Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 13. Żart.

29 październik piątek 93r.

Nie wiem dlaczego, ale zawsze, kiedy chce mi się spać, to coś mi w tym przeszkadza. Nie dość, że prawie spałem na lekcjach, to jeszcze załapałem uwagę i do dyrektorki. Fachowo. Lepiej być nie mogło. Uwaga do podpisu przez rodziców. Cholera jasna, niech to szlak trafi! I niech jeszcze w tych papierach będzie coś do podpisania przez nich, to normalnie tylko się powiesić i jeszcze dla pewności utopić. A zresztą, będę się martwił, jak przyjdzie na to czas. Uwagi nie dałem do podpisu i pojechałem sobie do innego świata, jak zwykle zresztą nie powiedziałem gdzie, ale co tam. Dobiłem wreszcie do miejsca przeznaczenia. Agata czekała z​ ​niecierpliwością.  
-Nareszcie jesteś. Już zastanawiałam się, co ja zrobię, jeśli coś tobie wypadnie i nie przyjedziesz.  
-Jestem. Tragedii nie będzie, mam nadzieję.  
-Jesteś, więc nie może być tragedii kochany. Powiedz mi, co tak naprawdę ciebie martwi? Coś jest nie tak, widzę to. Więc, co to jest, powiesz mi?  
-Problemy, podpisy na dokumentach i jeszcze jeden problem mi dojdzie.  
-Ale między nami, nic to nie zmienia?  
-To bzdury i nas nie dotyczą. No może trochę komplikuje mi to życie na jakiś czas, ale to wszystko.  
-Mogę w jakiś sposób tobie w tym pomóc. Coś zrobić, żeby było tobie łatwiej przez to przejść?  
-Nawet się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że to tylko przedłuży ten okres czasu. Bo będzie więcej gadania niż to wszystko warte. Choć być może, byłoby to łagodniejsze.  
-Więc, nie pomagać tobie?  
-Nie. Ale dziękuję za twoje zainteresowanie się moją sprawą. Mam tylko jeszcze Agatko, jedno pytanie do ciebie.  
-Co się stało?  
-Chodzi o coś innego. Tomek i Piotrek, razem z Karoliną i Martą, oraz Marcin z Dagmarą jadą na Letni Kurs Działań Specjalnych. Czy my też moglibyśmy na niego pojechać we dwójkę?  
-Szymon, my mamy wykupione wakacje na Francuską Riwierę. Czekałam na nie już dwa lata. Przepraszam, ale nie mogę. Powiedzieli mi prędzej i pytałam ojca o to. Zgodził się zapłacić za ciebie, żebyś się nie nudził beze mnie.  
-To samo zrobili Piotrek i Tomek, tylko z Natalią, jak powiedziałem, że to będzie ze dwadzieścia milionów i skąd ja mam to wziąć, bo pewnie zapłacić trzeba będzie przy składaniu dokumentów.  
-Dobra, bo podjechał samochód, ubieramy się i wychodzimy.  
-Cześć Szymon, co tam u ciebie?- Zapytał Andrzej wchodząc do holu razem z Jagodą.  
-Witam was. Pogięło się trochę.  
-Pogadamy?  
-Jak wrócimy.  
-Ej! Myślałam, że będziesz miał troszkę czasu dla mnie.  
-Agatko, my też chcemy z nim troszkę porozmawiać.- Stonowała jej zapędy Jagoda.  
-Dobrze ciociu.  
-To będzie krótka rozmowa, a później nie będziemy wam już przeszkadzać.- Zrobiłem krok na bok i zatrzymałem się obok Jagody.  
-To znaczy, że zajmiecie się sobą?- Wyszeptałem jej do uszka. Jagoda trzasnęła mnie w ramię.  
-Bez takich poufałości. Ale tak, jak już tak bardzo chcesz wiedzieć. I jeszcze czeka nas zaległa rozmowa.- Powiedziała pokazując na mnie palcem wskazującym.  
-Wiem. Pamiętam, chodzi o tą w cztery oczy. Nie zdążyliśmy ostatnio porozmawiać.- Przypomniałem sobie mówiąc to na głos.  
-A no nie zdążyliśmy.- Odparła z dziwnie szyderczym i zarazem przelotnym uśmieszkiem na twarzyczce aniołka.  
-Więc właśnie.- Skwitowałem.  
-Agata nie siedźcie tam do drugiej.  
-Dobrze Ciociu.- Powiedziała wychodząc.  
-Dowidzenia Ciociu.- Dorzuciłem będąc za linią drzwi wejściowych do domu.  
-Szymon, grabisz sobie!  
-Wiem. Czyż to nie wspaniale?!  
-Nie! Na pewno nie!  
-Cześć Andrzej.  
-Cześć Szymon.  
-Wróćcie prędzej, to porozmawiamy sobie.  
-Dobrze, postaramy się.  
-Bawcie się.- Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do klubu.  
-Cześć Marta i jak sprawa z Tomkiem?  
-Witaj. Plan był dobry, tylko wykonanie zbyt nachalne.- Odparła.  
-Teraz, to on z tobą zerwał?- Zadałem nadzwyczaj logiczne pytanie, jak dla mnie.  
-Nie. Tylko ktoś oberwał niepotrzebnie, bo Tomek myślał, że go podrywam i się wściekł.  
-Ups, nie pomyślałem, że będzie taki pasztet.  
-Ja też nie. Ale, odniosło skutek.- Powiedziała uśmiechając się do mnie.  
-Chociaż tyle. Czyli ofiara nie poszła na marne.  
-A no nie poszła. Radek sprawdziłeś karty?- Zwróciła się pani kierowniczka do bramkarza w klubie.  
-Tak, przecież wiem, że oni mogą wejść zawsze, nawet bez kart, ale już są zeskanowane.  
-Dobrze wejdźcie.  
-Agatko, co z Paulinką?- Zapytałem.  
-Powinna dziś być tutaj z nami. Nie wiem dlaczego, jej jeszcze nie ma.  
-Znając ją, to naprawdę dziwne. Zawsze pojawia się wtedy, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa.- Stwierdziłem.  
-Ja zazwyczaj wiem kiedy.- Oznajmiła mi Agata.  
-Zaczynam myśleć, że to zmowa.  
-Przestań, to żadna zmowa. Ona po prostu chce zawsze podkreślić swoją obecność.  
-Przychodząc nie w czas?  
-Zawsze to coś innego. Ale ja to rozumiem, lubiana z niej osoba.  
-Rzekł bym raczej, że kochana z niej osoba.  
-Kochasz ją?- Zapytała Agata.  
-Brakuje mi jej, we trójkę lepiej się bawimy. Ale wiesz co?  
-Słucham.  
-Kocham ją, ale bardziej kocham ciebie. Ją, to kocham..., jak siostrę.  
-Asekurant z ciebie, wiesz?  
-Właśnie zdałem sobie z tego sprawę. Zmieńmy temat i powiedz mi Agatko, co powiedziała Jagoda, jak z nią rozmawiałaś?  
-Była tak zszokowana, że miałam wrażenie, iż prowadzę monolog i mówię sama do siebie. A na koniec mojego oratorium zapytała, czy dobrze to przemyślałam i czy ze mną wszystko jest w porządku.- Chwileczkę pomyślała i chyba doszła do sedna sprawy, bo dodała do tego jeszcze pytanie.  
-Aż tak zaszłam im za skórę?  
-Chyba tak. Istnieje jeszcze taka możliwość, że to tylko ich wyobrażenie twoich fochów i nigdy z tym nie walczyli, więc dawali zawsze tobie wygrać.  
-Może i tak.  
-I co odpowiedziałaś na jej pytanie?  
-A jak myślisz?  
-Właśnie tego się obawiam.  
-Niepotrzebnie. Przemyślałam to, co powiedziałeś i zgadzam się z tobą.  
-Na pewno dobrze to przemyślałaś?  
-Na pewno. Czasem myślę, że mi nie ufasz w pewnych sprawach.  
-Agata, to nie tak. Ja tylko chcę wiedzieć, czy ty wiesz, co to oznacza dla ciebie.
-A niby co takiego, to będzie oznaczać dla mnie?  
-Twoja ciocia będzie dla ciebie macochą. Ale nie pod tym złym względem. Po prostu będzie żoną twojego taty.  
-Czy ty próbujesz mi to obrzydzić?  
-Nie. Sprawdzić czy tobie to jakoś nie zajdzie za skórę.  
-Nie.  
-Może zapytam wprost. Dlaczego to tobie pasuje?  
-Więcej nie będziesz jej całować, jeśli wyjdzie za mojego ojca.  
-Więc to zwykła zazdrość z twojej strony.  
-Poniekąd tak. Ale czas zakopać swój egoizm i dać im żyć swoim życiem.  
-Brawo. Jak do tego doszłaś?  
-Przesłuchujesz mnie?  
-Aż tak to widać?  
-Oczywiście, że tak! A co myślałeś?  
-Liczyłem, że będę bardziej elokwentny. Pomyliłem się?  
-Na pewno tak.  
-Więc odpuściłaś im to?  
-Chyba zrozumiałam, że im też należy się chwila radości w życiu.  
-Ale chyba? Czy na pewno.  
-Na pewno.- Nagle dopadła nas pani Beata.  
-Widzę, że się udało przeprosić i jesteście już na powrót razem.- Stwierdziła z zadowoleniem na twarzy, chyba myśląc, że miała w tym swój wkład.  
-Jak widać.- Agata spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale szybko załapała temat.  
-Nie mogłam mu odmówić, tak się płaszczył, gdy mnie przepraszał.  
-A mogę wiedzieć, co on takiego wymyślił?  
-Powiem pani w zaufaniu, że to było bardzo niesamowite i nie wiem, czy powinnam to pani mówić. Więc zastanowię się i podejmę odpowiednią decyzję. Dobrze?  
-Jakby coś, to ja, gdzieś tutaj będę.  
-Znajdę Panią.- Beata poszła do sali gier, a ja już myślałem, że zostanie próbując przekonać Agatę do odpowiedzi na jej pytanie.  
-Szymon, o co chodzi?  
-Przyszła do nas, jak siedziałem z Pauliną i pytała, dlaczego nie widzi mnie z tobą i sama sobie na to odpowiedziała. Nie zaprzeczałem z grzeczności. Jakoś, to tak wyszło.  
-Mam pomysł.- Powiedziała Agata robiąc duże oczy. Zastanawiałem się, co ona takiego wymyśliła. A ona uśmiechała się, kiwając głową na tak. Oparłem się siedząc na krześle.  
-Chcesz ją nakręcić jeszcze bardziej?  
-A da się?- Podłapała temat.  
-Pewnie, że tak.- Uniosła dwa razy brwi i zapytała mnie.  
-To jak, robimy szopkę dla Beaty?  
-Oczywiście, że zabawimy się jej chorą i bzdurną ciekawością.- Zdziwiła się, że nie żartuję.  
-Wariat. Pewien jesteś?  
-Jasne. A co mi szkodzi.  
-Ja mam pewien pomysł.- Powiedziała Agata mrużąc oczy.  
-Jaki?- Zapytałem wiedząc, że to będzie coś, dla kilku osób.  
-Dziecko.  
-Nie chcesz chyba powiedzieć, że masz zamiar wkręcić ją, że jesteś w ciąży. Wiesz, jaką to wywoła lawinę zdarzeń?  
-Wycofujesz się?- Wlazła mi na ambicję, tym pytaniem.  
-Nie. A co mi tam, niech będzie.  
-To ustalone.  
-Ty czy ja?- Zapytałem, chcąc wiedzieć, które z nas puści to kłamstwo w obieg.  
-Ja.- Odparła krótko.  
-Wariatka.- Skwitowałem jej wybór.  
-Pasujemy przecież do siebie.  
-Wiem.  
-Cześć kochani.- Przyszła Paulina. Oboje spojrzeliśmy na nią wymownie.  
-Co tak patrzycie?- Zapytała z niepewnością w głosie, jak gdyby wiedziała, że coś się święci.  
-Ładna jesteś.- Powiedziałem.  
-Widzę wymijającą odpowiedź. O co chodzi?- Zapytała siadając z nami przy stoliku.  
-A może powiesz, że ona, a ty wiesz?- Powiedziałem do Agaty, pokazując na Paulinę.  
-Niezłe. Nawet ciekawsze zamieszanie można by było do tego dorobić.- Uśmiechnąłem się na samą myśl, jakie to niesie możliwości sytuacyjne.  
-Paulinko, mam pytanie do ciebie.- Zarzuciłem sieć poplątania chorej ciekawości Beaty.  
-Słucham, co wymyśliłeś?  
-Jesteś w ciąży?  
-Nieee e.- Zbulwersowała się tą moją insynuacją. Upierałem się przy swoim.  
-Tak. Agatko, powiedz jej.  
-Ja wiem, Szymon mi powiedział.  
-O czym?- Zdziwiła się.  
-Że jesteś w ciąży.  
-Ale, nie jestem.- Broniła swego.  
-Paulinko, kochanie ty nasze jedyne na zlecenie, jesteś.- Oznajmiłem uśmiechając się do niej.  
-Ożenisz się ze mną?- Zapytała.  
-Tak..., prawie że.  
-O co chodzi?  
-O fanaberie pani Beaty.- Powiedziała wreszcie Agata.  
-Chcecie ją wkręcić?- Zapytała nas Paulina.  
-Tak.- Odparłem.  
-Wchodzę w to.- Powiedziała dziwnie zadowolona z potrzeby nadepnięcia Beacie na odcisk.  
-Potrzebny nam jest jeszcze jeden chłopak.- Rozejrzałem się po sali, lecz nikogo znajomego, kto sprostałby zadaniu nie zauważyłem.  
-Poczekajcie, znam tutaj jeszcze kogoś.- Powiedziała Paulina i poszła gdzieś, ale za chwilkę wróciła, oznajmiając nam z zadowoleniem w głosie.  
-Wchodzi w to.  
-Dobrze, to potrzebne nam jeszcze wyjście awaryjne. Poczekajcie.- Poszedłem do Marty załatwić wyjście awaryjne. Przedstawiłem jej plan i zapytałem jej na co mogę liczyć z jej strony. Uśmiechnęła się, po czym podała mi go na tacy. Tylko musiała jeszcze zadzwonić.  
-Zgodzili się.- Oznajmiła mi wreszcie. Wróciłem i powiedziałem dziewczętom, co i jak. Agata przedstawiła pokrótce plan i udała się go realizować. Gdy Paulinie zaczęło podobać się to, co miała robić. Nachalnie i bezczelnie mnie podrywać. Łaziła po mnie palcami, dmuchała mi w ucho i robiła parę innych denerwujących mnie zabiegów, które rzekomo lubią faceci, cymbały jedne.  
-Paulina, co ty wyprawiasz?  
-Gram swój kawałek gry, a co?
-Może mniej nachalnie, jeśli można by było prosić.  
-Nie podoba się tobie?  
-A wygląda, jakby się mnie to podobało?  
-A co lubisz?- Zauważyłem, jak do sali weszła pani Beata.  
-Pocałuj mnie w usta.- Oznajmiłem jej, a ona złapała mnie za głowę dwoma rękoma i ostentacyjnie pocałowała mnie tak..., że to akurat bardzo mi się podobało. Kiedy skończyła, pani Beata stała już, tuż obok nas i ze złością w głosie powiedziała do mnie.  
-Nie myślałam, że taki jesteś.- I z dezaprobatą zwróciła się do Pauliny.
-A ty moja droga, powinnaś inaczej ulokować swoje uczucia. I nie zachowuj się, jak dziwka!  
-Wypraszam sobie. Co pani może o mnie takiego wiedzieć!?  
-Nic. Ale trochę uczciwości, chociaż wobec własnej osoby.- Dołączył do nas Robert, znajomy Pauliny.  
-Kochanie, kto to jest?- Zapytał.  
-Paulinko, o co tu chodzi?- Domagałem się wyjaśnień.  
-Szymon proszę.- Broniła się Paulina.  
-Co to za opera mydlana i co to za gość?- Stwierdził Robert.  
-Zaraz, kochasz go?- Dopytywałem się. Poprzekomarzałem się jeszcze chwilkę z Robertem i gdy miało już dojść do rękoczynów, Paulina upadła na podłogę. Przybiegła Marta, narobiła rabanu i zadzwoniła po pogotowie, które przyjechało po około 3 minutach. Zabrało Paulinę i Roberta rzekomo do szpitala. Przyszła Agata.  
-Szymon, kto to?  
-Znajoma.- Odpowiedziałem.  
-Nie kłamałbyś chociaż Agatce, to wspaniała kobieta.- Powiedziała z wyrzutem pani Beata.  
-Dobra znajoma.- Stwierdziłem ponownie.  
-Dobra, ale w czym?- Dopytywała się W dalszym ciągu Beata.  
-We wkręcaniu.- Stwierdziłem fakt oczywisty.  
-Chyba siebie na czyjąś śrubkę.- Dorzuciła złośliwie Beata, mając swój pogląd na sprawę.  
-Jak pani nic nie wie, pani Beato.  
-A co wy młodzi wiecie o miłości?  
-Nic. Najpewniej nic.- Odpowiedziałem.  
-Właśnie, nic. I to jest cały wasz problem.  
-Chodźmy Agatko. Kiedy się odwróciłem, to zobaczyłem, że prawie wszyscy z klubu, wyszli zobaczyć, co takiego się stało.- Podeszła Marta.  
-Ale będą mieli o czym gadać. Jak ty to robisz?- Zapytała spoglądając w moim kierunku.  
-Ale to nie ja! To one wymyśliły.  
-Jakbym ciebie nie znała, to najpewniej, bym tobie uwierzyła. Naprawdę chciałabym tobie wierzyć.  
-Ale, to nie ja wymyśliłem, naprawdę.  
-Dobra, dobra. Prawie tobie wierzę.  
-Marta, a gdzie jest Paulina i ten jej znajomy? No, jak on tam ma? O! Już wiem, Robert.  
-Tam, gdzie Pokażą, tam ich zawiozą.  
-To znaczy..., gdzie ich zawieźli?  
-Zadzwonię i zapytam.- Poszła, a po chwili znalazła nas na sali i powiedziała.  
-Powiedzieli, że do Agaty. Znaczy się, tak kazano im przekazać.  
-Dobra, jak są u ciebie, to jedziemy.- Udaliśmy się domu Agaty. Paulina, Robert oraz Jagoda, siedzieli w kuchni i rozmawiali o czymś.  
-Cześć, już jesteśmy. Mamy czas, to możemy porozmawiać.- Powiedziałem do Jagody.  
-Przełóżmy tą rozmowę na inny czas. A dziś, to odpowiedz mi na jedno pytanie. Co wam odbiło, żeby robić taki teatr w klubie?  
-Dlaczego znowu wszyscy myślą, że to ja!? Zapytałem ze złością.  
-A powiedz mi, że to nie ty?  
-Nie! To nie ja! Powiedz im Agata.- Zasłoniłem się Agatą.  
-To nie on, to ja. A poza tym, to Beata sama jest sobie winna.- Powiedziała z wyrzutem Agata, broniąc mnie.  
-Jest wścibska, ale to nie powód, aby robić takie zamieszanie w klubie. Andrzej lubi tam przebywać, ja też chyba polubię. Ostatnio, jak tam poszliśmy, to pokazali nam trzy wersje, różnego rodzaju imprez do wyboru. Andrzejowi przypadła do gustu impreza na której był tydzień temu. Chyba to był czwartek. Mecenas robi bratankowi taką imprezę w piątek.- Zachłysnąłem się wodą.  
-Co się stało?  
-Nie w tą dziurkę poleciało.  
-Szymon, co to za impreza, którą robi mecenas?- Zapytała Jagoda.  
-Kawalerskie.  
-Andrzej na nią idzie.  
-Mnie też zaprosił.  
-Pójdziesz?- Zaciekawiła się Agata.  
-Nie. Za dużo kombinacji, jak dla mnie.  
-Podobno, jakiś znajomy Marty zrobił plan tych imprez. I mają całkiem niezłe wzięcie.  
-Tak. Poprosili go, to i zrobił.- Odparłem.  
-Dlaczego nie powiesz im tego, że to ty jesteś tym znajomym?  
-Dzięki Paulinko. Na ciebie to zawsze można liczyć.  
-Szymon, kiedy ciebie poprosili?- Zaciekawiła się Agata, gdyż nie było to przy niej.  
-Kiedy byłem tam z Mariolą i Marcinem. To ten dzień, za który złościłaś się na mnie o to, że tańczyłem cały czas z Karoliną.  
-Zaraz, to chyba nie ty? To, co opowiadają, ten numer z tankami.- Powiedział z dziwnym zachwytem na twarzy Robert.  
-Nie wiem, co tobie odpowiedzieć.  
-Miałam tego dnia rozmowę o kartę do klubu i jak zeszłam, to już było po fakcie.- Powiedziała Agata.  
-Ty też tam byłaś?  
-Tak, a on jeszcze chciał iść ich przeprosić.- Robert wstał od stołu.  
-Szacunek człowieku. Nie znam nikogo, kto poszedłby tam drugi raz, po czymś takim.  
-Nie rozumiem was ludzie. Obsrywacie się, a oni to przecież są tylko bandą jełopów.  
-Tak? To dlaczego, kiedy tydzień temu byliśmy w klubie, uciekaliśmy przed nimi, co?  
-Dla twojego bezpieczeństwa. A poza tym, to Tomek kazał tobie mnie usunąć z klubu, żeby nie było tam żadnych rozrób.  
-Ale wpadłam na jednego z nich.  
-No tak. Tego, co to siedział na wyjściu, kiedy miał jeszcze coś do powiedzenia.- Stwierdziłem i naprostowałem jeszcze ich sposób spojrzenia na tą całą sytuację.  
-Ten, co mnie złapał, jak byliśmy na tej imprezie i mnie trzymał, gdy podsuwali mi kokainę.  
-Żartujesz sobie, prawda?- Zapytała Jagoda.  
-Nie.  
-A to, co tobie powiedział, to o co mu chodziło?  
-Jak ich obraziłem, to zobaczyłem, jak im nerwy puszczają i chciałem wyjść, więc powiedziałem do nich, że ja i tak wychodzę oraz, żeby sobie głowy nie zawracali. I on to musiał zapamiętać, więc powtórzył, że "Wychodzisz? Mamy sobie głowy nie zawracać?". Potwierdziłem, że "Otóż to." i to tyle.  
-Ludzie mi nie uwierzą, że ciebie znam.  
-Dlaczego ja się zawsze w daje w takie pogadanki z wami, co?  
-To dobrze. Bo jakby nie to, nie wiedziałabym, co się dzieje. Dobra, ja mam dość tego dnia i idę spać.  
-O jesteście już, to dobrze. Porozmawiamy?- Zapytał Andrzej.  
-Dobra, obiecałem.  
-Chodźmy do gabinetu.- Poszliśmy oboje.  
-Andrzej, co się stało Agacie, że nie ma o nic pretensji?  
-O to samo, ja chciałem zapytać się ciebie.  
-Czyli nie chodzi o was. Nie dobrze, bo to znów znaczy, że to ja.  
-Coś między wami, nie tak?- Zaniepokoił się Andrzej, że Agata znów będzie ich męczyć, swoimi humorkami.  
-Przerzuciła na mnie całe swoje zainteresowanie. Ani to źle, ani dobrze. Tylko, że teraz, to ja łatwo będę mógł ją zranić. Niechcący rzecz jasna.  
-Jak coś, to powiedz.  
-Może powiem tobie od razu. Jeśli Agata kiedykolwiek miałaby mi coś za złe, to nigdy mnie nie broń. Tylko spróbuj zrobić to na zasadzie, że musi to sprawdzić, a nie ufać temu, co mówią ludzie. Zgoda?  
-Zgoda. Rozmawiałeś już z Jagodą?  
-Nie. A coś z wami nie tak?  
-Dziwnie dobrze, a dlaczego pytasz?  
-Masz iść na imprezę do bratanka mecenasa, więc pytam z ciekawości. Wiesz, co to za impreza?  
-Wiem. Kawalerskie.  
-Ale jakie atrakcje są na tapecie, wiesz?  
-Nie.  
-Atrakcjami są zabawki, ale żywe zabawki. Rozumiesz to, prawda?  
-To przecież jest kawalerskie.  
-Jagoda nie wie? Nie powiedziałeś jej?  
-Nie. A powinienem?  
-Jak ktoś jej powie, może uważać to, za zdradę.  
-Nie popatrzyłem na to z tej strony.- Wyszedłem na schody i.  
-Jagoda, można ciebie prosić do gabinetu?  
-Co robisz?- Zapytał szeptem Andrzej.  
-Ratuję twoją dupę.  
-Za chwilkę do was przyjdę chłopcy?  
-Co chcesz zrobić?- Zapytał, gdy wszedłem na powrót do gabinetu.  
-Powiedzieć jej prawdę.  
-Nie mów jej tego.- Weszła Jagoda.  
-Czego ma mi nie mówić?  
-Andrzej pyta, czy pozwolisz mu pójść do bratanka Mecenasa na imprezę?  
-Oczywiście, niech idzie i się dobrze bawi.  
-Widzisz, a ty się martwiłeś. Rozsądna kobieta.- Powiedział do mnie.  
-A, że tak zapytam. Co to za impreza?  
-No teraz pytasz, jak już pozwoliłaś?  
-Tak.  
-Kawalerskie.- Powiedział.  
-A, jakie będą atrakcje wieczoru?  
-Nie wiem, wieczorowe? Tak poważnie, to nie mam zielonego pojęcia, które zabawy wybrali. Te nad kreską, czy te pod kreską.- Odparłem.  
-A jaka jest ewentualność?  
-Striptiz i zabawy nieinwazyjne.  
-E tam, jak tylko tyle, to po co robicie takie zamieszanie?  
-Bo nie wiem, jak to przyjmiesz. A Andrzej, nie chce się z tobą kłócić.  
-Dobra, bo jeszcze wy macie coś w cztery oczy. Czy tak?- Zapytał Andrzej.  
-Jak chcesz, możesz nie wychodzić.- Stwierdziłem.  
-Nie chcę wiedzieć, więc sobie pójdę na dół do gości.- I poszedł.  
-Tak więc wniosek?- Zapytałem ją, głupio się uśmiechając.  
-Powiedz mi, że się mylę..., proszę.- Oznajmiła mi błagalnym głosem.  
-Mylisz się, nie okłamię ciebie.  
-Ty naprawdę masz 16 lat?  
-Tak. Potwierdziłem, więc widzisz.  
-Ulżyło mi.  
-Już lepiej?
-Tak.  
-Dlaczego ja wciąż myślę, że mi nie wierzysz.  
-Szymon, zostaw to tak, jak jest, dobrze?  
-Zgoda. Nie chciałaś tego wiedzieć, prawda?  
-Tak. Prawda.
-Dobra, to koniec tematu.  
-Mam pytanie do ciebie, mogę?  
-Tak.  
-Ale..., będzie nieetyczne.  
-Co chcesz wiedzieć?  
-Dlaczego chciałaś się ze mną przespać?  
-Chciałam wiedzieć i może zazdrościłam troszkę małej tego, że wszyscy o niej mówią, jak to musi być jej dobrze. Musi, he! Niezły numer, co?  
-Nie myślałem, że jesteś taką populistką.  
-Ja też nie wiedziałam tego o sobie. I co teraz?  
-Mało wiesz o życiu, jeszcze mniej o świecie, więc posłuchaj dziewczę i tak cie… .- Zrobiła głupią minę.  
-Lubię Jagódko, lubię.- Odparłem.  
-Specjalnie mnie denerwujesz, co?  
-Tak. Kwintesencją życia jest zamieszanie.  
-Doigrasz się któregoś dnia.  
-Wiem.- Uśmiechnąłem się do niej, puściłem jej oczko i wyszedłem z pokoju udając się do kuchni, gdzie Andrzej rozmawiał z gośćmi.  
-Co tak debatujecie?  
-Tata pyta nas, o co chodzi z tą zabawą.  
-O zabawę.  
-Dlaczego lubisz robić takie rzeczy?  
-Ale, to nie ja. Ile razy mam mówić, że... to... nie... ja.  
-Kłamie?- Zapytał Agatę.  
-Mówi prawdę.- Powiedziała Agata. Weszła Jagoda, podeszła do mnie, położyła mi dłoń na ustach i pocałowała siebie w rękę, która leżała na moich ustach. Po czym wyszła z kuchni. Agata z Andrzejem patrzyli na mnie i czekali..., chyba na jakieś wyjaśnienie, bo byli bardzo zdziwieni, takim obrotem sprawy. Ja zresztą też byłem skołowany.  
-Sam chciałbym wiedzieć, o co chodzi.- Stwierdziłem, zanim któreś z nich zadało pytanie.  
-To może idź zapytać.- Powiedział Andrzej.  
-Tak chyba będzie najrozsądniej. Idę!-  
I polazłem do pokoju Jagody. Wszedłem do niej bez pukania.  
-Nie boisz się, tak tutaj wchodzić, jak do siebie?  
-Nie ugryziesz mnie chyba, co?  
-Zastanowię się.  
-Co to był za pokaz siły w kuchni?  
-Zaczynam grać w twoją grę.  
-Co to znaczy?- Zapytałem.  
-Przegapiliśmy czas w którym mogliśmy… .  
-W którym, ty mogłaś. Sprostowałem przerywając jej.  
-Prawda, zapomniałam. Głupio wyszło, co?  
-Patrzyli ze zdziwieniem tak, jak ja.  
-Jednak czegoś się od ciebie nauczyłam.  
-Irytować ludzi.- Oznajmiłem jej.  
-Być może.- Odparła. Podszedłem, podniosłem jej lekko brodę i zbliżyłem usta do jej ust, a tylko powiedziałem jej na uszko.  
-Na pewno. A nie, być może.  
-Faktycznie, irytacja sięga zenitu. Andrzej się wścieknie.  
-To, nie pogramy.  
-Zobaczymy?!  
-Dobre, naprawdę dobre.- Powiedziała do mnie, a ja uśmiechnąłem się i wyszedłem udając się do kuchni.  
-I o co chodziło?- Zapytali.  
-Gramy w grę, którą ona niechcący zaczęła.- Oznajmiłem im.  
-Nie rozumiem. Podszedłem do Agaty i uniosłem lekko jej brodę tak, jak chciałbym ją pocałować, a tylko powiedziałem jej na ucho:  
-Właśnie, o to chodzi.- Zrobiłem krok do tyłu opierając się o wyspę.  
-Ej, ale denerwujące.- Stwierdziła.  
-Irytacja sięga zenitu.- Agata stanęła tym razem przy mnie i pocałowała mnie.  
-Tak, to się robi.  
-Ale w jej przypadku, byłoby to chamskie.  
-Więc teraz uważasz, że byłoby to chamskie. A przedtem, to tak nie uważałeś?  
-Wtedy, to nie wiedziałem, a teraz wiem. Poza tym, to chciała wiedzieć, co kombinujemy. Jak to ona powiedziała, a no tak, już wiem. "Ja już wasz wiek przeżyłam i wiem, że coś się święci." Zapytałem, czy chce wiedzieć co i pokazałem jej to, co tobie.  
-A co to było?- Zapytała Paulina.  
-Pokaż jej.- Pozwoliła mi Agata.  
-Tak przy wszystkich?  
-Myślałby ktoś, że jesteś taki wstydliwy.  
-Nie chodzi o wstyd, tylko jest tutaj dużo osób. Za bardzo publiczne wystąpienie.  
-Wstydzisz się?  
-Kwestia wychowania.  
-Nie możesz?  
-Mogę. Andrzej mogę iść do ciebie do gabinetu?  
-Pójdę z tobą.  
-To chodź. Dobry pomysł.- Zaszliśmy do gabinetu i Andrzej zapytał.  
-O co chodzi z tym pocałunkiem?  
-Masz miód i absynt?  
-Absynt mam, miód jest w kuchni.  
-Pitny?  
-Brak.  
-Jakieś słodkie wino.  
-Muskat brzoskwiniowy.  
-Nalej jedno i drugie do szklanki, osobno.  
-Dobrze.  
-Nie pij wina, tylko zamocz górną część ust w winie, a absynt weź do ust i na chwilę przed pocałunkiem połknij. A teraz idź pocałuj Jagodę, ale tak, aby najpierw oblizała górną część ust, a później, pocałuj ją tak naprawdę, ale nie daj jej się oderwać zbyt szybko, rozumiesz?
-Oczywiście.- Ja poszedłem na dół i zrobiłem to samo z Pauliną.  
-Co to jest? Ona miała coś innego.  
-A skąd wiesz, co ona miała?  
-Coś kwaśnego i coś słodkiego.  
-Ty masz coś gorzkiego i coś słodkiego. Ale zarazem obie te rzeczy, są mocne.- Wpadła Jagoda ze złością. Zatrzymała się blisko mnie i patrzy mi w oczy.  
-No trzaskaj. Nad czym się tak zastanawiasz? Wal!- Żąchnęła się i wyszła.  
-O co chodzi?- Wyskoczyła z pytaniem Agata.  
-Nie wiem, ale czuję, że to jest związane z grą, którą ze mną zaczęła.  
-Nie rozumiem.  
-Nie ustaliliśmy zasad tej gry.- Wszedł Andrzej.  
-A teraz, to ja chcę wiedzieć, co zrobiłem źle.  
-Przepraszam ciebie Agatko. Chodź Andrzej, porozmawiamy z Jagodą, bo ja sam nie wiem, o co chodzi.- Udałem się z Andrzejem do pokoju Jagody. Zapukaliśmy.  
-Idź sobie!  
-Jestem tutaj z Szymonem i on też nie wie o co chodzi. Możesz nam otworzyć i wytłumaczyć, o co jesteś zła?
-On wie, musi wiedzieć, to jego gra!  
-Nie ustaliłaś żadnych zasad! A to ty rozpoczęłaś rozgrywkę, więc powinnaś ustalić reguły gry!- Otworzyła drzwi.  
-Przepraszam ciebie Andrzej. A ciebie nie przeproszę.  
-Chcę wiedzieć, co to za gra.- Zwrócił się do mnie.  
-Pogrywa się tak, jakbyś kogoś podrywał.- Powiedziałem.  
-Jakie są zasady?  
-Odpowiadasz na każdą zaczepkę. Jak nie, to koniec gry i przegrałeś.  
-A więc, to o to chodzi.  
-Nie wiedziałaś?  
-Nie, ale teraz, to ja już wiem i wygram z tobą.- Stwierdziła.  
-Powodzenia.- Powiedziałem jej z uśmiechem na ustach.  
-Szymon, kiedy ty dorośniesz?- Zapytał Andrzej.  
-Chwilkę przed śmiercią.  
-Nawet tak nie żartuj.  
-To nigdy o to nie pytaj. Mam do was pytanie. I jak jest między wami, Agata się nie złości?  
-Denerwuje mnie to, że ona się nie wścieka. Przed tobą to rozwaliłaby tą chatę za to, że ktoś zwrócił jej uwagę. A teraz przyjmuje krytykę i nic. To niebywałe.  
-Zauważyłem, że ma inne podejście do wszystkiego. Wiecie dlaczego ona pozwoliła wam na ten związek?  
-Nie.- Powiedział Andrzej.  
-Powiedz nam.- Zaciekawiła się Jagoda.  
-Jak ją przydusiłem, to powiedziała, że jak wyjdziesz za jej ojca, to ja nie będę ciebie więcej całował.  
-W sumie, to dlaczego pocałowałeś Jagodę?  
-Chciała wiedzieć, co robimy, to jej pokazałem.  
-Logiczne, ale nie rób tego więcej.  
-Zgoda.  
-To było zagranie poniżej pasa.- Oznajmiła mi.  
-To była nauka, a nie zagrywka.- Odparłem.  
-Więc teraz ty?  
-Nie. Teraz na sto procent twoja kolej.  
-Szymon!? Uważaj sobie.  
-Dobra idę. Andrzej, wpadnę do ciebie do gabinetu.  
-Dobra. Czuj się, jak u siebie.  
-Dzięki.- Udałem się do gabinetu i stamtąd do kuchni. Podszedłem do Agaty i pocałowałem ją.  
-Co to jest?  
-Ciekawe, co?  
-Fajne, takie inne.  
-Dobra ludzie, bo ja muszę już iść.- Oznajmił nam Robert.  
-Zostań jeszcze.  
-Miło było ciebie poznać i rodziców, oraz jego. Naprawdę nikt mi nie uwierzy. Dobra, narazie.  
-A no cześć.- I ubrał buty, a potem wyszedł.  
-Dobra kobiałki to, co robimy?  
-Wymyśl coś.  
-Dzisiaj wy myślicie.  
-Mam pomysł.- Powiedziała Paulina.  
-Jaki?- Zapytałem.  
-Nie powiem. Ale przyjdź do nas, tak za 10 minut, dobrze?  
-Zgoda.- Poszły. Za chwilkę wpadła Jagoda. Położyła mi dłoń na piersi, rozpięła kilka nap w mojej koszuli i wsunęła dłoń pod nią. Przejechała dłonią po moich piersiach, zajechała dłonią pod moją pachą na plecy i zbliżyła się do mnie przeczesując moje włosy na potylicy. Oparła swoje czoło o moje i powiedziała:  
-Denerwujące prawda.  
-Odkuję się. Pożałujesz tego.  
-Miłych snów.  
-Dobre to było, naprawdę dobre. Ale, to nie ty wymyśliłaś, to Andrzej tobie pokazał?  
-Nieważne, odniosło skutek. Udało się.  
-Dobra idę do dziewczyn.  
-Idź, uciekaj.- Zawróciłem. Podszedłem do niej i położyłem swą dłoń na jej policzku :  
-Masz aksamitną skórę, i te spojrzenie.- Przejechałem kciukiem po jej ustach. Oparła głowę na mojej dłoni, spojrzałem na nią jeszcze raz.  
-Nie mogę tobie tego zrobić, to byłoby podłe z mojej strony. Wygrałaś, nie będę rozwalał twojego związku z Andrzejem.- Wychodząc oblizałem swój kciuk i zrobiłem krok do tyłu, obróciłem się.  
-Używaj szminek dziewczyn, są o niebo lepsze od tych twoich.- Podeszła i pocałowała mnie.  
-Zgadzam się na remis.- Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc pozostawiłem to bez odpowiedzi. Udałem się do dziewczyn, gdzie jak powiedziałem, nie można było się z nimi nudzić. Zaskoczyły mnie tej nocy, choć tego dnia myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy. Myliłem się.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 5444 słów i 29296 znaków, zaktualizował 20 sie 2019.

Dodaj komentarz