HARSH #50

Zostały ostatnie minuty do zakończenia całego koncertu, czyli ostatnia piosenka. Stałam z Jessicą za kulisami. Dziewczyna i tym razem załatwiła nam najlepsze miejsca, byśmy dokładnie widziały chłopców. Przez cały koncert Kędzierzawy powiedział jedynie 'hej' na początku do publiczności, która krzyczała na jego przywitanie najgłośniej jak tylko była wstanie. To musiało być dla niego naprawdę nieziemskie uczucie, kiedy tysiące ludzi krzyczało, skandowało jego imię. Melodia, która wydobyła się z instrumentów została przerwana. Spoglądam na chłopaków. Harry powiedział coś do Josh'a o ile się nie mylę, a po chwili chłopak przemówił do pozostałych. Zayn, Louis, Liam i Niall też nie wiedzą co się dzieje w tym momencie. Harry podszedł do nich. Zmarszczyłam brwi. Co Harry'mu chodzi po głowie? Co on wyprawia? Melodia ponownie się wydobyła z instrumentów, a ja rozpoznałam tytuł piosenki. Chłopaki nadal rozmawiają, a melodie słychać przez cały czas. W końcu rozdzielają się. Zayn i Harry stoją na środku sceny obok siebie, a reszta odchodzi w tył. Spoglądam na Jessicę. Ona też jest zdezorientowana.
- Nie wierzę, że to się stało, bo nie przypuszczałem, że to kiedykolwiek nadejdzie. Sądziliśmy, że zostaniesz kawalerem, Styles, a Ty nam właśnie mówisz, że masz dziewczynę.  
- Co? Jestem o wiele przystojniejszy i on ma dziewczynę? To są jakieś żarty. Drogie panie, czy wy straciłyście wzrok?
Niall rozłożył bezradnie ręce. Zaśmiałam się z jego słów. Harry spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. Nie spodziewałam się jednak tego co nastąpi po chwili. Dziewczyny z publiczności zaczęły piszczeć i krzyczeć, że robi sobie żarty, pytać kim ona jest, a moje serce w piersi jakby na moment się zatrzymało.  
- Jeśli tutaj jest to niech się z nami przywita!
Chłopaki rozejrzeli się po sobie. Po chwili Kędzierzawy odwrócił głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Pokiwałam głową, kiedy zaczął iść w moją stronę. Cholera. Moje stopy instynktownie poruszyły się w tył do momentu, gdy moje plecy nie dotknęły ściany, a brunet znalazł się tuż przede mną. Wszyscy czekają w ciszy, która jest wypełniona cichą melodią. Spuściłam wzrok z Harry'ego i wbiłam je w splecione palce i bransoletkę.  
- Nie ma się czego bać. Nic złego Ci nie zrobią.  
Złapał moje dłonie i ukrył je w swoich o wiele większych.  
- Nie skrzywdzą Cię. Będę tuż blisko Ciebie.
- Dlaczego tego chcesz? Dlaczego to robisz?
- Chcę Ci udowodnić, że jestem Twój i żadna inna nie ma u mnie szans i nie będę nimi zainteresowany. Jeśli wyjdziesz ze mną do nich to będzie wszystko wyjaśnione i również to, że Ty jesteś zajęta i jesteś moja. Chcę, żebyś przestała wątpić w siebie. Może nie jestem taki przystojny jak Niall, ale..
Zachichotałam na jego słowa. Spojrzałam w jego tęczówki.
- To dla mnie też coś nowego. Nigdy tego nie robiłem.
Wyszeptał do moich ust. Moje serce zabiło mocniej w piersi.  
- Zróbmy to razem, Kochanie. W porządku?
Splótł nasze dłonie ze sobą i skierował się w kierunku sceny. Zacisnęłam rękę na jego. Harry odwrócił się w moją stronę.
- A jeśli im się nie spodobam i obrzucą mnie pomidorami i cebulą i.. Weź Jess. Ona im się na pewno spodoba.  
- Nie wierzysz w siebie, a chcemy to zmienić.
Pokiwałam głową niepewnie. Brunet przytulił mnie do siebie, a do moich nozdrzy dostał się jego przyjemny zapach, który mi pozwolił na uspokojenie się. W końcu razem z Kędzierzawym wychodzimy na scenę. Chyba za chwilę zemdleję. Też Megan i Eva są tutaj na scenie obok swoich chłopaków. Zatrzymaliśmy się na środku sceny. Nie wiem co dalej. Skoro chcieli, bym się przywitała to.. Uśmiecham się niepewnie i macham ręką w ich kierunku. Następuje kompletna cisza. Harry stoi tuż za mną i obejmuje mnie prawą ręką w talii, podczas gdy w drugiej ma mikrofon. Nie ma mowy, że coś przez niego powiem. Już i tak dużo zrobiłam, więc nawet niech mnie o to nie prosi, bo na to nie ma nawet najmniejszej szansy. Nagle rozbrzmiewają piski, krzyki, pozytywne emocje, komentarze w moim kierunku.
- Hej, bo zaraz Cię stąd osobiście wyrzucę.
Harry zwraca się do chłopaka, który mnie komplementuje.  
- Widzicie jak ją zawstydziliście? Teraz, kiedy was poznała jeszcze mnie zostawi przez was, więc się zachowujcie.  
Zaśmiałam się przytulona do piersi Kędzierzawego. Mój dobry humor nie trwał długo do momentu, gdy nie usłyszałam, że nie jestem taka wspaniała i, że nawet nie widzi nic co mógłby we mnie dostrzec Harry. To w porównaniu do kolejnych słów było niczym. 'Jest taka brzydka i nawet nie ma czym oddychać'. To co zadziało się z Harry'm, który również usłyszał te słowa jest nie do opisania. Odsunął się ode mnie i zszedł ze sceny.  
- Harry!  
Krzyknęłam w jego kierunku. Chłopaki pobiegli za nim. Ja też. Nie chcę, żeby miał problemy przeze mnie. Biegłam szybko jak tylko mogłam. Najchętniej zdjęłabym buty. Harry przeskoczył przez metalową barierkę. Serce zabiło mi szybciej i mocniej.  
- Twoje koleżanki obraziły moją dziewczynę, tak?
- Obraziłyśmy? Powiedziałyśmy prawdę. Powinieneś sobie znaleźć lepszą i ładniejszą niż ona. Na przykład którąś z nas.  
- Powiedz grzecznie swoim plastikowym koleżanką, że jeśli nie przeproszą mojej dziewczyny to zrobi się niemiło.  
Przeciskam się przez zgromadzone osoby. Byleby dostać się do Harry'ego. Ten wyjazd miał odbyć się bez bicia i innych.  
- Posłuchaj, to nie moja sprawa. Wyraziły swoją opinię..
- Opinię, tak? W takim razie ja wyrażę swoją na Tobie.  
W chwili, w której brunet uderzył chłopaka ja stanęłam za nim. Nie wiem ile minęło chwil nim się ocknęłam, ale zauważyłam, że kolega tych dwóch dziewczyn, które wyraziły się niemiło na mój temat już leżał na ziemi, a Kędzierzawy nadal okłada go pięściami. Dlaczego nikt nic nie robi do cholery? Rozglądam się dookoła siebie. Nie ma żadnego z chłopaków. Zapewne się nie przedostali przez wszystkie zgromadzone tu osoby tak samo jak ochroniarze. Kurde, co ja mam zrobić. 'Spokojnie, Brook'. Podeszłam bliżej Harry'ego i dotknęłam jego ramienia. Nawet nie zareagował dlatego szarpnęłam go za koszulkę. Spojrzał na mnie. Zaniemówiłam na widok jego czarnych tęczówek.  
- Harry, przestań. Chodźmy stąd nim przyjedzie policja.
Jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk syren. Wszyscy zaczęli się rozbiegać. Jeśli za chwilę nie uciekniemy to trafimy na noc do więzienia. Nie dam Harry'mu tam siedzieć samemu, ale nie musimy wcale tam być, jeśli za chwilę się nie ocknie. Chłopak nagle wstał. Jego tęczówki wróciły do swojego pierworodnego koloru. Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Rozejrzał się na boki. Ludzie uciekali, a policja była już naprawdę blisko. Kędzierzawy złapał mnie za dłoń i zaczęliśmy biec.
- Kurde, nie dam rady biec. Nie w tych butach.  
Chciałam je zdjąć, ale brunet miał inny pomysł. Stanął przede mną i kucnął lekko. Na barana? Wskoczyłam na Harry'ego, a on objął moje nogi. Oplotłam go przedramionami wokół szyi, tak, aby nie przeszkadzać mu. Kiedy minęliśmy żółty budynek poczułam się pewniej i na widok samochodu Harry'ego. Nagle radiowóz policyjny jechał w naszą stronę. Kiedy chłopak mnie tylko puścił oboje szybko wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy z piskiem opon. Nie wierzę, że udało nam się uciec.  

- Dziesięć minut później -

Przekręcam bransoletkę na nadgarstku. Westchnęłam głośno i spoglądam przed siebie. Sylwetka Kędzierzawego opiera się o maskę samochodu. Stoimy na poboczu, bo Harry stwierdził.. właściwie nie odezwał się nawet słowem. Po prostu zatrzymał samochód, włączył światła awaryjne i wysiadł z auta. Kolejne minuty mijają. Z każdą z nich martwię się o niego bardziej. W końcu postanawiam i wysiadam z auta. Idę w jego stronę. Opieram się o maskę blisko niego i przytulam policzek do jego ramienia. Spoglądam na niego, ale on jest jakby nieobecny.  
- Czy wszystko jest dobrze? Chcesz pogadać?
Pytam cicho. Nie chcę go niepotrzebnie zdenerwować.
- Pewnie, wszystko jest dobrze. Niby czemu nie?
Jego imię z moich ust wychodzi prosząco, by zapewnić go, że nie mam złych intencji i może ze mną porozmawiać. W końcu sam wiele razy mi pomagał, więc chciałabym się odwdzięczyć tym samym, jeśli tylko mi na to pozwoli. Kiedy się nie odzywa postanawiam zostawić go samego. Może musi pomyśleć, a ja mu tylko przeszkadzam. Jeśli będzie chciał mojej pomocy to do mnie przyjdzie. Prawda? Przynajmniej mam taką nadzieję. Odsuwam się od bruneta i obchodzę samochód by wsiąść do niego i poczekać na chłopaka, gdy będzie gotowy dołączyć do mnie. Moje plany psują się, kiedy nieznajome auto zatrzymuje się tuż obok mnie. Zaplatam dłonie i patrzę na chłopaka.  
- Coś nie tak z samochodem, Kwiatuszku?  
- Wszystko dobrze, ale dzięki, że pytasz.
- Jesteś pewna? Może jednak sprawdzę.  
Robię kilka kroków w tył, kiedy wysiada z samochodu.  
- Nie, naprawdę nie trzeba. Jest w porządku.
- Daj spokój, Kwiatuszku. Przecież wiem, że wszystko jest dobrze z Twoim autem. To taki chwyt, co? Chcesz zarobić? Ile bierzesz za godzinę ewentualnie szybkiego lodzika?  
Kiwam głową zdezorientowana. Co on do mnie powiedział?
- Słucham? Nie jestem panną do towarzystwa.  
Zrobił krok w moim kierunku. Jest stanowczo za blisko. Nawet nie mam jak się poruszyć. Próbuję zachować jak największy dystans pomiędzy naszymi ciałami, ale to trudne, gdy on cały czas przysuwa się do mnie. Jest taki ohydny.
- To u mnie czy u Ciebie, Kwiatuszku? Lepiej u mnie.
Puścił mi oczko. Przeraziłam się, nie na żarty, gdy złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę swojego samochodu. Boże. Gdzie jest Harry? Chyba nie poszedł na spacer, prawda? W chwili, w której chce mnie niemal wepchnąć do wnętrza swojego auta, jego dłoń z moich pleców znika. Mój oddech staje się płytki, a serce za chwilę wyleci mi z piersi na widok, który widzę, kiedy tylko się odwracam za siebie. Harry drugi raz tego wieczoru okłada pięściami chłopaka. Nie powiem, że mu się nie należy, bo chciał mnie skrzywdzić i.. Nie chcę, żeby Harry miał kłopoty i to przeze mnie dlatego proszę go, żeby przestał. Piszczę na widok zakrwawionej twarzy tego chłopaka. Kędzierzawy jest taki wściekły.. Krzyczę w jego stronę, żeby przestał.
- Jeśli chciałeś dziwkę trzeba było iść do burdelu.  
Zakrwawiony chłopak próbuje wydostać się z uścisku bruneta do momentu, gdy Harry rzuca go koło jego samochodu. Jego klatka piersiowa się porusza w szaleńczym tempie, a ja stoję sparaliżowana wpatrując się dużymi oczami, w mężczyznę, którego jeszcze nigdy nie widziałam takiego wściekłego. Moje stopy instynktownie poruszają się w tył na widok Harry'ego i jego czarnych oczu. Kopie oponę swojego auta. Nie wiem co mam robić. Jestem przerażona i nie wiem. Naprawdę chcę do niego podejść, zrobić coś, cokolwiek, ale.. Nie, ja się nie boję. Po prostu.. Piszczę przestraszona na dotyk, który czuję na kostce i jednocześnie na dźwięk syren. Nie, już raz udało nam się uciec, ale teraz.. kiedy Kędzierzawy jest w takim stanie. Odsuwam się od leżącego chłopaka i patrzę na bruneta. Nasz wzrok się spotyka. Jego oczy wróciły do normalnego koloru. Wyciąga w moją stronę rękę. Niepewnie idę w jego kierunku, a on otwiera drzwi za miejscem dla kierowcy. Syreny są coraz bardziej głośniejsze. Nie uda nam się uciec.  
- Nie chcę spędzić nocy w celi. Paski nie są dla mnie.  
Wypalam przestraszona. Harry obejmuje moją twarz dłońmi.
- Nie spędzimy nocy w więzieniu. Musisz mnie posłuchać i zastosować się do tego co Ci powiem. Ufasz mi?  
Pokiwałam głową pewna. Ucałował mnie w czoło.
- W porządku. W środku znajdziesz koc. Przykryj się nim i udawaj, że śpisz albo naprawdę uśnij. Pod żadnym pozorem nie możesz się odezwać, okej? Wszystko będzie dobrze.  
Harry pogładził mój policzek, a ja pokiwałam głową. Wsiadłam do samochodu, a Kędzierzawy zamknął za mną drzwi. Tak jak powiedział przykryłam się kocem po tym jak zdjęłam buty i skuliłam się na siedzeniach. Nie zastosowałam się jednak do jego jednego polecenia, abym usnęła. Po prostu nie mogę. Nie chcę, żeby Harry miał kłopoty, a policja jest naprawdę blisko. Moje oczy skanują odblask czerwono-niebieskiego światła. 'On sobie poradzi' - odetchnęłam głęboko. 'Za chwilę pojedziemy na imprezę Liam'a, jeszcze raz złożę mu życzenia, spędzimy tam trochę czasu i udamy się..'. Właściwie to nie wiem dokąd, bo Harry nie chciał mi powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że to spokojne i miłe miejsce. Moje serce bije szybciej, kiedy słyszę wóz policyjny. Zatrzymał się. Boże.. Harry. W pierwszej chwili mam ochotę wysiąść z auta i mu pomóc, ale przypominają mi się jego słowa. Poradzi sobie, na pewno. W końcu to Harry.

- Harry -

Opierając się o swój samochód próbuję się kontrolować przed ponownym zaatakowaniem tego.. Nawet nie mam na niego słów. Moje oczy wpatrują się w jego ciało, które się nie rusza. Chyba stracił przytomność. Nie mam zamiaru mu pomóc. A przynajmniej nie naprawdę. Ma szczęście, że ten jebany wóz policyjny jedzie w naszą stronę, bo inaczej sprawiłbym, że już nigdy by nikogo nie zobaczył na własne oczy. Nie będzie mojej dziewczyny brał za dziwkę, bo nią nie jest. Co ten skurwiel w ogóle sobie myślał? Patrzę w stronę samochodu zbliżającego się tu dlatego podchodzę do niego i kucam przy nim. Niedługo po tym funkcjonariusz podchodzi do nas, gdy sprawdzam czy oddycha. Tak naprawdę to dla mnie może zdechnąć.
- Dzień dobry. Posterunkowy Jack Omen. Co się stało? Czy dzwonił Pan już po pogotowie czy mam zadzwonić?
- Sam dopiero do niego podszedłem. Niech Pan dzwoni.  
Kiedy odchodzi do radiowozu, żeby wykonać telefon proszę w myślach, aby Brook nie wychodziła z samochodu, bo inaczej mój plan pójdzie się pieprzyć i naprawdę możemy spędzić noc na posterunku, na co nie mam najmniejszej ochoty. Gdyby nie ten złamas to już dawno bylibyśmy u Liam'a. Gdy czekamy na karetkę odpalam papierosa wcześniej proponując policjantowi.
- Nie, dziękuję. Rzuciłem rok temu. Panu też radzę.  
- Możliwe, że tak zrobię, kiedyś tam. Dzięki za radę.  
Zaciągam się papierosem. Ignoruję wibrowanie telefonu.  
- Mógłby Pan opisać co tutaj właściwie się wydarzyło?
- Pewnie, chociaż sam dużo nie wiem. Jechałem spokojnie dopóki nie zauważyłem dwóch chłopaków, którzy bili tego tu. Gdy dostrzegli, że ktoś przyjechał zmyli się, a ja zatrzymałem się i chciałem mu pomóc. Za chwilę przyjechaliście wy.  
Wzruszam ramieniem wypuszczając ze swoich ust dym.  
- Czy widział pan ich twarze? Moglibyśmy stworzyć wtedy rysopis i to ułatwiłoby nam znalezienie tych mężczyzn.
W duchu się zaśmiałem. Przecież nie opiszę sam siebie.  
- Właściwie to nie za bardzo mogę panu pomóc. Jedyne co wiem, to że było ich dwóch, nie wyróżniali się wyglądem. Byli.. zwyczajni. Odjechali BMW e46 o ile mnie pamięć nie myli. Tak naprawdę tylko tyle wiem. Przykro mi, że nie mogę pomóc.
- Dobrze. Chciałbym jeszcze pańskie prawo jazdy, dowód rejestracyjny, aktualne OC i sprawdzić auto. To standardowa procedura, kiedy zatrzymujemy kierowców. Ostrożności nigdy za wiele. Czy ma Pan na swoim koncie punkty karne?
Kiedy podaję mu dokumenty odchodzi do radiowozu, a ja idę za nim. Nie jestem na tyle głupi, by dać się złapać i żeby wlepili mi mandat. Wiem gdzie mogę przyśpieszyć, a gdzie naprawdę muszę zwolnić. Nie urodziłem się wczoraj. Zamykam powieki i liczę do dziesięciu, żeby nie powiedzieć mu czegoś by się tylko odpieprzył. Nawet za obrażenie go może mi zapewnić nocleg.  
- A zapowiada się na to, że miałbym jakieś mieć?
Spróbuj mi kurwa jakieś wpisać. Zresztą mam to gdzieś.
- Nie, raczej nie. Dokumenty są w porządku. Nie jest Pan z Glasgow. Przyjechał Pan aż taki kawał z Londynu tutaj?
- To jakiś problem? Przyjaciel ma urodziny, a poza tym chciałem odpocząć i zrobić niespodziankę dziewczynie.  
- Nie, nie ma problemu. Proszę otworzyć bagażnik.
Przewróciłem za nim oczami, ale otworzyłem mu go. I tak nic tam nie ma, więc niech się udławi i pozwoli już stąd spieprzać. Oparłem się bokiem o samochód obok niego. Podczas, gdy on go przeszukiwał ja zapaliłem drugiego papierosa.  
- Był Pan kiedyś funkcjonariuszem policji?
Zmarszczyłem brwi. Spojrzałem w jego stronę i dostrzegłem, że w ręku trzyma srebrną parę kajdanek. Niemal wybuchłem śmiechem. Muszę być policjantem, żebym mieć kajdanki?
- A Pan nie lubi od czasu do czasu zabawić się z żoną?
Gdy spytałem przyjrzałem mu się dokładnie i wypuściłem z ust dym. Naprawdę bawi mnie ta sytuacja. Odłożył je na miejsce i zatrzasnął drzwiczki. Zaczerwienił się. Boże.. Chyba chciał coś powiedzieć. Powstrzymał się, albo nie umiał tego powiedzieć. W każdym razie przyjechało pogotowie, które zabrało faceta. Zamieniłem jeszcze kilka słów z lekarzem, który powiedział, że na pewno będzie żył. Więcej mnie nie obchodzi. Zostawiłem jeszcze kontakt do siebie, gdyż musiałem. Wsiadłem do auta i odetchnąłem z ulgą, że już możemy jechać. Spojrzałem na tylne miejsca. Wychyliłem się i pogłaskałem Brook po policzku wcześniej odsuwając kosmyk włosów. Naprawdę zasnęła. Nie będę jej budził. Niech się zdrzemnie. Obudzę ją, gdy będziemy na miejscu. Prawdę mówiąc wolałbym teraz jechać do hotelu. Chciałbym wziąć prysznic, a później.. Nie, kurwa. Nie mogę o tym myśleć. Nie teraz. Nie chcę się nakręcać. Zapiąłem pas. Miałem odjechać, kiedy ktoś zapukał w szybę. Opuściłem ją.
- Proszę jechać ostrożnie, panie Styles.  
Skinąłem głową i odjechałem. Chwilę później przypomniało mi się, że ktoś chciał się ze mną skontaktować. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. Miałem dwa nieodebrane połączenia i okazało się, że są one od Zayn'a. Nie będę oddzwaniał, bo za chwilę będziemy na miejscu. Kiedy tylko zatrzymałem się mój wzrok zaczął obserwować to co widział. Pełno samochodów, mocno oświetlony dom i ludzie plączący się po ogrodzie. Cicho westchnąłem i odpiąłem pas. Odwróciłem się w stronę Brook.  
- Skarbie, jesteśmy już na miejscu.  
Spojrzała na mnie zdezorientowana. Obserwowałem jak siada, pociera powieki. Westchnęła cicho, zdjęła koc, który złożyła w idealną kostkę i odłożyła go, a po chwili zaczęła zakładać buty, które zapewne zdjęła, aby jej stopy odpoczęły.
- Jeśli nie chcesz nie musimy tam iść.
Powiedziałem wpatrując się przed siebie. Widziałem jaka była zestresowana. Jej dłonie delikatnie drżały. Nie przyznałaby się sama, że nie chce tu być. Chyba, że już naprawdę tego by nie chciała. Postanowiłem jej to ułatwić. Nie chcę, żeby poczuła się nie komfortowo tym bardziej, że wiem kto tam będzie.
- Nie. To przecież urodziny Twojego przyjaciela.
Przesiadłem się i usiadłem obok niej. Muszę mieć pewność, że będzie dobrze, jeśli zdecyduje się tam pójść, a nie musi.
- Ja mówię poważnie. Jeśli nie chcesz wcale nie musimy iść i możemy wrócić do hotelu. Stamtąd zadzwonię do niego i powiem, że źle się poczułaś czy coś. Możemy zaproponować, że zabierzemy jego i Meg na kolację urodzinową tylko nasza czwórka. Myślę, że zrozumie. Przemyśl to, Maleńka.  
Brunetka pokiwała głową. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy, gdy niespodziewanie Brook wdrapała się na moje kolana i przytuliła do mnie, a twarz schowała w mojej szyi. Objąłem ją mocno.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz, Skarbie?
Gdy pociągnęła nosem, a na skórze poczułem coś mokrego to było dla mnie oczywiste, że z jej oczu wypłynęło kilka łez, a ja nawet nie wiem dlaczego. Moja ręka delikatnie jeździła po jej plecach w geście uspokojenia jej. Postanowiłem dać jej czas, by zaczerpnęła powietrza i gdy będzie gotowa to mi powie.  
- Przepraszam, Harry.
Poczułem zdezorientowanie. Odsunąłem od siebie Brook, żeby spojrzeć w jej zapłakane oczy. Spuściła wzrok na swoje dłonie i pociągnęła nosem. Ścisnąłem jej biodro lewą dłonią, a drugą niemal zmusiłem, aby na mnie spojrzała swoimi błyszczącymi, zielonymi tęczówkami. Próbowałem sam odczytaj z jej oczu coś, ale wszystko tak perfekcyjne ukryła w głębi siebie..
- Nie masz za co mnie przepraszać.  
- Sprawiam Ci tylko same problemy.
Przymknąłem na moment powieki i spojrzałem na nią.  
- On na to zasłużył, rozumiesz? To, że pojawiła się policja nie była Twoją winą, ani moją. Niczyją tak naprawdę.  
- Musiałeś kłamać.. I jeszcze zabrało go pogotowie.  
- Rozmawiałem z lekarzem i powiedział, że będzie żył. Nie przejmuj się tym. Gdybym nie skłamał to byłabyś skazana na ten kombinezon w paski. A przecież one nie są dla Ciebie..
Mimowolnie uśmiechnąłem się słysząc jej cichy chichot. Brook wpatrywała się w moje tęczówki. Oparła swoje czoło o moje i musnęła delikatnie moje usta swoimi. Warknąłem w jej wargi:
- Nie drażnij się ze mną.
Poczułem jak się uśmiechnęła i mocniej przycisnęła swoje usta do moich wcześniej obejmując moją twarz swoimi dłońmi. Jej wargi są takie miękkie od wcześniejszych łez. Przyciągam jej ciało do swojego. Chcę, by była jak najbliżej mnie. Moja ręka zsunęła się w dół. Seksowny jęk, który wydostał się z jej ust, gdy pomasowałem, a następnie ścisnąłem jej prawy pośladek jest nie do opisania. Brooklyn pociągnęła mnie za włosy.
- Co Ty ze mną robisz..
Wyszeptałem w jej usta, które raz po raz wykorzystywała, by musnąć moje i myślę, że tym samym chciała mnie zachęcić, abym ją pocałował, ale zamiast tego wpatruję się w jej oczy.
_________________
OD AUTORKI: Z uwagi na to, że minął długi czas odkąd nie było rozdziału to postanowiłam go dodać teraz tak jak przed momentem skończyłam go pisać. Dopiero dzisiaj jakoś tak zmobilizowałam się, aby skończyć ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jak dla mnie: nie jest najgorszy ;) Jak mijają wam wakacje? Ja uciekam na grilla do znajomych. Czekam na wasze szczere komentarze i do zobaczenia ;)
PS. Okrągłe pięćdziesiąt rozdziałów. Nie mogę uwierzyć. To dzięki wam, bo gdyby nie wy zapewne dawno bym się poddała i nie było by tego wszystkiego, całej historii, nie byłoby HARSH. Także dziękuję wam za to i ogółem za wszystko <3

Niebieskooka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4175 słów i 22964 znaków, zaktualizowała 23 lut 2016.

7 komentarzy

 
  • mysza

    No w końcu! :) Już się bałam, że coś się stało i to koniec. Harry...ideał, chociaż ideałów nie ma :) Ale mu na niej cholernie zależy i to mnie normalnie wzrusza. Jestem zbyt wrażliwa ale Twoje opowiadanie wydostaje tą wrażliwość na zewnątrz :* Już czekam na kolejną. A ja Ci dziękuje, że dalej dla nas piszesz :*

    8 lip 2015

  • ANITA

    Kocham! Wiem ze się powtarzam ale nic na to nie poradzę :)

    8 lip 2015

  • Marlens

    Wspaniałe ♡

    8 lip 2015

  • kamila12535

    Świetne :)<3

    7 lip 2015

  • rose151

    Cudne!!!

    7 lip 2015

  • Jaga

    Świetne <3

    7 lip 2015

  • Wiki1212

    Boskie ❤  wspaniałe

    7 lip 2015