MIND || jdb #20

TWENTY

     Serce biło mi naprawdę szybko, a ja sama totalnie nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, gdy przekroczyłam próg więzienia. Nie przypuszczałabym, iż kiedykolwiek w moim życiu, aż tak często tutaj będę; a jednak. Dylan musiał jechać ze mną, ponieważ do jego mieszkania było za daleko, a ja nie chciałam tracić czasu. Był pijany i mam nadzieję, że nie będzie nic pamiętał z tego dnia, a tym bardziej tego, że chciał mnie pocałować.

     Pociągnęłam w dół moją sukienkę i to był naprawdę zły wybór aby właśnie to założyć. Westchnęłam i zaciskając dłoń na pasku od czarnej torebki, poszłam do gabinetu Trenta. Policzyłam do trzech, a następnie zapukałam. Usłyszałam trochę niemiłe ''proszę'' i naciskając klamkę, weszłam do środka. Trent siedział przy swoim biurku, wypełniajać jakieś papiery.

     Po raz pierwszy widzę, gdy on prawidłowo pracuje.

     - Dobry wieczór - zaczęłam, a Trent spojrzał na mnie. Gdy zorientował się, że to ja wywrócił oczami.

     - W czym mogę pomóc? - spytał, kładąc splecione ręce na biurku.

     - Nie mam przepustki, a na pewno doszła do pana informacja, że coś się stało z Justinem Bieberem - oznajmiłam, patrząc na jego reakcję. Kącik jego ust lekko drgnął, jakby chciał się uśmiechnąć, ale to szybko zniknęło, gdy się odezwał.

     - A może - mruknął.

     - Naprawdę mi się śpieszy, więc chciałabym to już dostać - odpowiedziałam zirytowana faktem, że gdy mogę być już u Justina, nadal rozmawiam o bezsensownym gównie z Trentem.

     - Oczywiście - posłał mi sztuczny, nieszczery uśmiech i zajrzał do biurka, a potem wyjął czarny identyfikator i wyciągnął rękę, a ja zrobiłam krok do przodu i wzięłam ową rzecz.

     - Nie musisz mi tego oddawać - mruknął pod nosem. - Po prostu potem upewnij się, że masz to przy sobie i nie wracaj już tutaj dzisiaj, a teraz wynocha - machnął ręką, jakby odganiał jakieś owady, a ja jak najszybciej wyszłam stamtąd, trochę zaskoczona, gdyż nie dał jakieś idiotycznej uwagi.

     Trzymając identyfikator w dłoni szłam korytarzem do Bradley'a, który jak mi napisał, czekał na mnie przed pokojem do przesłuchań. Jestem stasznie ciekawa tego, co stało się Justinowi, ale także ciekawa tego co on ma mi do powiedzenia. Ostatnio potraktował mnie dosyć niefajnie, a teraz zarywam noc, aby się z nim spotkać.

     Boże to brzmi tak oklepanie, jakbym była jakąś nastolatką i spotykała się ze szkolnym, złym chłopcem tuż za plecami moich rodziców.

     Zauważyłam Bradley'a kilka metrów ode mnie, a lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, ponieważ polubiłam tego człowieka.

     - Witaj znowu - parsknął, a ja się uśmiechnęłam. Bradley zmierzył mnie wzrokiem. - Randka? - dodał.

     - Nie trafiłeś - zaśmiałam się. - Niby impreza dla policjantów.
     - Ah takie coś zawsze źle się kończy - machnął ręką. - Ale nie o tym teraz. Bieber znowu wdał się w bójkę i miał ten swój pieprzony atak i powiedział, że chce się z tobą widzieć.

     Moje serce zabiło szybciej gdy usłyszałam to, co powiedział Bradley.

     - Chwila... - uniosłam ręce. - Atak? Co?

     - No - Bradley wywrócił oczami. - Często nie panuje nad gniewem tak, że ciężko go powstrzymać od zamordowania kogoś, ale wyjątkowo gdy dzisiaj powiedziałem, że ma się ogarnąć, bo inaczej ty już do niego nie przyjedziesz, przestał.

     Prawie spadłam pod jego nogi.

     - Oh - mruknęłam, trochę zażenowana tym, że to Bradley mi to mówi i, że on mógłby coś podejrzewać.

     - Nie chcę być wredny czy coś - zaczął i podrapał się po głowie. - Ale czy między wami coś jest?

     - Jasne. Jedna, wielka nić nieporozumienia - wyjaśniałam z uśmiechem, a on wywrócił oczami.

     - Dobra, Boże, idź do niego lepiej - podał mi pager, a ja przypięłam go do torebki. - Powodzenia.

     Nie odpowiedziałam; po prostu gdy on odszedł, ja wpatrywałam się chwilę w drzwi, ale zrozumiałam, że do cholery, muszę wreszcie tam wejść i zacząć z nim rozmowę. Tak więc gdy moje serce było prawie w gardle, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.

     Oh Boże; Justin Bieber siedział na krzesełku, patrząc wprost na mnie takim wzrokiem jakby chciał mnie zabić, czy coś. Co ja znowu zrobiłam, co?

     - Myślę, że to nie będzie przyjemna rozmowa - mruknęłam do siebie, a potem zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Justin uniósł brwi, a ja wiedziałam, że on mnie usłyszał; liczyłam, że tak będzie.

     - Zależy dla kogo - odpowiedział, zachrypniętym głosem, a ja tego nienawidziłam, że właśnie mówił tak do mnie. To było takie prywatne i nieodpowiednie, jakby przeznaczone dla bliskich osób.

     - Napewno nie dla mnie - prychnęłam, podobnie jak on, krzyżując ramiona. - Dlaczego wdałeś się w bójkę? - spytałam.

     - Bo mogę - odpowiedział krótko, a ja wywróciłam oczami.

     - W takim razie ja mogę zapytać dlaczego kazałeś mi tu przyjść - nie odpowiedział od razu, tylko patrzył na mnie przez chwilę. Tak szczerze to chciałabym wiedzieć, co siedzi w jego głowie.

     - Stęskiłem się i pomyślałem, że fajnie będzie cię znowu powkurwiać - zaśmiał się, co wcale nie było takie śmieszne. - Ale myślę - spojrzał na mnie, aż do dekoltu. - Że miałaś wcześniej jakieś plany. Randka? - parsknął śmiechem, co mnie totalnie zirytowało, ponieważ zachowuje się jak taki dzieciak.

     - A żebyś wiedział, Bieber - syknęłam zła. - Miałam randkę, ale oczywiście, że chciałeś się spotkać właśnie dzisiaj i właśnie w tym momencie.

     - Skoro byłaś na randce to dlaczego, do kurwy nędzy, przyszłaś do mnie gdy ten chłopak, lub ta dziewczyna powinna być ważniejsza niż ja? - nachylił się do mnie, a ja wciągnęłam powietrze, bo on miał tą cholerną rację. - Tak myślałem - moje milczenie musiał wziąć za odpowiedz, co było bezsensowne.

     - Przyszłam, ponieważ mogłam, więc fajnie by było jakbyś powiedział co chcesz.

     - Jest tego tak dużo - zaśmiał się. - Chciałbym dostać moją koszulkę z szóstką, w której grałem w hokeja, normalne łóżko, kochającą żonę i dzieci.

     - Te dwa ostatnie są chyba nierealne - prychnęłam. - Powiesz czy nie?

     - Dostałem gryps i byłoby okej, gdyby nie fakt, że w tym gównie była groźba do ciebie. A, że ja mam takie wspaniałe serce chciałem się przekonać, że żyjesz i wiesz co? Myślałem, że będę rozczarowany, ale jest inaczej.

     - Dostałeś gryps, w którym ktoś mi groził? - spytałam, aby się upewnić. Justin skinął, a potem wstał. - Dlaczego ktoś miałby mi grozić?

     - Też się kurwa zastanawiam - prychnął. - Byłoby okej, bo przecież nikt oprócz kilku osób nie wie co robisz i gdy to dostałem zacząłem myśleć, że jednak potrzebuje twojej pomocy - ostatnie słowa powiedział naprawdę cicho.

     - Co? - wstałam z uśmiechem. - Co ty właśnie powiedziałeś?

     Justin westchnął i przeczesał swoje włosy.

     - Powiedziałem, że też się zastanawiam...

     - Nie, nie to - machnęłam, przerywając mu. - Po tym.

     - Nawet mnie o to nie proś ponownie.

     - Ty już to zrobiłeś.

     - To dlaczego pytałaś, skoro słyszałaś przed chwilą?

     - Bo mogę - zaśmiałam się, a Justin podszedł bliżej.

     - Właśnie ci powiedziałem, że ktoś ci groził, a ty to od tak przyjęłaś to do wiadomości? Co z tobą nie tak, Olivia? - zapytał z niedowierzaniem, kręcąc głową.

     - Wszystko - wzruszyłam ramionami. - Jest to ktoś z więzienia, więc po co mam się tym przejmować? Co w tym pisało?

     - Nie wiem, zjadłem.

     - Weź Justin - mruknęłam. - Powiedz.

     - Ale ja nie wiem - uśmiechnął się łobuzersko i zrobił krok bliżej mnie.

     - Nie śmieszne - odparłam i głęboko odetchnęłam, zauważając jak on przybliżył się tak, że stykaliśmy się klatkami. Spojrzałam na niego w górę i prawie utonęłam w jego nietypowych oczach. Na jego twarzy nie było żadnej, jak dla mnie, niedoskonałości. Lustrowałam przez chwilę jego twarz i zastanawiałam się dlaczego ktoś taki jak Justin Bieber jest w tak okropnym miejscu, możliwe, że niewinny?

     Ale on też nad czymś myślał, ponieważ patrzył na mnie tak jakby szukał we mnie jakiejś odpowiedzi do czegoś, co tylko on zna.

     Odniosłam wrażenie, że Justin czyta z mojej duszy.

     Patrząc w jego oczy dostrzegłam coś, co mnie przeraziło, ale też zaintrygowało - pragienie. Zaczęłam oddychać płytko i zdecydowanie zbyt szybko, ale nie byłam sama, ponieważ Justin, podobnie jak ja, nie wyglądał lepiej.

     To trwało dosłownie chwilę; nachylił się powoli w moją stronę, a potem delikatnie, jakby bał się, musnął powolnie moje usta.

     Czułam jak moje serce wariuje, a umysł inaczej pracuje, bo to było tak dobre uczucie. Zrobiło mi się gorąco, a nogi miałam jak z waty. Jęknęłam gdy Justin przegryzł moją wargę, a potem poczułam jak się uśmiecha.  

     Nie mogłam tego robić, to było złe. Jednak miałam gdzieś ten pieprzony głos i tylko skupiłam się w tym momencie na Justinie.

     W głębi serca wiedziałam, że od tego momentu nic nie będzie takie samo.


xxx
pocałowali się, omg

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1740 słów i 9157 znaków, zaktualizowała 1 cze 2016.

1 komentarz

 
  • niezgodna

    Dodaj jeszcze kilka dzisiaj... I gratuluję sama wiesz czego Oliwia:-* (jdb)

    1 cze 2016

  • livney

    @niezgodna aw dziękuje!

    1 cze 2016