Czy to jest miłość, czy to jest kochanie? - cz. pierwsza

Po wyjaśnieniu naszej rodzinnej sytuacji, mama przez chwilę milczała.
- Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mi ulżyło, że wyrzuciłam to z siebie. Wybacz mi Zosiu, ale ciążyło mi to strasznie. Z jednej strony chciałam to ujawnić i porozmawiać z wami już dużo wcześniej, a z drugiej bałam się, jak to przyjmiesz. I to nie tylko ty. Bałam się też reakcji Adama. Sądziłam, że faktycznie uznacie mnie oboje za wredną matkę, że nie powiedziałam wam prawdy.
          Oboje z siostrą widzieliśmy, że mama zmaga się wewnętrznie sama ze sobą.
- Mamusiu, przestań już myśleć o tym! Myślę, że wiesz, że nie tylko ja, ale i Adam bardzo cię kochamy. Teraz kiedy oboje wiemy, co musiałaś przeżywać, dusząc w sobie tę tajemnicę, możemy ci tylko współczuć, ale ja tym mocniej cię kocham, jako mamę. Przecież mogłaś zachować się tak, jak wymagał od ciebie mąż i oddać mnie na poniewierkę do bidula. A ty mnie pokochałaś od razu w szpitalu i uznałaś za swoją córkę, mimo, że mnie nie urodziłaś. Mamusiu! Najdroższa, najukochańsza mamuniu! Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham i jak bardzo jestem dumna, że jestem twoją córeczką.
          Moja siostra przechodziła samą siebie, chcąc uświadomić mojej mamie, że nie tylko bardzo ją kocha, ale też jest bardzo dumna z tego, że może kogoś tak wspaniałego, nazywać swoją mamą. Jej egzaltowana wypowiedź wstrząsnęła nie tylko mamą, bo poruszyła również mnie, pewnie niewiele mniej niż mamę.
          Mama podeszła do Zosi i objęła ramionami jej drobną postać. Potem skinęła również na mnie i kiedy dołączyłem do nich, ogarnęła ramieniem i przytuliła nas oboje. Trochę trwało, nim wypuściła nas z uścisku.  
Obie z Zosią miały zaszklone ze wzruszenia oczy, a i mnie wyrosła gula w krtani. W końcu mama otrząsnęła się z chwilowego amoku i uśmiech zagościł na jej buzi.
- Dobrze! Mamy to za sobą. Najważniejsze, że jesteśmy rodziną i że się kochamy. Teraz musimy pomyśleć o waszych wakacjach. Zasłużyliście na nie oboje. Teraz zastanówcie się, czego potrzebujecie i co musicie, a co powinniście zabrać ze sobą. Postaram się też, zawieźć was osobiście do dziadka i cioci. A to oznacza, że wypada dokończyć rozmowę z waszą ciocią, a być może i z dziadkiem.
          Mama sięgnęła po telefon, a my zamierzaliśmy udać się do naszego pokoju.  
- Poczekajcie! Musicie przecież wiedzieć, czym zakończy się ta nasza rozmowa - powiedziała, przełączając smartfon na tryb głośnomówiący.  
          Po chwili usłyszeliśmy z głośniczka telefonu przyjemny głos cioci Eli.
- Hej! Myśleliśmy już z tatą, że wkurzyłaś się Alu na nas tak bardzo, że nie zadzwonisz. Jeszcze raz przepraszam ciebie i twoje dzieci, szczególnie Zosię. To nie było zamierzone z mojej strony. Po prostu zakodowałam w mojej głowie tylko Adama i zapomniałam o Zosi.
Ponieważ zadzwoniłaś, to myślę, że sprawa przyjazdu Zosi i Adama jest aktualna, tak? - ciocia zakończyła swoją wypowiedź pytaniem, chcąc usłyszeć potwierdzenie.
- Tak, ich przyjazd jest aktualny. Sama ich przywiozę, aby nie tłukli się autobusem. A co do twojej pamięci Elu, to nawet nie wiesz, jak bardzo pomogłaś mi w wyjaśnieniu kilku rzeczy i przyczyniłaś się do uwolnienia mnie od ciężaru, który mnie przygniatał. Ale to temat na osobną rozmowę i nie przez telefon. Przyjadę, to pogadamy o tym przy lampce wina.
          Mama przeprowadziła z ciocia Elą dość przyjemną, pogodną rozmowę, potwierdzając nasz wakacyjny wyjazd do cioci Eli i dziadka Jana i zamierzała rozłączyć się, kiedy ponownie odezwała się ciocia Ela.
- Hej, jesteś tam Alu jeszcze? – zapytała ciocia.
- Tak, jesteśmy całą trójką! Coś jeszcze? - rzuciła mama do telefonu.
- Tata pyta, czy ty też nie mogłabyś zatrzymać się u nas parę dni, jeżeli obowiązki ci na to pozwolą? Wszystko wskazuje, że nie spotkasz się z Jackiem, bo sami nie wiemy, gdzie jest.
Po tym, co ci zrobił, chyba boi się taty - oświadczyła ciocia, zapraszając również mamę.
- Będzie raczej trudno, bo uruchamiam nowe przedsięwzięcie, ale pomyślę o tym. Wielkie dzięki za zaproszenie Elu i podziękuj Janowi. Miło mi, że pomyśleliście o mnie.
          Mama była wyraźnie zaskoczona zaproszeniem i propozycją szwagierki w świetle wydarzeń z tatą i tego, czym zakończyła się cała sprawa. Widocznie tata zalazł za skórę nie tylko nam, ale miał też jakieś porachunki ze swoja najbliższą rodziną.  
- To do widzenia i zobaczenia. Czekamy z tatą na was. Mam nadzieję, że was nie zawiedziemy. Życzymy miłej, bezpiecznej drogi.  
          Trzask w głośniczku oznaczał zakończenie rozmowy.
- To teraz wiemy już wszystko! Musimy to jakoś ogarnąć, bo tym zaproszeniem dla mnie jestem naprawdę zaskoczona. To świadczy tylko o tym, że tak wasza ciocia, jak i dziadek są naprawdę przyzwoitymi ludźmi. Ty Adamie pewnie pamiętasz trochę nasz ostatni wyjazd i pobyt u dziadków, kiedy jeszcze żyła babcia Julia. Zosia była wtedy malutką kruszynką i dla niej będzie to pierwsze spotkanie z ciocią i dziadkiem.  
          Widzieliśmy oboje z Zosią, że mama odzyskała swój zwykły wigor i humor. Wyglądała pięknie, wyraźnie rozluźniona i zadowolona z przeprowadzonej rozmowy. Pewnie nie spodziewała się takiego zachowania i traktowania nas nadal jako bliską rodzinę, tak przez naszego dziadka, a jej teścia, jak i przez szwagierkę, siostrę naszego ojca.
          Pamiętałem, że przez jakiś czas rodzina taty trzymała twardo jego stronę, obwiniając o wszystko naszą mamę. Nie dopuszczali w myśli tego, że tata może być łobuzem i awanturnikiem z racji swojego charakteru, albo po prostu z powodu złych genów.  
- Wygląda na to, że miałam trochę pecha, że nie udało mi się przed ślubem poznać do końca charakteru waszego ojca. Ale nie ma tego złego, co nie wyszłoby na dobre. Może i wasz ojciec nie był i pewnie nie jest dobrym człowiekiem, ale dał mi ciebie Adamie, mojego kochanego, mądrego i przystojnego syna. Do tego ten mój kochany syn stał się wrażliwym, dobrym, kochającym bratem dla mojej pięknej, mądrej i kochanej córeczki. Widocznie dobry duch twojej mamusi Zosiu czuwa gdzieś tam w górze nad naszym losem.  
Uff, wzruszyłam się!
          Zauważyliśmy, jak mama pod koniec swojej wypowiedzi ukradkiem wytarła łzy, napływające jej do oczu. Była nie tylko piękną kobietą, kochającą mamą, ale i bardzo wrażliwą, uczuciową, sentymentalną osobą.
- Ale dość tych sentymentów. Musimy to wszystko przemyśleć na spokojnie. Prawdę mówiąc, bardzo bym chciała pojechać i pobyć tam trochę z wami, bo zdaję sobie sprawę, że was zaniedbałam więcej niż trochę. A poza tym, w ostatnim okresie to moje życie toczyło się dość intensywnie i trochę luzu czy wypoczynku przydałoby się również i mnie - dodała, będąc już na wyczuwalnym luzie.  
- Mamusiu, wiesz, jak byłoby fajnie, gdybyś została tam z nami chociaż przez kilka dni?  
          Jej egzaltowany ton głosu świadczył, jak bardzo siostrze brakowało mamy w ostatnim okresie. Mnie pewnie nie mniej, tylko że ja byłem ‘starym, dziewiętnastoletnim koniem’, a Zosia szesnastolatką z burzą hormonów, tęskniąca za mamą - przyjaciółką.
- Dobrze córciu! Pomyślę o tym! Może uda mi się tak to wszystko zorganizować, że wygospodaruję te kilka dni. Jest tylko jedno ‘ale’. Opóźni to wasz wyjazd o kilka, a może nawet o kilkanaście dni, bo potrzebuję czasu na załatwienie pewnej sprawy - oświadczyła, patrząc na nas poważnym, niemal zatroskanym spojrzeniem.
- Mamo, załatw wszystko, tak jak zamierzałaś! My poczekamy. Powiadom ciocię Elę, że przyjedziemy trochę później i to wszystko! - powiedziałem, patrząc wymownie na siostrę, czy zgadza się z moim zdaniem.
- Tak, tak mamuniu! Załatw wszystko i razem wyjedziemy! - potwierdziła Zosia, zgadzając się całkowicie ze mną.  
- Musicie też liczyć się z tym, że przez ten tydzień mogę być tylko gościem w domu, o ile nie zajdzie potrzeba pozostania w pracy. Mam więc prośbę do ciebie synu i liczę, że zaopiekujesz się odpowiednio twoją młodszą siostrą. Wiem, że nie zawiedziesz ani mnie, ani jej! A twoi koledzy, czy twoja dziewczyna, będą musieli trochę poczekać.
Rodzina przede wszystkim – dodała mama z uśmiechem, widząc, że się zarumieniłem.  
          Odwzajemniłem jej uśmiech i zwróciłem uwagę na to, jak uważnie po tym, co powiedziała mama, obserwuje mnie siostra, oczekując na moją odpowiedź. Pewnie słowa mamy o ewentualnej dziewczynie wzbudziły jej czujność i zainteresowanie.
          Dotychczas nie zdarzyło się jeszcze, żebym zostawił Zosię samą na dłużej.
- Możesz być spokojna mamo! Na pewno nie zawiodę tak ciebie, jak i Zosi – oświadczyłem, chociaż korciło mnie, żeby przyznać się mamie, że na obecną chwilę nie mam dziewczyny.
          Zgodnie z tym, o czym nas wcześniej uprzedzała, mama była nieobecna w domu przez cały tydzień. Było to nieco dziwne, bo sądziliśmy, że na noc będzie chciała wracać do domu. Utrzymywała jednak z nami cały czas kontakt telefoniczny, dzwoniąc codziennie wieczorem.  
          Po naradzie z siostrą, postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę i własnoręcznie przygotować na jej powrót w miarę wyszukany, smaczny posiłek. Z uwagi na porę dnia, miało to mieć formę obiado-kolacji, z zapalonymi świecami i tradycyjną lampką wina.
          W trakcie tych przygotowań, w którymś momencie przyszło mi na myśl, żeby
połączyć ten posiłek z uroczystymi urodzinami siostry. Zosia na początku przyszłego tygodnia kończyła szesnaście lat. Dla mnie ta data i te urodziny miały szczególne znaczenie.
          W tajemnicy przed siostrą kupiłem butelkę szampana oraz zamówiłem w pobliskiej cukierni tort z szesnastoma świeczkami i dedykacją na szesnaste urodziny; ode mnie, mamy i babci, a w kwiaciarni kwiaty.  
          Wcześniej kupiłem siostrze mały pierścionek, który kiedyś oboje oglądaliśmy w sklepie jubilerskim. Spodobał jej się tak bardzo, że poprosiłem sprzedawczynię, aby pozwoliła siostrze przymierzyć go na palec.  
          Widziałem jak bardzo przeżywała to, widząc go na swoim paluszku. Po nacieszeniu się jego widokiem, zwróciła go sprzedawczyni z widocznym żalem. Kiedy Zosia napawała się pierścionkiem, ja przybliżyłem się do sprzedawczyni i szepnąłem, żeby go odłożyła, dając jej znak, że ma to być niespodzianka.
          Po opuszczeniu sklepu, poprosiłem siostrę, aby zaczekała chwilę, bo chyba zostawiłem w sklepie telefon. Zaabsorbowana myślami, być może o pierścionku, kiwnęła mi tylko głową, że zaczeka, więc szybko wszedłem ponownie do sklepu.  
          Zapakowany pierścionek czekał już na mnie w kasie. Zapłaciłem i podziękowałem miłej sprzedawczyni. Uśmiechnęła się do mnie słodko, puszczając do mnie oczko. No to może być ciekawie - pomyślałem, bo sprzedawczyni była nie tylko piękna, ale też pewnie nie wiele ode mnie starsza.
          Zakupy sfinansowałem częściowo z kieszonkowego, a na resztę zaciągnąłem pożyczkę u babci. Chcąc utrzymać to w tajemnicy; tort, kwiaty i szampan zdeponowałem w mieszkaniu babci Weroniki, którą wtajemniczyłem w moje zamiary.  
          Tak jak przewidywaliśmy, późnym popołudniem w piątek, usłyszeliśmy przed domem odgłos zatrzymującego się samochodu mamy. Pobiegliśmy do wyjścia, aby przywitać się z mamą po tygodniowym nie widzeniu.  
          Mama wysiadła z samochodu i przywitała się z nami, próbując się uśmiechnąć.
Wyglądała w miarę elegancko i dystyngowanie, ale równocześnie tak, jakby przejechał po niej walec. Widać było, że jest wprost wykończona.  
          Poszła do łazienki i odświeżyła się po podróży, a potem założyła świeżą bieliznę, a na to narzuciła szlafrok. Nie zapomniała też o swoich ulubionych perfumach, których silna woń rozeszła się wkrótce po całym mieszkaniu.  
          Kiedy weszła do kuchni i zobaczyła zapalone, pachnące świece i butelkę jej ulubionego wina, jej twarz rozjaśniła się, ale widać było, że jest zaskoczona.
Tak babcia, jak i my oboje z Zosią byliśmy ubrani bardziej świątecznie.    
- Możecie mnie nieco oświecić, z jakiej to okazji ta uroczystość? - zapytała speszonym  głosem.
- Z racji twojego powrotu do domu mamusiu! Nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniliśmy za tobą - Zosia odpowiedziała mamie, w swoim, pełnym egzaltacji, stylu.  
- Nie mogliście uprzedzić mnie, że potraktujecie to, jako uroczystość ze świecami? Wiecie, jak ja się czuję teraz wśród was, w tym szlafroku?  
          W głosie mamy wyczuliśmy dużo pretensji, ale po chwili obrzuciła nas prawie wesołym spojrzeniem i wybuchła śmiechem.
- No to wam się udało! A ty mamo wiedziałaś i nic nie powiedziałaś! Poczekaj, może mnie też trafi się okazja, że będę mogła pośmiać się z ciebie - mama śmiejąc się sama z siebie, fuknęła też trochę na babcię.
          Widać było, że odzyskała humor i chyba też trochę sił, bo jej śliczna buzia odzyskała swój naturalny kolor, podobnie jak jej błękitno-zielone oczy, swój blask.
- Mamo, to miała być niespodzianka dla ciebie, więc jak mogliśmy uprzedzić cię wcześniej  czy informować, że to będzie taka mała uroczystość? A poza tym wyglądasz pięknie w tym szlafroku, nie mówiąc o zapachu.
          Nie tylko tak mówiłem, ale rzeczywiście tak czułem, patrząc na naszą piękną mamę. Mama spojrzała na mnie zadowolonym wzrokiem i rozchyliła lekko szlafrok. Była bez biustonosza. Moje ciśnienie momentalnie podskoczyło, nie mówiąc o moim koledze z dołu.  
          W międzyczasie Zosia postawiła na stole wazę z parującą zupą i napełniła talerz mamy. Mama spróbowała i uniosła kciuk w górę na znak, że jej smakuje. Obie z babcią pałaszowały z apetytem wszystko, co stawialiśmy przed nimi. My z Zosią jedliśmy z doskoku, ciesząc się, że serwowane przez nas potrawy, smakują tak mamie, jak i babci.  
          Oznaczało to, że nie daliśmy z siostrą plamy i zaspokoiliśmy dość wybredny gust mamy w zakresie tak doboru, jak i smaku potraw. Babcia miała dużo mniejsze wymagania, ale sama również była niezłą kucharką.
          Po spożyciu posiłku i wypiciu przez mamę kilku lampek wina, oczywiście z moim i babci udziałem, humor i nastrój mamy zmienił się diametralnie na lepszy. Po tej obiado-kolacji poprosiłem Zosię o podanie na stół deseru w postaci ciasta i lodów.
          Sam dałem babci dyskretny znak, że idę do jej mieszkania. Pokiwała głową, więc przeprosiłem towarzystwo, że muszę na chwilę wyjść i udałem się do mieszkania babci. Miałem niejakie problemy, żeby zabrać się ze wszystkim.
          Na szczęście znalazłem u babci i wykorzystałem dużą, plastikową torbę, do której włożyłem na sztywnej podstawce tort, po czym w jednej ręce niosłem tort, a w drugiej butelkę i kwiaty. Pudełeczko z pierścionkiem miałem w kieszeni spodni.
          Kiedy pojawiłem się w ponownie w kuchni, powitały mnie zdziwione spojrzenia mamy i Zosi. Babcia wtajemniczona w sprawę, uśmiechała się zadowolona, że tylko ona wiedziała, co zawiera torba i co oznacza butelka szampana.
- Co? Kolejna niespodzianka? Możesz zdradzić, co jest w tej torbie i co oznaczają te kwiaty oraz szampan? - mama zaskoczona ponownie, próbowała w jakiś sposób zneutralizować swoją ciekawość, poważnym, niemal surowym tonem głosu.
          Odłożyłem torbę i butelkę, po czym podchodziłem kolejno do każdej z pań, zaczynając od babci - seniorki rodziny. Złożyłem babci życzenia zdrowia, wszystkiego co dobre i przynajmniej stu lat życia, bez trosk, zmartwień i choroby.  
          Do życzeń dołączyłem bukiecik z róż oraz buziaka w policzek i całusa w rękę.
Następną panią była mama. Złożyłem mamie życzenia podobne do życzeń dla babci, uzupełniając życzeniami samych sukcesów i pomyślnej realizacji wszystkich zamierzeń czy marzeń. Wręczając bukiecik, dołączyłem buziaka w policzek i rękę.
          Mama przytuliła mnie, dziękując za życzenia, po czym objęła mnie i zatopiła swoje wilgotne, pełne usta w moich, wdzierając się językiem głęboko do wnętrza. O takim pocałunku mówi się, że jest to pocałunek do utraty tchu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, faktycznie oboje z trudem łapaliśmy oddech.
          Ostatnią panią była moja siostra. Wręczyłem jej bukiecik i złożyłem najbardziej serdeczne życzenia urodzinowe, dalekie od braterskich, z okazji ukończenia szesnastu lat i chciałem zakończyć to buziakiem.
          Omal nie wywróciliśmy się oboje, kiedy Zosia podskoczyła z radości i jak dzika kotka skoczyła na mnie, chwytając za szyję i opasując nogami moje biodra.  
- Pamiętałeś braciszku! Wiedziałam, że będziesz pamiętał. Kocham cię, braciszku! Kocham cię tak, że sobie nawet nie wyobrażasz? Wiesz, że po mamusi i babci, jesteś najdroższą, najmilszą i najbliższą mi osobą?  
          Każdemu słowu towarzyszył całus i po chwili nie było chyba żadnego miejsca na mojej twarzy, który by się nie spotkał z jej zachłannymi, wilgotnymi, gorącymi ustami. Przypuszczałem, że Zosia zachowa się żywiołowo, bo już nieraz udowadniała, na co ją stać.
          Teraz jej dzikość, zachłanność i egzaltacja przebiła wszystko, co dotychczas ze mną wyprawiała. To był gejzer, wulkan i tsunami uczuć w jednym. Aż bałem się, co się stanie, kiedy wyciągnę z torby tort urodzinowy, a z kieszeni puzderko z pierścionkiem.
- Pozwolisz Zosiu, że dokończę to, co zacząłem? - zwróciłem się do siostry, spokojnym, wyważonym tonem. Pocałowała mnie ostatni raz i powoli opuściła się po moim ciele w dół.
          Musiała wyczuć mój naprężony drążek, bo zachichotała, kiedy stanęła na podłodze. Obrzuciła spojrzeniem mamę i babcię, po czym podniosła głowę, patrząc mi w oczy. Wiedziała, jaki wpływ wywiera na mnie, wlepiając we mnie te swoje zaciekawione ślepka.  
- Mówiłeś, że chcesz coś dokończyć? Co jeszcze ukrywasz w zanadrzu?  
          Mama nawet nie komentowała huraganu, jaki się przeze mnie przetoczył w postaci mojej siostry, a jej córeczki. Tak, jakby się tego, wcześniej czy później, spodziewała.
Była ciekawa, co jeszcze wymyśliliśmy razem z siostrą. Obie z Zosią bacznie mnie obserwowały.
          Podszedłem do torby i delikatnie wydobyłem znajdujący się w niej tort.
Położyłem na stole i wyprostowałem do pionu, tkwiące w torcie przekrzywione świeczki oraz poprawiłem wykonaną z różnokolorowego lukru dedykację; Sto lat Kochanej Córeczce, Siostrze i Wnuczce życzą Mama, Brat i Babcia
          Mama podniosła się i wyjęła z szafki paterę pod tort. Przełożyła tort na paterę i podała mi zapałki.
- Mistrzu! Czyń swoją powinność! - powiedziała, wyraźnie zadowolona, że zorganizowałem siostrze urodziny i pewnie czując się niezbyt komfortowo, że sama o tym nie pomyślała.
          Zapaliłem świeczki na torcie i po chwili kuchnię wypełnił aromatyczny zapach, składający się z kilku przyjemnych, naturalnych woni owocowo – orzechowych. Zosia wpatrywała się w tort, dedykację i świeczki, jakby nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę.
- Zosiu! Przygotuj się do dmuchania, ale najpierw pomyśl sobie życzenie do spełnienia.
          Mama odezwała się do córki, widząc, że jest więcej niż zszokowana.
- Chwileczkę, jeszcze nie! - odezwałem się, wyciągając z kieszeni puzderko.
          Zosia zobaczyła, co trzymam w ręku i zamieniła się w słup soli. Widać było, że chce coś powiedzieć i nie może wydobyć słowa. Zdałem sobie sprawę, co przeżywa ta droga mi istota, pamiętając jej zachowanie w sklepie jubilerskim.  
          Wyjąłem z puzderka pierścionek i ująłem drobną rękę siostry.
- To na pamiątkę siostrzyczko i na dalszą drogę życia. Oby cię zawsze omijały wszelkie troski i zmartwienia, a twoja droga niech zawsze będzie usłana pachnącym kwieciem i różami.
          Mówiąc to, wsunąłem pierścionek na paluszek, na którym już wcześniej się znajdował i objąłem jej drobne ciałko, czując jak drży. Uniosłem jej głowę i zobaczyłem jak łzy spływają z jej ślepków, tocząc się po buziaczku.  
- A teraz moje serduszko trzeba cieszyć się, nie płakać i zdmuchnąć świeczki - powiedziałem, zcałowując z jej buzi płynące łzy.  
          Pokiwała bezwolnie głową i podeszła do tortu.
- Pamiętaj córeczko o życzeniu! - przypomniała mama. Zosia dmuchnęła raz, gasząc kilka świeczek.  
- Zaświeć jeszcze raz, a potem pomóż jej zgasić, bo sam widzisz, jaki ma dmuch - mama chyba naprawdę wierzyła, że zdmuchnięcie świeczek, ma jakiś wpływ na losy człowieka.
          Zaświeciłem więc ponownie, zgaszone świeczki i na ‘trzy’, oboje z Zosią porządnie dmuchnęliśmy, gasząc wszystkie świeczki. Mój udział miał widać dobry wpływ na Zosię, bo po zgaszeniu świeczek, zobaczyłem cień uśmiechu na jej twarzy.  
- Adamie, to było jak zaręczyny, wystarczyłoby tylko zmienić słowa, których użyłeś.
          Mama powiedziała to z niejakim przekąsem. Czyżby to była zakamuflowana zazdrość ze strony mamy, że w adoracji własnej siostry, posunąłem się trochę za daleko?
Być może uznała, że urządzając siostrze urodziny, o jakich niejedna dziewczyna może tylko pomarzyć, zaniedbałem w jakiś sposób ją samą.
          Musiałem to jakoś zneutralizować, żeby pomiędzy dwiema najbliższymi mi kobietami nie doszło do jakiegoś konfliktu, związanego z moją osobą. Wyraźnie mnie ucieszyło, że Zosia zaczęła powoli ogarniać w pozytywny sposób to, co ją spotkało z mojej strony.     
          Sięgnąłem po butelkę szampana, chcąc go otworzyć, ale mama mnie uprzedziła.
- Nie otwieraj go synu! Otworzymy go za dwa dni, w dniu, kiedy Zosia się urodziła.
          Odłożyłem więc butelkę i widząc, że Zosia nie garnie się do dzielenia tortu, sam się tym zająłem. Umaczałem nóż w wodzie i wydzieliłem z tortu solidne cztery porcje, przełożyłem na talerzyki i postawiłem je na stole, naprzeciw miejsc, które zajmowaliśmy; przed babcią, mamą i dla nas samych.  
          Konsumując swój kawałek tortu, Zosia co chwilę zerkała na pierścionek, a potem na mnie i na mamę. Wyraźnie chciała pochwalić się nim mamie, a mama zachowywała się tak, jakby udawała, że tego nie widzi, albo że jej to nie interesuje. Zrobiło mi się przykro.
- Mamo, zrobiło się późno i jesteś pewnie zmęczona, więc połóż się. My z Zosią zajmiemy się kuchnią - zwróciłem się do mamy, widząc, że dalej prowadzi jakąś dziwną grę z Zosią.  
          Babcia chyba też to zauważyła, bo szybko skonsumowała tort, podziękowała i opuściła nas. Widząc, że mama zjadła tort, mieliśmy zamiar wziąć się za sprzątanie, ale mama nas powstrzymała, prosząc, abyśmy usiedli z powrotem, ponieważ chce z nami porozmawiać.  
          Lekko zaskoczeni, usiedliśmy więc naprzeciw mamy. Spojrzała na nas dość poważnym spojrzeniem i oświadczyła, że zrezygnowała z dotychczasowej pracy w firmie w trybie porozumienia stron i zamierza podjąć nowe wyzwanie.  
- Ale dlaczego, mamo? – wyrwało się Zosi, która była dumna z mamy, że piastuje takie wysokie stanowisko dyrektora.
- Nie mogłam dłużej córciu! To przerastało trochę moje siły, a poza tym, jak nieraz to już omawialiśmy, prawie nie miałam czasu dla was, dla mojej rodziny - powiedziała mama zatroskanym, smutnym głosem.
- W porządku mamo! Zosiu, mama ma rację! Pieniądze czy stanowisko to nie wszystko. Mamo, cokolwiek zrobisz, my to też akceptujemy, prawda siostrzyczko? - zwróciłem się wprost do Zosi.
- Oczywiście! Faktycznie, prawie cię nie widywaliśmy, a ty mamusiu pracowałaś ponad siły - siostra natychmiast zgodziła się ze mną.
- Nie musicie się znowu tak bardzo przejmować czy martwić! To nie jest tak, jak myślicie! Po prostu firma chciała zamknąć kawiarnię, w której kiedyś pracowałam. Odkupiłam ją i planuję ją odnowić, zmienić markę i uruchomić na początku sierpnia. Poza tym, dostałam na odchodne z firmy dość dużą odprawę. Tak, że nie jest źle! – powiedziała to z uśmiechem, aby nas uspokoić, po czym podziękowała nam za smaczny obiad i tort, dopiła wino i pożegnała się z nami buziakami, po czym udała się do swojego pokoju.  
          Bardzo szybko uporaliśmy się ze sprzątaniem i Zosia udała się do łazienki.
A co z naszymi wakacjami? - pomyślałem. Przecież nawet nie zdążyłem zapytać mamy, co będzie z naszym wyjazdem do cioci i dziadka, w związku ze zmianami jej planów na życie?  
          Zapukałem więc i nie słysząc odzewu, wszedłem do pokoju. Mama już spała. Miałem zamiar opuścić pokój, kiedy mama naraz odrzuciła z siebie lekkie nakrycie i we śnie przewróciła się na wznak.
          Była tylko w krótkiej koszulce i przy zmianie pozycji, koszulka przesunęła się w górę, obnażając cały dół ciała mamy. Domyślałem się, że mama sypia bez majtek i teraz to się potwierdziło. Widok obnażonego krocza mamy podniecił mnie do tego stopnia, że odczułem lekki ból pełnych jąder i naprężonego do granic możliwości kutasa.
          Biłem się z myślami, co robić? Najprostszą sprawą było opuścić pokój mamy i opróżnić w łazience jądra pełne spermy. Ale łazienka była zajęta, a diabeł kusił, że być może, jest to niepowtarzalna okazja, aby spróbować cipki mamy. Jeżeli tak szybko zasnęła, to na pewno jest bardzo zmęczona i jej sen jest na pewno mocny.
          Co szkodzi spróbować? Jeżeli się obudzi, kiedy zacznę ją dotykać, zawsze mogę tłumaczyć się, że chciałem zapytać o nasz wyjazd, a widząc, że jest odkryta, chciałem ją przykryć. Nakreśliwszy w myślach sposób postępowania, przystąpiłem do realizacji moich chorych myśli. Że to nie jest kobieta, ale moja mama? I co z tego? – usprawiedliwiałem na siłę swoje zamiary wobec obnażonego ciała mamy.
          Do tego w myślach czy pamięci znajdowałem potwierdzenie dla tego typu usprawiedliwienia. Przecież mama mogła mnie skarcić wiele razy za jej podglądanie i nie zrobiła tego. Dlaczego? Czy to ją podniecało, podobnie jak mnie?  
          Teraz jestem już dużym chłopcem, a mama dawała i nadal daje mi do zrozumienia, że nie złości i nie krępuje jej moja ciekawość, co do atrybutów jej kobiecości. Czyli co? Akceptuje w jakimś stopniu moje zachowanie?
          Rozgrzeszając się w myślach z tego, co chciałem zrobić, bałem się trochę, że mogę zostać przyłapany przez moją siostrę. Kiedy wyjdzie z łazienki i nie zobaczy mnie, na pewno zorientuje się, że jestem w pokoju mamy Co będzie, jak wejdzie i mnie nakryje?
          A potem narobi kłopotów nie tylko mnie, ale i mamie. A niech tam! Niech dzieje się, co chce. Sztywny do bólu kutas i jądra domagały się jakiejś akcji z mojej strony, a licho kusiło. A mama jakby wiedziona impulsem, a może moimi myślami, uniosła jedną nogę i odchyliła w bok, udostępniając mi jeszcze lepszy widok na jej krocze i cipkę, bo mama nie zgasiła nocnej lampy.  
          Ciemnoblond włoski na jej wzgórku były ładnie przystrzyżone w trapezik, tworząc lekko kędzierzawą czuprynkę. Nie byłem wielkim znawcą kobiecych atrybutów, ale cipka mamy wyglądała po prostu pięknie. Lekko rozchylona w kształcie róży, pasowała do uroczej buzi mamy, okolonej ciemno blond włosami.
          Lekkie odchylenie nogi w bok sprawiło, że rozchylone dolne usta mamy, ukazywały skrawek różowo-jedwabistego wnętrza. Cipka mamy wprost prosiła się o dotyk i pieszczoty. Była magnesem, przyciągającym mój wzrok, któremu wprost nie byłem w stanie  się oprzeć czy przeciwstawić.
          Podszedłem bliżej i przyklęknąłem na końcu łóżka, pochylając się nad kroczem mamy. Zauważyłem, że cipka mamy nieco zwilgotniała i w zagłębieniu pojawiła się srebrzysta kropla cieczy. Poczułem zapach i ciepło bijące od cipki.  
          Pachniała obłędnie, a mnie zakręciło się w głowie od widoku i zapachu cipki mamy oraz własnego podniecenia.  
- Czy podoba ci się synku to, co widzisz? – usłyszałem cichy, pogodny głos mamy.
          Zamarłem i z wrażenia omal nie stanęło mi serce, widząc otwarte oczy mamy.
- Przepraszam synku! Nie chciałam cię przestraszyć! Kiedy uspokoisz się, idź i powiedz Zosi, że cię potrzebuję i żeby nam nie przeszkadzała przez jakiś czas. Dobrze byłoby też, gdybyś umył sobie ‘ptaka’ i woreczek, bo może się zdarzyć wiele rzeczy.
          Mama odezwała się pogodnym, wręcz łagodnym głosem, bez cienia złości czy emocji, jakby nie przyłapała mnie na podglądaniu jej we śnie, ale na kontemplowaniu uroków kobiecego ciała na obrazie w galerii czy muzeum.
          O kurde! – pomyślałem. - Mama mnie też potrzebuje. Uznałem, że życzenia mamy się nie kwestionuje i nie zastanawiałem się dłużej. Na szczęście mój ‘ptak’ też opadł nieco z wrażenia i nie odstawał już tak bardzo, jak jeszcze przed chwilą. …cdn…

1 komentarz

 
  • emeryt

    @franek42, naprawdę mnie zaskoczyłeś tym nowym odcinkiem opowiadania. Ledwo powróciłem po spełnieniu swojego obywatelskiego obowiązku, a tu nowy odcinek i to wspaniale napisany. Serdecznie Tobie dziękuję za niego i życzę Ci dużo zdrówka. Niech wszelkie troski i kłopoty omijają Ciebie , oraz twoich najbliższych szerokim łukiem.

    12 lip 2020