MIND || jdb #29

TWENTY - NINE

     Nie wierzyłam nigdy w przypadki. Nie wierzyłam nigdy w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzyłam też w to, że w życiu wszystko idzie po naszej myśli - miłość, mąż, dzieci i pies. Cholernie nienawidziłam monotonii i zawsze musiałam coś robić. Będąc małym dzieckiem wszędzie było mnie pełno, miałam zdanie na każdy temat i zawsze mówiłam co chciałam. Z biegiem lat, gdy byłam już w liceum zaczęłam dostrzegać to, że życia nie można sobie idealnie zaplanować. Owszem - możemy mieć plany, marzenia, ambicje, ale czy dokładnie przewidzimy to, co się stanie w przyszłości? Życie jest pełne smutku, zakrętów, niepowodzeń, radości i niewiedzy tego, co nas spotka.

     Idąc tego dnia do więzienia, dwudziestego trzeciego czerwca, nie przypuszczałabym, iż moje życie od tego dnia się tak bardzo zmieni. Nie chodziło o przypadek, ale o to, co stało się właśnie w tym miejscu. Nie przypuszczałam, że tak bardzo moje życie od tego wydarzenia się zmieni. To miała być tylko rutynowa, pierwsza akcja, a skończyło się tak, że ktoś mi grozi. Nie sądziłam, że wdam się w jakieś głębsze relacje z więźniem i nie sądziłam też, że to będzie takie poważne.

     Moje życie jest jak ruletka - nigdy nie wiesz co ci się trafi; cóż ja się tego w ogóle nie spodziewałam.

     Czy to jakiś pieprzony żart? Jakiś program komediowy, w którym za chwilę wyskoczy starszy pan z kamerą i krzyknie ''Gratuluję! Dałaś się nabrać!'' ? Wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie przypomina jakiś turecki tasiemiec, który ciągnie się i ciągnie, i ciągnie.

     Podniosłam wzrok na Felixa, który patrzył na mnie i próbowałam wyczytać coś z jego spojrzenia, ale nie udało mi się. Był zdezorientowany i zdziwiony tym, co się przed chwilą okazało. Gdyby to było coś innego i mniejszego pomyślałabym, że jutro też jest dzień, i zajmę się tym jutro. Ale jaki mógłby być w tym sens, skoro jutro mogłabym już nie żyć?

     - Powinniśmy zadzwonić do mojego taty - odezwałam się wreszcie.

     - Wow, wreszcie powiedziałaś coś mądrego - prychnął Dylan i wywrócił oczami, wstając z łóżka Molly. Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.

     - Coś cię ugryzło? - spytałam. - Możesz wyjść jeśli chcesz.

     Zdezorientowany spojrzał na mnie z niezrozumieniem.

     - Co? Dlaczego?

     - Zacząłeś mnie ignorować po tym gdy mnie pocałowałeś, a teraz zachowujesz się jak idiota.

     - Wcale nie - zaprzeczył. - Jestem zły na siebie za to, że jesteś w tym gównie. Martwię się o ciebie, okej? Wiem, że nie mam u ciebie w ogóle szans, a ty zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, więc nie dziw się, że tak reaguje. Jestem po prostu zły na siebie - powiedział, patrząc na mnie. Westchnęłam i złapałam się za głowę, a potem podeszłam do niego. Oblizałam wargi i skrzyżowałam ramiona, mrużąc oczy.

     - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły za to, że nie odwzajemniam twoich uczuć - odpowiedziałam cicho. Zdawałam sobie sprawę, że Felix wyszedł, zostawiając nas samych.

     - Jedyne co mi przeszkadza to to, że jesteś z Bieberem.

     - Nie jestem z Bieberem - powiedziałam oburzona, a on się roześmiał.

     - Oh, czyli gracie w tenisa? - uniósł brwi.

     - Nie powinno cię interesować to, co robimy - ostrzegłam go.

     - I masz rację, bo nie interesuje - prychnął. - Biorę w tym udział tylko ze względu na ciebie.

     - Nie musisz - zmierzyłam go wzrokiem. - Poradzę sobie bez twojej pieprzonej pomocy - syknęłam i wyszłam z pokoju. Nie miałam ochoty już z nim rozmawiać, ponieważ bałam się, że mogłabym go uderzyć lub coś takiego.

     - Naprawdę chcesz powiedzieć o tym ojcu? - zapytał Felix.

     - Oczywiście. Skoro już wiemy, że Lucas był bratem Molly będziemy mogli namierzyć rodziców i być może dowiedzieć się czegoś o nim, ale też o Justinie - odpowiedziałam, siadając na kanapie. - Poza tym mam nadzieję, że ten wniosek zostanie przyjęty, ale chyba tak się stanie biorąc pod uwagę fakt, że proces Justina się już wcześniej rozpoczął.

     - Tak, ale wtedy nie miał adwokata i wniosek mógłby być oddalony - wyjaśnił, a ja musiałam mu przytaknąć. - O co chodzi z Dylanem?

     - Tak naprawdę sama nie ogarniam tego człowieka, ale jeśli już chcesz wiedzieć to Dylan robi to wszystko ze względu na moje bezpieczeństwo - wywróciłam oczami. - To głupie i tyle ode mnie w tym temacie, a teraz wynośmy się stąd, okej? - gdy tylko te słowa opuściły moje usta usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, co oznacza, że Dylan wyszedł. Oblizałam wargi i spojrzałam na Felixa.

     - Tak masz rację chodźmy.

     Justin jest według społeczeństwa postrzegany jako potwór, kryminalista, który zabił swoją rodzinę i, który jest skreślony przez innych. Cóż by się stało gdyby wyszło na światło dzienne to, co właśnie ma się stać? Przecież ludzie będą protestowali, będą chcieli zatrzymać Justina w więzieniu i jak on sobie z tym poradzi? Nie chcieliby na pewno tego aby taki ktoś jak Justin żył wśród nich, oddychał tym samym powietrzem, a co najważniejsze - żył jak inni, jak oni. Oni by się po prostu bali, że Justin mógłby zabić kogoś innego. Przestałam wierzyć w jego winę. Po prostu dla mnie nie istnieje Justin jako morderca i zabójca. Poznałam go i po prostu on nie byłby do tego zdolny. To znaczy oczywiście, sprawia wrażenie człowieka od którego najlepiej trzymać się z daleka, ale w żadnym stopniu, dla mnie, nie jest zabójcą. Nie zależy mi na niczym innym w tym momencie, niż na tym, aby dowiedzieć się prawdy co stało się dwudziestego drugiego maja dwutysięcznego jedenastego roku.

     Gdy zatrzymaliśmy się pod domem Felixa, westchnęłam i spojrzałam na niego.

     - Naprawdę powinnam przestać nocować u ciebie.

     - Jezu, Olivia, daj spokój - Felix wywrócił oczami. - Jesteś dla mnie ważną osobą i mi to obojętne czy śpisz u mnie czy nie.

     - Naprawdę? - spytałam, wychodząc z samochodu.

     Felix odwrócił się w moją stronę z uśmiechem.

     - Naprawdę - odpowiedział, a ja także się uśmiechnęłam. - Dzwonisz do ojca dzisiaj?

     - Nie wiem - mruknęłam. - Tak szczerze, to boję się jak zareaguje - spojrzałam na niego.

     - Daj spokój - zaśmiał się i wyjął klucze, a potem otwarł mieszkanie.

     - Będę musiała powiedzieć mu wszystko i to jest najgorsze - jęknęłam, zdejmując buty.

     - Przyjmie to na klatę - zaśmiał się, a ja rzuciłam mu spojrzenie, aby się zamknął. - Masz ochotę na coś do jedzenia? - zmienił temat.

     - Nah, chcę się tylko położyć - odpowiedziałam. - Jak zawsze się nie wysypiam i cóż - wzruszyłam ramionami. Felix chciał coś powiedzieć, ale jedynie zamknął usta.

     - W takim razie rzeczy masz tam gdzie zawsze, a ręczniki są w łazience. Szafka na lewo od drzwi - uśmiechnął się.

     - Dzięki, Felix. Jesteś najlepszy - uniósł dwa kciuki do góry i zniknął w kuchni.

     Dopiero gdy leżałam już w łóżku zrozumiałam, że to, co się dzieje szybko się nie skończy i jedyne co chcę w tym momencie to to, aby Justin tu był. Boże, oby kiedyś miał normalne życie, a świadomość, iż nigdy może tak nie być, niszczy mnie.


xxx
mam takie straszne wyrzuty sumienia, jeju :'(

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1383 słów i 7300 znaków, zaktualizowała 10 cze 2016.

4 komentarze

 
  • Malutka

    Mega jak zawsze :)

    10 cze 2016

  • livney

    @Malutka dziękuje :)

    10 cze 2016

  • Szalonaa

    Cudowne!!!  <3 Masz ogromny talent! ;*

    9 cze 2016

  • livney

    @Szalonaa dziekuje i fajnie, ze sie podoba (:

    10 cze 2016

  • KOFFAM

    <3 <3 Kocham to opowiadanie <3 <3

    9 cze 2016

  • livney

    @KOFFAM aw miło to słyszeć hahahaha

    9 cze 2016

  • nataliaa2349

    <3  :D

    9 cze 2016