Kiedy opadło z nas napięcie, a nasze oddechy znormalniały, oboje z mamą uznaliśmy, że czas na kąpiel, aby usunąć ślady odbytego seksu i odświeżyć nasze spocone ciała. Wyszliśmy więc na pokład i przez chwile obserwowaliśmy taflę jeziora.
Rozświetlona blaskiem i smugami promieni zachodzącego słońca, bezkresna powierzchnia wody błyszczała w poświacie od świetlistego, jaskrawo biało-żółtego kręgu słońca, schodzącego w dół i chowającego się powoli poza ciemną linią horyzontu.
Było to naprawdę piękne i urzekające wprost zjawisko, bo marszcząca się pod wpływem wiatru tafla wody, wyraźnie żyła, w przeciwieństwie do nieruchomej, rozświetlonej płaszczyzny nieba, oddzielonej od powierzchni jeziora, ciemnym paskiem linii horyzontu.
Wyglądało to tak, jakby ktoś ustawił i rozchylił pod ostrym kątem dwie, przylegające, kolorowe płaszczyzny, przedzielone ciemną linią horyzontu. W górnej znajdował się jaskrawo świecący, jasnobiały krąg, odbijający się na dolnej płaszczyźnie.
Świetlisty krąg otaczała jasnożółta aureola, a całość odbijała się na dolnej płaszczyźnie w postaci długiego, świetlistego jęzora. Górna płaszczyzna w miarę oddalania się od słonecznego okręgu przechodziła w czerwień i błękit, a dolna w czerwień i czerń.
- Coś pięknego. Rzeczywiście można zakochać się w takich widokach i zachodach słońca nad mazurskimi jeziorami - stwierdziła mama, patrząc na jezioro rozmarzonym wzrokiem.
Podeszliśmy do rufy i mama rozejrzała się wokoło. Nie widząc nikogo w pobliżu, skoczyła i pięknym ślizgiem zanurzyła się w wodzie. Nie pozostało mi nic innego, jak skoczyć do jeziora za mamą. Woda była wspaniała. Ciepła i przejrzysta do samego dna.
Odpłynęliśmy trochę w stronę brzegu, aby można było stanąć i dokonać niezbędnych ablucji. Kiedy stanęliśmy na dnie, mama niespodziewanie chlapnęła mnie wodą. Oczywiście natychmiast jej oddałem. Po chwili oboje byliśmy rozdokazywani i mokrzy.
Widać było, że mama autentycznie cieszyła się z zabawy i pobytu z nami.
- Nawet nie wiesz Adasiu, jak bardzo czuję się teraz szczęśliwa i kochana. Po tych wszystkich walkach czy utarczkach z losem i przeciwnościami, wreszcie i do nas uśmiechnęło się szczęście. Może to i dobrze, że nie poddałam się i podjęłam wyzwania, które los postawił przede mną. Mam też poczucie, że dobrze odczytałam i wykorzystałam wszystkie szanse, które pojawiły się w moim życiu. Mam dwójkę wspaniałych dzieci, a ponadto odzyskaliśmy teraz dalszą część rodziny w postaci cioci Eli i dziadka. Czego chcieć więcej? A ty synu, jak się z tym czujesz i co o tym myślisz? - zwróciła się do mnie o wyrażenie moich odczuć i przedstawienia swojej opinii, jak do dorosłego i przyjaciela bardziej niż syna.
- Mamo, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mnie to wszystko cieszy i raduje. To ty jesteś dla nas naszym największym skarbem, dla mnie i dla Zosi. Niejedna kobieta na twoim miejscu załamałaby się. A ty wzięłaś to wszystko na klatę i to na piękną, dorodną klatę, jak się mówi o takich osobach i dałaś radę. Poza tym, masz rację. Los uśmiechnął się do nas. Może nie do końca rozumiałem, ale zdawałem sobie sprawę, że dziadek w twoim sporze z tatą, nie zachował się na początku zbyt fair wobec ciebie. Podobnie, jak Ela. Teraz ich nawet o to nie winię. Nie znali sprawy i zachowali się, jak każda rodzina wobec swojego członka. Byliśmy daleko, a tata przedstawiał im sprawy po swojemu, więc uwierzyli jemu. Teraz oboje wiemy, że tak dziadek, jak i ciocia są porządnymi ludźmi. Kiedy zorientowali się, kim jest twój mąż i mój tata, a ich syn i brat, zmienili zdanie. Tak, masz rację. Teraz po tym, co nam zaoferowali, staliśmy się faktycznie rodziną. A ty mamo, jak nikt inny, zasługujesz na szczęście i bardzo mnie cieszy, a Zosię pewnie nie mniej, że czujesz się teraz w jakimś sensie spełniona i szczęśliwa. Tym bardziej teraz, kiedy jesteś z nami - powiedziałem.
Faktycznie widząc ją radosną, rozbawioną i szczęśliwą, czułem się nie mniej szczęśliwy od mamy. Kiedy umyliśmy się i mieliśmy wracać na łódź, na pokładzie pojawiły się obie dziewczyny. Obie były nagie i było widać, że chcą do nas dołączyć.
- Hej, możemy się przyłączyć, czy jest to prywatna zabawa? - krzyknęła w naszą stronę Zosia.
- Pewnie, że możecie, chociaż chcieliśmy już wracać na łódź - odpowiedziała mama.
Nie zamierzały jednak czekać na nas i prawie razem rzuciły się do wody, płynąc w naszą stronę. Kiedy zatrzymały się i stanęły na dnie, mama chichocząc, ochlapała je wodą. Wyszła pewnie z założenia, że dlaczego one mają być suche, a my mokrzy?
Przez chwilę trwała zabawa wzajemnego ochlapywania, pisków, krzyków, po czym, nastąpił rozejm.
- Mamo, co cię napadło? Dopiero co umyłyśmy sobie głowy, a teraz ponownie jesteśmy mokre - wystąpiła z pretensjami Zosia, chociaż jeszcze przed chwilą dobrze się bawiła.
Stojąc trochę z boku, obserwowałem przez chwilę moje piękne Gracje. W tym, jedną dojrzałą oraz dwie znacznie od niej młodsze. Mój kutas na widok trzech gołych cipek i trzech par różnej wielkości cycków, dość szybko przybrał bojową postać.
Porównując je, byłem wprost zafascynowany naszą piękną mamą. Jej mokre blond włosy zwisały na jej ramiona, a dorodne piersi z dumnie sterczącymi sutkami wprost prosiły się o uwagę. Mama przyłapała moje spojrzenia i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
Kamila, która stała najbliżej mnie, wyciągnęła rękę i objęła dłonią mojego kutasa, zaczynając go pompować, pewnie bardziej dla żartów niż efektu. Mama, jak i Zosia zaczęły z zainteresowaniem obserwować poczynania Kamili, oczekując na moją reakcję.
- Rób tak dalej Kamilo, a zaraz się spuszczę - ostrzegłem ją lojalnie.
Była to z mojej strony zapowiedź, taka trochę na wyrost, bo moje jądra, po ostatnich wyczynach, były prawie puste. Kamila wzięła ją jednak na serio, bo pochyliła się i objęła kutasa ustami, po czym, zaczęła go pompować w tempie, którym mnie zaskoczyła.
- No, dalej, spuszczaj się, bo ci go odgryzę - powiedziała, wyciągając na chwilę kutasa z ust.
Nie wiem dokładnie co, ale zadziałało. Czy było to szybkie tempo, czy jej żartobliwa groźba, ale poczułem, że dochodzę, a kutas zaczął pulsować.
- Kamilo, dochodzę - ostrzegłem ją i wytrysnąłem do jej ust.
Spokojnie przyjęła wszystko w usta i wyczyściła dokładnie kutasa, oblizując się jak kot, po opróżnieniu miski mleka. Omal nie roześmiałem się, widząc zadowolenie Kamili i smętną minę Zosi. Wyglądało na to, że sama również miała chęć na moją spermę.
Jej rozczarowana mina sprawiła, że poczułem się naraz głupio. Gdybym wiedział, że jest zainteresowana, pewnie bym coś z tym zrobił. Co by nie mówić, to przecież Zosia była mi w tej chwili bliższa od Kamili, podobnie jak mama.
A ja ją nieświadomie zaniedbałem. Do tego mama zapowiedziała mi kolejną kobietę, która nie znając mnie, też się zainteresowała moją osobą. Co jest ze mną nie tak, że w krótkim czasie stałem się obiektem zainteresowania ze strony kilku kobiet i dziewczyn, w tym mojej mamy i siostry? - zaświtało mi w głowie przez chwilę.
Czy mi to w jakiś sposób odpowiadało? I tak i nie. To, że pokochałem swoją siostrę, było do pewnego stopnia wytłumaczalne. Razem się wychowywaliśmy, wspieraliśmy się w trudnych dla naszej rodziny czasach, więc nic dziwnego, że zakochaliśmy się w sobie.
Moje uczucia do Zosi były niejako odpowiedzią, na jej uczucia do mnie. Moje uczucia do mamy, też można jakoś tam tłumaczyć czy to kompleksem Edypa, czy naturalną skłonnością syna do maltretowanej przez ojca, matki. Ale ciocia Ela, a następnie Kamila?
Ela właściwie zaimponowała mi swoją bezpośredniością i brakiem pruderii. Jej pociąg do mnie czy głód seksualny mógł być w jakimś stopniu podyktowany przykrymi dla niej doświadczeniami ze swoim mężem, podobnie, jak u naszej mamy.
Było też możliwe, że spontaniczność Eli w okazywaniu mi uczuć, pojawiła się w wyniku jakiejś chłodnej, uzgodnionej z dziadkiem, kalkulacji. W Eli obudził się lub pojawił się spóźniony instynkt macierzyński i pragnienie dziecka, którego nie dał jej były mąż.
Kiedy pojawiłem się wraz z Zosią w ich rezydencji, uznali, że mogę być tym, który da Eli upragnione dziecko, mimo, że jesteśmy spokrewnieni. Do tego mój ojciec, a ich syn i brat zrezygnował z roli następcy dziadka, a ja prawdopodobnie przypadłem im do gustu.
Nie ogarniałem jeszcze do końca rozmiaru firmy dziadka, ale oceniałem, że z grubsza było to kilka hoteli i połączonych z nimi wypożyczalni sprzętu wodnego. Wyglądało więc na to, że być może upatrzyli sobie mnie, jako przyszłego następcę dziadka w firmie.
Dali zresztą temu wyraz na naszym wspólnym, rodzinnym spotkaniu. Ponieważ poznali moje uczucia i więzi i relacje, jakie łączą mnie z mamą, włączyli w ten swoisty, rodzinny krąg biznesowy również mamę.
A teraz na tej określonej, rodzinnej orbicie pojawiła się Kamila. Tak Ela, jak i dziadek znali ją już wcześniej niż ja, jako siostrę cenionego współpracownika Karola. Może nie planowali tego wcześniej, ale niewątpliwie późniejszy rozwój sytuacji był po ich myśli.
Nasze wzajemne zauroczenie wynikło w jakimś tam stopniu samoistnie, ale nasze spotkanie było w jakimś sensie zaprogramowane. Nie sądzę, że dziadek i Ela zakładali z góry, że między mną a Kamilą zaiskrzy. Wiedzieli przecież, że Kamila i Patryk są parą.
I to parą od wielu lat, a inicjatorem ich związku była Kamila. Nie mogli więc przypuszczać, że ich związek się rozpadnie. Rozwój sytuacji pokazał jednak, że intuicja nie zawiodła Eli i dziadka. Być może to Karol wyczuł, że związek Kamili i Patryka sypie się.
Czy mógł to jakoś przekazać dziadkowi czy Eli, trudno gdybać. Faktem jest, że związek się rozpadł, a Kamila zainteresowała się mną na serio. Czy to sprzyja w jakiś sposób ewentualnym planom Eli i dziadka? Niewątpliwie tak.
Moje małżeństwo z Kamilą rozwiązałoby prawie wszystkie problemy. Jej ewentualna zgoda na dzielenie się mną z innymi kobietami, byłaby wręcz idealnym wyjściem dla mojego cichego związku z Zosią, Elą, mamą czy jeszcze kimś innym, np. z Heleną.
- To, co? Wracamy na łódź, bo za chwilę zrobi się ciemno - oświadczyła mama i ruszyła do łodzi. A my za nią. Po chwili znaleźliśmy się wszyscy na łodzi.
- Pozostajemy jeszcze przez jakąś chwilę na pokładzie czy idziemy do kambuza? - zwróciła się do nas mama, jako seniorka rodziny.
Było nadal gorąco, pomimo lekkich powiewów wiatru, więc specjalnie nikomu nie spieszyło się do dusznego kambuza. Obie sypialne kabiny miały klimatyzację, zasilaną z oddzielnego akumulatora, więc zamierzałem je włączyć dopiero przed pójściem do łóżka.
Uznaliśmy, że pozostaniemy jeszcze przez jakiś czas na pokładzie. Słońce schowało się już za horyzontem, na pokładzie zaczęło się więc robić coraz chłodniej i przyjemniej. Kiedy usiedliśmy na materacu przed kabiną, naraz zaburczało mi w brzuchu.
- Coś wydaje mi się, że ktoś tu jest głodny - stwierdziła natychmiast mama.
- No, cóż. Może nie czuję się aż tak bardzo głodny, ale nie kontroluję wszystkich odruchów czy odgłosów w moim ciele - powiedziałem i wzruszyłem ramionami, widząc wlepione we mnie trzy pary oczu moich pań.
Nadal byliśmy wszyscy nadzy, więc siedząc naprzeciwko Kamili i Zosi, zobaczyłem , że obie uniosły kolana, dociągając nogi do piersi. Starałem się nie patrzeć w ich stronę, ale nagle zauważyłem, że obie co rusz, rozszerzają kolana, łyskając mi cipkami.
Obserwowały przy tym, czy to widzę. Nie było to więc mimowolne, ale celowe działanie, aby mnie podniecić. Mój kutas natychmiast zareagował na serwowane widoki. Nie tylko ja to widziałem, bo mama patrząc na mnie, też zorientowała się, w co dziewczyny grają.
- Idę przygotować coś do zjedzenia, bo przecież nie zaśniesz z burczącym żołądkiem, a jeśli już, to będziesz nas budził czy straszył burczeniem brzucha - powiedziała mama z uśmiechem i podniosła się, aby zejść do kambuza, gdzie mieścił się aneks kuchenny i lodówka.
- Idę z tobą mamo, pomogę ci - poderwałem się, chcąc towarzyszyć mamie i pomóc w razie potrzeby. Zdziwiłem się, że żadna z dziewczyn nie bardzo kwapiła się do pomocy mamie.
- Zostań z dziewczynami. Dam sobie radę, a poza tym, będzie mi tu luźniej samej, niż z tobą.
Słysząc słowa mamy, nie pozostało mi nic innego, tylko klapnąć z powrotem na swoje cztery litery. Kiedy zostaliśmy sami, Zosia podniosła problem, kto z kim i gdzie śpi.
- Może zostawmy to, aż wasza mama wróci i wspólnie to omówimy. Myślę, że byłoby nie fair wobec waszej mamy, gdybyśmy ustalali to poza jej plecami - odezwała się Kamila.
W sumie miała rację, więc ani Zosia, ani ja nie zamierzaliśmy się z tym spierać. Zosia co prawda, zachowywała się nadal tak, jakby ją coś uwierało.
- A co z tym słońcem, którego zachód mieliśmy oglądać z pokładu jachtu? - wyskoczyła naraz z pytaniem, jak filip z konopi.
- Jak widać, słońce nie czekało na was i najzwyczajniej w świecie, po prostu zaszło - stwierdziłem z lekką ironią w głosie.
- My z mamą oglądaliśmy i mamie się podobało - dodałem, wzruszając obojętnie ramionami.
- To dlaczego nas nie obudziłeś? - wyskoczyła z pretensjami naburmuszona naraz Zosia.
- Bo znam cię i mogłaś mieć później do mnie pretensję o to, że cię obudziłem - odburknąłem.
- A mówiąc szczerze, nie przyszło mi do głowy, że możecie być zainteresowane oglądaniem zachodu słońca - przyznałem się bez bicia, że nawet nie pomyślałem o nich, obserwując i podziwiając wraz z mamą z pokładu, ten słusznie zachwalany i budzący zachwyt widok.
- OK. braciszku. Może i zawaliłeś trochę, ale osobiście nie mam powodu , aby mieć o to jakąś pretensję do ciebie. A ty Kamilo? - zwróciła się Zosia do Kamili, odpuszczając mi i okazując przy tym niejaką wspaniałomyślność wobec mnie, mówiąc, że nie żywi do mnie pretensji.
- Ja też nie. Widziałam już nie jeden zachód słońca na Śniardwach, więc potwierdzam, że jest to faktycznie niepowtarzalny widok, który warto zobaczyć. Sądzę, że zobaczysz go Zosiu jeszcze niejeden raz, więc nie ma o co kruszyć kopii - wyraziła swoje zdanie Kamila.
- Hej, ferajna! Możecie mi pomóc? - usłyszeliśmy naraz wołanie mamy.
Poderwaliśmy się więc i ruszyliśmy całą trójką w stronę kambuza.
- Może i dobrze, że jesteście wszyscy. Chyba bez sensu by było wynosić to wszystko na pokład, tym bardziej, że się ściemnia - stwierdziła mama, widząc naszą trójkę w kambuzie.
Jakby na potwierdzenie jej słów, na górnej sterówce zapaliły się światła pozycyjne, sterowane czujnikami zmierzchowymi. Zasiedliśmy więc w kambuzie i mama wraz z Zosią wyłożyły na stolik, przygotowane przez mamę kanapki i napoje.
Apetyty dopisały wszystkim, więc wkrótce wszystko, co przygotowała mama, znikło z talerzy. Po kolacji napełniłem wodą z jeziora dużą miskę i oboje z Kamilą umyliśmy wstępnie naczynia i sztućce, po czym opłukaliśmy je na czysto w wodzie pitnej ze zbiornika.
Po ich osuszeniu, umieściliśmy wszystko w odpowiednich szafkach, schowkach i pojemnikach. Po uporządkowaniu kambuza, mama wyciągnęła z lodówki schłodzoną butelkę musującego wina i podała mi go do otwarcia.
Udało mi się go dość fachowo otworzyć i napełniłem winem duraleksowe, imitujące szkło, kubki. Była nas trójka dorosłych i Zosia. Przed napełnieniem czwartego kubka, spojrzałem więc pytającym wzrokiem na mamę.
- Tak, wiem. Nie jest to jednak zbyt mocne wino, a sytuacja jest wyjątkowa, prawie jak zapoznanie. Dlatego sądzę, że Zosia może napić się z nami tego, udającego szampana, wina. Ale tylko jeden kubek - powiedziała i uśmiechnęła się, widząc zadowoloną minę Zosi.
Napełniłem więc czwarty kubek i mama sięgnęła po swój, wznosząc toast.
- Za nasze spotkanie i za zdrowie nas wszystkich. Oby omijały nas kłopoty, zmartwienia i troski, a nasze codzienne życie wypełnione było szczęściem, powodzeniem i satysfakcją.
Po słowach mamy, wznieśliśmy nasze kubki i po kolei trąciliśmy się, każdy z każdym, w ramach toastu. Po wypiciu całego kubka, oczy Zosi nieco się zaszkliły i patrzyła na nas z wyraźnym ożywieniem na jej uroczej buzi. Musujące wino dodało jej animuszu.
Zresztą nie tylko jej. Sięgnąłem więc ponownie po butelkę i zobaczyłem, że jednak ten fałszywy szampan miał swoją moc, zawierając około jedenastu procent alkoholu.
- Rozlej synu resztę, bo to wino dobrze mi zrobiło - stwierdziła mama, też wyraźnie pobudzona sikaczem, jak go wcześniej określiła.
Rozlałem więc resztę wina do trzech kubków, pomijając kubek Zosi. Zrobiła markotną minę, ale ani ona ani ja nie chcieliśmy nadużywać tolerancji i dobrej woli mamy.
W pewnej chwili mama przeprosiła nas i udała się do toalety. Zosia spojrzała na mnie.
- Ale tylko łyczek - zaznaczyłem, kiwając głową. Wino wyraźnie Zosi posmakowało.
Chwyciła mój kubek i zachłysnęła się głębokim haustem wina, które dostało się do jej oskrzeli. Po złapaniu powietrza, odkrztusiła i w oczach mojej siostry pojawiły się łzy. Na szczęście Kamila zdążyła, przed powrotem mamy, nalać do jej kubka czystej wody.
Kiedy wróciła mama, Zosia popijała z kubka już tylko czystą wodę. Mama zauważyła jednak zaczerwienione od łez oczy córki i poprosiła od niej kubek. Zosia podała jej kubek i śmiało patrzyła mamie w oczy, kiedy oglądała i wąchała zawartość jej kubka.
- Wodą się zakrztusiłaś? - zapytała, patrząc podejrzliwie na mnie i na Zosię.
- Tak mamusiu, a ty myślałaś, że czym? - odparła śmiało, będąc pewna, że jej nie wydamy.
- Eech, niech ci będzie. Faktycznie wodą też można się zakrztusić - stwierdziła ze śmiechem, patrząc na nas spojrzeniem, które mówiło, że i tak swoje wie.
Teraz ja nieomal zakrztusiłem się, łyknąwszy za dużo wina ze swojego kubka.
- Co się dzieje, Adasiu? Czyżby krztuszenie się było zaraźliwe? - stwierdziła mama, śmiejąc mi się w oczy, bo to potwierdzało niejako jej podejrzenia, w odniesieniu do Zosi.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę na kolejny łyczek wina - stwierdziła naraz mama, po opróżnieniu swojego kubka, obrzucając mnie przy tym nieco wyzywającym spojrzeniem.
- Oczywiście. Nie ma sprawy - powiedziałem, po czym wstałem i podszedłem do lodówki, wyciągając z niej schłodzoną butelkę czerwonego, deserowego wina.
Domyśliłem się, że mama wspomniała o winie, bo musiała je zauważyć, wkładając do schłodzenia, przywiezionego przez siebie, sikacza. Napełniłem niemal do pełna kubek mamy, potem kubek Kamili i na końcu swój, mimo, że nie przepadałem za winem.
Mama była wyraźnie pobudzona i w humorze, bo tryskała wigorem i energią. Widać było, że jest coraz bardziej wyluzowana i radosna. Trudno było się temu dziwić, kiedy wszystko związane z naszym życiem i przyszłością, zaczęło toczyć się i rozwijać pomyślnie.
Dość szybko uporaliśmy się z kolejną butelką wina, a to głównie za sprawą mamy, która była wyraźnie spragniona i co rusz domagała się dolewki. W końcu stwierdziła, że czuje się zmęczona, a także trochę pijana i próbowała podnieść się z wyściełanej ławki.
Widząc, że ma kłopoty, poderwałem się i podtrzymałem jej seksowne ciało, pomagając mamie wstać. Oparła się ciężko na mnie, więc podniosłem ją i skierowałem się do kabiny. Mama śmiejąc się i chichocząc, objęła mnie za szyję.
- Uważaj chłopczyku, bo mogę się przyzwyczaić - powiedziała ze śmiechem i ponownie wymruczała pożegnanie z dziewczynami, machając im ręką.
Zosia też poderwała się i otworzyła drzwi do kabiny. Podszedłem do łóżka i delikatnie położyłem mamę na posłaniu. Nie puściła mnie i pociągnęła na siebie. Opadłem na mamę całym ciężarem, co natychmiast wykorzystała i zatopiła we mnie swoje pełne usta.
- Jesteś taki kochany, Adasiu? Jestem trochę zazdrosna o ciebie, wiesz? - usłyszałem ciche słowa mamy, wypowiedziane całkiem trzeźwym głosem.
- Teraz pocałuj mnie kochany i wróć do nich, ale rano chciałabym obudzić się obok ciebie - powiedziała mama i ponownie oddała mi pełen uczucia pocałunek.
- To może od razu zostanę z tobą, a dziewczyny poradzą sobie beze mnie - zaproponowałem mamie, widząc, że mama bardziej udawała niż była pijaną czy niedysponowaną.
- Nie, kochanie. Nie możesz im tego zrobić, że pozostawisz je same. Nie chciałabym, aby myślały o mnie źle i że jestem zaborczą suką wobec ciebie. Pobaw się z nimi i kiedy uznasz, że są zadowolone, możesz do mnie wrócić - powiedziała, całując mnie po raz ostatni.
To była cała mama. Kochana i kochająca, myśląca o innych. Faktycznie, nie mogłem być samolubnym dupkiem, myślącym tylko o sobie. Tak, jak mama, te dwie dziewczyny kochały mnie i dały tego dowody już nie jeden raz. Nie tylko Zosia, ale i Kamila.
Były fair tak wobec mnie, jak i mamy, więc nie mogłem im okazywać, że mi na nich zależy mniej niż na mamie czy na na Eli. Wobec siebie nie były o mnie zazdrosne, więc zwykła przyzwoitość nakazywała, żeby traktować je wszystkie na równi.
Oddałem więc mamie czułego całusa i wstałem. Aby mnie nie kusiło, mama odwróciła się ode mnie, pokazując mi ręką, abym się wynosił. Wróciłem więc do dziewczyn i z zadowoleniem zobaczyłem, że nie wzdychają za mną, ale same nieźle bawią się ze sobą.
Odsunęły na bok ławkę i przesunęły stolik, aby zyskać więcej miejsca i obie leżały w pozycji 69 liżąc się i pieszcząc się nawzajem. Były już dość mocno zaawansowane, bo obie dyszały jak małe parowoziki, jęcząc i posykując, kiedy którąś coś zabolało.
Widząc odkryty i wypięty w moją stronę tyłeczek Zosi i jej obrzmiałą już z podniecenia cipkę, przykucnąłem z zamiarem zajęcia w miarę wygodnej pozycji i zanurzenia w niej mojego kutasa. Byłem też nieźle podrajany widokiem podniecającego tyłka siostry.
Chyba były przygotowane na to, że zostanę z mamą, bo były tak zajęte sobą, że wcale nie zauważyły mojej obecności. Widząc, że nie reagują na mnie, poczułem się naraz, jak piąte koło u wozu , więc postanowiłem je pozostawić w spokoju i wrócić do mamy
Otworzyłem po cichu drzwi do kabiny i wślizgnąłem się na łóżko, kładąc się obok mamy. Mama oddychała spokojnie, więc pomyślałem, że usnęła. Przytuliłem się do delikatnie do jej pleców i ulokowałem sterczącego kutasa pomiędzy pośladkami mamy.
- Czyżby cię wyrzuciły Adasiu, że wróciłeś do mnie? - usłyszałem ciche pytanie mamy.
- Nie, dobrze bawią się ze sobą, więc nie chciałem im przeszkadzać - odpowiedziałem.
W tym samym momencie, oboje usłyszeliśmy głośne odgłosy przyjemności czy satysfakcji miłosnej, wydawane przez obie dziewczyny.
- Faktycznie, dobrze się bawią i słychać je pewnie w Mikołajkach - zaśmiała się mama.
Czując, jak szturcham ją w tyłek kutasem, sięgnęła ręką za siebie i unosząc lekko nogę, ujęła w dłoń kutasa, przeciągnęła go po swojej mokrej szczelinie i nakierowała go na swoją szparkę, wpychając się swoim tyłkiem w moje krocze.
Poczułem, jak mój kutas przedziera się przez jej fałdki, wsuwając się w głąb ciasnej i gorącej cipki mamy.
- Ooo....tak! - usłyszałem westchnienie mamy, kiedy dopchnąłem się do dna jej groty.
- Nie musisz bawić się w królika. Czuję się cudownie Adasiu, kiedy mnie tak rozkosznie wypełniasz tym swoim pięknym kutasem. Gdybyś mnie jeszcze trochę popieścił, to byłaby dla mnie pełnia szczęścia - zagruchała do mnie mama, nieźle już podniecona.
- Ale najpierw daj mi buzi - powiedziała, dopychając się do mnie i wciskając się maksymalnie w moje krocze.
Kiedy odwróciła głowę w moją stronę, przytuliłem się mocno do jej pleców i przylgnąłem wargami do jej wilgotnych, miękkich ust. Mama była cudowną kochanką i całowanie się z nią było dla mnie nieziemską przyjemnością.
- Kocham cię Adasiu i nic na to nie poradzę, że zakochałam się w swoim własnym synu. Moim dzielnym obrońcy, który nie zawahał się stanąć w mojej obronie, przeciw własnemu, dwa razy silniejszemu, ojcu. Nigdy Adasiu tego nie zapomnę, bo ciągle cię widzę, jak mnie osłaniasz przed brutalnością człowieka, który mienił się być moim mężem, a twoim tatą.
Mama ponownie sięgnęła ręką i przyciągnęła mnie do siebie, jakby chciała nas scalić w jedno ciało. Objąłem ją ramieniem i ująłem w dłoń jej górnego, jędrnego cyca. Zacząłem delikatnie gładzić, pieścić i ściskać na przemian obie rozkoszne półkule, przecierając pomiędzy palcami sterczące, twarde jak kamyki sutki, tak jak lubiła to mama.
Równocześnie miarowym ruchem suwałem kutasem w ciasnym tuneliku mamy, wykorzystując całą długość swojego sprzętu. W pewnym momencie mama zaczęła mocniej dyszeć i pojękiwać. Pochwyciła moją rękę i przesunęła ją na swoją cipkę.
- Niedługo dojdę, więc zajmij się moją łechtaczką i przyspiesz trochę ruchy swojego tłoka - usłyszałem żartobliwą prośbę mojej cudownej kochanki.
Mama była już mocno podniecona, więc wiedziałem już, że lubi trochę brutalności w pieszczeniu jej cipki i łechtaczki. Wzmocniłem więc tempo suwania, szczególnie podczas wbijania się w kutasem w jej cipkę oraz tarmoszeniu łechtaczki.
Nie musiałem długo czekać na efekty swojego działania, bo w pewnej chwili mama dopchnęła się gwałtownie do mojego krocza, jednocześnie zaciskając mięśnie cipki na moim kutasie. Głęboki, głośny jęk, który wydobył się z ust mamy, świadczył, że doszła.
O mocnym orgazmie mamy świadczyło to, że na krótką chwilę odpłynęła i znieruchomiała, ale po chwili ocknęła się i miała zamiar odwrócić się w moją stronę. Nagle zdała sobie sprawę, że nadal w niej jestem, a mój kutas jest nadal sztywny.
- Adasiu, co się stało? Ja prawie zemdlałam, kiedy dopadł mnie orgazm, a ty nadal jesteś we mnie i to sztywny. W innych okolicznościach byłoby to dla mnie szansą na kolejny orgazm, ale nie teraz. Nie chcę też tego oceniać w kategoriach, że cię nie dość podniecam, bo wiem, że trochę cię już wykorzystałam i nie tylko ja. Ale teraz jestem już trochę obolała, bo sama cię prosiłam, żebyś mnie nie oszczędzał, więc będziesz musiał wycofać się ze mnie, jeżeli chcesz dojść. Na pewno nie pozostawię cię bez pomocy i postaram się usatysfakcjonować cię. Poza tym lubię twoją spermę - stwierdziła mama, kończąc swoją wypowiedź.
- Ja też - usłyszeliśmy naraz głos Zosi. Odwróciliśmy głowy i zobaczyliśmy je obie.
- Tak samo ja. Też lubię twoją spermę Adamie, a moja cipka twojego kutasa - powiedziała Kamila, wzruszając lekko ramionami. Musiały nas obserwować i słyszeć wcześniej.
- Wiedziałeś, że mamy widownię, Adasiu? - zapytała mama wesołym, wyluzowanym głosem.
- No, to sprawa rozwiązana. Ja pójdę się wysikać, a ty zajmij sie tymi nienasyconymi dziewczyniskami - powiedziała mama i nie słysząc mojej odpowiedzi, zsunęła się z łóżka.
- I kto to mówi? - wyrwała się Zosia, słysząc żartobliwą uwagę mamy.
- A jak sądzisz? Musiałam się nim zająć, bo go olałyście i byłyście tak zajęte sobą, że słychać was było w Mikołajkach. A poza tym, nie bądź taka do przodu córciu, bo cię z tyłu braknie. Nie wiesz, że mamy się nie krytykuje? - powiedziała mama, podtrzymując żartobliwy tok i ton swojej wypowiedzi.
- A tak mówiąc na poważnie, sądzę, że możecie tu zostać, a ja przeniosę się do tylnej kabiny. W trójkę jakoś się tu pomieścicie, a ja odpocznę i spokojnie się wyśpię, po tym dość wyczerpującym, pełnym wrażeń, dniu - podsumowała mama swoją wypowiedź.
- Mamo, a mogłabym dołączyć do ciebie trochę później? Chciałabym przytulić się i obudzić się razem z tobą - zwróciła się Zosia do mamy z pewną nieśmiałością w głosie.
- Oczywiście. Nie musiałaś mnie o to prosić, córciu. Będzie mi bardzo miło obudzić się rano przy tobie. A teraz proszę o buziaka na dobranoc i bawcie się dobrze - powiedziała mama.
Kiedy otrzymała od wszystkich słodkie buziaki, opuściła kabinę. Po wyjściu mamy, Zosia nie zastanawiając się wiele, popchnęła mnie na posłanie. Położyłem się więc na plecach i przesunąłem na środek łóżka, Zosia rozejrzała się i ponownie zabrała głos.
- Wiem, że jestem najmłodsza z was, ale widzę, że oboje z Kamilą czaicie się wobec siebie, więc pozwolę sobie wyjść z propozycją. Tak my obie z Kamilą, jak i mama czujemy się w miarę spełnione, ale ty Adasiu jesteś pewnie trochę pokrzywdzony, czyż nie tak, braciszku?
Zosia zachowała się, jak dorosła, dojrzała osoba i próbując mnie w jakiś tam sposób usatysfakcjonować, starała się ocenić sytuację na moją korzyść i uznała, że jestem pokrzywdzony. A jeśli tak, to obie z Kamilą powinny mi to wynagrodzić.
Widząc, że mój kutas nadal stara się trzymać formę, dla pewności pochyliła się i objęła ustami wiotczejącego kutasa. Kilkunastoma ruchami głowy postawiła go do pionu i okraczając mnie, przyklękła i uniosła lekko tyłek.
Kamila widząc, do czego zmierza, pochwyciła mojego kutasa i trzymając go pionowo, ponagliła Zosię, aby przysiadała na nim. Po chwili poczułem, jak kutas zagłębia się w gorący, ciasny tunelik Zosi. Po kilku przysiadach wchłonęła go w siebie całkowicie.
- A ty Kamilo podaj mu swoja cipkę, aby miał zajęcie i nie nudził się, kiedy go dosiadam.
W ten sposób, moja kochana siostrzyczka usiłowała mi wynagrodzić szkody, jakie w jej mniemaniu poniosłem, nie osiągając spełnienia i orgazmu z mamą. A to, że w ten sposób byłem w jakiś tam sposób wykorzystywany również przez nią, nie brała pod uwagę.
Prawdę mówiąc, ten sposób wykorzystywania wcale mi nie przeszkadzał. Ba, było wręcz przeciwnie. Takie myślenie i postępowanie Zosi wręcz mi odpowiadało. Który facet w moim wieku odrzuciłby podobne sugestie czy propozycje ze strony dziewczyny?
Ja przynajmniej do tego rodzaju facetów nie należałem. Wkrótce po tym, jak Zosia mnie dosiadła i zaczęła podskakiwać na moim kutasie, przed moimi oczami pojawiła się Kamila. Przez chwilę stała nieruchomo i obserwowała moją reakcję na jej powaby.
Widząc, że napawam się widokiem jej nagiego, ponętnego ciała, uśmiechnęła się szeroko, z wyraźnym uczuciem zadowoleniem na buzi.
- Podoba ci to, co widzisz? - zapytała mnie z uśmiechem i nieukrywaną kokieterią w głosie.
- Chyba nie masz co do tego wątpliwości? Sama wiesz, że obie z Zosią jesteście pięknymi, powabnymi, a do tego mądrymi i wrażliwymi dziewczynami, o których marzy każdy chłopak. Uważam się za prawdziwego szczęściarza, że cieszę sie waszymi względami i uczuciami - odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, uśmiechając się równie szeroko do obu dziewczyn.
- Tak, tak Adamie. Praw nam dalej podobne dusery, a zapomnimy o tym, że jest noc i czas do spania, czyż nie tak Zosiu?
Mówiąc to Kamila, wspięła się na łóżko, okraczyła moje ciało i przyklękła, siadając tyłem na mojej klatce piersiowej. Szybko zreflektowała się i zsunęła na bok, jakby o czymś zapomniała. Potem odwróciła się w moją stronę, pochyliła się i zatopiła we mnie swoje usta w namiętnym pocałunku.
Kiedy nieomal mnie udusiła, odcinając mi dopływ powietrza, oderwała się i wlepiła we mnie swoje zamglone już nieco oczy. Kiedy odzyskałem i unormowałem oddech, usłyszałem jej kolejne zapewnienie o uczuciach, jakie żywi do mnie.
- Wiesz, że zakochuję się w tobie, Adamie i bez względu na to czy odwzajemnisz w pełni moje uczucia, czy nie, chcę być z tobą i twoimi kobietami - powiedziała zdecydowanym, ale równocześnie ciepłym, pełnym uczucia, głosem.
No, cóż. Bycie szczęściarzem i obiektem zainteresowania zarówno dziewczyn, jak i dojrzałych kobiet, zobowiązuje - pomyślałem.
- Mógłbym powtórzyć to samo Kamilo w odniesieniu do ciebie i pewnie nie tylko ja. Zosia prawdopodobnie myśli podobnie, nie mówiąc o Eli czy dziadku. A teraz mogłaś się również przekonać naocznie, że i nasza mama zaakceptowała cię bez żadnych zastrzeżeń. Wygląda więc na to, że pasujesz do nas Kamilo, pomimo dość skomplikowanej sytuacji i nieco złożonych relacjach w naszej rodzinie. ...cdn.......
3 komentarze
Gaba
Witaj
I nareszcie! Jakoś brakowało Twoich zdań, specyficznie formułowanych myśli i języka!
Już Amundsen uważał, że tylko praca nie pozwala na melancholie i dołujące wygibasy. Więc.... Do roboty i goń czas! Pisz, pisz ku naszej radości. Pozdrawiam Cię
St.sz
@franek42: Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak uradował me oczy Twój kolejny odcinek. Na jego temat nie będę się kolejny raz wypowiadał, bo jak zwykle jest niesamowity. A co do innych spraw to, po pierwsze: Szczere wyrazy wspólczucia ( sorki, przeczytałem Twą odpowiedź Emerytowi), a po drugie przy tym dłuższym Twoim milczeniu, to nachodziły mnie takie myśli, że mnie chciałbyś wiedzieć jakie. Więc podwójnie się cieszę widząc Ciebie z powrotem w dobrym nastroju i z ochotą na kontynuację Twojej ,,Zabawy piórem" jak to określasz. Duuuużo zdrówka i tak jak poprzednik napisał niech te wszystkie troski i cholery Ciebie i Twoją Familijkę omijają jak najszerszym łukiem. Pozdrówki St.Szkot.
emeryt
@franek42, dosyć długo zajęło Tobie pojawienie się z kolejnym odcinkiem. Lecz rozumię że nie tylko pisaniem żyjesz, lecz masz wiele innych ważnych spraw, a ta "zabawa piórem" jest tylko dodatkiem. Dziękuję Tobie za ten kolejny odcinek, jest tak samo emocjonujący, podniecający i intrygujący jak poprzednie. Przesyłam najserdeczniejsze pozdrowienia, mając nadzieję że wszystkie troski omijają Ciebie szerokim łukiem.
franek42
@emeryt Witam. No, cóż. Tak jak zauważyłeś, życie to nie tylko zabawa, w moim przypadku, 'zabawa piórem'. Najpierw problemy ze zdrowiem, a na końcu 'odejście' do podobno 'lepszego świata'. Oby tak było, bo to była mama mojej żony. Osoba ze wszech miar zasługująca na to 'lepsze, wieczne życie' po drugiej stronie. To co przeżyliśmy z żoną, to nic wobec cierpienia jej mamy. Niech spoczywa w pokoju. To tyle w tej sprawie. Mam nadzieję, że wystarczy mi samozaparcia i woli, aby dokończyć przynajmniej dotychczasowe opowiastki. Dziękuję za dobre słowo i za pozdrowienia. Właściwie to ze względu na Ciebie i na innych wspaniałych, życzliwych Czytających zmobilizowałem się do kontynuowania tych moich wypocin, jak określił je jeden z autorów na tym portalu. Nieważne. Wiedziałem, na co się piszę, decydując się na publikację tej czy innych opowiastek. Serdecznie pozdrawiam i dużo zdrówka, bo mikrogadzina nie kapituluje.