MIND || jdb #5

FIVE

     POV JUSTIN

     Opierając głowę o zimną ścianę, wpatrywałem się w ciemność, bo to było jedyne co widziałem w tej dziurze. Naprawdę miałem gdzieś to, że tu jestem, ale do kurwy nędzy, tym razem nic nie zrobiłem aby tu trafić. Na cały pierdolony tydzień. Gdy tylko dorwę tego pojeba, który wsadził mi nóż do celi, przysięgam zajebie go.
Wypuściłem powoli oddech i zacisnąłem pięści, aby się uspokoić. Naprawdę ten psychiatra, do którego chodzę, wie co robić. Szkoda, że jest takim pieprzonym kretynem myśląc, że mi pomoże.  

     Słysząc głośnie rozmowy na korytarzu, położyłem się na kurewsko niewygodnej pryczy, umieszczając prawą rękę pod głową. Chwilę potem, ciężkie, mahoniowe drzwi się otwarły, wpuszczając do środka dużo światła, przez co zmrużyłem oczy.

     - Wow jeszcze żyjesz - powiedział Bradley, a ja siadając, wywróciłem oczami.

     - Myślę, że moja kara jeszcze trwa, więc co tutaj robisz? - zapytałem, kładąc ręce na kolana. Bradley się zaśmiał.

     - Pójdziesz z nami. Masz gościa.

     - Gościa? Czy gościem nazywasz kogoś, przez kogo nadal mam czerwone ślady na plecach?- zapytałem, unosząc brwi. Bradley zignorował mój komentarz i podchodząc do mnie wyjął kajdanki i łańcuchy. - Szykuję się jakaś dłuższa wycieczka - powiedziałem z kpiną.
Naprawdę gówno obchodziło mnie to gdzie idę, ale jedynym co mnie ciekawiło było to, dlaczego Bradley powiedział, że mam gościa. Kogo można nazwać gościem? Nikt mnie nie odwiedza.
Pozwoliłem aby spiął mi nogi, a następnie ręce, po czym chwytając mnie za ramię, wyprowadził z izolatki. To nie tak, że lubiłem to miejsce i, że lubiłem tu przebywać. Cieszyłem się przynajmniej, że nie muszę oglądać innych. Oblizując wargi Bradley pchnął drzwi, a potem dwóch ochroniarzy chwyciło mnie za ramiona; Bradley szedł z przodu, a Jamie z tyłu. Łobuzerski uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy wchodząc na Oddział C słyszałem krzyki innych, którzy wykrzykiwali moje imię. Cholera, uwielbiałem to uczucie gdy jedni się ciebie bali, zaś drudzy byli twoimi pionkami, chcącymi się tobie przypodobać, abyś nie zrobił im krzywdy.

     - Kurwa patrzcie to Bieber! - wykrzyknął Marco, uderzając plastikowym kubkiem o pręty celi. Mój uśmiech się poszerzył, gdy inni, podobnie jak Marco, także zaczęli uderzać, tworząc przy tym niesamowity hałas. Podobało mi się to; czułem się jak król, którym nie byłem, ale tak czy inaczej podobało mi się to, że w takim gównie jakim jest więzienie, jesteś kimś.

Tak czy inaczej mam zamiar stąd wreszcie spierdolić.

     - ZAMKNĄĆ SIĘ! - wykrzyknął Jamie, a ja się zaśmiałem.

     - Stary mogłeś o tym pomyśleć wcześniej, zanim zdecydowałeś się iść przez Oddział C - wyjaśniłem, śmiejąc się. Cała czwórka zignorowała mój komentarz, idąc dalej. Naprawdę nie rozumiem po co mam te cholerne łańcuchy, a przez to droga wydaje się znacznie dłuższa.
W zasadzie trafiając do więzienia masz trzy odziały - pierwszy Oddział A to odział przejściowy, do którego trafiają szczyle. Drugi Oddział B to miejsce gdzie trafiają osoby za napady bądź kradzieże. Oddział C to miejsce dla całkowicie popierdolonych osób, takich jak ja, gdzie jest najwięcej więźniów. Jest jeszcze Oddział D, ale nie mam pojęcia co tam jest.

To jest głupie bo i tak wszyscy spotykamy się na dziecińcu, gdzie są zawsze jakieś akcje.

     - Dlaczego kurwa nikt mi nie powiedział, że będę przesłuchiwany?! - krzyknąłem, widząc znane mi pomieszczenie. Co się znowu stało, że tutaj jestem? Ja pierdole znowu jakiś adwokat odmówił prowadzenia mojej sprawy?

     - Zamknij się Bieber i rób co mówię - odpowiedział mi Bradley, na co ja wywróciłem oczami. Byłem kurewsko zły, sam nie wiedząc dokładnie na co.

Oh przepraszam, na otaczający mnie świat - więzienie.

     - O co znowu chodzi? Nie chcę z nikim rozmawiać - warknąłem, szarpiąc się.

     - Przykro mi, ale w tym przypadku masz gówno do gadania! - syknął Jamie.

Sram na twoje gówno, tak przy okazji.  

     - Mówiłem kurwa, że nie chcę z nikim gadać! - wykrzyknąłem w tym samym czasie, co otwarły się drzwi, a szarpiąc się wszedłem do środka.

     - Zamknij się Bieber - Jamie pchnął mnie na krzesło, a ja siadając spojrzałem na osobę, siedzącą przede mną. Była nią kobieta, która miała być może dwadzieścia kilka lat. Na jej nosie były okulary, a ona była przeciętna. Kim jest i co tutaj robi?

     - Uh... wiesz dlaczego tutaj jestem - zaczęła. Jej głos był normalny; mówiła trochę niewyraźnie, ale nie aż tak, że potrzebowałbym tłumacza. Oparłem się o krzesło, krzyżując ręce.

     - I tak nic ci nie powiem - miałem trochę zachrypnięty głos od wcześniejszych krzyków.

     - Jest mi niezmiernie przykro, ale w tym przypadku musisz ze mną współpracować - odpowiedziała, a ja wywróciłem oczami. Nie mam ochoty na takie pierdolenie.

     - Nie możesz mnie do niczego zmusić - powiedziałem spokojnie. Naprawdę nie mam ochoty się denerwować.

     - Nie chcę nic sugerować, ani nic takiego jednak są tutaj strażnicy, których mogę wezwać, a oni się z tobą cackać nie będą - jej głos wcale nie zadrżał, a ja miałem ochotę się uśmiechnąć, ponieważ cholera jasna nie mam pojęcia kim jest, ale nie boi się mnie.

     - Kim tak w ogóle jesteś? Jakąś studentką czy psychologiem? - przechyliłem głowę w bok, oblizując wargi. Myślę, że żadnym z tych. Czekam na to, co ona powie, bo szczerze - jestem ciekawy. Jeśli jest studentką ja nie mam ochoty na takie gówno. Ostatnio jakaś dziewucha robiła jakiś projekt i wyleciała z płaczem gdy ją trochę postraszyłem. Ja pierdole trafiłem za to do izolatki. Może pracuje w policji? Jeśli tak to, wow.

     - Wydaje mi się, że to ja jestem od zadawania pytań, więc naprawdę dobrze by było, jakbyś zaczął coś mówić - syknęła zła i na pewno jest z policji. Tylko dlaczego ona ze mną, do cholery gada?

     - Przecież my cały czas konwersujemy - zaśmiałem się, a potem zagryzłem wargi, aby nie parsknąć śmiechem.

     - Myślę, że jest inaczej - syknęła, patrząc w moje oczy. Jej były tak cholernie brązowe.

     - Ile masz lat? - zapytałem szczerze ciekawy. Tak naprawdę powinienem zapytać o jej imię, ale cóż. Jesteś idiotą, Bieber.

     - Nie powinno cię to interesować, Bieber - syknęła, a ja uniosłem brwi. - Albo zaczniesz mówić, albo załatwię ci dodatkowe wakacje w izolatce - wycedziła, a ja nie wytrzymałem i uderzyłem dłońmi o blat. Gdzie jest doktor Morgan, gdy potrzebuje jego magicznych tabletek?!

     - Nie zrobisz tego - syknąłem, patrząc jej w oczy. Cholera jasna, okej być może z jednej strony fajnie jest tam być, ale z drugiej wytrzymaj tam bez prysznica, światła, łóżka, i normalnego jedzenia. Zacisnąłem szczękę, robiąc się zły. Zaczyna mnie denerwować tym ciągłym pyskowaniem.  

     - Ja nie, jednak mogę wydać takie polecenie, a mi się wydaje, że oni z przyjemnością by to zrobili - skrzyżowała ramiona, unosząc brwi. Moje oczy błysnęły, a na usta wkradł się łobuzerski uśmiech.

Pamiętaj Justin - myśl pozytywnie. Nie pozwól, aby czarne myśli przyćmiły drzemiące w tobie dobro. Okej, Morgan może dawał dobre prochy, ale w motywujących słowach, był do dupy.

     - Okej - odpowiedziałem, oblizując wargi. - Nie bałaś się tutaj przyjść? - dodałem

     - Uwierz mi, że tam - skinęła głową na lustro weneckie. - Jest więcej ochrony niż myślisz, a ja jestem pod ciągłą ochroną.

     - Mógłbym cię skrzywdzić - szepnąłem. Nachyliłem się do niej - Patrzyłbym jak cierpisz - tak naprawdę ona nic mi nie zrobiła, ale dawno nie powiedziałem tego. Okej koleś z Oddziału A się nie liczy, ponieważ on wtedy uciekł. - A potem żywiłbym się twoim bólem - dodałem głośno. Byłem z siebie niesamowicie dumny, ponieważ od dawna niczego nie rozpieprzyłem.  

     - Jesteś popieprzony - splunęła, zaciskając pięści. Obok niej leżały dwie teczki - jedna moja, a druga nie mam pojęcia czyja, więc przyszła tu na pewno w owej sprawie.  

     - Nah, wolę określenie człowiek z wyobraźnią - zaśmiałem się szyderczo.

     - Kim był dla ciebie Lucas Blunt? - zapytała. Dlaczego pyta o tego idiotę, huh? Rozmawiałem z nim kilka razy, ale skończył jako obłąkaniec, mówiący różne dziwne rzeczy. Z tego co wiem trafił do oddziału szpitalnego; tak naprawdę nie słyszałem o nim od jakiegoś czasu.  

     - Kto? - zapytałem głupio. - Nie znałem nikogo takiego.

     - Jak to nie? - zapytała, a ja wzruszyłem ramionami. Czy to jest ważne? Szczerze w to wątpię, a gdy powiem jak najmniej - tym lepiej dla mnie. Będę miał przynajmniej spokój.
Tajemnicza dziewczyna nic nie powiedziała, oprócz tego, że wpatrywała się we mnie, myśląc nad czymś. I nie miałem szalonego pojęcia o co mogło chodzić, w mojej głowie było mnóstwo myśli, a ja nie mogłem pojąć o co chodzi.
A potem wyszła, zabierając teczki i nie patrząc na mnie. Zagryzłem wargi i czekałem na to, aż wrócę do izolatki, tam gdzie moje miejsce.

Tak się nie stało, ponieważ Bradley oznajmił mi, że z polecenia Olivii Presley zostałem zwolniony z izolatki.

     Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na moich ustach, gdy wracając do swojej celi, słyszałem okrzyki radości.  

xxx
jeśli przeczytałaś / eś zostaw komentarz (:

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1811 słów i 9457 znaków, zaktualizowała 5 maj 2016.

3 komentarze

 
  • niezgodna

    Coraz ciekawiej:)

    8 maj 2016

  • livney

    @niezgodna wow dzięki :)

    8 maj 2016

  • ????

    Kiedy kolejna?  :D

    5 maj 2016

  • livney

    @???? następny dodam gdy będzie co najmniej 5 komentarzy (:

    6 maj 2016

  • Vinyl3

    :kiss:

    5 maj 2016