Czy może być dla faceta coś fajniejszego od tego, kiedy kobieta, którą kochasz, pakuje sobie do ust twojego kutasa. A tak zrobiła Ela. Być może poczuła się zobowiązana do rewanżu, ale to było coś znacznie więcej niż mogłem oczekiwać.
Przez chwilę myślałem o zaprotestowaniu i oznajmieniu Eli, że nie musi się poczuwać do rewanżu, ale ponieważ podeszła do tematu niezwykle sumiennie, szybko odechciało mi się protestu. Zrobiło mi się tak dobrze i błogo, że wkrótce było po baletach.
Wrzuciłem więc do jej ust wszystko, co zdążyły wyprodukować moje jądra, a Ela to połknęła i wyczyściła do czysta mojego kutasa.
- I jak, jesteś zadowolony? Powoli przyzwyczajam się do tego twojego poczęstunku i myślę, że może mi tego w przyszłości brakować - powiedziała żartobliwie, ale patrzyła mi przy tym dość uważnie w oczy, jakby oczekiwała ode mnie takiej czy innej deklaracji.
- Jak na razie, nigdzie się nie wybieram, Elu - oświadczyłem, wywołując u niej uśmiech.
Nasz kontakt osobisty miał miejsce kilkadziesiąt godzin temu, a my staliśmy się już dla siebie osobami, jakbyśmy się znali i kontaktowali od lat. Takie wrażenie odniósłby każdy, kto miałby okazję obserwować czy śledzić nasze osobiste relacje.
Ponieważ zrobiło się dość późno, Ela stwierdziła, że na tym zakończymy naszą pogawędkę i zabawę w dniu dzisiejszym. Udaliśmy się więc do łazienki i ja szybko opłukałem się pod prysznicem, a Ela chciała jeszcze zostać w łazience.
Wróciłem więc do sypialni i ledwo zdążyłem przyłożyć głowę do poduszki, zasnąłem. Obudziło mnie lekkie szturchanie i głaskanie po buzi. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem uśmiechniętą buzię siostry i jej rękę, myziającą pieszczotliwie moją twarz.
- Mógłbyś się w końcu obudzić. Musiała cię Ela nieźle wymęczyć, bo budzę cię już dość długo, a ty co otworzysz oczy, to ponownie przysypiasz - zagadała do mnie wesołym głosem.
- Przede wszystkim, która godzina? - zapytałem, próbując się obudzić i wyrwać ze snu.
- Dochodzi ósma! Ela przygotowała śniadanie i kiedy zjedliśmy go w trójkę, a ty nie wstałeś i nie pojawiłeś się, oboje z dziadkiem poprosili mnie, żebym cię obudziła, a sami poszli do biura. A ja budzę cię już trzeci raz. Nie wiem czy pamiętasz, ale jesteśmy umówieni z Basią? Ela albo dziadek umówią nas ostatecznie na dziewiątą, bo nie chcieli cię zrywać z łóżka.
Byłem wdzięczny siostrze, że pozwoliła mi dłużej pospać. Przy tym, nie robiła z tego problemu, podobnie jak Ela czy dziadek. Zdziwiła mnie tylko reakcja mojego organizmu, bo dotychczas nie spałem rano tak mocno, żeby było mnie trudno dobudzić.
Odrzuciłem nakrycie i zobaczyłem pożądliwe spojrzenie mojej siostry. Mój kutas wypychając spodenki, stał dumnie w porannej erekcji, jakby wyczuwał w pobliżu chętną cipkę. Zerknąłem na siostrę, która pocierała nieświadomie swoje krocze, oblizując przy tym swoje usta.
- Jak z twoją płodnością? - zwróciłem się do siostry.
- Jestem zabezpieczona, a dlaczego pytasz? - powiedziała i zobaczyłem błysk w jej oczach.
- Sama widzisz! Musisz mi pomóc - powiedziałem, ściągając w dół spodenki.
Jeszcze nie skończyłem, kiedy Zosia błyskawicznie ściągnęła spódniczkę i majtki. Po chwili, okraczając mnie, opuszczała się cipką na mojego kutasa. Napluła na dłoń i kilkakrotnie przesmarowała go śliną, po czym opuszczając się w dół, wchłonęła go w siebie.
Odczekała chwilę, a następnie zaczęła dość ostrą jazdę. Czułem, jak brutalnie traktuje swoją ciasną cipkę. Na szczęście produkowała takie ilości soków, że jej ostra jazda nie wyrządzała szkód ani jej ani mnie. Zanim zdążyłem się porządnie rozgrzać, doszła dwukrotnie.
Robiła wrażenie strasznie wyposzczonej. Po drugim orgazmie, podciągnęła bluzeczkę i zaprosiła mnie do pieszczenia, jej napiętych cycuszków. Tarmosiłem więc je, w podobnym do niej rytmie.
Chyba jej to odpowiadało, bo nie protestowała, sapiąc i pojękując.
W pewnej chwili poczułem, że bardzo szybko zbliżam się do finału. Czułem, jak moje jądra chcąc pozbyć się zgromadzonego nasienia, rozpoczęły pompować go w cipkę Zosi. Poczuła to, bo zatrzęsło nią i wrzasnęła, przysiadając z głośnym mlaskiem jej pośladków, o moje uda.
Kiedy się ocknęła, jej uroczą buzie opromienił szeroki uśmiech. Mucknąłem ją w usta, dziękując za ‘siostrzaną’ pomoc w pozbyciu się prawie bolesnej erekcji. Zebrałem się szybko do łazienki. Ekspresowo opłukałem moje ciało i zrobiłem toaletę.
Wszedłem do kuchni. Zosia w międzyczasie przygotowała napoje i kiedy pojawiłem się w kuchni, zapytała mnie, co sobie życzę na śniadanie. Do wyboru miałem dwa rodzaje kanapek, z przygotowanych i pokrojonych przez Elę wędlin bądź żółtego sera lub coś innego, na co należało by poczekać.
Aby było szybciej, wybrałem więc kanapki z wędliną, serem i pomidorem, popijane kawą z mlekiem. Kiedy zacząłem jeść, Zosia nie mogła nadążyć ze smarowaniem pieczywa i robieniem kanapek z plastrów wędliny, sera czy pomidora.
Pochłaniałem je w tempie odkurzacza. Kiedy ja kończyłem śniadanie, Zosia udała się na chwilę do łazienki, aby też opłukać swoje ciało i pozbyć się śladów naszego szybkiego zbliżenia.
Po zaspokojeniu mojego głodu, doprowadziliśmy kuchnię do porządku i oboje udaliśmy się do biura.
Po wejściu do sekretariatu, powitał nas promienny uśmiech pani Anety. Po ciepłym, serdecznym powitaniu, pani Aneta zaanonsowała dziadkowi, nasze przybycie. Po wejściu do gabinetu, czekała nas kolejna niespodzianka.
Oprócz Eli i dziadka, w gabinecie zastaliśmy Karola i dwoje nastolatków w podobnym do nas wieku. Przywitałem się więc serdecznie i rodzinnie najpierw z Elą, a potem z dziadkiem.
Następnie nastąpiła prezentacja i przywitanie z pozostałymi, obecnymi w gabinecie, gośćmi.
W trakcie wzajemnego przywitania, Karol przedstawił nas sobie. Dziewczyną była jego młodsza siostra - Kamila, a młodym facetem, jej chłopak - Patryk. Siostra Karola była piękną, zgrabną dziewczyną, bardzo podobną do Karola, natomiast jej chłopak był równie przystojnym, wysokim, szczupłym facetem, w wieku zbliżonym do mojego.
Jego siostra - Kamila była niewątpliwie trochę starsza od Zosi. Po przywitaniu, głos zabrał dziadek.
- Jak widzicie, spotykamy się znowu w moim gabinecie, co prawda, w nieco zmienionym
i powiększonym składzie. Zamiast pani Basi, dołączyło do nas dwoje młodych ludzi, których właśnie poznaliście; siostrę pana Karola i jej chłopaka. Pewnie zastanawiacie się, co oni tu robią? - zwrócił się bezpośrednio do mnie i do Zosi.
Milczeliśmy, bo niby co mieliśmy powiedzieć i patrzyliśmy niemo na dziadka.
Widząc nasze niepewne miny i pytające spojrzenia, uśmiechnął się i kontynuował.
- Pan Karol dotrzymał swojej obietnicy i dostarczył wasze patenty sternika łodzi motorowej.
Oto one! - powiedział i wręczył nam po kolei, nowe, oprawione w plastikowe, wodoszczelne etui, licencje sternika na obsługę i prowadzenie łodzi motorowych.
Oglądając licencję, zobaczyłem podpisy członków Komisji Egzaminacyjnej.
Przewodniczącym był nie kto inny, tylko dziadek, a członkami Karol i Basia. Trudno więc było się dziwić, że tak szybko otrzymaliśmy patenty sternika łodzi motorowych.
Podziękowałem więc w swoim i Zosi imieniu, tak dziadkowi, jak i Karolowi.
Zosia uznała, że zrobiłem to zbyt sucho i oficjalnie, więc w swoim stylu, z zaszklonymi od łez oczami rzuciła się do dziadka i dziękując mu, obsypała jego buzię szybkimi całusami.
Nie sądziłem, że w obecności jego siostry zdobędzie się na spontaniczność wobec Karola, ale nie doceniłem swojej siostry. Po oderwaniu się od dziadka, podbiegła do Karola i uwiesiła mu się na szyi, obcałowując i dziękując, podobnie jak dziadkowi. To była cała Zosia.
Widziałem, jak oczy siostry Karola otworzyły się szeroko ze zdumienia. Po chwili jednak, oboje uznali pewnie występ Zosi za naturalny i spontaniczny, więc zaczęli klaskać. Było to w wydaniu Zosi, niewątpliwie spontaniczne okazanie radości oraz jej sposób wyrażenia wdzięczności czy uniesienia.
- A teraz, co do waszych wakacji? Co prawda, nie rozmawialiśmy o tym, ale ta oto dwójka młodych, sympatycznych ludzi, też zamierzała spędzić swoje wakacje, poznając urok naszych mazurskich jezior i ich otoczenia. Pan Karol w rozmowie ze mną wyjawił, że nosi się z zamiarem wynajęcia dla nich, jakiejś stosownej, małej łodzi. Po przemyśleniu całej sprawy, wpadł mi do głowy taki oto pomysł. Pomyślałem, że być może mogliby do was dołączyć i spędzić razem z wami dzień, dwa, a może i dłużej. Ta nasza łódź jest dość pojemną i wygodną łajbą nawet dla ośmiu osób. Moglibyście poznać się trochę i nie być skazanym tylko na własne towarzystwo. Wydaje mi się, że byłoby wam we czwórkę raźniej niż we dwójkę. Poza tym, jeżeli uznacie, że jest czy staje się to dla was kłopotliwe, czy uciążliwe, zawsze możecie się rozstać i pożegnać, pozostając przy tym przyjaciółmi. I nie traktujcie tego jako mojego nakazu bądź ograniczenia waszej swobody czy samodzielności. To jest tylko moja propozycja. Oni są miejscowi, więc pewnie mogliby wam podpowiedzieć, gdzie warto płynąć? co warto zwiedzić? gdzie się zatrzymać? Z tego, co wiem, to pan Patryk też jest sternikiem z kilkuletnim stażem, podobnie jak siostra pana Karola - pani Kamila. Moglibyście więc skorzystać przy okazji z ich większego doświadczenia. Co więc sądzicie o tym moim pomyśle i waszej wspólnej wyprawie?
Mówiąc to dziadek, uśmiechał się i patrzył na nas bardziej, jak ojciec niż dziadek. Ale poznałem go już na tyle, że nie potraktowałem jego propozycji, jako złośliwości czy próby ograniczania naszej swobody. Przecież akceptował moje i Zosi relacje czy więzi.
A więc był to jakiś rodzaj wdzięczności dla Karola, ale także forma pomocy dla nas w zdobyciu niezbędnego doświadczenia w pływaniu dużą łodzią po mazurskich wodach. Nasze umiejętności w tym zakresie, były więcej niż ubogie.
Dziadek niewątpliwie zdawał sobie z tego sprawę. Zostawiając nas samych na łodzi i ryzykując uszkodzenie drogiego jachtu, poddał nas swoistemu testowi. Pewnie nie tak Zosię, jak mnie. Być może chciał poznać moje doświadczenie życiowe i odporność na stres.
Poza tym, rzucając nas na głęboką wodę, sprawdzał moją, a być może i naszą umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Wygląda na to, że zdaliśmy pozytywnie ten test, bo aby nas dowartościować, załatwił nam błyskawicznie patenty sternika.
Teraz więc, być może, chodziło mu po prostu o nasze bezpieczeństwo, które mogło być zagrożone, z powodu naszego zbyt małego doświadczenia. Nic nam nie nakazując czy narzucając, w niezwykle dyplomatyczny, zakamuflowany sposób zaoferował pomoc.
Wykazując wręcz ojcowską troskę, podał nam pomocną dłoń, w formie towarzystwa osób w podobnym do nas wieku, ale z dużo większym doświadczeniem w zakresie pływania dużym jachtem po wodach mazurskich jezior.
Widziałem, że Zosia, nie wgłębiając się w sens wypowiedzi dziadka, była rozczarowana. Nie dziwiłem się zbytnio. Była już myślami daleko do przodu. Nie zaprzątała sobie głowy tym, że nie mamy doświadczenia w pływaniu dużym jachtem po jeziorach.
Ona mając patent sternika, czuła się już panią tych wód. Ponadto wiedziała, że że zawsze może liczyć na moją pomoc czy wsparcie. A tu naraz dziadek wsadza nam na łódź dwie obce osoby, które będą nas krępować swoją obecnością, ograniczać, czy kontrolować.
Patrzyła w przestrzeń smutnym, bezradnym i żałosnym spojrzeniem. Spojrzała na mnie i zobaczyłem, jak łzy same napływają jej do oczu. Nie tylko ja to zauważyłem. Musiałem coś z tym zrobić, zanim sytuacja nas przerośnie i wymknie się spod kontroli.
- Przykro mi to mówić, ale moja siostra widocznie nie zrozumiała sensu twojej wypowiedzi czy propozycji dziadku Janie. Świadczą o tym jej łzy w oczach. Zamiast cieszyć się i dziękować ci dziadku, że troszczysz się o nas i o nasze bezpieczeństwo, Zosia uznała, że twoja propozycja jest ograniczeniem naszej swobody i zagrożeniem dla naszych wakacji.
Cóż, jeżeli Zosia nie zmieni swojego nastawienia, pozwólcie, że podziękuję, tak tobie dziadku, jak i naszym drogim gościom, że wykazując troskę o nasze bezpieczeństwo, w tak kulturalny i miły sposób, chcieliście służyć nam radą i pomocą oraz swoim, dużo większym od naszego doświadczeniem czy wręcz podać nam pomocną dłoń, w postaci swojego towarzystwa w naszej rajzie po tutejszych wodach. Zdaję sobie doskonale sprawę, że moglibyśmy oboje z Zosią wiele skorzystać z waszej obecności na tej łodzi i wiele się od was nauczyć.
Mówiąc o tym, chcę też powiedzieć, że rozumiem też moją siostrę, ale sądzę, że sytuacja ją nieco przerosła. Dziękując, tak tobie dziadku, jak i Karolowi, za patent sternika łodzi motorowych, Zosia uznała, że ta papierowa licencja na prowadzenie łodzi, załatwia wszystko. W cudowny sposób dodaje doświadczenia, umiejętności i znajomości przepisów związanych z żeglugą po mazurskich jeziorach. Do tego dochodzą specjalne oznakowania poszczególnych szlaków wodnych, przepraw i połączeń pomiędzy poszczególnymi jeziorami oraz cała masa innych przepisów czy zachowań i tym podobnych niuansów, związanych z żeglugą po tutejszych wodach. Nie chcąc przedłużać mojej wypowiedzi, chciałbym przeprosić wszystkich za zachowanie mojej drogiej siostry i stwierdzić, że jeżeli nie opamięta się i nie zmieni swojego nastawienia, ja też nie widzę sensu w kontynuowaniu tej zabawy z wakacjami na wodzie.
Zakończyłem moją wypowiedź i usiadłem, nie patrząc w stronę Zosi. Było to brutalne z mojej strony, ale nie miałem innego wyjścia. Kochałem ją, jak nikogo innego, ale czasami jej zachowanie budziło mój sprzeciw i musiałem nią potrząsnąć.
- A ty Zosiu, co o tym myślisz? - usłyszałem spokojny, wyważony głos dziadka.
W tym momencie wszystkie oczy zwróciły się w stronę Zosi, a ja zdałem sobie sprawę, że chyba zbyt mocno ‘potrząsnąłem’ moją młodziutką siostrą. Widziałem, jak bardzo zmaga się ze sobą, aby nie wybuchnąć płaczem, albo wybiec z gabinetu.
- Sądzę panie prezesie, że nie możemy mieć pretensji do Zosi, nawet jeżeli pomyślała tak, jak to przedstawił nam Adam. Prawdopodobnie, będąc na jej miejscu, każdy z nas pomyślałby tak samo. Po co dzielić się z kimś, czymś, co moglibyśmy mieć tylko dla siebie? A przecież, gdybyśmy nie rozmawiali ze sobą i nie wystąpiłaby sprawa wakacji mojej siostry i jej chłopaka - Patryka, po prostu, nie byłoby tego tematu. Pan na pewno nie cofnąłby swojej obietnicy i Zosia z Adamem popłynęliby tym jachtem we dwoje. Rozumiem więc racje Zosi, ale rozumiem też pana racje i pański pomysł, aby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Czyli w jakimś tam stopniu pomóc swoim wnuczętom okrzepnąć w roli sternika łodzi motorowej, umożliwić im poszerzenie swojego doświadczenia jako wodniaków oraz zapewnić im większe bezpieczeństwo w pływaniu państwa jachtem po naszych jeziorach.
A teraz zwracam się do ciebie Zosiu. Twój dziadek proponując wam obojgu towarzystwo mojej siostry i jej chłopaka, nie miał zamiaru wam dokuczyć czy ograniczać w czymkolwiek, ale kierował się troską o wasze bezpieczeństwo. Jak mi to powiedział w rozmowie, nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby się coś wam niedobrego przytrafiło. Tak ja to zrozumiałem i tak to przedstawiłem swojej siostrze i mojemu przyszłemu szwagrowi. Przemyśl więc Zosiu to wszystko i rozważ na spokojnie czy aby wasz dziadek nie ma w tym przypadku racji.
Kiedy Karol zakończył swoją wypowiedź, którą wyręczył do pewnego stopnia Zosię od odpowiedzi na zapytanie dziadka, odpowiedź i reakcja Zosi była natychmiastowa. Rzuciła się wprost do Karola, powtarzając, co dopiero swoje emocjonalne podziękowanie.
Potem odwróciła się do siostry Karola i jej chłopaka, przepraszając ich buziakami, za to, że zamiast cieszyć się ich towarzystwem, potraktowała ich jak intruzów.
- Kochany dziadziu i ty Elu, przepraszam was za moje zachowanie. Zamiast docenić to, co dla nas robicie, zachowałam się jak rozwydrzona i rozkapryszona gówniara, której chciano odebrać ulubioną zabawkę. Tak Adam jak i Karol wystarczająco mi to uświadomili. Jeszcze raz przepraszam dziadziu, że zwątpiłam w twoje dobre serce i intencje. A ten twój pomysł dziadziu uważam teraz za wspaniały. Przecież mogłeś dodać nam do towarzystwa kogokolwiek innego, a ty pomyślałeś o kimś, pasującym do nas. Kocham cię dziadziu. A Kamila i Patryk są super. Od razu ich polubiłam i jeżeli nie zrazili się do mnie czy do nas, z przyjemnością zaprzyjaźnię się z nimi i będę cieszyć się ich towarzystwem na tej naszej łajbie, jak nazwałeś swoją piękną łódź, dziadziu.
To mówiąc, usiadła na kolanach dziadka i obsypała go słodkimi buziakami.
Dziadek roześmiał się i przytulił serdecznie to młode stworzenie. Cóż, byłem przyzwyczajony do jej umiejętności owijania sobie ludzi wokół palca, ale wciąż mnie zadziwiała.
Spojrzałem na Elę. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Ją też Zosia nieustannie zadziwiała, ale wiedziałem, że ją kocha, podobnie jak mnie. Teraz należało tylko ustalić i omówić szczegóły naszej eskapady na wody mazurskich jezior.
- A więc wszystko jest jasne. Młodość ma to do siebie, że cechuje ją nieraz spontaniczność, tak w myśleniu, jak i działaniu. Doskonałym dowodem na to jest zachowanie mojej wnuczki. Wydawałoby się, że ta miła, niewinna dziewczyna nie jest zdolna do zbyt impulsywnych działań czy zachowań. A jednak, kiedy próbowałem pomóc, może w trochę zakamuflowany, niekonwencjonalny sposób, uznała to za zamach na jej poczucie swobody i niezależności.
Ale jest to w gruncie rzeczy mądra, zdroworozsądkowa osóbka, która potrafi takich dziadków, jak ja owinąć sobie koło małego paluszka. Nic nie poradzę na to, ale kocham to przylepne, słodkie dziewczątko, takim, jakie ono jest i cieszę się, że los obdarzył mnie taką wnuczką.
To mówiąc, przytulił jeszcze mocniej Zosię i złożył ojcowski pocałunek na jej czole, za co dostał od siostry, kolejną serię słodkich buziaków.
- Mam rozumieć, że jesteście przygotowani do zamustrowania na tej naszej łajbie w dniu dzisiejszym? - zwrócił się dziadek do Kamili i Patryka.
- Mieliśmy małe obawy, czy to wypali, ale Karol wierzył w pana i kazał nam się spakować.
Więc jesteśmy gotowi, a rzeczy mamy w samochodzie Karola - odpowiedziała Kamila w swoim i Patryka imieniu.
- Poza tym, jak moglibyśmy odmówić tak miłemu zaproszeniu przez to dziewczątko, jak nazwał pan swoją uroczą wnuczkę. Mamy nadzieję Zosiu, że nie zmieniłaś zdania? - dodała Kamila, zwracając się również żartobliwie do Zosi.
- O co ty mnie posądzasz, Kamilo? Przecież powiedziałam, że was polubiłam i chciałabym, abyśmy zostali przyjaciółmi, więc po co to pytanie? - odpowiedziała Zosia z uśmiechem.
- Eee.., tak mi się tylko wyrwało! Uznaj, że nie było tego pytania - odpowiedziała ponownie.
- To, co? Właściwie to wyjaśniliśmy wszystko, więc nie ma sensu, żebyśmy was zatrzymywali w tych murach, kiedy słońce i nasze Mazury czekają na was - podsumował dziadek nasze spotkanie i naszą wymianę poglądów.
Pożegnaliśmy się więc z dziadkiem, który sam zostawał w biurze, bo Ela chciała nas jeszcze zaprowiantować na drogę. Zosia w swoim stylu objęła dziadka w pół, przepraszając go ponownie i dziękując mu wylewnie za wszystko, uściskami oraz buziakami.
Mnie dziadek pożegnał mocnym uściskiem dłoni i serdecznym poklepaniem po ramieniu, życząc nam wszystkim dobrej pogody i udanej rajzy po wodach mazurskich jezior.
Nie omieszkał również przypomnieć, abym dbał i troszczył się o siostrę, bo jest tego warta.
Nasza trójka, czyli ja, Zosia i Ela udała się do mieszkania, a Karol z siostrą i Patrykiem poszli do samochodu po rzeczy, a następnie mieli iść na przystań. Zebraliśmy się więc dość szybko, zabierając niezbędne nam ciuchy oraz prowiant przygotowany przez Elę.
Obładowani jak tragarze torbami, siatkami i lodówką turystyczną, dotarliśmy na przystań. Karol, Kamila i Patryk czekali już na nas pomoście, naprzeciw naszej łodzi. Wszedłem na łódź jako pierwszy i odblokowałem wejścia do sterówki oraz obu kabin.
Po chwili dołączyła do mnie reszta towarzystwa. Jako gospodarze zajęliśmy z Zosią dziobową, główną kabinę, udostępniając gościom kabinę rufową, wyposażoną w wygodne, podwójne łóżko, komodę, toaletkę oraz łazienkę z prysznicem, umywalką i wc.
Ponieważ kabina rufowa była rzadko używana, Ela poprosiła Kamilę i Patryka aby sprawdzili, co jest, a czego brakuje w kabinie. Kamila uniosła do góry materac i wyciągnęła ze schowka kołdrę, dwie poduszki oraz koc. Brakowało pościeli i ręczników.
Ela weszła do naszej kabiny i z pomocniczego schowka wyciągnęła poszwę na kołdrę, obleczki na poduszki i prześcieradło oraz dwie pary ręczników dla Kamili i Patryka.
Upewniła się jeszcze, czy podłączyliśmy lodówkę turystyczną do gniazdka oraz czy przełożyliśmy z siatek do szafek i do stacjonarnej lodówko, to wszystko, co przygotowała. Byliśmy zaopatrzeni w prowiant i napoje, co najmniej na kilka dni.
Zauważyłem, że Ela bardzo przeżywa to nasze rozstanie, chyba nawet więcej niż mama, kiedy nas żegnała przed wyjazdem. Kiedy doszło do pożegnania, pojawiły się łzy w jej oczach. Tak jakbyśmy wyjeżdżali nie na kilka dni, ale miesięcy.
W końcu proces pożegnania i napominania nas do utrzymywania łączności z nią i dziadkiem, dobiegł końca. Przykro było mi patrzeć na żałość, wyzierającą z oczu Eli.
Po opuszczeniu łodzi razem z Karolem, co rusz oglądała się w naszą stronę, machając ręką.
Ściągnąłem trap z pomostu i zamocowałem go do bocznego stojaka. Patryk tymczasem sprawdził stan naładowania akumulatorów i odłączył kabel od gniazda zasilania.
Wspólnie sprawdziliśmy główną tablicę rozdzielczo-bezpiecznikową na ścianie kabiny.
Włączyliśmy wszystkie niezbędne do funkcjonowania bezpieczniki. Kiedy upewniliśmy się, że wszystko jest w porządku, wszedłem do dolnej sterówki. Upewniłem się, że przepustnice są w pozycji neutralnej i włączyłem zapłon.
Po kolei uruchomiłem silniki łodzi. Patryk tymczasem poluzował, a następnie zdjął z polerów obie cumy, mocując je na wieszakach. Potem odepchnął bosakiem rufę łodzi od polera. Dał mi znak kciukiem, że mogę odbijać, więc cofnąłem lekko przepustnice.
Manewrując przepustnicami i tylnym sterem strumieniowym, łagodnym łukiem odsuwałem łódź od pomostu. Po chwili byliśmy w bezpiecznej odległości, więc pchnąłem przepustnice w przód, uruchamiając równocześnie ster dziobowy.
Łódź była już w kanale, więc wyłączyłem ster strumieniowy i pchnąłem bardziej w przód przepustnice. Ruszyliśmy w kierunku mariny wypożyczalni Basi. Patryk obserwując moje wyprowadzenie łodzi ze stanowiska cumowania, kciukiem wyraził aplauz.
Ucieszyło mnie to, bo pod względem wodniackiego doświadczenia, byłem wobec niego nowicjuszem. Był w moim wieku, ale pływanie łodzią i to nie tylko motorową, miał we krwi. Poza tym, nie tylko wyglądał, ale był fantastycznym facetem.
Kiedy obaj zajmowaliśmy się wyprowadzaniem łodzi z mariny dziadka, nasze dziewczyny zaprzyjaźniały się w naszej kabinie. Nie byłem pewny, ale znając Zosię, mogłem przynajmniej domyślać się, w jaki sposób będzie próbowała przekonać do siebie Kamilę.
Kiedy Patryk usiadł obok mnie, zapytałem czy zna trasę do mariny wypożyczalni. Potwierdził, że zna, więc poprosiłem go, żeby przejął ster, bo chcę iść do wc. Przejął więc ster, a ja zszedłem do kokpitu, idąc do łazienki.
Przechodząc koło kajuty sypialnej, zapukałem. Bez odzewu. Dziewczyny były więc w kabinie rufowej. Załatwiłem się i wychodząc, natknąłem się na nie.
- Idziemy zrobić sobie kawę. Reflektujecie, czy myślicie o innym napoju? - zwróciła się do mnie siostra.
Użyła liczby mnogiej, więc myślała nie tylko o mnie, ale i o Patryku.
- Ja chętnie, a Patryk, nie wiem, ale zapytam - odpowiedziałem.
- Ale ja wiem! Na pewno nie odmówi - powiedziała Kamila, uśmiechając się do mnie.
Cóż, była bardzo ładna i oboje z Patrykiem stanowili miłą dla oka parę. Ciemnoblond, lekko falujące włosy, przycięte do wysokości ramion okalały jej uroczą buzię w dość zalotny sposób. Szczere spojrzenie jej niebieskich oczu wzbudziło we mnie niepokój.
Byłem tylko facetem, więc jej spojrzenie wywołało nie tylko niepokój, ale i moją ciekawość. Co skłoniło tę miłą i sympatyczną parę, do skorzystania z oferty naszego dziadka, aby uczestniczyć w wakacyjnej, wodniackiej eskapadzie w naszym towarzystwie?
Przed wyrażeniem zgody, na pewno zasięgali opinii i informacji na ten temat u Karola. Mogłem przypuszczać, że Karol na pewno wspomniał im o Basi i naszych relacjach. Ciekawość zwyciężyła, więc zamiast wrócić na pokład, dołączyłem do dziewczyn.
Uzupełniłem wodę w elektrycznym czajniku i włączyłem go. Zosia wyjęła z szafki cztery kubki i wsypała do każdego po jednej, czubatej łyżeczce rozpuszczalnej kawy.
- Jak mocną kawę pijacie, Kamilo? - zapytała, pełniąc honory gospodyni.
- Spoko, tyle co wsypałaś Zosiu, wystarczy! - zapewniła ją Kamila i sama sięgnęła po cukier.
- To teraz ja zapytam, jak dużo słodzicie? - zapytała ogólnie.
- Też po pełnej łyżeczce cukru plus trochę mleka - ubiegłem Zosię w odpowiedzi.
Po zagotowaniu wody, włączyłem się do pomocy i nalałem wody do kubków.
Po zamieszaniu i dolaniu mleka, zamierzałem zanieść kawę Patrykowi.
- Zostań z Kamilą, a ja obsłużę Patryka. Musimy się przecież poznać, nie sądzicie?
Nawet mnie specjalnie nie zdziwiło, że Zosia, najmłodsza z nas, przejęła samozwańczo rolę kapitana na jachcie i komendę nad nami.
- Może przyhamuj trochę siostrzyczko, jesteś trochę za młoda na kapitana tej łodzi - odezwałem się pogodnie, niemal żartobliwie.
- Aaa...co? Zuch dziewczyna! Niech wiedzą, kto tu rządzi! - zaśmiała się Kamila.
Zobaczyłem, jak Zosia pokraśniała z radości, że Kamila ją poparła.
- No, to porobione! Zaraz zadzwonię do dziadka, że mamy uzurpatora na łodzi. To jego łódź! Niech on wyznaczy kapitana tej łodzi! - powiedziałem, udając niezadowolenie.
- Eeej, coś mi się wydaje, Adamie, że możesz się przeliczyć, odwołując się do dziadka. Widziałam, jak dziadek reaguje na Zosię - powiedziała Kamila, dostrajając się do mnie.
Jakby się umówiły, obie zwróciły na mnie oczy, oczekując mojej reakcji. Roześmiałem się. Chyba obie spodziewały się, że będę walczył o swoją pozycję na łodzi.
- Pewnie masz rację! A więc z przyjemnością zostanę z tobą Kamilo, jeżeli ci to nie będzie przeszkadzało. Zobaczymy, co Patryk z tym zrobi, kiedy zorientuje się, że jesteśmy tu razem, sami w kabinie - zażartowałem, akcentując nasze; sam na sam w kabinie.
- Jeżeli sądzisz, że rzuci ster i wpadnie tutaj zdyszany, zszokowany, gotowy wyrywać mnie z twoich objęć, to pewnie pomyliłbyś się. Myślę, że raczej zaopiekowałby się twoją siostrą, o ile by mu na to pozwoliła. Weź pod uwagę, że jest młodsza ode mnie i widzi ją po raz pierwszy - powiedziała i patrzyła tak na mnie, jak i na Zosię, figlarnym, prawie wyzywającym spojrzeniem. Zawiesiłem na niej wzrok, nie spuściła oczu, patrząc mi śmiało w oczy.
Wyglądało na to, że nie są z Patrykiem takim monolitem, jak mi się wydawało.
Zosia chyba też tak to odebrała, bo złapała kubek i ruszyła do góry. Kiedy zostaliśmy sami, przez chwilę siorbaliśmy kawę w milczeniu.
Potem Kamila odstawiła kubek i przysiadła koło mnie, odwracając się do mnie.
- I co teraz z tym zrobimy? - zagadała do mnie, patrząc mi zalotnie w oczy.
- Chyba nie pozostaje mi nic innego niż spróbować, jak smakują twoje usta - powiedziałem, obejmując ją i delikatnie muskając wargami jej usta.
- Co, jest? Do licha z twoją delikatnością! - szepnęła, po czym, wpiła się z pasją w moje usta.
Bez cienia wahania wepchnęła swój język, kiedy uchyliłem usta, podejmując od razu miłosny taniec języków. Zacząłem odpowiadać jej w podobny sposób. Objęła mnie za szyję i zaczęła coraz mocniej oddychać, przyciskając się z całej siły do moich piersi.
- O, kurde! Kamilo, nie sądzisz, że zaczynamy stąpać po niepewnym gruncie? - próbowałem przyhamować jej zapędy i ostudzić trochę jej temperament.
- Za chwilę może pojawić się albo Zosia, albo Patryk i może to wypaść trochę głupio, nie sądzisz? - dodałem, chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Głupio to my wypadniemy, jak będziemy się czaić wobec siebie, kiedy oni tam na górze migdalą się, nie gorzej od nas - usłyszałem wesołą odpowiedź Kamili.
Pewnie gdyby piorun walnął koło nas, zrobiłby na mnie mniejsze wrażenie, niż wypowiedziane przez Kamilę słowa.
- Chcesz powiedzieć, że ukartowałyście to obie z Zosią? - zapytałem z głupia frant.
- Nie tylko to, ale jeszcze wiele innych rzeczy. Przygotuj się więc, że to jest tylko wstęp do dużo poważniejszych rzeczy. Ale to zacznie się dziać, jak już załatwimy sprawę i wypłyniemy na szerokie wody - powiedziała i zaśmiała się, widząc moją minę. …cdn…
1 komentarz
emeryt
Witaj, od tygodnia wyczekiwany Autorze z kolejnym odcinkiem, nawiasem mówiąc, bardzo fajnym. Gdy spojżeć za okno, to smutna jesień, a Ty dodajesz tyle uroku letnim miesiącom i to w taki sposób. Dziękuję za ten kolejny odcinek i życzę Tobie wraz z całą rodziną dużo zdrowia i aby wszelkie zło omijało was szerokim łukiem.