Rankiem poczułem dziwne łaskotanie, jak gdyby ktoś jeździł po mnie niezatemperowaną kredką. Kurwa mać i to niejedną. Otworzyłem oczy i... .
-No czy was pogięło! Zwariowałyście? Jeszcze mi kwiatka z fiuta zróbcie.
-Daj, to narysujemy.- Oznajmiła mi Agata.
-Jaja sobie robicie?!- Bulwersowała mnie sama myśl tego, że trzeba to będzie zmyć.
-Nie. Daj to zobaczysz.- Przemyślałem sprawę.
-W sumie, to i tak, już jestem kolorowy. A co mi tam, narysujcie.- Stwierdziłem ochoczo.
-Mam pomysł, zrobimy z niego kaktusa.- Oznajmiła Karolina.
-Nie. Zróbmy z niego ogórka.
-Ja mam lepszy pomysł. Zrobimy rysunek marchewki.
-Tak, tak, tak właśnie marchewki.- Żeby nie było, miałem na sobie całkiem ładnie narysowane pnącze winogrona, wraz z owocami.
-Dziewczyny, a te pisaki, to mam rozumieć, że zejdą?- Zaniepokoiłem się.
-Nie. Ale ciebie to podnieca. Zobacz Agata, wstaje.- Powiedziała Karolina.
-To będzie duża marchewka.- Stwierdziła Karolina.
-E tam! Widziałam większe.
-Zaraz was kopnę w zadki, jak się nie zamkniecie. Rysujcie, albo spadajcie.
-Ja się nie bawię.- Powiedziała Agata.
-Miałeś być zły, a ty jesteś szczęśliwy, że majstrujemy tobie przy sprzęcie. Mam focha na ciebie i już!
-Agata! Coś tobie pokażę.- Podniosłem jej piżamę i pocałowałem sutek. Po czym, dmuchając dookoła wjechałem na drugą pierś i na koniec pocałowałem drugi sutek.
-Ale fajnie, zrób to jeszcze raz, proszę.- Pojechałem tak samo w drugą stronę.
-O Boże, zrób coś innego?
-Obliż usta. I nie ruszaj się.- Dmuchałem jej od czoła przez oczka nosek po ustach. I próbowała mnie pocałować. Popsuła wszystko. Pocałowałem ją i powiedziałem.
-Masz, jak tak bardzo chcesz, ale się nie ruszaj.
-Nie da się.
-Da się. Leż spokojnie.
-Spróbuję.- Pojechałem po niej raz jeszcze. Kiedy doszedłem do ust, zabrakło mi tchu i pocałowałem ją w nosek, bródkę i dmuchałem dalej przez szyję do piersi, gdzie zatoczyłem kółko i pocałowałem sutek. Tak, jak poprzednim razem, dmuchając do drugiego sutka, który to również pocałowałem. Zjeżdżając na dół nie pominąłem pępka i wreszcie dobiłem do muszelki. Pocałowałem ją w miejsce gdzie zazwyczaj przebiega koniec majtek, na jednej nodze i drugiej. spięła się, więc zrobiłem to jeszcze raz. Później pocałowałem ją w Splot nerwowy nad kolanem w jedną nóżkę i drugą. Obróciłem ją na plecy i pocałowałem ją w zgięcia kolan.
-Podoba się tobie?
-Rób to dalej.- Pocałowałem ją w kostki oraz w palce na stopie. Przestałem.
-Nie kończ, proszę?- Powiadomiła mnie o swoich zamiarach i oczekiwaniach.
-A twoje koleżanki?- Zadałem pytanie próbując wyprostować jej sposób spojrzenia na sprawę, która była troszkę publiczna.
-One nie chcą, prawda?- Broniła swej dogodnej sytuacji.
-Chcą. Tylko, że jeszcze się nie obudziły, a ty już jesteś nakręcona, jak zegarek szwajcarski.
-Mam pomysł. Dam wam pisaki, a wy narysujecie na sobie, jakie miejsca lubicie, jak się je na was całuje i zobaczymy, jakie to są te miejsca. Ta która potrafi określić ich jak najwięcej, wygrywa.
-Ale…, co wygra?
-Spełnienie swych marzeń.- Uśmiechnąłem się.
-Ja chcę żółty.- Wyskoczyła Karolina.
-Zielony. Nie ten, ten jaśniejszy.
-To ja wezmę błękit.
-Ej, ej, ej, Nie rysujcie po sobie, tylko stawiajcie kropki.
-Masz rację.
-A za uchem?
-I na twarzy?
-Inaczej, weźcie kartki i napiszcie, co wam się podoba i gdzie. Zgoda?
-Tak lepiej.
-Mówcie mi, jak skończycie.- Poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic, cholera nie zeszło, ale lipa. Co tutaj z tym zrobić?
-Agata, możesz przyjść do mnie na chwilkę?
-Za momencik, poczekaj.- Po chwili przyszła.
-W czym tobie pomóc?
-Masz może kwasek cytrynowy?
-Nie, ale jest cytryna.
-Nie cytryna, potrzebuję kwasku cytrynowego.
-Po co on tobie?
-Może troszkę to odbarwi.
-Przecież może być sok z cytryny.
-Szkoda cytryny.
-Poczekaj, mam pomysł.- Powiedziała z uśmiechem Agata, po czym uchyliła drzwi i mając chyba chęć się zabawić, zawołała.
-Dziewczyny, Szymon prosi, żeby go wyszorować!
-Pumeksem?!
-Nie!!! Nie pumeksem, gąbkami.
-Dobrze!- Przyszły i mnie prawie doszorowały. Prawie, bo nie dałem im ruszyć marchewki. Kiedy wyszedłem spod prysznica i ubrałem się już w spodnie będąc w pokoju, to do pokoju ktoś zapukał. Powiedziałem Proszę i weszła Jagoda.
-Szymon, Tomek przyjechał. Co masz na brzuchu?- zdziwiła się troszkę, widząc namalowany zielony pęczek czegoś.
-Natkę od marchewki.
-A co ona tam robi?
-Rośnie na twój widok.- Stojąca Agata obok trzasnęła mnie w ramię.
-Ałła. Miałaś mnie już w to ramię nie bić.
-Kiedy to tobie powiedziałam?
-Ostatnio.
-Przestańcie już się kłócić i posłuchajcie mnie przez chwilkę. Dziękuję za zaproszenie mnie do gry i chciałam jeszcze dodać, że… jak będziecie w coś jeszcze grały dziewczyny, to ja chcę brać w tym udział.
-Pewna jesteś?
-Tak.
-Tutaj masz kartkę i napisz miejsca na twoim ciele, które lubisz, jak się całuje, lub liże, może dmucha na nie. Pisz i jak skończysz, to powiedz.
-Szymon, co ty robisz?
-Chciała brać udział w grach i zabawach, to bierze.
-Ale, to nie gra dla niej. Co zrobisz jeśli wygra?
-Zastanowię się później. Tomek! Chodź na górę!- Krzyknąłem uchylając drzwi.
-Zwariowałeś?- Powiedziała Jagoda.
-Cicho.- Stonowałem je. Wszedł Tomasz do nas mówiąc….
-Cześć.
-Cześć dziewczyny. Co on tam wam znów wymyślił?
-Jakąś grę, ale nie wiem, o co chodzi. Skończyłam.
-Daj policzę. Raz, dwa, trzy, cztery. O! O tym nie pomyślałem. Sześć..., Dwadzieścia trzy. Hm, a to ciekawe, nigdy tego nie próbowałem. Poważnie to takie dobre?- Część tego, co miała napisane na kartce, było zgoła inne od tych wszystkich rzeczy, które sobie wyobrażałem, iż mogą się komukolwiek podobać. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, lecz pewnego dnia zrozumienie odmieni moje spojrzenie na świat. W tymże oto temacie, rzecz jasna.
-Mnie się podoba, ale nie napisałam tam wszystkiego, gdyż moim zamiarem, nie jest szokowanie.- Patrzyłem na nią i milion różnych pomysłów biegało tupiąc mi po głowie, lecz żaden z nich, nie mógł równać się z jej nieznanym przeze mnie spojrzeniem na mnie. Miała być tą, która była osobą nie wiedzącą zbyt wiele o ludzkich pragnieniach i zawieszeniach w myśli. Lecz rzeczywistość o której miałem się dowiedzieć, była tak dalece odsuniętą siecią od moich wyobrażeń, pragnień, zamiarów, możliwości zawiłości w przedziale oceny odczucia bezpieczeństwa przyjemności, że to niepojęcie.
-Dlaczego? Przegrasz. One mają więcej, zobacz 28, 33, 34, ale blisko było. Więc werdykt szanownej komisji nadzoru nad waszymi ciałami stwierdza, co następuje. Całą potyczkę wygrała dzisiaj Agata, ale blisko była Karolina. Szkoda, prawda kochanie?
-Jak tobie zaraz sprzedam kopniaka, to zobaczysz, co mogę tobie złamać.
-Ty, to możesz złamać mi, co najwyżej serce, nic poza tym.
-A jak je tobie złamię, to co zrobisz?
-Krwawi serce moje, poznałem dziewczynę, lecz się jej boję. A to, że ona także mnie kocha, to będzie udręka dla niej i kropka.
-To kłamstwo, wiesz o tym?
-Nie kochasz mnie?
-Nie, to nie jest udręka. To bardziej jak, nie wiem, jak to powiedzieć. Utęsknienie do ciebie. Czasem, to chciałabym przyjechać do ciebie, ale nie wiem gdzie. Głupie co?!- Była zmartwiona faktem nieznajomości mojego otoczenia.
-Nie, ty po prostu mnie kochasz. To, że dajesz mi tyle przestrzeni, jeśli chodzi o te sprawy, to bardzo piękne. Choć czasem powinnaś dać mi w twarz.
-Nie będę ciebie biła za to, bo to ja pierwsza zdradziłam ciebie.
-Mam troszkę inne podejście do tego. Jak możesz zdradzić faceta z kobietą? Odejść od niego dla niej, to tak. Ale zdradzić?- Chwilkę czasu pomyślałem i jakoś tak miałem dziwne obostrzenie sytuacji i tak jakoś mnie to za bardzo nie ruszyło.
-W sumie, jak kogoś to boli, to tak. Mnie nie boli ten fakt. To i mnie nie razi. Zresztą tak, jak ciebie. Jestem w łóżku z wami, to ty nawet się nie złościsz, że kogoś dotykam, a inna dziewczyna łeb by mi urwała.
-To dlatego, że ty nie jesteś zaborczy.
-A co to da. Bezsensowne złoszczenie się, jak i tak, jeśli chcesz coś zrobić to, to zrobisz.
-W sumie prawda. Ale może, to tobie nie pasować.
-Jak każdemu. Wiesz co?
-Co tam?
-I tak uważam, że jesteś miłością mojego życia.
-Dlaczego ty zawsze zmieniasz temat?
-Bo tak jest prościej, bo mam jeszcze jeden powód do tego, aby się z tobą nie kłócić. Jest nim to, że ufam tobie i bardzo ciebie kocham. A, że zdałem sobie z tego sprawę, to pewne rzeczy się niestety skończą.
-Wiem, ale jak na razie, to możemy się jeszcze pobawić?
-Dziś już nie, ale za tydzień, kto wie.
-Nie przyjedziesz już do mnie dzisiaj?
-Przyjdę Agatko. Tylko, że nie wiem o której.
-Szymon, nam to nie powinno zająć więcej, jak dwie do trzech godzin.- Wtrącił Tomasz.
-To będę po południu. Cześć.- Na pożegnanie ucałowałem Agatkę.
-A nas to nie pożegnasz?- Zapytała Iza.
-Pożegnam. Pomacham wam, kiedy będę wychodził.
-No oo!
-No dobra, mogę was przytulić. I przytuliłem Izę i Karolinę, a na koniec Jagodę.
-Iza? Będę musiał jednak coś Robertowi powiedzieć. Na razie!
-Ale co? Ja nic nie zrobiłam.
-Idziemy Tomek, bo już późno.
-Masz rację. To do zobaczenia dziewczyny!
-Cześć.- Zszedłem na dół razem z Tomkiem, a za nami zeszła Jagoda.
-Szymon, ty coś jadłeś?
-Nie.
-Tomek, a ty?
-Tak. Marta dba o takie szczegóły.
-To nie szczegół. Poczekaj Szymon, to dam tobie kanapkę na wynos i masz zjeść ją sobie w samochodzie.- I weszła do kuchni naszykować coś na szybko.
-Co tak patrzysz na Jagodę?- Zapytał Tomasz.
-Ale narobiła.
-Dlaczego?
-Czasem myślę, że ona robi pewne rzeczy mi na złość, a ona robi to instynktownie. Właśnie dlatego, jest taka kochana.- Przyglądaliśmy się obydwaj, jak Jagoda krząta się po kuchni. Wreszcie podała mi zapakowaną kanapkę z narysowanym uśmieszkiem, mówiąc.
-Trzymaj i masz zjeść. Tomek, dopilnuj tego.- Powiedziała szorstko.
-Dobrze proszę pani.
-Za chwilkę, to oboje dostaniecie kopniaka. Idźcie już, wynocha!- Wyszliśmy i pojechaliśmy na wieś, do jakiegoś domku.
-Ty, co my tutaj robimy?
-To ten przybytek Mecenasa. Fajny co?
-Tak. Lecz, co my tutaj robimy?
-Mała zmiana planów. Władek zarządził.
-A co na to Mecenas i komendant?
-Zaraz przyjadą, będziesz mógł sam zapytać.
-Okey, zapytam.
-To kto?- Drogą jechał czerwony samochodzik. W miarę, kiedy się zbliżał, sylwetka jego samochodu odsłaniała małą, czerwoną, toyotę Starlet.
-Raczej to nie oni, może Władek?
-Tak, to on.- Podjechał do nas parkując obok samochodu Tomasza. Wysiadł, a kiedy już chciał coś powiedzieć….
-Szybki jesteś. Cześć.- Powiedziałem.
-Cześć! Jak widać, moja czerwona strzała pomyka, aż tylko.
-Długo ją masz?
-Cztery lata. Ale wiesz, to toyota starlet. Mały samochodzik, ale do wszystkiego.
-Takie żuczki są fajne.
-Wiem, dlatego sobie go kupiłem.
-O, chyba jedzie reszta świty.
-Mają do was jeszcze jedną sprawę.
-Jaką?
-Sami wam powiedzą, zobaczycie. Tobie Szymon, będzie pasowało.
-Zrobisz to dla nich, w dodatku z wielką przyjemnością.
-Aż tak?- Dopytałem. Pokiwał głową na potwierdzenie. Kiedy zjawił się Mecenas i Komendant, Władek dziwnie przygasł.
-Cześć panowie.
-Witamy. Słyszeliśmy, że macie dla nas coś nowego.
-Mamy, ale to nic nowego, tylko chcemy rozszerzyć wasze działania i dobić jeszcze jedną bandę.
-Jasne, nie widzę problemu. Dobić jednych, żeby mieć coś na drugich. Ok.
-Skąd jesteś?
-Już mówiłem, z Krzyża.
-Prawda, mówiłeś, pamiętam. "Jak Jezus", ciekawe. Ale wracając do sprawy. Chcemy, żebyście wmieszali w tą grę jeszcze te osoby.- Podał mi teczkę akt. Takie, jakie mieli na komisariacie. Zwykła szaro blada teczka zawierająca akta tych osób, którymi byłem zainteresowany i jeszcze kilka, ale to nieistotne osoby. Te którymi byłem zainteresowany w rozmowie na ich temat słuchałem, a o reszcie, nie bardzo interesowało mnie, co mówią.
-Przepraszam, czy ty mnie słuchasz?
-Słucham? Znaczy się słucham.
-Coś taki rozkojarzony?
-A bo....
-Zakochał się w Agaty cioci, Jagodzie.
-W tej blondynce?- Zapytał Mecenas.
-Tak.
-Bzdurzycie.
-Tak? To dlaczego chciałeś, żeby napisała, co lubi i gdzie?
-To taka gra.
-Jasne, ty zawsze robisz coś, co jest grą, ale zawsze ukryty jest w tym jakiś cel. Tak, jak ostatnio z Żanetą. Wszyscy po niej pojechali i co? Zmieniła się, prawda? Nawet chodziła w twojej koszuli, kiedy byliśmy u Maksa.
-Możecie przestać gadać o mnie!? Zebraliśmy się tutaj w innym celu.- Powiedziałem spokojnie.
-Ma rację.- Oznajmił Marcin, stając po mojej stronie.
-Właśnie Mecenasie, jak chcecie rozmawiać o wszystkim, to proszę pana o przyjęcie Żanety na praktykę do kancelarii.
-Masz jakieś podanie, czy coś?- Wyciągnąłem teczkę z plecaka.
-Proszę. Podanie, życiorys i jakieś coś tam.
-Chwileczkę, tą dziewczynę kazałem przyjąć na pomocnika. Nawet nie na praktykę, tylko normalnie, ona bardzo dobrze zna Francuski i jest obeznana w prawie międzynarodowym.
-To…, jak to się stało, że ona nic o tym nie wie?
-Tego sam nie rozumiem, ale sprawdzę. Masz może możliwość ustawienia rozmowy z nią?- Pomyślałem chwilkę.
-Zobaczę. Można skorzystać z telefonu?
-Tak, proszę.- Zadzwoniłem do Maksymiliana i zapytałem, " czy jest Żaneta u ciebie?"
-Tak, a co chcesz od Żanety?
-Umówić ją na randkę, za którą będzie mi wdzięczna, aż po swój pierwszy raz.
-Spóźniłeś się.
-Trudno, to drugi sobie daruję.
-Upierdliwy jesteś. Powiesz mi coś?
-Co takiego?
-Co ona robiła w twojej koszuli?
-Dobrze jej było, to sobie ubrała.
-Wiesz, że ona kupiła sobie taką koszule, jak ty nosisz i drugą niebieską z perłowymi zatrzaskami.
-Wiem. Długo będziecie jeszcze w domu?
-Tak, ze dwie godzinki.
-To was może nawiedzę z gościem.
-O której?
-Tak za dwie godzinki.
-Ale zabawne. To, cześć!
-Ano do zobaczenia.- Gdy wróciłem do towarzystwa, Tomasz pokazał mi zdjęcie z akt.
-Szymon, to nie przypadkiem ten, co to widziałem go na filmie?
-Tak, to ten sam skurwiel.
-Znacie tą grupę?
-Jeszcze nie, ale zaraz nas poznają i sobie zęby na nas połamią.
-Widzę, że już jest jakiś plan, więc mam tylko jedną prośbę. Mają zniknąć spod mojej jurysdykcji.- Powiedział Marcin.
-Załatwione.
-Tylko, żeby nie wrócili.
-Nie wrócą, bo to będą bilety w jedną stronę.
-Mam nadzieję.
-Więc, rozumiem, że raportu z tej akcji nie potrzebujecie. Ok, to nawet lepiej, po co mam kłamać.
-Zaraz, chcesz ich pozabijać?
-Sami się wykończą, a jak nie, to nawzajem.
-Szymon, żebym tylko nie musiał po was sprzątać.
-My ich tylko na siebie napuścimy i ostrzeżemy jednych przed drugimi.
-A jak się dogadają?
-Ten program nie przewiduje tego typu rozwiązań.- Spojrzeli na siebie.
-Dogadywał byś się, jak możesz wykosić konkurencję?- Zapytałem Tomasza.
-Nie.
-I tak będzie to rozegrane. Kwestia tylko ogniska zapalnego.
-Posłuchaj mnie. Chcę, aby stanęli przed sądem. Rozumiesz to, prawda?- Powiedział Marcin.
-Tak. Dlaczego pytasz, przecież tak będzie.
-Nikogo nie będziemy zabijać, co za jakiś poroniony pomysł.
-Tylko się upewniam.
-Powiecie mi, jak usadzić ich wszystkich na raz?
-Nie ma idealnego rozwiązania.- Stwierdził Mecenas.
-Czyli ryzykuję, zajebiście. Nie, no dzięki, że prędzej mi powiedzieliście.
-Rezygnujesz?
-Nie robię tego dla was, więc nie mogę. Kurwa mać!
-To jest dziewięćdziesiąt osób, jak ty to sobie wyobrażasz? Trzeba by dać każdemu ogon i do tego, pilnować ich do godziny zero.
-Po kiego grzyba do północy, przecież wystarczy tylko mieć ich wszystkich na widelcu, a do tego jeszcze określić godzinę aresztowania i to tylko tyle. Tego dnia i o tej godzinie i już.
-Polska, Francja, Niemcy, Hiszpania i Włochy. Jak to sobie wyobrażasz, powiesz mi?- Powiedział w złości Mecenas.
-Trzeba by zgrać służby, a to niełatwe. Ale istnieje coś takiego, że nie musicie ich wypuszczać przez 24 godziny i nie musicie dawać im nigdzie zadzwonić.- Stwarzałem wrażenie opanowanego. A gotowało się we mnie. Ciekaw byłem, gdzie to ciśnienie upuszczę.
-Teoretycznie tak, ale to tak nie działa, jakby się chciało. Istnieje taka możliwość, lecz trzeba by było dogadać się ze wszystkimi prokuratorami. A to, niełatwe. Każdy z nich mówi w innym języku.- Stwierdził Mecenas.
-A ty masz kancelarie w każdym z tych państw.- Tak powiedziała Żaneta. Z tego, co zapamietalem.
-Dużo wiesz, jak na kogoś takiego.- Stwierdził Komendant.
-Wiedza czasem ratuje życie.- Oznajmiłem mu, a on najzwyczajniej mnie zgasił, mówiąc.
-A czasem wpędza do grobu. Zapamiętaj to sobie.- Powiedział Marcin. Spojrzałem na drugiego rozmówcę.
-Mecenasie, powie mi pan, dlaczego wziął pan akurat tą sprawę?
-Tak. To dla przyjaciółki. Jej syn zaćpał się towarem, jaki oni rozprowadzają.
-Więc jednak istnieje przyjaźń pomiędzy kobietą, a mężczyzną?
-Tak, lecz zazwyczaj przychodzi taki czas, że opiera się to zawsze o łóżko. Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale pewnych zachowań nie przeskoczysz nawet ty.- Jak do tej pory ma rację. Lecz jego słowa mnie ubodły.
-Jak potraficie sobie to wyjaśnić i się nie obrazić na siebie, to przyjaźń trwa dalej, a jak nie, to trudno, trzeba się ożenić. A w małżeństwie, sam zresztą kiedyś zobaczysz, że wszystko jest wyolbrzymione. Każdy błąd, każde potknięcie, każde złe posunięcie będzie miało jeden skutek. Kłótnia.
-Dobrze panowie, bo widzę, że przechodzimy na wyższe tematy życia, więc może porozmawiamy sobie o tym później. A teraz proszę powiedzieć nam. Czego wasza dwójka się dowiedziała i co takiego załatwiliście?
-Tylko to, co jest napisane w aktach, bo gdzieś pojechał z żoną i kilkoma ludźmi. Zostały jakieś niedobitki i odkurzacze.
-Jest w Madrycie. Raport z jego pobytu dostaniemy w środę.
-Więc, nic się nie da zrobić i dowiedzieć. Chyba, że.... Nie raczej nie, oni mnie nie lubią. Chociaż, co mi szkodzi spróbować.
-Tomek, jedź do domu do Izy, a ja pojadę z Mecenasem od Maksa i Żanety.- Powiedziałem.
-Dobra Marcinie, to Tomasz ciebie zawiezie do domu, a my jedziemy do moich nowych oczu we Francji.- Oznajmił Komendantowi Mecenas.
-Dobrze, skoro nic nie mają nowego, to mam prośbę. Chcę się czegoś dowiedzieć. Kim jest ten gość, który zrobił te szopkę u fryzjera?- Tomek spojrzał na mnie, a razem z nim reszta osób będących z nami.
-No co?! Miało być dobrze, to jest. Troszkę dałem mu to, za bardzo u kolorować, ale jest ok, prawda?
-Tak. Ale, że też nasi się niczym takim nie popisali. Francuzi już pytają, kim ty jesteś, a pewnie zaraz dojdą do tego inni.
-Tam też mają problem, żeby się zaczepić?
-Tak. Jak mieliśmy taki sam, to Niemcy zrobili pewien myk i się udało, ale na krótko. Zwłoki Gintera znaleźli po tygodniu w Zoo.
-Czyli stanowczo radzisz mi omijać Zoo?
-Z całą pewnością, tak.- Powiedział Marcin.
-Dzięki za ostrzeżenie.
-Uważaj na siebie, to dobra rada.
-Wiem, ale muszę coś wymyślić.
-To zrozumiałe, tylko co?
-I do tego jeszcze nie doszedłem, ale dojdę. To tylko kwestia czasu.
-Jedenasta. Jak mamy jeszcze coś dziś zrobić, to idziemy.
-A co mam napisać w aktach?- Zapytał Wladek.
-Że dziś ze względu na pierwsze dni akcji, nic się nie wydarzyło i brak Romana S..., który jest głównym motorem tej akcji. Ogranicza ją na dzień dzisiejszy zasięg terytorialny, albo coś takiego.
-Tak sobie odpuścisz? Nie wierzę. Ty już chcesz coś odwalić, skoro kazałeś mi pojechać do Izy. Co takiego?- Rzucił do mnie Tomasz.
-Dowiesz się w swoim czasie.- Odparłem, nie chcąc go mieszać w swoje zapędy.
-Oby w dobrym czasie.- Odparł uspokojony tym, że odpowiedziałem.
-Spokojnie, zawsze zdążymy się spóźnić.- Dolałem oliwy do ognia.
-Szymon, ja muszę jechać, więc…. Kto bierze klucze?- Zapytał Mecenas.
-Władziu, woreczek, referentka i do szafy. Napisz tylko, że to dla mnie w książce dyżurnego i wydawania kluczy.
-Tak jest!
-Może nie tak oficjalnie poza komisariatem.
-Tak... ! Dobrze komendancie.
-Jedziemy Mecenasie.
-Szymon?
-Dojadę, spokojnie. A ty powiedz pani, że masz poczekać na Izę. Rozmawiałeś z nią przez telefon, zgoda?
-zgoda.
-To na razie chłopaki.
-Cześć, uważaj na siebie.- Pożegnaliśmy się i pojechałem z Mecenasem do Maksa oraz Żanety, zadzwoniliśmy i ku mojemu zdziwieniu, drzwi otworzył nam jakiś nieznany mi facet.
-Dzień dobry panu. Przyszliśmy porozmawiać z Maksem i Żanetą.
-Proszę wejdźcie. Dzień dobry Mecenasie, mój syn coś przeskrobał?
-Tak. Ukradł mi nową i piękną, a także utalentowaną pracownicę. Chcemy porozmawiać, ale można gdzieś usiąść, bo tutaj to jest troszkę za ciasno, jak dla mnie.
-Tak, zapraszam do salonu. Proszę.
-Znacie się?
-Tak. Broniłem Jerzego w sprawie o spadek.
-Jak to…, broniłem? Przecież to spadek.
-Ktoś myślał, że mu się należy połowa spadku. Lecz jego ojciec nie był głupi i dobrze to zabezpieczył. Zresztą nieistotne.- Powiedział Mecenas widząc wchodzącą Żanetę.
-Cześć Szymon.- Odwróciłem się i wbiłem się w szok. Miała na sobie taką koszulę, jak ja.
-Cześć. To Żaneto, jest Mecenas W...i i chciał ciebie dziś poznać, jako nowego pracownika swojej kancelarii we Francji.
-O boże, dziękuję tobie.- I rzuciła mi się na szyję. Zdjąłem jej ręce z barków i powiedziałem.
-Może najpierw poznaj swojego nowego pracodawcę, a później będziesz mi dziękować. Choć nie ma za co, bo Mecenas już kazał wcześniej ciebie przyjąć tylko, że ta wiadomość, gdzieś utknęła. Jak widzisz, to ty jesteś szczęście dla Mecenasa, że znalazł taką utalentowaną dziewczynę.
-Witam i miło mi pana poznać. Jestem Żaneta D... i jestem zaszczycona, że będę mogła odbyć staż w pana kancelarii.
-Mnie też miło ciebie poznać, ale nie zostałaś przyjęta na staż, tylko jako pracownik niepełnoetatowy, na okres próbny, sześciu miesięcy.- I znów rzuciła mi się na szyję.
-Przestaniesz to robić?!
-Rzuciłabym się na Mecenasa, ale nie wolno mieć takich relacji z pracodawcą, to nie jest mile widziane.
-Widzisz? Już widzę, że się nadaje. Przejdzie pozytywnie okres próbny.- Powiedział Mecenas. Znowu chciała mnie przytulić.
-Nie, nie, ani nawet tego nie rób, nie! Co w ciebie wstąpiło?
-Właśnie mnie uszczęśliwiłeś. A ja biegałam za tym już trzy miesiące i nic. Już zaczęłam się martwić, że nie ma szans.
-Masz może jeszcze jakieś koleżanki we Francji, które szukają takich praktyk.
-Tak, połowa studentów jeszcze nikogo nie znalazła. Wybierz dwójkę, chłopaka i dziewczynę i przyjdź na rozmowę w środę o godzinie 13:00 pod ten adres w Paryżu.- Powiedział Mecenas podając jej karteczkę z adresem.
-To restauracja, droga restauracja.- Powiedziała.
-Dla mnie nie ma rzeczy drogich, tylko takie, które są warte każdych pieniędzy i ceniące się ze względu na swoją osobliwość.
-Pięknie powiedziane. Pierre nas czasem tam zabiera, razem z Karoliną i Aną.
-Ty dostaniesz normalną umowę, a oni staż. Więc wybierz mądrze, bo to ty będziesz z nimi współpracować i będziesz ich szefem.- Tym razem rzuciła się na Mecenasa. Wszedł Maksymilian.
-Szymon, jak możesz nie pokazuj jej więcej swoich ubrań, bo jeszcze troszkę, to będzie miała nawet majtki, takie jak ty.
-Cześć Maksiu.
-Cześć. Robaczku może tak odlepisz się od pana i powiesz mi wreszcie, co się stało?
-Dostałam staż, będę aplikować u Mecenasa.
-Ale ciebie okłamuje, dostała pracę i to w dodatku na kierowniczym stanowisku, ma tylko wybrać sobie podwładnych.
-A może być dwóch chłopaków?- Dopytała.
-Nie. Przepraszam, ale mam już taki układ we Włoszech i jest lipny. Więc będę musiał zmienić jednego chłopaka na dziewczynę.
-W Rzymie?
-Nie. W Neapolu.
-Mam koleżankę....
-Tak, tylko to musi być ktoś, kto jest na miejscu i często bywa we Francji.
-Raz w tygodniu?
-Nie przesadzajmy. Raz na miesiąc. My jesteśmy raz na tydzień trzy dni w Paryżu.
-Szymon, co one robią?
-Są modelkami w domu mody Księcia Sobieskiego.
-Moja żona uwielbia ten dom mody.
-Pamiętam pana. Myślałam, że jest pan Anglikiem.
-Wszędzie na świecie lepiej być Anglikiem, jak Amerykaninem. Bezczelnych Amerykanów nikt nie trawi. Chyba, że zostawiają duże pieniądze.
-Dobrze, to pogadacie sobie w środę, a teraz, to ja proszę o podwiezienie mnie gdzieś do Izy.
-Wiesz, że ten samochód jest rozpoznawany.
-To gdzieś do centrum, albo do najbliższego postoju taksówek.
-Jadę do centrum. To może być do centrum?
-Jasne.- Pozegnalem się z uradowaną Zanetą i Maksem, a później pojechaliśmy do centrum i w jednej z uliczek zauważyłem tych cymbałów.
-Tutaj wysiądę.
-Pewien jesteś?
-Tak, tutaj na przystanku.
-Jak chcesz.- Powiedział zatrzymując się Mecenas. Wysiadłem i poszedłem zobaczyć, co te cymbały tam robią. Kiedy wszedłem do pierwszego sklepiku, właściciel stawiał im się mówiąc, że nie zapłaci.
-Chyba zwariowaliście! Okradają mnie w biały dzień i to ma być ochrona? Wybili mi szybę w samochodzie, ukradli radio i część towaru, a ja mam wam płacić? Niedoczekanie wasze.
-Posłuchaj człowieku i tak zapłacisz.
-Mogą mi zmiażdżyć rękę i tak nie dostaniecie pieniędzy.- Dziwne, stałem w wejściu i nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
-Ma rację, to ma być ochrona? To kpina i tyle. Jak się bierze za coś pieniądze, to trzeba by było chociaż wiedzieć, co się dzieje. Okradacie ludzi z pieniędzy, to chociaż róbcie to, za co bierzecie kasę. No, co tak kurwa patrzysz?!
-A ten, co tutaj robi? Kto miał kurwa pilnować drzwi, co!?
-Czy ważne jest, kto? Przecież go okradli! Więc, jakby to wam powiedzieć chłopaki? Znajdźcie swoje pieniądze. Proste, prawda?
-Dajcie no go tutaj. Dwóch stojących przy drzwiach podniosło mnie pod ramię z ziemi i zaniosło mnie do lady, gdzie stał oparty jak pijaczyna słaniający się na nogach Darek. Głupio to wyglądało. Wyciągnął z kieszeni motylka zamachał nim mi przed twarzą i oparł czubek noża o mój policzek.
-A ty coś za jeden?
-Jestem Szymon, Roman nic wam nie mówił?
-Nie wcinaj się w nie swoją sprawę.- Powiedział spokojnie, co szczerze mówiąc, robiło wrażenie.
-To jest moja sprawa. Bo…, jak wy nie dostaniecie tych pieniędzy, to ja będę zmuszony tutaj przyjść i teraz to już nie będzie ręka, tylko noga i ręka. Ale jest coś, co działa na jego korzyść.
-Tak? Niby, co takiego.
-Nie upilnowaliście, żeby go nie okradli, a płacił, jak do tej pory za ochronę. Więc, jak wyglądali?- Zwróciłem się na koniec do właściciela sklepiku.
-Kto?
-Ci, którzy ciebie okradli?
-Gówniarze z osiedla, widziałem już ich kiedyś tutaj kilka razy. Zawsze, gdy przychodzili, to stwierdzałem, że coś ginie mi ze sklepu. Jeden chodzi w glanach i kurtce wojskowej.
-Co?
-Desantówki, lub martensy, a kurtka drelich, lub moracze laitherra.
-Co?
-Gówno! Czego cymbały nie rozumiecie?
-Darek, on nas obraża.- Powiedział jeden z nich.
-Wiem, ale szef powiedział, żeby go nie ruszać pod żadnym pozorem. On nie jest głupi i podobno jest zabezpieczony przed śmiercią. A jak szef tak mówi, to wiecie. Ja go nie chcę denerwować. Zresztą, to on wyrwał te stówę od fryzjera.- Jeden z tych, którzy stali przy drzwiach złapał mnie za ramię i zawalił mi w brzuch. Zgiąłem się w pół. Ale nie zabolało, bo trafił w klamrę od paska.
-Kurwa! Z czego ty jesteś?
-Z betonu i stali.- Złapałem go za dłoń, która go bolała i wykręciłem. Przewrócił się i trzymając go za dłoń, opierając swoje kolano o niego, nadepnąłem mu na szyję drugą piętą. Wyciągnąłem mu zza paska motylek i po otworzeniu przytknąłem go do jego ucha.
-Ruszcie się i znajdźcie tych jeleni, bo jak nie, to będę musiał zmienić szefa tej grupy. Rozumiemy się!?- Zwróciłem się do Darka, bo to on stał przy ladzie. Po czym wbiłem temu, który leżał nóż w małżowinę od tyłu przy czaszce, ale tak, aby krew miał w uchu.
-Teraz cwaniaczku usłyszałeś?- Jeden z nich wyciągnął Makarowa i wycelował we mnie. Wstałem i podszedłem do niego.
-Pewien jestem, że nie chcesz mi tym grozić, więc to odłóż. Już!!!- Dziwnie zatrząsł się i spojrzał na Darka.
-Po co wyciągasz klamkę, schowaj ją.- Powiedział Dariusz.
-No skoro sobie wszystko wyjaśniliśmy, to ja spadam do Izy. Na razie łosie, cześć.- Prawie wyszedłem ze sklepu, ale sobie o czymś przypomniałem. Zatrzymałem się obróciłem i wróciłem do lady.
-7 Up proszę. Rzuciłem na ladę pieniądze. Właściciel podał mi butelkę.
-Na miejscu.- Dodałem.
-Wie pan co? Niech pan im nie daje tych pieniędzy. Chyba, że te gnojki przyjdą, naprawią szkody i przeproszą pana.
-Dobrze.- Odparł, dziwnie patrząc na mnie. Wypiłem, odstawiłem butelkę i wyszedłem. Kurwa mać, ale poleciałem teraz. Ciekawe kiedy mi dowalą za to, co teraz zrobiłem. Pewnie w czasie w którym dowiedzą się kim jestem. Dobrze, do... cholera Tomek. Telefon! Rozejrzałem się. O, jest budka. Podszedłem do telefonu i zadzwoniłem do Izy i poprosiłem panią Honoratę o to, aby dała Tomka do telefonu.
-Tomek, to ten wysoki chłopak, tak?
-Tak, a jest jeszcze ktoś?
-Nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji.
-To pani powinna robić tam za ochronę, a nie oni.
-Dziękuję, ale to nie oni tutaj są. Panie Tomaszu, do pana.- Po chwili usłyszałem głos Tomka.
-Słucham.
-To ja, ale poleciałem z tymi łosiami dzisiaj. O mało mi łba nie odstrzelili.
-Przyjedź tutaj, dziewczyny są i nawet Piotrek z Mariolą. Dawaj, bo ile można czekać. I przestań odwalać nierejestrowane szopki. Rusz się, bo ile można tutaj na ciebie czekać.
-Wezmę tylko taksówkę i za moment będę.
-To dawaj.- Znalazłem taksówkę i podałem adres do domu Izy. Na miejscu facet nie chciał zapłaty.
-Kurwa, co z wami jest ludzie? Czyli co, sąsiedzi mogą tutaj przyjeżdżać za darmo, tak? Tylko muszą podawać ten adres. Fachowo.
-No niestety… zakaz, to zakaz.
-No nic, dziękuję i do widzenia.- Poszedłem do domu.
-Szymon, gdzie byłeś? Czekamy już długo na ciebie. Mariola chce zobaczyć nasze dzieło.- Powiedziała zadowolona z siebie Agata.
-Zmyłyście.
-Nie wszystko, marchewki nie dałeś ruszyć.
-A, co was tak wzięło na oglądanie dzieł sztuki, co?
-Bo to nasze dzieło. Pokażesz, czy nie!?
-Marchewki nie, bo jakiś fajfus, przystawił mi Makarowa do twarzy i mogę pokazać tylko to zielone. W sumie ciekawe, gdyby mnie zastrzelił i jakbym trafił na stół, to przy sekcji zwłok mieliby naprawdę ciekawe doznania wizualne.
-No pokaż.- Niecierpliwiły się dziewczęta. Wyciągnąłem koszulę ze spodni i golf razem z koszulką.
-Proszę. Zadowolona jesteś?- Pokazałem Mariolce natkę na swoim brzuchu.
-To nie chodziło o zadowolenie.
-Myślałaś, że żartują, prawda?
-Tak.- Powiedziała przyglądając się bacznie mojemu rysunkowi.
-Takem czuł.
-Szymon, dlaczego dałeś im to sobie zrobić?
-Zrobiłem im na złość.
-Ja następnym razem się nie bawię, on to robi specjalnie.- Złościła się Agata.
-Teraz oberwiesz, zobaczysz.- Dodała.
-Pomóc tobie Szymon?- Zapytał Piotr.
-Nie.- Agata złapała za poduszkę i po krótkim gonieniu za mną, we cztery dowaliły mi, ile się da. Kiedy skończyły, wyglądały pięknie. Nic tak nie upiększa kobiety, jak fryzura układana granatem. Wiem, głupi jestem. Ale, co zrobić?
-Szymon, oberwiesz za to, że się zmęczyłyśmy.- Dziwny przebieg sytuacyjny, tego stwierdzenia Agaty. Ułożyłem sobie to troszkę w głowie.
-Czyli reasumując, oberwę za to, że oberwałem. Fachowo, co Piotrek?
-Jak ty to robisz, że zawsze masz ciekawie przerąbane?
-Też chcesz? To denerwuj zawsze Karolinę.
-Ona mnie nie bije, tylko robi mi na złość.
-Jak to?
-Właśnie tak, ale czasem to lubię z nią zadrzeć, bo się nie nudzę.
-To dlatego mnie denerwujesz. Mariola, pomożesz mi mu dołożyć?
-Ale jest nas zawsze dwie, a u was jesteście we trzy.
-Jak to we dwie, a Paulina?
-Ona nie bije Szymona poduszką.
-Na początku go trzaskała, ale później miała przerwę, a teraz znów mu dowaliła.- Powiedziała Agata.
-Kiedy?
-Tydzień temu, jak użył jej kremu do opalania, żeby zrobić nam odciski dłoni. Cham.- Zwróciła się na koniec bezpośrednio do mnie.
-No, no, no. Bez takich. Ja tylko zrobiłem to, co one chciały całą noc sobie zrobić i ciągały mnie po łóżku, jak trupa, a ja się przez nie, nie wyspałem.
-Słucham?!
-Ja do ciebie grucham, a ty się złościsz. Nie może tak być kochanie, wiesz? Powinnaś mnie przytulić i przeprosić za swoje zachowanie, a ty trzaskasz mnie poduszką. Nieładnie jest tak robić. Brzydko!- Krzyknąłem.
-Przepraszam ciebie, ale zawsze wyprowadzasz mnie z równowagi.- Podeszła i mnie przytuliła. Czułem, że to podstęp, ale lubiłem jej filigranowe ciałko przytulać, takie ciepłe i miękkie. Cholera, zrobiła mi malinkę na szyi. Pocałowałem ją w usta, policzek, szyję powiedzmy, za uszkiem i powiedziałem jej na ucho.
-Kochanie, nie rób tego więcej.
-Ale czego?
-Tego, co i ty masz na szyi.
-No, czy ty nie możesz czasem być mi czegoś dłużny?
-Mogę.
-To dlaczego zawsze mścisz się szybko?
-Bo to na w razie, jak miałbym zapomnieć Agatko. A tak poważnie, to za dużo mam na głowie i jak się gra, to trzeba szybko podejmować decyzję.
-Dobrze, idziemy na obiad.- I poszliśmy. Pani Honorata podała dwie wazy zupy. Wszyscy zjedli i podziękowali, a Iza poprosiła o herbatę i ciasto do pokoju.
-Szymon, co dzisiaj robiłeś?- Zapytała Iza.
-Denerwowałem twoich znajomych, a co?
-Kogo?
-Darka. Dlaczego pytasz?
-Nie lubię go, jest dziwny.
-Nie dziwne, że go nie lubisz, ale jest posłuszny twemu ojcu. Zresztą, to nieważne.
-Szymon, co zrobiłeś?
-Nic, czego nie powinienem. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!
-Herbata. Gdzie postawić?- Zapytała pani Honorata.
-Tutaj na stoliczku, dziękuję.- Powiedziała Iza.
-Jeszcze coś. Mam prosić, abyś zeszła na chwilkę do Darka.
-Szymon, co zrobiłeś?!
-Idź, to tobie powie.- Poszła. Tomek wziął mnie na bok i....
-Coś odwalił?
-Któryś z tych jeleni, będzie mógł założyć sobie kolczyk.
-To dlatego wycelował tobie broń w twarz?
-Nie on i nie wiem, ale chyba tak.
-Ale ty jesteś walnięty. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie wisieć nade mną.
-Nie. Lubię ciebie i możesz się nie przejmować. A jakby co, to zawsze mów, że nic nie wiedziałeś i…, że to moja wina.
-Nie. Nigdy nie zwalę na ciebie. Razem się bawimy, to razem za to odpowiadamy.
-To wymyśl coś, bo jak powie Izie prawdę, to mnie zlinczują.
-A powie?
-Na pewno zełga. Prawdy nie powie jej na sto procent.
-Co robili?
-A jak myślisz? Dobra, powiem tobie. Trafili na następnego opornego płatnika.- Weszła Iza.
-Szymon, coś ty zrobił?
-A co tobie powiedzieli?
-Że bawiliście się nożami i Marek chciał pokazać tobie, jak otworzyć go szybciej. Możesz mi powiedzieć, jak można wbić sobie nóż w ucho?
-Jak widać, można. Będzie do szycia?- Zapytałem Tomasza.
-Nie. Ale wygląda pewnie groźnie.- Odparł.
-Dużo krwi?- Zapytał Tomasz Izę.
-Tak. Ma pół twarzy w zaschniętej krwi.
-Może jakoś pomóc, bo wiesz, Tomek ma przygotowanie pielęgniarskie, więc proste rzeczy na pewno umie zrobić.- Tomek podszedł do mnie i powiedział półgłosem.
-Co ty znowu świrujesz?
-Cicho, bo się wyda.
-Tomek, możesz spojrzeć fachowym okiem, proszę?
-Dobrze pójdę, ale będę potrzebował jeszcze kogoś. Szymon pójdziesz ze mną, bo jak nie, to wezmę Agatę.
-Pójdę.- Wyszliśmy.
-Pożałujesz tej opcji, jak mnie tam zabierzesz.
-Być może, ale chcę zobaczyć ich miny, jak ty przyjdziesz.
-Będzie zabawa.- Doszliśmy do salonu, gdzie Darek próbował pomóc Markowi założyć opatrunek na ucho.
-Mistrzowie, źle to robicie.- Powiedział Tomasz.
-Mądrzysz się, a sam nie masz pojęcia, jak to zrobić.
-I tutaj się mylisz. Daj ja to zrobię.
-I co, znaleźliście winnych?
-Tak, trzech debili. Mają mu to odpracować i odkupić radio.
-Sorry za to ucho. Iza ciebie lubi. Powiedziała, że jesteś normalny.
-Sam zacząłem.
-To ty wyskoczyłeś z bronią?
-Nie. To ja.- Powiedział drugi.
-Dam tobie dobrą radę. Nigdy tego nie rób, bo jak stwierdzi, że robisz to bez powodu, to was pozabija.- Ostrzegł ich Tomasz.
-Ciekawe jak?- Zaciekawił się człowiek z bronią, która była widoczna, gdyż odbijała się z pod ubrania.
-Nawet, jak go zabijecie, to i tak wszyscy widniejecie na liście do ćwiczeń, więc dbajcie o niego.
-Teraz, to sobie jaja robisz.- Powiedział Darek.
-To człowiek Wujka, a on nie ma humoru, jeśli chodzi o jego ludzi, którym jest coś winien. Honorowy gość. Jaja, to będą, jak zginie w wypadku, a ten wypadek nie będzie jednoznaczny. Wtedy, to będą jaja.
-Kto to jest?
-Jak go poznałem to był nikim. Ale teraz wiem, że to święta krowa. Nie dość, że policjanci, to jeszcze kilku zabójców i adwokatów jest mu winna życie swoich rodzin. Każdy obiecał spłacić swój dług, każdy. Zostawił im listę, że w razie gdyby co, to mają się tym zająć.
-I co, zrobią to może za darmo?
-Jeden z adwokatów ma jego ostatnią wolę i numer konta i skrytki bankowej. Wiem, że jest na niej dużo pieniędzy, więc uważajcie na niego. Lepiej dla wszystkich, żeby w tym mieście nic mu się nie stało.
-Jakie dużo to tylko 15.000.000.
-Może powiesz mi wreszcie czego, bo na pewno nie złotych. Bank w Szwajcarii nie prowadzi kont w złotówkach.
-Zapamiętałeś pierwsze cyfry konta, szacunek człowieku. A wiesz, że jesteś na liście, w której możesz zostać właścicielem tego konta?
-Jaja sobie robisz?
-Nie. Ale wystarczy o mnie. Co z nim?
-Ma przebitą małżowinę uszną i z tego, co widzę, to od tyłu. To ty, prawda?
-Oj tam, nie przesadzajmy powiedział jeden niby ogrodnik.- Próbowałem zejść z tematu.
-Ty to naprawdę jesteś wariat.
-No to co?
-Szymon, mam ciebie pilnować, a ty wysyłasz mnie tutaj i idziesz się bawić gdzieś indziej. Nie możesz tak robić. Głowę mi urwą, jak się tobie coś stanie. Zastanów się trochę.
-No dobra. Prawie, że tobie obiecuję.
-Prawie. Chociaż tyle.
-Sorry gościu.- Powiedziałem do Marka, który to miał przebite ucho.
-Powinienem odstrzelić łeb temu, który wyciągnął broń.- Powiedziałem do Dariusza.
-Ja pierdole!- Rzucił Tomasz.
-Czy ty się kiedyś zmienisz?- Powiedział do mnie.
-Po co?- Zapytałem z ciekawości.
-Nie ważne. Tą robotę mam chyba na stałe, co?
-E no. Fajnie, co nie?
-Spierdalaj! Idź na górę, niech ciebie nie widzę.- Kiedy wychodziłem, to słyszałem, jak któryś z nich zadał pytanie.
-Ty, kim on jest?
-Największy problem w tym, że nikim. A ma takie możliwości, jak gdyby był bogiem. Upilnować go to jedno, ale nie dać mu nikogo zabić, to już coś zgoła zupełnie innego.- Oddaliłem się w kierunku pokoju Izy. Kiedy wszedłem, Iza zapytała się mnie.
-I co z Markiem?
-Ma przebitą małżowinę uszną, więc będzie mógł sobie założyć kolczyk.
-Nie żartuj sobie, to nie jest na miejscu.
-Przepraszam.
-Szymon, co zamierzasz zrobić z wygraną Jagody?
-Muszę jeszcze spotkać się z Martą i będę wiedział, gdzie zrobić im kolację przy świecach.
-W pokoju luster! Ale bajecznie będzie to wyglądać.
-Taki jest plan, ale ciekaw jestem, czy to będzie możliwe, bo mnie nie może tutaj być. Więc, jakby to wam powiedzieć? To wy we dwie, zrobicie tak, żeby było dobrze.
-Szymon, ona nie da się wciągnąć w tą grę.
-Nie? To ja rozwiążę wam ten problem. Iza kiedy ostatnio byłaś na masażu?- Zapytałem.
-Nic z tego.- Urwała moje zapędy.
-Kochanie, a ty?
-A ja z chęcią.
-Widzisz Iza, jednak można.
-Jesteś wredny, ona nie pójdzie ze mną.- Powiedziała Agata.
-Z tobą nie, ale z wami?
-Ja nie idę, przecież już mówiłam.- Oponowała Iza przy swoim. Spojrzałem na Pchełkę.
-Mariola, może chcesz dzień dla swojego ciała?
-A mogę?
-Jasne.
-Ale ja nie mam pieniędzy.
-Piotrek, co ty na to?
-Ja nie mam, niczego nie chcę od ojczyma, przykro mi Mariola.
-Ja zapłacę tobie za masaż.- Powiedziała Karolina.
-I za fryzjera tobie, Agacie i Jagodzie dodała.
-Dziękuję. Muszę zadzwonić.- Powiedziałem patrząc na Aniołka.
-Tam jest telefon.
-Dzięki.- Zadzwoniłem do Marty i zapytałem wprost, czy możemy zrobić w pokoju luster romantyczną kolację.
-Dla ciebie i Agaty, zawsze. Kiedy chcesz ją zrobić?
-Nie dla mnie i Agaty, a dla Jagody i Andrzeja.
-Kiedy?
-A kiedy można?
-Zawsze. Przecież macie ten pokój na swoje potrzeby.
-Więc, jak powiem tobie, że będziemy robić im niespodziankę, to pomożesz?
-Przecież wiesz, że tak. Lubię Jagodę. Ty też ją bardzo lubisz. Tak, jak i ona ciebie, prawda?- Tego nie byłem do końca pewien. Lubi mnie, to fakt. Lecz autentyczność tego faktu, to już inna sprawa.
-Jest taka kobieca i ten uśmiech na jej twarzy, nawet zmarszczki u niej pod oczami się uśmiechają. Wszystko mi się w niej podoba, żeby była odrobinę młodsza, zrobiłbym dla niej wszystko. A tak, mogę tylko podziękować jej za wychowanie mojej miłości. To jak?
-Szymon, na kiedy chcesz jej to podziękowanie zrobić?
-Na wtorek lub środę. Powiem Tomaszowi lub dzisiaj tobie, dobrze?
-Przyjedziecie?
-Tak. Lecz normalnie, a nie do pokoju luster. I nie wymyślam niczego.- Oznajmiłem.
-Dobrze. Mi wystarczy, że będziesz.
-Dziękuję. Dziewczyny, kiedy chcecie zrobić sobie ten luksus? W środę?
-Masażystki w środy i czwartki są w szkole, więc trzy, to mogę umówić na wtorek.
-Dobrze. Karolina, będzie jakiś problem z fryzjerką dla dziewczyn?
-Tylko w piątek i sobotę, bo od poniedziałku do czwartku jest z nami w Paryżu.- Wszedł Tomek z Darkiem.
-Jak nie mamy fryzjera, to troszkę lipa.
-Przecież możesz iść do salonu fryzjerskiego i się dowiedzieć, czy to jakiś problem, prawda?- Powiedział Tomek.
-Masz rację.
-Już zamknięte. Ale, jak potrzebujesz kontakt, to tobie dam.- Powiedział Darek.
-Daj, jak masz do właściciela.
-Trzymaj.
-Dzięki, Darek. I sorry za tamto, jakoś tak wyszło.
-Rozumiem, jesteś nowy. Tylko nie wiem, co zamierzasz tutaj robić?
-Może nic, a może się zaczepić.
-Więc, to o to chodzi? Witamy wśród swoich.
-Na pewno będziemy się dłużej spotykać.
-Muszę jeszcze raz zadzwonić?
-Dzwoń.- Poszedłem do telefonu i zadzwoniłem do właściciela zakładu fryzjerskiego. Zgodził się na trzy dziewczyny i zadał tylko jedno pytanie.
-Dlaczego trzy?
-To dzień dla ciała, dla wszystkich trzech.
-Czyli coś specjalnego… , wspaniale. Zrobię, co będę mógł dla twoich przyjaciółek.
-Dziękuję. A, i jeszcze jedno. Proszę powiedzieć na ile opiewać będzie rachunek tej rudej, dobrze?
-Masz to gratis. To ja tobie dziękuję.
-Będą we wtorek. Wieczorem, tak około…, a w sumie, to nie wiem jeszcze. Dam znać.
-Dobrze.- Udałem się do pokoju Izy.
-Dziewczyny mam kompromis, ale potrzebne nam, jest jeszcze coś.
-Niby co?
-Nowa suknia.
-Ciocia nie kupi sobie sukni. Ona ich nie lubi.
-To nie jest takie trudne. Powiedz jej, że idziemy wszyscy na imprezę do Natalii. A, że to niespodzianka, to jest zmuszona przez nas, do kupienia sobie sukni. I jakby coś, to ja też zjawię się w garniturze.
-Nie kupi tego.
-Kupi i jak będziecie się masować, to niech któraś z was, zabierze jej ubranie, zamieniając je jednocześnie na nową suknie, oraz buty. Później jeszcze potrzebne nam będzie, zabranie was do fryzjera. Liczę na ciebie Agatko.
-A ty, co takiego zrobisz?
-A ja wrobię Andrzeja w podjazd pod salon fryzjerski i zawiezienie jej do klubu.
-Co on znowu robi? Powie mi ktoś.- Zaciekawił się Piotrek.
-Załatwia wygraną Jagodzie.
-A co wygrała?
-Masaż.
-Co jeszcze trzeba załatwić dzisiaj?- Zaciekawiła się Iza.
-Jedziemy do klubu, ale nie do pokoju. Kto jedzie?- Zapytałem, myśląc, że większość ludzi odpadnie. Zgłosili się wszyscy, a nawet więcej. Iza zaprosiła Darka oraz spółkę, kazała im zadzwonić i zrobić rezerwację, o której oczywiście zapomniałem.
-To czym jedziemy?- Zapytałem.
-Taksówkami. Poczekajcie, ja zamówię.- I Iza poszła zadzwonić.
-Mamy dwa samochody.- Oznajmił nam jeden z nich.
-Piotrek ma jeden, Karolina też przyjechała samochodem.
-Szymon, ale ona nie chce, abyśmy prowadzili pod wpływem alkoholu.- Oznajmił nam Darek.
-Macie rację. Nie pomyślałem, przepraszam.- Przyszła Iza.
-Ubieramy się i jedziemy. Mamy trzy samochody…, o choinka a nas jest dwie osoby więcej.
-To nic. Ja pojadę swoim. Powiedziała Karolina.
-Zresztą i tak nie pije.
-Jak to?
-Mi nie wolno, bo jestem diabetyczką. Lampkę wina i to wszystko, co mogę.
-Jak to jest, że do tej pory myślałem, że pijesz razem z nami?
-Sok lub drink bez alkoholu.
-A czego nie możesz spożywać?
-W sumie, to prawie wszystko mogę, ale muszę uważać na cukier.
-Jesteś cukrzykiem?
-Sami nie wiedzą. Robią mi badania i niby zawsze wszystko wygląda na problem z cukrem u mnie, ale nie do końca. Byłam na dziwnym badaniu i pewien lekarz powiedział, że to problem z wątrobą, bo cukrzyk mając dłuższą przerwę w posiłkach, ma problem z cukrem w organizmie, a ja nie. Ale mam się stosować do zaleceń lekarza, to się stosuje.
-Dziwne, ale jesteś pewnie pod dobrą opieką.
-Tak. Nie musisz się martwić o mnie Szymon, poważnie.
-To dobrze Aniołku, to bardzo dobrze.
-To kto jedzie ze mną?
-My pojedziemy, prawda Szymon?
-Dobrze kochanie, pojedziecie.
-Słucham?
-Jedziesz z Karolinką.
-A ty?
-A ja, to pojadę taksówką kochanie.
-Nie chcesz jechać z nami?
-Karolinko, ty jej to powiesz, czy ja?
-Ty jej powiedz.
-Więc kochanie, to wygląda tak. Karolina chce, abyście zostały same, bo musi porozmawiać z tobą na osobności.
-Ale Karolina, on chyba może pojechać z nami.
-Agata, on robi sobie żarty. Ten samochód jest piękny, sportowy i wygodny, ale ma jeden minus. On ma tylko dwa miejsca.
-To żart, prawda? Jak samochód za tyle kasy, może mieć tylko dwa miejsca?
-To proste. Możliwości przed ilością osób. Agatko, nie patrz tak na mnie. Ilość koni mechanicznych nie zmieściłaby się w luku silnika, więc trzeba było z czegoś zrezygnować i dostało się tylnej kanapie.
-Szkoda. Fajne autko, a takie niepraktyczne.
-Ma jeden plus.
-Jaki?- Zaciekawiła się Karolina.
-Jak będziesz jechać z chłopakiem, to nie będziecie mieli ze sobą nikogo, kto by przeszkadzał.
-Trzeba tylko znaleźć sobie chłopaka.- Oznajmiła mi.
-Poszukamy Karolinko, poszukamy.
-Lubię ciebie Szymon, wiesz? Powiesz mi, co w tobie takiego jest, że ludzi ciekawi twoje wnętrze?
-Serce, nerki z których podobno jedna jest niepotrzebna i śledziona, która jest również zbędna. A i jeszcze mózg, który jest tak pusty, że szkoda gadać.
-Nie mów tak. To nie dobrze samemu uważać, że jest się beznadziejnym przypadkiem.
-Ludzie taksówki są, ubieramy się i jedziemy.- Wiem, że była jakaś kłótnia, gdy wychodziliśmy, ale nie wiem o co. Nie mam tego w notatniku, ani w pamiętniku. Lecz pamiętam, że była bójka pod domem Izy i Tomasz nas rozłączył z tym, który wyciągnął broń do mnie. Chyba się tylko poszarpaliśmy, bo nie było dziwnych pytań. Kiedy dojechaliśmy do klubu widziałem, że przy wejściu jest Mecenas, więc wysiadłem dopiero wtedy, gdy on już wszedł do środka.
-Wysiadasz? A może się obraziłeś?- Zapytał Tomasz.
-Nie. Mecenas jest w klubie.
-Prawie codziennie teraz bywa tutaj, więc ma pewnie stałą rezerwację tak, jak i ty.
-Dobra idziemy. Tomek, Marta jest?
-Tak. Ja to nie wiem, jak ona pracuje. Jakiś dziwny system.
-Idziesz ze mną do Marty?
-Nie. Powiedziała, że chce porozmawiać z tobą na osobności.- Stwierdził dość poważnie.
-Czyli Agaty nie brać ze sobą do niej, ok.- Wszedłem do klubu i człowiek, który sprawdzał karty powiedział, że Marta jest u siebie w biurze i czeka na mnie. Poprosiłem go o przekazanie Mecenasowi, żeby za pięć minut przyszedł do biura. Sam udałem się do Marty.
-Cześć! Co tam słychać?
-Ogólnie dobrze, ale te poranne mdłości to porażka.
-Tak szybko masz mdłości? Ej, to się kupy nie trzyma, a to by znaczyło, że to wasze.
-Szymon, nie mów mu tego, bo to nie chodzi o to, w tej kłótni pomiędzy nami.
-A więc…, nie wszystko w porządku.
-Nie.
-To dowiem się wreszcie, o co chodzi?
-On nie żyje razem ze mną, nie uczestniczy w moim życiu. Tak więc, jak mam ufać mojemu wybrankowi, w kwestii wychowania mojego dziecka?
-Mojego, mojemu, moim, mną. Za dużo w tej twojej wypowiedzi tego "Ja", nie uważasz?
-Może się troszeczkę zapędziłam, ale to prawda.
-A ty myślisz, że oni wszyscy mają łatwo? Nie mają, zapytaj Agaty. Ja też nie mogę robić pewnych rzeczy związanych z nią, a świat kręci się u was wokół mnie, nie widzisz tego? To ja jestem tutaj kłodą pomiędzy wami. Ja zabieram go tobie w weekendy, to moja wina, że nie jesteście większość czasu razem. Proszę ciebie, uszanuj to. Na pewno w końcu będzie dobrze.
-Szymon, nie pojadę z wami na kurs, nie widzę Tomka w weekendy, nie mam nic do powiedzenia w temacie tego, co robi i nigdy nie wiem, co zrobi z tym, o czym mu powiem. Miał iść do ginekologa razem ze mną w poniedziałek, ale oczywiście okazało się, że musi być na komisariacie w tym czasie. I w dodatku nie chciał mi powiedzieć w jakim celu. To powiedz mi, jak ja mam mu ufać?
-Miał się stawić na komisariacie, ponieważ Komendant razem z Mecenasem próbują mu pomóc, bo coś sobie nagrabił i nawet mi żaden z nich nie chce powiedzieć, o co chodzi. A podobno był w poniedziałek zaproszony prokurator na rozmowę, więc to coś poważnego.
-Coś się stało?- Ktoś zapukał.
-Proszę wejść!
-Dzień dobry. Co to za smutna mina panno Marto?
-Dzień dobry. Mecenasie, może mi pan powiedzieć, dlaczego Tomek był w poniedziałek na komisariacie?
-Nie powinienem, ale powiem tobie, bo widzę, że coś ciebie męczy.
-A mogę ja zgadnąć?
-Zawsze możesz spróbować.
-Bójka w barze.
-Wiedziałeś.
-Nie. Tomek mi kiedyś powiedział, że to przez jego wygląd przywaliło się do niego kilku pijaczków i próbowali go pobić, to pozamiatał nimi.
-Tak. Dwóch ma połamane nogi, jeden rękę i trzech żebra. Ma sprawę w sądzie, ale mam świadków, którzy twierdzą, że nie chciał się bić z nimi. Więc bójkę wszczęli oni, a on się tylko bronił. Ja prowadzę jego sprawę, więc będzie dobrze. Myślę, że uda się załatwić sprawę bez mieszania do tego sądu. To po to poprosiliśmy prokuratora prowadzącego sprawę o spotkanie. Zaufajcie mi, jakoś z tego wybrniemy.
-Dziękujemy Mecenasie.- Ktoś znów zapukał do drzwi.
-Pani Marto, jeden z klientów awanturuje się i chce rozmawiać z kierownikiem.
-Już idę. Przepraszam na chwilkę....
-Idź Marta, nie przepraszaj, to twoja praca.- Poszła.
-I jak widzę, to się wkręciłeś.
-Tak udało się, ale niech mi pan Mecenasie obieca, że cokolwiek, by się nie stało, to Iza będzie nietknięta.
-Ona na pewno nic nie wie?
-Wie, że jej ojciec prowadzi hurtownie, a reszta bandy, to ochroniarze. Jakby coś wiedziała, to by mi powiedziała. Ona naprawdę tak myśli. To nie żart.
-Nie możliwe.
-Też tak myślałem na początku, ale po dzisiejszym dniu, jak wbiłem nóż Markowi w ucho, to jestem tego pewien.
-Co zrobiłeś?
-Nieobliczalnego wariata z siebie i to zrobiło na nich wrażenie. A Tomek jeszcze dorobił do tego historyjkę i jak się nie wyda za szybko, to będzie dobrze.
-Jak się zgodzisz, to założymy tobie akta policyjne i zobaczymy, kto je sprzeda.
-Zgoda, ale niech tam będzie coś o grupie Szczecińskiej.
-Dobrze. Szymon, nie znam ciebie tutaj, tak?
-Zna mnie pan i jest mi pan winien przysługę. To wymyślił Tomasz i miał rację, łatwiej będzie cokolwiek wytłumaczyć na w razie gdyby coś.
-Czyli wszystko po staremu?
-Tak. Nawet policjantów rozmawiających ze mną tłumaczy ten kit, który im wcisnął, wszystko podciągnął pod jeden przypadek. Hm! Dobry jest, a ja myślałem, że to będzie tylko mięśniak obok mnie.
-Jego ojciec jest byłym policjantem operacyjnym wyższego szczebla. Rozmawiałem z nim i powiem szczerze, był dumny z syna, że bierze udział w tej akcji. Może z twoimi trzeba porozmawiać, co?
-Lepiej nie. Do szkoły też niczego nie wysyłajcie. Niech zostanie tak, jak jest. Tak jest dobrze.
-Szymon, może pomóc tobie w czymś?
-Mam prośbę do Pana Mecenasie. Czy mógłby pan wszcząć jakąś drobną sprawę przeciwko mnie i jak powiem, żeby ją zakończyć, to pan zacznie to robić?
-Dobrze, ale mogę wiedzieć w jakim celu chcesz to zrobić?
-Na w razie gdyby co, to muszę mieć możliwość wytłumaczenia się ze wszystkiego.
-Dobrze, zrobię to. Jakaś konkretna sprawa, czy może być cokolwiek?
-Mi wszystko jedno.
-To będzie o pobicie. Może być?
-Jasne. Tylko niech trwa długo i wszelką korespondencję proszę przekierować do pana, żeby nic nie wpadło mi do domu.
-Może być mały problem. Podpis jednego z twoich rodziców, będzie potrzebny.
-To napiszcie pismo o takie przekierowanie pism, bez nagłówków i podania miejsca, a ja powiem, że to do szkoły. Matka się zainteresuje, ale ojciec podpisze.
-Dziwne masz koneksje z rodzicami.
-Co mam?
-Układy, konszachty z rodzicami, nie wiem, jak to nazwać inaczej.
-"Koneksje" ciekawy wyraz do zapamiętania. Ale tak, dziwne są te układy. Mamy prawie wcale nie ma, a ojciec zalewa się w trupa.
-Jak dożyję dnia, w którym będę miał żonę, to nie będę pił. Obiecam to jej w dniu zaręczyn.
-A jak to wytłumaczysz wszystkim dookoła, że nie pijesz?
-Że mam chorą wątrobę i nie mogę, to proste. 99, 9% ludzi i tak w to uwierzy, a reszta będzie siedziała cicho, bo jakie mogą mieć dowody, że tak nie jest?
-Niesamowity jesteś, nawet ja w to uwierzyłem.
-Nawet, jeśli nie uwierzą, to nie są mi w stanie udowodnić, że to blef. Musieliby zrobić badania, a to i tak, nie jest jednoznaczne z tym, że kłamię.
-Pewnie dużo rzeczy uchodzi tobie na sucho.
-Szczerze, to nie wiem, bo o większości dowiadywałem się przypadkiem. Ale pewnie tak.
-Też jesteś sam sobie, prawda? Rodzice nie mają dużo czasu na interesowanie się tobą, co?
-To nie tak. Ojciec pije, a jakby nie mama, to w domu nic by nie było.
-Może tobie pomóc?
-Nie, dziękuję. Już Andrzej powiedział, że jak coś, to mam mu powiedzieć i wtedy się zobaczy.
-Jak coś, to możesz zawsze przyjść do mnie. Pomogę tobie. Jak coś zacznie się dziać, to zawsze możesz mi powiedzieć.
-Jak coś, to skorzystam.- Wróciła Marta.
-Porozmawialiście sobie?
-Tak.
-Mecenasie, jak można, to chciałabym porozmawiać z Szymonem na osobności.
-Tak, proszę. My już sobie wytłumaczyliśmy kilka spraw.
-To widzimy się przy stole.
-Dobrze. Pani Marto.- Ukłonił się i wyszedł z biura.
-Szymon tutaj masz czas w jakim oni są na filmie.
-Dziękuję. A powiedz mi coś. Ty nie masz zamiaru odpuścić tego Tomkowi, prawda?
-Prawda.
-Ale może poczekasz troszkę z tym pouczeniem go, co?
-Jeśli powiesz mi coś?
-Słucham.
-Co robicie takiego, że potrzebujecie, aż tyle czasu?
-Posadzimy wszystkich tanków do pudła. Wszystkich, co do jednego.
-Żartujesz, prawda?
-Nie żartuję. Tomasz bawi się w to już dłuższy czas, ale dopiero teraz ruszyliśmy do przodu.
-Szymon obiecasz mi coś?
-Co takiego?
-Że nie dacie się zabić, dobrze?
-Masz moje słowo.
-Dziękuję. A właśnie, Szymon ten człowiek, który przedtem przyniósł tobie 1000 teraz przyniósł 3000.
-Tyle miało być.
-Proszę.
-Nie, dziękuję. Wpłać to dziecku na książeczkę.
-Szymon, dostaliście to na coś.
-Mamy fundusz operacyjny, a te pieniądze są dla dzieciaka. Weź je proszę.
-Dobrze, ale to będzie tylko na dziecko, a nie na wózek i łóżeczko.
-Dobra, to powiedz temu jegomościowi, że następnym razem 4000, zgoda?
-Nie!
-To sam pójdę do niego, a te pieniądze i tak trafią do was. Na razie, idę na salę do dziewczyn.- I poszedłem do reszty ludzi. Siedzieli razem przy stole do gry.
-Jak tam Marta?- Zapytał Tomasz.
-Powiedziałem jej prawdę.- Zmienił minę. Chyba się zdenerwował.
-Pogięło ciebie. Ale teraz będzie mi truła. Niech ciebie szlak trafi. Mogłeś zapytać, czy ja chcę, aby wiedziała. Wystarczyło zapytać, tylko tyle.
-Da tobie spokój na jakiś czas, obiecała mi.- Uspokoił się. Ale coś mu nie pasowało, widziałem to.
-A ty, co jej obiecałeś?- Ciekawość nie dawała mu spokoju.
-Że przeżyjemy.
-Teraz, jak nas zabiją, to ona ciebie jeszcze raz zatłucze i dla pewności jeszcze utopi.
-Spokojnie, co się tak złościsz?
-Ja się nie złoszczę, tylko wściekam. Wiesz co? Może pogramy sobie w bilarda?- Odszedł od tematu.
-Może to nawet nie głupi pomysł.- Po chwili zastanowienia, dodałem.
-Idziemy.- Poszliśmy w szóstkę do jednego z wolnych stołów i rozpoczęliśmy grę, bez żadnych udziwnień. Pierwszy uderzał Tomek.
-Połówki wasze, a całe nasze.- Tomek wbił trzy bile, Iza jedną, a ja żadnej.
-Szymon, co ty robisz?
-Gram i mi nie idzie.
-Ty robisz to specjalnie, ale nie gramy o striptiz.
-Podnieśmy stawkę i zagrajmy o show.
-Dobrze, ale kto gra z nami. Przecież jest nas za mało.
-Poszukajmy jeszcze kogoś. O kurczę, zobacz kto tutaj jest.
-Paulina. A co ona tutaj robi?
-Nie wiem, ale jak jest, to dawaj ją do nas.- Agata poszła do Pauliny i Pawła, a ja poszedłem do Marty.
-Idziesz pograć z nami w bilarda?
-Dobrze, ale o co gramy?
-O show. Taki teatrzyk, jaki zrobiłem u Karoliny.
-Dobrze, za chwilkę przyjdę.- Poszedłem z powrotem i okazało się, że Paulina dołączyła razem z Pawłem do naszej gry.
-Co tobie powiedziała?
-Przybędzie z nami pograć, a co?
-Byłem ciekawy, co wymyśliła.
-Nic, przyjdzie za chwilkę.
-To dobrze, może się odstresuje choć troszkę.
-I da tobie spokój? Nie licz na to. Ona już dała mi to do zrozumienia. Przykro mi, ale tobie tego nie odpuści.
-Szkoda.
-Cześć Szymon. Coś znowu wymyślił?- Zapytała zaciekawiona Paulina.
-Nic. Chcieliśmy pograć sobie normalnie w bilarda, a laski znowu chcą zawodów o show takie, jak zrobiliśmy u Karoliny. Trzeba pomieszać drużyny, bo nie mogą być chłopaki przeciwko dziewczynom.
-Skąd ty bierzesz takie pomysły?
-Ale to nie ja! Ile razy mogę wam to mówić, że…to… nie…ja.
-To popatrz. Słuchajcie wszyscy, mam pytanie! Kto wymyślił tą grę?
-Szymon, a kto.
-Pewnie, że on.
-Widzisz, a ty cały czas zaprzeczasz.
-Tak się utarło, to zawsze tak będzie. Nawet, jak mnie nie będzie, prawda?
-Chyba tak.
-Dobra ludzie, gramy. Tylko trzeba pomieszać drużyny, aby w jednej nie było samych dziewcząt i chłopców.
-Kto wybiera?
-Może zrobimy tak, że jak ty wybierzesz Piotrka, to do nas przyjdzie Mariola. I nie można wybierać samych chłopaków. O! A najlepiej, raz chłopaka i raz dziewczynę, na przemian, zgoda?
-Ale nadal nie ustaliłaś, kto ma wybierać Karolinko, więc może ty razem z Darkiem, co?
-Dlaczego my?
-Bo jako jedyni nie macie pary.
-Ani się waż.- Złościła się Agata.
-Nie miałem tego na myśli, poważnie.
-No to zgoda.
-To wybierajcie.- Karolina wybrała Paulinę, Darek Mariolę itd. Ja trafiłem do Karoliny, a Agata wraz z Tomkiem do Darka. A, że znalazł się jeszcze Marcin i Dagmara to zagrali z nami. Graliśmy do pięciu wygranych, ale… jak zrobiło się późno, to zeszliśmy do trzech. Na początku wygrywaliśmy, normalka miałem w drużynie, ludzi którzy mają stoły do bilarda w domu. Marcin, Piotrek, Karolina, Paulina, więc specjalnie psułem zabawę. Po pewnym czasie dziewczyny dołączyły do mnie. Przegrałem, normalnie przegrałem i byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy.
-Ktoś ma pomysł? Ktokolwiek?! Takem czuł. Więc dzisiaj teatrzyk zrobi nam i reżyseruje, pani Paulina!!!
-Panna! Nie mylić.
-Nie mnie sądzić, ale jak tak jest, to tak. Masz już jakiś pomysł?
-Pomóż mi, proszę!
-A co, ja zawsze mam myśleć, może raz kiedyś pomyślicie same.
-Nie.
-To co macie zamiar wystawić na deskach.
-Pokaz mody chłopaków.- Powiedział uśmiechnięty Aniołek.
-Zwariowałaś Karolina. Chociaż, jak można zrobić, to za kulisami, to może być ciekawe i może być w tym dużo możliwości.
-I widzisz, czasem strzelając głupio w powietrze można trafić kogoś w oko.
-Marta, klienci czasem zostawiają jakieś ubrania, prawda?
-Tak, dlaczego pytasz?- Uśmiechnąłem się do niej.
-Zwariowałeś, to drogie garnitury.
-Zdaję sobie sprawę z tego i pewnie takie lepsze, co?
-Przyniosę kilka.
-Teraz plan. Marcin ty grasz projektanta i stylistę mody. I masz za zadanie upierdliwiać nam życie, a my modeli i cała rzecz, dzieje się za kulisami w trakcie pokazu. Wy dziewczyny pomagacie nam się przebierać. Wymyślcie sobie jakąś kłótnię między sobą i podrzyjcie komuś gacie. Nie mi, jak można prosić.
-Ok. To, jak to zrobimy?
-Gramy na wybiegu, wychodzimy na pętlę i wracamy.
-Plan, to ty masz jak zawsze idealny, a co zrobisz, jak coś nie będzie po twojej myśli?
-Będę improwizował.- Przyszła Marta i przyniosła nam ze dwadzieścia różnych koszul i innych marynarek. Podczas pokazu dziewczyny zerwały gacie Marcinowi, kiedy podczas podziękowania próbował je zbesztać na koniec pokazu. Moje zerwały podczas kłótni, jak mnie ubierały we frak, a ja w odwecie po odpinałem im staniki i poplątałem włosy. Wiem z włosami przesadziłem, za co Paulina skopała mi tyłek. Zresztą razem z resztą dziewczyn biorących udział w przedstawieniu. Koniec końców, zabawa była fajna i wreszcie mogłem pobawić się z Pauliną. Powiem szczerze, że brakuje mi jej. Zawsze wnosiła coś ciekawego do gry.
-I jak, podobało się?
-Tak, ale dlaczego Marcin grał pedała?- Pytała zdegustowana Dagmara.
-Nie pedała, tylko projektanta i stylistę.
-A, on musiał być gejem?
-Nie, ale tak było zabawniej.
-Następnym razem ja jestem razem z tobą.- Powiedziała Dagmara.
-Iza, dużo masz miejsca?
-Szymon, nie mogę zabrać wszystkich do domu.
-Ja mogę.- Powiedział Marcin.
-Jedziemy spać do Marcina.
-Dobra.- Zgodzili się prawie wszyscy, tylko Tomek nie bardzo chciał, ale w końcu uległ pod naciskiem Marty i za prośbą Pauliny i Karoliny.
-Ty, a Dorota zgodzi się na tyle osób?
-W domu jest 7 sypialni, a my używamy tylko dwóch. Posłuchaj, oni lubią jak coś się dzieje. A właśnie. Słyszałem, że byliście u mnie na kolacji?
-Tak, tylko ciebie nie było.
-Było powiedzieć, że będziecie.
-Nie, no normalnie przepraszam, że się nie zanonsowaliśmy. Panicz wybaczy.
-Złośliwy jesteś, a miałeś mówić, jak będziesz u mnie. I co, nie chciało się, więc mnie nie było.
-Przestańcie już uskuteczniać tą głupią gadkę i jedziemy.
-Wiecie co?
-Nawet nie próbuj tego z moimi rodzicami, nie.
-Ale ty jesteś.
-Co chciałeś?- Zapytała Iza.
-Pograć w coś, ale on jest złośliwy i nie pozwala.
-Marcin, możemy?
-Nie, bo ty nie wiesz, co on wymyślił.
-Co?
-On chce grać z moimi starymi.
-Zwariowałeś!
-Też mi nowość.
-Jedziemy.
-Posłuchaj, my z Markiem bastujemy.
-Trudno.
-Pilnuj Izę.
-Jest ze mną, to jak coś, to najpierw ja. Możesz powiedzieć mi, czy warto dołączyć do was. Taki twój osąd z tego, co robicie. Warto?
-Warto.
-Cześć wszystkim.
-Na razie.- Pożegnał się Darek i Marek ze wszystkimi i opuścili zgromadzenie.
-To jak, taksóweczki?
-Tak będzie najrozsądniej.
-Szymon, teraz ty jedziesz z Karoliną, bo ona chce porozmawiać z tobą.
-A ty?
-A ja pojadę z Izą.- Gdy przyjechały taksówki, wszyscy władowali się do samochodów i odjechali. Ja razem z Karoliną wsiadłem do nowego mercedesa klasy SL.
-I jak się tobie podoba jazda nowym autem?
-Bez porównania do tego złomowatego golfa. Ale dwie osoby, to troszkę mało.
-Czasem to przeszkadza, prawda?
-Tak. Dzisiejszy dzień jest tego dowodem.
-O czym chcesz porozmawiać, co?
-O twoim wyborze, co do mojego chłopaka.
-Nie wybrałem tobie jeszcze nikogo, bo nie znam tutaj takiej osoby, która by pasowała do ciebie i powiem szczerze tobie, że nie wiem, czy znajdę.
-Dlaczego?
-Karolinko, jesteś niesamowitą osobą. Masz wszystkie cechy jakie cenię u ludzi. Jesteś zjawiskowa, czuła, uczciwa a do tego wszystkiego jesteś aniołem. Gdzie mam szukać tobie drugiej połowy? W niebie?
-Nie wiem, pomóż mi, proszę. Wszyscy kogoś mają, a ja jestem sama.
-Szukać logicznie, będzie ciężko, więc może metodą prób i błędów. Rozpieszczeni bogaci idioci ciebie nie interesują? Po co ja pytam. Pewnie, że nie.- Spojrzałem na nią i kazałem się jej zatrzymać. Zjechała na przystanek autobusowy.
-Chcesz mnie pocałować?
-To też, ale tego nie zrobię. Muszę zadać tobie pytanie.
-Jakie?
-Czy jesteś pewna, że chcesz próbować w ten sposób?
-Tak. Może ktoś się będzie nadawać.
-O Key, to zaczniemy od znajomych Dagmary. Widziałem jednego chłopaka u niej w pracy, ale nie wiem, czy kogoś nie ma. Zapytam, dobrze?
-Dziękuję.
-Próbowałaś wiele razy, prawda?
-Tak, ale to były niewypały. Choć dwa razy się zakochałam, to nie wyszło.
-Bolało potem?- Pokiwała głową na potwierdzenie.
-Wiesz, że to, co chcemy zrobić nie będzie bezbolesne?
-Wiem.
-Obiecaj mi coś?
-Co takiego?
-Jeśli się w którymkolwiek zakochasz, to postarasz się utrzymać ten związek do bólu.
-Obiecuję.
-Jedziemy, do Marcina.
-Szymon, jeszcze coś.
-Co takiego?- Zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie w usta.
-Kochany jesteś, wiesz?
-Wiem, przez Agatę.
-No tak, Agata.
-O boże, nie mów mi, że szukasz kogoś takiego, jak ja.- Zrobiła dziwną minę.
-Dobra, koniec tej gadki i jedziemy, bo za chwilkę zacznie się gadanie.
-Masz rację, jedźmy.- Pojechaliśmy. U celu Karolina była… zdawałoby się, że uśmiechnięta. Może faktycznie ustawiła poprzeczkę zbyt wysoko i nikt nawet jej nie sięga, a co dopiero mówić o przeskoczeniu. To stosunkowo głupie i do tego jeszcze tępe, ale ja nie jestem bogiem i nie wiem, jak znaleźć jej idealnego chłopaka. To anioł i nie tylko z wyglądu. Hm, może będą razem szukać. Może razem z Agatą i Pauliną. Weszliśmy do domu Marcina i na wejściu Dorota zadała mi pytanie.
-Ktoś jeszcze, bo już się pogubiłam.
-Nie. Tylko my, bo reszta pojechała do domu.
-Twierdzisz, że to już wszyscy?
-Tak, to wszyscy. Dużo osób, co?
-Nie wiem, czy mamy tyle pokoi.
-Nie przejmujcie się, najwyżej poukładamy się po dwie pary na jednym łóżku.
-O! I widzisz kochanie, to jest jakieś rozwiązanie.
-Ale to jeszcze dzieci.
-Mamo, tutaj nie ma już ludzi, których rodzice nieakceptowaliby związków swoich dzieci.
-Tak, to zapytajmy. Andrzej! można ciebie prosić tutaj.
-Tak, już idę.- Przyszedł Andrzej i już na wejściu dostał pytanie na śniadanie.
-Andrzeju, czy nie masz nic przeciwko temu, że twoja córka sypia razem z chłopakiem.
-Dorotko, czy masz coś przeciw dziewczynie swojego syna?
-Nie. Dlaczego pytasz? To świetna dziewczyna, dobrze ułożona i w ogóle.
-A wiesz, jak się poznali?
-Przez Szymona i Mariole, to oni ich sobie przedstawili.
-I pewnie masz coś przeciwko temu, że razem sypiają?
-To ja ciebie pytałam, czy masz coś przeciwko, a nie żebyś ty zadawał to pytanie mi.
-Dorotko, jak miałbym coś przeciwko, to możesz mi wierzyć, że niedałbym Szymonowi tak często spać u nas w domu. Poza tym, oni nigdy nie śpią sami. Zawsze jest u nich ktoś, kto robi za przyzwoitkę. Prawda Agatko.
-Prawda.
-To prawda. Odkąd, Szymon przyjeżdża do Agatki, to w domu zawsze jest ktoś jeszcze. Często bywała u nas Paulina, a teraz jest Karolina i Iza.- Dodała Jagoda.
-Jak macie za dużo ludzi w domu, to przysyłajcie ich do nas.
-Nie ma sprawy Dorotko, jakby była taka potrzeba, to zadzwonimy.- Poszliśmy do salonu, gdzie siedziała większość ludzi, która przybyła do Marcina.
-Co tak późno?- Zapytał Marcin.
-Co się głupio pytasz. Pomyśl, sam z taką pięknością w samochodzie i to jeszcze, jakim samochodzie. To musi być coś.- Powiedział Piotrek.
-Przestańcie, to głupie. A dziewczyna na poważnie ma problem. Agatko zabierz ze sobą Dagmarę i Mariolę. Karolinko, ty też, jak można prosić.- Poszliśmy do jednego z pokoi.
-Posłuchajcie dziewczyny, chcę znaleźć Karolince chłopaka, ale to musi być ktoś rzetelny i umiejący odwdzięczyć się za pomoc.
-Ja znam kogoś takiego. I właśnie zerwał dwuletni związek. Jest kierownikiem u mnie w pracy. 22 lata, normalny, no i do tego nie brzydki. Do niczego ciebie nie zobowiązuje, ale jeśli chcesz spróbować, to przyjdź z kimś w tygodniu i w połowie czegoś poproś o kierownika. Najlepiej będzie tak..., na końcu tygodnia. Czwartek, albo piątek. Przemyśl to sobie i jak się zdecydujesz, to daj znać Marcinowi.
-Karolina, jak to nie wyjdzie, to mam też jednego klienta, ale teraz jest w związku. Kłócą się, więc to za długo nie potrwa.
-Widzisz, wystarczy popytać przyjaciół.
-Dla ciebie wszystko jest takie proste.
-Mylisz się, nie wszystko.
-Tak, a niby, co takiego nie jest dla ciebie proste?
-Jak czegoś bardzo chcesz, a się nie boisz, to nie ma takich przeciwności losu, które mogłyby to zmienić. Chyba, że śmierć.
-Mówimy o miłości, a ty wyskakujesz z deską grobową. Nienormalny jesteś?
-Wiem. Ale, to było dziwne pytanie jak dla mnie. Czasem, to ja nie rozumiem ludzi. No, ale każdy ma swoje priorytety.
-Szymon, a ty, jak to wszystko widzisz?
-Chodzi tobie o to, co chcecie?
-Tak.
-Boicie się spróbować i to dlatego nie możecie robić takich rzeczy.
-Kocham ciebie wiesz?
-Wiem, ja też was kocham.
-Ciebie jak dziewczynę, Jagodę jak mamę, a resztę dziewczyn jak siostry. Rozczochrała mi grzywkę i powiedziała.
-Taki miłośnik jesteś, ale i tak ciebie kocham. Jedyny minus, to to, że nie umiem się na ciebie złościć.
-Bo mnie kochasz, to proste. I tak, jak ty to powiedziałaś, ja również nie umiem się na ciebie złościć.- Podeszła i mnie przytuliła, a później pocałowała.
-Miło. Ja tobie mówię, że kocham… nie tylko ciebie, a ty mnie całujesz.
-Nie nabiorę się, już ciebie znam.
-No tak. Widzisz Karolinko, masz dwóch do wypróbowania, a jak nie wyjdzie to zabawimy się w wypadek przypadek.
-Ani się waż robić sobie znowu krzywdę.- Powiedziała Agata mając gradową minę.
-Nie to miałem na myśli. Nigdy nie podrywałyście chłopaków na wypadek?
-Nie.
-Dziwne jesteście.
-My jesteśmy dziwne?
-Ja, to jestem nienormalny, a nie dziwny.
-Ty, a mnie, to na co poderwałeś?
-W tobie, to się zakochałem od pierwszego spojrzenia. Wydałaś mi się taka dopasowana do mnie i dla ciebie obiegłem sklep dookoła i wszedłem tobie w drogę. A dalej jakoś tak samo poleciało.
-Zaraz, poderwałeś mnie? Normalnie skopie tobie tyłek, nie daruję tobie. Kto jeszcze wie?
-Jagoda i Paulina.
-One wiedzą, a ja nie!
-Kotku, ty nie umiesz się złościć na mnie.
-Wiem, ale mi głupio, że mi nie powiedziałeś, a im tak.
-Kochanie, ja nigdy nie powiedziałem, że to był przypadek. Centralnie powiedziałem, że wszedłem tobie w drogę. I jak się uśmiechnęłaś, to się ucieszyłem, że mogę zamienić z tobą słówko.
-Wybaczam tobie.
-Wiem, ja wybaczyłem tobie też głupią sytuację.
-Mieliśmy do tego nie wracać.
-I nie wracamy, stwierdzamy fakt.
-Będziesz rozmawiać razem ze mną na wszystkie tematy?
-Jak chcesz.
-Na pewno podobała się tobie Jolka. Tylko, że ona nie rozmawia z nieznajomymi.
-Chyba były ładne, ale nieciekawe, bo nawet nie zwróciłem uwagi.
-Co to znaczy?
-Że masz puste przyjaciółki ze szkoły.
-Są takie same, jak Żaneta.
-Żaneta nie jest pusta, tylko skrzywdzona przez matkę.
-Ty ją bronisz!?
-Polubiłem ją. Mimo, że to realistka.
-A ty jesteś marzycielem.
-Właśnie. Wiecie co? Jak tutaj już wszyscy jesteśmy, to uzgodnijmy wersję wygranej dla Jagody.
-Szymon, co ty jej obiecałeś?
-Tylko tyle, że to będzie niesamowite przeżycie.
-W tej sali, świeczki muszą wyglądać niesamowicie. Ściany to lustro, sufit to lustro, tylko do tego wszystkiego nie pasuje podłoga.
-Jak podłoga, byłaby z lustra, to dostalibyśmy oczopląsu. Dziewczyny, idę po resztę planu.- Poszedłem do Pawła.
-Mam do ciebie pytanie. Może Paulina przyjść na chwilkę do nas?
-Próbujesz pomóc Karolinie?
-Tak.
-To może. Tylko żebyś sobie nie myślał. Nie lubię ciebie i nic tego nie zmieni.
-Nie rozumiem ciebie, co ja tobie przeszkadzam. A no tak, zanim ja się zjawiłem, to ty tutaj byłeś wydarzeniem tygodnia. I było, "Łał Paweł wrócił!". Sorry, że to tobie popsułem. Wiesz co? Możesz mi nie wybaczać. Mam to gdzieś, jak byłeś takim egocentrykiem.
-Spadaj!- Poszedłem zawinąć jeszcze Martę.
-Tomek pozwolisz, że zabiorę Martę?
-Jakbym miał coś do powiedzenia.
-I vice versa.
-I widzisz. Mówiłem, że będzie złośliwa.
-No teraz to przesadzasz.
-Ej! Przestać. Ty idziesz ze mną, a on zostaje.- Poszliśmy do jednego z pokoi.
-Więc tak. Wy wyciągniecie Jagodę na zakupy i kupi ona sobie suknie wieczorową.
-Ja lubię zakupy, proszę.
-Dobrze. Paulina wam pomoże, a i jeszcze jedno. Kupujesz sobie suknię na imprezę u Natalii. Mariola słyszała? Tak, tylko ja nie mam za co. Ja zapłacę za twoją, jak ma być impreza u Natalii.- Wszyscy spojrzeli na nią.
-Nie będzie żadnej imprezy, to podstęp.
-Słucham?! To, po co to robić, takie zamieszanie.
-Bo, ona inaczej sobie nie kupi sukni.
-Szymon, co ty znowu świrujesz?
-Wszystko, zaraz zobaczysz. Marta, mam prośbę. Widziałem u was w klubie takie kwietniki na cięte kwiaty. Ustaw je razem z różami w pokoju podczas kolacji, to będzie wyglądać, jak układanka w kalejdoskopie i zrobi niesamowity ogród. Dobry mam pomysł, co?
-Masz rację, jak poustawia się tam krzesła w dobrej koniunkturze, to odbicia w ścianach robią niesamowity wzór. Jak okiem sięgnąć, widać układankę krzeseł. Więc z Kwiatami będzie to samo, ale będzie ogród. Ty, ale na kwiaty trzeba będzie wydać z 1000zł.
-Proszę, masz dwa tysiące.
-Podobno jesteś biedny, skąd masz te pieniądze?
-Pięćset dał mi Andrzej, na zrobienie czegoś dla nich. I jeszcze mam drugie pięćset, od Jagódki na ten sam cel. Oni są siebie warci. A tak się zgrali, że dał mi Andrzej pięćsetkę, zszedłem do kuchni i Jagoda dała mi drugie tyle, nie wiedząc, że oboje chcą tego samego. Ale to dobrze, bo uśpi to ich czujność względem mojego marzenia.
-Chodzi tobie o śniadanie w niebie.
-Tak. Właśnie, Marta. Ustaw sobie Tomka na środę i zróbcie sobie tam śniadanie.
-Ja zamawiam sobie obiad z Pawłem.
-Kotek, a my?- Zapytała mnie Agata.
-Przepraszam, ale to środek tygodnia.- Widziałem, że się zmartwiła.
-Wiesz co? Dla wszystkich coś robisz, a dla mnie nie.- Obraziła się i wyszła.
-Leć za nią.- Powiedziała Paula.
-Środa wieczór?- Zapytała Marta.
-Tak.
-Tak myślałam.
-Niech no jej tylko któraś powie. Paulina, idź do niej i przekonaj ją, że ja nie mogę w tygodniu tutaj się zjawić.
-Niech ciebie szlak trafi, zawsze stawiasz mnie w głupim położeniu.
-Ja ciebie, też kocham.
-Dobra pójdę.
-Idę z tobą. Powiedziała Mariola i poszły obie.
-Iza, a te masażystki, to na którą godzinę będą.
-Trzy na piętnastą, albo cztery na tą samą. Też pójdę, jak idzie Mariola i Agata.
-Dziękuję. A ile to trwa?- Zapytałem.
-40 minut, ale najpierw kąpiel w ciepłej wodzie z olejkiem różanym i całość trwa około 1, 5 godziny.
-Czyli tak. Piętnasta masaże, siedemnasta fryzjer, osiemnasta trzydzieści do dziewiętnastej traficie do klubu. Marta, nie będzie problemu?
-Jakiego? No coś ty?
-To zostaje sprawa z Andrzejem, ok.- Weszła Agata z dziewczętami.
-Przepraszam ciebie, ale dlaczego zawsze robisz coś dla innych, a my nic nie możemy zrobić?
-Zjemy piknik na polu po sianokosach.
-Ale to dopiero na jesień, a jest zima.
-Wiem, przepraszam.
-Dobra, idziemy do salonu.- Kiedy wychodziliśmy Marta złapała mnie za ramię.
-Coś ty wymyślił, jakich sianokosach?
-Trzeba będzie zmienić scenerię i zamówić parę snopków siana i kilka z nich ustawić, a jeden, albo dwa, rozścielić na podłodze. Wynieść stół i przygotować piknik na wybiegu, tylko niech on wygląda jak kupa siana.
-A kto za to zapłaci?
-Zapytaj Mecenasa, czy nie chce dla żony, czegoś innego na dzień kobiet. Powiedz, że ja to wymyśliłem i sama zobaczysz. A! I połowę tych róż, rozdajcie po obiedzie Pauliny. Chyba, że ktoś jeszcze chce obiad, namówiłabyś jeszcze kogoś. Jak będzie tam jadła Paulina z Pawłem, to i niech może Mariola z Piotrkiem zje tam jeszcze, co?
-Lubisz ją, co?
-Tak, kocham was wszystkie.
-Co?
-Kocham was, jak siostry.
-A, no tak. Dobrze, przekonam ją.- Uśmiechnąłem się, pocałowałem ją w policzek i powiedziałem.
-Dziękuję.- Udałem się do salonu, gdzie był Andrzej.
-Co robicie?
-A ty, co zrobiłeś dzisiaj?
-Grałem w spektaklu reżyserowanym przez Paulinę na podstawie pomysłu Karoliny w klubie.
-Znowu graliście?
-W bilarda i przegrałem.
-O czym był teatrzyk?
-Pokaz mody od podszewki. Męski pokaz mody.
-Ej! Miałeś mnie zaprosić do gry. Wszystko mnie omija.- Bulwersowała się Jagódka.
-Jest coś, co ciebie nie ominie. Impreza u Natalii! Tylko wiesz co? Niestety, musisz mieć na sobie suknię wieczorową. A ja ciebie nigdy w takiej nie widziałem, a widziałem ciebie w różnych rzeczach. Nie masz żadnej, prawda?
-Nie lubię ich i do tego wszystkiego, musi mi ktoś doradzić.
-Nie wierzę tobie. Jesteś kobietą i nie lubisz sukienek?
-Wiem, głupie to, prawda?
-Nawet bardzo. Tylko, że ty potrafisz zrobić coś, co stawia ciebie ponad wszystkie dziewczyny. Potrafisz tak zadbać o siebie, że nie trzeba niczego tuszować i poprawiać.
-Mam makijaż.
-Ale taki zrobiony młodzieżowo, więc prawie nie widać.
-Spostrzegawczy jesteś, a ja myślałam, że nikt nie zauważa.
-Paulinko, pomożecie razem z dziewczynami Jagodzie wybrać i dopasować jakąś suknię wieczorową?
-Jasne. Dziewczyny trzeba pomóc Jagodzie wybrać suknię wieczorową. Kto się pisze?
-Ja pójdę.- Powiedziała Agata.
-Dołączę do was.- Dodała Iza.
-Będzie dobra zabawa, więc dopiszcie mnie do tej listy.- Dorzuciła Mariola.
-Tylko załatwcie to w poniedziałek, bo we wtorek masz odbiór wygranej.
-Słucham! Jakiej wygranej?
-Wygrałaś grę w oświadczyny, a nagrodą był masaż.
-Ale, ....
-Nie. To nie ja będę ciebie masował, tylko profesjonalistka.
-Tak? Na którą godzinę?
-Dziewczyny wiedzą, bo one idą razem z tobą.
-Wszystkie?
-Nie. Tylko Agata, Iza i Mariola. A później idziecie do fryzjera. Więc na początek dnia we wtorek jest coś dla ciała, a później będzie coś dla duszy. Bawcie się dziewczyny.
-Andrzej, możemy porozmawiać?
-Coś się stało?
-I tak i nie, ale zawsze trzeba mieć coś do powiedzenia. Chodź, nie daj się prosić.
-Dobra.- Poszliśmy do innego pokoju.
-Co jest?
-We wtorek Jagoda ma masaż, który wygrała w oświadczynach, później idą do fryzjera i jak będą stamtąd wychodzić, to proszę ciebie o odebranie jej i podjazd pod klub.
-W celu uu... ?
-Sam zobaczysz. No co? Zapłaciłeś mi za to.
-Za co?!
-Za coś niesamowitego.
-Co ty pieprz..., a o tym mówisz. Powiesz mi, co to będzie?
-Zjecie kolację w miejscu, gdzie jak okiem sięgnąć będą róże i wy oboje.
-Ha ha ha, ale się ciebie żarty trzymają. Prawie tobie uwierzyłem, że mówisz poważnie.- Ha ha ha. Śmiał się, brechtał, aż mnie nie zdenerwował.
-Myśl sobie co chcesz, ale jak ciebie tam nie będzie, to powiem Jagodzie, że straciła swoją część wygranej. I wtedy powiem tobie jedno. Baw się dobrze.- I wyszedłem trzaskając drzwiami z pokoju. Udałem się do salonu i na wejściu, nawet Dorota patrzyła ze zdziwieniem, a mimo wszystko, to ona zadała mi pierwsza to pytanie.
-Co się stało?
-Nienawidzę ignorantów. Człowiek robi coś dla niego i wkłada całe swoje serce, a oni tylko się śmieją. Muszę iść się przejść. Jagoda zagrodziła mi wyjście.
-Powiedz, o co tobie chodzi?
-O to, że jak ten ignorant nie zrobi tego, o co go poprosiłem, to stracicie coś, czego nigdy więcej nie odzyskacie. Przepraszam ciebie Jagoda, ale muszę wyjść.- I wyszedłem na zewnątrz. Przeszedłem dookoła kilka posesji i skręciłem w lewo i później znów w lewo. Gdy nagle natknąłem się na....
-Jagoda, co ty tutaj robisz?
-Pokłóciłam się z Andrzejem i też wyszłam ochłonąć.
-Cholera, ale ty jesteś dopasowana.
-Do czego?
-Do otoczenia, kochana przyjaciółko. Do… otoczenia.
-Ale zazwyczaj, to ty jesteś naszym otoczeniem.
-Właśnie. O tym pomyślałem.- Patrzyła mi w oczy i miałem wrażenie, że chce mnie pocałować.
-Nie rób tego. Proszę.- Mimo mojej prośby pocałowała mnie w usta. Chciałem tego, ale... nie na jej zasadach, tylko na moich.
-Jagoda, nie powinnaś tego robić. Cały czas łamiemy moją obietnicę daną Andrzejowi i wiesz co, ... ? Złapałem ją i teraz, to ja ją pocałowałem.
-I nigdy do tego nie wrócimy. A teraz daję tobie słowo, że jeśli kiedykolwiek złamię jakąkolwiek obietnicę, zabije siebie i nie ma dla mnie żadnego znaczenia, że zrobi to ktoś inny za mnie. Masz na to moje słowo. Obiecuję to tobie, słyszysz?
-I tak zostaniesz w moim sercu.
-Wiem, ty też pozostaniesz w moim sercu. Przytul mnie ostatni raz i nigdy nie wracajmy do tego tematu. Przytulając mnie płakała, ale po cichutku. I po dwóch, może trzech minutach puściła mnie i jak gdyby nigdy nic, zadała mi pytanie.
-Wracamy?
-Jagoda, jeśli chcesz, żebym przeżył dzisiejszą noc, to chyba powinniśmy.
-A nie może się to nie tyczyć tej nocy?
-Kiedykolwiek, czyli bardzo mi przykro, ale nie istnieje taka możliwość.
-Było zostawić taką tylną furtkę, czasem się przydaje.
-Wiem i dlatego takiej nie zostawiłem, bo bym z niej skorzystał. A tak, nie będzie mnie kusiło. Ale wiesz co? Zrobimy coś, co zawsze chciałem zrobić z tobą.
-Co to takiego?
-Przejdziemy się do domu Marcina trzymając się za ręce. Jak zakochana para.
-Dobrze, ale nie łamiemy żadnych twoich obietnic, prawda?
-Prawda. Brak furtek. Przecież powiedziałem.- Uśmiechnęła się do mnie podając mi swoją dłoń. Poszliśmy do domu Marcina. Pod domkiem zatrzymała się i powiedziała spoglądając mi w oczy.
-Do zobaczenia Szymonie takiego jakiego znałam.
-Do widzenia Jagódko, ale na pożegnanie nie będziemy się już całować.- Widziałem łzy w jej oczach. Przytuliła mnie i dodała.
-Tego też już nie będziemy robić, dobrze?
-Dobrze, żeby nikogo nie kusiło.- Weszliśmy do domu i udaliśmy się do salonu.
-Co tak długo?
-Agatko, musimy porozmawiać.
-Co zrobiłeś cioci?
-Agatko, to nie on, to Andrzej. Chociaż, to co zrobił Andrzej, to nic go nie usprawiedliwia. On chociaż ma po swojej stronie obietnicę i ciebie. A to, już zabójcze połączenie.
-Coś ty znowu zrobił?
-Zamknąłem ten rozdział i zamurowałem wejście.
-Co?
-Nic, zmęczony jestem i mam dość już dzisiejszego dnia. Wystarczy już rozlewu krwi i latających ubrań, nagich ciał i innych głupot. Mam dość. Idziemy spać. Na dziś już wystarczy. Dorotko, gdzie dziś śpię?
-Widać, że masz dość. Coś ty dzisiaj robił?
-Łatwiej byłoby powiedzieć, czego nie robiłem.
-Zjemy kolację i pójdziecie spać.
-Czyli trzeba ją zrobić. Dobra idziemy.
-Ja też Pomogę.- Wyskoczyła Jagoda.
-Ktoś jeszcze?
-Ja też chcę pomóc.- Powiedziała Paulina.
-I ja.- Dodała Dagmara.
-Zaraz, to może zapytam kto nie idzie.- Nikt się nie odezwał.
-Takem czuł. Chodźmy, to będzie szybko.- Nie wiem, co kto robił, ale ja tylko z tego wszystkiego pokroiłem cebulę do halibuta i pomidory na półmisek, a Dagmara zarządzała stołem w jadalni. O dziwo całe przygotowanie tego zajęło nam niecałe pięć minut.
-Normalnie rekord świata.- Powiedziała Dorota.
-A normalnie, ile to pani zajmuje?- Zapytała Dagmara.
-Sama robię to ponad godzinę, a z Szymonem ostatnio, jakieś dwadzieścia pięć minut.
-Szymon, kiedy tutaj byliście?
-Wczoraj, jak Andrzej nie chciał mnie wpuścić do domu.
-Andrzeju, wstydziłbyś się. Co on takiego tobie zrobił, że nie chciałeś go wpuścić?- Dziwiła się Dorota.
-To dziwnie zabrzmi, ale poprosił mnie o to.- Wszyscy spojrzeli na mnie.
-Zgłupiałeś do reszty?- Zapytała mnie Dorota.
-To była gra, żeby pokazać mu, że Jagodzie zależy na nim i na uporządkowanym stylu życia. A on jej wszystko wygadał, bo jak stwierdził, "Nie mogłem patrzeć na to, jak się płaszczy.".
-Powiesz mi, jak to zrobiłeś? Bo ja z chęcią popatrzyłbym jak Marta się kaja.- Zaciekawił się Tomek.
-Powiedz mu, a jak tobie zaraz przywalę, to oboje wylądujecie w szpitalu.- Złościła się Marta.
-Widzisz. I ja właśnie o tym mówię. Zawsze wszystko się tak kończy.
-Co masz na myśli mówiąc, "tak"?
-Ej! Bo zaraz wyjdę z siebie. I nie zrozumcie mnie źle. Ale, to co zrobiłem między Jagodą i Andrzejem, to jest coś osobliwego i nie podziała na was, bo macie inny sposób myślenia. U was zaogniło by to konflikt. U Pauliny, Paweł znów dałby mi w zęby, a u Piotrka i Marioli byłoby to powodem kłótni ze mną. Wszyscy reagujecie inaczej na pewne bodźce i trzeba uważać wprowadzając nową grę w ten świat.
-Coś sobie przypomniałam. Szymon, dzwoniła do mnie dzisiaj o siedemnastej Żaneta i prosiła, żebyś skontaktował się z nią, jak najszybciej na jej telefon do pokoju. Ale zapisałam go na tablicy i nie mam go przy sobie.
-Karolinko, masz ten numer, prawda?
-Tak. A coś się stało?
-Lepiej, żeby nie. Mogę prosić o podanie tego numeru.
-Szymon, co zrobiłeś?
-Dałem jej dobrą radę, ale jak przegięła, to może mieć dziwny skutek. Przepraszam, mogę skorzystać z telefonu?
-Tak, proszę.- Poszedłem razem z Karoliną zadzwonić i dowiedziałem się, że plan wypalił. Oraz, że jej mama, chce poznać Maksa.
-To jak, przyjdziesz jutro na obiad?
-Poczekaj chwilkę. Agata, możesz podejść do nas?
-Co się stało?
-Mam pytanie. Możemy iść jutro na obiad do Żanety?
-Przecież wiesz, że pójdę z tobą. Przysunąłem słuchawkę do ust i powiedziałem.
-Dobrze. Będziemy, ale tylko na obiad.
-Dobrze, to bądźcie na trzynastą.
-Będziemy. Lecz, gdzie dokładnie ma się odbyć ten obiad?
-Maks podjedzie po was do Agaty, zgoda?
-Jasne, to nie będzie na straconej pozycji. Mam tylko jeszcze jedno pytanie. Powiedziałaś mamie, że ja to tobie powiedziałem?
-Tak. Ale jak powiedziałam, że masz na imię Szymon, to okazało się, że ona chce ciebie poznać.
-Bardzo się wściekła?
-Była taka zła na mnie, że bałam się odezwać. A później przypomniałam sobie, co do mnie powiedziałeś.
-I co?
-Zrobiła się potulna jak baranek. Cała złość z niej zeszła i wreszcie pierwszy raz odkąd pamiętam, porozmawiałam z taką mamą, którą zawsze chciałam mieć. No i nie zapomniałam przypunktować tobie i powiedziałam jej, że załatwiłeś mi praktykę u mecenasa W.
-Wiesz co, tak tylko na w razie gdyby coś, zabiorę jeszcze ze sobą Karolinę, jak trzeba by było mnie bronić.
-Dobra, to jutro Maks będzie u Agaty o 12:00, zgoda?
-Jasne. To do zobaczenia.
-Cześć.- Stałem i chwilkę zastanawiałem się nad tym posunięciem i doszedłem do wniosku, że wszystko jest nie tak, jakbym chciał. Ale nie można mieć wszystkiego. A wszystko wtedy dla mnie, to był czas spędzony wśród przyjaciół.
-Nad czym tak myślisz?- Zapytała Agata.
-Powinienem pojechać do domu…, ale, co może jeszcze się więcej dzisiaj wydarzyć?
-Z tobą nic. U ciebie nic się nigdy nie dzieje.- Powiedziała z sarkazmem Agata.
-Przestań się naigrywać. To tylko tutaj.
-Robisz wokół siebie taki szum, że zawsze masz coś do zrobienia. I jeszcze się dziwisz, że coś się dzieje.- Wróciliśmy do jadalni i powiem szczerze, nie myślałem, że tyle żarcia wywaliliśmy na stół. Z drugiej strony, to nas nie jest tak mało, a ten stół, to nie jest taki mały.
-Dagmara, powiem szczerze, iż nie wiedziałem, że można zmieścić tyle rzeczy na takim stole. Brawo za ustawienie tego w ten sposób, że każdy może sięgnąć wszystkie przysmaki na stole. Jestem pod wrażeniem.- Dorota stanęła na środku, Później na jednym końcu i na drugim.
-Faktycznie, jak to zrobiłaś? Zawsze na święta, kiedy próbuję to tak poustawiać, to się nie udaje. Muszę sobie to ustawienie zapamiętać. Spostrzegawczy Szymon jesteś.- Powiedziała Dorota.
-Znam to ustawienie, dzieli się stół na pół po przekątnej i ustawia się od kątów. W ten sposób gorzej widać, co gdzie jest na stole, ale więcej osób, to sięga nie podnosząc się z siedzenia. Co tak patrzycie na mnie, jak powiedziałbym coś dziwnego.
-Ładnie opowiadasz. Nie zauważyłeś? Zawsze, jak coś mówisz, to jest spora część osób, które ciebie słuchają.
-Dobrze moi drodzy, siadajmy do stołu.
-Szymon, co chce Żaneta, że prosi ciebie o przyjście na obiad?- Zapytała Karolina.
-Kupiła sobie taką koszulę, jak moja i pewnie, chce pokazać mamie, jak leży na kimś innym.
-Kłamczuch. Dzwoniła do mnie dzisiaj jej mama i pytała, co wiem na twój temat. Powiedziała, że kazałeś jej córce, wyprowadzić ją z równowagi i nie wiem, jak to jej kazałeś zrobić, ale wreszcie porozmawiały sobie od serca.
-Powiedziałem jej, że musi ją wyprowadzić z równowagi i uspokoić w taki sposób, żeby nikomu nic się nie stało. Powiedziałem jej jak, ale na tą chwilę nie musicie tego wiedzieć.
-Szymon, kiedy się tutaj zjawiłeś, bardzo mnie zaciekawiłeś swoją osobą, ale teraz, sam nie wiem, co powiedzieć. Wiem, że Weronika przesadzała ze swoją córką, ale ona chciała dobrze.- Powiedziała Dorota.
-Nawet nie wiesz, jaką krzywdę zrobiła swojej córce. Czasem myślę, że co niektórzy nie powinni mieć dzieci. Może umieją ustawić ich w życiu, ale nie to jest najważniejsze. A to, żeby dzieci były szczęśliwe. Żeby robiły to, co lubią i dobrze na tym wychodziły. I to chyba tyle.
-Tak, to powiedz mi, czy wolałbyś by twoje dziecko było z tobą szczęśliwe, a później tylko wspominało, jak to było fajnie kiedyś? Czy lepiej spaprać mu dziesięć lat życia i wiedzieć, że sobie później poradzi?
-A może tak spaprać mu życie, że nigdy nie znajdzie sobie żadnego towarzysza życia, jak w tym przypadku. No, usłyszę odpowiedź?
-Przecież miała chłopaków.
-To może opinia jednego z jej chłopaków, co?
-Szymon! Nie.
-Przepraszam Karolinko. Ciebie też Piotrek przepraszam. Zmęczony już jestem dzisiaj, bo daję się wciągać w takie potyczki. Przepraszam was wszystkich, ale nie musicie podzielać moich opinii.
-Może i nie Szymon, ale w tym przypadku, miałeś rację. Wiesz, że jak przedstawiłeś mi Mariolę, to dopiero wtedy poznałem uroki normalnego związku?
-Takem czuł. Bo ile można pić mówiąc, że to przez ojczyma. Tydzień, ale nie dłużej.
-Wiedziałeś?
-Nie, ale miałem zamiar znaleźć tobie dziewczynę, tylko dla ciebie musiałaby być wyrozumiała. I trafiła się ona. Trafiła się, ale trzasnąłem. Dowaliła mi tekstem i gdybym się nie obrócił, to bym jej nie poznał.
-Kiedy to było?- Zaciekawiła się Agata.
-Pamiętasz, jak pojechaliście do cioci do Zakopanego.
-Tak.
-To właśnie tego dnia zajechałem do ciebie tak o 10:00.
-Przecież to był piątek.
-Wiem. A ja tego dnia miałem tylko jedną lekcję i to była matematyka. Bezcelowe było tam jechać, więc zawitałem do was.
-Mariola, co mu powiedziałaś, że się obrócił?
-Niewychowana świnia, kobiety puszcza się przodem. Pamiętam, że mnie zmierzył wzrokiem i powiedział do mnie, że poda mnie do sądu.
-No wiesz co Szymon, tego się po tobie nie spodziewałam.- Oznajmiła mi Dorota.
-Tego, że zaproszę ją za chwilkę na ciastko i pokłócę się z nią o to, kto zapłaci? Czy o to, że nasza znajomość chwilkę później oprze się o łóżko?
-Słucham?!
-On sobie żartuje Agatko. Po prostu pomógł mi poprzestawiać meble.
-Mogłabyś przestać ich uświadamiać. Popsułaś mi zabawę, a chciałem zobaczyć ich miny, jak dotarłbym do następnego punktu opowieści.
-A czym ty możesz nas zaskoczyć?
-Pocałowała mnie.
-Tak. A ty zachowałeś się, jak tchórz i uciekłeś.
-To prawda?- Zapytała Dorota.
-Tak, jak powiedziała. Uciekłem, żeby nie tworzyć dziwnych precedensów do kłótni z Agatką.
-Tej nocy spędzałaś mi sen z powiek. Cały czas powtarzał, że ma dziewczynę i ją kocha, więc nic z tego. Zastanawiałam się, jaką musisz być dziewczyną, żeby potrafić zatrzymać takiego chłopaka przy sobie i nie przejmować się tym, co robi.
-Szaloną, zakochaną wariatką i bezgranicznie ufną w jego miłość.
-Jak przyszedł do mnie pierwszy raz, po tym, jak Marcin mnie potraktował, to też mi to powiedział. A ja głupia myślałam, że to Mariola.
-Mogę wiedzieć, dlaczego to tobie powiedział?
-Zapytałam o niego.
-I tak tobie powiedział, bez powodu.
-Rozbawił mnie i się przedstawił, więc zapytałam go, czy nie jest zainteresowany mną. Nie pamiętam tylko, jak on to mi odpowiedział.
-Mam dziewczynę, kocham ją, więc nie ma szans.
-Dobry jesteś, że to pamiętasz. powiedziała pokazując na mnie palcem.
-Nie, to nie to. Po prostu odkąd znam Agatkę, to mówię to każdej.
-Ja też to usłyszałam.
-A ty, odkąd jesteś ze mną, to ilu odmówiłeś?
-Marta, czegoś ty się do mnie przypięła.
-On w pewnych sprawach, jest taki, jak go zapamiętałaś na początku.- Broniłem Tomasza.
-To znaczy?
-W pewnych sprawach sobie nie radzi, bo jest mało obeznany w kontaktach damsko męskich.
-Dzięki Szymon. Na ciebie, to zawsze można liczyć.
-Wiem. Przecież byście nie porozmawiali, jak by nie ja.
-I znowu ma rację.- Oznajmiła Marta.
-A właściwie, to jak się poznaliście, bo wiemy już, jak poznali się wszyscy tutaj, oprócz was.
-Agata przyszła po kartę do klubu i przyprowadziła ze sobą Szymona i Tomasza. A, że do klubu można wejść tylko z jedną osobą towarzyszącą, to po krótkiej rozmowie, dałam im kartę stałego klienta. Wchodząc Szymon zapytał, czy dołączę do nich, bo widzi, że pasujemy do siebie z Tomaszem i się zgodziłam.
-A Szymona, jak poznałaś?- Ciekawiła się Dorota.
-Właśnie tego dnia. Podobno Tomek uratował mu tyłek przed tankami i przyjechali do klubu. To dlatego uznałam, że za coś takiego, należy im się karta członkowska i stałego klienta.
-Zaraz, to tego dnia on zadarł z nimi?
-Tak, próbowali wcisnąć w niego działkę kokainy, ale on udał, że kicha i zdmuchnął im to z tacy. Wszyscy wstali na równe nogi. Pierwszy raz widziałem taką konsternacje. Musieli już nie mieć więcej przy sobie, bo nawet dostawcy wstali na równe nogi.
-Dzięki, że się za mną ująłeś. Bo dupę, to by mi dokładnie skopali.
-Siedziałem tam, bo się nudziłem, ale nawet w najśmielszych snach nie myślałem, że ktoś powie im troszkę prawdy i to w twarz.
-Co on im powiedział?
-Powiedział im, że nie wie jak można być takim tępakiem i robić sobie samemu coś takiego. Padło pytanie, czy próbował już kiedyś, odpowiedział, że nie i próbowali mu pokazać, jak to jest.
-Dlaczego nie pomogłeś mu prędzej?- Zapytała Marta.
-Ciekawiło mnie, jak on ma zamiar z tego wybrnąć.
-Wcale nie miałem zamiaru w to wchodzić. Dlatego powiedziałem im, że sobie idę i żeby nie zwracali na mnie uwagi.- Wszyscy patrzyli na mnie, jak gdybym był z innej planety.
-Dobra zakończymy ten temat, bo robi się nudny.
-Wcale nie, ty jesteś temat rzeka. Nigdy się nie nudzi.
-Co za jakiś absurd.
-Szymon! Przestań psuć zabawę.
-Hm. No dobra. To gdzie śpię, Dorotko?
-Ej, świnia jesteś, jak pójdziesz spać.- Powiedziała Agata.
-Wiem. I niech zgadnę. Obrazisz się na mnie i rano będę musiał ciebie przeprosić.
-Nie doczekam do rana i obudzę ciebie zaraz, jak tylko przyjdę.
-Zrobię tobie na złość i nie pójdę spać. O!
-O ty! tak to nie będzie. Marsz do spania i to już!
-Jak już się bawisz w mamusie, to mnie zaprowadź.- Podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. Wstałem i jakby nigdy nic, prawie wyszliśmy z jadalni.
-Ty. A tak prawdę powiedziawszy, to gdzie my idziemy?
-Myślałam, że ty wiesz.
-No to lipa, bo nie wiem.- Obróciliśmy się do wszystkich.
-Przepraszam, że bawimy się waszym zainteresowaniem, ale jakoś tak, nie wiemy, gdzie iść.
-Nie, no normalnie ubije was. A ja znów myślałam, że się na poważnie kłócicie.
-Bo tak jest. Jagódko, lepiej jest kłócić się o głupoty, niż o coś poważnego, prawda?
-Prawda.- Powiedziała uśmiechnięta Agata i dodała.
-Zawsze to jakaś rozrywka ciociu. A wy, co robicie w ten czas, kiedy chcecie się pozabijać?
-Kłócimy się, ale zabijać, to się nie będziemy.
-Widzisz, my się też kłócimy, ale dla rozładowania nerwów. Jak je ponosi, to trzaskają mnie poduszkami.
-Fajnie później wyglądają, tak drapieżnie, jak lwice.
-Też to zauważyłeś?
-Tak, podoba mi się to, jak tobie na trzaskają.
-Są takie zmęczone i wyglądają tak drapieżnie, a do tego są tak skonane, że zupełnie nie mają możliwości się bronić.
-A mnie podoba się, jak się gonicie po domu i ona wreszcie ciebie dopadnie, a ty zawsze coś wymyślisz, żeby nie dostać po łapach.
-Odpowiecie mi wszyscy na jedno pytanie, ale chciałbym, żeby każdy powiedział to po swojemu. Nie patrząc na to, co mówią inni, zgoda?
-Dobrze, ale… co to za pytanie?
-Czym dla was jest miłość? I chciałbym, żebyście odpowiadali zwięźle i najlepiej od najmłodszej. Co dziwne najmłodsze były trzy dziewczyny, Ale pierwszy był aniołek.
-Miłość, to pokrewieństwo dusz.
-Dla mnie miłość, to zgodność charakterów i chęć dzielenia się sobą z inną osobą.
-Ładnie powiedziane Pchełko.
-A ja myślę, że miłość to szaleństwo duszy odbijające się na własnym ciele.
-Czyli twierdzisz, że to seks?
-Źle mnie zrozumiałeś.
-Przepraszam. I tak dobiło, do Pawła.
-Ja uważam, że to zgodność charakterów i piękno drugiej osoby, popycha nas do miłości. I nie ma to związku z duszą, a z ciałem.
-Ciekawy pogląd.- Powiedziałem spoglądając na Paulinę. I chyba zrozumiała aluzję. Ale… co tutaj dużo mówić, typowy egocentryk. Normalnie tak, jak gdyby powiedział. " Jak ja z tym kimś będę dobrze wyglądać, to będzie miłość. " No nie, normalnie jestem inny mamo tato czy dostanę, kopa za to? Nie pamiętam, co powiedziała reszta, ale pamiętam, co powiedziała Jagódka.
-Pewnie podwoje, to co mówili, co niektórzy poprzednicy, ale dla mnie miłość, to nic cielesnego. To kwestia bycia, oraz umiejętność zaskakiwania swoją osobą ukochanego. To umiejętność dawania wsparcia i troszczenia się o siebie wzajemnie.
-Tak okazuje się miłość.
-Chyba źle ciebie zrozumiałam.
-Kłamczucha.
-A czym dla ciebie jest miłość? Jak jesteś taki mądry, to nas oświeć.- Powiedziała Jagódka.
-Czym dla mnie jest miłość? Miłość to słowo. Określenie czegoś, co trudno określić w kilku słowach. To uczucie, które porywa nas do robienia czegoś, czego normalnie myślący człowiek, by nie zrobił. Miłość, to tak, jak już ktoś powiedział, zgodność charakterów. Choć niezupełnie, bo w miłości chodzi o to, żeby sobie wybaczać drobne wpadki. A zgodność charakterów raczej, uniemożliwiałaby to . Z drugiej jednak strony, to może nie tyle zgodność, co dopasowanie. Kocha się kogoś, kogo cechy się podziwia. A te, które się tobie nie podobają, robi się wszystko, żeby ich nie zauważać i zawsze się je wybacza. Bo kochanej osoby się nie zmienia. Powiem, że można kochać wszystkich, ale ta jedyna miłość, nie zawsze jest taka, jak mówi nam jej nazwa. Tak jak powiedział już tutaj ktoś. "Miłość to stan ducha odbijający się na własnym sercu i umyśle." To coś, co jest silniejsze od zdrowego rozsądku i własnych odruchów. Czyli coś, co zmienia w tobie spojrzenie na cały świat. Prawda, kochanie ty moje?
-Odwal się.
-Mówiłem o sobie, a nie o tobie.
-Ty też?
-Tak, ja też.
-Dlaczego ja tego nie zauważyłam?
-Bo zakochałem się w tobie od pierwszego spojrzenia i nie miałaś okazji poznać mnie przedtem.
-Dobra dzieciaki, koniec jedzenia kolacji. Marcin, pokażcie Szymonowi i Agatce, gdzie śpią. A my posprzątamy tutaj. Poszedłem z Marcinem i Dagmarą do pokoju, w którym było jeszcze większe łóżko, niż u Agaty. Wykąpałem się i położyłem spać, a moja luba poszła po przyjaciółki. Zanim przyszły, to ja już spałem. A podobno była u nas Karolina, która razem z Izą spała z nami i Jagoda, która to, nie chciała przeoczyć żadnej więcej gry. Coś sobie wykombinowały, ale ja nie wiem co.
Dodaj komentarz