Z pamiętnika niedoszłego samobójcy. Część 14g. Odpadły okowy.

W środę przed dziesiątą wsiadłem do pociągu, w którym miał siedzieć i czekać na mnie ojciec. Przeszedłem cały skład od początku do końca i go nie znalazłem. Tak się właśnie można umawiać z moim ojcem, co za ludź. Usiadłem na końcu pociągu, bo nie miałem innego wyboru, gdyż i tak zmuszony byłem pojechać, więc czekałem na niewiadomo co. Było już z pięć minut przed odjazdem, gdy do pociągu wszedł ojciec.
-Szymon, musisz pojechać sam. Wykoleił się pociąg i jedziemy na interwencję. Przepraszam, że tak wyszło.
-Spokojnie. Będzie ciotka Agaty i Natalia, więc sytuacja opanowana.
-Na pewno?
-Jasne.
-Szymon, pojedź może następnym pociągiem, zdążysz iść po mamę.
-Mam tam być przed trzynastą, więc nie zdążę.
-No dobra. Tylko, jak coś złego będzie się działo, to zadzwoń do mamy.
-Zgoda. Jeśli z czymś nie będę mógł sobie poradzić, to zadzwonię.
-Trzymaj się.
-Cześć.- I czego ja się spodziewałem. Pomyślałem sobie, wyciągnąłem notes i to zapisałem. Resztę drogi do Poznania zajęło mi rozmyślanie na tematy związane z dziewczynami. Ciekawe istoty wymyślił nam Bóg, prawda? Kiedyś potrzebowałyby pozwolenia na takie rzeczy, jakie teraz wyprawiają w standardzie, a i tak pewnych rzeczy im nie wypada robić. Ciekawe, czy kiedykolwiek jeszcze wróci taki popieprzony czas, jaki był ze sto pięćdziesiąt lat temu? Pewnie nie. Dzisiaj właśnie znalazłem się w miejscu, gdzie dwie dziewczyny rozmawiały na temat drugiej wojny światowej i jedna powiedziała, że chciałaby żyć w takich czasach. Co było dla mnie nie do przyjęcia. Szczęście, że nie tylko dla mnie.  
-No coś ty. Przecież ginęli ludzie. Wychodzili z domów i znikali. Chciałabyś, aby zdarzyło się tobie zakochać i jeszcze w tym samym tygodniu zostać tylko ze wspomnieniami po ukochanym?
-Takie rzeczy rzadko się zdarzały. A takie powiedzmy sobie na przykład Powstanie Warszawskie, to musiało być fajnie przeżyć.
-Wcale nie. Mordowano ludzi tylko za to, że ktoś się sprzeciwił. Rozstrzeliwano całe łapanki za jednym razem ze względu na jeden sprzeciw. Ludzie głodowali i umierali, bo niczego nie było. Dosłownie niczego.
-Walczący byli bohaterami.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale to troszkę nie tak wyglądało.- Stwierdziłem.
-A jak?
-Jak myślisz, w jaki sposób patrzyli ludzie na powstańców, kiedy zabijano ich bliskich?
-Jak na wrogów. Tylko, że walczyli o wolność słowa i naszą, oraz własnych poglądów.
-A może właśnie własnych potrzeb. Może to było na zasadzie proszę, dziękuję, do widzenia.
-Po której ty jesteś stronie?
-Po niczyjej. Osobiście uważam, że takie ruszenie było niepotrzebne, szkoda ludzi. Mój dziadek był w niewoli rosyjskiej, a później niemieckiej i zawsze powtarzał jedno, że u Rosjan nic się tobie nie należało, a u Niemców to, co się tobie należało dostałeś. Nie bronię Niemców, lecz tylko zwracam waszą uwagę na różnicę pomiędzy dwoma mocarstwami. Wojna była straszna, a najgorsze w tym wszystkim było to, że Rosjanie ruszyli z ofensywą dużo wcześniej niż wybuchło powstanie, specjalnie zatrzymali się zobaczyć czy zachód nam pomoże i co? I nie pomógł. Tak samo, jak na początku wojny. Mało tego, to jeszcze oddali nas pod jarzmo ZSRR. To dopiero było upokorzenie i rozpacz w mniemaniu Powstańców. Nie uważasz, że tak właśnie naprawdę było?
-Nie wiem.
-A  zobaczycie jeszcze, że przyjdzie czas, kiedy taka potęga, jak Niemcy się odrodzi. Może nie militarnie, ale jako silne państwo gospodarcze. A to, że nas Rosjanie mieli, jako powiedzmy sobie, państwo zaprzyjaźnione, to była największa głupota delegatów państw będących przy podpisaniu umowy i kapitulacji W Berlinie, a dzień później jeszcze raz podpisano umowę w Moskwie, ponieważ Stalin nie uznawał żadnego dokumentu podpisanego bez jego wiedzy i nie na jego ziemi. Mateczka Rasija, idiotyzm. Lecz wszyscy pewnie się tym szczycili i dlatego my mamy koniec wojny 8 maja, a Rosjanie 9.- Obie spojrzały na siebie i jedna z nich, ta bardziej wygadana, powiedziała.
-Studiujesz historię?
-Nie. Techniki obróbki cieplnej.
-Sarkazmu tobie nie brak.
-Bo widzisz, jak za dużo, to znaczy, że się zgadza.
-Nie wszystko..., ale co niektóre elementy w tej układance się przydają w nadmiarze.
-Właśnie, nie wszystko.- Druga dziwnie na mnie spojrzała.
-Co?- Zapytałem.
-Nie patrz tak na mnie.
-A to niby dlaczego?
-Masz strasznie przeszywające spojrzenie. Dlaczego tak mi się przyglądasz?
-A o to chodzi. Masz piegi, a ja bardzo lubię taką różnorodność i koloryt w wyglądzie, jak piegi i rude włosy.
-Przestań to robić.
-Niby co?
-To co robisz. To szalenie uciążliwe.- Uśmiechnęła się.
-Dlaczego podobają się tobie dziewczyny z piegami?- Zapytała pierwsza.
-Zabrzmi infantylnie.- Powiedziałem mrużąc oczy.  
-Dlaczego?- Zaciekawiła się jeszcze bardziej, próbując mnie speszyć wlepiając we mnie wzrok.  
-Ponieważ to tak, jakby powiedzieć dziecku, żeby tego nie robiło i pokazać mu na świecący kolorowy guziczek.- Powiedziałam, dotykając na koniec czubka jej noska. Po czym dodałem.  
-A lubię robić rzeczy, których nie można zrobić.
-A co do tego mają piegi?
-Lubię je liczyć.
-Przecież to jest... .
-Głupie i niemożliwe. Stwierdziłem, a ona znów się uśmiechnęła.
-Przedstaw się wreszcie.
-Nie.
-Powiesz mi dlaczego?
-Mam brzydkie imię. W dodatku nie Polskie.
-Mam na imię Łucja.
-A ja jestem Sz.... szowinistycznym świniakiem.
-Ale szarmanckim, szowinistycznym świniakiem.- Odparła koleżanka.
-Więc? Powiesz nam Szczepan czy, jak ty tam masz. Jak brzmi twoje imię? No powiedz. Zaczynasz być irytujący.- Wstałem i usiadłem między nimi cały czas spoglądając na jej piegi będące na twarzyczce Aniołka.
-Czterdzieści siedem, jedna z pierwszych liczb. Powiedziałem spoglądając jej w głąb oczu.
-Aż taka stara, to ja nie jestem.
-To szacowana przeze mnie liczba piegów, na twojej twarzy.
-Jak to policzyłeś?- Wstałem i podałem jej dłoń. Krótki czas zastanawiała się, czy przypadkiem nie odmówić przyjęcia pomocy i zarazem zaproszenia, by się podnieść, lecz ciekawość była silniejsza od jej samozaparcia. Podała mi swoją dłoń i wreszcie pomogłem się jej podnieść.
-Więc zacznijmy od początku. O! To ten był pierwszy.- I dałem jej buziaka przy uchu, gdzie zaczynały się piegi.
-Jeden.- Stwierdziłem i w bardzo szybkim tempie dałem jej jeszcze około dziesięciu całusów.
-I tak czterdzieści siedem razy.- Powiedziałem jej na uszko. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-A na imię mam... Szymon.- Powiedziałem jej, zasłaniając jej ucho dłonią, by całe ciepło rozeszło się jej po ciele.
-Oryginalnie.
-Prawda?- Powiedziałem do niej przekrzywiając głowę na bok i robiąc wielkie oczy.
-Ile ty masz lat?- Zapytała Łucja.
-Zgadnij.
-Dwadzieścia.
-Cztery… .- I już nie zdążyłem dodać słowa, , mniej", gdyż koleżanka wcięła się ze słowem.
-Kłamiesz! Ja tobie nie dałabym nawet osiemnastu, a ty masz dwadzieścia cztery?
-Ja nie kłamie, tylko ty przeszkadzasz nam w rozmowie.
-Teraz to wam przeszkadzam? A przed chwilką, to kto mnie kopał?- Spojrzałem na Łucje, a ona zrobiła głupią minę i machnęła brwiami wywracając oczami.
-No co? Taka forma komunikacji werbalnej.
-Fajna jesteś. Szkoda, że ja tutaj wysiadam.- Powiedziałem kiedy pociąg wjeżdżał pomalutku na stację Poznań główny.
-A ja myślałam, że ty, tak jak my, jesteś z Kutna.
-Jestem z Krzyża. Tutaj przyjechałem zdjąć to.- I pokazałem nogę będącą jeszcze w szynie.
-Ułaa, ale lipa. Długo masz to na sobie?
-Zbyt długo.- Odpowiedziałem i zacząłem się ubierać, aby wysiąść na peronie.
-Ej, pożegnaj się z nami, panie tajemniczy.- Powiedziała koleżanka. Podałem jej dłoń, a ona wstała, podała mi swoją i cmoknęła mnie w usta, a później powiedziała.
-Ania.
-Szymon.- Odpowiedziałem patrząc jej w oczy i całując ją w dłoń, którą to cały czas trzymałem. Łucja dała mi klapsa, abym się odwrócił do niej i cmoknęła mnie w usta, o mało mnie nie przewracając. Pociąg zmieniał tory przejeżdżając przez zwrotnicę, by wjechać na odpowiedni peron. Odruchowo złapałem się jej, przytulając ją mocno do siebie. Cmoknęła mnie jeszcze raz i powiedziała.
-Jestem tobie winna jeszcze około dziesięciu pocałunków, więc może... .
-Przyjedź do nas, a nie tam może.- Powiedziała Ania.
-Cześć dziewczyny.
-Cześć.- Odpowiedziały razem. Wyszedłem z pociągu, a na peronie czekała Agata. Podbiegła i pocałowała mnie na przywitanie. Ktoś otworzył okno w pociągu i powiedział.
-Szymon, masz dziewczynę?- Spojrzałem na nią.
-Tak Łucjo, mam dziewczynę. Ania podeszła do okna.
-On naprawdę ma dwadzieścia cztery lata?
-Nie wiem.- Odpowiedziała Agata. I nagle przypomniała sobie, że nie wpadła jeszcze na to, ile ja mam lat.
-Odpowiesz mi na pytanie?
-Agatko, ty to wiesz. Obie to wiecie, tylko jeszcze na to nie wpadłyście.- Pocałowałem ją i powiedziałem do dziewczyn.
-Cześć dziewczęta.
-Widzisz ma dziewczynę. Powiedziała jedna do drugiej zamykając okno.- Agata spojrzała na mnie.
-Dobra, nie chcę wiedzieć.- I machnęła ręką. Chodź, ciocia z Natalią stoją peron dalej.
-Tam wjeżdża pospieszny?
-Tak. A właściwie, to co to za dziewczyny?
-Nie wiem, ale ciekawe są, co?
-Raczej ciekawskie.
-To... chyba niedobrze, prawda?
-I tak ciebie wariacie kocham.
-To dobrze. Choć jakbyś jeszcze potrafiła mi zaufać, to byłoby bardzo dobrze.
-Ufam tobie, przecież nie pytam ciebie, co one od ciebie chciały. A właściwie, to tego nie rozumiem.
-Ale ciekawość ciebie zżera.
-Zaufanie, jest słowem, które rozwiewa wszelkie wątpliwości.- Otworzyła mi oczy tą odpowiedzią.  
-Dlaczego nagle zaczęłaś mi ufać?
-Ponieważ Monika opowiedziała, jak jej odmówiłeś. Paulina powiedziała, że jest w szoku, a Karolina zaniemówiła. Marta stwierdziła, że zawsze w ciebie wierzyła, tylko ja jestem sama z moimi koszmarami, jak się z nią kochasz.
-Że co?! Śni się tobie, jak się kocham z Moniką?
-I to u mnie w pokoju, na mojej Esmeraldzie.
-No wiesz co?! Na pewno nie bez ciebie.- Odparłem, by ją uspokoić, lecz odniosło to inny skutek, bo zatrzymała się i uderzyła mnie w ramię, co widziały dziewczyny będąc niedaleko.
-Aua! Proszę ciebie.
-Chyba zwariowałeś, jak myślisz, że się na to zgodzę!
-Na co?- Zapytałem zdziwiony.
-A o czym rozmawiamy?- Zrobiła dwa kroki do przodu i ostentacyjnie się odwróciła. Chwilkę przeanalizowałem sytuację i....
-Ups! Przepraszam. Zabrnąłem w kozi róg i nie wiem, jak z niego wyjść. To moja wina. Chodź do mnie.- Stała odwrócona do mnie tyłem, więc to ja podszedłem do niej i ją przytuliłem.
-Kocham ciebie.- Powiedziałem.
-Wiem.- Odwróciła się i przycisnęła mocno do mnie. Poczułem jej strach. Kiedy jej serce biło w szybkim tempie, w tej nadwyraz niejasnej sytuacji i to ciepłe ciało rozgrzane do czerwoności ze zdenerwowania. Rzadko można poczuć, to samo, co czuje druga osoba, ale jeśli się uda, to od razu wiadomo, kto jest na przegranej pozycji. A w tej sytuacji, wszystko wskazywało na mnie.
-Przepraszam ciebie, nie to miałem na myśli. Ja tylko chciałem powiedzieć, że wiedziałabyś o tym, gdybym na poważnie się z nią chciał przespać, bo na pewno nie zrobiłbym tego bez ciebie. Cholera, teraz to naprawdę głupio zabrzmiało, prawda?
-Tak Szymon. Tylko, że czasem mam wrażenie, że ty sam nie wiesz, co chcesz mi powiedzieć.
-Przy tobie zawsze jestem dziwnie spięty, a mimo wszystko, to i tak zawsze jest mi dobrze obok ciebie. Kocham ciebie i nic tego nie zmieni, nic. Bo nigdy i nigdzie nie będzie istnieć taka siła, która zabroni mi przestać ciebie kochać.
-Dlaczego mi to mówisz.
-Żebyś sobie uzmysłowiła wreszcie, że masz prawie połowę mojego serca, a zajmujesz mi cały umysł.
-Bo mam cycki?
-Nie. Bo jesteś płomienną kobietą z wyrazistym przesłaniem od słońca.- Dziwnie spojrzała na mnie.
-No co? Masz to powiedzmy sobie szczerze, centralnie wypisane na twarzy.
-Czasem mnie złościsz. A ja i tak mam nadzieję, że to tylko teraz.- Uśmiechnęła się i dodała.
-Chodź.- Położyła mi palec wskazujący na podbródku i poprowadziła mnie, jak pieska na smyczy do Jagody i Natalii.
-Cześć! Nie za bardzo dajesz się jej prowadzać?- Zapytała Natalia.
-Witajcie. A co ja mam zrobić? Kocham ją, a to tylko taki pokaz siły umysłu.
-Raczej uległości twojego umysłu.- Powiedziała Natalia i razem z Jagodą roześmiały się.
-Ha ha ha, ale zabawne.- Chwilę na nie patrzyłem i pomyślałem sobie, dlaczego przypadkiem miałbym nie sprawdzić, co one obie do mnie mają.- Spojrzałem na Agatę i zapytałem.
-Mogę?- Pokiwała głową, że nie, ale w końcu stwierdziła.
-A zresztą. Rób, co tam sobie chcesz.- A ja wtedy podszedłem do Jagody, położyłem jej dłoń na karku i przyciągnąłem do siebie, a stałem blisko Natalii. Nagle spoważniały. Zbliżyłem swoje usta do jej ust i zatrzymałem czekając na to, aż mnie odepchnie. Lecz ku mojemu zdziwieniu, ona wcale tego nie zamierzała zrobić, tylko próbowała pokonać tych kilka pozostałych centymetrów do moich ust. Zwinnie się oddaliłem, obróciłem i zatrzymałem obok Natalii dając jej całusa. Odszedłem i oparłem swoją dłoń o mur w podziemiach dworca.
-Jasny gwint!- Stwierdziłem spokojnie kładąc czoło na swej dłoni. Stałem tam tak chwilkę. Jagoda podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu, mówiąc.
-Przepraszam.
-To nie twoja wina, tylko moja.- I zwróciłem się do Agaty.
-Nie dasz mi w twarz, co?
-Dopóki doputy rozumiesz swój błąd, to nie zamierzam ciebie uderzyć.
-No tak. Poczucie winy jest chore. Powiecie mi coś?
-Pytaj. Jeśli znamy odpowiedź, to ją usłyszysz.- Stwierdziła Natalia.                
-Dzięki. Więc dlaczego u was wszystko wychodzi mi na opak?
-Poczekajcie dziewczyny, bo ja nie rozumiem pytania.- Powiedziała Natalia.
-Miała mnie odepchnąć, a próbowała mnie pocałować. Ty miałaś przemyśleć sprawę waszych pieniędzy, ale się rozzłościłaś, więc?
-Ty jesteś jakiś inny. Często zdarza nam się rozmawiać o tym, co robimy dla ciebie. Pewnie dlatego się zapominamy w twoim towarzystwie.- Powiedziała Natalia i spojrzała na Jagodę.
-Prawda?- Zapytała ją.  
-Oj, tak. Prawda.- Potwierdziła Jagoda.
-A co ma jedno do drugiego?- Zdziwiłem się jej rozeznaniem.
-Pamiętasz naszą rozmowę w dniu odebrania ciebie ze szpitala, kiedy jechaliśmy odwieźć ciebie na pociąg?
-Tak. Przesadziłem, co?- Zapytałem Natalię.
-Utkwiło mi to w sercu.
-Przepraszam. Nie taki był tego zarys. Choć może nie zupełnie, bo mam wrażenie, że wszystkie macie jakieś dziwne podejście do mojej osoby. A jeśli chodzi o to w samochodzie, to była szczera rozmowa.
-Wiem. I to, co zrobiłeś było bardzo miłe.- Pochwaliła mnie Natalia.  
-Musisz wiedzieć, że ja naprawdę tak myślę o tobie.
-Wiem Szymon. Tylko, że ja nigdy i od nikogo nie usłyszałam nic takiego. To było... niesamowite i takie… .- I się zacięła, nie mogąc chyba znaleźć słowa, lub też nie chcąc tego wypowiedzieć na głos.
-Niestety nie jestem idealna.- Powiedziała wreszcie.
-Masz dwa tysiące punktów, jesteś. I możesz sobie mówić, co zechcesz. Dla mnie... jesteś.- Jagoda stała i przyglądała się naszym przepychankom.
-Nie mówiłaś mi.- Powiedziała dziwnie zaskoczona jej wypowiedzią.
-A pamiętam, że tego dnia byłaś dziwnie skołowana. Do końca tygodnia nie mogłam do ciebie dotrzeć. Byłaś tak dziwnie nieobecna, taka wyalienowana. Zaraz, więc to dlatego zachowywałaś się tak dziwnie, to przez ten dzień, a ja myślałam że czujesz się winna.- Dodała.  
-Ma coś takiego w sobie, że... ciężko jest mi zrozumieć jego postępowanie, a do tego on potrafi powiedzieć o tobie coś takiego, co zawsze chciałaś usłyszeć.
-Wiesz co? Miałyśmy sobie wszystko mówić, jeśli chodzi o niego.
-Wiem. Dlatego winna jestem tobie przeprosiny, lecz najpierw powiem tobie, co zaszło.
-Chodźmy wreszcie do samochodu.- I ruszyliśmy do budynku dworca głównego, ponieważ samochód stał za pętlą autobusową. Moja miłość stała, jak zaczarowana.  
-Agatko, dlaczego masz taką minę?
-Ty już dobrze wiesz.
-Przepraszam ciebie za to, to moja wina. Zrobiłem coś czego nie powinienem robić i powiem szczerze, że chyba zbyt dużo zawdzięczam Natalii.
-Szymon, powiesz mi prawdę?
-Zawsze mówię tobie prawdę, przecież nigdy jeszcze ciebie nie okłamałem.
-No tak. Tylko, że wszyscy, którzy wiedzą, co się stało nabrali wody w usta. A ja nie wiem o co chodzi. Powiesz mi?
-Chcesz wiedzieć, co się stało, że wylądowałem w szpitalu na bloku operacyjnym?
-Tak.
-Ścigałem się na torze w Poznaniu motorem i miałem wypadek.
-Dlaczego zadzwoniłeś po ciocię, a nie po rodziców?
-Moja mama dostałaby zawału, gdyby dowiedziała się, co takiego się stało. A jeszcze, jeśliby jakimś cudem udało jej się dotrzeć na miejsce i zobaczyć, co takiego zostało z motoru, to już w ogóle mogiła.
-Ciocia była na miejscu?
-Nie. Jagoda przyjechała dopiero do szpitala.
-To kto był na miejscu?
-Natalia.
-Nie powiedziałeś rodzicom?
-Nie.
-A ktokolwiek inny u ciebie wie, co się stało?
-Nikt.
-Szymon! Zwariowałeś?
-Dobrze wiesz, że wtedy kategorycznie zabronili by jeździć mi po kraju. A ja lubię swoją wolność. Nie patrz tak na mnie. Wiem głupi jestem.- Zatrzymała się i mocno mnie przytuliła. Dziewczyny po chwili doszły już do samochodu.
-Chodźcie. Co tak stoicie?
-Chodź idziemy.- Powiedziała podnosząc mi grzywkę podczas poprawiania mi fryzury  i poszliśmy do samochodu. Usadowiliśmy się na tylnym siedzeniu i ruszyliśmy do szpitala. Po drodze, co dziwne, Jagoda cały czas zrzędziła Natalii za zatajenie mojego kawałka życia. Normalnie czułem się, jak gdybym grał w jakimś serialu i jakimś cudem udało mi się nakręcić potajemnie jeden odcinek, który obejrzała tylko jedna osoba, Natalia. Agata całą drogę była nad wyraz spokojna i siedziała oparta o mnie.
-Coś nie tak?- Zapytałem ją wreszcie.
-Nie. Tylko boję się, że kiedy zdejmą tobie tą szynę, to okaże się, iż jeszcze będziesz miał zabronione przyjazdy do mnie.
-Agatko, cokolwiek się nie wydarzy, to ja i tak przyjadę.
-Jak ma się tobie coś stać, to proszę ciebie, abyś realnie ocenił swoje możliwości.
-Kochanie, ja nigdy nie zrobiłbym nic, co może w jakimkolwiek stopniu zagrozić mi w przyjechaniu do ciebie.
-A ten wypadek?- Zadała konkretne pytanie.  
-Zdarzenie losowe. Takie rzeczy się zdarzają. Mogłem tego uniknąć, ale człowiek jest tak skonstruowany, żeby dążyć do wygranej i to jest cały problem. Nie odpuściłem w pewnym momencie i to są tego efekty.
-Wiesz ile one o tobie rozmawiają?
-Pewnie dużo.
-Każda z nich ma inne spojrzenie na ciebie.
-To normalne. Jestem, jaki jestem.
-Na wszystko masz odpowiedź?
-To byłoby zbyt proste.- Uśmiechnęła się wreszcie do mnie i dała mi całusa w policzek. Spojrzałem na nią łapiąc jej zamiary.
-Ty na poważnie się o mnie boisz.- Stwierdziłem fakt oczywisty dla mnie.  
-Tak.- Pocałowałem ją w czółko, by oddać jej to, co mi dała.
-Dlaczego oddajesz mi z powrotem moje szczęście?
-Agatko, bo jeśli ty masz być szczęśliwa, to u mnie musi być wszystko w porządku, więc zachowaj sobie swoje szczęście dla siebie, gdyż lepiej dla mnie, jeśli ty będziesz miała je u siebie. Taki sposób będzie pewniejszy. Bo to, że ja mam szczęście nie znaczy, że musi być dobrze u ciebie, a ja nie zniosę jeśli tobie coś złego się stanie.- I znów mnie cmoknęła.
-Szymon, a jak ty na to wszystko się zapatrujesz?
-Kocham was wszystkie. Jesteście takie barwne, że większość osób w moim towarzystwie wymięka przy was.
-Dlaczego tak mówisz?
-Może dlatego, że to prawda. Lubię pewne osoby, ale wy naprawdę jesteście dla mnie nie z tej ziemi.
-A z której?
-Kobiety są z Wenus, a takie szajbusy, jak ja, z Marsa.
-Wiesz, że jak ty jesteś z marsa, to trzeba będzie dobrze się zastanowić nad tym, co takiego robisz na ziemi. Ponieważ skoro jesteś tutaj, to może jednak masz jakąś misję do wykonania.
-Tak?
-No tak! I jeśli u was nie ma kobiet, to może być tak, że zostałeś wysłany na ziemię w celu rozmnażania się.
-Tak. Więc skoro ty to wiesz, to będę musiał ciebie zabić..., przez zacałowanie!- Całowałem ją, ona piszczała wniebogłosy do czasu, gdy już nie mogła i zjechała z głosem do zera, niby umierając. Pocałowałem ją i powiedziałem.
-Zaraz zaraz, nie możesz umrzeć. Jeszcze nie urodziłaś mi dziecka.
-No tak. Masz rację.
-Agata, uspokójcie się.- Powiedziała Jagoda.
-Wam, to zawsze przeszkadza hałas.- Stwierdziła Agata.
-Szymon, wytłumacz jej to, tylko w taki sposób, żeby zrozumiała.
-Kochana Agatko, ciocia Jagoda chce, abyśmy zachowywali się ciszej. Ponieważ na ziemi seks publicznie jest nie do przyjęcia dla pewnych osób z pewnymi stałymi względami i poglądami. Więc jeśli mogę prosić, to nie wydawaj tak głośno dźwięków swojego zadowolenia, bo ciocię chyba to drażni.- Powiedziałem półgłosem, ale na tyle głośno, żeby wszyscy, którzy byli w samochodzie na pewno to usłyszeli.
-Szymon!- Krzyknęła Jagoda.
-Widzisz mówiłem.- Jagódka się wściekła i krzyczała na mnie, a Natalia z Agatą podśmiewały się z zaistniałej sytuacji. .
-Cicho. Jeszcze ciszej, bo ciocia nie lubi żadnych oznak zadowolenia!
-No teraz to przesadziłeś! Skopie tobie tyłek, zobaczysz! Masz przechlapane! Nie daruję tobie tego, zobaczysz!- Krzyczała na mnie Jagoda, aż w końcu sama zobaczyła swój bezwład związany z moim żartem. Dziewczyny podśmiewały się widząc stan do jakiego doprowadziłem Jagodę.
-A one czego się śmieją?- Zapytała zdziwiona i po chwili roześmiała się razem z dziewczętami.
-Teraz już spokój.- Powiedziała Natalia, ponieważ właśnie wjeżdżaliśmy na teren szpitala od strony wjazdu dla lekarzy. Weszliśmy do szpitala i na wejściu nadzialiśmy się na Ordynatora oddziału chirurgii.
-O witajcie. - Przywitali się wszyscy.  
-Wreszcie będziesz wolny od tych szyn.- Stwierdził.  
-Będzie lepiej?- Zapytałem.
-Zobaczymy.
-Słyszałem, że Monika będzie asystować przy zdjęciu tego żelastwa.
-A nie pytasz, kto będzie robić tobie znieczulenie?
-Panna Grażynka?
-No no no, a podobno nie masz pamięci do imion.
-Bo nie mam. Tylko, że Pani Grażynka jest bardzo ciekawą osobą i ciężko jest ją zapomnieć.
-Ciekawe jest to, że ona mówi to samo o tobie.
-Widocznie oboje mamy rację.- Ordynator uśmiechając się odpowiedział.
-Coś w tym jest. Monika powiedziała mi, co zrobiłeś na osiemnastce u Jacka.- Zdębiałem.
-Ciekawy sposób na zmianę percepcji myślenia.- Dokończył, wyrównując mi w głowie tą jedną niedokończoną sytuację, w której niestety strach nie dodawał skrzydeł, a jednak myślę, że mógłby to zrobić.
-No tak. Chodzi o komplementy na które nie załapała się Marta i lustro w salonie na górze.- Jagoda spojrzała na Agatę.
-Po tobie się tego nie spodziewałam. Ty też zataiłaś coś przede mną.- Powiedziała i zawiedziona ich postawą poszła usiąść na krzesełku w poczekalni.
-Ja pójdę.- Powiedziałem.
-Dobrze. To ja idę przygotować się do zabiegu, a ty idź z dziewczynami na oddział i zgłoś się do pielęgniarki oddziałowej.- Powiedział Ordynator i poszedł. A ja podszedłem do Jagody i powiedziałem jej, jak można temu zapobiec. Zgodziła się i poszliśmy do dziewczyn, które czekały przy szatni.
-Idziemy?- Zapytałem.
-Tak, chodźmy.- Stwierdziła Natalia. Na oddziale operacyjnym pielęgniarka oddziałowa cały czas dziwnie się uśmiechała.
-Dobrze usiądźcie sobie i za chwileczkę przyjdzie do ciebie ordynator z panią Grażynką.
-Co to za chłopak?- Zapytała druga.
-To ten od naszego Ordynatora i tego Angola Davida.- Powiedziała Oddziałowa.
-Powinnyśmy go przygotować do zabiegu, tak wczoraj mówiła ta mała Monika.
-Tak, ale to jest właśnie ten chłopak, który był na oddziale pooperacyjnym i ma się nim zająć Monika, a ona się jeszcze nie pokazała.
-Już jestem. Pani Dyrektor mnie zatrzymała. Ona, to już chyba nie wie, o co się do mnie może przyczepić.- Zauważyła mnie i Agatę.
-O cześć!- Podeszła i pocałowała mnie w policzek, Agatę również pocałowała na przywitanie, a później przywitała się z Jagodą i Natalią.
-To jak, idziemy?- Zapytała mnie.
-Trza, to trza. Innego wyboru nie ma.- Podszedłem do Agaty i pocałowałem ją.
-Wszystko będzie dobrze. Tutaj będziecie czekać?- Zapytałem patrząc na Natalię.
-Długo to potrwa?- Zapytała Monikę Jagoda.
-Ze dwie i pół godziny do trzech.
-To pojedziemy sobie na obiad i kawę do miasta. Agata, jedziesz z nami?
-Jedź i tak nic tutaj po tobie, bo niczego tobie nie powiedzą w trakcie trwania operacji.- Pocałowała mnie i powiedziała.
-Trzymaj się i ma być dobrze, pamiętaj.- Powiedziała do mnie i zwróciła się do Natalii.
-Jadę z wami. Monika?
-Będzie dobrze. Podobno wszystko dobrze się goi. Pewnie noga będzie go jeszcze boleć po śrubach, ale to tylko przez pewien czas. Musi tylko rozruszać ten staw kolanowy, kilka zabiegów i będzie dobrze.
-Uśmiechnij się, ty masz taki piękny uśmiech.- Powiedziałem spoglądając na nią. Wymusiła uśmiech na twarzy i zapytała.
-Tak może być?
-Może. Odparłem i dodałem. Już było bardzo źle, a więc teraz może być już tylko lepiej.
-Chodź Szymon.- Powiedziała Monika.
-Poczekaj chwilkę.- Stwierdziła Agata i podbiegła do mnie, by mnie pocałować.
-To na szczęście.- Dodała.
-Już przecież rozmawialiśmy na ten temat. Musisz być szczęśliwa, jeśli ja mam być zdrowy. I tym razem, to ja ją pocałowałem.
-Chodź wreszcie, bo Ordynator mi głowę urwie.
-Potem potem.- Powiedziałem do dziewczyn i poszliśmy z Moniką przygotować mnie do zabiegu. Sam zabieg był szybki, choć śruby były dziwnie wyciągane, a przynajmniej tak mi to wyglądało. Kiedy znieczulenie miejscowe przestało działać, noga naprawdę zaczęła mnie boleć w miejscach, gdzie były śruby.
-Pani Grażynko boli i to tak mocno, że nie wiem czy na nią stanę.
-To powinno przejść za jakieś kilka godzin, ten ból związany jest z dziurami w kościach. Dopiero co wyjęliśmy tobie śruby. To jest tak, że teraz te miejsca są osłabione i potrzeba czasu, ponieważ jest on najlepszym doradcą. Na razie dam tobie lek znieczulający i damy mu troszkę czasu na rozpoczęcie działania, dobrze?
-Zgoda.
-A później zobaczymy. Może tak być?
-Musi.- Patrzyłem tak chwilkę na nią i nie wytrzymałem, musiałem zapytać.
-Pani Grażynko, mam do pani prywatne pytanie.
-Jakie?- A po chwili obserwowania mnie, kiedy już nie zadawałem żadnego pytania, bo myślałem, że sama powie, dodała.
-Wścibski jesteś.
-Wiem, a do tego ciekawski.
-Nie odpowiem.
-Chcę wiedzieć, czy było warto. Tylko tyle.
-Cały czas jest warto.
-To dobrze.
-Powiesz mi coś?- Teraz ona chciała zadać mi pytanie.
-Co chce pani wiedzieć?
-Ordynator dziwnie się zachowuje, kiedy przy nim jest ta mała dziewczyna. Monika, tak ma ona na imię, prawda?
-Prawda. Broni ją i zachowuje w stosunku do niej, jak ojciec. Może widzi jej potencjał i umiejętność gospodarowania innymi ludźmi. A może po prostu ją lubi, gdyż jest taka otwarta i zawsze robi to, co trzeba, nie patrząc na sprzeciwy innych.
-Jest, aż tak nieczuła?
-To nie to. Ona realnie ocenia czyjś sprzeciw jeśli ma coś zrobić i albo go przyjmuje, albo nie.
-Nie rozumiem.- Zaciekawiła się.
-Jakby to powiedzieć. Może jednak na swoim przykładzie. Kiedy przyszła do mnie pierwszy raz w nocy, bolało mnie kolano, więc poszła po lekarza dyżurnego. Przyciągnęła go na siłę, gdyż podobno nie chciał przyjść i wepchnęła mi go do sali, jak szmacianą lalkę. Opierdzieliła go i powiedziała drugiej pielęgniarce, że nie ma teraz on nic innego do roboty, więc nie będzie jej mówił, iż za chwilkę będzie obchód. Ale było kino.
-Fajna dziewczyna, prawda?
-Ma bardzo żywe i nad wyraz ciekawe usposobienie. Jest wesoła i taka hop do przodu.
-Zauważyłam przy zabiegu. Podawała intuicyjnie narzędzia i to dlatego pomyliła się dwa razy. Czasem nie słucha, co się mówi, tylko patrzy, co się dzieje i to dlatego. Gdyby zgrała ze sobą te dwie rzeczy, to byłoby dobrze.
-Jesteś niesamowitą kobietą panno Grażynko.
-Lubię to, co robię, może dlatego mam taki zapał do tej pracy. W sumie, to z jednej strony dobrze, gdyż jestem podobno bardzo dobra w tym, co robię, ale z drugiej strony, jednak stwierdzam, że to nie dobrze, ponieważ nie mam czasu na życie prywatne, tylko jakieś krótkie miłostki w pracy. Dziwnie zabrzmiało, prawda?
-Jakoś tak strasznie powiało teraz desperacją.
-Może i tak jest, a może nie. Ordynator przecież Jest wspaniałym człowiekiem.
-Więc musi tak być, skoro to wspaniały człowiek. Pani też jest fajną dziewczyną. I jeśli sobie panna myśli, że czasem to wszystko nie ma sensu, to jest w błędzie. Oboje macie jakieś dziwne uczucie takiego kredytu zaufania do siebie. Uda się wam, możesz mi wierzyć.- Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała.
-Kocham takich ludzi, jak ty. Otwartych na innych, z tym waszym dziwnym zachowaniem zasad i warunków prowadzenia polityki prywatności do własnych celów statutowych.- Zrobiłem głupią minę, bo nie bardzo zrozumiałem jej aluzje, co do mojej osoby.
-Zaraz zaraz. Twierdzi pani, że wszystko co robię, robię dla siebie?
-Tak to zrozumiałeś?
-Własne cele statutowe. Własne.- Zaznaczyłem.
-Otwarty na innych z zachowaniem swoich zasad. No chyba, że to nie twoje zasady.
-Przepraszam, chyba nie przetrawiłem tego do końca, bo było to zbyt złożone, jak na jeden raz dla mnie.
-Młody jesteś. A właściwie, to ile ty masz lat?
-Za mało, żeby się martwić, za dużo by się bać i zawsze tyle ile powinienem.
-Dziewiętnaście.
-Nie. Jeszcze nie. Ale już niedługo.
-To ile?
-W tym roku będę mieć Siedemnaście.- Miałem dziwne wrażenie, że patrzy na mnie z niedowierzaniem. Podniosła moją kartę leczenia.
-Drugi maj. Powiedziała, ale chyba do siebie. Spojrzała na mnie jeszcze raz.
-Wyglądasz na niewyrośniętego dwudziestolatka.
-Bo tak się zachowuję?
-Chyba tak. Dlaczego rodzice pozwalają tobie wędrować tak bez żadnych ograniczeń?
-Podam tobie to na dzisiejszym przykładzie. Ojciec miał dzisiaj tutaj przyjechać razem ze mną. I widzisz go tutaj?
-Ma to gdzieś?
-Nie. Podobno gdzieś wykoleił się pociąg, a że jest w grupie interwencyjnej, to.... No wiesz, trza to trza. Dobrze, że chociaż przyszedł i powiedział, bo już bym w ogóle czuł się olany.
-Dziwny chłopak z ciebie i jak na tak młody wiek, to bardzo dużo potrafisz zrozumieć.
-Trzeba sobie czasem tłumaczyć pewne rzeczy i zachowania ludzkiej natury i tak sobie myślę, że to właściwie dlatego taki jestem pogmatwany.
-Ta ruda dziewczyna, to twoja... ?
-Miłość.
-Jaka ona jest według ciebie?
-Szalona, desperacko zakochana i piękna. Umiejąca wybaczyć mi wszystko, dosłownie wszystko. Dzisiaj powiedziała mi, że zaufanie jest słowem, które rozwiewa wszelkie jej wątpliwości. A właściwie, to dlaczego pytasz?
-W sumie, to nie wiem. Chyba ciekawość świata wokół twojej osoby wywołuje u mnie taką chęć poznania ciebie.
-Ciekawy jestem dla ciebie?
-Troszkę się nasłuchałam o tobie.
-Niby, co takiego tobie powiedziano.
-Nie roznoszę plotek, więc nie będę powtarzać. A, co ty sam myślisz o sobie?
-Jestem apodyktyczny i zapominalski, nudny i nieciekawy, ale lubię obserwować, co się dzieje wokół mnie. A do tego wszystkiego, wielu rzeczy nie wiem. Choć często mam takie krótkie spięcie w głowie tak, jak w waszym przypadku, to dlatego chcę wiedzieć więcej niż inni o tym, co się dzieje. To nie jest tylko zwykła ciekawość, a raczej wiedza na temat tego, czy dobrze postąpiłem, że wam pomogłem, czy też nie.
-Samokrytyczny realista, romantyk.
-Dlaczego panna twierdzi, że romantyk?
-Ponieważ nikt nie pomaga miłości, tylko romantycy. Choć nie zawsze, gdyż czasem, to jest właśnie tak, że jeszcze pomogą przyjaciele, lecz to rzadkość.
-Tak. Bardziej wepchnie taki ciebie na kogoś, kto ich zdaniem tobie pasuje, a nie sprawdzi czy delikwent jest twoją bratnią duszą.
-Skąd to wiesz?
-Po prostu miałem już okazję się przekonać.- Poruszyłem się.
-I jak, boli?
-Tak jakby mniej, ale to może być zwykłe przyzwyczajenie się do bólu.
-Po dłuższej chwili ból zacznie być uciążliwy.
-Jak wszystko.
-Dobrze. W takim razie dostaniesz środki przeciwbólowe i jutro do domu.
-Zaraz. Jak to jutro do domu?
-A ty myślałeś, że wyjdziesz dzisiaj?
-No tak. Źle myślałem?- Załamał mnie taką wiadomością.  
-Bardzo źle. Musimy być pewni, że nie będzie żadnych powikłań na początku rehabilitacji.
-Macie rację, to jest ważne. Pomoże mi pani gdzieś zadzwonić? Proszę, to też jest ważne.
-Znów chcesz zadzwonić? Ale wiesz, że to problem?
-Tak.
-Poczekaj pójdę tylko po wózek i ciebie zawiozę.- Poszła i za chwilkę przyszła do mnie z Moniką.
-Ordynator powiedział, że mam dzisiaj o ciebie zadbać.- Powiedziała Monia.
-I dobrze. Muszę zadzwonić do mamy.
-Dlaczego?
-Ojciec miał ze mną być, ale pociąg gdzieś się wykoleił i wyszło, jak wyszło.
-Szymon, posadzimy ciebie na wózku i zawieziemy do telefonu. Tylko, że nie możesz wyglądać tak, jak z szedłbyś dopiero co z krzyża.- I się roześmiały.
-To trzeba było mnie na nim nie umieszczać.- Uspokoiły się.
-Wiesz, że nie powinnyśmy się na to zgodzić?
-Wiem.
-Robimy wyjątkowo głupie zagranie dla ciebie, ale tylko dlatego, żeby nikt się o ciebie w domu nie martwił. Rozumiemy się?
-Tak pani Grażynko. Krótko i w temacie. A najlepiej, by nikt kto ma pojęcie, że nie powinienem się tam znaleźć, tego nie widział.
-Właśnie.- Zawiozły mnie na wózku do biura, gdzie był jeden lekarz i Monika go delikatnie mówiąc, wyjebała za drzwi i kazała mu iść do jakiejś pani na oddziale intensywnej terapii. Grażyna patrzyła z niedowierzaniem, ale Monika powiedziała, że kobieta zawsze chce lekarza. A zresztą, jak ma siedzieć, to niech się przejdzie.  
-Szybko dzwoń, bo ktoś może przyjść.- Zadzwoniłem do sklepu i powiedziałem mamie, że przyjadę jutro, bo boli mnie kolano i jestem u lekarza, on skierował mnie na badania i dobrze, że ciocia Agaty jest ze mną. Mama chciała koniecznie rozmawiać z lekarzem, więc poprosiłem Panią Grażynkę.
-Jestem na badaniach i tylko tyle, bo chcecie coś wykluczyć, zgoda?- Rozmawiały krótko, ponieważ Grażyna mówiła takim zawiłym językiem, że chyba raczej nie kłamała tak, jak ją poprosiłem. Nie pomyślałem, że można było zrobić to w ten sposób. A na koniec powiedziałem, iż dam radę sam wrócić. Tylko, że dopiero jutro. Po skończonej rozmowie podziękowałem Pani Grażynce i Monika odwiozła mnie do sali, w której leżałem. Chwilkę ze mną porozmawiała i gdy środki przeciwbólowe zaczęły działać, zasnąłem. Nagle poczułem, jak ktoś mnie całuje, raz drugi i trzeci. Agata pomyślałem sobie i kiedy wywnioskowałem z częstotliwości tego procederu, że będzie próbowała zrobić to jeszcze raz, złapałem ją i pocałowałem w usta. Problem był taki, że to nie była Agata, a Paulina. Lecz to nie był problem sam w sobie, a polegał on na tym, iż w pokoju oprócz niej, była Natalia, Jagoda i Monika.
-Ojej, ale gafa. Ale to przez to, że używacie tej samej pomadki o smaku poziomkowym.- Stwierdziłem pokazując na nią palcem.
-Fajna jest.- Powiedziała uśmiechając się Paulina.
-Wiem. Tylko, że zawsze przez to się mylę.
-Musisz bardziej uważać.- Stwierdziła Paulina w momencie, kiedy do pokoju wchodziła Agata.
-Ale dobrze całujesz.- Dorzuciła. Agata spojrzała najpierw na mnie, a później na nią i powiedziała.
-Znów uprawiacie seks beze mnie?
-Prawie, że tak, ponieważ macie taką samą poziomkową szminkę.
-Poważnie.- Podeszła do mnie i mnie pocałowała.
-Razem wybrałyśmy, to pewnie dlatego ją lubimy, bo te inne, to są… . Jak ty to mówisz?
-Blee.
-Właśnie, niedobre. Choć z tego, co pamiętam, to gruszka i jabłko też się tobie podobały.
-Tak. Tylko, że żadnej z nich nie miałyście jeszcze na ustach.
-Zaraz, zaraz! To, co one zrobiły z tymi pomadkami, jeśli nie miały ich na ustach?
-To było dzieło sztuki współczesnej z tematem biblijnym. Tylko, że to dziewczyny kusiły chłopaka, a nie wąż dziewczynę.- Jagoda znów spojrzała na Agatę pokazując palcem na drzwi.
-My na chwileczkę was przeprosimy.- Powiedziała Jagoda i razem z Agatą wyszły z sali. Natalia spojrzała na mnie.
-Co zrobiły?
-Namalowały na sobie jabłoń z jabłkiem i zapytały mnie, czy chcę spróbować owocu z zakazanego drzewa.
-I co?
-Smakowe było.
-Słucham?
-No wiem! Młody jestem i głupi. Ale tym mnie zaskoczyły. Poza tym to powiem tobie, że bardzo dobrze to drzewo rozplanowały na powierzchni ciała.
-To znaczy się, jak?
-Jabłka to były..., jabłka.- Odpowiedziałem pokazując na krągłości natury kobiecej.
-No tak.- Zakończyła rozmowę będąc nad wyraz zdziwiona.
-To może ja dołączę na chwileczkę do Jagody.- I wyszła za drzwi. Paulina stała i patrzyła na mnie.
-Wiem. Nie powinienem jej tego mówić.
-I tak nie dadzą nam spokoju, jeśli się nie dowiedzą. One jeśli chodzi o ciebie, to są strasznie zawzięte.
-Uprawialiście seks we trójkę?- Zapytała zdziwiona Monika.
-Nie. Zwariowałaś? Tylko byliśmy razem w łóżku.
-Szymon, to też jest seks.
-Takie zabawy nieinwazyjne?- Spojrzałem na Monikę.
-Tak.- Pokiwała głową Monia.
-W takim razie, to zlizałem z nich te drzewa, a jabłka, to naprawdę chciałem ugryźć.
-Wiesz, jak mi zajechałeś wtedy zębem?
-Przecież przeprosiłem.
-Jak sobie przypomnę, to mnie jeszcze boli.
-Dobra, koniec tej rozmowy.
-Pasujecie do siebie.- Powiedziała Monika.
-Ja z Pauliną?
-Tak. I do tego Agata.- Spojrzałem na Paulinę.
-Widzisz? Mówiłam tobie, żebyś ożenił się ze mną.- Monika znów spojrzała na mnie.
-Nie pytaj.- Powiedziałem, pokazując jej dłoń od siebie.
-Okey.-  Odparła piskliwym głosikiem, dziwnie zaskoczona tym, co usłyszała.
-Fajni jesteście.- Dodała. Do pokoju wróciły dziewczyny i Jagoda podeszła bliżej do mnie.
-To po to był im ten domek?
-Nie. W tym pensjonacie było przecież dużo więcej pokoi. Mogły przecież iść do któregokolwiek i nikogo nie wpuszczać. Chciały mieć pewnie spokój.
-Więc, dlaczego ty się tam znalazłeś?
-To proste. Paulina dała mi w twarz.
-A ty chciałeś ją przeprosić?  
-Nie. Chciałem dostać od Agaty z drugiej strony.
-Za co?- Zapytała Monika.
-Za to, że jakieś wariatki próbowały mnie zgwałcić.
-Słucham?!- Krzyknęła Natalia.
-Długo by mówić. Zostawmy to. Nie wyjdę dzisiaj już ze szpitala, więc nie musicie czekać na mnie, bo to jest trochę bez sensu.
-Więc przyjedziemy jutro rano. Zmęczony jesteś, prawda?
-Boli. Może uda mi się przespać część tego procesu gojenia się tych dziur. Przynajmniej na razie. Monika, przyniesiesz mi coś na ból?- Zwróciłem się do Moniki.  
-Teraz muszę iść do Ordynatora. To za momencik dobrze, pożegnamy się tylko.
-Dobra. To dajcie dziewczyny po buziaku i… .
-Bardzo boli?- I Natalia wtrąciła się.
-Raczej strasznie, a do tego zaczyna to być uciążliwe. Cholernie uciążliwe.
-W takim razie, nie będziemy przeszkadzać.
-Żegnamy się dziewczęta i idziemy. Dalej. Raz, raz, szybciutko.
-Dobrze. To pa, kochany.- I Agata mnie pocałowała. Później zrobiła to Paulina i Jagoda, lecz mniej lubieżnie. A na koniec Natalia podeszła do mnie i powiedziała.
-Powinnam z tobą porozmawiać, ale przyjdzie na to czas. Później, dobrze.- I dała mi całusa.
-To do następnego razu.- Powiedziała i lekko przymrużyła oczy podnosząc brwi. Przesadzam, pomyślałem sobie i nie mogę się tak z nią droczyć bez końca. Zostaw to Szymon, zostaw. Pomyślałem sam do siebie.
-Natalio, bardzo dziękuję za operację, za którą zapłaciłyście i za wasz wkład w rozwój tej małej istoty ludzkiej, jaką jest Alicja.
-Szymon, to my dziękujemy za to, że dałeś mi taką możliwość. Źle się czułam i dobrze zrobiłeś.
-Nie. Nie dobrze zrobiłem. To był unik przed odpowiedzialnością. Czasem myślę, że to jest nierealne, bo u was wszystko mi się udaje.
-Kto powiedział, że coś ma się tobie nie udać. Masz ciekawy potencjał Szymonie, tylko trzeba ciebie kontrolować i dbać o ciebie. Dorota również tak twierdzi. Cześć, do jutra. Bo po takiej rozmowie, pewnie teraz nie będziesz mógł długo zasnąć.
-Cześć.- I zamknęła drzwi. Monika siedziała na łóżku po przeciwnej stronie sali.
-A więc to ty decydujesz o tym, co się u nich dzieje. I to całe zamieszanie z małą Alicją, to twoja sprawka. Więc dlaczego nie przyznałeś się jej mamie, że to ty?
-Bo zrobiłem to dla Natalii. Źle się czuła po moim wypadku i powiedziała mi, że musi zapłacić za tą operację, żeby się lepiej poczuć. A kiedy Ordynator oddziału powiedział mi, że obie strony zapłaciły za moją operację, a ona mimo to, została sfinansowana ze środków funduszu wdrażania nowych technologii leczenia, to gdy zobaczyłem, jak mama Alicji płacze po wyjściu z sali, samolubnie stwierdziłem, iż mogę pomóc im wszystkim. One się lepiej poczują, bo komuś pomogły, a mała dziewczynka będzie miała mniej problemów z wyjściem na prostą i zacznie wreszcie chodzić. Wiem, głupi jestem, ale to jest moja własna głupota.
-Nie mów tak. Fajny jesteś, a ja nigdy nawet bym nie pomyślała, żeby zrobić coś takiego, dla kogoś innego. To dobrze, że trafiłeś na jej mamę.
-Sam się nad tym zastanawiam, choć one zrobiły to pewnie tylko dlatego, że nie dałem im wyboru.
-Nie rozumiem dlaczego tak mówisz o tej sprawie.
-Zapłaciłem ich pieniędzmi za operację Alicji, a dopiero później zapytałem je o to, czy mogę mieć do nich takie życzenie. Na początku Natalia się wściekła i wychodząc z sali trzasnęła drzwiami. Jagoda też nie była zadowolona, że coś takiego zrobiłem, ale bardzo mnie lubi, więc jakoś to przełknęła i powiedziała, że to ona zapłaci za tą operację. Dopiero później Natalia, Dorota i Jagoda rozmawiały w tym temacie i kłóciły się o to, kto zapłacił za operację Alicji i jej powrót do zdrowia. Jagoda zapłaciła za operację, więc im zostało zapłacić za dalszą część leczenia Alicji.
-Fajnie się ciebie słucha. Powiedziała i usiadła obok mnie.
-Boli?
-Tak, ale chociaż wiem dlaczego. Natomiast za cholerę nie rozumiem, dlaczego zawsze, kiedy razem rozmawiamy, aż tak się otwieram przed tobą.
-Mnie tam się podoba rozmowa z tobą.
-A ty podobasz się mi. Tylko, że ja nie mówię o tym.
-A o czym?
-Że przy tobie, to ja potrafię się wysypać z tymi swoimi wrażeniami i doświadczeniami. Czasem nawet bardzo mnie to męczy, kiedy nie mam nikogo, komu mogę się wyżalić. A tobie zawsze mogę powiedzieć, co mi leży na wątrobie. Ciekawe dlaczego tak jest.- Spojrzałem na nią, a ona usiadła bliżej mnie i próbowała mnie pocałować. Nie chciałem być niemiły, więc dałem jej buziaka w usta. Skrzywiła się i powiedziała.
-Nie podobam się tobie?
-Przecież już powiedziałem tobie, że mi się podobasz. Ale jesteś dziewicą, więc zapytam jeszcze raz. Dlaczego ja?
-Ty jesteś jakiś inny. Kocham ciebie i nie wiem, jak to powiedzieć, ale masz coś takiego w sobie, że człowiek boi się ciebie. Jesteś nieobliczalny, a do tego wszystkiego jesteś strasznie spokojnym człowiekiem. To budzi w nas kobietach taki podziw dla ciebie. Nie rzucasz się i nie złościsz, a mimo wszystko jesteś, jak posąg, stały o takim dziwnie gładkim usposobieniu. Odmówiłeś mi, a ja nie wiem dlaczego, ale jestem z tego, tak cholernie zadowolona. Jak idiotka normalnie.
-Może dlatego, że to właściwe.
-Może. Sama nie wiem, jak coś takiego jest możliwe.- I spojrzała zupełnie inaczej, niż dotychczas na mnie patrzyła.
-Nie spoglądaj tak na mnie.
-To znaczy się jak?
-Nie wiem, co myślisz w takich chwilach.
-A więc rozumiesz nas kobiety bardziej niż inni faceci.
-Mam szesnaście lat, nie jestem facetem, tylko jestem jeszcze dzieckiem.- Dziwnie na mnie spojrzała.  
-No dobra, dużym dzieckiem.- Uśmiechnęła się i zapytała.
-To może duże dziecko chce się przytulić do piersi?
-Monika! Przyhamuj troszkę z tymi swoimi zapędami.
-Nie zrobisz tego, prawda?
-Nie.- Posmutniała.
-Chcę, ale kocham Agatę i nie mogę.- Podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Cholera! Pomyślałem sobie i złapałem ją za głowę i pocałowałem w usta, później w dolną wargę i górną, a na koniec wsunąłem jej język, jak najdalej umiałem. Nasze języki zatańczyły, a na koniec dałem jej całusa.
-I to tyle?- Zapytała zdziwiona.
-Masz coś takiego w sobie, że chciałbym się z tobą kochać bez pamięci. Nie pieprzyć, tylko kochać. Ale nie mogę!
-Agata.
-Tak. Ma to samo podejście do mnie, co ty i Paulina. A do tego, jest płomienną kobietą z wyraźnym przesłaniem od słońca.
-Tak, ma niesamowite te piegi. Takie duże i nierealne, a mimo wszystko strasznie jej to pasuje, wręcz idealnie.
-Więc skoro oboje zgadzamy się, co do tego, to odpuść mi troszkę, bo się duszę.
-Odpuszczę.- Powiedziała spoglądając na mnie.
-Nie patrz tak, proszę.
-Nie będę już tego robić, przepraszam.
-Nie obrażaj się
-Nie obrażam się. Ja to rozumiem, że ją bardzo kochasz. Chodź przytulimy się.- I położyła się na mnie, uważając na moją prawą nogę.
-Ale tobie serce pomalutku bije.
-Mogę posłuchać twojego?
-Poczekaj przyniosę stetoskop.
-Nie. Ja chcę teraz posłuchać muzyki twojego serca.- Widziałem, że strasznie się zdziwiła tym, co do niej właśnie powiedziałem, ale nie zastanawiając się nad tym, co zrobić, rozpięła swój fartuch, bluzkę i stanik, a później położyła się płasko obok mnie.
-Chodź.- Powiedziała, a ja obróciłem się i położyłem głowę między jej piersiami. Jej serce biło miarowo, lecz znacznie szybciej niż moje.
-Łał, ale wali.- Do sali w której byłem, drzwi otworzyła pielęgniarka oddziałowa. Spojrzała i obracając się na pięcie, powiedziała.
-Monika, można ciebie prosić za drzwi?- I wyszła.
-Już, chwileczkę.
-Będzie zadyma?- Zapytałem.
-Nie. Jacek u którego byliśmy na osiemnastce, to jej syn.
-Ciekawe.
-Pójdę po tabletki i za chwilkę przyjdę.- Po kilku minutach do sali weszła pielęgniarka oddziałowa.
-Panie Szymonie, nie będę tolerować takiego zachowania. Jest pan odosobniony na tej sali, ponieważ prosił mnie o to sam Ordynator oddziału, ale jeszcze raz przyłapie pana obmacującego mi pielęgniarkę, a na pewno obróci się to przeciwko panu.
-Droga Pani. Bardzo dobrze się stało, że pani przyszła. Ponieważ mam pewien problem. Monika mówi, że bardzo wolno chodzi mi serce, a ja chciałem zobaczyć, jak bije jej serce. Może faktycznie powinna iść po ten... no, jak to się nazywa? To, co noszą lekarze na szyi. No to takie do słuchania.
-Do osłuchiwania czynności organizmu. Serca i płuc, tak?
-Tak.
-Stetoskop.
-Właśnie, stetoskop. No u niej, ze względu na budowę ciała, ciężko jest posłuchać, jak bije jej serce, więc rozpięła to i tamto. Ładny ma ten biust i robi on piorunujące wrażenie, lecz naprawdę nie o to chodziło, żeby macać ją po cyckach. Daję słowo. Przysięgam na Boga, nie o to chodziło.
-Ale ją bronisz. Następnym razem, niech idzie po stetoskop.
-Ona by pobiegła, lecz ja chciałem posłuchać muzyki jej serca w normalnym trybie pracy, a nie przyspieszonym.
-Rozumiem. Niepotrzebnie sobie wyobrażam, nie wiadomo co.
-Nie. To dobrze, że pani ją broni, bo ona jest tego warta, ponieważ ona jest dziewicą.
-A skąd ty to możesz wiedzieć.
-Byłem na osiemnastych urodzinach pani syna.
-A jakie to ma znaczenie?
-Nic pani nie wie?
-Nie.
-A cha. To niech pani zapyta Jacka.
-Zapytam.
-Niech sobie pani nie wyobraża nie wiadomo czego. To dobra rada.- Uśmiechnęła się, jakoś tak mechanicznie i wyszła, a za chwilkę przyszła Monika.
-Trzymaj ten kubek i połknij to, co masz w kieliszku. Dała mi dwie tabletki, jedną białą, a drugą niebieską. Zrobiłem, jak mówiła i powiedziałem.
-Broni ciebie.
-Kto?
-Ta pielęgniarka oddziałowa, cały czas ciebie broni.
-To źle?
-Raczej nie. Ale to dziwne wrażenie, jak ktoś się tak przejmuje. Musi ciebie lubić, albo.... Nie. To niemożliwe, raczej by tego nie zrobiła. Na pewno ciebie lubi.
-Jakoś tego nie okazuje.
-Taka funkcja, co zrobić. Wiesz co? Wszyscy ciebie lubią, a ty nie masz normalnego chłopaka. Zastanawiałaś się może nad tym dlaczego?
-Szymon, nie trudź się. Jak do tej pory, każdy kogo poznałam, okazywał się być dupkiem lub nudziarzem.
-Wiesz, że twoja przełożona inaczej spojrzałaby na ciebie, jeśli umówiłabyś się z Jackiem?  
-W sumie, to on jest chyba normalny.
-Nie jest normalny, ale jest w porządku, bo potrafił mnie przeprosić. Zastanów się.
-Zaczynasz być irytujący.
-Wiem, ale mówię serio.
-A Piotrek?
-On twierdzi, że jesteś w mojej lidze, a nie jego.
-Co?
-Ciężko to wytłumaczyć, ale ogólnie chodzi o to, że jesteś za bardzo do przodu.
-On jest bardzo miły i przystojny, ale mam dziwne wrażenie, że to nie jest chłopak dla mnie. On też tak myśli tylko w drugą stronę, prawda?
-On chce, ale zdaje sobie sprawę z tego, że ty go w pewnym momencie wyprzedzisz i mu uciekniesz.- Nagle znów zdałem sobie sprawę z tego, że się wysypałem przed nią. Roześmiałem się, a ona patrzyła na mnie, jak na durnia.
-Cholera znów to zrobiłem.
-Co znów zrobiłeś?
-Powiedziałem zbyt dużo. Znów się wysypałem przed tobą. Masz coś jeszcze, poza tym, co ma Agata, oraz Paulina. I wiesz co?
-Co?
-Boję się tego.
-A co ona ma takiego, czego nie mam ja.
-Hm! Zastanówmy się. Rude włosy, piegi, mnie?
-Ciebie.
-Chociaż nie, teraz ty mnie masz. A ja jestem lekko zestresowany twoim sposobem bycia.
-Denerwujesz się? Mogę zobaczyć, jak bije tobie serce.
-Ja słuchałem twojego, więc proszę, zobacz sobie, jak bije moje serce.- Położyła głowę mi na piersi i tak dłuższą chwilkę leżała nie odzywając się, słuchała bicia mojego serca.
-Naprawdę jesteś zdenerwowany. Więc, co tobie leży na sercu?- Powiedziała podnosząc głowę i spoglądając mi w oczy.
-W tej chwili? Ty mi leżysz na sercu.
-Pytam poważnie.
-Naprawdę i w przenośni. Mówię poważnie, ty.
-Nie jestem tobie obojętna?
-Cały problem w tym, że nie.
-Cały czas wydawało mi się, że tylko mnie lubisz i tolerujesz, a ty naprawdę mnie lubisz.
-Gorzej. Ja ciebie kocham.
-I mówisz to tak spokojnie?
-Noga mi zaraz odpadnie i jeśli nie leżałabyś na mnie, to bym tutaj skakał z bólu.
-Przepraszam.
-Leż, nie złaź. Lubię kiedy mnie coś tak kobiecego przygniata. Zwłaszcza, jeśli jest to takie piękne. I Moniś, to nie jest kwestia twoich szans u mnie, tylko mojego serca. A połowę mojego serca ma ona i to właśnie ona zajmuje mi tyle samo moich myśli.
-Ja mam drugą połowę?
-Dzielisz ją między innymi z Pauliną, Karoliną i innymi dziewczętami.
-Jesteś niesamowity.
-I kto to mówi.
-Mogę dzisiaj z tobą spać tak, jak ostatnio?
-Jasne.
-To przyjdę później.
-Powiedz oddziałowej, że będziesz tutaj.
-Ona to wie. I nawet nie jęczała mi, że się przytulałeś do moich piersi.
-A ja dostałem opierdol. Ale się wytłumaczyłem.
-Powiedziałeś jej dlaczego to robiłeś?
-Y chy.
-Zwariowałeś?
-To akurat żadna nowość.
-Dobrze, bo i tak muszę iść do Ordynatora. Przyjdę później.- Dała mi całusa w policzek i wyszła. A ja po chwili zasnąłem. Obudziła mnie pielęgniarka oddziałowa, dała mi termometr, coś do zjedzenia oraz coś przeciwbólowego. A co najdziwniejsze, poprosiła mnie o wyjawienie jej o czym dzisiaj rozmawialiśmy z Moniką, bo znów chodzi z głową w chmurach.
-W standardzie o wszystkim. A, że tak zapytam, dlaczego pani chce wiedzieć?
-Jacek powiedział mi, co się wydarzyło u niego na osiemnastych urodzinach.
-Bardzo ładny i ciekawie zrobiony dom ma pani. Gratuluję pomysłu i ciekawostek architektonicznych. Świetna lokalizacja salonu i niesamowite wrażenie zrobił na mnie ten trawnik tak wysoko na tarasie.- Chciałem, aby zeszła z tamtego tematu, więc go szybko zmieniłem.
-Miałam zrobić tam ogródek, ale czas pracy mnie uwiódł i mi go wiecznie brakuje. Więc postanowiłam, że skoro miało być tam zielono, to niech będzie tam trawnik i kiedy zrobiliśmy sobie zielony taras, to spodobało nam się i tak jest już kilka lat.
-Jacek nie ma dziewczyny?- Zapytałem ni stąd ni zowąd.
-Nie, nie ma. Ale chciałabym mieć pewność, że znajdzie sobie dziewczynę pokroju naszej gwiazdy.
-Monika pytała się mnie, co ja myślę na jego temat.
-I co odpowiedziałeś?
-Umiał mnie przeprosić za ten swój wybuch złości, a to znaczy, że jest dobrze wychowany.
-To akurat wiem. Co jeszcze?
-Że jestem pewien, iż sposób podejścia pani do niej na pewno będzie inny, jeśli chociaż spróbuje.
-Jacek też powiedział mi, że jest dziewicą, skąd wy to wiecie?
-Z tego jednego zamieszania wokół całej tej sprawy.
-Ale jakiej sprawy, ktoś mi wreszcie to powie?
-Gdzie jest Monia?
-Siedzi za mnie na dyżurce, więc nie przyjdzie dopóki ja jestem tutaj.
-Więc niech pani usiądzie.- Powiedziałem jej, co takiego działo się tego dnia na tej imprezie, z wyjątkiem sytuacji zagrożenia życia dla idioty winnego całemu temu zamieszaniu. Szczerze mówiąc, streściłem jej całą tą sprawę w kilku zdaniach, podając tylko moje spojrzenie i fakty patrząc na winę gościa niedzielnego oraz Moniki dziewiczy teatr.
-Tak normalnie wam pokazała, że jest dziewicą?
-Tak. Odpowiedziałem kiwając głową i patrząc na jej zdziwienie.
-Ktoś go wyrzucił?- Zapytała wreszcie.
-Ja. Podniosłem tego imbecyla z podłogi i go wyrzuciłem.
-A za co Jacek ciebie przeprosił?
-Myślał, że chcę mu pomóc i się rozzłościł.
-A nie wiesz przypadkiem, kto wyskakiwał przez okno i połamał mi krzewy na ogródku pod oknem?
-Nie słucha pani, co się mówi. Nikt nie wyskakiwał, jak już powiedziałem, wyrzuciłem gościa niedzielnego z imprezy.- Dziwnie ją zamurowało, więc dodałem.
-Przepraszam panią za połamane krzewy pod oknem, to moja wina.
-Nie przejmuj się. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.- Patrzyła na mnie tak, jak chciałaby jeszcze coś wiedzieć, ale po tym, co usłyszała, to chyba strach nie pozwalał jej zapytać o nic więcej.
-Co chce pani jeszcze wiedzieć?
-Mam krew na dywanie. Tylko nie wiem, czy chcę wiedzieć skąd ona jest. Jacek twierdzi, że to wino, ale ja tam wiem swoje.
-Jakiś chłopak znokautował gościa niedzielnego zanim go wyrzuciłem.
-Troszkę dużo tej krwi.
-Tak to bywa, jak się robi z dziewicy dziwkę i szmatę. Wszystko dobrze?
-Tak. Już myślałam, że kogoś zamordowali. Taki Jurek byłby do tego zdolny.
-Taki łysol go trzasnął.
-Raz?
-A co, powinien poprawić?
-Nie. Na pewno nie.
-Jeszcze chce pani coś wiedzieć?
-To i tak za dużo, jak dla mnie. Reszta niech pozostanie nietknięta. Chciałam jeszcze dwie rzeczy wyjaśnić, ale sobie daruję. Nie chcę wiedzieć. Powiedz mi tylko, czy Monika była do końca imprezy?
-Nie. Monika pojechała z nami.
-To dobrze. Za chwilkę przyjdzie do ciebie, tylko coś jeszcze zrobi.- I już chciała wyjść, kiedy powiedziałem do niej.
-Termometr.
-Słucham?
-Powinienem pani oddać termometr.- Wyciągnąłem go z pod pachy i podałem jej.
-A tak. Dziękuję.- Odczytała i wpisała do karty wartość z termometru.
-Powie mi pani o czymś, jeśli zapytam?
-Ty mi odpowiedziałeś, pytaj.
-Jak często odwiedza was pani Grażynka?
-Mam wrażenie, że zatrudnili ją na etat.
-A jak pani się zapatruje na Moniki zainteresowanie pani synem?
-Chciałabym. Masz jeszcze jakieś pytania dotyczące czegoś więcej niż tylko miłości?
-Ten ogród na dachu, jak go pani tam zrobiła, że nawet teraz zimową porą jest on zielony?
-Kamienie, siatka, mata i torf a na to trzydzieści pięć centymetrów czarnej ziemi. I się utrzymuje. Pod kamieniami jest odpływ nadmiaru wody. I to tyle.
-Pomysłowo. Torf utrzymuje temperaturę, a kamienie odprowadzają nadmiar wody.
-Powiem tobie coś. Ta mata to drewniane deski pewnie już spróchniały, ale to był dobry pomysł, bo nie mogliśmy dostać maty.
-Również pomysłowe.
-Masz jeszcze jakieś pytania?
-Nie.
-Dobrze, to ja idę.- I poszła. Myślę, że nie minęło zbyt dużo czasu zanim w drzwiach zobaczyłem Monikę. Była wystraszona. Tak pomyślałem na pierwszy rzut oka. Ale nie, ona nie była wystraszona, a zszokowana zachowaniem swojej oddziałowej. Spojrzała na mnie i… .
-Coś ty jej powiedział?!- Wyrzuciła z siebie z dziwną złością w moim kierunku.
-Prawdę...?( Nie odzywała się.) Chyba prawdę...? (W dalszym ciągu nic.) Tak myślę, że prawdę...? (I znów nic.) No nie przesadzaj, niżej nie zejdę, bo na pewno nie nieprawdę.
-Co jej powiedziałeś?- Zapytała mając przymrużone oczy.
-Że jesteś zainteresowana jej synem. A co się stało?
-Podeszła do mnie, powiedziała dziękuję i mnie przytuliła.
-To w czym problem? Chociaż wiesz, że jest po twojej stronie.- Złapała poduszkę z drugiego łóżka i mnie nią uderzyła.
-Głupek. Takich rzeczy się nie mówi.
-Przecież lepiej wiedzieć kogo masz po swojej stronie, a kto jest przeciwko takiemu związkowi. Ja śmiem twierdzić, że Jacek jest okey. Poznaj go bliżej, a sama zobaczysz.
-Dobrze. Powiedzmy, że się zgadzam. Co ja na tym wygram.
-Kogoś kto ciebie szanuje, kto najpewniej jest wart twojego uczucia oraz wie do czego jesteś zdolna i kogoś, kto ma sto procent pewności, że jesteś dziewicą.- Znów podniosła poduszkę i mnie nią trzasnęła, mówiąc dobitnym tonem.
-Nie przypominają mi tego! Tylko ty miałeś to sprawdzić, a on zobaczył, bo był solenizantem.
-Myślałem że pokazałaś mu, bo się tobie podoba.- Znów mnie trzasnęła.
-To też.- Powiedziała uśmiechając się.
-To jak spróbujesz?- Pomyślała chwilkę.
-Spróbuję.
-Odłóż tą poduszkę.
-Odłożę pod warunkiem, że się posuniesz.
-Przesunę się.
-Ale ja potrzebuje tej poduszki.
-Przecież jej nie użyjesz, bo masz mnie do oparcia głowy.
-Mam się przytulić?
-Tak, jak ostatnio.
-Dobrze.- Odłożyła poduszkę i przyszła się położyć. Kiedy już się położyła, zapytała.
-Powiesz mi prawdę?
-Jasne. Po cóż miałbym ciebie okłamywać.  
-Przespałbyś się ze mną, jeśli nie byłabym dziewicą?
-I jeśli nie byłbym z Agatą, to pewnie tak.
-A w innym przypadku?
-To byłabyś moją dziewczyną.
-Jaja sobie robisz, a ja pytam poważnie.
-A ja sobie robię jaja. Nie. Wiesz, ja nie robię sobie jaj, ja mam jaja.
-Nie wierzę tobie.
-Niby w co, że nie kłamię?
-Nie o tym mówię, a o jajach. Ale to nie jest problem sprawdzić. Wystarczy tylko wsunąć dłoń w majtki i pomacać czy tam są.- Mówiąc to, pomału robiła to o czym mówiła, lecz gdy miała dłoń na moim przyrodzeniu, nie złapała za jajka, a za fiutka i delikatnie zaczęła mi go masować, w dół i w górę, w dół i w górę..., ..., … .- Złapałem ją za dłoń mówiąc.
-Monika, proszę ciebie.
-Mam to zrobić ustami?- Boże, dlaczego teraz. Pomyślałem.  
-Cholera, na sto procent będę tego żałować. Monika nie rób tego, proszę ciebie.- Spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
-Proszę. powtórzyłem raz jeszcze.
-Pewny jesteś swojej decyzji? Bez żadnych zobowiązań.- Dodała, żeby nie było niedomówień.
-Monika, ale ja chcę. Naprawdę chcę, ale mam cztery dziury w kościach mojej nogi i po napięciu mięśni najpewniej stracę przytomność z bólu. Teraz mnie boli, ale za chwilkę, to urodzę z bólu. Proszę ciebie.- Monika delikatnie zabrała dłoń i powiedziała.
-Chciałam być miła i zrobić coś dla ciebie. Coś, co zapamiętasz, a ty nie chcesz. Dlaczego?
-Monika, ja ciebie kocham, lecz za bardzo ciebie szanuje, aby pozwolić zrobić tobie, coś takiego.- Spojrzała na mnie w taki sposób, że miałem dziwne wrażenie, iż się obraziła. Wsunąłem swe dłonie pod jej bluzkę i złapałem ją za biust, kładąc dłonie na nim. Po czym podniosłem ją lekko do góry, abym nie musiał się zginać. Gdy była już na mojej wysokości, wysunąłem dłonie przez jej dekolt, oparłem je na jej policzkach i pocałowałem ją raz w usta, dwa w nosek i na trzy, pocałowałem ją tak dogłębnie. Kiedy skończyliśmy się całować, powiedziałem.
-Nawet nie wiesz ile kosztuje mnie nerwów doprowadzenie umysłu do takiego stanu, żebym mógł tobie odmówić świadczenia mi takiej przyjemności, jaką jest dotyk twoich ust.- Pocałowałem ją ponownie w usta i położyłem się obok niej płasko na plecach, wyrzucając poduszkę na drugie łóżko. Monika przewróciła się na bok, spojrzała na mnie i powiedziała.
-Przepraszam ciebie.- Po czym położyła się na mnie, cały czas uważając na moją nogę. Leżała nie odzywając się tak przez dłuższy czas, mając głowę na mojej piersi i słuchając mojego serca. Zrobiłem trzy głębokie i powolne wdechy, żeby się uspokoić, a na koniec, zatrzymałem oddech i zamarłem w bezruchu. Podniosła głowę i spojrzała na mnie.
-Szymon, żyjesz?- Nabrałem powietrza i odpowiedziałem jej.
-Oczywiście, że tak.
-Ale zwolniło twoje serce.
-Zdenerwowałem się, przepraszam ciebie za to.
-A za co? Przecież to nie twoja wina.
-Moja. Powinienem być zadowolony, że taka dziewczyna, jak ty, chce zrobić mi dobrze. Tylko, że ja taki nie jestem. Naprawdę jesteś wspaniałą kobietą.- Uśmiechnęła się.
-Fajny chłopak z ciebie.
-Ty też to wiesz, że jesteś fajną dziewczyną, prawda?
-Wszyscy mi tak mówią, ale oni mnie wcale nie znają. Takie teksty traktuje tylko jako, zawierające interes komplementy.
-Ciekawą osobą jesteś, a do tego inteligentną.
-Dlaczego, jak ty mówisz takie rzeczy, to od razu, to do mnie trafia, a innych osób prawie, że nie słucham?
-Polubiłaś mnie, ot i cały sekret.
-Nie polubiłam ciebie.
-Nie lubisz mnie?
-Nie. Bo się w tobie zakochałam.
-Skąd wiesz, że się zakochałaś, a nie jest to chwilowe, jednorazowe zauroczenie?
-Bo jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko.
-Naprawdę wszystko?
-Tak.
-Sprawdzam.
-Słucham?
-Chcę abyś umówiła się z Jackiem na randkę, tyle razy ile widziałaś mnie. Jeśli po tym czasie jeszcze nie będziesz chciała się z nim spotykać, to ja zabiorę ciebie na jedną randkę i wtedy zobaczymy, co dalej. Układ stoi?- Wyciągnąłem dłoń, aby ją uścisnęła zgadzając się. Przez chwilkę zastanawiała się, czy podać mi rękę, ale w końcu się poddała i sama coś dorzuciła.
-Ale na randkę zrobisz to, co ja wymyślę?
-Układ stoi.
-Mi też pasuje, bo z Jackiem miałam się i tak umówić.
-Czyli zrobiłem sobie problem.- Podniosła brwi i uśmiechając się do mnie pokiwała głową, że tak.
-Ale ty chcesz się ze mną przespać, tylko nie wiesz, jak to zrobić, żeby przeciągnąć to troszkę w czasie, aż się tobie noga zagoi.- Podniosłem lekko brew, przekrzywiłem lekko głowę, złapałem ją za nosek i lekko potrząsając na boki, powiedziałem jej komplement.
-Nie dość, że inteligentna, to jeszcze mądra.- I zmieniłem strony machania jej głową z prawej do lewej na w górę i w dół.
-A wszyscy chłopcy takich dziewcząt nie znoszą.- Nagle dziwnie spoważniała i spojrzała na mnie.
-Nie żartuj sobie.
-Nie żartuję. Ale wiesz co? Dobrze, że ja nie jestem wszyscy. Uderzyła mnie pięścią w pierś i powiedziała.
-Nie rób tak więcej!
-Chciałem zobaczyć twoją reakcję i zobaczyłem.
-Dlaczego robisz takie rzeczy?
-Jakbyś ty tego nie robiła.
-Oj tam, teraz się mnie czepiasz.
-Wiedziałem.
-Powiesz mi coś?
-Pytaj.
-Co takiego myślą chłopaki o dziewczynach?
-To samo, co wy o chłopakach, tylko w drugą stronę. Ale to zawsze jest dziwnie skomplikowane. Chłopak spogląda na dziewczynę i w dosłownie chwilkę podejmuje decyzję o tym, czy wylądowałby z nią w łóżku. Przede wszystkim ważna jest aparycja i uroda, to na początek, a dopiero później człowiek dowiaduje się o innych plusach, czy minusach. Taki standard. Wy spoglądając na chłopaka też bierzecie pod uwagę takie rzeczy i jeszcze to, czy podoba się waszym koleżankom.
-Głupi jesteś.
-Powiedz mi, że to nieprawda.
-Prawda.
-Widzisz? Nie było tak trudno.
-Skąd to wiesz?
-Jeśli masz dziewczynę, to dużo więcej kobiet interesuje się tobą, próbuje ciebie poznać i zrozumieć, a jeśli nie, to spoglądają na twoje wady i zawsze patrzą na wszystko z innej perspektywy.
-To kłamstwo.
-Nie sądzę.
-Kretyn.
-Idiota.
-Nie mów tak o sobie.
-Dlaczego? Przecież przyznaję tobie rację.
-To nic. Nie mów tak.
-Sama widzisz, nie dasz popsuć swojego ideału.
-Przestań to robić, bo zaraz dostaniesz kopa.
-Dobrze, żeś nie wytoczyła cięższego działa i nie przywalisz mi z biustu.
-Zaczynasz zachowywać się jak… .
-Tamci idioci.
-Tak. Tylko, że ty to robisz specjalnie. Ty zawsze zaczynasz zbaczać z tematu, kiedy już nie chcesz dalej rozmawiać ze mną. Nie tylko ze mną.- Zrobiłem głupią minę.
-Ha ha ha, wiedziałam. Rozszyfrowanie ciebie tym razem, było dziwnie łatwe.
-Już wiem dlaczego z tobą rozmawiam bez granic możliwości wiedzy, jaką powinnaś być obdarowana przeze mnie. Twoja inteligencja i chęć poznania mnie oraz twoja otwartość, nie uruchamia u mnie tego mechanizmu zahamowania. To dlatego mówię tobie rzeczy, które powinienem zachować dla siebie.
-Wiem chociaż, dlaczego lubię z tobą rozmawiać.
-Dzisiaj ty mi opowiedz o sobie.
-Zgoda. Co chcesz wiedzieć?
-Wszystko, co uważasz, że możesz mi powiedzieć.  
-Urodziłam się w czwartkowy poranek, dwunastego lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku, w małej miejscowości pod Szczecinem. Przez prawie trzy lata mieszkaliśmy w Podleścu, a ostatnio cztery lata temu przeprowadzono mnie do Swarzędza. Teraz mieszkam od dwóch lat w akademiku, ale w końcu znalazłam sobie mieszkanie i zamierzam przeprowadzić się do niego w tym miesiącu. W tym roku pisze maturę i w następnym zaczynam studiować medycynę. Kocham zwierzęta i ostatnio ciebie. Zaprzątasz mi cały umysł, więc proszę ciebie, prześpij się ze mną. Tylko o to proszę.
-Monika, jesteś dziewicą. Zatrzymaj swój wianek dla kogoś, kto jest wart takiego prezentu.
-Każdy uważa to za trofeum, więc dlaczego ktoś taki jak ty, podchodzi do tego, jakbym była upośledzona, nie wiem, trędowata?
-Nie jesteś upośledzona i nie mów tak.
-Ale ty tak właśnie patrzysz na mnie.
-Monika, jesteś jak prezent pod choinką, tylko bez napisu dla kogo. Problem w tym, że muszę zobaczyć napisane na opakowaniu swoje imię, a ja go tam nie widzę.
-Tylko tyle? Ja już to załatwiam.- Podniosła się i wyszła z sali. Po chwili przyszła z napisem wykonanym piaskiem na piersi "Dla Szymona".
-Monika. I po kiego grzyba bazgrzesz po prezencie?
-Powiedziałeś, że chcesz zobaczyć swoje imię.
-Na opakowaniu, a nie na prezencie. Zepsułaś cały czar tego majestatycznego przedstawienia. Przecież to nie jest problem, żebym ja chciał, problem jest w tym, żebyś ty podjęła decyzję o podniesieniu rękawicy w takiej grze.
-Więc to dlatego nie chcesz się ze mną kochać?  
-Monika, ale ja chcę. Tylko, że nie powinienem ze względu na Agatę. Przepraszam ciebie.
-Nie rozumiem ciebie w pewnych sprawach.
-Przecież to nie jest tylko moja wina, że nie poznałaś mnie prędzej. Gdybym nie poznał Agaty, to do tej pory jeszcze nie wiedziałbym, że taka fajna dziewczyna mieszka całkiem blisko. A ja muszę tarabanić się na trzecią ćwiartkę Polski, by być blisko niej. Choć w sumie ma to sens, lecz najgłupsze jest to, że ja cały czas myślę, iż z tobą też by to miało sens. Kurczę, ale ty jesteś fajną dziewczyną.
-Zróbmy to. Prześpij się ze mną, tu i teraz.
-Nie!
-Chcę stracić z tobą dziewictwo.
-Nic z tego.
-Jestem uparta.
-Moja odpowiedź nadal brzmi nie.
-Więc głównym daniem na naszą randkę będzie, seks.
-Nie zrobisz mi tego. To uwłacza mojej godności po ludzkiej stronie natury. Nie zrobię tego, nie!- Znów położyła się na mnie.
-Zróbmy to.
-Moja odpowiedź nadal się nie zmieniła, a brzmi ona, nie.
-Ale po takich wywrotkach szybko wracasz do pionu. Twój puls prawie wrócił do normy.
-Co w związku z tym?
-Nie wiem. Musisz być dobrym kłamcą.
-Przestań, to nie jest śmieszne. Jestem dobry w grach, ale z tobą nie gram.
-Widzisz w ludziach tylko dobre cechy, lubisz pomagać i jesteś romantykiem. Umiesz się poświęcić, ale nie potrafisz przyjąć za to zapłaty w formie wdzięczności, a nawet w naturze. I to podobno ja jestem niesamowitą osobą. Odpowiesz mi na jedno bardzo osobiste pytanie?
-Jak bardzo osobiste?
-Bardzo, bardzo.
-A więc proszę ciebie o pytanie.
-Pewny tego jesteś?
-Tak. Odpowiem nawet jeśli mnie to ubodnie.
-Co takiego zawdzięczasz Agacie?
-Wytrąciła mnie z błędnego koła rutyny, w którym tkwiłem. Jest wspaniała, kochana i otwarta na propozycje, a do tego jeśli kogoś kocha, tak jak mnie, to potrafi spojrzeć z mojej perspektywy na wszystko.
-Pokazała tobie inną stronę życia.
-Tak. Tak też można powiedzieć. A ty dlaczego robisz takie zamieszanie wokół siebie?
-Bo tak trzeba, nie ma czasu na bzdurne gadanie, jesteśmy w szpitalu i to my tutaj płacimy za leczenie, więc powinniśmy być obsługiwani szybko, grzecznie, szczegółowo i nad wyraz drobiazgowo. Tutaj wszystko dzieje się na zasadzie, może zrobić coś dla innych, a może lepiej będzie posiedzieć i się zastanowić. Przecież ten system jest chory, trzeba go najpierw wyleczyć, a dopiero później spojrzeć na to, jak wydawane są nasze pieniądze.
-Idealistka i realistka. Ty poważnie jesteś cudowna, tylko sama tego niestety nie widzisz, bo nie jesteś zadufana w sobie. Jeśli natomiast chodzi o miłość, to potrafisz oddać się jej bez opamiętania, lecz nigdy nie zrobiłabyś czegoś takiego, jak wymyśliłaś przed chwilką. To tylko pokaz siły będącej w desperacji kobiety. Nie mniej jednak inteligentnej kobiety. Ty masz rację jeśli chodzi o mnie, a ja jeśli chodzi o ciebie, mam?
-To nie desperacja, ponieważ mam wokół siebie ludzi chcących być tym pierwszym, a reszta się zgadza. Nawet to, że nie zrobiłabym czegoś takiego tobie i Agacie.
-Kamień spadł mi z serca.
-Zrobił byś to?- Zdziwiła się widząc, jak zareagowałem na wieść o moim przyrzeczeniu.
-Przecież zgodziłem się na twoje warunki w moim świecie, więc nie mogę mieć do ciebie pretensji o to, co chcesz. Mogę jedynie prosperować w swojej przestrzeni w ramach tego, co tobie obiecałem do czasu, aż nie zmienisz swojego sposobu podejścia do mnie. Wiem, dałem słowo, ale to czas przyszły, nieokreślony i niespełniony. Jak do tej pory.
-Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie ma takiej możliwości, żebyś zrobił to w czasie trwania twojego związku z Agatą?
-Jest taka możliwość, ale Agata jest sceptycznie nastawiona do takiego rozwiązania. Ja zresztą już próbowałem z nią porozmawiać w tym temacie i było tylko gorzej. A teraz ona ma koszmary z nami w roli głównej.
-Czyli próbowałeś. Nie mogę mieć do ciebie pretensji o to, więc jestem w stanie zrozumieć wasze oczekiwania wobec siebie i dać wam spokój.- Spojrzała na mnie i zapytała mnie jeszcze kolejny raz.
-Na pewno nie chcesz być pierwszym chłopakiem w moim życiu?
-Chcę! Tylko, że nie mogę. Przepraszam, nie powinienem. Tak samo, jak ty. Chcesz, ale nie powinnaś.
-Wiem. Ty też wiesz, że to, co powiedziałam, to będzie mój pierwszy raz, więc módl się za Jacka, żeby był wart tego w moich oczach.
-Będę trzymał za niego kciuki.
-Szymon, chcę jeszcze raz posłuchać muzyki twojego serca. Mogę mieć takie życzenie?
-Chodź.- Położyła się na mnie i po jakimś czasie zasnęła. Znów nie mogłem znaleźć się w takiej sytuacji. Mając taką kobietę obok siebie w łóżku nie mogłem zasnąć, więc leżałem tak, nie poruszając się i nie wierząc, że odmówiłem takiej istocie. Było już po godzinie trzeciej, gdy do sali zawitała pielęgniarka oddziałowa. Spojrzała zdziwiona na mnie i powiedziała.
-Tutaj masz tabletki.- Stawiając kieliszek na szafce.
-Dobrze.
-Prosiłam przecież, żebyście tego więcej nie robili.
-To nie tak. Ona chciała posłuchać mojego serca i zasnęła. A ja nie mam sumienia jej obudzić.
-Długo śpi?
-Nie mam pojęcia, czas spędzony z nią zmienia wymiar i nie ważne ile go jest, zawsze jest go za mało.
-Zakochałeś się w naszej gwieździe. Ona ciebie też kocha. Niech będzie i tak.
-Nie. Ona chce poznać bliżej Jacka, a ja mam dziewczynę, nie stanę im na drodze. Poza tym, pani też ją lubi, prawda?
-Jest niesamowicie żywiołowa.
-Tak, to akurat jest prawda. Niesamowity jest z niej żywioł. Żywe srebro normalnie. Obieca mi pani coś?
-Co takiego.
-Chcę, żeby pani zawsze jeśli to możliwe, stała po stronie Moniki. Chyba, że będzie pani o wszystkim wiedzieć, wtedy wybierze pani stronę sama, ale w innym przypadku, zawsze wysłucha pani obu stron.
-Zgoda.
-I jeszcze jedno. Niech pani spojrzy na wszystko z pewnej odległości, dobrze?
-Masz moje słowo.- Monika chyba nie spała i słyszała naszą rozmowę, bo nagle powiedziała.
-Układasz mi życie?
-Zabezpieczam się, przed desperacją.
-Żeby Jacek okazał się chociaż w połowie taki, jak ty.
-Przeprosił mnie, więc myślę, że to będzie więcej niż połowa.
-Trzymam ciebie za słowo.
-Monika. Już jest po trzeciej.- Powiedziała Oddziałowa i dodała.
-Idziemy!
-Muszę iść. Powiedziała i zapytała.
-Boli?
-Tak, ale dużo mniej.
-Wiesz, że powinieneś brać tabletki co dwie godziny?- Zapytała pielęgniarka oddziałowa.
-Szczegół.
-Ona miała tego wszystkiego dopilnować, a smacznie sobie spała. Oj Monika, Monika. Ja to się z tobą mam.
-Niech pani go posłucha. Dziwnie wolno bije mu serce.- Wzięła stetoskop, osłuchała mnie, a później powiedziała.
-Jak dla mnie skurcz mięśnia sercowego ma w normie, czyli serce bije mu prawidłowo.
-Nie. U niego jest niższa częstotliwość pulsu niż u innych osób.
-Jutro zrobimy EKG. Chodź już, pomożesz mi. No chodź za godzinę przyjdziesz! A ty do spania. Masz spać, słyszysz?
-Słyszę, słyszę, wiem. Przecież idę.
-Dobranoc.- I obie wyszły. A ja połknąłem tabletki i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Monika budziła mnie o piątej i siódmej, a później obudził mnie Ordynator razem z Davidem L.
-Cześć.
-Cześć. Jak tam kolacja?- Zapytałem. Oboje zaczęli odpowiadać razem na moje pytanie. Zrobiło się równie niezręcznie, jak przy spotkaniu dwóch dziewczyn jednego faceta. Spojrzeli na siebie, a później na mnie.
-Pytałem Davida.- Odparłem.  
-A w sumie, to skąd wiesz, że razem z Moniką byliśmy na kolacji?
-Bo nic mi nie chciała powiedzieć. To pełen profesjonalizm z jej strony i można było się spodziewać, że spędzicie razem cały dzień.
-Masz rację, byliśmy cały dzień razem, ale nie po to się spotkaliśmy. Teraz ja będę mieć pytania do ciebie dotyczące procesu leczenia. Zgoda?
-Skoro musisz się mnie pytać, to dawaj.
-Czy podczas leczenia miałeś jakieś dziwne wrażenia lub uczucia związane z całym tym procesem leczenia i tą szyną, którą miałeś założoną na nodze za pierwszym razem, a później drugim?
-Nie. Tylko podczas dłuższej przechadzki miałem dziwne wrażenie, że jest jakiś ucisk na stawie kolanowym z takim jakimś dziwnym tarciem, jak gdyby w organizmie brakowało kolagenu i jedna powierzchnia stawu tarła o drugi.
-Teraz się to na jakiś czas pogłębi, ponieważ twoje kolano nie jest już chronione przed naciskiem twojej masy przez szynę i twój organizm musi z powrotem zacząć odkładać kolagen w tym stawie.
-Wiem. Ale kiedy już nie ma takiej potrzeby, żebym miał ją założoną na nodze, to kto będzie mnie rehabilitował.
-Sam się będziesz musiał rozruszać. Basen rekreacyjny dwa razy na tydzień i po jakimś czasie będziesz się już bawić. W razie czego, wiesz gdzie jesteśmy?
-Wiem.
-To raz na dwa tygodnie, a nawet rzadziej zapraszamy ciebie na wizytę u nas.
-W piątek, tak jak do tej pory?
-To już twoja inwencja. Jak tobie pasuje, zgoda?
-Piątek, co tydzień był upierdliwy.
-Szymon, postaraj się uważać na kolano przez miesiąc, zgoda?
-Dobrze.
-Mam do ciebie jedno pytanie. Wiesz może o której godzinie przyjadą do ciebie te panie?
-Natalia i Jagoda?
-Tak, właśnie one.
-Około godziny trzynastej.
-Możesz poprosić w naszym imieniu, żeby się pokazały w moim gabinecie.
-Oczywiście.
-Słyszałem, że Monika nie dopilnowała tego, co miała i nie brałeś lekarstw, co dwie godziny?
-Panie Ordynatorze, Ona jest jak lekarstwo, więc nie musiałem.
-Panie Szymonie.
-Wiem powinienem, ale zasnęła. A ja nie miałem sumienia ją budzić.
-Próbując być w porządku do wszystkich, narobisz sobie kłopotów, zobaczysz. Musisz brać te tabletki, co dwie godziny.
-Długo?
-Musisz przyjąć pięć tabletek przez dziesięć godzin, żeby stężenie leku w organizmie było na pewnym poziomie. A i jeszcze jedno. Monika prosiła, żeby zrobić tobie elektrokardiogram, więc zrobimy.
-Ten lek brałem, tylko pominąłem jedną dawkę.
-To ile dawek przyjąłeś?
-Pani Grażynka dała mi jedną i Monika dwie, później miałem przerwę i dostałem o godzinie trzeciej, piątej, siódmej.
-Sześć.
-To dostaniesz jeszcze jedną i będzie dobrze. Zawołaj pielęgniarkę, to sprawdzimy dziury po śrubach. Wcisnąłem przycisk i przyszła do nas Monika.
-Miało już ciebie nie być.
-Niema stażystki, a ja się wyspałam, więc postanowiłam zostać jeszcze do południa. Więc, co wam jest potrzebne?
-Zmiana opatrunku, więc gaziki i woda, a później bandaże. Zobaczmy, jak wyglądają rany po śrubach.- Monika poszła i wszystko przyniosła. Sprawdzili i po zdjęciu rentgenowskim obandażowali mi nogę, a później zabrała mnie do gabinetu lekarskiego na EKG i jeszcze jakieś dziwne badanie serca. Kardiolog stwierdził, że wszystko jest w normie, ale z chęcią zobaczy, jak bije jej serduszko, a ona mu odpowiedziała, że z nienawiścią do idiotów rzucających takie teksty. Co szczerze mówiąc, było dość zabawne, patrząc na to, jak wybuchła. Darła się na niego przez jakąś chwilę, aż nie wyszedł z sali zostawiając nas samych.
-Wreszcie sobie poszedł.- Stwierdziła spokojnie.
-Ten wybuch supernowej, nie był bez powodu?
-Nie.
-To, co chcesz zrobić, że postanowiłaś go znieważyć, żeby wyszedł?
-Chcę zobaczyć, jak będzie słychać twoje serce na KTG.
-Przecież, jak on zaraz wróci, to się wścieknie.
-Mam to gdzieś, poza tym jestem po służbie.
-Co może tobie za to zrobić?
-Trzeci raz w tym tygodniu wyląduję na dywaniku u pani dyrektor.
-Więc wylądujemy razem.- I zabraliśmy się do przygotowania mnie do odsłuchu mojego serca na tym aparacie. Kiedy już to zrobiliśmy, Monika włączyła bicie mojego serca na głośnik. Serce ma dziwny rytm swojej pracy. Ludziom prawie zawsze zdaje się, że serce bije w rytmie na dwa, lecz sposób bicia mojego serca w żaden sposób mi tego nie przypominał. To nie było żadne bum bum, bum bum, tylko bardziej przypominało to, trum bum puf. Trum bum puf. Trum bum puf.... Ciekawe, prawda? Stałem tak i pierwszy raz słyszałem bicie swojego serca. Uśmiechnąłem się do niej i pokazałem, żeby podeszła do mnie. Zrobiła to o co prosiłem w znakach werbalnych, a kiedy znalazła się obok mnie, to najzwyczajniej ją przytuliłem, spojrzałem jej w oczy i ją pocałowałem. Nigdy przedtem, ani później nie słyszałem dźwięku pocałunku, ponieważ odczepiłem i przyłożyłem jej do policzka..., nie wiem co to jest. Mikrofon? Nie. To nie jest mikrofon, raczej detektor, ale nie mam pojęcia co to jest, więc nie będę gdybał.
-Łał. Kim ty jesteś?- Pokazałem jej by wyłączyła głośniki. Zrobiła to razem z całą aparaturą.
-Odpowiesz mi?
-Jasne. Odpowiedź nie będzie zaproszeniem.- Złapałem ją i znów ją pocałowałem.
-Jak widzisz, jestem nikim i nie rozumiem dlaczego wy wszystkie robicie ze mnie nie wiadomo kogo?
-Bo na taką postać pozujesz.
-To nie jest sesja do playboya, więc nie pozuje. Ale to miło z twojej strony, że tak myślisz.
-Chodź, idziemy.- Kiedy wychodziliśmy z ambulatorium do pokoju zmierzał właśnie kardiolog.
-Przeproś go.- Powiedziałem.
-Dlaczego miałabym to zrobić?
-Czasem możesz potrzebować jego pomocy, a lepiej mieć przyjaciół niż wrogów obok siebie.
-Przekonałeś mnie.- Stwierdziła i kiedy przechodził, złapała go i przytuliła.
-Przepraszam doktorku. Niepotrzebnie się na ciebie rzuciłam.
-Miewasz dziwne wyskoki nerwów i dlatego lepiej wtedy tobie schodzić z drogi.
-I po co się rzucasz na doktora?  
-Szymon przestań.
-Daj spokojnie dziewczynie mnie przeprosić. To twój chłopak?- Zapytał ją.  
-Nie. To kolega.
-Właśnie.- Dała mu całusa w policzek i przytuliła go do biustu jeszcze raz.
-Przekonywująca, co?
-Tak, bardzo fajna dziewczyna z tej naszej Moniki.
-Przecież miesza was czasem z błotem.
-Takim istotom wybacza się potknięcia.
-To nie potknięcie, to upadek.
-Mam się teraz przewrócić?
-Tylko tak, żeby to ona upadła na ciebie.
-Śmieszny jesteś.- Stwierdził.
-Wiem. Chodźmy już… . Monika! Idziemy.
-Cześć Marcelu.
-Cześć Monisiu.- I poszliśmy.
-Zawsze szachujesz biustem?  
-Zawsze przynosi to efekt. Oni przecież tego chcą.
-Nie kłamiąc masz rację. Może i mi o to chodziło. Ale ja jestem denny.
-Nie mów tak.
-Wiesz co? Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że jestem tak denny, jak wszyscy chłopacy. Natura rządzi twoim życiem, a ty nie masz nic do gadania. Żałosne, co?
-Według natury, powinieneś się zgodzić, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego ty mi odmawiasz?
-Ideałów się nie niszczy, tylko podziwia.
-Ale każdy ideał ma swój problem. Ja mam taki.- Powiedziała pokazując na swój biust.
-To chyba dobrze. Dlatego każdy jest niepowtarzalny, ma swój charakter, styl oraz klimat, jaki roztacza wokół siebie, który jest swoisty i niepodrabiany. A twój mimo wszystko, jest tak pociągający, że sam tego nie rozumiem. Może to ta twoja aura, takiego stanu rozdrażnienia wysnutego do innych, a może ten twój sposób podejścia do wszystkich lub zwykła chęć poznania ciebie i zobaczenia twojego biustu. Ale, co by to nie było, to na pewno było warto zainteresować się tobą. Jesteś wspaniałą kobietą Monika, naprawdę wspaniałą.- Stała tak i słuchała tego, co do niej mówię, a później spróbowała mnie pocałować. Ja ją całowałem, więc nie widziałem przeciwwskazań, żeby jej nie odmówić. Choć powinienem to zrobić, to nie zrobiłem tego i całującą mnie Monikę zauważyła, Agata. Podeszła i stuknęła mnie w ramię.
-Rozumiem, że jej dziękujesz za operację.
-Nie za bardzo. Ponieważ ja już jej podziękowałem. Tylko, że za dużo i ona postanowiła mi oddać resztę. Cześć, tak w ogóle.- Pocałowałem ją na przywitanie.
-Cześć. Powiedz jej, że to napiwek i nie odbieraj.
-Widzisz, dostałaś ode mnie tip.
-Ja nie chcę.
-To oddaj to na nastolatki. O, tutaj masz skarbniczkę, wpłać jej i po sprawie.
-Szymon! Oberwiesz zaraz. A tak w ogóle, to gdzie was poniosło?
-Byliśmy na EKG i KTG.
-Czekamy tutaj już dwadzieścia minut.
-Monika obściskiwała się z lekarzem, więc było dłużej niż zwykle, a ja słuchałem bicia mojego serca i pocałunek, a przed tym, zrobili mi EKG i echo serca.
-I co?
-Będę potrzebować operację na otwartym sercu, ale to szczegół, bo i tak mam coś gorszego.- Patrzyłem na nią, a ona była zdruzgotana. Nie mogłem jej tak dalej okłamywać, więc powiedziałem jej prawdę.
-Agata przepraszam, to głupi żart. Ja naprawdę nie mam czasem normalnego toku myślenia i robię takie idiotyczne rzeczy instynktownie. Tak, jak w tej chwili. Przepraszam ciebie.
-Załamałeś mnie. A z nią, to przesadziłeś.
-Zaraz, zaraz. Tym razem, to ona mnie całowała, a nie ja ją.
-I niby to ciebie usprawiedliwia?
-Nie Agatko, to mnie nie usprawiedliwia, to mnie pogrąża, bo tym razem to ona mnie całowała, ale przedtem, to ja ją pocałowałem. Masz prawo być na mnie zła. Co ja pieprze, jakie prawo. Ty musisz być na mnie zła.
-Nie umiem. Rozumiesz to? Że ja nie umiem się na ciebie złościć!
-Nie Agata, nie rozumiem.
-Kiedy ciebie poznałam, obiecałam sobie, że nigdy nie będę się złościć na ciebie i teraz czasem nie wiem, co zrobić.
-Dać mi w twarz, jak coś jest nie tak, jak powinno być według ciebie.- Stwierdziłem spokojnie fakt oczywisty dla mnie.
-Nie zamierzam ciebie uderzyć. Ale przestań to robić.
-Nie zerwiesz z nim?- Padło pytanie ze strony Moniki.
-Nie.- Usłyszałem głos Agaty.
-Zaraz, więc zrobiłaś to, bo wiedziałaś, że ona nas widzi. A ja głupi tobie na to pozwoliłem. A co z obietnicą? Powiedziałaś, że nie staniesz między nami.
-Kłamałam.
-A ja naprawdę tobie wierzyłem.- Spojrzałem na nią, a ona popatrzyła na Agatę.
-Jak ty to zrobiłaś, że on odmówił dziewicy?
-Ufa mi, a ja ufam jego osądom. To kwestia wiary, że nigdy nie skrzywdzisz kochanej osoby. Wiesz, że ostatnio rozmawialiśmy na twój temat i nawet się pokłóciliśmy w tym temacie. A on próbował mnie przekonać do tego, żebyśmy się z tobą przespali. Kiedyś zabiłabym chłopaka za taki temat, ale z nim można o wszystkim porozmawiać. Powiedz mi, co tak naprawdę robiliście całą noc?
-Rozmawialiśmy, a on wepchnął mnie na Jacka, u którego byliśmy na osiemnastych urodzinach.
-Ten wysoki chłopak, który był z nami u was na osiemnastce, to też był razem z Martą eksperyment Szymona?- Zapytała Agatę.  
-Jak na razie do siebie pasują. Marta, to bardzo fajna dziewczyna.
-To ta blondynka z tymi długimi nogami?
-Tak.
-Bardzo podoba się moim koleżankom. Podobno jest taka komunikatywna i do tego elegancka z niej dziewczyna, a w dodatku jest jeszcze kierowniczką w jakimś klubie. Wspaniała kobieta.
-To Klub biznesu. Są tam sami tacy, którym się powodzi w życiu. A ona wybrała Tomka. Ideał kobiety.
-Chciałabym zobaczyć, jak to wygląda.
-Może któregoś dnia zobaczysz, jak to nie będzie dla ciebie za dużym problem, to wpadnij, któregoś dnia do nas.  
-Przepraszam ciebie Agatko i ciebie Szymon za moje słowa i czyny. Nie powinnam tego wam robić, ponieważ do siebie pasujecie. Zazdroszczę tobie Agatko, znalezienia sobie kogoś takiego, jak on. A tobie wstrzemięźliwości, jeśli chodzi o mnie.
-Chodźcie dziewczyny do sali, bo mi noga zaraz odpadnie.
-Wariat jesteś Szymon, ale ty o tym wiesz, prawda?
-To fakt, a nie prawda. Rozumiesz to wszystko, a jednak nie podporządkowujesz się do tych wszystkich własnych wytycznych, dlaczego?
-Nie odpowiem.- Powiedziała Monika i razem z Agatą posadziły mnie na łóżku.
-Gdzie jest Jagoda i Natalia?
-Ordynator zaprosił je do siebie.
-Miałem im to przekazać, ale jak już poszły, to dobrze. A jeśli chodzi o ciebie… .- Zwróciłem się do Moniki.
-To wiedz, że powinienem być zły na ciebie, a ona powinna skopać mi tyłek za całokształt twórczości artystycznej w tym twoim świecie. Zwłaszcza, że wyszedłem naprzeciw twoim oczekiwaniom, co było najpewniej krzywdzące w stosunku do Agaty. A tak szczerze powiedziawszy, to ty testujesz wytrzymałość naszego związku już na granicy jego wytrzymałości. Powiedz mi, że się mylę.
-Ja naprawdę chcę wiedzieć, czy możesz być pierwszym moim chłopakiem w życiu.
-Monika, jest jeden problem. Ja niestety nie mogę jej tego zrobić. Kocham ciebie, ale to Agata jest moją bratnią duszą i nie boję się tego wypowiedzieć na głos. To moja połówka serca, które już jej oddałem. Agata jest wspaniała i zabawna, a do tego wszystkiego uzupełniamy się. Nic na to nie poradzisz.- Agata spojrzała na mnie i podeszła, by mnie pocałować. Monika stała zdziwiona moim monologiem, więc Agata pocałowała i ją, a po krótkiej chwili, gdy już otrzeźwiała, powiedziała.
-Oboje jesteście niesamowici.- Agata spojrzała na mnie i ją przytuliła.
-Monika, jesteś dziewicą, a poza tym…, jakie poza. Ty jesteś naprawdę fajną dziewczyną, ale my należymy już do siebie i nic na to nie poradzisz.- Jasno stwierdziła Agata.
-Zobaczę was jeszcze?- Zapytała Monia.
-Jeszcze się spotkamy.- Odpowiedziała jej Agata i spojrzała na mnie.
-Masz przecież moje słowo.- Powiedziałem do Moniki.
-Masz rację.
-Ej! Dlaczego ja nic o tym nie wiem, że coś takiego jej obiecałeś?
-Ponieważ właściwie, to jeszcze nie miałem okazji tobie o tym powiedzieć. Monika ma umowę ze mną, że musi umówić się z Darkiem, u którego byliśmy na osiemnastych urodzinach, tyle razy, ile mnie widziała. I jeśli po tym czasie nie będzie chciała się z nim spotykać, to obiecałem jej, że pójdę z nią na jedną randkę.- Agata spojrzał na Monikę.
-Wiesz co? Miałeś rację, jeśli chodzi o nią. Podoba mi się, więc ja też pójdę z wami na tą randkę.- Monice szczęka opadła na wieść o takim rozwiązaniu.
-Ty mi czegoś nie mówisz.- Stwierdziła Agata widząc, jak Monika się miota po jej deklaracji.
-Nie patrz tak. Z mojej strony to wszystko.
-A z jej?- Zapytała mnie Agata spoglądając na Monikę.
-Zapytaj ją.- Stwierdziłem.
-Wrzuciłam coś do głównego menu tej randki.
-Co? Jeśli możesz mi powiedzieć, to chcę wiedzieć.
-Seks.
-Niepoważny jesteś, jeśli się na to zgodziłeś.
-Zgodziłem się nie wiedząc o tym, co ona wymyśli. Co to będzie powiedziała mi później, kiedy to ponownie powiedziałem jej, że nie.
-Idę z tobą na tą randkę.
-Zazdrość?
-Nie. Raczej chęć pomocy i integracji społecznej.- Podeszła do mnie i mnie pocałowała. A ja powiedziałem jej prawdę.
-Nie dojdzie do tego.
-Wolę być tego pewna.- Odpowiedziała uśmiechając mi się prosto w twarz.
-Zaufanie to podobno słowo, które rozwiewa wszelkie wątpliwości.
-Masz mnie.- Spojrzała mi w oczy i powiedziała.
-Jest niesamowitą i piękną dziewczyną, poza tym, to ona bardzo mi się podoba i dlatego jej nie ufam. Więc postanowiłam, że pójdę z tobą. A w sumie, to z wami.  
-Dziękuję.- Powiedziałem i pocałowałem ją.
-Wy naprawdę do siebie pasujecie.- Powiedziała Monika. Do sali weszła Jagoda z Natalią.
-Co tak ucichliście?- Zapytała Jagoda podchodząc do mnie, by się przywitać.
-Twoja uroda nas olśniła.- Pocałowała mnie w policzek i pchnęła mnie na łóżko.
-Nie odzywaj się, jak masz mówić takie rzeczy.
-Hm! Złość piękności w twoim przypadku... jednak, nie szkodzi.- Powiedziałem podnosząc się.
-Cześć Natalio.
-Cześć Szymon, już na wejściu musiałeś kogoś zdenerwować?
-Siła przyzwyczajenia. Nic z tym nie zrobisz.
-Dziwny jesteś, ale robisz tyle dziwacznych dobrych rzeczy, że dodajesz kolor naszemu życiu, które zazwyczaj jest szare i nudne.
-Natalio, takich rzeczy się nie mówi.- Stwierdziła Jagoda.
-On powiedział mi dużo więcej niż się wam wydaje. A mimo wszystko, cały czas spoglądając na niego, to ja nie wiem dlaczego, ale on mnie szokuje. Więc nie rozumiem, dlaczego tak się zachowujesz Jagódko. Ty też przecież wszystkiego mi nie mówisz.
-Czasem nie, ale zazwyczaj wiesz wszystko.
-Musimy jeszcze raz sobie porozmawiać na jego temat.
-Będzie czas, to porozmawiamy. Właśnie! Ordynator powiedział, że dzisiaj jedziesz do domu.- Powiedziała pokazując na mnie palcem.  
-I dobrze. Szpital jakoś mi nie leży.
-No wiesz co?- Zbulwersowała się Monika.
-Cały problem w tym, że wiem.
-A, no tak.- Powiedziała po krótkiej chwili zadumy.
-Szymon, możesz przestać męczyć ludzi wokół siebie?- Zaintonowała Agata.
-Przecież, to nie ja. To oni sami, próbując we wszystkim dotrzymać mi kroku odpadają.
-Musisz mieć z nim dużo zabawy.- Stwierdziła Monika.
-Wiem, że tak to wygląda, ale on jest taki spokojny, wręcz niewiarygodnie spokojny. A mimo to, cały czas mieszając wokół siebie, on stoi i obserwuje, jak inni biegają. Nie patrzcie tak. Czasem mam taki przebłysk, że to wszystko, co robi, jest tylko w naszych głowach, ale dobrze wiem, że to się dzieje naprawdę. Wszystkie te gry i zabawy, teatrzyki i inne motywy wymyślane przez niego, to wspaniała część naszego czasu spędzonego z nim.
-Jak ty to robisz?- Zapytała Monika.
-Specjalnie.
-Szymon, to nie jest odpowiedź.- Stwierdziła Natalia.
-Ja Natalio nic nie robię, to wszystko samo się robi. Tylko, że wy tego nie negujecie, a ja ustawiam się w pozycji asertywnej do tego, co dzieje się wokół mnie.
-Czyli to, co robisz, robi się samo?
-Tak. Taki pech. Nie reaguję na to, tak jak powinienem i dlatego zawsze wychodzi z tego jakiś pasztet. A za jakiś czas słyszę, że to ja i też to olewam. To dlatego mam tyle przylepionych etykietek na plecach.
-Ciekawe.- Odparła Natalia i pokazała dziwnym skinieniem palca na mnie, Agatę i Monikę. Nagle zrobiła zdezorientowaną minę i powiedziała.
-Albo wiecie co?- Nie zapytam, nie chcę wiedzieć.
-Mam zbyt dużo fajnych dziewczyn wokół siebie, a pokusa jest strasznie duża w waszym, jak i ich przypadku.
-Nie chciałam tego wiedzieć.
-Wiem i powinienem to uszanować. Ale w sumie z drugiej strony, to dlaczego miałbym wam tego nie powiedzieć?
-Ty go udusisz, czy mogę ja?- Zapytała Natalia Jagodę.
-Sama nie wiem. Może ty, a ja się po napawam widokiem.- Agata usiadła za mną na łóżku i oparła mnie o siebie, przytulając się do moich pleców.
-Nie będziecie mordować mi kochanego.
-Właśnie. To jest szpital i proszę nie denerwować personelu.
-To znaczy kogo?- Zapytała Jagoda.
-Mnie!- Odparła ze złością w głosie Monika.
-Lwice zawsze bronią lwa i chodzą na polowania. Szymon jaki jest twój znak zodiaku?
-Urodziłem się w roku Węża, a moją konstelacją gwiazd, jest byk.
-Tak, to wiele tłumaczy.- Zaśmiały się obie. Załapałem o co im chodzi.
-To było chamskie.- Powiedziałem.
-Niby o co takiego nam chodzi?
-O to, że jedna to krowa, a druga, to zardzewiała rura. Nagle uśmiechy zgasły im na twarzach, czyli po chamsku trafiłem.
-Słucham!- Krzyknęła Jagoda.
-Na pewno tak nie pomyślałyśmy!
-Pomyślałyśmy. A przynajmniej ja tak pomyślałam. Przepraszam.
-Niema sprawy.- Powiedziała Monika.
-No chyba ciebie popierdoliło, Jeśli nie jesteś obrażona.- Rzuciłem do Moniki.  
-Zrozumiałam coś ostatnio. To dlatego chcesz, żeby to był Jacek, prawda?
-Umiał przeprosić, a to drugi ideał.- Powiedziałem spoglądając w stronę Natalii.
-Ty naprawdę jesteś ciekawym przypadkiem w tej dziczy paranoi.
-Nie ja, tylko oni. Ja tylko umiem czytać takie znaki pojednania się z uczciwością. Dzisiaj rzadko kto zauważa coś takiego.
-Ale ty zauważyłeś. Czyli wierzysz w Jacka, tak?
-Tak. Co w tym dziwnego?
-Presja społeczna.
-Więc uważasz, że jest populistycznym świniakiem.
-Ja tego nie powiedziałam.
-Ale to zasugerowałaś.
-O kim rozmawiacie?- Zapytała Natalia.
-O tobie.
-A ten Jacek, to kim jest?
-Będzie jej nowym chłopakiem.
-To dobrze. Zaraz! Jak to, będzie?- Zdziwiła się Natalia, kiedy już dopatrzyła się tego w mojej odpowiedzi.
-Plan idealny i zabezpieczony.
-Znów nie odpowiadasz na moje pytanie.
-Uważam, że jest w porządku tak, jak i Piotrek.
-A dlaczego nie Piotrek?- Zapytała Natalia Monikę.
-Niech Szymon odpowie na to pytanie.
-Więc?- Spojrzała na mnie.
-Piotrek uważa się za nierównego jej, ze względu na ten jej temperament i tutaj ma rację. Ale! Ja uważam, że jest w błędzie. Tylko, że to nie wszystko, bo on się boi, że Monika mu w końcu ucieknie. Jest za szybka dla niego, a on nie chce zostawać z tyłu i wie, jak to się najpewniej skończy, więc odpuszcza.
-Chwila, moment! Piotrek uważa się za przegranego?
-Nie rozumiesz. Nie chodzi o to, że przegra, po prostu nie pozwala mu na to rozsądek i za to go szanuję. Umie odpuścić w odpowiednim czasie, kiedy jeszcze nic się nie stało i do niczego nie doszło. W ten sposób nikogo nie skrzywdzi. Nie rozumiesz tego, prawda?- Zapytałem Natalię.
-Szymon, teraz już rozumiem twój sposób podejścia do sprawiedliwości. Dla ciebie ważne jest wszystko, a nie sam fakt zła. Przy tobie nowego znaczenia nabierają mądrości narodu. Choćby to, że dobrymi uczynkami piekło jest wybrukowane. Bo nie ważne ile dobrego zrobiłeś, ważne jest to, co z tego wyszło.
-Jesteś niesamowity. Ale przestań dawać im tyle do myślenia, bo to chore.- Powiedziała Agata.
-Skończmy ten temat. Odwieziecie mnie na stację?
-Oczywiście. Dobrze wiesz, że tak.
-Ale przyjedziesz do mnie?
-Jasne.
-Jutro?
-Jutro.
-Skoczymy tylko jeszcze do Ordynatora. Chodźmy Natalio.- I poszły.
-Monia, obiecaj mi coś.
-Co takiego?
-Obiecaj mi, że spróbujesz.
-Masz moje słowo.
-Dzięki. Pomóżcie mi się ubrać.- Pomogły mi i przebrały mnie w moje ciuchy. Później rozmawialiśmy o niczym istotnym w tej sprawie. Kiedy dołączyły już do nas dziewczyny, Natalia i Jagoda, udaliśmy się do wyjścia, a po drodze wpadliśmy na Ordynatora z Davidem L. Nieprzypadkowo.
-Widzisz mówiłem tobie, że jeszcze ich złapiemy.
-Ciekawy skrót.- Stwierdził David L.
-Wzięły panie nie ten wypis ze szpitala.
-To, co my takiego wzięłyśmy?- Zapytała Natalia i wyciągnęła z torebki kilkanaście kartek formatu A-4, które na ostatniej stronie miały akt zgonu.
-Ojej przepraszam.
-To moja wina, złe dokumenty pani podałem podczas rozmowy, a zorientowałem się dopiero przed chwilką, kiedy zauważyłem, że jego wypis nadal leży na wierzchu.
-Ja też powinnam sprawdzić, co biorę. Przepraszam Pana Ordynatorze.
-Nie nie, to naprawdę moja wina, więc zamieńmy się dokumentami i będzie po sprawie.
-Dobrze.- Natalia podała dokumenty Ordynatorowi, a on podał jej moje. Pożegnaliśmy się z nimi i z Moniką. Kiedy wsiedliśmy do samochodu przybiegła do nas Monika.
-Szymon, to nowy numer telefonu w miejscu, gdzie będę mieszkać razem z Anetą.- Powiedziała podając mi kartkę. Agata spojrzała na mnie i złapała ją, po czym schowała do torebki.
-Tutaj ten numer będzie bezpieczny. Nie zgubisz go. Powiedziała uśmiechając się i z zamkniętymi oczami machając głową na tak.
-Tak, to jest pewne, że nie będę musiał go gubić. Złapałem Monikę za dłoń i pocałowałem ją w nią.
-Dziękuję Monika za wszystko.
-A ja ciebie przepraszam i masz to. Powiedziała podając mi małą buteleczkę z lekarstwem.
-To dziesięć tabletek, czyli dwie dawki leku przeciwbólowego. Rozumiesz?
-Rozumiem.
-Pięć co dwie godziny i tydzień przerwy.
-Dziękuję Monika.
-Uważaj na kolano i do zobaczenia. Cześć dziewczyny.
-Cześć Monisia.
-Pa.
-Do zobaczenia.- Stanęła i pomachała nam na pożegnanie. Natalia spojrzała w lusterko wsteczne i powiedziała.
-Naprawdę Piotrek ją sobie odpuścił?
-Dziwne, prawda?
-Muszę z nim porozmawiać.
-Może lepiej odpuść, bo z tego będzie w końcu pasztet.
-Tym razem Szymon ma rację i szczerze mówiąc, to tak chyba będzie najlepiej.
-Też jestem tego zdania.- Dołączyła się Jagoda.
-Umówiliście się, a ona jest ciekawą osobą.
-To akurat prawda.- Stwierdziłem.
-Zakochałeś się, prawda?- Zapytała Jagoda.
-Nie pierwszy i nie ostatni raz. Ale miłość dla mnie, nie jest przywiązaniem. Ona jest dla mnie wyzwoleniem.
-Nie pojmuję tego. Jak to wyzwoleniem?
-Zawsze myślałem, że miłość polega na izolowaniu się pary od wszystkich, a ona polega na zachęcaniu innych do tego procederu.
-Czyli co?
-Czyli chodzi o to, by dbać o wszystkich, którzy potrzebują pomocy w miłości. To ważne dla mnie i nie jest to zazwyczaj najlepszy sposób podejścia do ludzi, ale mam czasem ubaw w tym temacie.- I się uśmiechnąłem.
-Nadal nie pojmuję.- Powiedziała Jagoda.
-Zatrzymajcie samochód.
-Co?
-Zatrzymaj Natalio samochód.- Zatrzymała się.
-A teraz obróćcie się do mnie.- Pocałowałem Agatę i poprosiłem Jagodę o dłoń. Pocałowałem ją w dłoń spoglądając jej w oczy, to samo zrobiłem z Natalią.
-Teraz pojmujecie?
-Ja nie rozumiem.- Stwierdziła Jagódka.
-A ja rozumiem jego punkt widzenia.- Stwierdziła Natalia. Agata patrzyła na to wszystko ze zdziwieniem.
-Więc może mi powiedz, jak to wygląda?
-To system budowania uwagi wokół siebie. Mylę się?
-Brawo. Naprawdę jesteś mądrą dziewczyną Natalio.
-Ale to, co zrobiłeś, było bardzo miłe.
-Wiem, dlatego to zrobiłem. To też kwestia szacunku dla was i do was oraz innych kochanych osób w moim życiu. Wiecie, że z wami rozmawia mi się inaczej? Tak bardziej realnie. A najlepsze w rozmowie z wami jest to, że nie muszę się wam z niczego tłumaczyć. Cokolwiek bym nie zrobił, czegokolwiek bym nie chciał, to nigdy żadna z was nie powie, żebym się z tego wytłumaczył. Roztrzaskałem motor wart więcej niż zarabiają oboje moi rodzice przez rok, a nikt tutaj nie chce usłyszeć, co się stało.
-Zdarza się i już.
-Widzicie. O tym właśnie mówię.- Zaśmiałem się i wziąłem głęboki wdech.
-Przecież to jest chore.- Powiedziałem spoglądając na nie.
-Ty Agatko, powinnaś się na mnie złościć. Jagoda powinna mi dać w twarz, a ty Natalio, nie powinnaś ze mną w ogóle rozmawiać.- Patrzyły na mnie tak, jak chciałbym im powiedzieć, że ostatni raz mnie widzą na oczy, więc mówiłem dalej.
-Potrafię zrozumieć Agatę, bo ona mnie kocha. Ale was dwie, to nie rozumiem.
-Jesteś Szymonie strasznie ciekawym przypadkiem. Nie znamy nikogo takiego, jak ty i pewnie nigdy nikogo takiego nie poznamy. Umiejętność rozmowy z ludźmi, jaką posiadasz nie potrafi zdefiniować żadna z nas. Ja wiem, że dla ciebie, to nic takiego. Ale to miłe, kiedy ktoś, kto mógłby być twoim synem, potrafi zachować się tak, jakby był twoim partnerem. Szokujesz nas i ciekawisz, ale ty masz to coś, czego brakuje innym. Jagoda powiedziała mi o tym wieczorze.
-Pamiętny wieczór. No tak, zachowałem się nad wyraz spokojnie, co uratowało sytuację. Ale ona wie.- Powiedziałem spoglądając na Agatę.
-I mnie za to nie zatłukła.
-Właśnie. Dlaczego mnie nie znokautowałaś, kiedy wpadłaś na mnie i Monikę, która całowała mnie w usta?
-Ufam tobie i nie rozumiem po co to roztrząsasz.
-Bo was dziewczyny nie rozumiem. Czasem widzę coś takiego, że od razu widać o co chodzi, a u was jest wszystko możliwe. Każdy facet mając was obok siebie, byłby wniebowzięty. A ja cały czas spoglądając na was szukam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dlaczego ja taki jestem?
-Myślisz logicznie i musisz znać odpowiedzi na subiektywne zachowanie innych.- Stwierdziła Natalia.
-Cały ty.- Dodała Jagoda.
-Zaraz, czyli cokolwiek ktoś nie zrobi, to ja muszę sobie wytłumaczyć jego zachowanie?
-Tak. I dobry w tym jesteś.
-Zaraz, chwila. Teraz to śmiem twierdzić, iż uważasz, że mam paranoję.
-Trochę tak. Ale to zdrowy objaw, także spokojnie. Nie stresuj się.
-Czyli chodzi o udostępnienie mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
-Możesz tak myśleć.- Stwierdziła Natalia.
-Dobrze, to jedźmy.- I ruszyliśmy na dworzec PKP.
-Co tak rzeźbisz?- Zapytała Agata.
-Sytuację, w której była mowa o tym, co ona wymyśliła.
-A co zrobiłeś, że ona się zainteresowała?
-Problem w tym, że nic. To ty puściłaś taką famę, że tak wyszło.
-To co powiedziałem tobie żebyś sobie zapamiętała od czego się to zaczęło. Pamiętasz?
-Tak, już sobie przypomniałam.
-Skończmy ten temat. Przypomniałaś sobie, co takiego masz się dowiedzieć o mnie, czego nikt nie chce tobie powiedzieć?
-A właśnie. Powiesz mi?
-Nie. Sama sobie zadaj pytanie, co to takiego. I jak już będziesz wiedziała, to ja tobie powiem, co takiego powinnaś wiedzieć. A miałaś okazję tyle razy to sprawdzić kiedy byłem w szpitalu, aż dziwne dla mnie jest to, że jeszcze tego nie wiesz.
-Ciociu, powiedzcie mi o co chodzi. Proszę.
-Kochanie dałam mu słowo i nie mogę.
-To niech mi to powie pani Natalia.
-Ale co dokładnie chcesz wiedzieć.
-Coś takiego o nim, co wszyscy wiedzą, a ja nie wiem.
-Więc to jest tak, że powiedziałem jej wszystko. Tylko, że ona nie wszystko pamięta. Co jest dla mnie dziwne, ponieważ to pierwsza rzecz, która by mnie uderzyła, gdybym ją usłyszał.
-Co zabawniejsze myślałem, że wszyscy którzy tam byli, to słuchali i wiedzą o tym. Ale się pomyliłem. Prawda Jagódko?
-Nie rozumiem tylko, dlaczego coś takiego przeszło tobie niezauważenie. Ktoś zadał tobie takie pytanie. Kto to był?
-Ta sama osoba, która zapytała mnie o to, o której mam zamiar wrócić do domu.
-Andrzej?
-Nie odpowiem.
-Zapytam Andrzeja, on będzie wiedział.
-Powinien, bo potem zaproponował mi, że odwiezie mnie do domu, ale w końcu wyszło, że najlepiej będzie mu odwieźć mnie na stację. I odwiózł. Podczas drogi rozmawialiśmy i pytał mnie, co robią moi rodzice i takie tam różności egzystencjalne. A na koniec powiedział, że podoba mu się moja szczerość i zapytał mnie, czy wiem co. Odpowiedziałem mu, że wiem i pewnie chodzi mu o to, żebym się nie zbliżał do jego córki. A co dziwne, odpowiedział mi, że wcale nie. Chciał tylko, żebym mu obiecał, aby po mnie nie płakała. Więc mu obiecałem.
-Słucham!- Wściekła się Agata.
-Dba o ciebie i nie chciał, abyś znów się sparzyła. Dla mnie to logiczne i szczerze mówiąc rozumiem go. To twój ojciec.
-To dlatego powiedziałeś, że pokój gościnny, to dobre rozwiązanie.
-Tak. Jakieś zasady w końcu muszą być. Po kiego grzyba ustawiać go już na samym początku w stosunku do siebie, jako wroga.
-Za mądry jesteś, jak na swój wiek.- Powiedziała Natalia.
-To nie mądrość, tylko pierwszy etap budowy systemu zaufania u kogoś nastawionego sceptycznie do nas.
-Niby jaki jest ten etap?
-Stanąć po jego stronie, by pokazać mu, że się nie musi mnie bać.- Spojrzałem na Agatę, a później na Jagodę i tak zawiesiłem swój wzrok.
-Co tak patrzysz?
-Bo z tobą zrobiłem to samo.
-Nie. Na pewno nie.
-Nie powinienem tego tobie mówić, ale was lubię i nie będę was okłamywał. Pamiętasz, jak Agata wpadła do domu, w czasie kiedy pokazywałaś mi się w kompleksowej bieliźnie.
-Tak.
-To właśnie wtedy, stanąłem po twojej stronie.
-Faktycznie, a mówisz mi to, ponieważ... ?
-Ponieważ się zakochałem.
-Wiemy, w tym rudym kociaku.- Pocałowałem Agatę i powiedziałem.
-To też, ale nie o niej mówiłem Natalio.- Spojrzały na siebie.
-Widzę, że już wiecie, więc nie muszę wam tego mówić.- Znów spojrzały na siebie.
-Poczekaj, poczekaj. Bo czegoś tutaj nie rozumiemy.
-A czego tutaj nie rozumieć, mam w samochodzie trzy kochane kobiety i na dodatek debatuje z nimi w tym temacie, ale kanał.
-Z jakiego to powodu, bo nas kochasz?
-Nie. Bo jeszcze Agata mi łba nie urwała.
-Ha ha ha, ale zabawne. Ja też kocham ciocię i panią Natalię.
-Agatko, bez tej pani. Prosiłam już przecież.
-Znam panią... ojej. Znam ciebie Natalio już tyle czasu, że ciężko mi będzie się przyzwyczaić zwracać do ciebie po imieniu.
-Dziwnie się to słyszy, kiedy twoi rówieśnicy mówią do mnie po imieniu podczas rozmowy, a ja wciąż słyszę od ciebie słowo pani. To takie krępujące.
-Widzisz, mówiłem to tobie. A ty wciąż swoje.
-Nie odprowadzimy dzisiaj ciebie do pociągu, ponieważ nie mamy już czasu. Wszystko dobrze, prawda?- Zapytała Natalia, zatrzymując się na stacji.
-Spokojnie. Wysiądźcie tylko, żebym mógł się z wami pożegnać.- I wysiadły. Przytuliłem Natalię i Jagodę, a Agatę pocałowałem. Kiedy wsiadły do samochodu, Agata przykleiła się do mnie i nie chciała mnie puścić.
-Agatko, jutro jest już piątek, więc proszę ciebie. Przecież przyjadę.
-Obiecujesz?
-Masz moje słowo. Dała mi jeszcze tylko buziaka i powiedziała, przyklejając się plecami do mnie i obracając głowę do tyłu.
-Pomyśl sobie, że trzymam ciebie za słowo tak, jak w tej chwili za przyrodzenie.- W tym momencie poczułem, jak złapała mnie za ptaka i nie tylko.
-Także staraj się go nie złamać.
-Postaram się.
-Dziękuję.- Powiedziała uśmiechając się do mnie i dodała.
-To do jutra. Pa.
-Cześć.
-Szymon, nic tobie nie zrobiła?
-Przejdzie mi. Jedźcie już. Do jutra.- Odjechały, a ja poszedłem sobie usiąść na ławce. Siedziałem tak z piętnaście minut, myśląc o tym, co powiedziałem nie tak, że ją zdenerwowałem i pchnąłem do takiego czynu. Usłyszałem, że mój pociąg wjeżdża na peron, więc poszedłem do pociągu. Całą drogę mnie to męczyło i szczerze powiedziawszy, to normalnie zrobiłem wszystko, żeby się na mnie wściekła. I chyba, to mi się wreszcie jakoś udało.

kaktus

opublikował opowiadanie w kategorii dramat, użył 20160 słów i 109467 znaków, zaktualizował 5 paź 2019.

Dodaj komentarz