Czy to jest miłość, czy to jest kochanie? - cz. siódma

Tak zastała nas mama i z dużym zadowoleniem zaakceptowała to, co  
robiliśmy. Widząc rozradowaną minę mamy, kiedy weszła do pokoju, poderwaliśmy się oboje z siostrą od stołu i podeszliśmy do niej.  
          Jej mina i uśmiech świadczyły o tym, że jest w świetnym humorze i formie. Dała nam po słodkim buziaku, co natychmiast odwzajemniliśmy.
- Widzę, że nie tracicie czasu i myślicie o wyjeździe na poważnie. I słusznie. Czy braciszek zadbał o ciebie Zosiu i nakarmił swoją siostrzyczkę oraz siebie? – zapytała, nie widząc żadnych naczyń w zlewie czy innych oznak, że jedliśmy śniadanie.  
- Mamo, zdziwisz się! To Zosia nie dała mi dzisiaj szans. To nie ja, a ona mnie dzisiaj obudziła i kiedy ja guzdrałem się w łazience, przygotowała nam takie śniadanie, że żadna kucharka by się tego nie powstydziła, nie mówiąc o mnie czy o tobie mamo. Zrobiła taką jajecznicę na szynce, że palce lizać, a do tego naładowała mi porcję, jak górnikowi idącemu na szychtę. Uznałem, że nie wypada robić ujmy tak wspaniałej kuchareczce, więc wrąbałem wszystko i o mało co, nie wylizałem talerzyka. Chyba przez tydzień nie będę musiał nic jeść.
          Może trochę przesadziłem w pochwałach Zosi, jako kucharki, ale widząc, jak zarumieniła się z zadowolenia, słysząc moje peany na swój temat i minę zaskoczonej mamy, warto było nieco przesadzić.  
          Prawdę mówiąc, Zosia w pełni zasłużyła na pochwałę, bo widać było, że  
naprawdę starała się i należało to odpowiednio docenić.  
- Wygląda więc na to, że nasza skromna, mała dziewczynka dorosła i zmieniła się w pannicę - powiedziała mama i wzruszona przytuliła Zosię, jak prawdziwy skarb.
- Będą z ciebie ludzie, córeczko i ten, kto cię dostanie, na pewno nie będzie żałował - dodała po krótkiej chwili i spojrzała wymownie na mnie. Zosia, słysząc słowa mamy, również skierowała wzrok na mnie, patrząc na mnie tymi swoimi, szklącymi się ślepkami.
          Nie zamierzałem spuszczać wzroku, czy uciekać spojrzeniem, tak mamie, jak i Zosi. Jeżeli mama, mówiąc do Zosi to, co powiedziała, kierowała te słowa również do mnie, to nie miałem nic przeciwko temu.  
          Kochałem swoją siostrę i to uczuciem dalekim od braterskiego. Tak mama, jak i siostra dobrze o tym wiedziały. Nie musiałem więc ani tego potwierdzać ani zaprzeczać.  
- A więc nie pozostaje nam nic innego, jak sprawdzić synku twoje umiejętności, jako kierowcy, a przy okazji kupić wam na wyjazd kilka rzeczy do zabrania – stwierdziła mama.
- Ale najpierw sprawdźmy, co wam będzie potrzebne? potem, co macie? a na końcu, co trzeba kupić? – powiedziała mama i razem z nami przeglądnęła nasze zapiski.
          Potem wspólnie ustaliliśmy, czym dysponujemy i na koniec zrobiliśmy wypiskę, co trzeba dokupić. Zosia oczywiście zażyczyła sobie cała masę różnych ciuszków; do plażowania, do kąpieli, do wyjścia rano, do wyjścia w dzień, do wyjścia wieczorem, do chodzenia w domu oraz na zimne i ciepłe dni, i tym podobne.
          Nie wzięła tylko pod uwagę, że nasza mama była osobą praktyczną i wręcz do bólu pragmatyczną. W dość zwięzły sposób wytłumaczyła Zosi, że po pierwsze; jest letnia pora, jedziemy do rodziny i tylko na kilka tygodni, a nie na lata czy miesiące.  
          A po drugie; obie uzgodniły jak dwie kobiety i przyjaciółki; jakie ciuszki, bielizna i obuwie będą dla Zosi niezbędne, do zabrania, a co do reszty, uznały, że ponieważ ciocia Ela jest równie drobnej, prawie dziewczęcej postury, więc na pewno z przyjemnością użyczy jej niektórych swoich ciuszków, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
          Ze mną takich problemów nie było, bo zadowoliłem się kilkoma sztukami bielizny, spodenek do spania i chodzenia, skarpetek, kilkoma t-shirt’tami i klapkami. Poza tym, kilka koszul wyjściowych, dwoje spodni i kurtka jeansowa, jedna para obuwia sportowego oraz jedna para obuwia wyjściowego.
          Po uzgodnieniu spraw zakupowych, wspólnie z mamą wypiliśmy kawę i po  
chwili znaleźliśmy się przed domem. Zobaczyłem na podjeździe samochód, którym przyjechała mama i na którym zamierzała sprawdzić moje umiejętności. Był to Peugeot typu sedan, czterodrzwiowy, w kolorze srebrny metalic.  
          Podeszliśmy do samochodu i mama podała mi kluczyk z pilotem.
- Proszę panie kierowco! Jeździłeś kiedyś synu takim czy innym Peugeotem? – zapytała.
- Nie mamo! Prowadziłem Renaulta, Forda, Fiata i Toyotę. Z Peugeotem będę miał przyjemność spotkać się po raz pierwszy – odpowiedziałem mamie zgodnie z prawdą.
- Żebyś nie był spięty czy skrępowany synu, usiądę z tyłu. A koło ciebie usiądzie Zosia.
          Myślałem, że mama żartuje, ale była konsekwentna. Odblokowałem pilotem drzwi i chciałem otworzyć przed mamą tylne drzwi z lewej strony, za mną.
- Nie synu! Usiądę po prawej, abyś czuł się swobodniej. Wrzuć na ‘luz’ synu i czuj się tak, jakby mnie nie było w samochodzie. A ty Zosiu siadaj koło brata i staraj się go nie rozpraszać. To nie jest egzamin, ale muszę być pewna Adasiu, że mogę powierzyć ci samochód i wasze zdrowie czy życie - podkreśliła mama swoją troskę o nas.  
          Wsiadłem do samochodu i ustawiłem siedzenie pod siebie. Ustawiłem też wsteczne lusterko i przez chwilę skierowałem go na mamę. Uśmiechała się i pokazała mi kciukiem, skierowanym w górę, że życzy mi wszystkiego dobrego.  
- Gdzie jedziemy mamo? – zapytałem, kiedy byliśmy już gotowi do drogi.  
- Jedziemy na drugi koniec miasta, do Centrum Handlowego. Jak dobrze znasz miasto synu? – zapytała, chcąc się upewnić, czy znam drogę do Centrum.  
- Znam mamo dość dobrze, podobnie jak drogę do Centrum – odpowiedziałem dość pewnym głosem.
- To jedziemy! Umiesz posługiwać się GPS’em? – poprosiła jeszcze mama.
- Tak! Ustawiałem, tak na kursie, jak i w czasie jazdy okazyjnej – poinformowałem mamę.
- To ruszamy! Szerokiej drogi synu! – wyczułem lekkie napięcie, ale i szczerość w głosie mamy. Chwyciłem kluczyk i chciałem uruchomić silnik, kiedy usłyszałem mamę.
- To jest diesel synu, więc uruchamiasz silnik na dwa razy. Najpierw musisz podgrzać świece żarowe w pozycji dwa i po zgaśnięciu kontrolki świec, uruchamiasz silnik w pozycji trzy. W tej chwili silnik jest ciepły, więc prawdopodobnie kontrolka świec nie zaświeci się – mama w wielkim skrócie przekazała mi informacje związane z uruchamianiem silnika.
- Dziękuję mamo! Czyli jest podobnie, jak z innymi dieslami, z którymi miałem do czynienia – poinformowałem mamę.
          Wcisnąłem sprzęgło i przekręciłem kluczyk w pozycję dwa. Kontrolka nie zaświeciła się, więc przekręciłem w pozycję trzy i silnik momentalnie zaskoczył. Był jeszcze ciepły. Odblokowałem ręczny hamulec i sprawdziłem czy świecą się przednie światła do dziennej jazdy.  
          Kontrolka sygnalizowała, że świecą się, więc powoli ruszyłem z miejsca.  
Obyło się bez szarpnięć i w miarę płynnie, chociaż nie do końca jeszcze ‘czułem’ samochód.  
          Włączyłem kierunkowskaz i po chwili jechaliśmy już drogą wiodącą do miasta. Zacząłem coraz bardziej ‘wyczuwać’ moc i dynamikę samochodu. Starałem się w miarę płynnie dostosować prędkość jazdy do obrotów silnika i wychodziło mi to coraz lepiej. Faktycznie, w miarę upływu czasu i drogi, czułem się coraz bardziej wyluzowany.
          Obrana przez mamę taktyka, żeby mnie zbytnio nie krępować swoją  
obecnością, była w tym momencie optymalna. Przestałem zwracać uwagę na to, jak moje umiejętności odbierze mama i bardziej skupiać się na jeździe, przepisach i znakach. Po kilkunastu minutach dojeżdżaliśmy do pierwszych świateł sygnalizacyjnych w obrębie miasta.  
          Kiedy zatrzymaliśmy się na światłach, odwróciłem się do mamy i zobaczyłem jej uśmiech oraz ponownie wzniesiony w górę kciuk, bez komentarza.
Nie ukrywam, że dodało mi to skrzydeł, bo jak dotychczas nie popełniłem prawie żadnego błędu. Ruszyliśmy ze skrzyżowania i po chwili jechaliśmy wiaduktem, wiodącym do drogi, prowadzącej do centrum miasta.  
          Przejechaliśmy kilka kolejnych skrzyżowań i skręciliśmy na drogę wiodącą do Centrum Handlowego. Po kilku minutach wjeżdżaliśmy na parking przy Centrum Handlowym. Pomimo dość dużego ruchu w centrum miasta, udało mi się, w miarę płynnie i bezbłędnie przejechać całą drogę i byłem ciekawy, jak to oceni mama.
          Kiedy zaparkowałem na wolnym miejscu i zatrzymaliśmy się, wysiadłem szybko i podbiegłem, aby otworzyć przed mamą drzwi. Była trochę zaskoczona, ale i zadowolona. Wysiadła i przygarnęła mnie do siebie, przytulając.
- Nie będę ci kadzić synku, ale zaskoczyłeś mnie i to w przyjemny sposób. Jesteś nie tylko zdolnym, ale wprost urodzonym kierowcą. Nie znałeś samochodu, a zachowałeś się tak, jakbyś przejechał nim wiele kilometrów. Nie każdemu jest to dane i jestem dumna z ciebie.
          Kiedy dołączyła do nas Zosia, mama przygarnęła również ją i przytuliła.  
- Masz Zosiu strasznie zdolnego brata i widząc, jak zachowuje się na drodze, jestem spokojna o wasze bezpieczeństwo. Nie ukrywam Adasiu, że trochę się bałam, bo ten samochód jest jednym z bardziej dynamicznych aut, jakie prowadziłam.  
          Cóż mogłem powiedzieć, słysząc słowa mamy? Przytuliłem mamę i siostrę, nie mogąc wydobyć słowa z powodu guli w krtani. Ważne, że udało mi się zadowolić i przekonać mamę, że może powierzyć mi samochód, bez większych obaw o nasze bezpieczeństwo.
          Byłem więcej niż zadowolony i w całkiem innym nastroju, niż przed wyjazdem. To, że miałem obawy, jak wypadnę podczas tego swoistego sprawdzianu, było chyba naturalne. A że nie zakończyło się to moją porażką i kompromitacją, przed dwiema bliskimi mi osobami, zawdzięczałem przede wszystkim mamie.
          To jej roztropność sprawiła, że mogłem czuć się swobodnie i wyluzowany za kierownicą, całkiem nieznanego mi samochodu. Siadając z tyłu, dała mi sygnał, że ufa mi bezgranicznie i wierzy w moje umiejętności.  
          Oznaczało to również, że nie ma zamiaru wtrącać się w sposób prowadzenia samochodu i podejmowania przeze mnie określonych decyzji na drodze. To nie tylko mnie mobilizowało, ale wymagało nieustannej koncentracji, stosowania się do przepisów i znaków oraz właściwą ocenę sytuacji czy warunków panujących na drodze.  
          Udaliśmy się do Centrum i znowu przekonałem się o wręcz znakomitym stopniu zorganizowania mamy i sposobie decydowania w zakresie zakupów. Mówi się, że panie buszując po sklepach i robiąc zakupy, traktują to w sposób rozrywkowo – świąteczny.
          Mama robiła to w sposób pragmatyczny, oceniając każdą oglądaną przez nas rzecz pod względem wyglądu, koloru, rozmiaru i przydatności. Nie było licznych przymiarek, dopasowań czy marudzenia, typu; a może to, a może tamto, a może jeszcze, co innego.  
          Dzięki temu, w stosunkowo krótkim czasie, udało nam się kupić prawie wszystko, co jeszcze w domu uznaliśmy za niezbędne do zabrania, na wakacyjny wyjazd do rodziny. Oczywiście, Zosia nie była zbyt zachwycona takim stanem rzeczy, bo pewnie chętnie buszowałaby po Centrum Handlowym do chwili zamknięcia, ale mama była nieubłagana.  
          Obładowani siatkami wróciliśmy do samochodu i upakowaliśmy zakupy w  
samochodzie. Była akurat pora obiadowa, więc wróciliśmy do klimatyzowanego Centrum, aby spożyć posiłek w jednej z restauracji, mieszczących się wewnątrz obiektu.
          Większość z nich była samoobsługowa, więc usiedliśmy przy stoliku, aby wybrać odpowiednie potrawy i po ich ustaleniu, stanąłem w kolejce do wydawalni, a moje panie pozostały przy stoliku.  
          Obsługa była dość szybka i sprawna, tak, że po kilku minutach zamawiałem wybrane potrawy. Mama podeszła i zapłaciła kartą, po czym całą trójką odebraliśmy zamówione potrawy. Wszystko było w miarę smaczne i pożywne, łącznie z deserem i lodami.  
          Po spożyciu obiadu, wszyscy w wyśmienitych nastrojach wróciliśmy do samochodu. Cały nasz pobyt w Centrum Handlowym trwał niecałe trzy godziny.
- Nie wiem jak wy, ale ja oceniam ten nasz wspólny wyjazd, jako jeden z najkrótszych i chyba najbardziej udanych wyjazdów zakupowych, w naszej rodzinnej historii.  
          Mama w charakterystyczny dla siebie sposób, podsumowała nasz wyjazd i pobyt w Centrum Handlowym. Zosia, która po dokonaniu zakupów, okazywała trochę niezadowolenia ze sposobu, w jaki mama załatwiła całą sprawę, też się rozchmurzyła.
- To co Adasiu! Pozwolisz, że teraz usiądę obok ciebie, bo chcę siedzieć obok syna, który okazał się tak dojrzałym, dobrym kierowcą i puchnąć z dumy, że jestem twoją mamą.
          Mama powiedziała to w taki sposób, że nawet gdyby to miało mieć niezbyt pozytywny wpływ na mnie, nie mógłbym odmówić.
- Mamo, myślę, że jakoś dam radę. Obczaiłem już w jakiś tam sposób to auto, więc twoja obecność nie powinna mi przeszkadzać – powiedziałem, może trochę na wyrost.
- Nie bój się synku! Naprawdę nie będę się wtrącać czy kontrolować. Chcę po prostu pobyć blisko swojego przystojnego syna, zanim wyjedzie – powiedziała mama, patrząc mi w oczy.
          Kiedy mama mnie uwodziła, zobaczyłem smutne spojrzenie siostry. Czyżby była zazdrosna o mamę? - przemknęło mi przez myśl. Uśmiechnąłem się do siostry, którą mama usunęła nieco w cień.  
          W innych okolicznościach szepnąłbym siostrze, żeby się nie przejmowała, bo to ona ze mną pojedzie na wakacje, a nie mama. Otworzyłem drzwi przed mamą i kiedy mama wsiadała do samochody, wymieniłem spojrzenie z siostrą i przesłałem jej całuska.          
          Chyba zrozumiała, bo uśmiechnęła się i odpowiedziała podobnie. Zamknąłem drzwi za mamą i wzrokiem wskazałem Zosi miejsce za mną. Pokiwała głową i przeszła na drugą stronę. Też otworzyłem jej drzwi. Dygnęła mi jak prawdziwa dama i wsiadła.
          Zamknąłem drzwi i sam zająłem miejsce w samochodzie. Siostra uznała, że będzie miała lepszy widok na środku i przypięła się środkowym pasem. Skierowałem na nią wsteczne lusterko i ponownie przesłałem jej całuska. Uśmiechnęła się, czyli jej przeszło.
          Uruchomiłem silnik i ruszyliśmy w drogę do domu. Mama nic mi nie sugerowała, ale postanowiłam wracać inna drogą, aby pokazać mamie, że dobrze orientuję się, tak w mieście, jak i jego okolicach.  
          Prowadzenie samochodu zaczęło mi sprawiać prawdziwą przyjemność. Mama też to zauważyła, bo od czasu do czasu zerkała w moją stronę.
- Adasiu! Patrzę na ciebie i nie dowierzam swoim oczom. Zachowujesz się tak, jakby prowadzenie tego samochodu było dla ciebie codziennością, a nie epizodem i pierwszą jazdą.
          Pochwała mamy była przyjemnym bodźcem, ale faktycznie czułem się dobrze za kierownicą tego, nieznanego mi dotychczas, naprawdę wspaniałego samochodu.
- Mamo, nie wiem, jak to się stało, ale mam uczucie, jakbym był integralną częścią tego pięknego samochodu. Reaguje na każdy, nawet najmniejszy ruch kierownicy czy pedału. Wręcz chce się jechać nim i nie wysiadać z niego. Dziękuję, że chcesz go nam udostępnić, bo przypuszczam, że jest to również twój ulubiony samochód. Mam rację mamo? – zwróciłem się do mamy, domyślając się, że być może żałuje teraz trochę swojej decyzji, o użyczeniu nam swojego ulubionego auta.  
- Może i jest moim ulubionym samochodem, ale ty jesteś moim ulubionym synem, i nie tylko, więc wszystko się bilansuje. Nie, nie żałuję swojej decyzji i cieszę się, że prowadzenie tego samochodu sprawia ci przyjemność. To oznacza, że będziesz również o niego dbał, podobnie jak ja. Czy ta odpowiedź zadowala mojego ulubionego syna? - podsumowała mama swoją wypowiedź.
          Wymieniłem spojrzenie z mamą i pokiwałem głową, szczerząc się do mamy w uśmiechu. Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się przed naszym domem. Wysiedliśmy i zabraliśmy nasze zakupy do domu. Trzeba to było jeszcze rozdzielić i posortować.
- Adasiu! Teraz kiedy wiemy, że jesteś kierowcą z prawdziwego zdarzenia, wypada zastanowić się, kiedy macie wyjechać, na te wymarzone wakacje. Macie jakieś przemyślenia w tej sprawie? – zwróciła się mama do nas obojga.  
- Mamo, przeglądnąłem mapę drogową i ewentualną trasę do miejscowości zamieszkania dziadka oraz cioci Eli. Można jechać jedną z trzech tras i najkrótsza wynosi około dwustu osiemdziesięciu km, a najdłuższa nieco ponad trzysta km. Ale jest okres letni i sobota, więc  pewnie tak po południu, jak i wieczorem będzie na drodze bardzo duży ruch. Nie bardzo uśmiecha mi się stanie w korkach i dojechanie na miejsce późną nocą. Ciocia i dziadek pewnie czekali by na nas i denerwowali się niepotrzebnie. Myślę więc, że jeżeli wyjedziemy jutro po śniadaniu, to spokojnie dojedziemy na miejsce po południu. Sądzę, że w niedzielę nie będzie zbyt dużego ruchu, bo kto ma dojechać, to dojedzie dzisiaj, żeby nie tracić całego dnia urlopu czy weekendu.  
          W spokojny, rzeczowy sposób przedstawiłem mamie moje przemyślenia, co do wyjazdu. Mama przez chwilę zastanowiła się i popatrzyła na mnie trochę dziwnym wzrokiem.
- Synku, przepraszam cię, ale zachodzę w głowę, czy aby na pewno jesteś moim synem? – powiedziała poważnym, spokojnym tonem głosu, patrząc mi w oczy z niedowierzaniem.
          Poczułem ciarki na plecach, bo mama po raz pierwszy rozmawiała ze mną w ten sposób. Zastanawiała się, czy aby jestem jej synem? Czyżby powtórzyła się sytuacja, że to nie mama mnie urodziła, podobnie jak Zosi?  
          Patrzyłem na mamę podobnie jak ona na mnie; żartuje czy mówi poważnie?-
obawiałem się, że od natłoku myśli rozboli mnie głowa. Mama chyba zorientowała się, co się dzieje w mojej głowie, bo rozpogodziła się i uśmiechnęła.
- Adasiu, ty wziąłeś na poważnie to, co powiedziałam? Widzę, że zbladłeś i pewnie myślisz o mnie, że mi odbiło? Może i masz rację! Nie powinnam rozmawiać z tobą w ten sposób, biorąc pod uwagę okoliczności. Pewnie pomyślałeś o Zosi i zacząłeś myśleć, że i ciebie nie urodziłam, tak? Przepraszam cię synku! Głupio to wyszło. Zachciało mi się filozofowanie, wiec teraz muszę wypić to piwo, które mimowolnie nawarzyłam.  
          Mama zreflektowała się, że używając metafory, mimowolnie sama zapędziła się w kozi róg.  
- Mamo, nie wiem, co cię podkusiło, ale faktycznie, na moment taka myśl pojawiła się w mojej głowie. Oczywiście odrzuciłem ją jako niedorzeczną, ale przez chwilę, tak było. Miałaś na myśli, żeby mnie pochwalić, za moje przemyślenia, a wyszło nieporozumienie. Ale OK.! Nic się nie stało. A ty Zosiu, jak zrozumiałaś słowa mamy? – zwróciłem się do siostry.
- Tak, jak pomyślała mama, mówiąc te słowa. Że jesteś dobrym kierowcą i dojrzałym facetem, który logicznie myśli i podobnie kojarzy fakty. A ty powiązałeś to ze mną i zastanawiałeś się, jak mówisz przez chwilę, czy aby mama cię urodziła?
          Kurde, masakra! Posądzałem mamę, a sam się ośmieszyłem. I to nie tylko przed mamą, ale i przed młodszą siostrą. Ona też chyba była czy jest nie z tej ziemi?          
- Mamo, przepraszam cię! Posądzałem ciebie, a to mnie rzuciło się coś na mózg! Zosia cię zrozumiała, a ja miałem chyba chwilowe zaćmienie – sumitowałem się przed mamą jak szczeniak.    
- Dobrze już dobrze! Uznajmy, że nie było tej rozmowy, OK? Tak jak powiedziałeś, nie ma sensu jechać dzisiaj i stać w korkach. Wyjeżdżacie jutro rano, po śniadaniu. Faktycznie, w niedzielę ruch zawsze jest mniejszy i dojedziecie na miejsce o godziwej porze. Podjedziemy tylko jeszcze do kawiarni, abym zabrała samochód, bo nie chciałabym tłuc się busikiem do pracy w poniedziałek. Musimy też otworzyć szampan, który kupiłeś na Zosi urodziny.
          Mama podsumowała naszą dyskusję i zakończyła rozmowę na temat moich przemyśleń oraz mojej wpadki. Jako, że nie lubiła odkładać czy przeciągać drobnych spraw na później, po rozpakowaniu samochodu, zostawiliśmy Zosię z całym galimatiasem, a sami pojechaliśmy po drugi samochód dla mamy.
          W niecałą godzinę załatwiliśmy sprawę i wróciliśmy na podjazd oboma samochodami. Tym drugim samochodem był pięciodrzwiowy hatchback Renault Megane.
          Zosia w tym czasie zabawiała się przeglądaniem i przymierzaniem rzeczy, które mama kupiła dla niej na wyjazd. Widać było, że sprawia jej to nie lada frajdę, tylko potrzebowała do tego jeszcze kogoś, kto by ją oceniał i podziwiał.  
          Mama na to się nie pisała, więc tym kozłem ofiarnym musiałem być ja. No i się zaczęło.  Moja kochana siostrunia wychodziła wprost z siebie, zakładając i przymierzając każdy nowy ciuch, element stroju kąpielowego czy plażowego, nie mówiąc o bucikach czy klapkach.  
          Na szczęście nie krępowała się już mnie i zmieniała to wszystko w mojej obecności. W pewnym momencie, w trakcie tej swoistej parady, do pokoju weszła mama i poinformowała nas, że wyjeżdżają razem z babcią na jakieś babskie spotkanie i wrócą za jakieś trzy, cztery godziny.
           Masakra! - pomyślałem, bo zauważyłem błysk radości w oczach siostry. Co ona znowu knuje? - przemknęło mi przez myśl.  
          Zostaliśmy sami. Zosia przerwała naraz pokaz mody i popatrzyła na mnie kokieteryjnym spojrzeniem.
- Adaś, wykąpiesz się ze mną? Tak jak dawniej, wiesz, jak byliśmy mali? – zwróciła się do mnie, wlepiając we mnie te swoje ślepka.
- Przecież jeszcze nie idziemy spać? Co ty kombinujesz? – zapytałem, śmiejąc się.
- Adaś, zgódź się! Później się dowiesz, obiecuję! – prosiła, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Dobrze już, dobrze! Zgoda! – powiedziałem i po chwili Zosia była naga, pomagając i mnie pozbyć się t-shirta i spodenek. Chwyciła moją rękę i pociągnęła do łazienki.  
          Szybko napuściła wody i weszła do wanny, prosząc mnie do siebie. Zmoczyła mnie wodą i namydliła, po czym trzymając słuchawkę prysznica, umyła moje ciało, zwracając szczególną uwagę na mycie mojego krocza.  
          Delikatnie przemyła stojącego już w gotowości kutasa i worek z kulkami, potem pośladki i resztę przyległości. Umyła mi nogi, łącznie ze stopami i zakończyła mycie. Przekazała mi słuchawkę prysznica i poprosiła, abym teraz umył ją, podobnie, jak ona mnie.
          Zmoczyłem więc wodą jej ciałko i chciałem odłożyć prysznic, aby ją namydlić, ale sama sięgnęła po pojemnik z mydłem i kiedy wyciągnąłem dłoń, strzyknęła mi na nią porcję mydła. Namydliłem więc okolice szyi, barków, ramiona.           
          Kolejną porcję mydła  rozprowadziłem na sterczące zadziornie cycuszki, chcąc przy okazji, trochę pobawić się nimi. Nic nie mówiąc, ujęła wolną ręką moją dłoń i kierując nią, namydliła resztę górnych partii swojego ciała.
           Zachowała się, jak opiekunka w piaskownicy, zabierając dziecku łopatkę.
- Braciszku, przepraszam cię, ale pieszczoty zostaw na później, a teraz tylko umyj mnie dokładnie. Zapewniam cię, że całe moje ciało będzie twoje – poprosiła mnie słodkim głosem.  
          Zabrzmiało to nieco tajemniczo, ale zastosowałem się do jej prośby. Przemyłem więc dokładnie jej piersi, brzuch, boki i zszedłem na krocze. Namydliłem całe krocze i okolice, uda, biodra, łydki, po czym myjąc każdy fragment, spłukiwałem wodą.  
          To samo zrobiłem z pośladkami i z resztą kochanego ciałka mojej siostry.
Dostałem na podziękowanie słodkiego buziaka. Sięgnęliśmy po ręczniki i osuszyliśmy swoje ciała już bez zbędnej celebracji. Narzuciliśmy na gołe ciała szlafroki.
- Adasiu, ty wracaj do naszego pokoju, a ja na chwilę wejdę do pokoju mamy – usłyszałem kolejną, tajemniczo brzmiącą, prośbę siostry.  
          Udałem się więc do naszego pokoju, zastanawiając się, co kombinuje moja siostra. Wiązało się to z nieobecnością mamy, więc pewnie będzie to ‘coś’ ekstra. Po około pięciu minutach usłyszałem, że Zosia krzyczy coś do mnie z pokoju mamy.
          Uchyliłem drzwi i usłyszałem, że siostra prosi mnie do pokoju mamy. Ruszyłem więc w jej stronę, zaciekawiony na maksa i spodziewając się wszystkiego.
Po otwarciu drzwi do pokoju mamy, uderzył mnie zapach, wydzielany przez dwie zapalone, aromatyczne świece, stojące na nocnym stoliku obok wezgłowia łóżka.
          Siostra stała przed łóżkiem mamy, zakryta szczelnie szlafrokiem i uśmiechała się do mnie swoim obezwładniającym uśmiechem. Wyglądała jak jakaś pogańska bogini.
- Siostrzyczko, wyglądasz cudownie, jak bogini miłości. Możesz uchylić rąbka tajemnicy, co to wszystko ma znaczyć? – zapytałem, lekko ochrypłym, zaskoczonym głosem.
- Braciszku, to miało się stać w dniu moich urodzin, czyli w poniedziałek, ale obawiam się, że może to być niemożliwe. Czuję, że być może jeszcze dziś, a najpóźniej jutro, dostanę miesiączki. Więc musimy przyspieszyć całą sprawę – powiedziała swoim słodkim głosem, jakim mówiła zawsze, kiedy była podniecona lub czegoś potrzebowała.           
- Powiesz w końcu, o co chodzi? - zadałem ponownie pytanie, chociaż domyślałem się już w czym rzecz.
- Braciszku! To ma być prezent dla ciebie, jako moje podziękowanie za urodziny, które mi wyprawiłeś, za ten pierścionek i za wszystko dobre, co od ciebie otrzymałam. Wiesz, jak bardzo cię kocham? Wiem też, że ty też mnie kochałeś i kochasz, jak nikt inny na tym świecie, poza mamą. Chcę braciszku, abyś to ty był, tym moim pierwszym chłopakiem, który zanurzy we mnie swojego kutasa i przebije tę pieprzoną błonę, która zagradza wejście do mojej cipki. Chcę, abyś nadal był mi bratem, przyjacielem, a od dziś i kochankiem.
          A więc to, o to chodziło? Pewnie i wyjazd mamy wraz z babcią, był jej pomysłem. To cała moja siostrzyczka. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy w naszych relacjach pójdziemy na całość i mój kutas ją wypełni.
- Zosiu, wiesz, że to może być bolesne i przykre dla ciebie? – zapytałem najdelikatniej, jak mogłem.  
- Wiem braciszku! Wiem również, że będziesz bardzo delikatny i będziesz starał się sprawić mi, jak najmniej bólu. A poza tym, jestem tak bardzo na ciebie napalona, że pewnie nawet tego nie poczuję. Wiem też, że ogólnie uważa się, że jest to niemoralne, że jesteśmy rodzeństwem i tym podobne. Nic mnie to nie obchodzi, tym bardziej, że oboje wiemy, że biologicznie jesteśmy neutralni. A w ogóle, to moja cipka wręcz tęskni, za tym twoim pięknym kutasem.
          No cóż, mogłem się tego spodziewać, po mojej postrzelonej siostrze. Ona wiedziała lepiej, co dla niej jest dobre, a co złe. A opinia innych ludzi dla niej się nie liczyła.
- Rozmawiałaś Zosiu na ten temat z mamą? – chciałem się upewnić, czy mama wie. Bo, że nie będzie miała nic przeciw temu, to wiedziałem, ale okoliczności też się nieco zmieniły.  
          Teraz, kto wie, co mama o tym sądzi, kiedy też myśli o mnie bardziej  
jako o kochanku, niż synu. Rozejrzałem się uważniej po pokoju. Pościel na łóżku była zsunięta na bok. Na prześcieradle był koc i mała poduszka. Dodatkowo, pod poduszkę  
podłożony był duży ręcznik. Pomyślała o wszystkim – zaświtało mi w myśli.
          Podszedłem do siostry i ująłem w dłonie jej twarz, ale to Zosia przejęła inicjatywę, wpijając się w moje usta i całując w swoim stylu; do utraty tchu. Z trudem oderwaliśmy się od siebie. Zosia zerwała ze mnie szlafrok, a ja z niej, po czym przewróciła się na łóżko, pociągając mnie za sobą.  
          Uniosłem się na chwilę, aby poprawiła się i zajęła wygodną dla siebie pozycję. Patrząc na jej krocze, przetarłem oczy i omal nie wybuchłem śmiechem. Na wzgórku Zosi widać było miniaturowy warkoczyk, upleciony z jej owłosienia i maciupeńką kokardkę.  
- No, co? Tylko raz w życiu traci się wianek czy cnotę, jak się potocznie mówi – powiedziała siostra, widząc moje zaskoczenie i duszenie się ze śmiechu.
          To nie miało być tradycyjne tracenie cnoty czy błony. To miało być show. Położyłem dłonie na jej cycuszkach i leciutko je miętoląc, ponownie pochyliłem się, obejmując zachłannie wargami jej usteczka.  
          Przez chwilę całowaliśmy i Zosia zaczęła dyszeć i drżeć z pożądania. I nie tylko ona. Czuła, jak mój sztywny kutas bodzie jej ciało. Zosia pochwyciła go i zaczęła ściskać i głaskać.  
          Bałem się, że za chwilę wybuchnę i będzie po baletach. Musiałem zwolnić.  
Wycofałem się delikatnie i siostra z niejakim żalem wypuściła mojego kutasa. Cofając się między jej nogami, rozłożyłem wargi cipki i delikatnie przesunąłem językiem po szczelinie.  
          Poczułem smak i zapach jej cipeczki. Zalała mnie fala podniecenia i zacząłem wręcz szaleć w cipce siostry. I nie tylko ja. Kiedy wjechałem ustami i językiem w okolice łechtaczki, Zosia zaczęła dyszeć, drżeć i wić się pode mną.  
- Ooo…taak, Ooo..ch, Ooo…o.  Kilka sekund później piszczała i trzęsła się pod wpływem doznań, kiedy orgazm dopadł jej ciało.  
          W pewnym momencie wsunąłem dwa palce w jej szparkę i pod wpływem podniecenia, trochę za głęboko, bo poczułem opór jej błony.  
- Braciszku, nie! Nie palcem, to musisz zrobić kutasem! - szepnęła, ciągnąc mnie w górę.
          Przesunąłem się wolno do góry, po drodze śliniąc się i całując po kolei jej cycuszki. Zatrzęsło nią i zaczęła ponownie drżeć z podniecenia.
- Braciszku! Nie dręcz mnie! Wejdź we mnie, proszę! – zaczęła żałośnie skomleć.
          Czując bodącego ją kutasa, pochwyciła go drżącą ręka i przeciągnęła go po mokrej szczelinie, a potem wcisnęła delikatnie w swoją szpareczkę. Delikatnie wpychałem się w nią, patrząc w jej piękne oczy. Uśmiechała się. Poczułem, że kutas opiera się o jej błonę.
          Spoważniała, po czym ponownie uśmiechnęła się i skinęła głową, zachęcając, abym nacisnął mocniej. Wycofałem lekko biodra i pchnąłem mocniej do przodu. Wrzasnęła z bólu, ale pochwyciła mnie za pośladki i mocno przyciągnęła do siebie.  
          Poczułem, jak mój kutas zagłębia się powoli w niej. Posykując z bólu, z oczami pełnymi łez i zaciśniętymi ustami, opasała nogami moje pośladki i piętami dopychała mnie do siebie, wychodząc naprzeciw swoimi biodrami. To mogła zrobić tylko moja siostra.
          Dopchnęła mnie tak, że poczułem, jak ocieram się kutasem o dno jej cipki. Obserwowałem uważnie buzię mojej dzielnej siostrzyczki. Odczekałem chwilę, żeby jej cipeczka oswoiła się z moim pokaźnym drążkiem.  
          Po chwili spróbowałem poruszyć się delikatnie w jej cudownym tuneliku.
Syknęła i wykrzywiła swój słodki buziaczek z bólu. Niepewny, co robić dalej, przestałem się poruszać. Jej natychmiastowa reakcja była taka, że wycofała lekko swoje biodra i ponownie dopchnęła mnie pietami, wychodząc naprzeciw ruchem bioder.
- Nie przejmuj się tak braciszku, trochę boli, ale idzie wytrzymać. Nawet nie wiesz, jak cudownie jest czuć cię tam głęboko w sobie. Teraz muszę jeszcze poczuć, jak tryskasz we mnie nasieniem. I nie jestem Barbie z pocelany, ale twoja siostra-twardziela.
          To mówiąc, zaczęła, pomagając sobie rękami i biodrami wypychać mnie w górę i wciągać z powrotem w siebie. Zdawałem sobie sprawę, ile to musiało ją kosztować, ale nie mogłem zawieść mojej młodziutkiej kochanki.
          Powolnymi, delikatnym ruchami zacząłem kopulować, w czym dzielnie mnie wspomagała. Opatulała mnie szczelnie swoją aksamitnie miękką wyściółką i na jej buziaczku widziałem coraz mniej bólu, a coraz więcej zadowolenia czy przyjemności.  
          Mniej więcej po paru minutach poczułem, jak wzbiera we mnie fala rozkoszy i trysnąłem z dużą siłą we wnętrze mojej siostry – kochanki. Poczuła to, bo wręcz zapiszczała z radości i z wielką siła przyciągnęła oraz dopchnęła mnie piętami do siebie, przeżywając swój pierwszy orgazm pochwowy i znieruchomiała.  
          Po chwili doszła do siebie i kiedy mój sztywniak zwinął się z niej, po wykonaniu swojej roboty, zsunąłem się z niej i usiadłem. Podniosła się i oboje obejrzeliśmy ślady naszych zmagań na ręczniku.  
          W wyciekającej z jej cipki spermie, zmieszanej z jej sokami, zauważyliśmy tylko nikłe ślady krwawienia. Zosia pochwyciła ręcznik, obtarła mojego kutasa, przyłożyła ręcznik do swojej cipki i oboje udaliśmy się do łazienki, obmyć i odświeżyć swoje ciała. …cdn…

4 komentarze

 
  • Użytkownik xxx28

    Czekam kiedy się zabawią we 3

    14 sie 2020

  • Użytkownik xxx28

    @franco świetne jest to opowiadanie . Co poradzę lubię opowiadania erotyczne pełne szaleństwa i totalnej perwersji hehe

    19 sie 2020

  • Użytkownik St.sz

    Co tu można jeszcze dodać? Nic. Chyba tylko to, ze zanosi się na kolejną superaśną historię. Franco tak trzymaj i niech Wena nie opuszcza. Zdrówka Tobie i Familijce.

    14 sie 2020

  • Użytkownik Czarly

    super czekam na jakąś część z mamuśką na 2 baty pozdrawiam  :)

    13 sie 2020

  • Użytkownik emeryt

    Franek, parafrazując słowa piosenki: czy to jeszcze pamiętasz? Lecz poprzeczytaniu tego odcinka doszedłem do wniosku, że pamiętasz i to nawet bardzo dokładnie. Dziękuję Tobie za ten kolejny, fajny odcinek (chyba zaczynającej się sagi). Jak zwykle przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia dla Ciebie, oraz dla całej twojej rodzinki.

    13 sie 2020