MIND || jdb #26

TWENTY - SIX

     Minął tydzień podczas którego w ogóle nic się nie działo. Przez ten czas nie mieszkałam u siebie tylko u Felixa i szczerze nie przeszkadzało mi to. Wypełniałam swoje obowiązki, jeździłam na patrole oraz starałam się nie myśleć o Justinie. I może byłam trochę smutna, trochę blada, a ja sama za nim bardzo tęskniłam, ale to nieważne, ponieważ zrobiłam już to, co do mnie należało i teraz Ernest pomoże go wyciągąć.

     Po raz ostatni spojrzałam na zegar i westchnęłam, ponieważ kończę dopiero za dwie godziny. Wydęłam wargi i chwyciłam długopis, ale gdy tylko to zrobiłam drzwi z impetem się otwarły, a do środka weszła mama. Długopis wyleciał mi z dłoni, a serce przyśpieszyło, bo co ona tu robi?

     - Cześć - powiedziała z uśmiechem. Otwarłam usta, ale szybko je zamknęłam i wstałam, podchodząc do niej.

     - Co ty tu robisz? - spytałam od razu. To pierwszy raz gdy jest tutaj, nie ze względu na tatę, a na mnie.

     - Możemy porozmawiać? - zapytała, a ja nadal w szoku skinęłam.

     - Chętnie bym wyszła gdzieś na miasto, ale mam dużo pracy - ręką wskazałam na zawalone papierami biurko.

     - Nie szkodzi - machnęła ręką i usiadła na fotelu.  

     - O czym chciałaś porozmawiać? - liczyłam na to, że będzie się streszczać, bo muszę oddać sprawozdanie z dwóch dni do końca dnia. Mama westchnęła i położyła dłonie na kolanach. Myślę, że liczyła na to, iż usiądę ale ja nadal stałam.

     - Przyszłam cię przeprosić - zaczęła. - Nie powinnam tak zareagować i także powinnam rozumieć to, co ty chcesz tobić w życiu. To tylko twoja decyzja i twój wybór, a ja muszę to zaakceptować - tak szczerze to nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć i modliłam się, aby już wyszła. Wstała z zamiarem przytulenia mnie, ale ja zrobiłam krok w tył.

     - Nie - powiedziałam wreszcie. - I myślisz, że wszystko będzie okej? - zaśmiałam się. - Nie, nie będzie okej. Doceniam to, że mnie przeprosiłaś i w ogóle, ale ty mnie już dawno skreśliłaś.

     - Nadal wiem co się dzieje w twoim życiu - ostrzegła, a ja prychnęłam.

     - Nie wiesz nic - syknęłam. Albo wyjdzie ona, albo ja.

     - Wiem wystarczająco. Powiem tylko tyle, że wciąż jestem twoją matką, a jakiś szacunek mi się należy. Poza tym ten twój Bieber jest kryminalistą, który powienien zgnić w więzieniu.

     - Wyjdź! - krzyknęłam. Dosłownie byłam gotowa aby coś rozwalić. - Nie masz prawa mówić o nim takich rzeczy. W ogóle o nikim - zacisnęłam pięści. - Jeśli przyszłaś tu gadać o takim gównie to lepiej by było jakbyś wyszła, bo dosyć się już tego wysłuchałam.

     Myślałam, że mnie uderzy jednak ona się tylko perfidnie zaśmiała, poprawiła swoje włosy i wyszła zostawiając mnie samą. Moja klatka unosiła się i opadała; tak bardzo mnie wkurzyła i cieszę, że tata wziął z nią rozwód. Nie istniała już dla mnie.

     - Twoja matka mnie z każdym dniem zadziwia coraz bardziej - powiedział Felix wchodząc do środka.

     - Tyle, że ja nie mam matki - podniosłam głowę i spojrzałam na jego zdziwioną minę.

     - Co? Co ty wygadujesz? - zamrugał oczami.

     - Nie chcę o tym rozmawiać. Co się stało?

     - Dlaczego coś miało się stać? - wywróciłam oczami.

     - Nie wiem, zgaduję, tyle - wzruszyłam ramionami.

     - Dzwonił Ernest - zaczął, a ja kiwnęłam głową aby kontynuował. - Chciał żebyś przyjechała do więzienia - prychnęłam na te słowa i odwróciłam się w stronę biurka.

     - Wiem, że Ernest sobie poradzi, a ja jestem w tym niepotrzebna.

     - Tyle, że ktoś pobił Biebera.

XXX

     Co czułby człowiek zamknięty przez sześć lat w pomieszczeniu bez klamek? Pewnie by oszalał z tęsknoty za normalnym życiem. Co czułby narkoman zamknięty w pomieszczeniu bez klamek? Oszalałby, a poczucie ulgi wypełniłoby go, gdy słodycz narkotyku rozchodziłaby się w jego żyłach.

     Justin być może i sfiksowałby gdyby nie to, że od dawna był impulsywny. Nie ukrywał w sobie gniewu, a wręcz chciał aby inni go widzieli. Nigdy nie dbał o konsekwencje swoich czynów.

     Chodziłam od drzwi do drzwi cholernie się niecierpliwiąc. Co oni mu tam robią?

     - Kurwa, uspokój się - syknął Felix. - Zaraz dostane jakiegoś oczopląsu - rzuciłam mu spojrzenie, żeby się zamknął. Martwiłam się, naprawdę. Ten idiota znów wdał się w jakąś bójkę i teraz ma. Gdyby było inaczej nie byłoby mnie tutaj, ale przysięgam, że gdy tylko wejdę do jego izolatki nawrzeszczę na niego.

     Z tego co mi Felix powiedział, Justin pobił się z jakimiś kolesiami na dziedzińcu. Ich było trzech, a on był jeden i to logiczne, że nie dałby rady, jednakże z tego co mi powiedział Ernest, Justin mógłby ich całkiem pobić, gdyby nie to, że pojawili się policjanci, którzy użyli na Justinie palarizatoa. A wtedy niespodzianka, niespodzianka, Trent Sully we własnej osobie nakrzyczał na policjantów aby się od niego odwalili.

     Co tu się odpieprza.

     Gdy drzwi od izolatki się otwarły, zobaczyłam Bradley'a, który rzucił mi krótkie spojrzenie.

     - Wie, że tutaj jestem? - spytałam, podchodząc bliżej.

     - Nie. Cholernie się rozczarował gdy powiedziałem mu, że nie przyjechałaś - roześmiał się.

     - Mogę do niego iść?

     - Jasne, zaczekamy w biurze - odpowiedział Bradley, a ja przytaknęłam. Felix rzucił mi spojrzenie ''uważaj na siebie''. Wzięłam oddech i podeszłam do drzwi, a Bradley mi je otworzył. Sprawdziłam ostatni raz czy mam pager, a gdy tak było zrobiłam krok do przodu.

     Ciarki przeszły przez moje ciało, ponieważ po raz pierwszy jestem w izolatce. Justin leżał na pryczy z jedną ręką pod głową, a drugą na brzuchu. Nie wiedział, że to ja.

     - Mam nadzieję, że nie powiedziałeś Olivii - usłyszałam jego zachrypnięty głos i przymknęłam oczy.

     - Tak, cóż, niestety się dowiedziałam - odpowiedziałam. Justin nawet nie drgnął. - Zamierzasz coś powiedzieć? - spytałam po chwili.

     - Po co tu przyszłaś?

     - Bo mogę - Justin wstał i dopiero teraz zobaczyłam to jak wygląda jego twarz. Miał siniaka pod prawym okiem i rozciętą wargę. Oprócz tego miał plaster na łuku brwiowym. Prawie się skrzywiłam. - Dlaczego się pobiłeś?

     - Bo mogę - prychnął. Czułam napięcie między nami, które gdyby było widoczne, moża by przecinać nożem. Skrzyżowałam ramiona i czekałam aż powie coś więcej. Na to się jednak nie zanosiło. - Czemu nie przyszłaś gdy przyszedł Ernest?

     - Zrobiłam to, co musiałam - odpowiedziałam. Przysięgam, że jeśli Justin powie coś, czego nie powinien, wybuchnę. - I na tym się to kończy.

     - Co? - zmarszczył brwi.

     - Słyszałeś. Załatwiłam ci prawnika, czekają cię rozprawy i gdy sąd przyzna ci rację będziesz wolny.

     Justin się zaśmiał.

     - Jesteś śmieszna - zaczął. - Myślisz, że po tym wszystkim dam ci odejść?

     - Zachowujesz się tak jakby to wszystko, coś dla ciebie znaczyło - sztucznie się uśmiechnęłam.

     - A co jeśli to, coś znaczy?

     - Wtedy będziesz miał problem.

     - Ja pierdole. Dlaczego jesteś taka trudna?

     - Dlaczego mnie pocałowałeś i dałeś mi do zrozumienia, że to było nic? - zmieniłam temat. - Jesteś idiotą, myśląc, że dla mnie to było nic.

     - Zakochałaś się we mnie? - prychnął.

     - Nie, ale nie jesteś mi obojętny.

     - W takim razie skłam mi prosto w oczy.

     Zrobiło mi się niesamowicie gorąco, a serce waliło mi tak, że myślałam, iż mi wyskoczy. Podniosłam głowę i spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy. Dlaczego Justin musiał być taki piękny?

     - No dalej - warknął, podchodząc bliżej. - Powiedz to.

     - Jesteś mi obojętny i nic dla mnie nie znaczysz - głos mi zadrżał, a potem to stało się tak szybko. Justin pokonał odległość, która nas dzieliła, złapał w dłonie moją twarz i przywarł do mnie ustami. Prawie się przewróciłam gdy popchnął mnie na zimną ścianę, ale chwilę potem złapał mnie za kolana tak, że objęłam go w pasie. Usta Justina były spierzchnięte i przysięgam, że całował najlepiej.  

     To, że Justin wywierał na mnie taki wpływ było denerwujące i irytujące tak, że mózg mi kipiał.

     - Jesteś taka upierdliwa - wyszeptał mi w usta, a ja pociągnęłam go za włosy.

     - Nie przyszłam się tutaj całować, Bieber - syknęłam. Musnął moje usta, a potem zjechał na moją szyję.

     - Więc dlaczego tu jesteś?

     - Martwiłam się o ciebie - przechyliłam głowę w bok gdy poczułam to jak lekko gryzie moją skórę. - Nawet nie myśl o malince - chciałam odsunąć jego głowę, ale to nie działało. Usłyszałam tylko jego śmiech.

     - Przykro mi, ale czekałem na to cały pieprzony tydzień.

     - Dlaczego się pobiłeś?

     - Musimy gadać o tym teraz gdy całujemy się w izolatce?

     - Możesz przestać i powiedzieć mi dlaczego - usłyszałam to jak Justin wzdycha, a potem spojrzał w moje oczy. Uśmiechnął się. Boże, po raz pierwszy widzę jego szczery uśmiech.

     - Wiedziałem, że gdy tylko wezmę udział w bójce, ty przyjedziesz - otwarłam usta w szoku, a potem uderzyłam go w ramię.

     - Nie zrobiłeś tego! - krzyknęłam oburzona, a on dotknął palcem mojego policzka.

     - Zrobiłem - odpowiedział. - I przepraszam za to, co powiedziałem. Gdy Felix przyszedł do mnie i powiedział w jakim byłaś stanie, nie mogłem uwierzyć, że te słowa aż tak bardzo cię zabolały.

     - Felix tu był? Kiedy? - zmarszczyłam brwi. Cholera nie powiedział mi tego.

     - Nieważne - uśmiechnął się. - Ale jesteś tu.

     Teraz to ja się uśmiechnęłam i przejechałam palcem po jego blado - różowych ustach.

     - Masz bliznę na policzku - stwierdziłam, marszcząc brwi. - Co zrobiłeś? - dotknęłam tego miejsca, a Justin przymknął powieki, jednak chwilę później spojrzał na mnie.

     - Gdy miałem siedem lat, razem z Brandonem byliśmy na boisku i graliśmy w kosza. Piłka nam wyleciała za ogrodzenie, a ja idąc po nią, przejechałem kawałekiem drutu po policzku.

     Skrzywiłam się. Cholera.

     - Było dużo krwi?  

     - Brandon się tak wystraszył jak to zobaczył, że podarł swoją koszulke, przykładając ją do rany. Zaprowadził mnie do domu. Mama była na mnie strasznie zła i gdy w szpitalu okazało się, że nie muszę mieć szycia odetchnęła z ulgą - uśmiechął się.

     - Bolało?

     - Nie tak mocno jak w tym tygodniu.

     - A co cię bolało w tym tygodniu?

     - Serce - odpowiedział od razu, a ja westchnęłam i musnęłam jego usta.

     - Przepraszam - mruknęłam z ustami przy jego policzku.

     - Za co ty mnie przepraszasz? - poczułam jego ręce na moich plecach i uśmiechnęłam się na ten gest.

     - Nie wiem - przyznałam. - Może za to, co cię spotkało?

     - Ty nie jesteś nieczemu winna, Olivia - szepnął. - Znalazałaś we mnie światło i nie zwątpiłaś, gdy inni mnie zostawili.

     Miałam ochotę się rozpłakać i zapewne bym to zrobiła gdyby nie to, że tak bardzo bezpiecznie czułam się przy nim. Wybaczyłam mu wszystko. Przecież nawet nie byłam na niego właściwie zła. Może zraniona, ale to już zniknęło.

     - Chcę stanąć - mruknęłam. Justin puścił mnie, dzięki czemu właściwie stanęłam i od razu objęłam go. Justin zastygł przez chwilę jakby się tego nie spodziewał, ale już sekundę później jego ręce objęły mnie. Podbródek położył na mojej głowie, a ja ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi. Zacisnęłam ręce na jego szarej koszulce i głęboko odetchnęłam, czując się przy nim bezpiecznie. Od Justina biło ciepło i gdybym mogła, zostałabym przy nim na zawsze.

     - Wiesz, że nienawidzę się przytulać? - wyszeptałam po chwili.

     - Dlaczego?

     - Może to dlatego, że nie ufam ludziom.

     - A mi ufasz?

     - Oczywiście - mogłam sobie wyobrazić, że się uśmiecha.

     Justin nie potrzebował pozwolenia aby mnie mieć. Byłam jego od początku.


xxx
pocałowali się, omggg

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2313 słów i 11850 znaków, zaktualizowała 6 cze 2016.

4 komentarze

 
  • niezgodna

    cieszę się :yahoo:, że pojawia się tutaj coraz więcej komentarzy dla opowiadania :bravo: Oliwki   <3

    7 cze 2016

  • Lovcia

    Super. Czekam na kolejne części. Love <3

    5 cze 2016

  • Ewcia:D

    Ajajaj OMG cudo ;)

    5 cze 2016

  • livney

    @Ewcia:D dziękuje (:

    5 cze 2016

  • niezgodna

    Uwagi wyśle priv. a tak to cudowne. i tak wiem powtarzam się

    5 cze 2016