Czy to jest miłość, czy to jest kochanie? - cz. siedemnasta

Kiedy usiedliśmy przy stole konferencyjnym w gabinecie dziadka, dziadek zabrał głos, jakby to była ważna narada w sprawach służbowych.
- Pani Basiu i panie Karolu! Tak jak nadmieniłem wcześniej, obecna tutaj dwójka moich wnucząt spędza u nas swoje wakacje. Zosia ukończyła szesnaście lat i jest bardzo dobrą uczennicą liceum. Natomiast Adam ukończył z wyróżnieniem liceum i zamierza podjąć studia. Ich mama, a moja synowa, poprosiła nas, abyśmy w jej zastępstwie wynagrodzili im w jakiś sposób, ich dotychczasowe trudy oraz dobre wyniki w nauce i uprzyjemnili maksymalnie ich wypoczynek w czasie tych wakacji. Czeka ich przecież dalsza nauka.  
Gwoli wyjaśnienia; ona sama nie może teraz tego zrobić, ponieważ realizuje jakie ważne zlecenie, związane ze swoją  pracą zawodową.
Oboje z córką uznaliśmy wiec, że spróbujemy podjąć to wyzwanie i zorganizować im te upragnione wakacje, w formie czynnego wypoczynku na wodach naszych jezior.  
W tym celu chcemy użyczyć im naszej rodzinnej łodzi, aby mogli bez przeszkód pływać i poznawać nasze ukochane, piękne mazurskie jeziora oraz ich okolice.  
Aby było to w pełni możliwe, muszą posiadać patenty na prowadzenie i obsługiwanie tego typu łodzi motorowych na naszych mazurskich akwenach.  
Stąd państwa obecność tutaj i moja prośba do pana, panie Karolu.  
Chciałbym, aby ocenił pan, jako egzaminator PZMiNW ich umiejętności, w zakresie obsługi i prowadzenia tego typu łodzi. Jeżeli uzna pan, że są odpowiednie, to sprawa patentu byłaby niejako rozwiązana. Trudniej będzie, gdy ich umiejętności nie spełnią kryterium, do uzyskania patentu. W tym wypadku prosiłbym obojga państwa, o poświęcenie im trochę waszego czasu i doszkolenie ich w takim stopniu, aby mogli uzyskać patent sternika;  
Adam bez ograniczenia, a Zosia z ograniczeniem, ze względu na wiek.  
Będą pływali razem, więc Zosia będzie mogła prowadzić tę łódź w obecności i pod kierunkiem Adama.
Co do godzin praktyki spędzonych na tej łodzi. sądzę, że można im śmiało zaliczyć co najmniej po sto godzin praktyki w zakresie obsługi i prowadzenia łodzi motorowych.  
Mieli trochę przerwy, więc wczoraj wstępnie przypomniałem im i przetestowałem ich teoretyczną oraz praktyczną wiedzę w zakresie prowadzenia tej naszej rodzinnej łodzi.  
Po tym, jak mi się oboje zaprezentowali, sądzę, że powinni poradzić sobie z tą łodzią.  
A do pani, pani Basiu mam prośbę, aby zapewniła im pani wszelką pomoc w zakresie serwisu i eksploatacji tej łodzi. Kosztami obciąży pani moje konto, nie konto firmy.  
Poza tym, tak ja, jak i moja córka zdajemy sobie sprawę, że zakłócamy wam pewnie wasze plany, związane z dzisiejszym dniem. Zależy nam jednak, aby oboje mogli uzyskać patent na prowadzenie naszej łodzi.
Wiem, że stawiamy was trochę pod ścianę, więc prosiłbym o waszą opinię, jak wy sami to oceniacie i czy widzicie możliwość, załatwienia tej naszej prośby w trybie pilnym?  
          Dziadek zaskoczył swoją prośbą nie tylko Elę, swoich współpracowników, ale także i nas oboje z Zosią. Nie sądziliśmy, że przejmie się naszymi wakacjami do tego stopnia, że użyje swoich służbowych wpływów, aby przyspieszyć załatwienie dla nas odpowiednich dokumentów czy uprawnień do obsługi i prowadzenia łodzi motorowych.  
- Pani prezes, panie prezesie! Ja z przyjemnością spełnię państwa prośbę i tak, jak pan powiedział, nie traktując tego w kategoriach służbowych. A szczegóły omówimy czy ustalimy już bezpośrednio z państwa wnuczętami, czyli z Zosią i Adamem - powiedziała pani Basia, uśmiechając się i wymieniając spojrzenia z nami.  
          Nie powiem, że zakochałem się w niej od pierwszego spojrzenia, ale bardzo mi się spodobała. Była młodą i niezwykle uroczą osobą. Jej wiek oceniałem w okolicach trzydziestu lat. Byłem gówniarzem wobec niej, ale widziałem, że szczerze chce nam pomóc.  
          Do tego te jej spojrzenia, rzucane w moją stronę, mówiły same za siebie i były obiecujące. Zosia chyba zauważyła, że pani Basia zrobiła na mnie niezłe wrażenie. Trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby było inaczej. Przemawiała za tym jej wdzięczna sylwetka.
          Jej krótko obcięte, puszyste, ciemne włosy okalające jej szczupłą, opaloną buzię, wywierały niezły urok i pewnie nie tylko na mnie. Zosia, jakby w odwecie na mnie, zaczęła bacznie przyglądać się młodemu, przystojnemu panu Karolowi.
          Zerknąłem na Elę i zauważyłem jej charakterystyczny uśmieszek. Wydało mi się to nieco podejrzanie. Domyśliłem się, że Ela miała w tym jakiś cel. Wyglądało mi to na inscenizację i jakąś formę intrygi, obliczoną na to, aby sprawdzić nasze relacje i nie tylko.
          Pewnie chodziło też, jak mocne są nasze więzi na linii; brat - siostra. Ważne jednak było to, że tak Ela, jak i dziadek na serio potraktowali swoje zobowiązanie wobec naszej mamy. Obiecali zapewnienie nam atrakcyjnych wakacji i czynnego wypoczynku.
          I podjęli starania, aby tak się stało. Świadczyło o tym, wyznaczenie dwoje młodych pracowników firmy, do załatwienia spraw związanych z obsługą i prowadzeniem łodzi motorowej po wodach śródlądowych, w tym wypadku wypasionego, rodzinnego jachtu.
          Dla nas oznaczało to, że będą nam towarzyszyli na łodzi przez jakiś czas.
- Nie będę odkrywczy państwo prezesi, jeżeli powiem, że spróbuję podjąć to wyzwanie i załatwić sprawy związane z patentami dla pani Zosi i pana Adama. Proponuję więc nie zwlekać, tylko udać się na łódź i zrobić wszystko, co do nas należy, a także to, czego państwo od nas oczekujecie. To tyle z mojej strony.  
          Pan Karol w niezwykle prosty i konkretny sposób przedstawił swój punkt widzenia na całą sprawę, jakby chciał zamknąć tym samym dalszą dyskusję na ten temat. Widziałem, że tak dziadek, jak i Ela byli więcej niż zadowoleni z postawy swoich współpracowników.  
          Ela widząc moje spojrzenie, uniosła kciuk w górę, że życzy nam powodzenia.
Po kilku minutach przebrani w stroje kąpielowe pod spodem, a na wierzchu; ja w szorty i t-shirt, a Zosia w luźną bluzeczkę i krótką spódniczkę, maszerowaliśmy w stronę łodzi.
          Ja niosłem lodówkę turystyczną pełną kanapek, przygotowanych przez Elę i torbę z napojami. Zosia też targała jakieś przekąski i napoje. Było trochę tego, bo przecież w sumie było nas na łodzi cztery osoby. Prawdopodobnie Ela wyszła z założenia, że czas na łodzi należało wykorzystać maksymalnie na naukę, a nie na wędrówki po lądzie w poszukiwaniu jedzenia czy napoi.
          Doszliśmy do łodzi i ja pozostawiłem lodówkę oraz niesione napoje na pomoście, po czym przyciągnąłem łódź do pomostu i wskoczyłem na pokład. Odwiązałem trap i przesunąłem go na pomost, robiąc wygodne przejście z niego na łódź.  
          Przesunąłem się na bok i gestem zaprosiłem naszych gości oraz Zosię na łódź. Kiedy weszli, przyciągnąłem dziób łodzi do polera i zdjąłem z niego cumę dziobową. Potem to samo zrobiłem z cumą rufową. Obie cumy powiesiłem na haku wieszaka do cum, zamocowanego do burty łodzi.  
          Wciągnąłem trap, mocując go również z boku łodzi. Rozglądnąłem się jeszcze raz po łodzi, było wszystko w porządku. Zosia w międzyczasie zabrała lodówkę i nasze rzeczy do kabiny, a mnie wpadło do głowy, żeby zgłosić gotowość łodzi Karolowi, jako egzaminatorowi.
- Melduję panie Karolu, że łódź jest gotowa do wypłynięcia. Czy mogę uruchomić silniki? - zwróciłem się do pana Karola, wczuwając się niejako w rolę kursanta-kadeta czy raczej kandydata na sternika łodzi motorowej.  
          Nikt mnie tego nie uczył, nie znałem także procedur zachowania się przed egzaminatorem PZMWi NW, więc wykombinowałem to wszystko w głowie, inspirując się procedurą, obowiązującą mnie, przy zdawania egzaminu na samochodowe prawo jazdy.  
          Tak pani Basia, jak i pan Karol obserwowali moje zachowanie z widoczną rezerwą, ale i z sympatią. Natomiast Zosia patrzyła na mnie, jak na faceta z mokrą głową.
- Jeżeli już, to nie panie Karolu, a Karolu, a poza tym Adamie, nie jesteś na okręcie tylko na cywilnej łodzi. Tak więc żadnych meldunków i żadnych próśb o zezwolenie czegokolwiek.  
A teraz, dla porządku; Karol jestem! - przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę.
- Adam! - zrewanżowałem się i uścisnąłem dłoń Karola.  
- OK i niech tak zostanie! - powiedział i z uśmiechem na ustach, poklepał mnie po ramieniu.  
          To samo powtórzył z Zosią, a ta z radości wręcz podskoczyła do niego i objęła go w pół. Zamurowało go na chwilę. Popatrzył bezradnie na mnie i na panią Basię.  
- Nie przejmuj się! Ona już tak ma! To jest jej sposób okazywania radości i sympatii temu, kogo lubi. A ciebie wyraźnie polubiła - uprzedziłem Karola o spontanicznym czy wręcz nieprzewidywalnym zachowaniu siostry.
          Pani Basia przez chwilę zastanawiała się, ale po chwili chyba przełamała się, bo podeszła do mnie i wyciągając rękę, też wyraziła życzenie, żebyśmy przeszli na ty.  
- Będziemy razem przez jakiś czas, więc może rzeczywiście będzie łatwiej, kiedy przejdziemy na ty - powiedziała, obrzucając mnie spojrzeniem, jakby dalej rozważała czy dobrze robi.  
          Uścisnąłem jej drobną, miękką dłoń, powtarzając moje imię. Chwilę przetrzymała moją dłoń, ale w końcu uśmiechnęła się życzliwie i puściła moją dłoń.
- Adamie, zachowałeś się jak doświadczony wodnik, więc startuj i dalej zachowuj się tak, jakby nas tu z Basią nie było - odezwał się Karol, kiedy Zosia wypuściła go z uścisku.  
          Jeszcze raz upewniłem się, czy z jachtem wszystko w porządku i wszedłem do dolnej sterówki. Sprawdziłem czy sprzęgła są wyłączone i włączyłem zapłon. Większość diod na pulpicie sterowniczym rozbłysła na czerwono.  
          Nacisnąłem rozrusznik lewego silnika. Zaskoczył od razu i po chwili mruczał cicho i równomiernie. To samo zrobiłem z prawym silnikiem i przez chwilę obserwowałem  przepływ wody chłodzącej. Tak silniki, jak i ich system chłodzenia działały prawidłowo.
          Wróciłem do sterówki. Teraz prawie wszystkie diody świeciły na zielono, sygnalizując prawidłową pracę. Upewniłem się, że przepustnice są na biegu jałowym i włączyłem sprzęgło. Podszedłem do rufy i bosakiem odepchnąłem łódź od polera.  
          Kiedy oddaliła się na bezpieczną odległość, cofnąłem lekko przepustnice. Łódź powoli zaczęła się cofać. Zdecydowanymi ruchami kierownicy starałem się utrzymywać żądany kierunek i wycofałem łódź na bezpieczną odległość od pomostu oraz innych łodzi.
          Pchnąłem lekko przepustnice do przodu. Jacht wyhamował i powoli ruszył do przodu. Kiedy jacht zaczął reagować na ster, ustabilizowałem kierunek i przyspieszyłem, kierując łódź w stronę zwężenia, prowadzącego na pełne jezioro.  
          Karol spokojnie obserwował, jak sobie radzę z wyprowadzeniem łodzi z przystani, a potem z prowadzeniem jej w kierunku otwartych wód jeziora.
- Faktycznie, zachowujesz się, jak znający się na rzeczy facet. A ta łódź do małych nie należy. Twój dziadek ocenił cię prawidłowo. Poruszanie się i wyprowadzanie łodzi z ograniczonej przestrzeni, zaliczyłeś wprost bezbłędnie. Jestem pod wrażeniem - Karol dość zwięźle ocenił i podsumował mój sposób wyprowadzenia jachtu na wody jeziora.
- A ty Basiu, co o tym sądzisz? - zwrócił się do współpracownicy i pewnie przyjaciółki.  
- Nie tylko ty jesteś pod wrażeniem. Adamie, przyznaj się, ale szczerze, ile tak naprawdę godzin pływałeś z dziadkiem? - zwróciła się do mnie, patrząc mi w oczy.
          Popatrzyłem na Zosię, żeby czasem nie wyskoczyła z czymś w swoim stylu i nie powiedziała, jak było naprawdę. Obie z Basią były już w kostiumach kąpielowych i wyglądały niczego sobie. Było na co popatrzeć. A Basia czekała na moją odpowiedź.
- Pewnie coś koło tego, co powiedział dziadek. Ale mieliśmy dwuletnią przerwę w pływaniu, bo nie mogliśmy przyjechać, więc wczoraj pływaliśmy razem około trzech godzin - odpowiedziałem Basi, szczerząc zęby w uśmiechu i nie unikając jej wzroku.
          Zauważyła, że gapię się na jej dorodne cycki, wylewające się z dość skąpego i prawie półprzezroczystego bikini. Widoczne wyraźnie ciemne obwódki i wyprostowane sutki, nie wymagały za dużo wyobraźni.
- Trochę to dziwne, ale wygląda na to, że radzisz sobie doskonale - stwierdziła, patrząc na mnie pogodnym, nieco figlarnym wzrokiem. Zdawała sobie doskonale sprawę, że zrobiła na mnie wrażenie, ale patrzyłem jej śmiało w oczy. I to ona spuściła wzrok.
          Spojrzałem w dół jej ciała. Była chyba podniecona, bo tkanina zakrywająca jej skarb była już wilgotna, co jeszcze wyraźniej uwidoczniało zarys jej cipki. Ponownie spotkałem się z jej spojrzeniem. Wyglądało na to, że myślała o mnie, podobnie jak ja o niej.  
- Tak między nami, nie jest wam czasem za gorąco panowie? My obie w kostiumach, a wy w spodniach i koszulkach - przygadała nam, patrząc na moje wybrzuszenie w szortach.  
          Byliśmy już na jeziorze, więc ustawiłem przepustnice na bieg jałowy.
- Zosiu, możesz przejąć ster! Płyń tam, gdzie wskaże ci Karol i obserwuj głębokość wody - powiedziałem do siostry.     
          Spojrzała na mnie i kiedy mrugnąłem, zerkając w stronę Basi, zrozumiała.
Uśmiechnęła się, spojrzała na moje krocze i odmrugnęła, wskazując na Karola. Zrozumiałem, że też miała chęć, na towarzyszącego nam przystojniaka.  
          Chyba oboje pomyśleliśmy o tym samym i nie w kategoriach zdrady.
- Dobrze, ale idę do góry z pa..…z Karolem. Możemy wejść na górny pomost?- zwróciła się do Karola, a potem popatrzyła mi głęboko w oczy.  
          Wyglądało na to, że zrozumiała, o co mi chodzi. Mrugnęła ponownie na znak zgody.  
Teraz pozostała kwestia czasu i intencje czy też rzeczywiste zainteresowanie
Basi moją osobą. Mogła mnie przecież uważać za nieopierzonego nastolatka.  
          Przypuściłem jednak, że Ela dobrze wiedziała, kogo zaprosić, jeżeli chciała nas sprawdzić.  
Jakimś sygnałem było jej prawie przezroczyste bikini. Tylko czy jej celem byłem ja, czy Karol? Kiedy Zosia wraz z Karolem wspięli się na górny pomost, przełączyłem sterowanie do górnej sterówki i zerknąłem na Basię. Patrzyła w moją stronę i na moje wybrzuszone spodenki.
- Na co czekasz? Na specjalne zaproszenie? Mam nadzieję, że będziesz takim samym kochankiem, jak sternikiem - mruknęła cicho w moją stronę i skierowała się w stronę kabiny.
          No, cóż! Była szczera i konkretna. Potwierdzało to też moją teorię, co do zamiarów Eli. Byłem niemal pewny, że obie przeprowadziły rozmowę na mój temat. Przecież to, co miała zrobić Basia, mogły uzgodnić telefonicznie. Ruszyłem więc za Basią do kabiny.  
          Kiedy tylko zeszliśmy z pola widzenia Zosi i Karola, odwróciła się w moją stronę i objęła mnie za szyje, podając mi usta do całowania. Dotknąłem wargami jej ust i wtedy wdarła się językiem do moich ust, całując z pasją i nieukrywanym pożądaniem.  
          Jedną ręką trzymała moją głowę, a drugą próbowała zedrzeć ze mnie ciuchy. Oderwaliśmy się od siebie tylko na chwilę i po zrzuceniu ciuchów, ponowni przylgnęliśmy do siebie. Czyli nie byłem dla niej jakimś głupim, napalonym nastolatkiem, tylko kim?
           Myśli same tłoczyły mi się w głowie, ale Basia rozwiała je jednym ruchem. Przyklękła i pochwyciła mojego sztywnego kutasa. Bez słowa polizała czubek i otworzyła usta, próbując objąć główkę. Jej wąskie usta z trudem nasuwały się na moje gabaryty.
- Kurde, to jest prawdziwy potwór! - powiedziała, podnosząc głowę i patrząc na mnie z niedowierzaniem, ale i z niejakim uznaniem. Chyba tego się po mnie nie spodziewała.  
          Uśmiechnąłem się i zerknąłem na jej usta. Faktycznie były małe i wąskie.  
- Może te dolne poradzą sobie lepiej, nie sądzisz Basiu? - odezwałem się żartobliwie, mając na myśli wargi jej cipki.  
          Roześmiała się i pociągnęła mnie w głąb kabiny w stronę łóżka.  
- Tego rzeczywiście w żadnym kinie nie grali. Trochę tych kutasów zaliczyłam, ale były chyba bardziej… normatywne - burknęła cicho, że ledwie usłyszałem.  
          Usiadła na łóżku i przez chwilę lizała jeszcze czubek mojego kutasa, śliniąc go i nawilżając, po czym położyła się na łóżku i rozłożyła szeroko nogi.
- Spróbuj przymierzyć to bydlę do mojej cipki, może się zmieści - powiedziała żartobliwie, trzymając nadal w ręku mojego kutasa. Byłem trochę zaskoczony jej nagim wyglądem.
          Miała rzeczywiście sylwetkę nastolatki. Jej zgrabny, kobiecy tyłek niewiele różnił się od nastoletniego tyłka mojej  siostry. Był tak samo szczupły i wąski. Gładka, wygolona czy wydepilowana cipka  błyszczała od wilgoci, ale była prawie zamknięta.  
          Bardziej przypominała cipkę nastoletniej dziewczyny niż dojrzałej kobiety.  
- Co? Zdziwiony? Nie, nie jestem dziewicą, bo robisz wrażenie, jakbyś się zastanawiał nad tym. Mam rację Adamie? - stwierdziła raczej niż zapytała i roześmiała się.  
- Byłam mężatką, ale już nie jestem. Mam za to ośmioletniego syna, który urodził się przez cesarskie cięcie. To dlatego mój tyłek przypomina ci tyłek twojej siostry, prawda? - mówiła, patrząc mi w oczy i poruszając napletkiem mojego kutasa, aby go utrzymać w formie.
- To co, próbujemy? Czy wystraszyłam cię na tyle, że straciłeś ochotę na dalszą zabawę czy eksperymenty, ze mną w tle? - powiedziała, uśmiechając się do mnie prawie serdecznie.
- Raczej nie należę do tych bojaźliwych. Zastanawiam się tylko nad tym, jak cię potraktować Basiu? Czy jako kruchą, delikatną i uroczą osóbkę, czy też jako dojrzałą, piękną kobietę o aparycji i sylwetce nastolatki, która potrzebuje porządnego rżnięcia? - oświadczyłem, dość buńczucznym, zdecydowanym tonem i chyba trochę na wyrost.
- A ja zastanawiam się, na co w takim razie czekasz? Nie chcesz dowiedzieć się, z którą z nich masz do czynienia? - powiedziała, wzruszając lekko ramionami, jakby nie o nią chodziło. Byłem lekko zdezorientowany i prawdę mówiąc, nie do końca przekonany czy dobrze robię, zachowując się tak, a nie inaczej, wobec, co dopiero, poznanej kobiety.  
- Myślę, że na początek możemy spróbować w sposób tradycyjny, po misjonarsku - dodała, przesuwając się głębiej na łóżku i robiąc mi miejsce.  
          Położyłem się obok niej i odwróciłem na plecy, prezentując jej moje sztywne sprzęcicho. Zrozumiała, że oddaję jej decyzję w zakresie naszego zbliżenia. Okraczyła mnie i nie bawiąc się w dalsze dywagacje, uniosła tyłek i rozsuwając jedną ręką wargi cipki, drugą wepchnęła kutasa w szparkę.  
          Poszło łatwiej niż z jej ustami, ale poczułem, że jest bardzo ciasna i trochę za mało nawilżona. Basia też to poczuła. Wysunęła się więc na chwilę z kutasa i przeciągnęła nim po szczelinie, nawilżając go, po czym, ponownie nasunęła się i zaczęła przysiadać.  
          Było już łatwiej, więc po chwili przysiadła na moich udach, wchłaniając całego mojego kutasa. Odczekała chwilę, aż jej cipka oswoi się i dostosuje do moich gabarytów.    
- Nie chcę ci kadzić, ale czuję się tak, jak bym ponownie przeżywała swój pierwszy raz - powiedziała z rozbawieniem, ale i lekkim niedowierzaniem w głosie.  
- No to teraz pojeździmy sobie trochę na tym koniku. Najpierw wolno, a potem będziemy przyspieszać - powiedziała, pochylając się i ruszając tyłkiem w tempie, tak jak mówiła.  
          Czułem, jak ciasno obejmuje kutasa i suwając tyłkiem, podnosi ciśnienie
i poziom podniecenia, tak sobie, jak i mnie. Produkowała coraz więcej cipkowych soków, zmniejszając poziom tarcia, więc cały czas przyspieszała, dysząc i pojękując.  
          W pewnej chwili poczułem przypływ podniecenia, więc objąłem dłońmi jej jędrne, ruchliwe cycki i zacząłem je delikatnie miętosić, pocierając i drażniąc twarde sutki.  
- Cudownie to robisz! Możesz je tarmosić mocniej. Przesuń rękę na łechtaczkę i popieść ją również. Z wyczuciem Adasiu! Rób to z wyczuciem. Ooo …tak. Ooo…taak. Nie przestawaj. Ooo….kochany… rób …tak. Ooo …jak dobrze. Cudownie… Ooch.. Zaraz dojdę! Mocniej! Ooo…Mocniej ….Adasiu, ….mocniej! Tarmoś te cycki mocniej…Ooo…ch. Dochodzę….Ooo…- usłyszałem i poczułem, że rusza mocno i szybko tyłkiem, dobijając nim w moje uda, jak maczugą.
          Mój kutas nie wytrzymał długo tego młotkowania i doszedłem pierwszy, pomimo, że nie chciałem tego. W pewnej chwili poczułem, jak mój kutas zaczyna pulsować i pompować, wypychane z moich jąder nasienie, pod dużym ciśnieniem.  
          Nawet nie ostrzegłem Basi, że się spuszczam i trysnąłem w nią. Na szczęście poczuła to. Chrząknęła i przysiadła mocno, wydając głośny jęk. Znieruchomiała na chwilę.
- A już myślałam, że nic z tego nie będzie - odezwała się, kiedy doszła do siebie.
- Przyznam ci się Adamie, że jesteś pierwszym facetem, który doprowadził mnie do orgazmu, podczas pierwszego zbliżenia. A tych zbliżeń było trochę w moim życiu. Jestem raczej ciężka w tych sprawach. Rzadko kiedy miewam orgazmy, bez właściwej, wyczerpującej i dość długiej gry wstępnej. Zwykle rozgrzewam się powoli. Mój były przygadywał mi nieraz, że łatwiej rozgrzać kamienie na ognisku niż rozpalić mnie i doprowadzić do orgazmu.  
          Nie bardzo wiedziałem, po co mi się zwierza i ujawnia fakty ze swojego życia, ale na wszelki wypadek robiłem dobrą minę i wykazywałem zainteresowanie. Po minie Basi widać było, że jest raczej zadowolona z naszego zbliżenia.  
- Jesteś dobrym chłopcem Adamie i niezłym kochankiem. Szału nie było, ale nie miałabym nic naprzeciw, gdybyśmy to kiedyś powtórzyli - oświadczyła, dziękując mi buziakiem.  
          Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, bo nie wyczułem chemii pomiędzy nami.  
- Zrozumiałam! Nie musisz nic mówić Adamie! Nie było rozmowy! A teraz pozwolisz, że trochę się odświeżę i ogarnę przed wyjściem z tej kabiny.
          Mówiąc to Basia, weszła do kabiny prysznicowej i zasunęła zasłonę. Zrobiło mi się niezmiernie głupio, że zachowałem się jak ostatni prostak, ale cokolwiek bym nie powiedział, zabrzmiałoby to fałszywie. Zebrałem więc z podłogi ciuchy Basi oraz moje i położyłem je na łóżku. Też chciałem się odświeżyć, więc czekałem nagi na wyjście Basi.
          Po chwili Basia wyszła z kabiny i uśmiechając się do mnie, pogłaskała mnie po buzi, a potem po kutasie. Ulżyło mi trochę, że nie jest ani zła ani obrażona na mnie.
- Basiu, wybacz, ale to nie jest tak! Jesteś niezwykle piękną, miłą i sympatyczną kobietą, więc trochę mnie zaskoczyłaś swoją bezpośredniością i propozycją. To było miłe i doceniam to, że nie uznałaś mnie za nieopierzonego nastolatka, ale za kogoś godnego twojej uwagi. Być może, że to nie jest nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. Dziadek zaoferował mi pracę w firmie, więc na pewno się spotkamy. I wszystko może się zdarzyć. A za to, co było teraz pomiędzy nami, dziękuję. Było naprawdę fajnie.  
          Basia wysłuchała mnie z uśmiechem, po czym ponownie pocałowała mnie już z większym uczuciem. To nie był pocałunek, co dopiero poznanej znajomej, bzykającej się dla własnej przyjemności, ale kochanki i bliskiej mi osoby, którą się dla mnie stała. Zacząłem ją odbierać całkiem inaczej, bo w rzeczywistości była ciepłą, przyjazną i atrakcyjną osobą.      
          Zaczęła ubierać na siebie bieliznę i ciuchy, ale zrobiła z tego prawdziwe show dla mnie.  
- No co? Należy ci się! - powiedziała z uśmiechem, widząc moją zdziwioną minę.
- Zobaczyłam cię dzisiaj po raz pierwszy i moje serce też po raz pierwszy zabiło żywiej. Od jakiegoś czasu, aż do tej pory biło, ot tak sobie, wykonując swoją robotę. Kiedy usiedliście dzisiaj z Zosią naprzeciw nas, poczułam wyraźnie bijące od ciebie feromony. A poza tym, tak do twojej wiadomości; zwykle nie podrywam i nie oddaję się facetowi, którego, co dopiero poznałam, nawet jeśli by był wnukiem czy bratankiem prezesów firmy.  
          Ciekawe wyznanie czy spostrzeżenie - przemknęło mi przez myśl. Czyli co? Miała zamiar zakochać się we mnie?  
- To może teraz idź i odśwież się - powiedziała mi, kiedy założyła ostatni ciuch na siebie.  
          Wyglądała wręcz rewelacyjnie, świeżo i podniecająco. Była naprawdę piękną kobietą i nie rozumiałem do końca, co Ela chciała osiągnąć, podsuwając mi ją przed oczy. Kiedy ja udałem się pod prysznic, Basia wyszła z kabiny.  
          Opłukałem się szybko pod prysznicem, po czym ubrałem się i wyszedłem na pokład. Łódź zmierzała już w stronę wypożyczalni, zarządzanej przez Basię.
- Tak jak powiedziałam, zanim gdziekolwiek popłyniemy, sprawdzimy tę łódź pod względem technicznym oraz wymienimy płyny i uzupełnimy wodę pitną na łodzi w naszym serwisie, tak jak sugerował prezes firmy, a prywatnie wasz dziadek - odezwała się Basia z uśmiechem na buzi.  
- Przejmuję ster! - krzyknąłem do Zosi, wchodząc do dolnej sterówki.  
- A gdzie okrzyk ‘ahoj’? - zwróciła mi żartobliwą uwagę Basia, wchodząc za mną.  
- Mogę ci towarzyszyć? - zapytała pogodnym głosem.  
- Jasne! Sama wiesz, że będzie mi miło! - powiedziałem, uśmiechając się do niej.  
          Kiedy zająłem miejsce za kierownicą, usiadła ciasno, przytulając się do mnie. Kiedy odwróciłem się w jej stronę, pogłaskała mnie wierzchem dłoni, sygnalizując mi, że dobrze się czuje w moim towarzystwie.  
          Przełączyłem sterowanie na dolną sterówkę i przestawiłem przepustnice na bieg jałowy. Jacht zaczął zwalniać. Odwróciłem się w stronę Basi i spojrzałem w jej piwne oczy. Odpowiedziała szczerym, wiele mówiącym spojrzeniem i trąciła mnie ramieniem.  
- Wiesz, o czym myślę? - szepnęła cicho.
- Chyba wiem albo przynajmniej domyślam się. Teraz jednak spróbujmy dopłynąć do twojego serwisu i zobaczymy, ile czasu nam to zajmie. Chcesz sterować czy popilotujesz mnie do twojej przystani? - zapytałem pogodnie Basię.  
- Po co się mamy męczyć, kiedy łódź dopłynie sama - odpowiedziała równie pogodnie.
          Zaskoczyła mnie tym zupełnie. Rozejrzała się i nie widząc zbyt wielu łodzi na szlaku wodnym, patrząc na mapę żeglarską jeziora, wklepała do GPS współrzędne dane mariny przy wypożyczalni oraz dane kursów związanych ze szlakiem, płyciznami czy oznakowanymi głazami na wodnym szlaku na jeziorze i zakodowała dane.
- Ta łódź jest wyposażona w coś, w rodzaju automatycznego pilota. Jest on zsynchronizowany z radarem i elektroniką hydraulicznego urządzenia sterowego łodzi. Wystarczy znać dane współrzędne miejsca, do którego chcemy płynąć oraz dane szlaku wodnego, wpisać je do GPS i przełączyć sterowanie w tryb automatyczny, a łódź popłynie we wskazane miejsce.
          Basia w dość prosty sposób objaśniła mi system automatycznego sterowania łodzią na podstawie danych współrzędnych GPS, o czym nie miałem zielonego pojęcia, a dziadek albo zapomniał, albo uznał, że jest to zbyt skomplikowane i nic nam nie powiedział.
          Faktycznie, jacht rodzinny dziadka był wypasionym sprzętem, tak pod względem mocy silników, jak i wygody czy wyposażenia. To było coś i musieliśmy się tego  oboje z Zosią naumieć, jeżeli chcieliśmy z tego skorzystać.  
          Kiedy Zosia i Karol zeszli na pokład, łódź zwolniła już do kilku kilometrów.
- Możecie nas oświecić, po co się zatrzymujemy? - zapytał Karol.  
- Pan kapitan zarządził przymusową kąpiel w wodach jeziora - zażartowała Basia.  
- No, bez jaj! - obruszył się Karol, ale widząc moją zdziwioną minę i figlarny uśmiech Basi, zrozumiał, że to Basia faktycznie zrobiła sobie jaja, ale z nas wszystkich.
- Spokojnie szefie, już płyniemy - powiedziała, po czym, wcisnęła przycisk ‘autopilot’ na pulpicie i pchnęła energicznie przepustnice do przodu.  
          Karol chyba dobrze znał poczucie humoru Basi, bo chwycił się uchwytu na kabinie i podtrzymał Zosię, kiedy silniki łodzi dostały kopa i zawyły z wysiłku, pchając łódź do przodu z mocą i energią podobną do konia, spiętego nagle ostrogami jeźdźca.                
          Nie kryjąc nadal zaskoczenia, obserwowałem, jak kierownica reaguje na sygnały GPS i obraca się sama, kiedy jacht mknął po wodach jeziora w trybie ślizgowym, pchany energicznie przez dwa mocne silniki marki Volvo.
          Po chwili pojawiły się na horyzoncie zarysy lądu i zabudowania, w stronę których zmierzaliśmy. Jacht prowadzony autopilotem, w miarę zbliżania się do lądu, zaczął wyraźnie zwalniać. Basia poinformowała mnie, że to normalne i zaprogramowane przez nią.
          Po prostu wpisując dane w GPS, założyła dwukilometrową strefę buforową dla autopilota i po dopłynięciu na tę odległość, autopilot sam przełączy się na sterowanie ręczne.    
- Mam przejąć ster, czy sam wprowadzisz łódź na stanowisko postojowe? - zwróciła się do mnie Basia, kiedy zbliżyliśmy się prawie do strefy buforowej.  
- Od jutra będą pływać sami, więc nie wyręczaj go. Poza tym chciałbym zobaczyć, jak sobie radzi w nowym otoczeniu, bo kiedy dopłyniemy do przystani, będę was musiał opuścić. Ale spokojnie Adamie! Jutro wasze patenty będą w biurze - rzucił ogólną uwagę Karol, po czym, zwrócił się do mnie.  
          Musiał zauważyć moją rozczarowaną minę i domyślił się, o czym pomyślałem. Po chwili dioda autopilota na pulpicie zaczęła mrugać na pomarańczowo i odezwał się brzęczyk.  
- Wyłącz autopilota i przejmij ster Adamie - zwróciła się do mnie Basia.  
          Łódź zwolniła już do około pięciu km/godz. Wyłączyłem auto pilota i patrząc na mapę na ekranie, utrzymałem poprzedni kurs. Basia tymczasem wyjęła z szafki dużą mapę jeziora wraz z okolicami i pokazała naszą pozycję oraz trasę do przystani wypożyczalni.
          Podejście było dużo łatwiejsze niż do mariny dziadka. Podpłynęliśmy w pobliże jednego z pomostów, wskazanego mi przez Basię. Był to pomost, przeznaczony dla łodzi oczekujących na naprawę bądź na przegląd kontrolny, podobnie jak nasza łódź.  
          Przy pomoście były dwa znacznie szersze stanowiska cumowania, przeznaczone dla dużych łodzi. Podpłynąłem wolno, równolegle do pomostu, w oddaleniu pozwalającym na łagodny skręt i wpłynąłem pomiędzy polery cumownicze.
          Manipulując przepustnicami i sterem, dobiłem delikatnie dziobem łodzi do odbojów pomostu. Kiedy łódź zatrzymała się, wyłączyłem silniki, po czym bosakiem  przyciągnąłem ją do polerów i zarzuciłem na nie obie cumy.
          Tak Basia, jak i Karol nie chcieli, abym wyciągał trap i oboje przeskoczyli z dziobu na pomost. Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki i wręczyłem je Basi. Chciałem też wziąć lodówkę z kanapkami, ale Basia zdecydowanie mi tego zabroniła.  
- Jesteście moimi gośćmi, więc pozwól, że teraz ja was ugoszczę! A kanapki zostawcie sobie na później, bo nie sądzę, żeby przegląd i wymiana płynów długo trwała. Tak, że możecie mieć dzisiaj jeszcze dużo czasu dla siebie. Ja też zorientuję się w sytuacji i być może, jeżeli będziecie tym zainteresowani, będę wam mogła towarzyszyć i pokazać niektóre fajne miejsca,  które warto by było odwiedzić - powiedziała pogodnym, pełnym uczucia głosem.
          Spojrzałem na Zosię i zobaczyłem jej rozczarowaną minę. Coś było nie tak - przebiegło mi przez myśl. Wyglądało na to, że Karol nie popisał się i nie zareagował odpowiednio na powaby, sygnały czy feromony mojej siostrzyczki.
          Czyżby szykowała się kolejna powtórka z rozrywki, jak z dziadkiem? Zaczęło mnie to trochę denerwować i męczyć, ale przecież to była moja siostra i moja miłość. Basia chyba też to zrozumiała i odczuła, bo popatrzyła na mnie dość smutnym wzrokiem.  
- To ja was pożegnam, bo oczekują na mnie. Tak jak powiedziałem, oceniam pozytywnie wasze umiejętności i przygotuję na jutro odpowiednie dokumenty. A teraz życzę wam udanych, pogodnych wakacji i dużo atrakcji związanych z pływaniem tym pięknym jachtem.  
          To mówiąc Karol pożegnał się buziakiem z Basią, dość serdecznym uściskiem dłoni ze mną i wyraźnie chłodniejszym uściskiem dłoni z Zosią, która podała mu dłoń ze spuszczonym wzrokiem.  
          Potwierdziło to moje przypuszczenia, że pomiędzy nim a Zosią wystąpiło jakieś nieoczekiwane spięcie lub nieporozumienie. Kiedy Karol oddalił się, spojrzałem na Zosię i zobaczyłem w jej oczach łzy. Wszystkiego mogłem się spodziewać, ale nie tego.
          Wymieniłem spojrzenie z Basią, która wzruszyła bezradnie ramionami. Pewnie podobnie jak ja, nie znajdowała wyjaśnienia, dla zaistniałej sytuacji.  
- Wyjaśnijcie to sobie, a ja zajmę się łodzią. W budynku za pochylnią, znajduje się baro-kawiarnia. Podejdźcie tam i zamówcie, co wam odpowiada. Ja przekażę łódź technikom i dołączę do was za kilkanaście minut - powiedziała Basia i ruszyła w stronę budynku serwisu.
          Oboje z Zosią udaliśmy się więc w kierunku baro-kawiarni. …cdn…

4 komentarze

 
  • nanoc

    Tak zawsze miło się to czyta, poproszę o dalsze części

    23 paź 2020

  • andkor

    Super czekam na dalsze części. Oczywiście łapka w górę.

    22 paź 2020

  • iMoje3grosze

    Jak zawsze w świetnym stylu piszesz. Krótko mówiąc - popłynołeś  :dancing:  
    Bardzo obrazowo opisałeś rejs dużą łodzią, aż sam nabrałem ochoty.
    I zastanawiam się, czy Zosia jest rozczarowana, że ktoś może jej odmówić? Łzy w oczach! Zabrali dziecku zabawkę. Chyba straciła moją sympatię. Przecież mogła nie być w jego typie urody, wieku lub zachowania,  
    a ...i płci.  :devil:  
    Albo po prostu jest w kimś już zakochany i nie chce zawieść zaufania swojej Miłości, czego wszystkim zakochanym życzę. :przytul:  
    Super, że wreszcie przełamałeś schemat, że jak się kochać, to tylko w rodzinie :glaszcze:  
    Jak dodasz do tego zdobycie Niezdobytej, to masz ode mnie od razu 3 łapki w górę :yahoo:  
    Czy mnie się wydaje, ale „naumieć”, to brzmi dziwnie. Nie lepiej - nauczyć.
    Proszę pisz, pisz, bo niecierpliwie czekam na nowe odcinki i opowiadania.  
    Omijaj za wszelką cenę Stadion Narodowy w trakcie 10000 kroków. :drool:  
    Pozdrawiam Twój ulubiony czytelnik  :jem:

    22 paź 2020

  • emeryt

    @franek42, trochę wyczekałem się na kolejną część, ale było warto. A czekanie w dobie obostrzeń też się trochę dłużyło. Odcinek fajny, jak zwykle w twoim stylu, ciekawie napisany.Ciekaw jestem gdzie Ty widziałeś takie wielkie jachty na jeziorach mazurskich, bo ja zobaczyłem takie na m. Śródziemnym,  a przynajmniej na Bałtyku.  Dziękuję Tobie za ten odcinek i czekam na kolejne, Serdecznie pozdrawiam, życząc dużo zdrowia dla Ciebie, oraz twojej rodziny. Unikaj większych skupisk ludzi, co też czyni moja żoneczka.

    22 paź 2020

  • emeryt

    @franco, dziękuję Tobie za twoje poczucie humoru w odpowiedzi na mój komentarz. Zgodnie z twoją sugestią próbowałem sobie pomażyć z zamkniątymi oczami i nawet wówczas realizm mnie przyhamował. Żona z przodu, ja z tyłu z wioslami, leniwie machający, aby nie zasapać się, Słońce przygrzewa. Jezioro piękne, idealna cisza. Tak to mogę sobie wyobrazić, ale wieloletnią emerytkę topless na jachcie pędzącym ślizgiem na naszych jeziorach już nie.  Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za twoje opowiadanie.

    23 paź 2020