Certyfikat rodzica

Certyfikat rodzicaCertyfikat rodzica.

Taki z czerwoną pieczątką.

Czasem mam wrażenie, że podobny papier powinien być obowiązkowy do okazania, zanim ktokolwiek zdecyduje się powołać na ten świat nowe życie. Spłodzenie, donoszenie, urodzenie i wychowanie; nowej, czystej istoty.

Taaa… mrzonki utopisty…

Pod ruchomymi schodami w galerii Nowy Świat, na poziomie minus jeden, wciśnięta jest manufaktura słodkości.  

Cukiernia Mikołaj.

To już tradycja, zapoczątkowana przez mojego syna, że (ilekroć tam będąc) zatrzymujemy się w tym miejscu na lody. Bananowe. Albo czasem jabłkowe.

Albo jedne i drugie.

Czy wiesz, że szczęście czasami zamknięte jest w środku gałki lodów? Taka dygresja 😉

Pod schodami na poziomie minus jeden, tuż obok wspominanej cukierni, ulokowanych jest kilka stolików i foteli. Marnych. Siermiężnych. W sam raz, by przycupnąć na chwilę, ale nie na tyle wygodnych, by się rozsiadywać. Idealnie miejsce do szybkiej konsumpcji upływających chwil.

Jakiś czas temu właśnie tam delektowaliśmy się z synem chwilą relaksu.

I tam właśnie, pomiędzy jedną a drugą gałką lodów, byłem świadkiem pewnej sceny, która zaczęta ciekawością i zaniepokojeniem, przerodziła się w soczyste wkurzenie.

Otóż pośród hałasu galerii, bełkotliwej muzyki w tle i harmideru pędzących przez życie ludzi, usłyszałem dziecięcy płacz. Nie płacz spowodowany bólem, lecz strachem. Od razu zlokalizowałem jego źródło.

Przez środek pasażu szła niepewnie mała dziewczynka. Na oko trzyletnia. Opięta kolorową kurteczką z motywem jednorożca i czapeczką z wielkim pomponem. Rozglądała się z przestrachem. Buzię miała całą umazaną łzami i przerażeniem.

Poczułem się, jak w ukrytej kamerze. Oto bowiem środkiem wędruje płacząca dziewczynka, a nikt z mijających ją ludzi nawet nie zwraca na nią uwagi. Abstrakcja.

Zacząłem bacznie się jej przyglądać, kątem oka wypatrując kogoś, kto podejdzie do niej i zaopiekuje się zgubą.

Mała zatrzymała się pomiędzy stoiskiem z wkładami do e-papierosów i pralnią. Rozglądała się nerwowo, ewidentnie wypatrując kogoś konkretnego. Z każdym obrotem główki w jej oczach rósł przestrach, który w końcu eksplodował tak żałosnym płaczem, że automatycznie podniosłem się z fotela. Chciałem iść do niej i zaprowadzić do jakiegoś ochroniarza galerii. Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak wielkie przerażenie odczuwali w tym momencie matka lub ojciec tego zgubionego dziecka. Na samą myśl można oszaleć, a co dopiero to przeżyć? Dziecko gubi się w galerii handlowej pełnej obcych ludzi. Toż to przecież idealny początek horroru.

Poinformowałem Matiego, że pójdę do tej dziewczynki. Wyjaśniłem, że na pewno się zgubiła, płacze i się boi. Syn polizał kawałek jabłkowego loda i oświadczył, że idzie ze mną.

Zaczęliśmy się podnosić, gdy nagle do umazanego smarkami i łzami dziecka podeszła energicznym krokiem kobieta. Niska, opięta błyszczącą, puchową kurtką brunetka. Gdy tylko  pojawiła się w polu widzenia dziecka, to biegiem ruszyło w jej stronę. Strach i przerażenie trzylatki ustąpiło na widok znajomej twarzy.

Usiadłem z ulgą na fotelu i przyglądałem się, jak mała biegnie w stronę brunetki. Trzylatka wyciągnęła małe rączki, jakby chciała się przytulić. Jakby chciała być wzięta na ręce. Ukoić strach i przerażenie z powodu, że została sama.

Że się zgubiła.

Wszystko dobrze się skończyło, pomyślałem.

– No i co? – usłyszałem nagle szorstkie pytanie, które kobieta rzuciła w stronę dziecka. – Ładnie to tak? Fajnie ci tak?!

Nastroszyłem uszy, bo to, co się właśnie zadziało, ewidentnie nie pasowało do scenariusza.

Zauważyłem, że dziewczynka zatrzymała się, jak wmurowana. Rączki nadal miała wyciągnięte w stronę kobiety, ale jej uśmiech zamienił się w podkówkę.

O co chodzi? – zastanowiłem się. Czy to rzeczywiście ukryta kamera?

– Mówiłam ci tyle razy, żebyś trzymała się blisko mnie, bo się zgubisz! – Kobieta rzuciła te słowa ostro prosto w twarz dziewczynki. Mała opuściła rączki i spuściła główkę. – Mówiłam ci, że masz być blisko i uważać! I co? Co? Posłuchałaś swojej mamy? Posłuchałaś?!

Trzylatka nie odpowiedziała. Poirytowana kobieta chwyciła ją za rękę i poprowadziła do ławki. Podniosła córkę i mocno posadowiła ją na siedzisku. Nóżki dziecka zatańczyły nad posadzką.

Odwrócony bokiem, słyszałem każde słowo. Zresztą nie wyglądało na to, żeby matka przejmowała się zbytnio tym, że ktoś może ją usłyszeć.

– Masz nauczkę! – Matka kontynuowała wychowawczy monolog, grożąc palcem. – Gdybyś się zgubiła, zabrał by cię ktoś i już nigdy byś nie widziała ani mamy, ani babci! A ty chyba nie chcesz być całkiem sama, co?

Poczułem, jak krew zaczyna mi się gotować w żyłach. Siedź, Paweł – uspokajałem siebie. – To nie twoja sprawa, Paweł.

Ta przerażona dziewczynka, która ledwo odrosła od ziemi, zamiast zostać zamknięta w ramionach i uspokojona, zamknęła się w sobie tak, że nie wydobyła z siebie nawet szlochu. Nawet kiwnięcia głową.

Musiała przecież najpierw dostać ostrą połajankę za swoje nieodpowiedzialne zachowanie.

Od kochającej, wyrozumiałej, czułej i mądrej matki.

– Mam cię dość! – rzuciła ostro kobieta. – Ciągle z tobą kłopoty! A to pilnować, a to patrzeć dookoła ciągle. Niczego załatwić nie mogę przez ciebie! Co ty, sama nie umiesz się trzymać blisko swojej mamy? Coś taka ciekawa, że wszystko chcesz widzieć i co? Co cię te ptaki i rybki tak interesują? – Mała wyszła pewnikiem ze sklepu zoologicznego, ulokowanego w dalszej części pasażu – Ja nie mamy czasu! Twoja mama nie ma czasu, żeby się ciągle zajmować tobą!

Na te słowa energicznie potarmosiłem się na fotelu, bo zaczął mnie uwierać „otwarty w mojej kieszeni nóż”. Nerwy miałem napięte, jak postronki. Odwróciłem dyskretnie głowę. Dziewczynka nie płakała. Siedziała skulona sama w sobie. Cicho.

Cichutko, jak trusia.

– Jak nie będziesz mnie słuchać i będziesz tak niegrzeczna, to zgubisz się na zawsze! – Słowa matki bezlitośnie uderzały w dziecko. – Będziesz sama i będziesz już zawsze płakać, bo mnie nie posłuchałaś! A miałaś się trzymać blisko mnie i pilnować, żeby się nie zgubić! I nic, nie potrafisz nic zrobić, jak ci mama każe!

Snując dywagacje wg pewnej filozofii, zadałem sobie pytanie, czy w poprzednim życiu to dziecko było jakimś potwornym dyktatorem, że postanowiło wrodzić się za karę w taką rodzinę? Przemyślenia te gorzkie i bez odpowiedzi przerwał ostry głos kobiety.

I w tym właśnie momencie usłyszałem coś, co sprawiło, że na pewno, na sto procent, na bank musiałem się przesłyszeć.

– Widziałam, że nie robisz, co ci kazałam i zostawiłam cię w sklepie zoologicznym, żebyś zrozumiała, że nieładnie jest nie słuchać mamy! Zamiast trzymać się blisko mnie, to ty jakiś rybki chciałaś oglądać i króliki. I co? Teraz już wiesz, czym grozi nieładnie się zachowywać?

Zaraz, zaraz! Czy ja właśnie usłyszałem, że matka ŚWIADOMIE zostawiła swoje własne trzyletnie dziecko w sklepie, żeby ono poczuło na własnej skórze, jak to jest się zgubić? Żeby poczuło strach, przerażenie, ból rozłąki?

Czy ja to właśnie usłyszałem?

Choć nie pytałem na głos, usłyszałem odpowiedź.

– Nie słuchałaś, to odeszłam i stanęłam za filarem przy Lotto. Widziałam, jak ryczysz. Ale to twoja wina! – Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. – Jak znowu mnie nie będziesz słuchać i będziesz się rozglądać, zamiast trzymać się mnie blisko, to znowu cię zostawię w jakimś dużym sklepie i na długo! – Dziewczynka jeszcze bardziej skuliła się w sobie. – I pan cię porwie, zobaczysz! I już nigdy nie zobaczysz mamy! Chcesz nie zobaczyć mamy już nigdy?

Dziewczynka otarła oczka rączką i pokręciła główką. Pomponik na jej czapeczce zakołysał się wesoło.

Orzesz ty, cholero! Odwróciłem się i spojrzałem wyzywająco na kobietę. Miałem nadzieję, że wskaże na mnie. Chciałem sprowokować, żeby pokazała paluchem, że to ja będę tym „panem, który porwie jej dziecko”. Żeby nastraszyła swoje dziecko mną. Błagałem los, by to zrobiła, bo wtedy miałbym pełne prawo i przywilej wstać od stolika, i z rozkoszą opierdolić ją z góry na dół, wzdłuż i wszerz tak, żeby zapamiętała mnie do końca życia. Już raz tak zrobiłem kiedyś, gdy inna „matka roku” pokazała na mnie, żeby przestraszyć własne dziecko, że je zabiorę. Nosz, kurde, ładny nie jestem, ale bez przesady!

No powiedz to słowo – pomyślałem. – Wskaż na mnie palcem.

Tylko jedno słowo, a przemówię do niej jej własnym językiem. Do głupiej łepetyny, rzecz jasna nic nie dotrze, ale dziecko być może zapamięta, że ktoś okrzyczał jej mamę, bo to ona zrobiła coś źle.

– Rozumiesz? – usłyszałem zza buzującego wkurzeniem szumu w głowie. – No, to masz być grzeczna, bo mama cię zostawi na zawsze!

W tym momencie kobieta zauważyła mój wzrok. Nie wiem, co w nim dostrzegła, ale wstała natychmiast. Zsadziła swoją córkę z ławki i skierowała się prędko w kierunku wyjścia.

Mała szybciutko pobiegła za nią.

Nie chciała się ponownie zgubić.

To nieładnie nie słuchać mamy.

Lody jakoś straciły swój smak.

Zakończę stale aktualnym cytatem.

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”

kanclerz Jan Zamoyski, 1600 r.

I chyba tyle wystarczy.

Kurtyna.

P.S. Historia oparta na faktach

1 komentarz

 
  • Użytkownik Sapphire77

    Dobrze by było, gdyby ta mama to poczytała. Może trochę przesadzasz. Nie zawsze mówimy co myślimy i czujemy. Nie oceniam z odległości. Oczywiście tak nie trzeba robić, ale być może mama dziewczynki zastosowała terapię wstrząsową. Z tego wynika, że dziecka by nikt nie porwał, bo z pewnością ją obserwowała. Wierz mi, są gorsze matki. Ja myślę, że są i lepsze. Bywałem często w Bułgarii, bo w młodym wieku mialem bronchit. Lubiłem włazić do wody, mimo upomnień. Pewnego razu wlazłem, fala mnie przewaliła i zacząłem sie topić. A mój tata stał  i patrzył. W końcu mnie podniósł. Przez jakiś czas nie właziłem sam do wody. Pozdrawiam. Drugi fajny felieton. Ja takich fajnych nie piszę.

    4 dni temu

  • Użytkownik PawelJakubowski

    @Sapphire77 Dziękuję. Opisałem tę sytuację, jak potrafię. Masz rację - nie znamy tego, co w środku człowieka siedzi. Można jedynie interpretować rzeczywistość przez swoje filtry i przekonania. Z mojego doświadczenia wiem, że terapia wstrząsowa pozostawia wstrząśnięte serce i potrzaskaną duszę. A często uraz za długie dekady. Ale to tylko moja interpretacja - a ta może być błędna.
    Współczuję Twojej przygody z wodą. Mam nadzieję, że dziś bez problemu chlupoczesz sie w ciepłym basenie :)

    3 dni temu

  • Użytkownik Sapphire77

    @PawelJakubowski Tak, nie mam stresu na lata. Wiesz z Twojej perspekrywy to bylo zle, co matka zrobiła.  Jednak nie siedzial·leś w niej i nie obserwowałeś przez miesiac 24/7 wiec nie wiesz jaką matką była, względnie jest. Oczywiscie rozumiem Twoją reakcję. Zwykle we wszystkim najlepsze jest po środku. Dziecko potrzebuje miłości, tej rodzicielskiej i większość problemów życiowych danego człowieka wynika z jej braku. Dzieci wychowywane bezstresowo są przeważnie egoistami i czasem złymi ludźmi. Przez mamusie, zapatrzine w swoich synków. Znam 3 takie przypadki. Nie wiem jak to działa u dziewczynki wychowanej bez stress.Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam. 😃

    3 dni temu