Czy to jest miłość, czy to jest kochanie? - cz. jedenasta

Kiedy wyjechałem ponownie na drogę, zerknąłem na siostrę. Była poważna i zamyślona. Spojrzała w moją stronę i nasze spojrzenia skrzyżowały się.  
- Adasiu! Chyba jednak mam to szczęście, że gdzieś tam w górze czuwa nade mną moja zmarła mama. Los obdarzył mnie tak wspaniałą mamą i nie mniej wspaniałym bratem, że aż trudno mi uwierzyć, że oto teraz jedziemy oboje samochodem na wakacje. Jesteś ze mną, więc już jestem szczęśliwa, obojętnie czy te wakacje będą udane, czy nie. A więc pędźmy braciszku, po słońce, wodę i przygodę.
          Zosia posilona, dostała wprost takiego kopa, że przechodziła samą siebie.
Miałem zamiar przypomnieć siostrze, żeby zadzwoniła do mamy i podziękowała jej za smakowite kanapki, kiedy odezwał się mój telefon. Był sparowany z urządzeniem Parrot w samochodzie, więc włączyłem tryb głośno-mówiący. Dzwoniła mama.
- I jak się jedzie moim skarbeczkom? - usłyszeliśmy w głośnikach słodki głos mamy.  
- Jeszcze nie dojechaliśmy, a już tęsknimy za tobą, mami - oznajmiła Zosia.
- Jedzie nam się świetnie mamo, a po spożyciu twoich kanapek, wprost rewelacyjnie -
poinformowałem mamę wesołym głosem.
- Gdzie jesteście? - padło następne pytanie mamy.  
- Za Brodnicą, a przed Działdowem, mamo. Jedziemy luzacką trasą. Prawie pusta droga. A do tego stosuję się do przepisów i zachowuję odpowiednią prędkość - dodałem.    
- I bardzo dobrze! Rozmawiałam z ciocią Elą, wprost nie mogą się was doczekać. Szykują wam komitet powitalny - powiedziała żartobliwie mama.
- A moja córunia jak się czuje? – mama autentycznie cieszyła się z naszej rozmowy.
- Dużo lepiej mamciu, niż sądziłam. A Adam jest super kierowcą, tylko nie pozwala mi na zabawianie go rozmową, a ja nie chcę, żeby z nudów zasnął za kierownicą - Zosia nie omieszkała oczywiście poskarżyć się mamie, co prawda żartobliwie, ale pewnie sama w to nie wierzyła, że mogę zasnąć za kierownicą w biały, słoneczny dzień.  
- Cieszę się, że się dogadujecie i nie nudzicie. Tak trzymać. Buziaczki i nie zapomnijcie zadzwonić do cioci, jak będziecie blisko. Chce wyjechać przed was, abyście nie błądzili. Podobno mieszkają w jakiejś ciemnej strefie, że GPS wariuje i niejednego TIR’a prowadził wprost do jeziora.  
          Trzask w głośnikach oznaczał zakończenie rozmowy. Zrobiło się smutnawo, ale trzeba było jechać dalej. A że utrzymywałem dobre tempo, trzymając się przepisów, drogi ubywało w miarę szybko. Minęliśmy Działdowo, potem Nidzicę i wjechaliśmy w teren typowo nizinno-leśny.  
          Było nieco nudnawo, ale Zosia praktycznie cały czas wyszukiwała w radiu jakiejś muzyki, więc nieraz udawało jej się złapać coś fajnego. Kiedy znaliśmy tekst danej piosenki, próbowaliśmy podśpiewywać w takt melodii.  
          Zosia miała dość przyjemny głos, więc wychodziło jej to nieźle, a że mnie trochę gorzej, nie chcąc psuć jej radości, przerzuciłem się na słuchanie. W pewnej chwili Zosia zaczęła się wiercić, jakby dokuczał jej znowu pęcherz.
- Chcesz, żebym się zatrzymał? – zwróciłem się do siostry.
- A możesz? - zapytała, bo pamiętała moją wypowiedź na temat przerw w podróży.
- Oczywiście, zaraz się zatrzymamy! - odparłem, bo i droga była prawie pusta, a pobocze było dość szerokie i stabilne.
          Widząc dość długi, prosty odcinek drogi o dobrej widoczności z obu kierunków, zjechałem całkowicie na pobocze i zatrzymałem się. Wypiąłem się z pasa i miałem zamiar wysiąść, kiedy Zosia gestem pokazała, żebym został na miejscu.
- Nie wysiadaj, bo nie ma takiej potrzeby - powiedziała, wypinając się również z pasa.  
- Więc po co się zatrzymaliśmy? - zapytałem, z głupia frant.
- Ja cię popieściłam, więc pomyślałam, że może teraz ty mnie troszeczkę popieścisz, braciszku - powiedziała, nawiązując do mojego pytania.
- Oczywiście, nie wytrzymasz tych paru godzin? Przecież masz miesiączkę, więc myślałem, że masz mniejsze potrzeby w zakresie seksualnym? - oświadczyłem neutralnym tonem.
- To chyba nie dotyczy mnie, bo kiedy odczuwam silniejszy ból i doprowadzę się do orgazmu, ten ból zmniejsza się bardzo - odpowiedziała mi siostra.  
- Czyli mam rozumieć, że teraz odczuwasz jakiś ból, tak? - zapytałem ostrożnie.
- Trochę ból i trochę ochotę na pieszczotę - odparła, patrząc mi przymilnie w oczy.
- Przecież wiesz, że nieraz szarpię się kilka razy dziennie - przypomniała mi o swoich seksualnych potrzebach.  
- Gdzie masz te mokre chusteczki? Musimy wyczyścić ręce, żeby nie wprowadzić ci jakiejś infekcji, tym bardziej, że masz okres - przypomniałem siostrze o zachowaniu higieny.
- Jesteś kochany braciszku, że tak o wszystkim pamiętasz! - usłyszałem kolejny pean na swój temat, od siostry.
          Uznałem, że możliwość pieszczenia siostry będzie lepsza na tylnym siedzeniu, więc zaproponowałem, żebyśmy się przesiedli do tyłu. Zgodziła się ze mną. Widziałem po minie Zosi, że jest już napalona i rozradowana na maksa, jakby wygrała los na loterii.
          Wysiedliśmy więc z samochodu, aby się przesiąść na tylne siedzenie. Usiadłem z tyłu jako pierwszy po lewej stronie i zamknąłem drzwi. Zosia, zanim weszła do samochodu, pozbyła się spódniczki. Wsiadła więc z rozpiętą bluzeczką i naga od pasa w dół.
          Rozłożyła na siedzeniu duży ręcznik i usiadła na moich kolanach, po czym, przesunęła się i oparła się o mnie, kładąc głowę na mojej piersi. Uniosła nogi na siedzenie i rozłożyła je szeroko, udostępniając mi swoje krocze do pieszczot.  
          Wyglądała niezwykle powabnie i podniecająco, więc mój kolega momentalnie obudził się i przyjął bojową postawę. Wyczuła go pod pośladkami i mruknęła z aprobatą, po czym uniosła głowę i pochwyciła moją, wciskając swoje usta w moje.
          Przez chwilę całowaliśmy się, jakby od tego zależało wszystko. W końcu oderwaliśmy się od siebie i nie pozostało mi nic innego, jak wziąć się do roboty i zacząć pieścić chętne ciało mojej siostry.  
Wyczyściłem jeszcze dodatkowo śliną palce prawej ręki i położyłem dłoń na obnażonym kroczu Zosi.      
          Zadrżała pod moim dotykiem i głośno jęknęła, kiedy wsunąłem palce w szczelinę, suwając nimi delikatnie wzdłuż rowka. Była już więcej niż napalona, bo produkowała tyle soków, że zaczęło chlupać w okolicach szparki.  
          Przesunąłem więc palce w stronę wzgórka i kiedy zacząłem suwać palcami wzdłuż zgrubienia i dotykać guziczka, zaczęła drżeć i jęczeć. Wzmocniłem lekko nacisk i szybkość ruchów palców, jęczenie przeszło w cichy skowyt.  
          Po chwili zwarła swoje nogi, wyprężając ciało i znieruchomiała. Gładziłem leciutko palcami po szczelinie, rozprowadzając jej soki i wyciszając jej emocje. Uniosła głowę w górę i patrzyła mi w oczy, uśmiechając się.
- Dziękuję braciszku! To było cudowne i potrzebne, bo odeszły prawie wszystkie bóle. Czuję się tak lekko i radośnie, że trudno mi to opisać - powiedziała.  
          Mój kolega z dołu, który był sztywny przez cały czas, też poczuł się do pewnego stopnia niepotrzebny, bo szybko przeszedł w stan spoczynku.
- Czy potrzebujesz też odprężenia, braciszku? - zapytało moje słodkie dziewczątko, podnosząc się i siadając obok mnie.
- Nie ma takiej potrzeby, skarbie. Wiesz, że też mam dużą przyjemność, kiedy cię pieszczę. Poza tym, przed nam jest jeszcze kawałek drogi, więc jedźmy - powiedziałem pogodnie. Uśmiechnęła się i podziękowała mi za pieszczotę słodkim całuskiem.  
- Teraz tylko wysikam się i zmienię tampon, bo jest już pewnie mokry z obu końców - powiedziała.      
          Rozejrzała się wokoło i nie widząc nikogo na drodze, wyszła z samochodu i sama utworzyła z obu drzwi wnękę. Przygotowała sobie nowy tampon, po czym wyciągnęła zużyty, wysikała się, podtarła i założyła sprawnie nowy tampon oraz ubrała majtki.
- Jest lepiej niż dobrze, braciszku! Widzę tylko nikłe ślady krwi na tamponie. Oznacza to, że jutro twój rycerzyk będzie mógł zanurzyć się w mojej cipce - oświadczyła wesołym tonem.    
          Ogarnęliśmy się, przetarli ręce mokrymi chusteczkami i wypili po kubku napoju, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Byliśmy w drodze ponad trzy i półgodziny. Odliczając postoje mieliśmy przyzwoite tempo.  
          Mijała czwarta godzina od chwili wyjazdu, kiedy przejechaliśmy przez Szczytno i byliśmy na drodze do Mikołajek. Uznałem, że najwyższy czas zadzwonić do cioci Eli i usłyszeć jej słodki, melodyjny i niepowtarzalny głos.  
          Wybrałem nr cioci na smartfonie i włączyłem tryb głośno-mówiący.  
- Halo, kto mówi? - głos cioci w głośnikach zabrzmiał wyjątkowo głośno, ale i kobieco.
- Dzień dobry ciociu! To my; Zosia i Adam. Minęliśmy Piecki i jedziemy Leśną do skrzyżowania z drogą nr 609  - poinformowałem ciocię, zgodnie z poleceniem mamy.  
- Witamy serdecznie w naszych stronach. Już nie możemy się was doczekać. Adasiu, umówmy się w pobliżu skrzyżowania Leśnej z drogą nr 609. Przed dojazdem do skrzyżowania, znajdź jakąś zatoczkę lub zatrzymaj się na poboczu i poczekajcie na mnie.  
          Ciocia nie czekała na naszą odpowiedź i wyłączyła się.
- Mama mówiła prawdę. Faktycznie chcą nas powitać z honorami. Widzisz księżniczko, jacy gościnni są ludzie w tutejszych stronach - zwróciłem się do siostry. Była zamyślona.
- Zosiu, co się dzieje? Zrobiłaś taką smutną minę, jakby ci coś dolegało. Boli cię coś?- zwróciłem się do siostry, zaskoczony jej zachowaniem.  
- Nie! Zrobiło mi się smutno bez mamy. My tutaj, a ona w domu sama. Słyszałeś, co mówiła mama? Ciocia może się tobą zainteresować. Mam nadzieję, że nie zostawisz mnie dla cioci?
          No, tak! Mama niepotrzebnie bąknęła, że ciocia może robić zakusy na mnie, więc moja siostra potraktowała słowa mamy dosłownie.  
- Głuptasku mój! Mama zażartowała, a ty to odebrałaś to na poważnie. Ciocia jest niewiele młodsza od naszej mamy i na pewno, takie młokosy jak ja, jej nie interesują - starałem się przemówić siostrze do rozsądku.
- Ale tobie natomiast podobają się starsze kobiety, takie na przykład, jak nasza mama - odpowiedziała mi bez namysłu.  
          Tu cię boli, siostrzyczko! Jednak jest zazdrosna o mamę - pomyślałem.  
- Zosiu! Nie mam zamiaru ukrywać, że o ile pamiętam, to od zawsze byłem i jestem zakochany w naszej mamie. Zresztą nie tylko ja, bo przypuszczam, że ty również. Masz szesnaście lat, ja dziewiętnaście i oboje nas wychowała praktycznie tylko mama. Kiedy rozstali się z tatą, mogła mieć praktycznie każdego mężczyznę, a mimo to, nie robiła nic w tym kierunku. Ciągle mówisz i przekonujesz mamę, że kochasz ją nad życie. A teraz robisz mi wyrzuty, że kocham naszą mamę nie tylko jako matkę, ale i jako kobietę. Wyksztuś więc to, że jesteś zazdrosna o mamę? Chciałbym to wiedzieć? A i mama pewnie też.
          Byłem zaskoczony słowami siostry, dającej mi do zrozumienia, że jest zazdrosna o to, że nasza mama mi się podoba i że kocham ją nie tylko jak matkę, ale i kobietę. Postanowiłem więc docisnąć siostrę, żeby jednoznacznie określiła się, czy jest zazdrosna o mamę i o relacje, jakie łączą mnie i mamę?  
          Teraz Zosia była zaskoczona i speszona. Po prostu nie wiedziała, co mi odpowiedzieć. Zawsze wygadana, a nawet pyskata, teraz zachowywała się, jakby zapomniała języka w gębie. Jechaliśmy po pustej prawie drodze, włączyłem więc w GPS mapę i bieżący podgląd drogi, aby nie przegapić skrzyżowania z drogą nr 609.
          Ostatni kilometr przed skrzyżowaniem jechaliśmy bardzo wolno. Zosia zerkała co chwilę w moją stronę, jakby sprawdzała czy mi przeszło i czy odzyskałem humor. Widziałem, że moje słowa trochę nią wstrząsnęły.  
          Jadąc, przeglądałem pobocze, szukając miejsca do zatrzymania. Zobaczyłem,  
że zbliżamy się do skrzyżowania, więc zjechałem na pobocze, jakieś pięćdziesiąt metrów od skrzyżowania i zatrzymaliśmy się.  
- Adasiu, czy mogłabym wysiąść i wysikać się? - zapytała smutnym głosem.
          Wysiadłem i przeszedłem na drugą stronę samochodu. Otworzyłem, tak jak poprzednio, przednie i tylne drzwi. Zosia wysiadła, ściągnęła majtki i przykucnęła. Wysikała się, więc podałem jej chusteczkę higieniczną. Podtarła się i wrzuciła ją do woreczka.
          Potem przetarliśmy ręce mokrymi chusteczkami. Uśmiechnąłem się do siostry. Rzuciła mi się na szyję i przytuliła.
- Nie gniewaj się braciszku! Nie wiem, co mnie napadło. Kocham ciebie, ale kocham też mamę. Nie powinnam być zazdrosna, ale jakiś diabeł siedzi we mnie i podszeptuje złe myśli.
          Siostra w końcu przełamała się i próbowała mnie przekonać, że zazdrość jaka ją dręczy, to wymysł czegoś, co w niej siedzi i to wbrew niej samej.
- Dobrze, nie myśl o tym teraz. Za chwilę być może spotkamy się z ciocią Elą i wtedy sama przekonasz się , że nie taki diabeł straszny, jak się o nim mówi - powiedziałem, nawiązując do jej wypowiedzi.  
          W oczekiwaniu na ciocię bądź inną osobę, która nas miała pilotować do domu cioci i dziadka, Zosia zaproponowała konsumpcję kanapek mamy. Wcinając kanapki, obserwowaliśmy drogę od strony Mikołajek. Kiedy patrzyliśmy przed siebie, kątem oka dostrzegłem ruch z tyłu za naszym
samochodem.
           Zerknąłem we wsteczne lusterko i zobaczyłem, że za nami zatrzymuje się duży, ciemny samochód. Po chwili zauważyłem, że wysiada z niego drobna, dystyngowana osóbka. Piękna kobieta, z burzą ciemnoblond włosów, okalających jej uroczą buzię, patrząc w naszym kierunku, ruszyła energicznym krokiem w naszą stronę.
- Zosiu, wysiadamy! Mamy gościa! - odezwałem się do siostry, otwierając drzwi samochodu.
- Ale jak, gdzie? - była kompletnie zaskoczona, patrząc nadal przed siebie.  
- Z tyłu, za nami! - odparłem, wysiadając z auta.  
          Odwróciła się i zobaczyła. Szybko wyskoczyła z samochodu i dołączyła do mnie. Ruszyliśmy w stronę cioci.
- Cześć! Albo witajcie! Miło was widzieć! Stanowicie piękną parę - zagadała do nas ciocia.
- Dzień dobry ciociu! - odezwałem się pierwszy.  
- Żadnych cioć! Jestem Ela! Umawiamy się, że zwracacie się do mnie po imieniu, dobrze?
Jesteś piękną pannicą Zosiu - zwróciła się do Zosi, obejmując ją i całując w usta, jak starą psiapsiułę.  
- A ty młodziaku pobiłeś swojego ojca! I wzrostem i urodą! - powiedziała tym swoim charakterystycznym, gruchającym głosem, po czym, objęła mnie, podobnie jak Zosię i pocałowała w usta. Trwało to trochę dłużej niż zwyczajowy, cioteczny pocałunek.
- Mamy dużo do pogadania, ale nie będziemy się rozgadywać na drodze. Zabierajmy się stąd, bo pewnie jesteście też głodni, a przy tym wasz dziadek na nas czeka - dodała.
- Zosiu, ty jedziesz ze mną, a Adaś pojedzie za nami - zakomenderowała i objęła Zosię, jak koleżankę, bo tak wyglądały, idąc razem do samochodu cioci.  
          Było tak, jak spodziewałem się. Minęło prawie dziesięć lat, kiedy ostatni raz widziałem ciocię Elę. Wtedy jako chłopiec nie oceniałem cioci pod względem urody czy postury. Była dla mnie faktycznie młodą, piękną i energiczną dziewczyną. Prawie kumpelą.
          Teraz widząc ją po dziesięciu latach, mogłem tylko stwierdzić, że niewiele się zmieniła. Chyba wypiękniała jeszcze bardziej i stała się bardziej kobieca. Zmienił się też nieco jej głos. Z dziewczęcego, dźwięcznego i donośnego, stał się bardziej gardłowy, lekko przytłumiony i uwodzicielski, jak to oceniła mama.  
          Wsiadłem więc do samochodu i uruchomiłem silnik. Zerknąłem w lusterko. Ciocia wyjeżdżała właśnie na drogę swoim krążownikiem - Land Rover’em i ledwie było ją widać zza kierownicy. Przejechała obok mnie. Ruszyłem więc w ślad za nią.
          Jadąc wolno, poczekała na mnie i po chwili utrzymując odpowiedni dystans, jechaliśmy w stronę siedziby cioci i dziadka. Jadąc za Land Rowerem, byłem wyluzowany, bo odpadało śledzenie drogi czy przejmowanie się dotarciem, pod właściwy adres.  
          Wystarczyło tylko utrzymywać odpowiedni dystans pomiędzy samochodami.  
Widać było, że jazda samochodem to chleb powszedni cioci Eli. Wiedziała, że jadę za nią, więc nie robiła żadnych zbędnych czy niespodziewanych manewrów.
          Jechaliśmy cały czas prawie pustą drogą, położoną w zalesionym terenie. W końcu wjechaliśmy w teren zabudowany. Zwolniliśmy do przepisowych pięćdziesięciu km i po kilku minutach dojechaliśmy do zjazdu w drogę lokalną, prowadzącą do jeziora.
          Po chwili zatrzymaliśmy się przed szeroką przesuwną bramą. Po otwarciu bramy, wjechaliśmy na podjazd z różnokolorowych płytek brukowych, tworzących miłą dla oka mozaikę oraz wyznaczających miejsca do parkowania.  
          Poczekałem na wjeździe, aż ciocia zaparkuje samochód blisko głównego wejścia, po czym obróciłem się samochodem i wycofując do tyłu, ustawiłem auto na miejscu, obok samochodu cioci. Wysiadłem i patrzyłem na nową siedzibę dziadka oraz cioci.  
          Dwupiętrowa, rozłożysta, piękna budowla z wysokim, dwuspadowym dachem i częściowo zabudowanymi balkonami na pierwszym i drugim piętrze, robiła wrażenie. Każda kondygnacja była pomalowana na inny kolor, od ciemnego brązu na parterze, poprzez średni brąz na pierwszym piętrze i blady brąz na drugim piętrze.
          Całości dopełniał dwuspadowy, połamany architektonicznie dach, pokryty dachówką ceramiczną w kolorze bardzo ciemnego brązu. To był całkowicie inny budynek, od tego, który pamiętałem. Tamten był jednopiętrowy, z płaskim dachem i elewacją w kolorze szaro-białym.  
          Ciocia wraz z Zosią podeszły do mnie.
- Widzę, że oglądasz dom? Tak, to całkiem nowy dom Adamie, a właściwie budowla. Trudno porównywać go z tym, w którym byłeś poprzednio. Na razie poprzestańmy na tym, co zobaczyłeś i chodźmy do dziadka, bo czeka na was. Jestem pewna, że nas niecierpliwie oczekuje, a może nawet obserwuje - powiedziała ciocia i skierowała się do wejścia.  
          Zosia dołączyła do mnie i razem ruszyliśmy za nią. Weszliśmy do widnego, przestronnego holu, a następnie do salonu. Dziadka nie było, więc ciocia zapukała do kolejnych drzwi i w drzwiach pojawił się uśmiechnięty, dystyngowany pan w średnim wieku.  
- Co tak długo? Zresztą nieważne! Wybaczcie staremu, ale nachodziły mnie różne myśli. A teraz pozwólcie, że przywitam się z wami. Ciebie Adamie pamiętam, jako małego chłopca - powiedział dziadek i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem z należnym szacunkiem podaną mi przez dziadka rękę, kiedy dziadek nagle objął mnie ramieniem i przytulił.  
- Witaj Adasiu w naszych progach. Wiedz, że czekałem na ciebie z niecierpliwością - powiedział wzruszonym głosem.
- Podobnie zresztą, jak na ciebie Zosiu! Jesteś piękną, młodą dziewczyną i bardzo się cieszę, że mogę uznawać się za twojego dziadka, Zosiu - zwrócił się do siostry słowami, które musiały zaskoczyć i zaskoczyły nas wszystkich.  
          Poprosił Zosię gestem, żeby się do nas zbliżyła i objął ją ramieniem, podobnie jak mnie, całując ją w czoło. Zosia zachowała się wobec dziadka w swoim stylu. Objęła go wpół i przytuliła się, jak do bardzo bliskiej osoby. Widziałem wzruszenie w oczach dziadka.    
          W ten sposób powitanie stało się, niejako deklaracją i potwierdzeniem nawiązania serdecznych relacji z osobami naszej bliskiej rodziny; ciocią i dziadkiem. To że tak ciocia, jak i dziadek zaakceptowali Zosię, jako bliskiego członka rodziny, było nie tylko niewątpliwie sukcesem, ale również prawdziwym wydarzeniem dla Zosi.  
          Zosia to doceniła, bo na pewno nie spodziewała się, że osoby nie spokrewnione fizycznie z nią, potraktują ją tak serdecznie, uznając ją za moją siostrę i członka rodziny. Ciocia Ela, która obserwowała ojca i widziała jego wzruszoną minę, podniosła kciuk w górę.  
          Oznaczało to ni mniej ni więcej, że również ona akceptuje decyzję dziadka.
- Teraz wypada wam zadzwonić do mamy i poinformować ją, że szczęśliwie dojechaliście i jesteście już z nami. A ty Zosiu możesz pochwalić się mamie, jak bardzo byliśmy zadowoleni oboje z dziadkiem, że mamy w rodzinie taką piękną, młodą pannicę.
          Ciocia słusznie rozumowała, że mama mogła mieć mieszane uczucia na temat przyjęcia jej adoptowanej córki, przez rodzinę jej męża. Zgodnie z sugestią cioci Eli wybrałem numer mamy i zadzwoniłem ze swojego telefonu, przełączając go na głośnik.
          Mama chyba niecierpliwiła się, bo po chwili usłyszeliśmy jej głos.
- Dojechaliście szczęśliwie, tak? - usłyszeliśmy pytanie.  
- Tak mamo! Dojechaliśmy i jest super! Ciocia pilotowała nas przez ostatnie kilkanaście km i nie mieliśmy żadnych problemów. Jesteśmy już razem i baaardzo się cieszymy. Tak ciocia jak i dziadziuś przyjęli nas wręcz po królewsku. Zresztą niech Zosia sama ci to opowie - powiedziałem i przekazałem telefon Zosi.  
- Może krępujecie się w naszej obecności, więc możecie przejść do salonu albo na taras i porozmawiać swobodnie z mamą - powiedziała ciocia, zakładając, że może nas krępować obecność, tak jej, jak i dziadka. Widząc, że kręcę głową, zaakceptowała to.
- Witaj Alu! Możesz odetchnąć, bo są już oboje z nami, cali i zdrowi - odezwała się ciocia do naszej mamy, korzystając z trybu głośno-mówiącego.
- Witaj Elu i witaj Janie! Cieszę się, że są już na miejscu. Przepraszam was za kłopot, ale sami go chcieliście, wiec męczcie się z nimi teraz wy - powiedziała mama żartobliwie.
- A tak na serio, bardzo wam dziękuję! Oboje pokończyli szkoły z wyróżnieniem i zamiast zająć się nimi sama i jakoś im to wynagrodzić, to zachciało mi się biznesu, zostawiając ich znowu, samym sobie. Tak, że jeszcze raz dziękuję serdecznie, że zaprosiliście ich do siebie.
          Mama nie ukrywała, że jest bardzo wdzięczna rodzinie naszego taty, za zaproszenie nas do nich na wakacje.  
- Możesz być spokojna Alu! Zajmiemy się nimi, bo oboje z tatą nie ukrywamy, że podbili nasze serca z przytupem. A są z nami parę minut. Aż boję się, co będzie dalej. Mówiąc serio, to masz dwójkę wspaniałych dzieci i oboje z tatą cieszymy się, że mamy ich w rodzinie.
          No i się porobiło. Słysząc słowa cioci, wypowiadane do mamy, mnie zrobiło się ciepło koło serca, a w ślepkach Zosi pojawiły się łzy. Uznałem, że nie ma co robić tajemnicy z naszej rozmowy z mamą, bo właściwie ciocia Ela przekazała mamie wszystko to, co mieliśmy jej powiedzieć.  
- Mamo, to teraz wiesz już wszystko! Droga była super, pusta i spokojna. Miejscowości przez które jechaliśmy i otoczenie drogi piękne, zielone i pachnące. A siedziba cioci i dziadziusia, to nie jest dom, a prawdziwa rezydencja. Z tarasu, z drugiej strony domu, do jeziora jest kilkanaście metrów. Wygląda na to, że nie będziemy mieli z Zosią czasu, żeby się nudzić.
A teraz niech Zosia sama przekaże ci swoje odczucia i wrażenia.
          Zobaczyłem, że Zosia trzyma smartfon i patrzy na mnie bezradnym wzrokiem.
- To mama, odezwij się chociaż! Mamo, Zosia zapomniała języka w buzi. Odezwie się do ciebie, jak jej przejdzie - powiedziałem i wziąłem od siostry smartfon.  
- Zosiu, córeczko, co się stało? -  usłyszeliśmy zaniepokojony głos mamy.
- Mamusiu, to było, to było niesamowite! - odezwała się siostra.
- Co było niesamowite? - odezwała się mama.
- To jak dziadziuś mnie przytulił! Ja mam dziadziusia, mamusiu! -  powiedziała i łzy pociekły jej z oczu niemal ciurkiem.
          Patrzyliśmy na siostrę najpierw z niepokojem, a potem z zaskoczeniem. A dziadek najspokojniej w świecie podszedł do Zosi, po czym ponownie objął ją i przytulił.
- Masz dziadka, słonko, masz! I dziadek cieszy się, że ma tak wspaniałą wnuczkę - powiedział pogodnie i pochylił się, całując ją ponownie w czoło.  
- Mamo, teraz na pewno z tobą nie porozmawia. Rozkleiła się zupełnie. Zadzwoni do ciebie później. A teraz do usłyszenia - powiedziałem i rozłączyłem się z mamą.
- Adamie! To nie było eleganckie. Tak się z kobietą nie postępuje, a tym bardziej z mamą - zwróciła mi uwagę ciocia Ela, patrząc na mnie poważnym wzrokiem, ale w kąciku czaił się uśmiech. Czyli powiedziała to, co pomyślała, ale nie miała zamiaru mnie karcić.  
          Oboje z ciocią Elą patrzyliśmy na dziadka i Zosię. Oboje byli wprost zachwyceni sobą. Trudno było się im dziwić. Dziadek Jan nie miał wnuczki, a Zosia dziadka. Teraz się odnaleźli. To było jakby nie z tej ziemi. Zobaczyli się po raz pierwszy i od razu zaiskrzyło między nimi. Ciekawe, jakby to skomentowała mama - przebiegło mi przez myśl.
- Zostawmy ich Adasiu! Niech się nacieszą sobą! A my idziemy do kuchni - powiedziała ciocia Ela i zagarnęła mnie ramieniem, ciągnąc w stronę kuchni.  
          Była niższa od mamy, więc przycisnęła mnie do siebie, obejmując w pasie.  
- Wyrosłeś przystojniaku, że muszę zadzierać głowę, aby patrzeć ci w oczy - zagadała wesoło.  
          Zerknąłem więc na nią i zobaczyłem przez odchylony dekolt bluzki, jak jej cycki niczym nie skrępowane, poruszają się jak żywe pod jej cienką bluzeczką. W tym momencie ciocia też zerknęła na mnie i zorientowała się, gdzie patrzę.      
- I co, podobają ci się? - zapytała mnie wprost, uśmiechając się szeroko i zatrzepotała nimi.
          Zarumieniłem się jak sztubak, przyłapany na podglądaniu.  
- Jasne! Są piękne i ruszają się jak żywe - odpowiedziałem bezczelnie.
- Masz dziewczynę? I nie musisz kłamać! - indagowała mnie dalej. Byliśmy już w kuchni.
- I tak, i nie! – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Jak mam to rozumieć? Możesz jaśniej? – kontynuowała, podpalając gaz po garnkami.
- Co ci mam ciociu powiedzieć? - zapytałem zdesperowanym głosem.
- Po pierwsze; nie ciociu, a po drugie; mam albo nie mam Elu. To takie trudne? - zapytała, po czym podeszła do mnie i wsunęła mi nogę w krocze.
- Houston, mamy problem! – mruknęła, dociskając kolanem mojego sztywnego kutasa.
- Jesteś już dużym chłopcem Adasiu, więc pewnie byłeś już z dziewczyną? - zapytała.
- To pytanie, czy stwierdzenie? - teraz ja zapytałem.
- Tak ciężko przechodzi ci przez usta moje imię, Adasiu? – zapytała swoim słodkim głosem.
- Dobrze! Pomówimy o tym później! - dodała, po czym rozłożyła na stole dwa talerze.      
- Najpierw muszę was nakarmić, a zwłaszcza ciebie - mruknęła, patrząc mi w oczy.
- Kurcze! Taki marny robak, a potrafił spłodzić takiego fajnego chłopaka - szczerzyła się do mnie moja ciocia, wypowiadając się niepochlebnie o swoim bracie, a moim tacie.
- To jak z tą dziewczyną? Miałeś, masz, nie masz? - mówię przecież po polsku, nie po mazursku. Roześmiała się.
- A możesz mi powiedzieć Eee..lu, dlaczego o to pytasz? - zapytałem, wypowiadając imię cioci z niejaką trudnością.
- Boo.. jee..ste..em cie.eka..aa.wa, jak każda baba - wyzłośliwiała się żartobliwie, przedrzeźniając mnie. Oboje roześmialiśmy się.  
          Podeszła do mnie i pochwyciła za pośladki, przyciągając mnie do siebie. Po czym ujęła dłońmi moją głowę i wpiła się ustami, całując z zachłannością osoby głodnej seksu. Oderwała się dopiero wtedy, kiedy usłyszała głosy dziadka i Zosi.           
- Teraz wiesz, dlaczego pytam? – zapytała, jakbyśmy mówili o smaku zupy.
- Tak, teraz wiem! - odpowiedziałem zdecydowanie. Mama miała jednak rację - pomyślałem.          
          Czy byłem tym zaskoczony? I tak i nie. A jeśli zaskoczony, to przyjemnie. Ciocia wyglądała wręcz cudownie. Każdy na moim miejscu byłby równie zachwycony. Mama była piękną kobietą, ale ciocia Ela przebijała ją pod każdym względem.  
          Wyglądem, sylwetką, głosem. Była młodsza o kilka lat od mamy, a wyglądała na starszą siostrę Zosi. Tak jak powiedziała mama; czas nie imał się cioci Eli. Zastanawiające mogło być tylko to, dlaczego taka kobieta preferowała, bycie singielką.
          W przypadku mamy było to poniekąd zrozumiałe, ale w przypadku cioci Eli było to dla mnie, trudną do wyjaśnienia, zagadką. Chociaż, kto wie? …cdn…

6 komentarzy

 
  • fan

    zdecydowanie za krótkie i zbyt dużo czasu trzeba czekać na kolejna część!!!! zlituj się :) dodaj coś jeszcze

    11 wrz 2020

  • Gaba

    @fan popieram 100/100
    Za krótkie, masz rację

    11 wrz 2020

  • Gaba

    Cholipcia, czytałem sobie, bez przerwy i nagle koniec. Aż nie wierzyłem, że to już. To nie fair tak sobie kończyć!
    Kiedy ciąg dalszy??? Opowieść jest tak fajna, że ciężko jest się oderwać. Dlatego też ostatnie zdania są rozczarowaniem! "co, już koniec?!"  
    No nic to! Czekamy na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam Cię jesiennie!

    10 wrz 2020

  • Gaba

    @franco źle mnie zrozumiałeś! Myślałem o końcu odcinka! Że tak szybko.
    Że taki krótki.....  
    Jest bdb. Twoje pisanie ewoluuje coraz bardziej. Pięknie.  
    Gratuluję

    11 wrz 2020

  • Coloryt

    Muszę się przyznać, że ten fragment chwyta za serce ♥.

    10 wrz 2020

  • nanoc

    Uuuu, dawaj dalej. podoba mi się

    10 wrz 2020

  • emeryt

    Tylko jedno: fajnie napisane, dziękuję i czekam na ciąg dalszy. Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia.

    10 wrz 2020

  • andkor

    Ciekawie napisane jestem na tak.

    10 wrz 2020