzej nie masz, pociągu?  
-Mam, ale nie wiem czy to dobry pomysł, bo ten pociąg jest tylko do Poznania, a potem i tak będę czekać na ten z Warszawy.  
-To faktycznie beznadziejnie.  
-Dlaczego? Przecież mogę być z tobą.  
-Ja się naprawdę źle czuje.  
-Mam sobie iść?  
-Nie.- Pukanie do drzwi. Przyszła Jagoda.  
-Agatko, Paulina do ciebie. Ma wejść?  
-Dobrze, niech wejdzie.  
-O, cześć Szymon.  
-Witam ciebie Paulinko.  
-Co dzisiaj robimy?  
-Dzisiaj, to ja choruję.  
-Grypa?  
-Tak, muszę to wyleżeć.  
-Poleżymy z tobą.  
-Nie Paulina. Jeśli możesz, to zajmij się dziś Szymonem do czasu, kiedy nie wsiądzie do pociągu o 1:43. Zgoda?  
-Dobrze.  
-Szymon Idźcie już i dziękuję za odwiedziny, aczkolwiek zły czas się wam trafił, przepraszam. Ciebie Paulinko również przepraszam.  
-Nie musisz mnie przepraszać. Kocham ciebie i potrafię zrozumieć. Przytul mnie i już sobie idziemy. Zmęczona jesteś, co?  
-Mam dość. Budzisz się, siedzisz 10 minut i znowu zasypiasz bez powodu. Porażka i to taka duża.  
-Wiem, rozumiem ciebie. Przyjechać jutro?  
-Nie. Przyjedź za tydzień, ale w piątek, jak mogę prosić. Posiedzimy w domu, a w sobotę udamy się do Karoliny i Piotrka. Pawła też znasz?  
-Nie. Kto to?  
-Ich brat, nie wiedziałeś?- Odparła Paulina.  
-Nie. Nieistotny szczegół.  
-Poznasz go.- Rzuciła Agata.  
-Dobra. Przytul mnie i już sobie idziemy.  
-Paula. Pilnuj go, dobrze?  
-Dobrze.  
-I wiesz?  
-Wiem. Bez głupich pomysłów.  
-Dobra, do następnego razu.  
-Cześć. Wyzdrowiej, bo masz mało czasu na to.  
-Do jutra Agatko.  
-Idźcie już.- Paulina pożegnaniała się i zwróciła się do mnie.  
-Chodź Szymon, idziemy.- Wyszliśmy, zamieniłem jeszcze kilka słów z Andrzejem i opuściliśmy dom Agaty. Po wyjściu Paulina zaoferowała, abyśmy udali się do klubu. Ludziska bawiły się w najlepsze przy ostatnim krzyku mody. Zajęliśmy miejsca przy stoliku na sali głównej i zjedliśmy kolację. Gdy nagle zauważyła nas pani Beata.  
-Dobry wieczór. Dlaczego nigdy nie widuję ciebie z Agatą?  
-Nie wiem.  
-Zerwaliście ze sobą?- Zapytała ta plotkara.  
-Wydało się.- Odparłem.  
-Na pewno da się to jakoś odkręcić.  
-Nie wydaje się mnie, aby się dało.  
-Ale byliście taką wspaniałą parą. Spróbuj chociaż?  
-Dobrze. Jak za tydzień przyjdziemy tutaj, to będzie znaczyło, że się udało.- Spojrzała na mnie i mrugnęła powiekami, po czym oddaliła się do swojego znajomego.  
-Po co to robisz?- Zapytała Paulina, dziwnie zniesmaczona tym, że zainteresowałem Beatę.  
-Ludzie sami się nakręcają. Wystarczy im tylko nie przeszkadzać i będzie z tego taka epopeja, że aż tylko. Zobaczysz za tydzień.  
-Agata mówiła, że dobrze się tutaj bawisz z ludźmi.  
-Tak. Ale jakoś dziś nie mam chęci. Szkoda mi jej, grypa jest paskudna.  
-Coś o tym wiem, miałam powikłania po grypie.- Wszedł Tomek na salę, zobaczył mnie i podszedł do naszego stolika.  
-Cześć! Możesz mnie przedstawić, tej pani.  
-Pannie, nie mylić!- Powiedziała z sarkazmem znanym mi już prędzej w jej głosie.  
-Paulina, to jest mój przyjaciel Tomek.  
-Drażliwa ta twoja znajoma.- Skwitował Tomasz jej wybuch.
-Tylko jeśli się ją postarza.- Oznajmiłem mu, tym samym denerwując Paulinę.  
-Szymon!- Złościła się Paulina moją ripostą.  
-Dobra zmieńmy temat. Co tam słychać u ciebie?- Zapytałem Tomasza.  
-W wakacje idziemy na letni kurs działań specjalnych.- Odparł. Ale kogo miał na myśli?  
-Kto to my, ty i... ?- Dopytałem.  
-Ty, Piotrek, Marcin, Paweł, Marta, Karolina.  
-A czym to jest ten kurs?- Chciałem się dowiedzieć, czegoś więcej. Bo skoro mam brać w czymś udział, dobrze byłoby się dowiedzieć czegoś więcej.  
-Naziemny kurs spadochronowy, wspinaczka miejska, wspinaczka skałkowa, nurkowanie i na końcu będzie można wykonać sobie skok z samolotu. Człowieku, to będzie ze 20 000 000 zł. Skąd ja mam to wziąć?  
-Nie musisz się martwić, już ustaliłem z Piotrkiem, że ty nie płacisz na w razie, jak nie chciałbyś z nami pojechać.  
-Czyli zmuszacie mnie do pojechania. A Agata?  
-Wie i nie jedzie. Ale pozwoliła nam zabrać ciebie. Jak w lipcu będzie kurs, to ona będzie gdzieś we Francji.  
-Jakie dokumenty będą mi potrzebne?  
-Piotrek tobie je dostarczy za tydzień, gdy będziecie u nich na obiedzie. Poznasz wreszcie jego mamę i brata Pawła.  
-A ty Paulina nie pojedziesz z nami?  
-Co to, to nie. Nie ma nawet takiej opcji.  
-Szkoda, że obu was z Agatą nie będzie.  
-Ja Szymon nie mogę, co wakacje w tym czasie jestem w Nowej Zelandii.  
-Gdzie? Czy wy nie możecie jeździć w normalne miejsca?
-Czasem też bym chciała. Ale to nie jest takie proste.  
-Rodzinka?  
-A no rodzinka.  
-Jakbym słyszał Piotrka. Narzeka, ale wszystko ma.  
-Może on tego wszystkiego nie chce, wolałby spokój.  
-Co ty gadasz, ma wspaniałą siostrę, wyrozumiałą matkę, normalnego brata. A jedyne, co mu nie pasuje, to ojczym.  
-Słyszałem.  
-Tak, ciężki przypadek. Ale rzadko go widują. To plus. Idziemy pograć?  
-Nie. Nie, mam ochoty dziś na grę. Agata jest chora, ma grypę.  
-Jak chcesz, ja idę, na razie.  
-Cześć.  
-Długo go znasz? Zapytała Paulina.  
-Poznałem go tydzień później, jak ciebie.- A ona dziwnie spojrzała na ginącego w oddali Tomasza.  
-To on obronił ciebie przed tankami?  
-Tak, to on.- Rzuciłem tak sobie.  
-Może to potwierdzić?  
-Jego zapytaj, dlaczego pytasz mnie?  
-Masz rację idę.  
-Poczekaj pójdę z tobą.- I poczłapaliśmy do stołu ruletki.  
-Cześć Tomek, przyprowadziłam Szymona.- Powiedziała z uśmiechem na ustach Paulina.  
-Grasz?- Zapytał mnie.  
-Nie. Dziś nie mam chęci. Paulina ma pytanie, ale nie przy stole, jeśli można prosić.  
-Widzę, widzę. Ten facet, to jeden z nich.  
-Chcesz wiedzieć, czy to prawda?  
-Tak. Jak Agata mi to powiedziała, to myślałam, że to żart. Ale kiedy usłyszałam to ponownie, to sama nie wiem, co o tym myśleć.  
-To prawda, taka odpowiedź ciebie satysfakcjonuje.  
-Tak. Ale widziałeś to?  
-Nie. Potwierdzam tak sobie.  
-Jakie mieli miny?  
-Byli w szoku, nawet się za bardzo nie awanturowali. Kilka ścieżek poleciało im w powietrze.  
-Myślałam, że to zmyślił.  
-Po co ktoś miałby to zmyślać. Przecież takie coś, to tylko problem.  
-Tanki i tak się wściekają, bo ktoś to opowiada, jak anegdotę. Nawet powiedzieli, że jak go złapią to...no wiesz?  
-Uważać na niego.  
-Oj, tak! I to bardzo. A dziś to zabierz go stąd i to zaraz najlepiej, bo jak przyjdzie reszta, to lepiej dla niego, jeśli go tutaj nie będzie.  
-Rozumiem. To jak, idziemy?  
-Dokąd teraz chcesz iść?  
-Zobaczysz.  
-To chodźmy. Zawsze to coś nowego.  
-Właśnie.- Wychodząc trafiliśmy na wchodzącego mecenasa.  
-Cześć Szymon!  
-Witam mecenasie, co tam słychać?  
-Będziemy robić kawalerskie za trzy tygodnie. Wpadnij do nas, to się zabawimy w te twoje gry i zabawy.  
-Wie pan mecenas, że do tych zabaw potrzebne są zabawki?  
-Wiem.  
-Ale żywe zabawki i najlepiej takie, które się nie rumienią.  
-Wybraliśmy takie zabawy, że dziewczyny, które będą z nami już się zgodziły.  
-Pewnie te mniej inwazyjne.  
-Częściowo, tak.  
-Czyli różne?  
-Prawda. Trochę z tych nad kreską i tych pod kreską. Różnych.  
-I dobrze. Będziecie mieli zabawę.  
-Szymon, chodź idziemy.- Ponaglała Paula.  
-Przepraszam mecenasie musimy iść. Do widzenia.  
-Cześć!  
-Paulina, dokąd idziemy?  
-Tomek kazał ciebie stąd zabrać, bo zaraz wpadnie tu reszta tanków, a oni ostatnio bardzo za tobą nie przepadają. Aczkolwiek, chcieliby ciebie spotkać.  
-Ciekawe stwierdzenie, jak na ciebie.  
-Możesz to zdefiniować?  
-Zawsze taka niepoprawna. A teraz, to śmiem twierdzić, że tobie zależy.  
-Obiecałam Agacie, że do pociągu dojdziesz w całości.  
-A no tak.  
-Ale to jeszcze ze dwie godziny. Nawet. jak dojedziemy, to będzie jeszcze kupa czasu.  
-Wiem, coś porobimy?  
-Ty tutaj jesteś kierowniczką zamieszania, więc myśl.  
-Mam pomysł. Idziesz?  
-Idę, ale gdzie?  
-Posiedzimy w pewnym miejscu, znam fajną knajpkę.  
-Może być.- Odchodząc wpadłem na Martę.  
-Cześć Szymon, dlaczego wychodzisz?  
-Tanki są w środku i będą mnie szukać.  
-Wejdźcie z powrotem, bo właśnie tu idą i jak wyjdziecie za róg, to na nich wpadniecie.- Paulina spojrzała na mnie.  
-Dawaj do środka.- Wbiegliśmy z powrotem do klubu. I udaliśmy się na zaplecze.  
-Co teraz?- Zapytałem Martę.  
-Wyjść nie możecie, ale mam pomysł. Najpierw pytanie. Kim ona dla ciebie jest?  
-Oświadczyła mi się, więc?  
-Zgadzasz się?- Zapytała tajemniczo.  
-Nie. Ale mogę z nią robić podobno wszystko.  
-Kto tak tobie powiedział?  
-Agata i ona, one obie są bardzo ze sobą zżyte. Uczuciowo rzecz jasna.
-A..., o tym mówisz.  
-Właśnie, o tym.- Podeszła do Pauliny i pocałowała ją.  
-Znacie się, prawda?  
-Aż, tak widać?- Zapytała z sarkazmem w głosie.  
-Nie, ani trochę.  
-Paulina, byłaś tutaj w sali z lustrami?  
-Nie. Dlaczego się mnie pytasz?  
-Nie wiesz, że jest tutaj taka sala?  
-Nie.  
-Szymon, nie każdy, gdy jest tutaj pierwszy raz, to wchodzi u nas do wszystkich pomieszczeń. Idźcie tym korytarzem do końca i poczekajcie tam po prawej stronie przy drzwiach.  
-Dobrze.- Udałem się z Pauliną do wskazanego przez Martę miejsca.  
-Uważaj na drzwi.- Powiedziałem do Pauliny.  
-Dlaczego, to ja mam uważać, co?- I w tym momencie otworzyły się one dość dynamicznie.  
-Ałła!  
-Przepraszam, nie uprzedziłam.- Powiedziała Marta, wychylając się zza drzwi.  
-Ja uprzedziłem, ale się nie posłuchała.  
-Mogłeś powiedzieć, że się otwierają na zewnątrz.  
-Gdyby otwierały się do wewnątrz, to po kiego miałbym mówić, żebyś na nie uważała?  
-Irytuje mnie to, że masz rację.  
-Dobra. Co my tutaj mamy robić?  
-Masz czas, to wymyśl coś i włącz mnie w tą zabawę.  
-Tomek jest?
-Ale nie wie, że ja tutaj jestem.  
-Nie kombinuj. Zawołaj go.  
-Nie powiedział tobie?  
-Co on niby miał mi powiedzieć?  
-Zerwaliśmy.- Wbiła mnie w szok.  
-Pasujecie do siebie, więc dlaczego?  
-On ogląda się za każdą dziewczyną.- Głupio zabrzmiało, jak na powód zerwania.  
-Marta. To, że przegląda menu, to nie znaczy, że coś zamawia.  
-Ale on mnie tym denerwuje.  
-A ty nie oglądasz się za fajnymi chłopakami?  
-No tak, ale....  
-Robisz to dyskretnie.  
-No właśnie.  
-I myślisz, że to ciebie usprawiedliwia?  
-Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.  
-Pooglądaj się za chłopakami tak, żeby widział.  
-Nie wpadłam na to, dziękuję.  
-Idź po niego.- Poszła.  
-Pomożesz mi?  
-Co chcesz abym zrobiła?  
-Striptiz.  
-Szymon, nie zrobię tego. Marta już mnie widziała nago, a Tomka, to ja nie znam.  
-To tylko striptiz. Zrób go dla mnie. No! Pomóż mi ich scalić z powrotem, a zrobię coś dla ciebie.  
-Ja wybiorę, co.  
-Pod warunkiem, że Agata nie będzie miała mi tego za złe.  
-Dobrze, więc zgadzam się. Ale mam na sobie zwykłą bieliznę.- Skoro tak wygląda zwykła bielizna, to chciałbym wiedzieć, jak wygląda ta tak zwana niezwykła.  
-Wy nie posiadacie zwykłej bielizny, przynajmniej ja u was takiej nie uświadczyłem.  
-Już wiem dlaczego ona tak ciebie kocha, wybaczyłaby tobie wszystko. Może nawet i zdradę.  
-Ona wie, że ja jej nigdy bym nie zdradził.  
-I to cały problem z tobą.  
-Co pomyślałeś w pierwszej chwili, gdy się domyśliłeś, że ona jest bi?  
-Jestem facetem. Więc, jak myślisz?  
-Pytam poważnie.  
-Jesteś dziewczyną, więc standardowo nie odrzuciło mnie to. Sprawdziłem tylko czy ona może mieć mi ciebie za złe, ale chyba nie, więc dla takiego ludzika jak ja, to też jest ciekawe przeżycie. Nigdy nie miałem takiej znajomości, jak wy obie. Już nie mówiąc nic o waszych zabawach.  
-Podoba się tobie, co?  
-Tak. Ale nie wiem, dlaczego wy obie jesteście takie pomysłowe, otwarte na różne inne tego typu zabawy.  
-Nie rozumiem.  
-Zakochałem się w Agacie, ale kocham was obie. Teraz zrozumiałaś?  
-Ona wie?  
-Nie powiedziałem jej tego wprost. Tak, jak tobie.  
-Nie mów jej tego.  
-Powiem. Ona ciebie kocha, ty kochasz mnie, więc dlaczego ja nie powinienem zamknąć tego trójkąta.  
-Pewien jesteś?  
-Tak.  
-Zrób coś dla mnie. Powiedz jej to, gdy ja przy tym będę. I ja też ciebie kocham.  
-Wiem. Ale nie ożenię się z tobą. Za 1, 5 roku oświadczę się Agacie. Jak mnie zechce, to weźmiemy ślub, ale zawsze jest jakieś ale. Mało o mnie wiecie.  
-To jest twój problem?  
-Nie rozumiesz. Ja nie zapytam, ożeń się ze mną.  
-To nie jest tak, jak myślisz.- Weszła Marta z Tomkiem.  
-Co chcesz?  
-Słucham?  
-Powiedziała mi, że coś chcesz?  
-A tak, siadaj. I poczekaj.  
-Kobiałki, ja wychodzę.  
-Ani się waż. Jak ty wyjdziesz, to idę z tobą.  
-Ja też wychodzę, więc?  
-To miało być dla niego.  
-I będzie. Choć…, nie do końca.  
-Wariatki.- Marta spojrzała na Paulinę.  
-Spodoba mu się. Uwierz mi.  
-Dobra. Ale czekacie tutaj.- Wyszły. Poszedłem usiąść w drugim rogu.  
-Dalej się nie dało?- Zapytał Tomek ze złością w głosie.  
-Zobaczysz dlaczego.- Weszły dziewczyny i stanęły obok rurki. Odwaliły taki show, że powiem szczerze, mało się nie… . Kiedy skończyły, Marta zajęła się Tomkiem, a ja z Pauliną wyszedłem z pokoju ładując się prosto na jednego z tanków.  
-Niech zgadnę. Wychodzisz i mam sobie nie zawracać tym głowy?- Powiedział pokazując na nas palcem.    
-O tuż to.- Przeszedłem obok niego i wyszliśmy z klubu. Podjechała taksówka, ktoś wysiadł i poszedł w kierunku wejścia my natomiast wsiedliśmy do samochodu.  
-Proszę jechać na stację. Szybko!- Widzieliśmy, jak tanki wybiegły z klubu i się rozglądali za nami.  
-Ale fuks.  
-Mało powiedzieć. To tak, jakbyś dostał drugą szansę na życie.  
-Jakoś tego nie czuję. Martwiłem się o ciebie. Nie wyszedłbym, gdybym nie uważał, że nic tobie nie grozi.  
-Dlaczego?  
-Agacie obiecałem, że nie będę wdawał się w gierki z nimi.  
-To dobrze, że to zrobiłeś.  
-Przecież "Zorganizowanej sile można przeciwstawić jedynie zorganizowaną siłę. Niezależnie od tego, jak bardzo bym tego żałował, to nie ma innego wyjścia.” Co ciekawe powiedział to Albert Einstein, wiesz?  
-Wiem. Podjechaliśmy na stację, miałem 14 minuty do pociągu.  
-Do następnego razu Paulinko.  
-Cześć Szymon.- Pocałowała mnie na pożegnanie. Czułem się, jak tchórz. Ale dla wyższego dobra, zrobiłbym wszystko. Jeśli coś obiecałem, to dotrzymam słowa. Nawet, gdyby miało to mnie kosztować życie. Cały problem w tym, że to za każdym razem nie ja.  
Jeśli igrasz ze śmiercią, to musisz się liczyć z tym, że jak ty wygrywasz, to zawsze są tacy, którzy przegrywają, mimo tego, że nie podjęli tej gry. Przepraszam. To tylko taka konkluzja, jeśli chodzi o moje podejście do życia.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 4800 słów i 26547 znaków, zaktualizował 13 sie 2019.

Dodaj komentarz