HARSH #24

- Brooklyn -  

Obmywam twarz letnią wodą. Pięć minut temu weszłam do łazienki, aby się ogarnąć i naszykować na wyjście z Harry'm, który zabiera mnie na późny obiad. Cóż, prawdę mówiąc to nie spodziewałam się, że tak szybko się pogodzimy, ale rzecz jasna się cieszę, bo nie umiałabym tak siedzieć cały czas w pokoju bez możliwości chociażby zamienienia z nim kilku słów, więc naprawdę fajnie, że poprawiło się między nami. Smaruję lewy policzek, który wygląda już lepiej. Miałam szczęście tak naprawdę, że nie była to głęboka rana, a taka mała i nie będę miała dużej blizny po całej sprawie z nią związanej. Poprawiam włosy i wychodzę z pomieszczenia. Kędzierzawego znajduję siedzącego na fotelu przed włączonym telewizorem. Idę w stronę lodówki, z której wyjmuję dwie babeczki. Dostrzegam drobne pomniejszenie ich ilości co oznacza, że już je jadł i to pozwala mi sądzić, że mu smakowały. Idę w jego kierunku. Po chwili brunet przenosi wzrok na mnie z telewizora.  
  - Na zgodę?
Wyciągam w jego stronę jedną babeczkę. Uśmiecha się.
  - Na zgodę.
Potwierdza i bierze ode mnie mały wypiek. Oboje się stukamy nimi przez co zaczynam chichotać i gryzę kawałek. Cholera, naprawdę są pyszne. Szczerze to myślałam, że krem będzie niejadalny, jednak jest dobry, więc jestem zachwycona. Harry wstaje z kanapy wcześniej gasząc telewizor i idzie do swojego pokoju. Wraca kilka minut później zapinając zegarek na lewym nadgarstku, kiedy ja kończę jeść babeczkę.  
  - Przez Ciebie będę musiał iść dziś na siłownię.
  - 'Przeze mnie'? To Ty mnie poprosiłeś o babeczki.  
Oburzam się i marszczę czoło, a Harry posyła mi uśmiech.  
  - Tylko się nie obrażaj i chodź już, nerwusku.  
  - Zdecydowałabyś się: piegusek albo nerwusek.  
Zaczynam się śmiać, kiedy zdaję sobie sprawę jak to musiało zabrzmieć, a Kędzierzawy do mnie dołącza. Idziemy w stronę drzwi, które za nami zamyka na klucz. Oboje wchodzimy do windy i sama wciskam '00'. Wytykam w jego stronę język. Na mój gest kręci głową, ale i tak widzę jak ukrywa uśmiech. Gdy jesteśmy na dole idziemy w kierunku jego auta i tym razem nikt nas nie zatrzymuje za co jestem wdzięczna. Wyjeżdżamy z podziemnego parkingu jak tylko zostaje uniesiona bramka przez portiera. Czuję się przepełniona szczęściem.  
  - Naprawdę myślisz o przeprowadzce?
Odzywa się spoglądając na mnie na chwile.  
  - Czemu pytasz? Myślałam, że to jest jasne.  
  - A ja myślałem, że jednak zmieniłaś zdanie.  
Marszczę brwi zdezorientowana i spoglądam na niego.  
  - Po tym jak powiedziałem Ci, że mi nie przeszkadzasz.  
- Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłeś i nadal robisz, ale przecież nie mogę siedzieć Ci na głowie przez całe życie, dopóki nie umrę. Muszę się usamodzielnić, Harry.  
  - Obiecaj mi, że się jeszcze nad tym zastanowisz.  
Spoglądam na niego i w tym samym czasie on odwraca wzrok w moją stronę. Chwilę później kieruje go na drogę i oddycham z ulgą. Albo ja coś wymyśliłam sobie, albo on naprawdę chce dać mi do zrozumienia, że chciałby, abym z nim zamieszkała. Cóż, to bardzo szalony pomysł i muszę przyznać, że nawet nie przeszło mi to przez myśl. Nawet nie wyobrażam sobie tego. Mieszkać z Harry'm? To jak mieszkać z.. Nie wiem. Nie mam porównania, ale bałabym się, że jeśli pokłócilibyśmy się to nie miałabym dokąd pójść, a oczywiste jest to, że w takiej sytuacji chciałabym od niego się uwolnić i móc pomyśleć. Jeśli bym się zgodziła to bylibyśmy współlokatorami, mam rację? Zaraz, zaraz. Ja i Harry współlokatorami? Zaczynam chichotać cicho. To określenie jest śmieszne i nie pasuje do nas.
  - Co tak panią rozbawiło, panno Riggs?
  - Nic, nic. Tylko coś sobie pomyślałam.  
  - I nie chcesz podzielisz się tym ze mną?
Kiwam głową przecząco. Wzdycha cicho i nic więcej nie mówi.  
  - Umm.. Czy długo będziemy jechać?
Pytam ciekawa. Kurczę, jestem głodna, a Harry milczy.
  - Więc nie podzielisz się tym ze mną?
Wykorzystuję jego słowa. Kręci głową tak jak ja wcześniej. Chichoczę cicho i spoglądam na niego. Dostrzegam na jego twarzy błąkający się uśmiech. Zachowujemy się tak jak dzieci. Odprężam się siedząc w fotelu i próbuję być cierpliwa. Dzisiaj mamy niedzielę. Większość osób regeneruje siły po sobotniej nocy i próbuje zapewne się przygotować na jutrzejszy dzień. W sumie to mowa o dorosłych. Spoglądam na profil Harry'ego. Nie wygląda na zmęczonego. Wiem, że pozory mogą zmylić, ale coś mi mówi, że to nie było jego takie pierwsze wyjście. Jakkolwiek to zabrzmiało. Auto zatrzymuje się co przykuwa moją uwagę. Kędzierzawy jak gdyby nigdy nic odpina swój pas bezpieczeństwa i wychodzi z samochodu, więc ruszam za nim. Zamyka go kliknięciem na małym pilocie i idzie jak się domyślam w stronę restauracji. Doganiam go i idę koło niego wysilając się, gdyż tak naprawdę prawie za nim biegnę. Jego jeden krok to moje dwa. Nagle staję w miejscu, robi jeszcze kilka kroków i odwraca się w moją stronę.  
  - Idziesz czy wolisz tutaj na mnie poczekać?
Wyciągam w jego stronę ręka na znak, żeby po mnie wrócił. Patrzy na mnie zaskoczony. Rozgląda się po bokach, wzdycha i w końcu idzie w moją stronę. Kiedy jest już blisko zaplatam dłonie na piersi i przyglądam mu się, żeby coś dostrzec. Nie wiem, zmartwienie, złość. Cokolwiek tak naprawdę. Jednak nic nie udaje mi się zweryfikować i to powoduje, że się frustruję.  
  - Możesz mi powiedzieć, jeśli coś się stało.
  - Dlaczego myślisz, że coś się stało, Brook?  
  - Tak czuję i nie rób ze mnie głupiej, Harry.  
Mówię odważnie. Przygląda mi się. Kiwam głową.  
  - Mam swoje sprawy. Nie musisz o nich wiedzieć.  
Mówi chłodnym głosem, a ja zaczerpuję cennego powietrza. Cholera. Sądziłam, że skoro on pomaga mnie to i ja będę mu mogła pomóc. Widać, że nie chce mojej pomocy, więc kiwam potakująco głową i go wymijam. Zmierzam wolnym krokiem w stronę wejścia. Zjemy zapewne w ciszy i wrócimy do domu. A tam zamknę się w 'swoim' pokoju. Jego ciężkie kroki słyszę tuż za sobą i zanim udaje mi się wejść do środka, on sprawnie dłonią zamyka drzwi restauracji. Modlę się w duchu, aby nie zrobił awantury. Jego dłonie chwytają mnie za ramiona i mnie odwraca w swoją stronę. Wpatruję się w jego zielone oczy z lekkim nie pokojem. Cholera wie co zaraz zrobi.  
  - Nie o wszystkim musisz wiedzieć. Odpuść, dobrze?
Nie potrafię go zrozumieć. W jednej chwili jest przerażający, a za chwilę spokojny. Kiwam głową na znak zgody. Uśmiecha się do mnie nikle. Odwzajemniam to uśmiechając się troszkę szerzej. Wchodzimy do klimatyzowanego pomieszczenia, co daje ulgę mi i mojemu zgrzanemu ciału od grzejącego słońca na zewnątrz. Kelner w średnim wieku, który uśmiecha się do mnie szczerze prowadzi naszą dwójkę do dwuosobowego stolika, odsuwa mi krzesło jak dżentelmen na co dziękuję mu. Podaje nam menu i odchodzi, a Harry mierzy go wzrokiem, po czym odwraca się do mnie i patrzy na mnie. Szybko uciekam spojrzeniem na kartę, którą otwieram. Nie wiem sama czemu, ale przypominam sobie o Jay'u, którego poznałam w dość nie krępujących, ale dziwnych okolicznościach, bo wydarzyło się to, gdy uciekłam od Kędzierzawego. Przypominam sobie jego brązowe włosy, uniesioną grzywkę, kilkudniowy zarost i ten czarujący, śnieżnobiały uśmiech. Naprawdę rozmawiało mi się z nim dobrze, potrafił mnie rozbawić i nie musiałam uważać na słowa jakie wypowiem jak przy Harry'm. Ciekawe czy jeszcze gdzieś się spotykamy. Mogłabym z nim pójść na kawę, jeśli tylko by się zgodził i nie przeszkadzałoby to jego dziewczynie. Ciekawe ile ma lat i ona ile ma lat. Jay wygląda na młodego, ale dojrzałego. Może ma dwadzieścia? Cóż, to tylko dwa lata różnicy. To nie dużo. O czym jak myślę. Kiwam głową na boki, aby się otrząsnąć z myśli i trafiam na nieufny wzrok Harry'ego. Uśmiecham się do niego lekko i wybieram coś z karty.
  - Smacznego.
Mówimy sobie nawzajem, kiedy kelner przynosi nam nasze dania. Zaczynamy jeść. Zastanawiam się o czym on myśli. W znaczeniu czy coś podejrzewa. Chociaż nic nie może, bo nie mówiłam, ani nie wspominałam mu o Jay'u z czego się cieszę.  
  - Chciałabyś dzisiaj coś konkretnego porobić?
Pyta, a ja jestem zaskoczona tym pytaniem.  
  - Umm, nie wiem. Nie mam raczej planów.
Unoszę wzrok z nad talerza na bruneta, który wyciera dłonie w serwetkę, bierze łyk soku pomarańczowego i układa łokcie na stole. Łączy dłonie naprzeciwko ust i też na mnie spogląda. Jego wzrok mówi mi, że ma jakiś plan i przez to przechodzi mnie zimny dreszcz. Nie jestem pewna, czy mi się spodoba.
  - Może masz ochotę gdzieś wyjść, coś zobaczyć?
Drapie się po karku chyba w małym zmieszaniu.
  - Ja.. W sumie to nie wiem. Cóż, może.  
  - To brzmi bardziej jak 'tak' czy jak 'nie'?
Unosi zabawnie brew przez co się uśmiecham.  
  - Sądzę, że bardziej jak 'tak'.  
  - Więc jesteśmy umówieni.  
Odpowiada zadowolony z siebie i dokańcza swój posiłek, a ja czuję dezorientacje. Kręcę głową i patrzę na niego. W ogóle nie wspomniał dokąd chce mnie zabrać i.. Nie wiem czy te ubrania, które mam będę odpowiednie do miejsca w jakie chce mnie zabrać. Harry unosi na mnie wzrok, a ja patrzę na dłonie i zaczynam się nimi bawić skrępowana swoimi myślami.  
  - Coś się stało? Nie chcesz nigdzie iść?
  - Nie, nie o to chodzi. Poza tym.. nieważne.
Moje imię wypowiedziane z jego słów brzmi ostrzegawczo.  
  - Tylko zastanawiam się czy ta praca w księgarni nadal jest aktualna. Czuję się uwiązana i jest mi głupio, bo wykorzystuję Cię. Ratujesz mnie, przygarniasz do siebie, karmisz i wydajesz na mnie pieniądze, a ja Ci jeszcze śmiem mówić kogo masz nie przyprowadzać do swojego mieszkania, pomimo..
  - Brooklyn..
  - Nie, Harry. Wysłuchaj mnie. Próbujesz mi pomóc, a ja nawet nie potrafię tego docenić. Dziś w nocy powiedziałam o Tobie okropne rzeczy, a nawet nie mam prawa Cię oceniać, chociażby ze względu na to, że Ty nie oceniasz mnie i nawet nie zwracasz uwagi na to skąd pochodzę i jak wyglądam, a nie wyglądam jak poprzednie Twoje dziewczyny.
Patrzę na niego niepewnie i dostrzegam, że ma zamiar coś powiedzieć, ale kręcę szybko głową w proteście i zaczynam dalej mówić. Chcę to wszystko z siebie wyrzucić.  
  - Musisz wiedzieć, że nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy to, że mi pomagasz, a przecież nawet nie musisz tego robić i chcę Cię przeprosić za umm.. dzisiaj i ogółem za wszystko.
Biorę głębokie oddechy, aby się uspokoić. Chyba jeszcze nigdy nie powiedziałam tak dużo za jednym razem w jego obecności i wydaje mi się, że powiedziałam wszystko co chciałam. Nie pewnie unoszę na niego wzrok jednocześnie ściskając swoje dłonie. Orientuję się, że przysunął swoje krzesło bliżej mojego i w ogóle jest bliżej mnie. Moje serce przyśpiesza swój rytm o kilka uderzeń więcej. Tak samo jak puls i oddech.  
  - Nie czuję się przez Ciebie wykorzystywany i nie powinno być Ci głupio. Postąpiłem tak, jakby inni postąpili. Poza tym, wcale Cię nie winię za to co mi powiedziałaś. Przeciwnie, gdyż przyznaję Ci racje, Brooklyn, a mi mało razy się to zdarza, bo nie pamiętam, abym komuś przyznawał rację, więc..
Wzrusza nonszalancko ramionami i kontynuuje mówienie:
  - Nie mam zamiaru Cię oceniać, naprawdę. To nie Twoja wina, że wychowałaś się w Domu Dziecka. Myślę, że w jakimś stopniu chcę Ci właśnie z tego powodu pomóc. Nie nazywaj tego litością z mojej strony, bo to jest pomoc, abyś stanęła o własnych siłach, żebyś zobaczyła, że życie wcale nie jest takie do dupy jak nam się wydaje. Założę się, że już wiele razy się zastanawiałaś dlaczego to właśnie Ty masz takie życie a nie inne. Cóż, tego nie wie nikt. Zapewne wyszło tak, bo ktoś tak chciał, ale to nie powód, aby przekreślać wszystko.  
Posyłam mu mały uśmiech, a w myślach przyznaję mu racje. Mój uśmiech zaczyna gasnąć, kiedy dostrzegam, że zbliża się niebezpiecznie blisko w moim kierunku. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do Harry'ego dotyku, w ogóle do czyjegokolwiek, ale w szczególności jego, a wydaje mi się, że chce mnie w tym momencie dotknąć. Moje myśli mnie nie zawodzą, gdy jego dłoń dotyka mojej, która leży na stole.  
  - Oddychaj, Kochanie. Nie skrzywdzę Cię.  
Nerwowo przełykam ślinę. Moje ciało drętwieje. Próbuję sobie zakodować słowa Harry'ego w głowie, ale nie za bardzo mi się to udaje. To dość trudne, bo takie słowa często słyszałam od swojej matki, kiedy byłam mała. Poza tym, za każdym razem, kiedy je wypowiadała wiedziałam, że mnie okłamuje.. Gryzę wnętrze policzka po lewej stronie. Nie chcę się rozpłakać. Nie w miejscu publicznym, nie przed Harry'm.
  - Skarbie..
  - Możemy już iść, proszę?
Szepczę cichym głosem i uciekam spojrzeniem gdzieś indziej. Po chwili wyciągam swoją dłoń spod jego dłoni, gdyż poczułam się dość niekomfortowo i po prostu musiałam to zrobić. Chcę stąd wyjść, ponieważ źle się czuję, ale z drugiej strony psuję Harry'ego pomysł. Chciał mnie zabrać na obiad, a ja to psuję. Zresztą jak zwykle. Jego ciało pochyla się nade mną, chwyta moją brodę pomiędzy palcami i niemal mnie zmusza do tego, bym na niego spojrzała. Jest spokojny i nie wyczuwam z jego strony jakiegoś napięcia, więc sama się nie spinam.  
  - Nie porównuj się do nich. Jesteś o wiele lepsza.
Mówi, a ja w proteście kręcę głową. To nie prawda.
  - Jesteś piękna, nawet z tą blizną na policzku.  
Szepcze patrząc mi głęboko w oczy. Przełykam mocno ślinę. Jego kciuk przejeżdża po niewielkiej, prostej ranie. Tama pęka i po moich policzkach spływają łzy. Harry układa swoje dłonie na moich policzkach z obu stron i wiem, że chce je wytrzeć, ale ja tego nie chcę. Odsuwam od siebie jego dłonie. Krzesło nieco skrzypi, kiedy odsuwam się w tył i gwałtownie wstaję z krzesła. Niemal biegnę do wyjścia. Czuję, że się duszę, ale nie w dosłownym znaczeniu. W sobie. Biegnę ile tylko mam sił w nogach. Orientuję się, że na dworze się dość ściemniło. Sama nie wiem gdzie mnie nogi niosą, w którym kierunku.  
  - Brooklyn!
Słyszę za sobą krzyk Harry'ego. Odwracam się na moment i widzę, że za mną biegnie. Cholera, nie. Przyśpieszam, gdyż nie chcę, aby mnie złapał. Moje myśli się nie sprawdzają. Kilka sekund później mnie zatrzymuje obejmując silnymi ramionami w talii przez co muszę się zatrzymać. Zaczynam się wyrywać z jego uścisku. Niech mnie do cholery puści. Teraz.
  - Zostaw, puść mnie! Chcę być sama.
Krzyczę na niego. Napiera na mnie ciałem. Trzyma mnie blisko siebie i nic nie mówi, a ja nie przestaję się z nim szarpać. Kiedy uświadamiam sobie, zresztą za późno, że nie dam rady, gdyż jest za silny, po prostu staję w miejscu. Z moich oczu nadal wypływają łzy, a z ust ucieka cichy szloch. Harry puszcza mnie na dosłownie moment, żeby mnie odwrócić w swoją stronę. Trzyma mnie za nadgarstki i wpatruje się uważnie we mnie.
  - Nie rozumiesz dwóch prostych słów 'zostaw mnie'?
Ponownie na niego krzyczę i próbuję się wyrwać.  
  - Nie, nie rozumiem i przestań ze mną walczyć.  
Przytula mnie. Moczę łzami jego koszulkę na klatce piersiowej. Dłońmi, które mam zaciśnięte w pięści uderzam go mocno jak tylko potrafię w brzuch. Przez to, że nie reaguje i nie wzrusza go to jak go uderzam jestem bardziej sfrustrowana i uderzam jeszcze mocniej. W końcu udaje mi się wyrwać z jego uścisku, ale na moment, gdyż chwyta moje nadgarstki ponownie.  
  - Dlaczego kłamiesz? Masz w tym jakiś swój chory cel?
Niech się przyzna. Zrobi co ma zrobić i niech skończy.
  - Przestań. Wiesz, że nie chcę Cię skrzywdzić.
  - Mówisz tak jak moja matka, a ona zawsze okłamywała mnie i tatę. Jesteś taki sam jak ona. Jesteś potworem. Chcesz mnie wykorzystać, a gdy przestanę być Ci potrzebna to mnie zostawisz. Tak jak ona mnie zostawiła i zostałam sama.  
Krzyczę. Czuję, że zaczyna mi brakować sił.
  - Nie zostawię Cię. Nigdzie się nie wybieram.  
Szepcze do mojego ucha, kiedy tylko mnie do siebie przytula. Nie mam siły. Wypompowałam z siebie całą energię i przez to nie mogę z nim walczyć. Po prostu szlocham w jego koszulkę, co wydaje mu się nie przeszkadzać. Trzyma mnie blisko siebie i głaszcze moje plecy w pocieszającym geście. Ale ja wiem, że on mnie zostawi, samą. Kiedy dowie się o mojej przeszłości, albo jeszcze szybciej, gdy nie będzie mnie już nawet chciał. A ja znowu wrócę do punktu wyjścia. Moje dłonie odruchowo ściskają jego koszulkę po bokach. Oddycham głęboko dzięki czemu się uspokajam. Do moich nozdrzy dostaje się zapach, przyjemny zapach jego ciała i perfum co też na mnie działa. Bez słowa Harry podnosi mnie jak pannę młodą i niesie do swojego samochodu. Sadza na miejscu pasażera, pochyla się i zapina mi pas bezpieczeństwa. Kilka sekund później siedzi koło mnie. Między mną, a brunetem panuje kompletna cisza, która zostaje przerwana przez odgłos auta. Kulę się na skórzanym fotelu. Ochłonęłam i teraz przypomina mi się co powiedziałam Harry'mu. Nie powinnam była mu wspominać o mojej matce, ale to był idealny argument. Wiem, że tak będzie, że Harry pewnego dnia będzie miał mnie dość i każe mi się wynieść ze swojego życia. Zaprzeczył, pamiętam o tym. Moja matka też zaprzeczała i mnie zostawiła, osiem lat temu. Zapewniała mnie o tylu rzeczach i każda z nich była wielkim kłamstwem. Kręcę głową. Czuję na sobie wzrok Kędzierzawego, gdy czekamy na zielone światło. Nie mam za grosz odwagi, żeby odwzajemnić jego spojrzenie. Dostrzegam kątem oka, że po chwili odwraca wzrok i rusza dalej. Mam nadzieję, że jesteśmy niedaleko jego apartamentu, bo chcę skulić się i schować pod kołdrą.
  - Za chwilę będziemy na miejscu.  
Odpowiada na moje niewypowiedziane na głos pytanie czym jestem zaskoczona. Może myślał o tym samym. Kilka minut później parkuje na swoim miejscu, gasi silnik i wysiada z auta. Otwiera z mojej strony drzwiczki i pomaga wysiąść. Jestem mu wdzięczna. Nie mam kompletnie siły. Marzę o tym, aby się położyć. Obejmuje mnie dłonią w talii i kieruje w stronę windy. Opieram się plecami o ściankę. Kędzierzawy staje obok mnie. Z niewiadomych powodów patrzę na jego lewy profil, a chwilę później staję przed nim. Oplatam go dłońmi na wysokości łokci i przytulam policzek do piersi. Czuję jak jego ramiona mnie oplatają. Stoimy tak kilka sekund, a ja zdaję sobie sprawę, że czuję się przy nim bezpieczna. Naprawdę bezpieczna, pomimo tego, że mnie czasami przeraża. Nie komentuje mojego gestu i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Chyba po prostu tego potrzebowałam. Słyszmy piknięcie co znaczy, że jesteśmy na dobrym piętrze. Odsuwam się od Harry'ego. Razem idziemy do mieszkania. Harry przepuszcza mnie pierwszą. Zdejmuję sandałki, które układam obok siebie w przedpokoju.  
  - Miałeś jakieś plany na dzisiejszy wieczór.
Odzywam się cicho, gdyż chcę z nim nawiązać jakiś kontakt. Nie chcę zepsuć jego kolejnego pomysłu ani go niszczyć.  
  - Tak, ale je zmieniłem. Zamiast nich mogę wypożyczyć film i zamówić jedzenie. Komedia i chińczyk? Co ty na to?  
  - A jaki był pierworodny plan?
Uśmiecham się delikatnie w jego kierunku.
  - Miałem zamiar zabrać Cię na koncert, ale..
Rozchylam lekko usta, gdyż jestem zaskoczona. Cholera. Nie mogę w to uwierzyć. On zmienia plany? Z koncertu na film i jedzenie? 'Niby dlaczego?' - pytam samą siebie i mała cząstka mnie podejrzewa, że chodzi mu o mnie i moje samopoczucie. Kręcę lekko głową. To w sumie nie istotne. Przerywam mu w połowie zdania chcąc spróbować go przekonać do zmiany.  
  - Na koncert? Zawsze chciałam pójść na koncert!
  - Naprawdę jeszcze nigdy nie byłaś na koncercie?
Pyta, a ja rumienię się i kiwam przecząco głową.  
  - W porządku. Zabiorę Cię na koncert, jeśli chcesz.  
  - Cholera! Mówisz serio? Nie żartujesz sobie?
Spoglądam na niego dużymi oczami, a on śmieje się i kiwa na potwierdzenie głową. Dźgam go palcem w brzuch, by przestał się ze mnie śmiać. W końcu przestaje i uśmiecha się lekko w moim kierunku. Chwyta moją prawą dłoń i całuje jej wnętrze nie spuszczając ze mnie wzroku. Posyłam mu lekki uśmiech. Cóż, to był miły gest. Odchodzę w kierunku kuchni, aby umyć dłonie. Harry informuje mnie, że do koncertu mamy jeszcze godzinę, którą postanawiam wykorzystać na szykowanie się. Potrzebuję ciepłego i długiego prysznica. Mówi mi również, że niedługo powinnam dostać inne ciuchy na co protestuję.
  - Nie kłóć się ze mną, Skarbie.  
Chcę coś powiedzieć, ale przykłada palec do moich ust.  
  - Nie, przestań. To żaden problem dla mnie. Zadbam o to, abyś się czuła w tym swobodnie. Jeśli naprawdę Ci się to nie spodoba, wtedy dam Ci Twoje ciuchy. W porządku?
Ostatecznie kiwam głową na potwierdzenie.  
  - Grzeczna dziewczynka. Muszę zadzwonić.  
  - W porządku. Pójdę pod prysznic. Do później.
Posyłam mu lekki uśmiech i udaję się w kierunku łazienki.
  - Hej, a gdzie zaproszenie dla mnie?  
Odwracam się na chwilę w jego stronę i widzę, że jest więcej niż rozbawiony, więc się odprężam i kręcę głową. Posyłam mu lekki uśmiech i znikam w pomieszczeniu. Cholera. Nie mogę uwierzyć, że za niecałą godzinę pojadę na koncert. Zaczynam się zastanawiać kto może wystąpić. Z drugiej strony to nie istotne. Chcę się dobrze bawić. Zdejmuję z siebie wszystkie ciuchy i wchodzę do kabiny. Zapowiada się fajny wieczór.  
________________
Wesołych Świąt <3

Niebieskooka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4036 słów i 22112 znaków, zaktualizowała 23 lut 2016.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik zaczytana

    Jestem na bierząco. Codziennie tu zaglądam wypatrując nowych części. No wiem wiem ze teraz tozdział dodałaś [30]… pozdrawiam

    12 lut 2015

  • Użytkownik Niebieskooka

    Do 'zaczytana': Skarbie, wiesz, że jest napisanych kolejnych 6 części? ;) Wpadnij do mnie na profil albo się rozejrzyj tutaj.
    Pozdrawiam ;)

    12 lut 2015

  • Użytkownik zaczytana

    Cudowne;-) Czytam każdą część. Każda kolejna lepsza. Kuruj sie kochana. A my czekamy na jakże emocjonujacą część.

    11 lut 2015

  • Użytkownik jolo

    Na prawdę świetne niecierpliwie czekam na kolejną :)

    27 gru 2014

  • Użytkownik Niebieskooka

    Do 'Yy': Nie jestem robotem tylko człowiekiem. Pojawi się jak tylko ją napiszę ;)

    27 gru 2014

  • Użytkownik Yy

    Mam prośbę czy kolejna część może pojawić się szybciej?

    27 gru 2014