Na lotnisko dotarliśmy bardoz szybko.
Pocałowałam Joe na pożegnanie.
- Kocham cię, zadzwonię kiedy wyląduję – powiedziałam. Widziałam jak pojedyncza łza spływa po jego policzku.
- Kocham cię – odparł. Wzięłam wszystkie moje bagaże i ruszyłam w stronę wejścia.
Prawie cały lot przespałam, jednak nie było mi wygodnie i kiedy obudziłam się tuż przed lądowaniem wcale nie byłam wypoczęta. Nic dziwnego, że kiedy dotarłam do domu babci zdążyłam się z nią tylko przywitać i zanieść bagaże do pokoju. Zaraz potem poszłam spać.
Rano obudziła mnie babcia. Jęknęłam.
- Dzień dobry Demetria.
- Babciu, bardzo chce mi się spać...
- Musimy oddać cię w ręce lekarzy a potem zafundować wycieczkę po mieście aniołów – oświadczyła. Zachichotałam, usiadłam na łóżku i ziewnęłam.
- Ubierz się i zejdź na dół – wyszła z pokoju.
Wstałam z łóżka i wyjżałam przez okno na miasto. Zmarszczyłam brwi, kiedy zrozumiałam, że właśnie tak będzie wyglądało moje życie przez jakiś czas. Dotknęłam dłonią brzucha. Po chwili ruszyłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Kiedy skończyłam się myć wyszłam z kabiny i usłyszałam wibracje telefonu. Podniosłam go i uśmiechnęłam się, spoglądając na ekran. Przesunęłam po nim palcem i przyłożyłam do ucha.
- Hej kochanie – powiedziałam wesoło.
- Hej – usłyszałam jego głos. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Najpierw o L. A. i jak bardzo za sobą tęskniliśmy i w końcu o moim spotkaniu z lekarzami. – Kocham cię – oświadczył.
- Ja kocham cię bardziej – wyszeptałam do słuchawki. W Miami była teraz godzina 10:50 wieczorem, w L. A. 11:50 przed południem. – Dobranoc Joe – pożegnałam się i rozłączyłam. Wzięłam głęboki wdech i skończyłam się ubierać.
W samochodzie.
- Tak się cieszę, że będę miała prawnuczkę – uśmiechnęła się babcia. Odwzajemniłam gest.
- Mam nadzieję babciu.
- Co właściwie sprawiło, że zakochałaś się w mężu swojej mamy? – zapytała. Westchnęłam.
- Nie wiem... po prostu go pokochałam, tak jakbyśmy tak właśnie miało być – wyjaśniłam. Skinęła głową.
- Jak myślisz, jak twoja mama to przyjmie?
- Znienawidziłaby mnie na zawsze... i pewnie dopilnowałaby, żeby Joe znalazł się w więzieniu.
- Twoja mama cię kocha, Dem... – wzięła mnie za rękę.
- Tak... . – mruknęłam. Zatrzymała się przed duzym budynkiem.
- Jesteśmy – wysiadła z samochodu, a ja za nią.
- Ok, jestem gotowa.
Po spotkaniu.
- To już miesiąc... – delikatnie dotknęłam brzucha. Babcia skinęła głową.
- A za kolejny miesiąc są twoje urodziny, co chcesz robić?
- Miałam zamiar wrócić do Miami.
- Oh.
- Tak... bardzo się boję.
- Demi... zawsze można skorzystać z adopcji – zaproponowała. Zastanowiłam się nad tym przez chwilę.
- Będę musiała o tym pomówić z Joe – odparłam. Uśmiechnęła się.
- Jesteś mądrą, młodą kobietą, znajdziesz rozwiązanie.
- Dzięki babciu.
*-*-*-*-*-*-*-
Ahh. Rodzina
Dodaj komentarz