Krzywda

KrzywdaNiestety, czasem bywa tak, że wyrządzone zło uczy więcej, niż czynienie dobra.



Cały tydzień był dla niej koszmarny. Praca. Obowiązki. Problemy.

Korporacyjne podkładanie świń. Pretensje. Oskarżenia z czapy i walka o przetrwanie.

Na dokładkę piątkowy wieczór wypełniło wielogodzinne ględzenie jej syna. A ona padała na twarz ze zmęczenia. Ciężar tygodnia sprawił, że ledwo wytrzymywała marudzenie i kapryszenie własnego, pięcioletniego dziecka. Zaspokajała przecież wszystkie jego rozsądne zachcianki, ale i tak niewiele to pomogło. Nawet wizycie w toalecie towarzyszyło łomotanie małej piąstki w drzwi łazienki.

Pomimo napomnień i ostrzeżeń, młody człowiek stawał się coraz bardziej rozbrykany.

Rozkapryszony.

Nieposłuszny.

Nie widział swojej mamy prawie cały tydzień. Tęsknił za nią. I po prostu cieszył się na te kilka chwil, które może z nią spędzić.

Ale ona traciła resztki cierpliwości.

Zmęczenie w końcu wzięło górę. Nie wytrzymała i wrzasnęła tak, że maluch aż skulił się w sobie.

– Mam cię dość! – Chociaż jej wrzask wynikał wyłącznie z desperacji i przemęczenia, niósł spustoszenie, niczym tsunami. – Jesteś niegrzeczny i kapryśny! Nie słuchasz mnie wcale! Wszędzie cię pełno! Dostanie ci się za to!!!

Maluch zatrzymał się i szeroko otwartymi z przerażenia oczkami patrzył na wybuch swojej mamy.

A ona? Nie zastanawiając się nad tym, co mówi, zareagowała jak jej matka. I jak jej babka.

– Teraz pójdziesz na podwórze – rozkazała – i przyniesiesz mi patyk, którym dostaniesz lanie! Zasługujesz na karę. A skoro mnie nie słuchasz, to karę wymierzę ci tym, co sam przyniesiesz. Może to nauczy cię, że jak ja mówię, że masz być grzeczny, to masz być! I to bez marudzenia i natychmiast! A teraz marsz na podwórze! I przynieś patyk!

Oczy malucha zaszły łzami, ale ze strachu nie rozpłakał się. Wyczuwał, że to „bardzo poważna sytuacja” i nie wolno się ani odzywać, ani protestować.

Zostawił zabawę i radość. Odwrócił się i szurając nóżkami pomaszerował na podwórze. Główkę trzymał opuszczoną.

Po dłuższej chwili, gdy emocje jego matki zdążyły już nieco ostygnąć, maluch przekroczył cichutko próg pokoju.

– Mamo – odezwał się nieśmiało, bo ze strachu nie chciał jeszcze bardziej jej zdenerwować – nie znalazłem żadnego patyka.

Stał nieruchomo w milczeniu i czekał na wymierzenie kary. Znowu nie posłuchał swojej mamy. Znowu ją zawiódł. „Znowu” był złym chłopcem.

A ona? Spojrzała na niego tak, jak kiedyś w podobnych sytuacjach patrzyła na nią jej matka.

Niestety, chłopczyk nie rozumiał groźnych spojrzeń dorosłych, więc od razu zaczął się tłumaczyć.

– Szukałem patyka, którym mnie ukarzesz. Naprawdę, mamusiu – tłumaczył się dalej coraz bardziej łamiącym się głosem. Jego oczka zalśniły ze strachu i tego, że zawiódł swoją mamę. – Wszystkie patyki zabrał pan od sprzątania ogrodu. Ale wiem, że byłem niegrzeczny, mamo – na te słowa poczuła, jakby ktoś uderzył ją w brzuch. – Bawiłem się za głośno. I nie przestałem się śmiać, gdy kazałaś mi być cicho. Źle zrobiłem. Ale mamo, nie gniewaj się – spojrzał na nią błagalnie – bo zamiast patyka, znalazłem to…

Struchlały strachem chłopczyk podszedł do swojej mamy i położył coś na jej dłoni.

To coś, co było ciężkie, jak na pięciolatka, okazało się niemożliwe do udźwignięcia dla niej.

Spojrzała na narzędzie kary. Serce w niej zamarło. Momentalnie zalała się łzami.

Maluch spuścił głowę. Jej łzy odczytał, jako rezultat swojego nieposłuszeństwa.

Nie chciał, żeby jego mama płakała z jego powodu.

– Nie znalazłem patyka do kary, ale zamiast niego, możesz we mnie rzucić tym kamieniem.

  

Nie można odtłuc rozbitego wazonu.

  

"Jako najlepszy inżynier na świecie

I znawca wszystkich mechanizmów

Stwierdzam bez cienia wątpliwości

Że nie wszystko da się naprawić"

Dodaj komentarz