MIND || jdb #33

THIRTY - THREE

     Kiedyś miałam przyjaciółkę. Poznałam ją gdy byłam jeszcze w szkole i myślałam, że ta przyjaźń jest na zawsze. Owszem, kłóciłyśmy się, często miałyśmy jakieś akcje, a co najważniejsze zawsze byłyśmy blisko siebie. Czasami czułam się przy niej jak przy kimś obcym; mogłam z nią rozmawiać, a i tak czułam, że jestem tylko po to aby być. Dużo nas łączyło, a jednocześnie dzieliło. Zawsze gdy coś było nie tak pytałam ją, a ona albo mówiła co jej jest, albo milaczała, a ja zawsze starałam się aby nie była smutna. Ale jaki był w tym sens, gdy ja sama rozpadałam się w środku, a nikt inny tego nie widział? To, że wtedy mówiłam, iż jest okej wcale to nie znaczyło, że jest dobrze. ''Okej'' wtedy to było kłamstwo. Minęło kilka lat, a ja nadal nie mogę zrozumieć tego dlaczego ona wyjechała.

     Dlatego teraz gdy patrzyłam na zwłoki Jamesa Moretza, który był kolegą Justina, coś mnie zabolało. Nie przypuszczałabym, że to właśnie on zadał sobie ostateczny cios nożem w pierś. A jednak leży pode mną już martwy, a jego oczy wciąż są otwarte. Nie wiem jak zareaguje Justin, gdy dowie się, że to właśnie on popełnił samobójstwo, a tym bardziej jak dowie się od kogoś innego, a nie ode mnie.

     - Nikt ma nic nie mówić Bieberowi o tym, co się stało - dałam polecenie, a oni chcąc nie chcąc, musieli mnie słuchać, ponieważ wiedzieli kogo jestem córką. To śmieszne wplątałam się w jakąś grę, mimo młodego wieku, na którą w ogóle nie byłam przygotowana.

     - Rozumiem - odpowiedział jakiś policjant, a ja uklęknłam tuż przed ofiarą. Trudno mi uwierzyć w fakt, że sam się zabił i w ogóle skąd miał nóż? Nie pracował w kuchni, w ogóle nie miał do tego dostępu, a co innego byłoby gdyby to był scyzoryk, a nie duży, kuchenny nóż. Poza tym - ułożenie jego rąk, które nie świadczy o tym, że to on zadał sobie ostateczy cios.

     - Przeprowadźcie badanie odcisków palców - wstałam i spojrzałam na Trenta, który właśnie przyszedł. Jego twarz była blada, a mi przypomniała się jego akcja przy Lucasie.

     - Co tu się stało? - spytał i podszedł do mnie. Zdziwiłam się, ponieważ odezwał się do mnie normalnie, jak człowiek. Spojrzałam na Jamesa.

     - Popełnił samobójstwo - oświadczyłam. - Jednak zleciłam badanie odcisków.

     - I dobrze - odetchnął i poprawił swoją teczkę. Spojrzał na nią, a potem na mnie i zmarszczył brwi. - Muszę napisać sprawozdanie z tego co się tu stało.

     - Spytaj Dennisa on będzie wiedział - odpowiedziałam i gdy miałam odejść złapał mnie delikatnie za rękę, a ja marszcząc brwi, spojrzałam na niego.

     - Jesteś naprawdę odważna - zaczął. - Cieszę się, że jesteś tutaj, ponieważ dzięki temu jesteś bliżej Justina. Pilnujcie siebie nawzajem, bo dzieję się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca - dodał.

     - O czym pan mówi? - zapytałam. Czy każdy będzie mnie teraz ostrzegał i dawał te swoje złote myśli, które są gówno warte?

     - Masz - odkrząknął i dał mi swoją teczkę. Zdziwiona spojrzałam na niego. - Nie ma kopii, a to jest oryginał. Powinnaś to przeczytać i może zrozumiesz, że nigdy nie chciałem dla Justina czegoś złego - odszedł, zostawiając mnie w szoku. Zamrugałam i jeszcze raz spojrzałam na czarną teczkę, którą Trent zawsze miał przy sobie, a potem odwróciłam się w stronę, z której on wyszedł.
Czy to ten sam Trent Sully, który od kilku miesięcy utrudnia mi pracę? Czy to ten sam Trent Sully dał mi swoją teczkę z czymś ważnym w środku, którą zawsze ma przy sobie?

     - Co tam masz? - odezwał się Bradley za moimi plecami, a ja odwróciłam się w jego stronę, pokazując teczkę Trenta. Jego oczy się rozszerzyły, a usta otwarły.

     - Ja pierdole, dał ci Puszkę Pandory?

     - Pusza Pandory przyniosła plagi, a to mam nadzieję, że tego nie zrobi.

     - Idziesz to otworzyć? - spytał, a ja skinęłam.

     - Czy Justin też może być obecny czy wykorzystał już swój limit?

     - Tutaj nie ma żadnego limitu, a nikt nie zauważy, że jego nie ma w celi - zaśmiał się. - Powiesz mu, że to James nie żyje?

     - Powinnam - oblizałam wargi. - Boję się tego jak zareaguje - przyznałam szczerze.

     - Idę po niego, a ty idź do sali numer sześć.

     Miałam ochotę się roześmiać, ponieważ znowu szóstka. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z pomieszczenia. W ogóle to dziwne, że to stało się wtedy, gdy James powinien być na dziedzińcu. Trzeba też sprawdzić nagrania kamer, ponieważ może coś będzie widać. Trzymałam kurczowo czarną teczkę w prawej dłoni i tak bardzo chciałam tam spojrzeć już teraz, ale wiem, że nie mogę.

     - Ej ty! Kim jesteś?! - usłyszałam czyiś krzyk, więc odwróciłam się zauważając młodego mężczyznę, który szedł w moją stronę szybkim krokiem. Przełknęłam ślinę.

     - Jestem na zastępstwie - odpowiedziałam. Zmierzył mnie od góry do dołu i w ogóle nie widziałam jego przeszywającego spojrzenia. Oblizał wargi i uśmiechnął się.

     - Cholera - mruknął. - Jak masz na imię? Jestem Tobias - podał mi dłoń, która uścisnęłam. Poprawił swoje blond włosy i schował dłonie w kieszenie.

     - Jestem Olivia - odpowiedziałam, a jego wzrok spoczął na teczce.

     - Przesłuchanie? - spytał, a ja skinęłam. Idź sobie, nie chcę z tobą gadać, okej?

     - Jak widzisz - zaśmiałam się nerwowo. - Przepraszam, muszę iść.

     - Do zobaczenia - posłał mi uśmiech i minął mnie.

     Odetchnęłam z ulgą, gdy zniknął za zakrętem i w ogóle przeraziłam się, bo wyglądał na takiego, który mógłby kogoś pobić, a on przecież też nosił broń przy sobie. Postanowiłam nie tracić czasu i szybko poszłam w stronę pokoju przesłuchań.  

     Miałam to pieprzone szczeście, że Justin już tam siedział, co powodowało, że miałam zero czasu na przemyślenie tego, co mu powiem. Jak pięknie. Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam miejsce. Nie miał ani łańcuchów, a kajdanki też miał zdjęte. Posłał mi uśmiech i odgarnął grzywkę z czoła.

     - Znowu się widzimy - zaśmiał się, a ja skinęłam, - Co to był za alarm? Niby ktoś się zabił czy coś takiego.

     - Bo się zabił - odpowiedziałam i zauważyłam, że już chce pytać kto, ale podniosłam rękę. - Zaczekaj - poprosiłam, a Justin zamknął usta. Położyłam na blat teczkę, a potem wzięłam oddech. - James Moretz się zabił.

     Justin zamrugał powiekami, a potem zacisnął pięści, tak, że jego knykcie pobielały, a jego szczęka była przeraźliwie zaciśnięta.

     - Nie - powiedział cicho i pokręcił przecząco głową. - Powiedz kurwa, że żartujesz - jego głos zadrżał, a ja zacisnęłam usta, aby moje milczenie wziął za odpowiedź. Bałam się, że zaraz coś zrobi.

     - Wbił sobie nóż w klatkę piersiową - Justin uderzył dłońmi o stół tak, że się wzdrygnęłam i chwycił za swoje włosy, po czym zaczął za nie ciągnąć. - Justin przestań - poprosiłam go, a on spojrzał na mnie takim wzrokiem, iż właśnie teraz zaczęłam się bać.

     - Zamknij się - syknął. Poczułam ukłucie w sercu tym, że jest dla mnie taki oschły, ale zignorowałam to. Obserwowałam jak krąży po pomieszczeniu i trochę żałuje, że nie ma kajdanek ani łańcuchów.

     - Trent dał mi...

     - Powiedziałem żebyś się, kurwa, zamknęła! - krzyknął i podszedł do mnie. Moje serce zabiło szybciej, a ja wstałam i stanęłam przodem do niego.

     - Nie krzycz na mnie - syknęłam. - Jak chcesz się wyżyć to wyjdź i zrób to gdzieś indziej - jego klatka piersiowa, podobnie jak moja, unosiła się szybko i opadała.

     - Nie mów mi co mam robić.

     - To się kurwa uspokój - syknęłam. Przez chwilę mierzyliśmy się na spojrzenia, aż Justin złapał mnie za ręcę i przyciągnął do siebie. - Puść mnie - dodałam. - Jak masz tak krzyczeć to ja nie chcę z tobą w ogóle rozmawiać - Justin oblizał wargi, a potem spuścił głowę i westchnął.

     - On... James mi powiedział, że mam na siebie uważać i, że ty już wydałaś na siebie wyrok przychodząc tutaj i ja... kurwa - schował twarz w dłonie, a ja nie wiedziałam co mam tak właściwie zrobić, więc po prostu zdjęłam mu ręce z twarzy i spojrzałam w jego zagubione oczy. - Powinienem pozwolić ci odejść gdy tylko cię pocałowałem i powiedzieć, żebyś wyjechała i trzymała się od tego gówna z daleka, ale tego nie zrobiłem i nie wiem co ze mną będzie, gdy tobie się coś przeze mnie stanie.

     - Wolę niebezpieczne życie z tobą, niż prowadzenie nudnego, szarego życia bez ciebie, Justin - szepnęłam i objęłam dłońmi jego policzki. - Nic nam nie będzie, jasne? To był i jest mój wybór - szepnęłam, a chwilę potem musnęłam jego usta. Justin po chwili odwzajemnił pocałunek i objął mnie w pasie, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Myślałam, że rozpłynę się, gdy nasze usta się łączyły, a to jest słodycz, którą uwielbiam.

     - Jeśli cię stracę - szepnął w moje usta, a mnie owiało to poczucie bezpieczeństwa, którym dażę tylko Justina, i z którym mogłabym być już zawsze. - Stracę wszystko.


xxx

zbliżamy się powoli do końca (:

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1811 słów i 9248 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Malutka

    tylko nie koniec hehe ... Mega jak zawsze :) Szkoda tylko, że tak długo trzeba czekać na kolejne części :(

    17 cze 2016

  • Użytkownik livney

    @Malutka Ta dodalam wyjatkowo szybko XD

    17 cze 2016

  • Użytkownik Malutka

    @livney  nie da się nie zauważyć hehe

    17 cze 2016

  • Użytkownik niezgodna

    nie zgadzam sie na koniec

    17 cze 2016

  • Użytkownik livney

    @niezgodna przykro mi, ale to się kiedyś skończy hahahaha

    17 cze 2016