Przytulaliśmy się z Joe na kanapie. Głaskał moje ciało. Powoli zasypiałam.
- Czwarta runda? – zapytał.
- Nie... nigdy nie zrobiłam tego tyle razy – odpowiedziałam ledwo kontaktując. Zachichotał. – Chce mi się spać... – przyznałam i słysząc wibracje swojego telefonu. Podniosłam go ze stolika i spojrzałam na wyświetlacz – Cody chce iść na kolację – jęknęłam. Joe zrobił kwaśną minę. Był zazdrosny!
- Daj spokój, Joe, był moim chłopakiem przez trzy lata... Nie mogę tak po prostu go spławić... Poza tym, kocham go.
- W takim razie idź... – mruknął. Westchnęłam
- Joe, nie mów tak... – przytuliłam się do niego mocniej.
- Chcę dla siebie ciebie całą.
- Jestem nieletnia, mógłbyś iść do więzienia, Cody jest idealną przykrywką – stwierdziłam. Westchnął. Zachichotałam i wstałam z kanapy. – Ja równie dobrze mogłabym się ubrać.
- Możemy wziąć razem prysznic?
- Nie, jedno może prowadzić do drugiego... mamy dwa tygodnie dla siebie – przypomniałam mu. Jęknął. Ponownie zachichotałam i poszłam na górę.
Prysznic i ubranie się zajęło mi godzinę. Miałam na sobie obcisłą sukienkę i buty z odkrytymi palcami.
- Jak wyglądam? – powiedziałam schodząc o schodach i kładąc ręce na biodrach z uśmiechem. Joe zaniemówił. – Tak dobrze, huh? – zachichotałam i podniosłam ze stolika portmonetkę.
- Dzisiaj wieczorem jest szczęściarzem.
- Był szczęściarzem przez trzy długie lata - stwierdziłam wymując z torebki kluczyki od samochodu. – Idę, do zobaczenia za kilka godzin – pomachałam ręką i wyszłam.
Do domu wróciłam dopiero rano. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Joe leżącego na kanapie.
- Dobry.
- Spałem całą noc? Czemu wróciłaś dopiero teraz?
- Cody chciał, żebym spędziła noc... – uśmiechnęłam się przywołując do głowy wspomnienia. – Tak czy inaczej teraz jestem tutaj – zdjęłam szpilki i odniosłam do garderoby.
- Mogłaś zadzwonić i powiedzieć, że zostajesz z "nim”.
- Jesteś zazdrosny? – zmieniłam temat. Skrzyżował ramiona.
- Nie.
- Tak jesteś... Joe, nie mogę tak po prostu zerwać z Codym, bo jesteśmy teraz razem... moje życie byłoby kompletnie skończone, jeśli ludzie dowiedzieliby się, że jestem z mężem mojej mamy... to jakieś popieprzone.
- Demi, nie o to chodzi, nie zadzwoniłaś.
- Nie jesteś moim ojcem, nie muszę ci właściwie nic mówić! Cody to mój chłopak... Tak Joe, kocham cię ale musisz się powstrzymać... – przewróciłam oczami i ruszłyłam na schody. Westchnął i ruszył za mną.
- Demi... przepraszam.
- Nieważne... – weszłam do pokoju i zdjęłam sukienkę. – Może chodzenie z tobą jest złym pomysłem... – podeszłam do szafy i wyciągnęłam długą koszulę.
- Tak myślisz?
- Tak... – związałam włosy w niedbałego koka.
- Niewżne... – powtórzył jakby po mnie i wszedł do pomieszczenia.
- Joe... – pchnęłam go na łóżko i usiadłam na jego kolanach. – Przepraszam, że cię denerwuję, ale proszę, naucz się, że jestem nastolatką a ty dorosłym mężczyzną... wciąż mam swoje życie i ty również – stwierdziłam. Spojrzał na mnie i zrobił kwaśną minę.
- Po prostu tak bardzo cię kocham Dem – wyznał. Pocałowałam go.
- Ja ciebie też.
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-
Miałam dodać wczoraj, ale nie zdążyłam.
1 komentarz
Ada
Jak dla mnie, to trochę przesada. Wybacz, ale ta historia jest wręcz nierealna.