@KontoUsunięte "Z tego co rozumiem z nanoartykuliku w jednym z komentarzy, ten sporny film nie był produkcją na zamówienie telewizji (tak jak produkcje Cejrowskiego) tylko był/jest produkcją miasta podrzuconą telewizji bez konsultacji i na za pięć dwunasta."
Tak. Ale jednocześnie podejmujący decyzję, podjął ją właśnie przez to, kto był lektorem zamówionego programu, i otwarcie o tym powiedział. Czyli to, czy France 3 z powodu terminu odrzuciłoby film czy nie, jest raczej już drugorzędną kwestią.
"A w filmie z okazji święta przemówienia rządzących miastem polityków i głos lektorki kojarzony jednoznacznie z partią tychże polityków."
Ale czy to rzeczywiście ma znaczenie? Przecież w sumie najważniejsze, żeby głos był dobry "jakościowo" do takiej pracy (zresztą, ją wybrano dlatego, że ileś tam lat temu ona zagrała postać Joanny d'Arc na tym samym festiwalu, i ludzie ją z tej roli mogą kojarzyć), przeczytać i tak musi to, co jej napisali, a nie to, co sama uważa na dany temat. Więc to by był ewentualnie jej problem, czy się utożsamia z tekstem, który czyta, a nie odbiorców.
Popatrz na to z tej strony. Czy aktorzy występujący w produkcjach PRL-u nie powinni być zatrudniani w tych po '89 roku? Wielu uważa Tadeusza Łomnickiego za najwybitniejszego aktora polskiego. A był zadeklarowanym komunistą (BTW, Mikulski – ulubieniec praktycznie całej Polski za rolę Klossa – także). Prywatne poglądy przecież niekoniecznie odzwierciedlają odgrywane role. Gajos nie jeździł na radzieckim czołgu, bratając się z Armią Czerwoną, bo mu się tak bardzo komunizm i wizyta Ruskich podobały, tylko dlatego, że taką dostał rolę do zagrania. Dziś komunisty, jutro popa, pojutrze zawodowego killera albo debila... Taki zawód. Ale tylko zawód.