Do Końca cz.17

Dojechaliśmy do mnie do domu.  
-Wejdziesz?  
-Nie mogę. Muszę pojechać do trenera. Za godzinę jest trening młodych. Trzeba ich troche poduczyć. A teraz pocałuj mnie. -zrobiłam to o co prosił i wyszłam z samochodu. Odjechał dopiero gdy dałam mu znak przez okno ze jest okej.  
Ćwiczyłam, wykąpałam się, pouczyłam i poszłam spać.  

Cholerny budzik. Nienawidzę go. Chce już wakacje. Wstałam niechętnie z łóżka i pomaszerowałam do łazienki. Ja Zombie z jeszcze przymkniętymi oczami. Wróciłam po bieliznę i z powrotem do łazienki. Włączyłam najpierw ciepłą wodę. Umyłam się i dopiero później włączyłam lodowatą która powinna mnie obudzić. Boże Dlaczego jestem tak zmęczona ostatnio !? Wyszłam. A raczej wyleciałam z pod tego prysznica gdy woda zrobiła się tak zimna że zaczęły mnie boleć kości. Założyłam bieliznę. I podeszłam do lustra.  
-Kurwa ! -krzyknęłam trochę za głośno. Znowu leciała mi krew z nosa i w ogóle jakaś blada jestem. Nawet nie miałam siły się malować. Wytuszowałam jedynie Rzeszy i zakryłam te głupie sińce pod oczami, ale stwierdziłam ze dalej wyglądam jak bym chora była, wiec bronzerem podkreśliłam kości i na policzki nałożyłam róż. Brwi lekko podkreśliłam i wyszłam z łazienki. Poszłam do pokoju i się ubrałam. Założyłam jeansy jasne i czarna bluzkę krótsza do pępka z napisem NYC. Wzięłam z szafy czarne conversy i założyłam. Z komody zabrałam torbę i zeszłam na dół. W kuchni krzątała się już mama. Podała mi śniadanie i je zjadłam. Za chwilę słyszymy pukanie do drzwi. Mama otwiera i wraca z kimś. Po perfumach wiem ze to Kacper, ale nie mam siły nawet odwrócić głowy w jego stronę. Siada obok mnie i spogląda na mnie uważnie.  
-Chodź. Jedziemy do lekarza. -mówi po chwili.  
-Po co ? Musze iść na lekcje. Po prostu jestem zmęczona i tyle. -podaje mi chusteczkę
-Krew ci leci.  
-Znowu-mruknęłam. Mama na mnie patrzy i widzę że się martwi. Kacper tak samo.  
-Chodź. -podaje mi dłoń a ja ją chwytam.  

-Naprawdę nic mi nie jest. Jestem tylko zmęczona. -powiedziałam gdy byliśmy już w aucie  
-Oczywiście. Pojedziemy. Zobaczymy. -złapałam go za dłoń i spojrzałam.  
-Co to ?-zapytałam gdy zauważyłam zadrapania na dłoni.  
-Powaliłem wczoraj w worek. To wszystko.  
-Dlaczego czuje ze ciągle mnie oszukujesz. -powiedziałam i odwróciłam głowę do bocznej szyby.  
-Nie oszukuje. Jagoda. Naprawdę, przecież też sobie ćwiczę. Nic wielkiego.
-Mogę któregoś dnia popatrzeć jak ćwiczysz ? -zapytałam.  
-Jasne-powiedział nie do końca przekonany  
-Dzisiaj ?  
-Jutro. Dzisiaj zobaczymy co powie lekarz. -kiwnęłam głową i zamknęłam oczy.  

-Skarbie. Już jesteśmy. -usłyszałam. Otworzyłam oczy-Jesteśmy.  
-Wstaje wstaje. -powiedziałam i wyszłam z samochodu. Kacper złapał mnie za dłoń i poszliśmy do środka.  
Dobre było to że lekarz po namowach Kacpra zbadał mnie gdy miał okienko. Gdy skończył spojrzał na mnie  
-Musimy pobrać pani krew i pobrać mocz. Wyniki będą do tygodnia czasu. Zadzwonimy do pani.  
-A już pan orientuje się co to może być ? -zapytał Kacper  
-Przyczyn jest wiele. Prawdopodobnymi jest albo ciąża i przez to anemia lub zwykła anemia. Po prostu brakuje pani żelaza. Ale jak przyjdą wyniki krwi i moczu to dopiero dam pełną odpowiedz. Także zadzwonię jak będą wyniki i przyjdzie pani.  
-Dobrze-powiedziałam. Jaka kurwa ciąża!? Wstałam i wyszłam stamtąd. Nie czekając na Kacpra. Boże żeby to nie była ciąża. Wyszłam z przychodni i szybkim krokiem ruszyłam na przystanek autobusowy. Właśnie podjeżdżał autobus. Podbiegłam i wsiadłam. Całe szczęście że miałam kartę bo inaczej kanary mogłyby mnie wyrzucić. Usiadłam na miejscu.  

Dopiero po 2 godzinach autobus zatrzymał się na przystanku 10 minut od mojego domu. Wyszłam i zaczęłam iść. To na pewno tylko anemia. Na 100%. To musi być tylko anemia. Wiem że krew leci z nosa jak się ją ma bo miała ja kiedyś Agata. Dochodzę do domu i widzę samochód Kacpra. Chce uciec, ale wiem ze nie mam gdzie. Wchodzę za ogrodzenie i zamykam najciszej jak się da furtkę. Mojej mamy pewnie jeszcze nie ma. Przechodzę obok samochodu i słyszę jak jego drzwi się otwierają. Nie zatrzymuje się, ale po chwili czuję uścisk na moim ramieniu, Kacper odkręca mnie żebym na niego spojrzała.  
-Co ty kurwa robisz ?-pyta cicho, ale takim tonem że aż się wzdrygam.  
-Idę do domu. Nie widzisz.  
-Widzę. Nie chodzi mi o to. Co to kurwa miało być! Chcesz mnie kurwa zabić takim czymś? Po co uciekłaś!? Myślałem ze coś rozwalę z tego wkurwienia i niewiedzy gdzie poszłaś.  
-Myślałam że Ty... Ty będziesz na mnie zły za to. Że mogę być w ciąży. -spojrzałam na niego mokrymi oczami. Przytulił mnie do siebie.  
-Boże naprawdę ? Przecież nie mógłbym być na to zły. Rozwalasz mnie od środka takimi myślami.  
-Przepraszam. Ja po prostu...
-Csiii. Wiem. Chodź do domu. Położysz się. -otworzyłam drzwi od domu i weszliśmy. Zamknęłam za nami kluczem. I od razu skierowałam się na górę. Zdjęłam kurtkę buty, spodnie i koszulkę. Weszłam pod kołdrę i czekałam na Kacpra.  

Po 5 minutach przyniósł mi herbatę i sobie i usiadł obok mnie. Był zmartwiony. Bardzo. I wkurzony to na pewno. Zawsze jak jest wkurzony to ma ciemniejsze oczy. Łza spłynęła mi po policzku  
-Przepraszam -powiedziałam cicho. Kacper spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.  
-Za co ?
-To moja wina. Teraz mnie zostawisz. -rozszerzył oczy w zaskoczeniu.  
-Pamiętasz ? Śmierć nas nie rozłączy. Jestem zły na siebie. Mogłem uważać, ja nie mam nic przeciwko dziecku, ale ty jesteś jeszcze młoda i masz maturę a potem chcesz iść na studia. Nie chciałem żebyś była teraz matką. Choć powiem szczerze że jeśli będziesz w ciąży, będę szczęśliwy.  
-Włącz mi. -powiedziałam a on wziął telefon do reki, podłączył do moich głośników i po chwili usłyszeliśmy głos Piha. Kacper położył się obok mnie i przytulił do mnie.  
-Zdecydowanie obsesyjnie Cię Kocham. -powiedział całując moje czoło. Wtuliłam się w niego bardziej i wciągnęłam jego zapach do płuc.
-Seksownie pachniesz. -powiedziałam. Usłyszałam śmiech.  
Leżeliśmy tak praktycznie się nie odzywając przez jakąś godzinę. Muzyka leciała po kolei zaczynając od Piha i jego cudownej piosenki o miłości, słyszałam też gdzieś w głośnikach Włodiego -zapałki, który mnie odprężał. Dopiero Kali i Gibbs w piosence Gdzie Jesteś?, uśpił mnie swoim kojącym głosem.  


Obudziłam się a w głośnikach dalej leciała muzyka, z mojego telefonu m ta sama co u Kacpra. Spojrzałam na kartkę leżącą na poduszce na której spał mój chłopak.  
" Musiałem iść pomóc trenerowi. Zadzwonię później. Kocham.Obsesyjnie. Kacper". Zaśmiałam się.  

Spojrzałam na telefon na którym widniała 15. Jestem ciekawa gdzie Kacper pracuje. Chciałabym go odwiedzić. Wstałam z łóżka. Ubrałam na siebie jeansy białe do tego tą sama co wcześniej koszulkę NYC i założyłam conversy. W łazience poprawiłam makijaż i wychodząc zapukałam do Aleksa. Gdy usłyszałam Proszę, weszłam.  
-Hej. -powiedział -Mam Cię pilnować. Słyszałem że źle się czułaś.  
-Już w porządku. Gdzie dokładnie trenuję Kacper? Chciałam pojechać do niego.  
-To nie jest dobry pomysł.  
-Dlaczego !? Chcę po prostu zobaczyć gdzie trenuje chłopaków, tylko tyle.  
-Zaczekaj-powiedział gdy zobaczył że ze mną nie wygra. Wziął telefon do ręki i coś napisal, po czym zadzwonił
-Przeczytałeś?-zapytał-To przeczytaj. -czekaliśmy chwilę, ja coraz bardziej wkurzona na to wszystko. -Sam jej to powiedz. -rozłączył się i zaraz usłyszałam dzwonek mojego telefonu w moim pokoju.

Emi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1438 słów i 7829 znaków.

Dodaj komentarz