HARSH #00 - #23

Opowiadanie zawiera wulgaryzmy, przemoc oraz wątki erotyczne.  
Czytasz na własną odpowiedzialność.  
Oficjalny adres bloga znajdziesz u mnie na profilu. Rozdziały zamieszone na blogu są i tutaj. Jeżeli uznasz, że taka forma Ci nie odpowiada to zapraszam na bloga, gdzie rozdziały są 'rozdzielone'. Historia nie jest zakończona. Rozdział '24' dopiero zaczynam pisać, ale jak tylko dodam go na oficjalnej stronie to i również tutaj się pojawi. W opowiadaniu występują różne zdjęcia gity i inne, które zobaczysz tylko czytając na oficjalnej stronie. W rolach głównych: Harry Styles jako on sam i Emily Rudd jako Brooklyn Riggs. Zapraszam serdecznie do czytania. Jeśli historia Ci się spodobała bądź masz jakieś uwagi SKOMENTUJ ;)  


PROLOG.  
  
ON pochodzi z "dobrego" domu.  
ONA wychowuje się w Domu dziecka.  
ON lubi imprezy i przygodny seks.  
ONA uwielbia czytać książki.  
ON jest niebezpieczny.  
ONA boi się ludzi.  
  
[ 01 ]  
  
Poczułem paznokcie wbijające się w skórę moich pleców, które przejechały w ich dół. Warknąłem unosząc głowę do góry, powodując, że moje loki uniosły się na moment i opadły na swoje miejsce, głównie na czoło. Zaciskałem mocno powieki odczuwając zbliżającą się przyjemność. Dziewczyna pode mną, której nawet imienia nie pamiętam jęczała głośno, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że również jest blisko. Moje usta dostały się do miejsca pomiędzy jej szyją, a ramieniem. Zassałem jej skórę lekko, aby nie robić śladów, które mogłyby przypomnieć jej o naszym zbliżeniu, ponieważ nie potrzebowałem problemów. One zawsze się przylepiają do Ciebie, kiedy czegoś chcą. Kręcą swoimi czterema literami koło twojego ciała, a dokładniej mówiąc kroku spodni. Próbują z Tobą flirtować, czasami nawet stawiają Ci drinka, co powinno być na odwrót. Chce żebyś zabrał ją do domu i zaopiekował się nią jak kotem, którego wyrzucono. Obiecałem sobie, że już tego nie będę robił, ale zwykle po pewnym czasie łamię swoją obietnicę i gówno z tego mam. Uświadamiam sobie, że traciłem czas, a później znowu kiedy żegnałem 'kota' po stosunku, ona zaczyna płakać i mówić, że tylko o to mi chodziło. 'Czy to moja wina, że sama wepchnęłaś mi się do łóżka?' Dłonie zacisnęły się na prześcieradle. Biodra poruszały się w szybkim tempie do przodu i to tyłu. Moja męskość pulsowała, a dolna warga bolała, od jej przegryzania. Dziewczyna, o rudym kolorze włosów doszła pierwsza, a ja zaraz za nią. Ruchy stały się wolniejsze, aż po chwili wyszedłem z niej i ściągnąłem prezerwatywę. Zaplotłem ją w supeł i odrzuciłem obok łóżka. Dziewczyna uśmiechała się do mnie szeroko i lekko wyginała. 'Nie, nie powiem Ci, że masz słodki uśmiech, skarbie'.  
- Możesz już iść.  
Powiadomiłem rudą dziewczynę, nie zwracając swojej uwagi już na nią i zabierając pościel położyłem się obok niej, odwracając do niej plecami. Musiałem się wyspać, chociaż te cztery godziny do 9, kiedy chłopaki mają przyjść. Wiem, że rano będę miał kaca, ale mam to kompletnie w dupie. Czuję się tak co weekend, no i czasami imprezuję też w tygodniu, więc wiem co mnie czeka. Zimny prysznic, jak tylko wstanę, obowiązkowo.  
Dziewczyna jednak nie miała dość. Przytuliła się do moich pleców, a jej ręce wylądowały na moim gołym torsie. Ustami i językiem pieściła moje ramię. Oderwałem ją od siebie. Nie mam ochoty, ani czasu na drugą rundę. Mam nadzieję, że któryś z chłopaków nie powiedział jej, żeby mnie trochę po wkurzała, a mogę śmiało powiedzieć, że dobrze jej idzie. Wytnę im język, żeby na drugi raz dużo nie paplali.  
- Jeszcze tutaj jesteś?  
Warknąłem. Byłem naprawdę zły. Mówiłem wyraźnie, że może przyjść do mnie, ale tylko po to aby się ze mną pieprzyć, a po wszystkim ma iść. I nie zmienię swojego zdania, przez jakąś tam laskę. Niczym się nie różni od pozostałych. Chciałem tylko się wyładować, odstresować i nic więcej. Nie liczyłem na ślub. Kurwa! Mam dopiero 20 lat i mam prawo korzystać z życia jak chcę. Usiadłem na łóżku i potarłem nadgarstkami zamknięte powieki, a przy tym oczy. Wstałem z materaca i idąc do łazienki rzuciłem w jej stronę:  
- Masz minutę i twojej dupy ma tutaj nie być.  
  
* * *  

- Harry!  
Jęknąłem w poduszkę słysząc z salonu wykrzykiwane moje imię. Chciałem spać dalej, mam w dupie tego kto na mnie tam czeka. Głowa mi pulsuje i mam ochotę wziąć kilka tabletek na ból i sen, obudzić się za kilka dni i wtedy mógłbym wrócić do tego całego gówna.  
- Harry! Wstawaj!  
Ktoś zaczął szarpać moją pościel, którą zaraz ze mnie zdjął. Nie przejął się nawet, że nie mam nic na sobie, a poza tym leżałem na brzuchu. Jestem prawie pewien, że to chłopaki. Tylko oni mają klucze do mojego mieszkania i tylko oni tak mnie budzą. To znaczy, to jeden z ich sposobów. Czasami, a nawet bardzo często jak nie mogą mnie obudzić oblewają mnie wodą.  
- Masz pięć minut. Ruszaj dupę.  
Rozpoznałem głos. To Liam. Chłopak zamknął drzwi za sobą, chwile temu mi grożąc. Chyba, naprawdę muszę wstać. Przekręciłam się i leżąc na plecach wyciągnąłem się. Usiadłem na materacu i przetarłem zmęczone powieki, oczy. Wolnym krokiem poszedł do łazienki i od razu wszedłem pod prysznic. Muszę się umyć. Czuć ode mnie alkohol i jakiś dziwny zapach damskich perfum. Na moje szczęście dziewczyna wyszła, kiedy tylko wróciłem. Rzuciła we mnie kilka słów, ale zignorowałem je idąc spać. Po co mi je w ogóle mówiła? Przecież i tak się już nie zobaczymy. Przerzuciłem przez głowę swoją białą koszulkę, a zaraz za nią czarną, skórzaną kurtkę. Czarne dżinsy, buty i inne ubrania miałem już na sobie. Spryskałem się swoimi perfumami, które dostałem od kogoś. Nawet nie pamiętam z jakieś okazji i od kogo. Zresztą. Ruszyłem korytarzem w stronę salonu połączonego z kuchnią. Chłopaki odetchnęli z ulgą kiedy w końcu się zjawiłem. Lodówka świeciła pustkami, a mój brzuch był głodny. Nie jadłem od kilkunastu godzin. Nie, że głoduję. Nie mam czasu na zrobienie zakupów. Nie lubię takich miejsc. W końcu jednak będę musiał tam zajrzeć. Sięgnąłem z szafki wafla ryżowego, telefon z blatu, który schowałem do kieszeni spodni.  
- Dokąd się wybieramy?  
- Nie mamy czasu na rozmowę. Chodź.  
Zawołał Zayn. Chłopaki, czyli: Liam, Zayn, Louis i Niall ruszyli tyłki z mojej czarnej kanapy i udali się w stronę drzwi wyjściowych. Przewróciłem oczami i ruszyłem za nimi. Zamknąłem drzwi kluczem i szybkim krokiem pobiegłem do windy. Będąc na dole, czarny Van czekał na nas. Wsiedliśmy do niego, po kolei. Wspominałem, że kiedyś byliśmy zespołem? Niestety rozpadł się, ale nadal uczestniczymy w różnych akcjach. Lubię to, ale czasami mam tego dość.  
- Więc?  
Odezwałem się zniecierpliwiony.  
- Jedziemy do 'Ferries'. Dom Dziecka.  
  
[ 02 ]  
  
Samochód zatrzymał się idealnie przy krawężniku. Liam ruchem ręki pokazał naszemu kierowcy, aby nie wysiadał, ponieważ nie było takiej potrzeby. Poradzimy sobie sami. Z tego co chłopaki mówili o naszym przybyciu wiedzą tylko dyrektorzy i wychowankowie budynku. Nikt więcej. I w sumie cieszę się. Nie chcę tego całego szumu. Mimo, że nie jesteśmy już zespołem, każdy z nas zamieszkał osobno - Liam i Zayn z dziewczynami - to nadal spotykamy się, uczestniczymy w jakiś akcjach, chodzimy, ale sporadycznie na jakieś wywiady, czasem koncerty. Można powiedzieć, że z tego żyję, że z tego mam pieniądze i nie mogę narzekać, bo jeśli ktoś inny byłby na moim miejscu i kazałby mi ocenić jego pracę, odpowiedziałbym, że też bym tak chciał. No co? Śpiewać, wywiad, jakieś wyjścia czasami i za to mieć pieniądze. To naprawdę jest dobre! Jak tylko wysiedliśmy z samochodu ruszyliśmy w stronę drzwi budynku, który był wykonany z czerwonej cegły i na samym jego środku, na górze widniał napis 'FERRIES' dużymi drukowanymi literami i pod spodem trochę mniejszymi pisanymi: 'Dom Dziecka w Londynie'. Drzwi były podwójne, wykonane z ciemnego drewna. Weszliśmy do budynku, z którego aż buchało ciepło. Nie wiem w jaki sposób, ale szedłem pierwszy, w środku pomiędzy Louis'em, a Liam'em. Zayn i Niall szli za nami. Tak, naprawdę chciałem spać, ale..  
- Dzień dobry. Czy ze chcą się panowie czegoś napić? Pani Galvin za chwilę przyjdzie.  
Przerwała mi starsza kobieta, gdzieś około 30 lat, która była sekretarką. Grzecznie nas poinformowała uśmiechając się szeroko. Wiem co to znaczy. Cieszą się tak bardzo na nasz widok i na to, że mogliśmy, a raczej zechcieliśmy się tutaj zjawić, że zaraz posikają się w majtki albo przeżyją orgazm. Boże! W co ja się wpakowałem. Wiem, okej wiem, że tak działam na kobiety, ale potrzebna mi aspiryna i łóżko i sen! Kurwa! Zaproponowano nam herbatę bądź inny rodzaj napoju, jednak ja grzecznie odmówiłem. Nie mam ochoty na picie, jak na razie. Chłopaki jednak niczym nie pogardzili i chętnie się zgodzili. Sekretarka, która nas przywitała siedziała niepewnie przed monitorem komputera i co chwila zerkała w moją stronę. Postanowiłem się zabawić. Uśmiechnąłem się do niej patrząc w jej oczy, kiedy tylko ona spojrzała na mnie i dodatkowo nakrywając ją na tym. Jej policzki zrobiły się różowe, a ja przybiłem sobie piątkę w myślach, za pierwszy etap. Następnym krokiem było oblizanie wargi i przegryzienie tej dolnej, ale tylko wtedy, gdy ona ponownie spojrzy. Spojrzała, a ja miałem ochotę wybuchnąć kiedy jej policzki były w kolorze dorodnego buraka. Poczułem uderzenie w ramię, przez co spojrzałem w swoją prawą stronę. Louis skarcił mnie wzrokiem, ale zaraz wrócił do rozmowy z innymi na co tylko się zaśmiałem. Niestety, moja zabawa została przerwana, ponieważ dyrektorka szkoły weszła. Wyglądała na 40 lat? Coś koło tego. Zresztą co mnie to interesuje? Grzecznie się przywitała, podała nam dłoń, zaproponowała czy może chcielibyśmy porozmawiać u niej w gabinecie, jednak postanowiliśmy rozmawiać w miejscu, w którym byliśmy. Poza tym myślę, że każdy z nas był zdania, że to bez sensu gdzie przekaże nam informacje, które chciała nam przekazać.  
- Wszystkich naszych podopiecznych zebraliśmy w największej sali. Dzieciaki są podekscytowane, że ma ktoś ich odwiedzić. Możecie z nimi porozmawiać, pobawić się. Co tylko chcecie. Niestety sprzęt muzyczny, jest do wymiany dlatego, jeśli nawet byście chcieli zaśpiewać to i tak nie ma jak. Przykro mi. W razie jakiś pytań, zapytajcie mnie czy którąś z pracownic. Dobrze, nie będę zabierać więcej czasu. Naprawdę, cieszę się, że tu jesteście.  
Przytuliła każdego z osoba, po czym ruszyła w stronę wyjścia, a my za nią. Szliśmy dość szerokim korytarzem, później na pierwsze piętro, skręciliśmy w lewo i na samym końcu znajdywała się sala. Kobieta weszła jako pierwsza, a my zaraz za nią. Usłyszałem głównie piski i zaraz poczułem jak ktoś się do mnie przytula. Dwie dziewczyny, nie wiem ile mogły mieć lat..12? 13? Przytuliłem je obie również i udałem się na miejsce, wyznaczone dla nas. Usiadłem na swoim krześle, obok Zayn'a, który zaczął od przywitania się z dzieciakami, które siedziały po turecku i wpatrywały się na zamianę w nasze osoby. Bawiło mnie to, ale przyznaję, że warto było przyjść i zobaczyć i oczywiście nadal widzieć ich uśmiechy na twarzach, które są spowodowane, jedynie naszym przyjściem. Razem z chłopakami ustaliliśmy, że utworzymy pięć grup i będziemy się zmieniać, co 20 minut. Każdy ze swoją grupą miał się pobawić, porysować, pogadać czy coś. Najmłodsze dzieci były od 6 roku życiu. Usiadłem w kręgu jaki zrobiła moja grupa. Z tego co widziałem to było po połowie chłopaków i dziewczyn. Na początku każdy powiedział coś o sobie. Tak, nawet ja. Jednak ograniczyłem się do mówienia tych niewłaściwych rzeczy, typu 'Imprezuję co tydzień i zawsze zaliczam'. Ohh.. Później zagraliśmy w 'flonse madonse'. Gra polega na tym, że wyciąga się dłonie, jedną trzymasz pod dłonią przeciwnika, a drugą nad. I tak siebie stukamy dłonią, którą mamy nad i gdy zaśpiewamy prawie całą piosenkę, dochodzimy do momentu: 'one', 'two' i na 'three' trzeba złapać osobę, a jeśli nie to się odpada lub osoba złapana. Bardzo proste, prawda? Odpadłem, po kilku osobach śmiejąc się. Przypomniałem sobie kawał, który opowiedział mi chłopak siedzący obok mnie, który również był powodem do mojego śmiechu. A więc, cytuję:  
'Tato, kto to jest alkoholik?'  
'Widzisz te cztery drzewa? Alkoholik widzi osiem'.  
'Ale tato, tam są tylko dwa drzewa'.  
Wstałem z dywanu obserwując jak dzieci się bawią dalej. Moje usta nadal były wykrzywione w uśmiechu. Rozejrzałem się dookoła obserwując jak radzą sobie inni, a konkretniej chłopaki i muszę przyznać, że całkiem nieźle im to wychodzi. Liam'owi najlepiej. On kocha dzieci, a wręcz je uwielbia. Tak jak Louis. Ja z Zayn'em raczej za nimi nie przepadamy. Możemy się pobawić czy coś, ale jakiś taki instynkt ojcowski jeszcze się nam nie uruchomił. Całe szczęście. Natomiast co do Niall'a on kocha jeść. Mówiąc poważnie też lubi dzieci. Mój wzrok zatrzymał się na drobnej sylwetce dziewczyny. Siedziała kompletnie sama, w kącie podczas, gdy wszyscy bawili się, śmiali w najlepsze. Z tej odległości i to jak ją widzę, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ma 15 może 16 lat. Przypomina mi taką zagubioną, cichą dziewczynkę na dużej imprezie i nie wie gdzie się podziać, co robić i zapewne myśli, aby jak najszybciej wszystko się skończyło. Ponownie się zaśmiałem ze swoich myśli. Nie wiem dlaczego, ja tego nie kontrolowałem, moje nogi ruszyły w jej kierunku. Czytała książkę, mając ją na kolanach, a plecy opierały się o ścianę. Nawet na mnie nie spojrzała kiedy koło niej stanąłem. 'Halo!'. Kucnąłem przy niej. Dziewczyna definitywnie chowała się za swoimi niezbyt długimi, brązowymi włosami.  
- Masz ochotę przyłączyć się do mojej grupy?  
Obserwowałem ją dokładnie, każdy jej ruch. Wzdrygnęła się na dźwięk mojego głosu i zamarła. Oblizałem swoje wargi, co w tym momencie oznaczało, że się niecierpliwię. Cholernie, nie lubię kiedy ktoś mnie ignoruję, a kiedy z kimś rozmawiam, ma na mnie patrzeć. Przecież, kurwa, nie mówię do ściany. Dziewczyna pokiwała głową przecząco, co uznałem za odpowiedź. Palcem wskazującym odgarnąłem jej włosy, za którymi się chowała. Kiedy miałem ją zobaczyć, usłyszałem krzyk dzieci z mojej grupy, które zakończyły już zabawę i proponują następną. Oddaliłem swoją dłoń, powodując, że włosy wróciły na swoje poprzednie miejsce. Oblizałem górną wargę marszcząc brwi. Wstałem, spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę i ruszyłem w stronę grupki.  
  
[ 03 ]  
  
Spojrzałem na wyświetlacz w swoim telefonie, który wyjąłem z jeansów. Chciałem sprawdzić tylko zegarek, który wskazuje 11:37. Każdy z chłopaków miał spędzić czas z jeszcze jedną grupą. Cieszyłem się, ponieważ moja głowa, brzuch, który był głodny i ciało dawali o sobie znać. Jednak chciało tabletkę, drugie jeść, a jeszcze inne snu. Zamierzałem spełnić każdą z tych próśb, tylko jak się stąd wydostanę. 'Dasz radę, Styles' - powiedziałem do siebie w myślach. Dosiadłem się do dzieciaków piątej grupy, bodajże Niall'a. Kilkoro z nich mnie przytuliło, jak tylko usiadłem. Nagle usłyszałem: 'Idź sobie. Chcę tu usiąść'. Spojrzałem się na prawo na chłopaka, który patrzył w górę. Postanowiłem spojrzeć w tym samym kierunku. Jedna z dziewczyn stała nad nim, z dłońmi zaplecionymi na piersi i czekała, aż chłopak jej ustąpi. W chwili, w której miał się podnieść, położyłem dłoń na jego ramieniu powstrzymując go. Chłopak miał nawet nie 10 lat, a ona zapewne jest od niego starsza, więc powinna być mądrzejsza. Tak bardzo chciałem wstać i powiedzieć jej kilka słów. Jednak nie jestem takim chujem i postanowiłem dać sobie spokój.  
- Jest jeszcze wolne miejsce.  
Wskazałem jej dłonią miejsce pomiędzy dwoma dziewczynkami. Dziewczyna o długich, brązowo-jasnych włosach, wytrzeszczyła oczy na mnie, a ja uśmiechnąłem się. Jej oczy rozbłysły, a usta wygięły się w cwanym uśmiechu. Miałem ochotę się zaśmiać. To działa na każdą laskę, bez wyjątku. Na sam koniec naszego pobytu w Domu Dziecka postanowiliśmy zaśpiewać. Tak, wiem, że nie ma sprzętu. Wystarczy tylko ruszyć głową. Uspokoiliśmy dzieciaki, które zebrały się i usiadły po turecku na dywanie, a my przed nimi na krzesłach i zaproponowaliśmy im wspólne zaśpiewanie piosenek, akustycznie. Niall jakimś cudem znalazł gitarę w samochodzie - na pewno był myśli, że zagramy i dlatego ją wziął, głupek. Wpół do pierwszej wsiedliśmy do samochodu zaparkowanego tak jak podjechaliśmy. Byłem wdzięczny, że możemy już jechać. Gdyby chłopaki mnie nie poparli w sprawie, że nie chcemy już zjeść obiadu, ponieważ '(...)Naprawdę się spieszymy(...)' jestem pewien, że nie wyszłoby nic z tego dobrego. W sensie, żeby się pogniewali czy coś.  
  
* * *  

Następnego dnia obudziłem się o godzinie 13:04. Lubię sobie pospać, nie wińcie mnie za to. Poza tym jestem przekonany, że nie tylko ja. Uniosłem swoją lewą rękę i odgarnąłem nią loki ze swojego czoła, a prawą go przetarłem. W tym samym momencie wypuściłem przez nos powietrze. Całe szczęście nie mamy dziś niczego zaplanowanego z chłopakami, jeśli chodzi o nasze sprawy.. jakby to nazwać.. koncertowania? Na pewno wiecie o co mi chodzi. Mają tylko wpaść wieczorem pogadać, obejrzeć mecz i napić się piwa. Żadnych dziewczyn. Tak, nazywam to 'męskim wieczorem', więc wstęp płci żeńskiej wzbroniony. Hmm.. Muszę więc zrobić zakupy. W końcu. Nie mogę przecież ich głodzić, ani siebie, chociaż wiem dobrze, że i tak pewnie zamówimy pizze. Jęknąłem. I tak muszę wyżywić się przez resztę dni, tygodni, więc to nieuniknione. Nie wiem dlaczego, ale moje myśli próbowały zbiec na inny tor, który - dowiedziałem się dosłownie chwilę temu - nosi tytuł 'Tajemnicza'. Tak, tak. Mówię o tej brunetce, zagubionej lasce z imprezy, co nie wiedziała co zrobić..to znaczy z Domu Dziecka. Nie wiem dlaczego sam o niej pomyślałem/wspomniałem. Może dlatego, że chciałem ją zobaczyć, ale mi się nie udało z dwóch powodów: widziałem jak jej ręka drżała i chciała mnie od siebie odsunąć, bylebym jej tylko nie dotykał i nie zobaczył i dzieciaki, które mają zajebiste, kurwa wyczucie czasu, bo musiały się odezwać i w tym właśnie momencie mnie zawołać. O mój Boże! Pewnie chodzi tylko o to, że mnie zignorowała, ogólnie o jej zachowanie w stosunku do mojej osoby - wobec moich zasad, było niewłaściwe, niestosowne. Naprawdę znam takie słowa? 'Przerażasz sam siebie, stary'. Wstałem z łóżka i podszedłem do krzesła. Na nim leżały moje szare dresy, które wciągnąłem na swoje gołe nogi. Z komody sięgnąłem czarną bluzkę, którą przeciągnąłem przez głowę i dłonie i od kompletu spodni bluzę w tym samym kolorze. Założyłem buty do ćwiczeń, przed tym jak na moich stopach spoczęły skarpetki. W torbę sportową spakowałem ciuchy na zmianę, biały, duży ręcznik i dwie butelki wody. Ruszyłem w stronę kuchni. Koło blatu kuchennego zostawiłem torbę, ale tylko na chwilę. Z górnej szafki sięgnąłem telefon, portfel, klucze do samochodu i od domu, którymi zamknąłem mieszkanie. Nie potrzebni mi są nieproszeni goście.  
Kierunek -> Supermarket.  
Windą zjechałem na sam dół, do podziemnego parkingu. Pilocikiem otworzyłem drzwi samochodu kiedy się do niego zbliżałem. W momencie, w którym złapałem za klamkę drzwi od strony kierowcy, usłyszałam stłumiony jęk, a zaraz pisk. Zamknąłem z powrotem drzwi, kiedy tylko wrzuciłem na siedzenie pasażera swoje rzeczy i kliknąłem 'zamknij' na małym urządzeniu. Ruszyłem w stronę dźwięku, który usłyszałem. Nie biegłem, ponieważ moje kroki były na tyle duże, aby szybko dotrzeć do miejsca. Mój wzrok napotkał mężczyznę i kobietę. Facet był silny, a przynajmniej tak mu się wydawało, że był. To chyba przez ten czarny dres i skórzaną kurtkę, trochę poobcieraną z boku. Trzymał za gardło kobiety i syczał jakieś słowa do niej, a ona kiwała głową. Z oczu dziewczyny, która nie mogła się ruszyć, co jakiś czas wypływały łzy. W momencie, w którym cofałem się, miałem odejść, jej wzrok napotkał mój. Jej oczy wytrzeszczyły się tak bardzo, jak tylko mogły. I przysięgam, gdyby tylko mogła to by uklęknęła i błagałby mnie bylebym tylko jej pomógł. To nie moja sprawa, ale.. Nie mam serca z kamienia. Tzn. jest jakaś tam cząstka 'dobroci'. 'Niech Ci będzie'.  
- Puść ją.  
Krzyknąłem idąc w ich kierunku. Mój głos był lodowaty. Kostki niemal pobielały od zaciskania ich. Chłopak górujący usłyszał mnie, ponieważ spojrzał na mnie.  
- To nie twój interes. Spierdalaj.  
Moje oczy ciskały w niego pioruny.  
- Bądź grzecznym chłopcem i puść ją. Inaczej pogadamy w inny sposób.  
- Kim Ty jesteś, kurwa?  
- Gównu Cię to powinno obchodzić.  
Złapałem go za szyję, powodując odciągnięcie od dziewczyny, która upadła na kolana i oddychała szybko głęboko, a przynajmniej starała się to robić. Moja ręka zaciskała się w miejscu, w którym go złapałem. Mój wzrost górował nad jego. Zawsze wiedziałem, że wyjdzie mi to na dobre. Jego oczy zrobiły się jakieś takie inne. Normalne? Przynajmniej nie patrzył na mnie jakby był pewny czegoś. Chyba swojej wygranej ze mną. Zaśmiałem się bez humoru i prawą dłonią, którą zaciskałem w pięść uderzyłem go w brzuch, powodując zgięcie jego ciała wpół, z własnej nieprzymuszonej woli. Trzymając go nadal za szyję, ponownie przycisnąłem go do ściany. Jego oczy wywijały fikołki, na co naprawdę się zaśmiałem. Odsunąłem swoją dłoń od niego, odwróciłem się, ale zaraz wróciłem i uderzyłem go ponownie w brzuch. Facet upadł na beton, a ja ukucnąłem przy nim.  
- Następnym razem, zastanowisz się trzy razy za nim tkniesz dziewczynę.  
Chłopak pokiwał twierdząco głową szybko, na co się uśmiechnąłem serdecznie i wstałem. Podszedłem do dziewczyny, która siedziała skulona pod ścianą. Lekko się trzęsła. Kilka owoców leżało po parkingu, niedaleko siebie. Zebrałem je i włożyłem do brązowej torby spożywczej i podałem jej. Pomogłem jej wstać, po czym oddaliliśmy się od leżącego ciała.  
- Wszystko dobrze?  
Spytałem. Nie miałem w zwyczaju wypowiadać takiego typu pytań. Nie, nie robię wyjątku. Po prostu, tego wymaga kultura. Dziewczyna pokiwała głową twierdząco, trzęsąc się jeszcze trochę.  
- Dziękuję.  
Wyszeptała, na co pokiwałem głową i opuściłem ją wracając do swojego samochodu. Przekręciłem odpowiedni kluczyk w stacyjce, co wywołało obudzenie się silnika do życia. Wyjechałem ze swojego parkingowego miejsca i pokazałem wewnętrzną dłoń portierowi, który otwierał i zamykał bramę. Uniósł swoją czapkę w geście przywitania. Muszę dostać się na siłownię, a później do tego nieszczęsnego sklepu.  
  
[ 04 ]  
  
Siedziałem na czarnej sofie w swoim salonie, razem z chłopakami. Sięgnąłem ze stolika, jak to powszechnie mówią 'na kawę', ale zapamiętajcie u mnie najczęściej mówi się 'na piwo', butelkę trunku, z którego upiłem kilka dużych łyków. Moje ciało ponownie ułożyło się w poprzedniej pozycji: siedzenie nisko tak, że mój tyłek był na krańcu kanapy, a nogi wyciągnięte i skrzyżowane w kostkach. Postanowiłem odpowiedzieć chłopakom za nim zabiorę się za następny kawałek serowej pizzy.  
- Nie wiem. Nie znam go. Zrobiłem to, co uważałem za odpowiednie i pojechałem na siłownie.  
Liam westchnął ciężko siedząc na jednym z dwóch foteli po obydwu stronach kanapy. Jego reakcja zapewne była spowodowana tym, że wyobraził sobie, co zrobiłem temu facetowi, jednak tego nie skomentował. I dobrze. Kiedy nasz zespół jeszcze działał mówiliśmy do niego 'Daddy Dirction', ponieważ to on był najodpowiedzialniejszy z naszej grupy. Zawsze pilnował, abyśmy wstali na czas, abyśmy o niczym nie zapomnieli, jeśli na przykład chodziło o jakieś spotkanie czy tekst piosenki. Czasami nawet ratował nas na wywiadach. Teraz, jednak czas i okoliczności różnią się. Czym? A tym, że nie jesteśmy zespołem i nie ma prawa wtrącać się w moje życie i co w nim i z nim robię. Jednak doceniam jego troskę, naprawdę. Jest dla mnie jak brat. Cała nasza piątka uniosła się z nad kanapy kiedy Anglia strzeliła bramkę Niemcom, co było w ogóle nieprawdopodobne. Oni byli najlepsi. Nie to, że jestem za nimi, bo nie jestem za żadną grupą, państwem w piłce nożnej. Czasami kibicuję jakiejś grupie w danym meczu, ale to wszystko. Niemcy i tak wygrywali 4 do 2. Liam, Zayn, Niall i Louis zebrali się około północy, ponieważ rozmowa podczas meczu nam nie wystarczyła i postanowiłem włączyć jakąś muzykę z Ipod'a i przy niej dokończyć. Gadaliśmy o dziewczynach, ale głównie mówił Zayn z Liam'em, bo tylko oni z naszej piątki kogoś mieli. Tak na stałe, przynajmniej tak się zanosiło. Louis z Niall'em podobno kogoś mają na oku, ale nic więcej nie powiedzieli nie chcąc zapeszyć. Ja osobiście nie wierzę w takie gówno. Padały jeszcze inne pytania. Typu: 'Co dziś robiłeś?' i tym podobne. Gdy tylko zamknąłem za nimi drzwi, odwróciłem się, zrobiłem kilka kroków i zapaliłem światło. Jęknąłem widząc bałagan, który się powiększył. 'Posprzątam jutro' - obiecałem sobie i tak jak szybko światło rozbłysło tak szybko zniknęło, ponieważ udałem się do swojej sypialni. Rozebrałem się pozwalając ubraniom wylądować tam gdzie chciały, a po wszystkim moje ciało opadło na miękki materac. Złapałem poduszkę, którą oplotłem ramionami i ułożyłem na niej głowę, po czym odleciałem we śnie.  
  
- Trzy dni później -  
  
Opieram się o bok swojego czarnego Range Rover'a od strony pasażera już kilka długich minut. Wykonano go specjalnie dla mnie. Tak, to jest oryginał. Muszę przyznać, że był warty swojej ceny i tego, żeby nie było duplikatu. Świetnie się nim jeździ. Dzięki temu, że jest jedyny na całym świecie, ludzie rozpoznają osobę, która prowadzi pojazd i do kogo należy. Zazwyczaj się boją, bądź cieszą. Zaciągnąłem się mocno papierosem, którego trzymałem pomiędzy palcami prawej dłoni. Uniosłem głowę w górę i wypuściłem stróżkę szarego dymu ze swoich ust, po czym upuściłem go i podeszwą buta zgniotłem go. Tak naprawdę to sam nie wiem co tutaj robię. Tak, wiem, że pewnie wy byście powiedzieli, że 'stoję', ale mi chodzi o miejsce. Mój wzrok wpatruje się w budynek wykonany z czerwonej cegły, który ma parter i dwa piętra. Słońce oświetla złoty napis, w który się wpatruję. Moje myśli są poplątane. Dłońmi odpycham się od samochodu i kieruję się w stronę wejścia. Trzymam klamkę i jeszcze przez kilka sekund myślę, czy dobrze robię. Uwierzcie, że jeszcze nigdy nie zastanawiałem się nad takimi głupotami. No bo skoro decyduję się na coś to, to robię i nie mam wątpliwości. A teraz? Tak, na pstryknięcie palcami, mnie dopadły. Wchodzę do pomieszczenia, które pamiętam. Może nie aż tak dobrze, ale w większości. Na pewno tą sekretarkę, która teraz wpatruje się we mnie zszokowana. Szybko kręci głową i poprawia swoją spódniczkę, która sięga jej za kolano. Uśmiecham się lekko do niej dla zabawy i podchodzę do zaokrąglonego biurka, które można zastać w recepcji, na przykład: w szpitalu. Na pewno wiecie o co mi chodzi.  
- Cześć.  
Posyłam jej kolejny uśmiech, na co się rumieni.  
- Hej.  
- Mam do Ciebie prośbę. Byłaś kilka dni temu tutaj i w tej dużej sali, kiedy ja byłem ze swoimi kolegami. Pamiętasz może taką dziewczynę, która była całkiem sama w rogu sali, czytała książkę? Chodzi mi tylko o jej nazwisko i gdzie ją mogę znaleźć.  
Kobieta zmarszczyła brwi na początku mojej wypowiedzi, ale zaraz wróciła do normalnego wyglądu swojej twarzy. Jej wzrok błądził po rzeczach znajdujących się na biurku, które ledwie widziałem. Spojrzała na mnie ponownie, a ja ułożyłem swoje dłonie na blacie przybliżając się minimalnie w jej stronę.  
- Nie mogę udzielać informacji ludziom z zewnątrz.  
Odpowiedziała, na co się zaśmiałem cicho, powodując, że jej policzki ponownie zaczerwieniły się. Tym razem myślę, że z zażenowania.  
- Mogłabyś zrobić wyjątek, Skarbie. Dla mnie.  
Mruknąłem cicho wyciągając dłoń w jej stronę i zakładając jej opadnięty kosmyk włosów za ucho. Jej oczy zamknęły się w chwili, w której jej niemal dotykałem. Otworzyły się z chwilą, w której ją opuściłem. Spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, ale zaraz jej wzrok powędrował gdzieś indziej. Widziałem jak wyciąga jakąś teczkę i ją otwiera.  
- Mam. Nazywa się.. Czekaj! Co ja z tego będę miała?  
Wpatrywałem się w sekretarkę, tak jak ona we mnie. Wyczekiwała mojej odpowiedzi, nad którą musiałem się dobrze zastanowić. Zauważyłem w jej pytaniu pewność siebie, której nagle dostała.  
- Cóż.. Moglibyśmy wybrać się na kawę. Jutro? Pomiędzy 10, a 12 mam godzinę wolną, więc mógłbym po Ciebie wpaść.  
Tak naprawdę, nie wiem co jutro robię, że mam 'godzinę wolną'. Chciałem tylko, żeby mi powiedziała jej imię i gdzie mogę ją znaleźć. To wszystko. Jestem w stanie się poświęcić, tę godzinę. Nie wierzę, że tak postanowiłem. Marnuję swój czas na jakąś głupią kawę i dziewczynę, której nawet nie znam i ledwie co ją widziałem. To chore i w ogóle nie.. nie wiem.  
- Zgoda. Brooklyn Riggs, którą znajdziesz w pokoju 51.  
  
[ 05 ]  
  
Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło i z błyskiem w oku jak tylko podała mi informacje. Miałem ochotę powiedzieć jej, że żartuję z tą kawą, ale jak już wspomniałem wcześniej, nie jestem takim chujem i poświęcę się tą godzinę. Posłałem jej wdzięczne spojrzenie i ruszyłem korytarzem prosto, a później skręciłem. Kierowałem się tymi głupimi liczbami '..46, 47, 48, 49, 50'. Mam, 51! Zapukałem dwa razy grzecznie i czekałem, aż ktoś mi otworzy. 'Dzieli z kimś pokój?' Uniosłem głowę do góry, w momencie, w którym drzwi pokoju się otworzyły. Moje oczy skanowały dziewczynę, stojącą przede mną. Jej kolor włosów był idealny do tego, który widziałem po raz pierwszy, kiedy tutaj ją spotkałem. Ciepły brąz okalał jej twarz, na której można było dostrzec piegi, które nie były tak mocno widoczne, ale jednak. Oczy w kolorze zieleni wpatrywały się w moje. Jej sylwetki mogła pozazdrościć nie jedyna dziewczyna. Miała na sobie czarne powycierane jeansy, zwykłą szarą koszulkę i zużyte vansy. Wyglądała tak.. dobrze. 'Co taka dziewczyna, robi w takim miejscu?' Jej wzrok opuścił mój, gdyż schyliła głowę w dół.  
- Cześć. Pamiętasz mnie?  
Mój głos był twardy, nie lodowaty i lekko schrypnięty. Szybko odchrząknąłem tym samym nakłaniając ją do jakiejkolwiek odpowiedzi. Zastanawiałem się w tym momencie czy mi odpowie. Może jest niemową? No nie. Kolejne skinięcie głową. Przynajmniej wiem, że mnie pamięta. Zresztą, mnie nie da się nie zapamiętać.  
- Jak masz na imię?  
Tak, wiem, że już to wiem. Moje intencje dla was powinny być jednak oczywiste. Chciałem usłyszeć jej głos. Nawet przez te cholerne 2 sekundy. Kurwa! Co się ze mną dzieje. Nie chce mówić to nie! Co ja tutaj w ogóle robię? Dlaczego nie poszedłem do klubu? Z pewnością tam bym znalazł jakąś łatwą laską, która umiałaby mówić, a nawet i więcej.  
- Um.. Brooklyn.  
Czy ja się przesłyszałem?  
- Ładnie.  
Stwierdziłem. Naprawdę to imię mi się spodobało. W sumie od chwili, w której usłyszałem je po raz pierwszy, od sekretarki. Jednak, za drugim razem, brzmiało o wiele, wiele lepiej i to jeszcze z jej pełnych, różowych ust, którymi mogłaby robić tyle wspaniałych rzeczy. Kurwa! Nie, nie mogę teraz o tym myśleć.  
- Wpuścisz mnie?  
Pytam, opierając się dłonią o framugę drzwi. Dziewczyna patrzy na mnie skonsternowanym wzrokiem. Widzę, że nie wie co powiedzieć. Po chwili jej wzrok błądzi gdziekolwiek byle nie na mnie. Jej dłonie bawią się ze sobą. Moje usta wykrzywiają się leniwie w minimalnym uśmiechu, ponieważ już po chwili śmieję się. Przestaję kiedy widzę jak w naszą stronę kieruję się starsza pani. Zapewne jest jedną z wychowanek w tym budynku. Orientuję się, że przygląda mi się. Jej wzrok odnajduję dziewczynę, która również na nią patrzy. Kiedy kobieta jest już obok nas, dziewczyna o ciemnych włosach wydaje się być spokojniejsza.  
- Widzę, że masz gościa, Brooklyn.  
Uśmiecha się do niej szeroko, a ja patrząc na kobietę unosząc rozbawiony prawą brew. Moja pozycja się zmienia, przez co kobieta spogląda na mnie przez chwilę.  
- Myślę, że możecie przejść do pokoju odwiedzin i tam pogadać.  
Ponownie się uśmiecha, a dziewczyna kiwa przecząco głową, tak, że prawie tego nie widać. Błaga ją wzrokowo, aby nie odchodziła, ale ona zapewne nie umie czytać z oczu, dlatego odchodzi od nas, ostatni raz spoglądając na dziewczynę, którą delikatnie gładzi po ramieniu.  
- A więc chodźmy.  
Moje ciało lekko obraca się w stronę korytarza, aby zacząć iść. Robię kilka kroków i kiedy zdaję sobie sprawę, że nie słyszę niczego, ani nikogo za mną, odwracam się z powrotem. Dziewczyna patrzy na mnie dużymi, zielonymi oczami. Otwiera usta i je zamyka.  
- Nie. Nie przychodź tutaj więcej.  
Drzwi od jej pokoju zamykają się, a moje brwi się łączą. Ona..Ona mi odmówiła? Odmówiła mi pieprzonej rozmowy? Moja klatka piersiowa unosi się szybko. Jestem tak kurewsko wkurwiony. Jeszcze żadna laska mi nie odmówiła. Powinna być mi wdzięczna, że tutaj kurwa przyszedłem, że się nią zainteresowałem! 'Nie kazała Ci tego robić..' - odzywa się moje drugie ja, na co oblizuję wargi. Wkurwiam się jeszcze bardziej. Moje nogi ruszają w stronę drzwi jej pokoju, które otwieram dość gwałtownie, tak, że odbijają się od ściany. Przestraszona sylwetka dziewczyny cofa się na oślep w tył, kiedy ja robię w jej kierunku kroki. Mój jeden duży, za jej dwa małe. Łapię jej dłoń w swoją i po chwili słyszę ciche syknięcie. Pociągam ją za dłoń w moją stronę.  
- Coś Ty sobie myślała, co?  
Dyszę ciężko. Mam ochotę sprać ją na kwaśne jabłko.  
- Mnie się kurwa nie odmawia, rozumiesz to kurwa?  
Mój głos jest twardy i lodowaty.  
- Proszę.. puść.  
Unoszę brwi w górę, a po chwili czuję jak próbuje wykręcić swoją rękę z mojej, ponieważ ściskam ją mocno. Kiedy jej się udaję ucieka, siada w kącie pokoju i chowa głowę miedzy kolana. Jest przestraszona, ale mam to głęboko w dupie. Wycofuję się z pokoju i jego drzwiami trzaskam mocno i udaję się do wyjścia. Kobieta w recepcji podnosi się kiedy tylko mnie widzi, ale ja nawet nie zwracam na nią uwagi i nic nie mówiąc wychodzę z budynku. Wsiadam do samochodu i ze schowka sięgam nową paczkę cienkich, miętowych papierosów. Odpalam jednego z nich, tak samo jak silnik i wtapiam się pomiędzy tłum aut. Musze ochłonąć i zorganizować chłopaków na dzisiejszy wieczór.  
  
[ 06 ]  
  
Razem z chłopakami zawitaliśmy do klubu "RED". Z tego co widzę jest sporo ładnych dziewczyn, których wzrok wędruje na mnie, gdy tylko się obracają w naszym kierunku. Uśmiecham się do nich i unoszę rękę do góry kiedy mój wzrok napotyka znajomego mężczyznę. Odpowiada mi tym samym, a ja udaję się do baru razem z resztą ekipy. Tego wieczoru mam ochotę się naprawdę schlać, a powodem tego jest jeszcze złość, która nie wyparowała ze mnie do końca, po wizycie w Domu Dziecka. Na samą myśl o tym wkurwiam się, więc może lepiej odpuszczę. Kiwam palcem, aby zawołać barmankę, która podchodzi do naszej grupy od strony baru. Uśmiecham się do niej, a po chwili mój wzrok zjeżdża na jej duży dekolt. Przegryzam dolną wargę, kiedy na nią patrzę, a ona prostuje się i również uśmiecha się do mnie z dumną. 'Może Tobie dziś się poszczęści, Kochanie' - Mówię w myślach. Ukazuję równy rząd białych zębów, wyciągam z tylnej kieszeni czarnych dżinsów banknot studolarowy. Kładę go na blacie i przesuwam w jej stronę.  
- Rundkę shotów, Maleńka.  
Puszczam jej oczko. Dziewczyna znika mi na chwilę z oczu, ale już po chwili ustawia dziesięć kieliszków na podświetlanym różnymi kolorami blacie i nalewa do nich przezroczystego płynu. Tym razem ja stawiam, gdyż to kolejna impreza. Na poprzedniej płacił za wszystkie drinki Matt.  
  
Jest nas w sumie - ze mną - trzech, ponieważ inni dzisiaj nie mogli z nami być, przez różne swoje sprawy. Mówi się trudno. Tracą co najlepsze, a przecież dziś piątek. Chłopaki szybko zajmują się płynami i jeden z nich mówi mi, że idą znaleźć nasze miejsce w loży, gdyż Tony, wcześniej zrobił nam rezerwacje. Na blacie pozostają nadal cztery kieliszki. Barmanka, która przed chwilą mnie/nas obsługiwała podaje właśnie piwo jakiemuś starszemu ode mnie facetowi, który się do niej uśmiecha, a ona odwzajemnia to tylko dlatego, bo musi. Pewnie lubi tę pracę. Facet przywołuje ją, aby przybliżyła się bliżej, co wykonuje i wkłada jej w dekolt zwinięty banknot i nie mogę ocenić ile jej dał. Dziewczyna ponownie się uśmiecha i odchodzi. Napotykamy swój wzrok, a ja wskazuje jej jeszcze pełne kieliszki od wódki. Mruży na mnie oczy, a ja postanawiam się zabawić. Kiedy jest już blisko mnie, a ja upewniam się, że facet niedaleko mnie widzi co robię, palcem wskazującym i kciukiem obejmuję jej podbródek. Mój palec wskazujący przejeżdża po jej szyi, obojczykach i natrafia na bluzkę. Wyjmuję jej banknot, który jej włożył - studolarowy - i dokładam do niego swój, pięciusetdolarowy. Pieniądze zwinięte w małą rolkę, ponownie umieszczam pomiędzy jej piersiami. Podaję jej kieliszek i oboje wypijamy po razie i po chwili zaraz po drugim.  
- Do zobaczenia, Maleńka.  
Odzywam się i podnoszę się z krzesła barowego. Nawet nie wiem kiedy na nim usiadłem. Moje wcześniejsze słowa do barmanki, nie miały nic znaczyć, a jeśli miały to znaczyły tylko to, że pewnie napiję się z nią jeszcze raz i mogę zabrać ją do domu. I wy na pewno wiecie w jakim celu, ponieważ jest tylko jeden. Mój wzrost pozwala mi na to, aby rozejrzeć się po sali w poszukiwaniu moich kumpli, których zauważyłem. Siedzieli w jednej z loży, a koło nich dwie dziewczyny. Dwie na dwóch. Postanowiłem im nie przeszkadzać i rozejrzeć się za jakąś fajną panną.  
  
* * *  

Razem z Matt'em siedzimy po przeciwnych stronach, a między nami jest szklany stół. Koło niego siedzi jakaś zgrabna blondynka, z którą pewnie chce się zabawić. Rob jakiś czas temu poszedł na parkiet ze swoją panną. A co do mnie.. Jakaś brunetka - imienia jak zwykle nie pamiętam, chociaż nie jestem bardzo pijany - siedzi okrakiem na moich kolanach i całuje moją szyję. Uważam na to, aby w żaden sposób nie zassała mocno mojej skóry, gdyż później nie chciałbym mieć żadnych śladów, a jeśli takowe by się znalazły..co mnie to? Przecież zginą. Przytrzymuję ją jedną ręką i pochylam się do stolika, aby zabrać paczkę fajek i wyjąć jednego z opakowania. Dziewczyna odsuwa się ode mnie, ale nadal na mnie siedzi. Odpalam fajkę, zaciągam się i wypuszczam siwy dym z moich ust. Mrużę oczy na brunetkę przede mną. Jest niezła. Szczupła, niezły biust, długie nogi i usta, które na pewno nie raz już wykorzystywała. Może dzisiaj będzie kolejny raz. Kiedy zaciągam się kolejny raz i chcę wypuścić dym, kiwa palcem przecząco i zbliża swoją twarz w stronę mojej. Całuje mnie, a ja przekazuję jej dym do jej ust, po chwili wypuszcza go.  
  
Uśmiecham się szeroko i podaję jej papierosa, aby sama się zaciągnęła, a ja w tym czasie biorę ze stołu piwo, które dopijam i odstawiam butelkę na ziemię. Brunetka gasi papierosa, a ja trzymam dłonie na jej plecach i ją lekko przechylam i gryzę w kilku miejscach jej szyję, niemocno, ale skutecznie. Opieram się ponownie o zagłówek czarnej kanapy. Przez to, że ma krótką spódniczkę, czuję jej cipkę dokładniej na swoim członku, niż gdyby miała spodnie. Jej biodra się poruszają, a ja oblizuję dolną wargę i przybliżam się do jej ucha.  
- Za pięć minut w męskiej toalecie.  
Gryzę jej płatek ucha i patrzę na jej zszokowaną twarz, która płonie czerwienią i szczerze mówiąc przyznaję się, zapewne też od panującego gorąca tutaj, ale i tak większość pewnie ode mnie. Uśmiecha się cwaniacko i popycha moje ramiona. Przechylam lekko głowę na jej ruch a ona pochyla się dociskając swoje krocze do mojego i porusza nimi trzy razy w przód i w tył. Suka wie co robi, doskonale.  
- Niech będzie.  
Ponownie się uśmiecha i schodzi z moich kolan. Kiedy odchodzi widzę jak kręci biodrami, a moje oczy schodzą na jej tyłek, który jest ledwo przykryty. Kiedy znika mi z oczu biorę dwa kieliszki wódki i wypijam jeden po drugim i odpalam jeszcze jednego papierosa. Moje myśli błądzą jak oczy po sali pełnej osób, którzy się o siebie ocierają, gdzieś w kącie albo piją, albo całują. Dziś nie upiję się do nieprzytomności, chociażbym bardzo chciał to nie potrafię i za chuja nie wiem czemu. Pieprzę to. Jutro też jest dzień. Spoglądam na Matt'a, który uśmiecha się do mnie i widzę, że jego wieczór jest doskonały. Podchodzę do niego kiedy tylko gaszę peta w popielniczce. Mówię mu, że już nie wracam, a on tylko kiwa głową i życzy mi powodzenia, gdyż zapewne wie co będę za chwile robić. Uderzam go w ramię i wychodzę z loży i kieruję się w stronę toalet. Mój wzrok błądzi i szuka barmanki za barem, ale jej nie widzę. Może jest na zapleczu czy coś. Wchodzę do męskiej toalety i dostrzegam, że nikogo na widoku nie ma, ale po tym jak słyszę jęki jakieś laski wątpię w to. Przynajmniej nie ma tłoku. Uśmiecham się kiedy widzę na drzwiach przewieszone czerwone, koronkowe stringi. Pukam tylko raz i drzwi się otwierają. Całe szczęście, że w tym klubie nie ma zwykłych kabin. Swoim ciałem napieram na brunetkę, która musiała jeszcze coś pić, po tym jak odeszła ode mnie. Jest pijana, ale przecież dostałem od niej wyraźne pozwolenie wcześniej. Klepię jej lewe kolano i moje przypuszczenia się potwierdzają, kiedy klęka i już wiem, że ona wie o co mi chodzi. Rozpina jedyny guzik moich czarnych jeansów i pomału rozporek, celowo tak, abym poczuł to na swoim członku. Kurwa! Ona rzeczywiście zna się na rzeczy. Jej usta idealnie oplatają mojego chuja. Zasysa policzki, a zaraz porusza swoimi językiem. Oddala się i kładzie swoją dłoń na moim członku i porusza nią. Z uwagi na to, że jestem cholernie podniecony, kładę rękę na jej karku i przejeżdżam nią w górę i plączę we włosach. Przybliżam jej usta ponownie, a ona ostatecznie uśmiecha się leniwie i działa na pełnych obrotach. Kurwa! Dokładam drugą dłoń i wypycham co jakiś czas swoje biodra. W momencie, w którym dochodzę, mój kutas dotyka jej ścianki gardła. Jestem lekko zdziwiony, ale też podziwiam to, że się nie zakrztusiła. Wiele dziewczyn miało z tym problem, gdyż mój sprzęt nie należy do małych rozmiarów. Podciągam swoje bokserki, jeansy i zapinam je i pasek. Unoszę jej podbródek i cmokam szybko w usta. Już drugi raz tego wieczoru wkładam w stanik - tym razem - studolarowy banknot. Widzę jej grymas na twarzy, ale nie interesuję się tym. Nie mam czasu, aby zająć się jej cipką, niech zrobi to ktoś inny. Wychodzę z kabiny i klepię jakiegoś gościa po ramieniu i mówię mu cicho 'Zajmij się nią' i wychodzę z toalety jak tylko myję ręce i obmywam twarz. Zgodnie z wcześniejszymi słowami wychodzę z klubu. Wiem, że nie powinienem prowadzić, bo w moim organizmie jest alkohol, ale nie takie rzeczy się robiło. Poza tym nie jestem pijany i wiem co robię. Nigdy bym nie wsiadł do samochodu, gdybym był naprawdę pijany. Dla mnie kilka kieliszków wódki i piwo to jak kilka herbat, mówię poważnie. Jutro mam spotkanie o 11. Najchętniej bym się z tego wymigał, ale niestety. Pocieszam się myślą, że tylko spędzę z tą sekretarką godzinę. Kiedy docieram do mieszkania idę od razu pod prysznic. Musze zmyć z siebie ten cały dzisiejszy dzień i inne. W momencie, w którym wchodzę do pomieszczenia dostrzegam zegarek na ścianie, który wskazuje, że jest kilkanaście minut po drugiej. Wchodzę do łazienki, zdejmuję wszystko z siebie i wchodzę do kabiny. Kiedy już mam kłaść się spać spoglądam na swój telefon i widzę, że mam 1 nową wiadomość. Moje oczy już są tak zmęczone, że nie wytrzymują, dlatego postanawiam przeczytać to jutro, jak tylko wstanę. To na pewno nic ważnego. Moje zgrzane ciało relaksuje się w białej, chłodnej pościeli, a myśli krążą wokół wyścigu, który ma być już za 2 dni. Dokładnie, w niedzielę. Dlaczego? Wtedy córeczki mamusi, albo tatusia wykradają się z domu i można nieźle się zabawić, ale i też pośmiać się widząc jakie są zachwycone, że straszy się nimi zainteresuje. Nie wiem. Tak tłumaczył mi to Dave, ale mniejsza z tym. Sam nie wiem czemu, ale chcę tam zobaczyć tylko jedną osobę. Te brązowe włosy, łagodne, ale przestraszone zielone tęczówki i ładną sylwetkę. Chcę zobaczyć jak się na mnie wścieka i przy tym marszczy śmiesznie swój nos, jaka jest przestraszona widząc mnie i ogółem znajdując się w takim miejscu, jak stare magazyny. Po pokoju echem odbija się mój śmiech, kiedy widzę to ponownie i uśmiecham się.  
  
[ 07 ]  
  
Moje mieszkanie jest w totalnym nieładzie, tak samo jak ja. Stoję za blatem kuchennym i patrzę wprost na salon i po bokach. Drapię się zmieszany po karku i pocieram dłońmi twarz. Jestem zmęczony, ale nie tak jak zawsze po innych imprezach. Tak, jest o wiele lepiej i przynajmniej pamiętam ze szczegółami co się działo, co robiłem, a co najważniejsze jak wróciłem. Zawsze mam z tym problem. Na prawie każdej imprezie urywa mi się film w połowie, a później gdy się budzę jestem zdezorientowany. O wszystkim dowiaduję się dopiero później, a przynajmniej o większości rzeczach, co pamiętają osoby, z którymi byłem. Wiem, że wspominałem, iż się tym zajmę, - mówię o sprzątaniu - ale nie powiedziałem, że będę w ogóle to robił. Podnoszę swój portfel, który leży na komodzie i wyjmuję z niego dobrze mi znaną wizytówkę. Trzymam w lewej dłoni białą, prostokątną karteczkę, na której są czarne litery/cyfry, a w prawej telefon. Wpisuję numer i od razu klikam zieloną słuchawkę.  
- Cześć Martha. Moglibyśmy dziś umówić się na sprzątanie?  
Martha to kobieta, która ma już swoje lata - nie jest staruszką. Zawsze do mnie przychodzi, aby posprzątać ten cały burdel, który się tworzy w wyniku jakiś imprez, czy też mojego cholernie dużego bałaganiarstwa. Czasem coś zrobię w swoim mieszkaniu, ale bardzo rzadko to się zdarza. Zapewne nie muszę was przekonywać. Przy okazji opowiadam jej jak spędziłem czas, kiedy jej nie było. Można to nazwać małą pogawędką. Jest to kobieta otwarta. Umie mnie pocieszyć, ale też na mnie nakrzyczeć i jestem jej za to wdzięczny, bo już nie raz postawiała mnie do pionu. Nigdy nie prosiłem jej o radę, bo nie potrzebowałem ich i wiem, że nie będę. Znam ją jakoś od półtora roku i nie przypuszczałem, że będę zwierzał się sprzątaczce. Znamy się lepiej, ona wie jaki jestem naprawdę - nawet o dziewczynach, które przewijały się przez moje łóżko i innych takich. Jakiś czas temu ustaliliśmy, że mogę do niej mówić 'ciociu', a ja zdaję sobie sprawę, z tego, że ona jest naprawdę nią dla mnie. Uśmiecham się sam do siebie, kiedy razem z Marthą dochodzimy do porozumienia i umawiamy się, że wpadanie do mnie jutro o 10. Jestem zadowolony z tego, że mam już jedną sprawę z głowy załatwioną. Kiedy jestem już ubrany robię sobie śniadanie. Nic specjalnego. Kilka minut temu dzwonił do mnie Eric i prosił, abym wpadł do niego do warsztatu i mu pomógł, gdyż ma niezły ruch. Zgodziłem się tylko dlatego, iż pomyślałem, że później mógłbym to sobie odebrać, jako przysługę. Poza tym na dzisiejszy dzień nie miałem nic zaplanowanego oprócz spotkania z sekretarką, załatwieniu kilku małych spraw i zjawienia się na siłowni. Wysiadam z samochodu uprzednio sprawdzając czy nic nie jedzie. Moje kroki są dość szybkie, gdyż wiem, że jestem spóźniony o jakieś dziesięć minut. Czy jest mi przykro? Mogę jedynie powiedzieć, że nie zrobiłem tego specjalnie. Moje dłonie przylegają płasko do przezroczystych drzwi kawiarni, które oddalam od siebie, aby wejść. Przy tym słyszę charakterystyczne brzęczenie dzwoneczka. Uroczo, serio. Święta dopiero za kilka miesięcy. Rozglądam się w poszukiwaniu kobiety, z którą się tutaj umówiłem - mój umysł równocześnie pokazuje mi co z tego miałem i nie potrafię ocenić czy się opłacało czy nie. Raczej nie mam zdania na ten temat. Było co było, niczego nie zmienię. Mój wzrok wyłapuje jej ciemne, lekko pofalowane włosy. Ma na sobie białą bluzkę i jasnego koloru ołówkową spódnicę. Widzę, jak unosi telefon i jestem prawie pewien, że sprawdza godzinę. Uśmiecham się jedynie i idę w jej stronę. Siadam na przeciwko, rzucam szybki uśmiech i rozglądam się po sali w poszukiwaniu kelnera. Bądź co bądź nie piłem jeszcze dzisiaj kawy, a ona zawsze stawia mnie na nogi, więc można powiedzieć, że mam z tego podwójny zysk. Unoszę prawą dłoń, kiedy łapię się wzrokiem z kelnerem. Podchodzi niepewnie, a ja się uśmiecham. Spoglądam na stół w poszukiwaniu jakiegokolwiek szkła.  
- Dla mnie kawa, a dla Pani jeszcze raz to samo.  
Patrzę na niego, notuje coś szybko, a po chwili skina głową i odchodzi pośpiesznie. Nie jestem taki straszny, prawda? Uśmiecham się do osoby przede mną. Oczekuje przeprosin za moje spóźnienie? Nie dostanie ich. Nie mam w zwyczaju przepraszać. Poza tym nie zrobiłem tego specjalnie/umyślnie. Kobieta oblizuje górną wargę i przygląda mi się zaciekawiona, ale dostrzegam również lekkie zdenerwowanie z jej strony. Uśmiecham się - nie myślcie, że jestem jakimś psychopatą, który uśmiecha się na okrągło. To jest tylko mój gest wyższości nad daną osobą czy też triumf. W każdym razie..  
- Nawet nie wiem jak masz na imię..  
Odzywam się chcąc nawiązać jakiś kontakt. Nie ma mowy, że będę tu siedział jak jakiś nielubiany kujon i wczepiał nos w książki, za którą miałbym się chować. Co to, to nie. Skoro już tu jestem, to mogę dowiedzieć się czegoś więcej o..o jej pracy. Szczerze mam to gdzieś.  
- Grace Grove, sekretarka Domu Dziecka "Ferries".  
- Harry Styles.  
Mimo tego, że wiem iż ona wie jak się nazywam, wolę się upewnić i po prostu się przedstawiam. Wyciąga przed siebie dłoń, a ja podaję jej swoją i ściskam lekko. Uśmiecha się, a ja sądzę, że przed chwilą jej słowa, miały znaczyć przedstawienie się pierwszy raz, oficjalnie.  
- A więc Harry.. czym zajmujesz się na co dzień?  
Moje oczy spoglądają na jej średniej wielkości usta, które są pomalowane na jasny róż. Zaczynam sobie wyobrażać jak to wspaniale byłoby, je pieprzyć, a potem ją. Jestem mężczyzną, który uwielbia ten sport i to jak prawie każdy facet żyjący na ziemi. Oczywiście może i ktoś by się tam znalazł, kto by powiedział, że woli np. iść na siłowanie niż uprawiać seks. Ja wolę jedno i drugie. Muszę pomyśleć o jakieś kobiecie do seksu.. może partnerka seksualna? Lubię seks, ale co chwila nowa twarz trochę mnie przeraża. Wolałbym mieć, jedną ewentualnie dwie partnerki, które miałbym na telefon. Wtedy byłoby o wiele lepiej. Oczywiście nie wspomnę o małym numerku w toalecie damskiej czy męskiej co jakiś czas, albo jak mi się spodoba. Śmieję się patrząc na biały obrus, ale szybko poważnieję i spoglądam na osobę przede mną. 'Skup się, Styles w tej chwili!'  
- Nie mam niczego na stałe, prawdę mówiąc. Od czasu do czasu pomagam naprawiać auta w warsztacie samochodowym mojego kumpla, bądź jestem trenerem boksu. Czasami mam jakiś koncert, wywiad, sesję zdjęciową. Różnie to bywa.  
Mój głos jest obojętny i wzruszam ramionami. Nigdy nie lubiłem o sobie opowiadać, a w szczególności odpowiadać na tego typu pytania, jakie ona zadała mi przed chwilą. Nie to, że mnie to krępuję, bo nie ma takiej rzeczy, która by to robiła bądź osoby, ale po prostu tego nie lubię i tyle. Dlaczego teraz odpowiadam? Może dlatego, że chcę? Może dlatego, że widzę gdzieś w tym jakąś odpłatę za to? Sam nie wiem.  
- Długo pracujesz w Domu Dziecka?  
Muszę zmienić temat.  
- Około 9 lat. Co u Brooklyn?
Część druga jej wypowiedzi, a w zasadzie to pytanie mnie zaskakuje. Moja mina wyraża dezorientację, ale dość szybko ją zmieniam na normalną, więc mam pewność, że ona jej nie widziała. Chwytam w prawą dłoń dużą szklankę kawy, którą jakieś kilka minut temu przyniósł kelner. Upijam ciepłej cieczy kilka łyków i odstawiam ponownie na stół.  
- Jesteś nią zainteresowany?  
Marszczy czoło, nic się nie odzywam, a ona kontynuuje.  
- To jest bardzo wrażliwa i krucha dziewczyna, która w swoim życiu przeszła, więcej niż większość osób w jej wieku. Gdy miała 10 lat, matka ją porzuciła. Od sąsiadów się dowiedzieliśmy, że jest pozostawiona sama sobie w mieszkaniu. Zabraliśmy ją do Domu Dziecka, nie mieliśmy innego wyjścia, gdyż nie daliśmy rady znaleźć jej pozostałej rodziny..  
- A ojciec?  
- Zmarł.  
- Dlaczego mi to wszystko mówisz?  
- Nie każdego dnia, przychodzi do Domu Dziecka mężczyzna, który interesuje się młodą dziewczyną, chyba, że mówimy o parze, która nie może mieć dzieci i chciałby adoptować. Poza tym mam przeczucie, że coś do niej masz, nie wiem co, ale jest to coś dobrego. Nie chciałabym, abyś ją skrzywdził.  
Brunetka odchyla się na swoim krześle z kubkiem kawy w dłoni.  
- Muszę już uciekać. Za chwilę zaczynam pracę.  
Kiwam głową twierdząco i podnosimy się z krzeseł w tym samym czasie. Łapię ją za nadgarstek, kiedy widzę, że wyjmuje portfel z torebki i kieruję jej dłoń, aby schowała swoją rzecz z powrotem. Wiem, że teoretycznie ona mnie zaprosiła, ale bez przesady, że miałaby zapłacić. Wyjmuję banknot i kładę go na stole. Z pewnością zapłaci za napoje i da sporo uśmiechu na twarzy kelnera, który nas obsługiwał no i wpadnie mu trochę gotówki. Razem z Grace wychodzimy z kawiarni. Po tym co się dowiedziałem mam mętlik w głowie, ale też sporo pytań, na które bardzo chciałbym uzyskać odpowiedzieć.  
- Więc..Ty wiesz jak Twoja zguba się nazywa, a ja napiłam się dobrej kawy przed pracą..  
Uśmiechamy się do siebie. Wiem doskonale o co jej chodzi.  
- Spotkamy się jeszcze nie raz. Może nawet jutro.  
- Mam rozumieć, że wpadniesz do Domu Dziecka? Do Brook?  
Oblizuję dolną wargę i ją gryzę.  
- Może niekoniecznie do niej..  
Mówię i robią mały krok w jej stronę. Moja dłoń oplata jej kark i całują ją w policzek. Oddalam się od niej i idę w kierunku swojego samochodu. Szczerze miałem zaproponować jej, że ją podwiozę, ale skoro jej praca jest zaledwie po drugiej stronie ulicy to postanowiłem odpuścić. Kiedy czekam na zielone światło w tłumie samochodów moje myśli przypominają mi o słowach Grace co do Brooklyn.. Wyjmuję paczkę papierosów ze schowka i odpalam jednego z nich. Jest mi jej szko..szkoda. Nie wierzę, że tak o niej pomyślałem. Jeszcze nie dawno była dla mnie zwykłą suką, która mi odmówiła rozmowy, jednej, jebanej rozmowy. Moje myśli są strasznie poplątane.. Podświadomość mi mówi, że tak naprawdę jeśli już pojawię się w Domu Dziecka, to nie u Grace, a u ciemnowłosej brunetki, która w jakiś sposób mnie sobą zainteresowała. I cholernie mnie to denerwuję, bo nie wiem czemu.  
  
[ 08 ]  
  
Kiedy upewniłem się, że samochód dobrze chodzi i jego problem jest naprawiony, zamykam lekkim trzaskiem jego drzwi od strony kierowcy. Z półki zabieram białą szmatkę, w którą wycieram trochę zabrudzone dłonie jednocześnie rozglądając się dookoła aż w końcu odrzucam ją na stojącą pod ścianą komodę. Z jednej z szuflad biurka wyjmuję blok formularzów, aby wypełnić jedną z nich danymi typu: w jakim stanie otrzymałem auto, jakie części miało, jaki był problem, co zostało zrobione/wymienione - same podstawy. Kiedy kończę wyrywam kartkę i kładę na niej kluczki od pojazdu. Nawet nie potrafię powiedzieć, która to moja naprawa dzisiejszego dnia. Zauważając butelkę wody, schyliłem się po nią i wypijam prawię połowę zawartości. Cholernie chciało mi się pić. Od wypitej rano kawy nie miałem czasu ani okazji napić się, więc teraz ją wykorzystuję. Moje oczy dostrzegły właściciela warsztatu, który zarazem jest moim dobrym kolegą. Opuściłem butelkę, zakręciłem korek i rzuciłem w stronę mężczyzny, który plastik złapał w locie i również skorzystał z wody. Wyjąłem z kieszeni kombinezonu - zakładam go tylko wtedy, kiedy tutaj pracuję, osobiście go nie lubię - telefon. Na jego wyświetlaczu wybiła godzina 15, więc jestem tutaj już od prawie 3 godzin. Przetarłem przedramieniem czoło, które było pokryte kropelkami potu, a po chwili dłońmi twarz.  
- Dzięki, że zgodziłeś się mi pomóc. Gdyby nie Ty, wszystko załatwiałbym i naprawiał kilka dni. Jeśli będziesz kiedykolwiek czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znajdziesz.  
Kiwam głową na znak, że rozumiem sytuację i też na znak, że nie ma mi za co dziękować. Tak naprawdę to ja jestem mu wdzięczny. Lubię naprawiać samochody, coś co jest w nich zepsute. Daje mi to możliwość odstresowania się tak samo jak siłowania. Od dziecka się tym interesowałem - sportem i autami. Zawsze dużo czasu poświęcałem warsztatowi razem z tatą. To od niego tak dużo się nauczyłem..  
- Zostały już tylko dwa auta, poradzę sobie. Idź do domu, odpocznij i wielkie dzięki za dziś. Bądźmy w kontakcie, Styles.  
Podaje mi dłoń, którą ściskam i przy tym uśmiechamy się szeroko do siebie. Eric odchodzi do pomieszczenia obok, gdzie jest jego biuro. Normalnie poszedłbym za nim i zapytał o pieniądze, ale ze względu na to, że moje konto bankowe jest wypchane pieniędzmi, on jest moim dobrym kumplem, którego lubię i szanuję i naprawdę lubię tę robotę, nie robię tego. Po prostu jak wspominałem wcześniej odbiję sobie to innym razem w formie przysługi. Postanawiam iść i ściągnąć ten kombinezon z siebie. Mam jeszcze dwie sprawy do załatwienia.  
  
* * *  
  
- Nic mnie to kurwa nie obchodzi.  
Ze swoich ust wypuściłem długą strużkę szarego dymu. Postukałem lekko wskazującym palcem, aby strzepnąć gromadzący się pył na jego końcu. Moje plecy oparły się o zimną ścianę jakiegoś budynku. Oczami spojrzałem w stronę przestraszonego faceta, koło którego stało dwóch innych, którzy mają mieć go na oku. Nie są mi potrzebni. Doskonale umiem sam sobie poradzić. Przynajmniej nie będę miał więcej roboty, jak tylko postraszenie go.  
- Potrzebuję jeszcze kilka dni, proszę.  
Stanąłem przed nim. Dmuchnąłem siwym dymem w jego twarz jednocześnie mrużąc na niego oczy. Rzuciłem na ziemię niedopałek papierosa i zgniotłem go podeszwą buta. Ponownie spojrzałem na mężczyznę. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. 'Żartujesz sobie ze mnie?' Moja pięść powędrowała w kierunku jego policzka. Cios spowodował odwrócenie głowy w bok z jednoczesnym wypluciem krwi.  
- Moja cierpliwość się kończy, Smith. Masz dwa dni.  
Powiedziałem twardym głosem. Kiwnąłem ręką na dwóch facetów, na znak, że mogą już sobie iść. Udałem się do swojego, niedaleko zaparkowanego auta. Jadę ciemnymi ulicami Londynu kierując się w stronę swojego mieszkania. Moje oczy skanowały widok przede mną kiedy stałem na światłach i czekałem na zielone światło. Jutro o tej porze będę brał udział w wyścigach samochodowych i szczerze nie mogę się doczekać. Wtedy czuję, że naprawdę żyję. Tak naprawdę bawię się tym i jednocześnie wygrywam. Podobno sporo osób się szykuję na ten wyścig, gdyż później idziemy na imprezę. Pewnie w tym momencie uznacie mnie za idiotę, bo zastanawiam się czy pójdę na tą imprezę. Mam szczerą ochotę się tam pojawić z jednej strony, ale z drugiej następnego dnia mam pracę i pewną sprawę do załatwienia, która jest dla mnie ważna. W ogóle co to się stało, że jakiekolwiek rzeczy są dla mnie ważne? To jest popierdolone, serio. Światło się zmienia, więc skręcam w lewo. Pięć minut później parkuję w garażu podziemnym i klikam 'zamknij' na pilociku. Słyszę pisk, z którego tylko rozumiem 'Uważaj!'. Odwracam się ostrożnie i szybko pochylam, a ręka jakiegoś gościa leci w przód w powietrzu. Podnoszę się i marszczę brwi. O co kurwa chodzi? Kiedy spoglądam na mężczyznę moje myśli wracają do momentu, w którym pomogłem dziewczynie, zanim pojechałem do sklepu i na siłownię - kilka dni temu. Facet stoi przede mną, a niedaleko za nimi stoi facet, który trzyma dziewczynę, której pomogłem. Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie i dla tego nie chciałem się wpierdalać, ale czasu nie cofnę.  
- Czas wyrównać rachunki.  
Syczy przez zaciśnięte zęby i uderza mnie pięścią w brzuch. Zginam się w pół i próbuję odpędzić od siebie myśli, że w ogóle coś mnie boli. Prostuję się i wypluwam ślinę na ziemię jednocześnie patrząc i piorunując wzrokiem osobę na przeciwko mnie. Nie ma kurwa mowy, że jakiś pajac będzie mnie dotykał, a tym bardziej uderzał. Na jego twarzy widnieje uśmieszek.  
- Co Cię tak bawi? Widzisz, chłopczyku..tak się składa, że dzisiaj ominąłem trening na siłowni, ale skoro Ty lubisz być workiem treningowym to dlaczego miałbym z Ciebie nie skorzystać, prawda?  
Kiedy kończę mówić szybko łapię go za barki i kopię kolanem w jego brzuch. Zgina się, a ja kopię go ponownie tak, że upada na zimny beton. Mój czubek buta trafia w jego bok, a on ponownie się kuli. Kucam przy nim i kieruję twarz tak, aby patrzał na mnie i wtedy zaczynam go klepać mocno po policzkach.  
- Przyjemnie prawda? A ja nawet jeszcze nie zacząłem.  
  
* * *

Biorę dwie małe butelki z lodówki.  
- Już drugi raz uratowałeś mi życie. Dziękuję.  
Sam nie wiem dlaczego ją w ogóle zabrałem do siebie. Wiem, że pewnie wy pomyślicie, że w zamian za to, że ja jej uratowałem drugi raz dupę, to teraz mógłbym ją przepierzyć w swoim łóżku w ramach rekompensaty, ale nie, nie zrobię tego, chociaż mógłbym.. Tak poważnie nie chcę tego robić, nie mam ochoty na seks - tak, to cholernie popierdolone, jak większość rzeczy w moim życiu, które ulegają dziwnym zmianom. Podchodzę do dziewczyny, której podaję butelkę wody i cofam się, aby usiąść na przeciwko niej.  
- Mieszkam tutaj od pół roku i Ciebie nie widziałem..  
Myślę na głos. Dziewczyna poprawia się na kanapie.  
- Rzadko gdziekolwiek wychodzę..  
Przybijam sobie piątkę w myślach. Przecież to oczywiste.  
- Znasz ich w ogóle? Czego właściwie od Ciebie chcą?  
Nie pomyślałem, że może mnie to interesować, ale z drugiej strony, jeśli się nie dowiem i jakoś jej nie pomogę tego załatwić, wiem, że co jakiś czas mogę mieć takie wizyty, co wcale mi nie przeszkadza. Jedynie po pewnym czasie może mnie to cholernie znudzić, a dziewczyna będzie bała się cały czas i nie będzie dane jej zaznać spokoju. Patrzę wyczekująco na dziewczynę pijąc wodę.  
- Nie chciałabym Cię w to mieszkać..  
- Nie obraź się, ale ja już jestem w to zamieszany, więc..?  
Westchnąłem głośno i pochyliłem się. Muszę się uspokoić, bo w innym przypadku ją wystraszę, a ona i tak już siedzi niepewnie na mojej kanapie i zamiast wypić tę cholerą wodę, bawi się nią. Nienawidzę, kurewsko nienawidzę, kiedy ktoś nie chce ze mną współpracować, czy odpowiadać na pytania. Przecież do jasnej cholery chcę jej pomóc, a mnie to się prawie w ogóle nie zdarza.. 'A nie przypadkiem sobie chcesz pomóc?' - kpi moja podświadomość, a ja po dłuższym zastanowieniu muszę przyznać jej rację. Jeśli tego nie rozwiążę, ja również nie będę miał spokoju, chociaż mógłbym to załatwić w inny sposób, który jednak mógłby ją skrzywdzić.  
- Posłuchaj.. Jeśli mi nie powiesz, oni będą tutaj wracać, a ja chociażbym mógł to na pewno za każdym razem Ci nie pomogę, bo jak skoro może mnie nie być? Ułatwisz to sobie i mnie, nie rozumiesz tego? Nie mam ochoty cały czas prać jego tyłka na kwaśne jabłko, bo to się będzie robić nudne i chore..  
Mój oddech przyśpieszył lekko, a mięśnie się napięły. Nawet myśl o nim mnie wkurwia. Dziewczyna z blond, średnimi włosami kiwa głową, więc odbieram to za znak, że mnie rozumie, ale wyczuwam też niepewność.  
- Przepraszam, że masz przeze mnie kłopoty..  
- Nie, kłopoty nie.  
Śmieję się, po to, aby rozluźnić atmosferę.  
- Jakiś czas temu mój brat zaczął się z nimi zadawać. Niby wszystko było dobrze, ale widziałam jak podkrada mamie pieniądze czy też u niego w pokoju leżały małe, przezroczyste opakowania. Zaczął się zachowywać nienormalnie, wyprowadził się z dnia na dzień. Zaczęli przychodzić do nas. Szukali go, a ja z mamą nie wiedziałyśmy co mamy już mówić. Szantażowali mnie, matkę do dnia dzisiejszego.  
- Rozumiem. Warto by było coś z tym zrobić. Idźcie na policję, adwokata albo może po prostu się gdzieś indziej przeprowadźcie..  
Jej policzki czerwienieją, a kąciki ust idą do góry. Dezorientacja.  
- Głupio się przyznać i pewnie uznasz mnie za nienormalną, ale.. Moja mama pracuję w firmie, gdzie co kilka miesięcy ją gdzieś przenoszą. Tym razem mamy zostać tutaj dłużej, a może nawet na zawsze, ale do rzeczy. Kiedy się dowiedziałam o tym, że mamy zamieszkać w Londynie i że Ty również tutaj mieszkasz, cały czas mówiłam mamie o tym budynku, chciałam mieszkać blisko Ciebie, widzieć na żywo. Wiem, że to brzmi idiotycznie, nie uznaj mnie proszę za psychicznie chorą czy coś. Wiele razy próbowałam z Tobą porozmawiać czy nawet zdobyć autograf, ale nigdy mi się nie udało. Dlatego mi tak trudno mówić Tobie, osobie którą uwielbiam o swoich problemach, bo to jest strasznie dziwne..  
Jestem kompletnie zdezorientowany na początku jej wypowiedzi, ale z każdym, nowym słowem rozumiem ją. To dziwne jednak.  
- Teraz sobie przypominam.. To Ty zostawiłaś list, czasami moją ulubioną czekoladę czy przyczepiałaś balon z różnymi moimi tekstami do klamki moich drzwi? Wiesz.. to miłe, chociaż muszę przyznać, że zacząłem czuć się osaczony i nie sądziłem, że to tylko jedna osoba.  
Kręcę głową i uśmiecham się do zaczerwienionej dziewczyny.  
- Uwierz mi, to co robiłaś to nic złego, naprawdę. Moi fani, fani zespołu są dla mnie i dla reszty chłopaków bardzo ważni. W porównaniu do zwrócenia naszej, a w tym przypadku mojej uwagi co do Twojej osoby jest zupełnie normalne. To co inni wyprawiają to nawet nie potrafisz sobie tego wyobrazić, serio.  
Uśmiecham się, wstaję z fotela i idę w stronę szafek, aby wyjąć marker i bloczek kartek. Składam na niej swój autograf i też na okładce płyty. Kucam przy dziewczynie i wręczam jej.  
- To w ramach rekompensaty za to, że nie miałem czasu nawet z Tobą porozmawiać, czy też nie za zwrócenie swojej uwagi na Ciebie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.  
Blondynka jest zaskoczona i niespodziewanie się do mnie przytula. Uśmiecham się szeroko. To miłe sprawić przyjemność drugiej osobie, w sumie nic nie zrobiłem takiego, jednak miło.  
- Wiesz, jest dość późno. Jeśli masz ochotę wpadnij jutro.  
- Naprawdę?  
- Pewnie. Spróbujemy rozwiązać ten problem.  
Kiwa głową potwierdzają moje słowa. Widzę w jej oczach iskierki, więc uśmiecham się i odprowadzam ją do drzwi. Patrzę jak jej sylwetka się oddala. Zauważam, że mieszka na tym samym piętrze, tylko że po drugiej stronie budynku niż ja. Zamykam drzwi i rozpływam się na łóżku w swojej sypialni. Rozciągnięcie powoduje, że mój brzuch daje o sobie znać. Zapomniałem albo po prostu nie chciałem pamiętać, aby przyłożyć lód czy coś. Idę więc po niego. Wrzucam kostki lodu do foli, a folię po zawiązaniu w supeł oplatam ręcznikiem i przykładam do brzucha. Nie sądziłem, że tak długo tutaj była, a była ponad godzinę. Sądziłem, że wszystko trwało dwadzieścia minut czy coś. Siadam na fotelu mając jedną rękę zajętą, a drugą chwytam telefon. Mam kilka wiadomość, więc odczytuję je po kolei. Nic ważnego, co miałoby coś zmienić. Po kilku minutach odkładam ręcznik i idę się myć. Pewnie inni faceci by to zwyczajnie pieprzyli, ale ze względu na to, że pracowałem dziś przy samochodach i ogółem cały dzień byłem poza domem, coś robiłem to jestem cholernie zmęczony i spocony. Jutro w siłowni ma czekać na mnie dwóch mężczyzn, którzy chcieliby się do mnie zapisać, aby trochę potrenować. Dobrze, że tylko oni. Chciałbym jakoś spasować, odpocząć, żeby przygotować się na kolejny tydzień wrażeń.  
  
* * *
  
Marszczę brwi, a tym samym czoło. Jestem dość zdezorientowany, kiedy wchodząc do budynku 'Ferries' i widzę siedzącą za biurkiem nie Grace, a jakąś inną dziewczynę, która wygląda na starszą, w każdym bądź razie jestem zdziwiony. Może w niedziele nie pracuje? Po mimo celu w jakim tutaj przyszedłem, sądziłem, że zobaczę ją, zamienimy kilka słów czy coś. No trudno, jak nie dziś, to kiedy indziej. Uśmiecham się do kobiety, a ona odwzajemnia uśmiech.  
- Przyszedłem w odwiedzin do Brooklyn Riggs.  
Kobieta kiwa głową uśmiechnięta i sprawdza coś w komputerze.  
- Przykro mi, ale Brooklyn nie ma w obecnej chwili.  
- Co to znaczy, że jej nie ma?  
- Jest w szpitalu.  
Mówi cicho, tak, aby nikt nie usłyszał. Może Grace jej powiedziała, że gdyby coś ma mi mówić te 'zakazane' sprawy o Brooklyn, ale w tej chwili mam to w dupie. W moich myślach cały czas pojawiają się jedne i te same słowa, które przed chwilą wypowiedziała starsza kobieta. Jak to jest w szpitalu, kurwa?  
  
[ 09 ]  
  
'Jest w szpitalu'...'Jest w szpitalu'...'Jest w szpitalu'... - te słowa muszą zniknąć z moich myśli, bo zaraz sam się tam znajdę przez jechanie jak totalny idiota zatłoczonymi ulicami Londynu. Podczas, gdy jadę tym pieprzonym samochodem już jakieś pięć minut, zdążyłem wypalić trzy papierosy. Zawsze tak mam jak jestem zdenerwowany. Co ja w ogóle robię? Spieszę się do dziewczyny, której nawet dobrze nie znam, prawie w ogóle jej nie znam! To jest popierdolone. W końcu parkuję auto na parkingu szpitalnym i jednocześnie gaszę czwartego papierosa. Biorę dwie miętówki z saszetki i po zamknięciu samochodu idę w kierunku wejścia. W holu panuje totalne zamieszanie. Zauważam na osobnych noszach dwóch mężczyzn, których widziałem jeszcze kilka minut temu. To dzięki nim przede wszystkim był ten cholerny korek. Nieważne. Idę w stronę recepcji, gdzie każda kobieta jest zajęta. Pukam dwa razy głośno w blat i uzyskuję wszystkie spojrzenia z każdej ze stron. W końcu jedna z nich staje na przeciwko mnie.  
- Brooklyn Riggs, przywieziono ją wczoraj.  
Mówię szybko chłodnym i poważnym głosem.  
- Jest Pan kimś z rodziny?  
Kurwa! Serio mnie o to pytasz? Gówno Cię to obchodzi.  
- Jestem jej chłopakiem.  
Kobieta patrzy na mnie nie ufnie, mrużąc na mnie swoje oczy. W końcu bierze głęboki oddech i znika mi na chwilę z oczu. Jeszcze nigdy nie powiedziałem, czy przyznałem, że jestem czyimś chłopakiem - okej, był jeden raz, ale to bardzo dawno temu. Nie sądziłem, że ponownie będę musiał używać tych słów, ale znając okoliczności, musiałem to zrobić, gdyż w innym przypadku blond-wkurwiająca-kobieta by mnie zwyczajnie nie wpuściła. Rozglądam się po bokach i widzę, że tłum zamiast zmaleć, rośnie. Tak cholernie bardzo nienawidzę kiedy w pomieszczeniu - takich jak to - jest tyle osób, po prostu nie znoszę. Że też akurat kiedy muszę tutaj być, jest tyle potrzebujących ludzi. Blondynka w końcu przychodzi i tłumaczy mi drogę do jej pokoju, po czym mocno zaznacza, że odwiedziny są dzisiaj wyjątkowo do godziny szesnastej. Przez chwilę nawet pomyślałem, że tylko dlatego iż ja tu jestem. W sumie gówno mnie to interesuje. Na czwarte piętro idę po schodach, co dwa. Windy cały czas chodzą w tą i w tą, a w nich jest za dużo ludzi i pewnie nawet bym nie złapał oddechu. Przed wejściem do jej sali zastanawiam się czy z kimś ją dzieli. Podobne wątpliwości miałem wtedy, kiedy po raz pierwszy zapukałem do jej pokoju w Domu Dziecka. Wchodzę do pomieszczenia i zamykam za sobą drzwi cicho. Ściany są w jasnych odcieniach koloru pomarańczowego. Poza tym jest tu telewizor, duże okno, kaloryfer, inne drzwi, które pewnie prowadzą do łazienki i dwa łózka. Jedno z nich jest zajęte i nawet nie muszę mówić przez kogo. Dziewczyna leży do mnie plecami, a niedaleko niej znajduje się okno, w które zapewne się wpatruję. Oddycham z ulgą, że drugie łóżko jest zaścielone, gdyż pozwala mi to sądzić iż w sali leży sama i nikt niespodziewanie tutaj nie przyjdzie, aby nam przeszkodzić.  
- Mówiłam już, że nie będę jadła tego obiadu.  
Jej głos dociera do mnie i muszę się trochę wysilić, aby ją usłyszeć, bo jest strasznie cicho, ale pomimo tego wyczuwam zirytowanie. Wykonuję kilka dużych kroków w jej stronę jednocześnie trzymając dłonie w swojej czarnej kurtce ze skóry. Staję za jej plecami przy ramie jej łóżka i pochylam się lekko w jej stronę, po czym szepczę tuż przy jej uchu:  
- Dlaczego?  
Odwraca się gwałtownie w moim kierunku, a ja się uśmiecham szeroko. Widzę w jej oczach, że jest zaskoczona moim widokiem, ale i też lekko przestraszona - nic się więc w tej kwestii nie zmieniło. Staję przed oknem, łokcie opieram o parapet. Czuję na sobie jej wzrok - to dobrze, bo właśnie tego oczekiwałem. Uśmiecham się pod nosem i odwracam się w jej stronę, opierając na łokciach.  
- Dlaczego nie jesz?  
Pytam cichym, ale stanowczym głosem. Ma na sobie czarne dresy i gładką koszulkę, która opina dokładnie górną część jej ciała i dlatego widzę, że mimo tych kilku dni schudła i to dość sporo jak na taki czas. Mrużę oczy patrząc na nią, a ona sięga po książkę z szafki szpitalnej.  
- Nic Cię to nie powinno obchodzić. Idź sobie.  
Przyciągam krzesło, które stoi przy ścianie, do jej łóżka i siadam na nim. Zdejmuję swoją kurtkę i kładę ją w nogach jej łóżka. Jest tu cholernie gorąco. Widząc, że nie reaguje na mnie, sięgam dłonią po książkę i grzecznie ją odkładam na jej miejsce.  
- Nie ignoruj mnie, nie znoszę tego.  
Naciąga kołdrę i zaczyna bawić się swoimi palcami.  
- Chciałbym Cię lepiej poznać.  
- Po co? Nie ma we mnie nic ciekawego.  
Mówi szybko zaskoczona moimi słowami, zresztą ja sam jestem nimi zaskoczony, zdziwiony. Szczerze mam ochotę wstać, wyjść i trzasnąć drzwiami, ale powstrzymuję się, gdyż w mojej głowie zaczyna przewijać się jak film - spotkanie z Grace w kawiarni, nasza rozmowa. Mam ochotę wypytać Brooklyn o jej dzieciństwo o rzeczy, których się dowiedziałem, nawet się o nie nie prosząc czy wysilając. '..Mam przeczucie, że coś do niej masz, nie wiem co, ale jest to coś dobrego' - przypominają mi się jej słowa, zaraz przed tym jak musiała iść.  
- Co się stało, że musiałem aż tutaj przyjechać?  
- Nikt Cię nie prosił, abyś tutaj przyjeżdżał.  
- Przestaniesz być w końcu taką zimną suką i po prostu ze mną porozmawiasz? To chyba nie jest tak dużo!  
Podnoszę swój głos, moje mięśnie się napinają i widzę jak jej sylwetka się od mnie oddala niezdarnie w górę łóżka. Oblizuję górną wargę jednocześnie wpatrując się w ścianę obok. Kurwa! Mój wzrok ląduje na łóżku, na którym leży. Sięgam dłonią po jej drżącą dłoń, którą próbuje zabrać, ale jej na to nie pozwalam i orientuję się, że ma strasznie małą dłoń. Fakt ludzie, z którymi się znam, również mają mniejsze ode mnie, ale jej przekracza wszystkie inne. Kąciki moich ust wędrują lekko do góry kiedy zdaję sobie sprawę, że bawię się jej palcami, obracam w palcach pierścionek na jej palcu czy bransoletkę na jej prawym nadgarstku. Nie przerywając czynności spoglądam w górę i widzę, że dziewczyna również patrzy na to co robię i w końcu spogląda w moje oczy mając jednocześnie lekko rozchylone usta. Próbuje się nie uśmiechać, kiedy delikatnie pieszczę opuszkami palców wewnętrzną stronę jej dłoni. W końcu kąciki jej ust unoszą się i śmiało mogę powiedzieć, że ma tu łaskotki, co jest dziwne, bo jeszcze nigdy nie spotkałem osoby, która by je tutaj właśnie miała.  
- Potrzebujesz czegoś? Czegokolwiek?  
Kręci głową przecząco, a jej uśmiech pomału ginie i zabiera dłoń.  
- Powiesz mi co się stało?  
- Nic wielkiego. Po prostu jestem na badaniach kontrolnych.  
Kiwam głową na potwierdzenie, że rozumiem. Między nami zapada cisza, a ja nie wiem co mam powiedzieć. W mojej głowie panuje pustka, dosłownie. Brooklyn układa się wygodniej na łóżku, które cicho skrzypi. Do pomieszczenia wchodzi pielęgniarka, która robi zaskoczoną minę na mój widok. Uśmiecham się tylko i wracam wzrokiem na dziewczynę. Próbuję wymyślić jakieś niekrępujące ją pytanie, na które odpowiedzieć będzie mnie interesować. Odsuwam się lekko puszczając jej dłoń, gdyż podnosi się, aby wziąć tabletki, które przyniosła kobieta, która szybko wychodzi z pomieszczenia. Rozglądam się i spoglądam na książkę, którą biorę w dłonie i patrzę na tytuł.  
- Lubisz czytać, prawda?  
Pytam, chociaż tak naprawdę nie muszę. To oczywiste. Podczas naszego pierwszego 'spotkania' również czytała książkę, kiedy po raz drugi ją odwiedziłem kątem oka widziałem, że ma ich kilkanaście w pokoju, a teraz ponownie zastaję ją z książką. Chyba bardziej próbuję nawiązać z nią kontakt.  
- Ja osobiście tego nienawidzę.  
Na mojej twarzy powstaje grymas, kiedy patrzę na okładkę.  
- Czemu tutaj jesteś? Czego ode mnie chcesz?  
Pyta, a ja szybko przenoszę wzrok na nią. Wzruszam ramionami.  
- Mówiłem już, że chcę Cię lepiej poznać. To wszystko.  
Tak naprawdę sam się nad tym zastanawiam, jak za każdym razem, kiedy się z nią widzę. Przecież zawsze mogę iść do baru, gdziekolwiek i znaleźć sobie laskę, jaką bym chciał, a zamiast tego siedzę na szpitalnym krzesełku i próbuje rozmawiać z dziewczyną, która w jakiś dziwny sposób mnie intryguje. Odkładam książkę i w tym samym momencie wchodzi kobieta z recepcji, która posyła mi grymas. Uśmiecham się, a Brooklyn odwraca się w jej stronę.  
- Na Twojego chłopaka już czas. Odwiedziny się zakończyły.  
- Oczywiście.  
Podnoszę się z krzesła, łapię kurtkę, którą zakładam na siebie. Brook patrzy w moje oczy, a ja na nią. Widać, że jest zaskoczona słowami kobiety. Puszczam jej oczko i odchodzę tym samym nie dopuszczając jej do słowa. Słyszę łóżko jak skrzypi, więc strzelam, że na mnie patrzy, bo również czuję jej wzrok na sobie. Uśmiecham się szeroko do kobiety, która przewraca oczami, a ja się cicho śmieję i wychodzę z pomieszczenia. Jeszcze tutaj wrócę.  
  
* * *  

- Ostatnie sześć pompek.  
Mówię drugiemu klientowi, z którym na dzisiaj byłem umówiony. Jego kondycja jest trochę średnia, ale skoro chce tylko nad tym popracować to jego sprawa. Dla mnie liczy się, że mu pomogę i że za to dostanę pieniądze. Siłownia to mój drugi dom. Tutaj mogę pomóc każdemu w takich sprawach, bo zwyczajnie się na tym znam. Kładę się obok niego i robię pompki, aby go zachęcić do działania. Nie przestaję, a on w końcu się podnosi i kończy ostatnie powtórzenia. Klepię go po plecach kiedy się podnoszę i stawiam mu obok butelkę wody. Zbieram wszystkie ciężarki i odnoszę na swoje miejsce. Staję przed mężczyzną, któremu podaję dłoń i podciągam go do góry.  
- Dobra robota. Widzimy się jutro.  
Powiadamiam go, ściskam jego wysuniętą dłoń i idę w stronę bieżni. Muszę trochę pobiegać, a przy okazji pomyśleć. Wkładam słuchawki i włączam sprzęt, na początku biegnę sobie spokojnie, tak samo jak moje myśli. Dzisiaj czeka mnie wyścig. Nie martwię się nim zbytnio, bo i tak wiem, że nie przegram. Zastanawiam się tylko, którym samochodem mam pojechać. Może wpadnę do Eric'a, który mógłby znaleźć/wypożyczyć coś dla mnie ekstra. Nie wiem, zobaczę. Kątem oka widzę jak jakieś dwie dziewczyny zbliżają się w moją stronę. Obie stają na bieżni po moich dwóch stronach. Kręcę głową widząc jak są ubrane, a mówiąc dokładniej skąpo. Pewnie nie potrzebują siłowni, a faceta, który sam zapewni im trening w łóżku. Uśmiecham się patrząc przed siebie. Odkładam na moment słuchawki, doskonale widząc, że patrząc na mnie, ale próbują to ukryć, zdejmuję swoją czarną koszulkę, którą rzucam przy bieżni i ponownie zakładam słuchawki. Jeszcze dziesięć minut i pójdę podnosić ciężary, wezmę później tutaj prysznic i wrócę do domu. Podczas, gdy biegnę ostatnie trzy minuty, myślę o Brooklyn, o naszym dzisiejszym spotkaniu. Nie było dokładnie tak jakbym chciał - nie to, że sobie to planowałem - ale też nie było najgorzej. Na pewno pojawię się tam jutro, gdyż mam coś dla niej, co na pewno jej się spodoba, tylko będę musiał jeszcze to załatwić. Gryzę dolną wargę przez pojawiający się uśmiech, kiedy wyobrażam sobie jak leży w moim łóżku, zupełnie naga, jak próbuje złapać oddech. Kurwa! Jest cholernie cichą dziewczyną i sądzę nawet, że zakompleksioną, gdyż nie jest pewna niczego co robi albo mówi. Sądzę, że właśnie to mnie w niej kręci, mocno kręci. Wyłączam sprzęt i piję wodę z butelki. Pot spływa ze mnie, coś jak woda ciurkiem z kranu. To dobrze. Nie lubię treningu bez potu, bo to żaden trening. Mógłbym trenować z Brook, albo ją trenować. Przegryzam dolną wargę idąc w stronę ciężarków. Szkoda, że to wszystko jest takie skomplikowane, że nie jest jak reszta dziewczyn - łatwa i szybka.  
  
  
* * *  
  
Wjeżdżam windą na swoje piętro. Ściągam pasek torby sportowej, aby w niej poszukać kluczy od swojego mieszkania. Kiedy w końcu je łapię w dłonie kątem oka widzę, że ktoś się zbliża w moją stronę. Jednocześnie przekręcając klucz w zamku spoglądam w swoją lewą stronę i dostrzegam dziewczynę, którą wcześniej u siebie 'gościłem'. Uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam jej gest i wskazuję dłonią wnętrze swojego mieszkania. Wchodzi i udaję się na kanapę, a ja idę do sypialni i zostawiam tam torbę. Jutro wpadnie Martha, aby ogarnąć ten cały syf. Wracam z powrotem do kuchni/salonu.  
- Chcesz coś do picia?  
Pytam i odwracam się w kierunku blondynki.  
- Nie, dziękuję.  
Biorę butelkę wody dla siebie i idę w jej kierunku. Siadam w fotelu i zaczynam jej się przyglądać. Dzisiaj siedzi już bliżej, na kanapie po środku, nie to co poprzedniego wieczoru. Tak szczerze mówiąc to nie rozmyślałem nad rozwiązaniem jej problemu, bo w sumie to nie mój problem, coś mnie tylko z nim łączy, ale to dla mnie nic.  
- Jak się dziś czujesz?  
- Dobrze, myślę, że dobrze. A Ty?  
- Też. Myślałaś nad rozwiązaniem?  
- Tak. Sądzę, że tą sprawą powinna zająć się policja.  
Kiwam głową twierdząco w geście, że rozumiem o co jej chodzi.  
- Chciałabym się dowiedzieć czy gdyby była taka potrzeba, to czy byś..zeznawał? Wiesz, już dwa razy byłeś..na miejscu, nie wiem jak to nazwać, powiedzieć. W każdym razie mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Nie chciałabym zrobić Ci problemu..  
- Próbuję trzymać się z dala od skandali i innych, ale okej, jeśli tylko będzie taka potrzeba. Tylko jeśli mogę prosić, niech nie będzie z tego dużej afery. Po prostu mogę złożyć zeznania. Nic więcej.  
Dziewczyna się szeroko uśmiecha, a ja odpowiadam jej tym samym, z jedną małą różnicą, gdyż ja wymuszam gest. Nie żeby coś, ale nie za bardzo podoba mi się ta cała akcja. Wiem jak to miej więcej wygląda. Jak tylko wyjdę czy wejdę do sądu/posterunek policji zaczną wszyscy gadać na ten temat, jak tylko ktoś to uchwyci i da następnego dnia jako nagłówek pierwszej strony. Serio, to jest takie wkurwiające czego możesz się dowiedzieć z gazet na swój temat, rzeczy bądź zdarzeń, które nawet nie miały miejsca! Przecieram dłonią twarz i chwilę później wyjmuję ze swoich jeansów telefon, który zaczął mi wibrować. To tylko wiadomość, ale jednak nie mogę powiedzieć, że jest nieważna, bo dotyczy dzisiejszego wieczoru. Wyścigi zaczynają się równo o północy, w tym samym miejscu. Zawsze wysyłają taką informacje tego samego dnia do ludzi ważnych/lubianych/znanych. Nie żebym się chwalił, po prostu tak jest. Patrzę na dziewczynę siedzącą na mojej kanapie i nie wiem czemu, ale wyobrażam sobie Brooklyn zamiast niej. W sumie to dobrze, bo nie mam dużo czasu już, a przecież mówiłem, że mam coś dla niej. Muszę się tym zająć, teraz.  
- Wiesz, ja niestety muszę iść. Coś mi wypadło.  
- Nie ma sprawy. Wpadłam tylko na chwilę.  
- Dobrze, więc do zobaczenia.  
Mówię kiedy oboje opuszczamy mieszkanie, a ja zamykam drzwi i zakładam skórzaną, czarną kurtkę na siebie. Jak tylko wychodzę z windy w holu, uśmiecham się do recepcjonistki i wychodzę za szklane, duże drzwi budynku. Idę w kierunku swojego samochodu i wsiadam do niego. Podczas jazdy do jakoś średnio znanego mi miejsca, a nawet i niezbyt lubianego myślę o kategoriach tego co chcę jej kupić. W sumie mogę się tam kogoś poradzić i nawet już wiem jak sobie z tym poradzić. Co ja w ogóle pierdolę? Chcę to załatwić jak najszybciej i jeszcze szybciej, żeby minął czas, do jutra. Kiedy zamykam drzwi auta odbieram jednocześnie telefon i idę w stronę wejścia.  
- Zayn.  
- Harry, widzimy się jutro. Mamy koncert.  
- Nie mam jutro czasu, cały dzień mam zawalony.  
- Więc będziesz musiał coś odwołać.  
Kiedy chcę się sprzeciwić on żegna się i rozłącza. Serio? Kurwa, nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Naprawdę jutro nie mam czasu: siłownia, gdzie spędzę połowę dnia, gdyż mam kolejnych dwóch klientów i jeszcze kilku stałych umówionych na jutro, Brooklyn, spotkanie ze Smith'em i pewną sprawę bankową. I co ja niby mam odwołać? Brooklyn.. cholera, nie! Naprawdę chcę ją jutro zobaczyć, a reszta spraw wymienionych jest naprawdę ważna. Muszę się dowiedzieć coś więcej i wtedy pomyślę.  
- Cześć, Emily.  
  
[ 10 ]  
  
- Brooklyn -  
  
Kładę się z powrotem na łóżku szpitalnym, kiedy tylko łykam i popijam wodą tabletki, które przyniosła mi przed chwilą jedna z pielęgniarek. Na moje szczęście szybko opuszcza moją salę powiadamiając, że niedługo przyniesie mi obiad. Wychodząc życzy mi miłego dnia, na co parskam sarkastycznie. 'Ta, na pewno będzie miły'. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy tylko będę mogła wyjść z tego szpitala. Z drugiej strony, jeśli mnie wypiszą wrócę do Domu Dziecka i będę musiała chodzić do szkoły. Nie przeszkadza mi to. Lubię się uczyć, ale myśl, że spotkam tam ponownie te wszystkie osoby, które mi dokuczają.. Kręcę głową. To niesprawiedliwe. Nie rozumiem czemu mi to robią. Bo jestem z Domu Dziecka? Bo nie noszę drogich ciuchów i nie mam takich fajnych rodziców jak oni? Po prostu nie poszczęściło mi się w życiu tak jak im, ale to nie powód, aby wyżywać się na mnie i innych słabszych osobach. Przez pięć dni w tygodniu, siedem godzin każdego dnia znoszę śmiechy i docinki na mój temat w szkole. Czasami wyobrażam sobie, że oni znikają i jestem w swoim świecie, gdzie mam normalnych rodziców i mieszkam tak jak inni w normalnym domu. Uczę się, spotykam ze znajomymi, oglądam filmy, nocuję u przyjaciółki - po prostu robię to co każda przeciętna nastolatka. Zamiast tego mieszkam w Domu Dziecka i dzielę pokój z moją dobrą i jedyną koleżanką, Lily. Najczęściej czas spędzam na czytaniu książek. Kiedy byłam mała lubiłam tańczyć, ale po pewnym czasie to rzuciłam. Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Odwracam się w tamtym kierunku i widzę kobietę i mężczyznę, którzy uśmiechają się szeroko.  
- Dzień dobry córeczko.  
Mówi kobieta spoglądając na mnie.  
- Przepraszamy. Pomyliliśmy pokoje.  
Mężczyzna uśmiecha się przepraszająco, po czym szybko wychodzą z pokoju. Odwracam się i wstaję z łóżka szpitalnego, po czym siadam na parapecie podkulając nogi pod brodę. Robi mi się smutno, kiedy w mojej głowie odtwarza się jeszcze raz sytuacja sprzed kilku chwil. Ja nawet nie spodziewam się, że moi rodzice mnie odwiedzą. Ani mama ani tata. Wiem, że nie przyjdą. Tata zginął w wypadku samochodowym, a matka zostawiła mnie jak tylko skończyłam dziesięć lat. Prawdę mówiąc nawet nie chcę jej nigdy w życiu widzieć. Kiedy sobie pomyślę o tym, co przez nią przeszłam w dzieciństwie.. Po moich policzkach spływają łzy. Tak bardzo chciałabym się teraz do kogoś przytulić, mieć oparcie, pewność, że mogę jej zaufać. Oczywiście, mam Lily, ale to nie wystarcza. Oparcie kogoś dorosłego, o to chodzi. Za niecałe dwa miesiące sama będę dorosła i prawdę mówiąc nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ten czas się jednocześnie przeciąga, a z drugiej strony szybko kurczy. Wiem, że jak tylko skończę osiemnaście lat to dostanę trochę pieniędzy z Domu Dziecka i będę musiała się wynieść i jakoś sobie poradzić. Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie będę miała dokąd pójść. Nie znam swojej rodziny, żadnej cioci czy wujka, żebym mogła się u nich zatrzymać. Wiem, że niby mam jeszcze czas, ale w końcu mi go zabraknie i zostanę sama, całkiem sama. Uchylam okno, aby wleciało trochę świeżego powietrza. Na zewnątrz jest ładna pogoda, świeci słońce. Może wyjdę na spacer? Uśmiecham się nikle, kiedy do pokoju wchodzi uśmiechnięta Lily.  
- Cześć. Tak się cieszę, że w końcu Cię widzę!  
Nie widziałam się z nią od tygodnia, ponieważ dostała pozwolenie, aby wybrać się do babci i dziadka na wieś. Pewnie zastanawiacie się co robi w Domu Dziecka, skoro ma bliską rodzinę u której mogłaby zamieszkać. Odpowiedź jest dość prosta: ich zdrowie na to nie pozwala, są za starzy - delikatnie mówiąc. Schodzę z parapetu i przytulam się do niej mocno. Tak bardzo za nią tęskniłam. Nie wiem jak sobie bez niej poradziłam.  
- Jak się tu dostałaś? Wiedzą, że tu jesteś?  
- Tak. Pani Galvin wyraziła zgodę, abym mogła Cię tutaj odwiedzić i przyjechałam z Panią Hay, aby miała na mnie oko. Dasz wiarę? A niby gdzie mogłabym indziej pójść? Czeka w kawiarence piętro niżej. Poprosiłam ja o to, bo chciałam spędzić trochę czasu sam na sam i pogadać. Tęskniłam za Tobą! I przywiozłam Ci coś!  
Ponownie mnie przytula. Mówię jej, że również za nią tęskniłam. Po chwili odsuwa się ode mnie i podaje mi nie dużą torebkę. Znajduję w niej śliczną, bordową sukienkę. Jestem tym zaskoczona, ponieważ nie noszę sukienek, tylko jeansy. Czuję się w nich pewniej. Lily o tym doskonale wie, więc nie rozumiem skąd taki wybór.  
- Dobra, już wyjaśniam. Prawdę mówiąc.. Byłam z koleżankami w mieście. Dostałam trochę pieniędzy, więc jakżeby inaczej chciałam to wykorzystać. Kupiłam sobie parę ciuchów i tak dalej i tak dalej. Kiedy odwiedzałyśmy ostatni sklep właśnie ją zobaczyłam. Tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam ją mieć i poleciałam od razu do kasy. Niestety, ale kiedy ją przymierzyłam okazało się, że jest dla mnie za mała, a zerwałam metkę, więc by mi jej nie przyjęli. Pomyślałam o Tobie i stwierdziłam, że na pewno Ci się spodoba.  
- Podoba mi się, ale nie mogę jej przyjąć.  
- Jesteś ode mnie szczuplejsza, więc na pewno w nią wejdziesz i będziesz wyglądać świetnie. Kolor pasuje Ci do włosów i oczu. Proszę, przyjmij ją, bo w innym przypadku się pogniewam. Przecież możesz mieć w swoich ciuchach chociaż tą jedną sukienkę, prawda?  
Waham się patrząc to na sukienkę to na Lily.  
- Dziękuję. Jesteś kochana.  
Mówię przytulając ją do siebie. Uśmiecha się do mnie szeroko zadowolona z siebie. Sukienka jest naprawdę piękna, taka zwiewna akurat na ciepłe dni. Składam ją i ostrożnie chowam z powrotem do torby. Lily siada na moim łóżku, a ja na przeciwko niej. Po chwili wyjmuje z torby kilka batoników, moją ulubioną sałatkę i sok brzoskwiniowy. Spoglądam na nią wdzięcznym wzrokiem. Pomyślała o wszystkim. Kiwa na mnie głową, a ja zabieram się za jedzenie. W szpitalu rzadko zjadałam posiłki, ponieważ albo nie miałam ochoty, albo naprawdę nie potrafiłam niczego przełknąć.  
- Kiedy stąd wychodzisz?  
- Pewnie za dwa dni mnie wypiszą. Nudzi mi się, ale w sumie nie jest tak najgorzej. Już wolę spędzać całe dnie w szpitalu niż wrócić i chodzić do szkoły. Szkoda, że to by oznaczało, że nie widziałabym się z Tobą. Życie jest niesprawiedliwe.  
- Wtedy zrobiłabym coś sobie. Wysłaliby mnie do szpitala, a ja błagałabym o to, aby zainstalowali mnie w tym pokoju, serio. Jakoś te dwa dni przeżyję, ale będzie ciężko. Razem zawsze raźniej.  
Kiwam głową na potwierdzenie jej słów i uśmiecham się. Razem z Lily siedzimy na moim łóżku jedząc i co jakiś czas odzywamy się do siebie. Kiedy kończę dziękuję jej za posiłek, mówiąc, że uratowała mi życie i mam u niej dług wdzięczności. Oczywiście odpowiada, że dla niej to nie kłopot. Proponuje jej spacer w parku na terenie szpitala na co się zgadza. Zabiera swoją torbę, a ja zakładam bluzę na swoje ramiona i wychodzimy z sali. Informuję pielęgniarkę, że idę się przejść. Zgadza się, ale ostrzega, abym niedługo wracała. Lily z uwagi na to, że jest wyższa obejmuje mnie ramieniem i razem trafiamy na wyznaczoną drogę. Uśmiecham się do dziewczynki na wózku, która jedzie do wejścia. Szkoda mi takich dzieci.  
- Tak właściwie to jak się tutaj znalazłaś?  
Pyta po kilku minutach ciszy dziewczyna.  
- Zemdlałam. Ten dzień był naprawdę okropny, a wcześniej pogoda zmieniała się z raz lepszej na gorszą. Poza tym miałam już naprawdę dość całej tej bandy w szkole i zrobiło mi się słabo.  
- Może powinnaś powiedzieć..  
- Nie, Lily. Jeśli by się dowiedzieli, że poszłam i naskarżyłam komukolwiek, wtedy może i zrobiłoby się spokojnie, ale na trochę. Później wróciłoby to samo, ale zapewne ze zdwojoną siłą. Nie mam na to ochoty, naprawdę.  
Blondynka spogląda na mnie współczująco. Oplatam się ramionami. Nie chcę nic więcej na ten temat mówić. Chcę po prostu odpocząć i nastawić się psychicznie zanim zobaczę ich znowu. Siadamy na pobliskiej ławce przed stawem. Lily przychodzi z chlebem, którym dzielimy się na pół i rzucamy w stronę kaczek. Oboje napawamy się ciszą, tak jest lepiej. Niespodziewanie przychodzi do nas Pani Hay, która przytula mnie i pyta o to jak się czuję. Odpowiadam, że już lepiej i dziękuje jej. Chwilę jeszcze rozmawiamy, po czym mówi, że ona i Lily muszą już się zbierać. Przytakuję zgodnie i w trójkę razem idziemy. Odprowadzam ich do recepcji. Przytulam wychowawczynię, a później blondynkę. Ściskamy się dość długo. Po tym Lily wychodzi, a ja patrzę przez szybę jak idą w stronę samochodu. Biorę głęboki oddech i idę w stronę windy. Nie chcę mi się iść schodami. Wchodzę do swojej sali i dostrzegam na szafce talerz zupy ogórkowej. Zjadam połowę, ponieważ to moja ulubiona zupa, ale więcej nie daję rady zmieścić po zjedzonej sałatce. Kładę się na łóżku i przykrywam kocem. Patrząc w okno przypomina mi się sylwetka chłopaka, który wczoraj mnie odwiedził. Jest strasznie upierdliwy i szczerze mówiąc przerażający. Nie mam nic do niego, nie zrobiłam mu nic złego, więc czego on ode może chcieć? 'Chciałbym Cię lepiej poznać' - przypominają mi się jego słowa. Akurat. Może Ashley i Cassie postanowiły go na mnie nasłać, aby nawet w szpitalu mnie dręczyć. To niedorzeczne. Chociaż szczerze w to wątpię, aby miały z takim kimś kontakt. Jest przystojny, a zarazem sprawia, że się go boję. Poza tym chyba już gdzieś go kiedyś widziałam - pomijając 'spotkania' kiedy był w Domu Dziecka dwa razy. Może na jakiejś okładce gazety? Nie wiem. Odpowiedź przychodzi dość szybko, kiedy jakaś dziewczyna przynosi mi kilka gazet. Na jednej z nich właśnie jest on. Harry Styles. Nie mam ochoty czytać na jego temat, ponieważ nie interesuje mnie jego osoba. Układam się wygodniej na łóżku i ucinam sobie drzemkę.  
  
* * *  
  
Marszczę czoło i ściskam mocno powieki. Do moich uszu trafia hałas z korytarza, który mnie wybudził z miłego snu. Pocieram dłońmi zamknięte powieki i twarz. Ciekawe o co chodzi.  
- Proszę o tylko pięć cholernych minut.  
Odzywa się męski głos. Czuję niepokój, ponieważ głosy słyszę dość dokładnie i to trochę tak jakby on stał przed moimi drzwiami z osobą, która nie chce go tutaj wpuścić. Ze strachu ciaśniej owijam się kocem. Zastanawia mnie kto chce się ze mną zobaczyć. Jest kilka minut przed dwudziestą, więc odwiedziny się zakończyły już dawno. Może powinnam wyjść i sprawdzić kogo niesie?  
- Odwiedziny się zakończyły, Panie Styles.  
Mówi damski głos. To pewnie jedna z pielęgniarek, ale kurczę. Czy to on? Naprawdę? Po co tutaj przyszedł? Sądziłam, że po prostu sobie odpuści. W mojej głowie pojawia się recepcjonistka, która mówi, że odwiedziny się zakończyły i nazywa go moim chłopakiem. Co on w ogóle sobie myślał? Przecież to nie prawda. Wstaję i idę w stronę drzwi niepewnie. Może jednak powinnam zostać i poczekać na rozwój wydarzeń? Boję się.. Otwieram je po cichu delikatnie, aby nie wydały z siebie żadnego dźwięku i dostrzegam jego i jedną z pielęgniarek. Niespodziewanie jego wzrok ląduje na mnie, a ja zamiarem w bezruchu. Spoglądam na swoje dłonie.  
- Co tu robisz?  
- Chcę zabrać Ci tylko pięć minut. Mógłbym?  
Spogląda na mnie pytająco ignorując osobę przed sobą. To dziwna sytuacja. Czego on ode mnie chce? Sądziłam, że już go wyraźnie zniechęciłam do siebie. Chociażby tym jak wyglądam i gdzie mieszkam. Może na niego to nie działa? Najwidoczniej.. Patrzę na kobietę, która się waha. Po czym odchodzi co uznaję, że daje mi wolną rękę. Tak naprawdę nie jestem z tego dumna, bo to nie oznacza nic dobrego. Ostrzegam chłopaka, że ma tylko pięć minut, po których wychodzi. Słyszę jak zamyka za nami drzwi, a ja idę w stronę swojego łóżka po cichu. Siadam na nim i spoglądam w jego stronę. Teraz kiedy jesteśmy sam na sam opuszcza mnie pewność siebie, której mam mało. Nie wiem jak mam się zachować, dlatego z nerwów bawię się swoimi palcami jednocześnie na nie patrząc. Niech te pięć minut już minie.  
- Mam coś dla Ciebie.  
Mówi, a po chwili przed moimi oczami pojawia się torba. Spoglądam na niego niepewnie. Najpierw Lily, teraz on. Czy oni się zmówili? A może dzisiaj jest jakieś święto? Chociaż dziewczyna wyjaśniła mi wszystko. Ciekawe jaki on ma powód. Kręcę głową. Nie mogę tego przyjąć. Nie znam go, więc nie chcę od niego żadnych upominków, prezentów czy czegokolwiek. Odsuwam się w tył na łóżku, kiedy on siada na drugim naprzeciwko mojego. Cholera. Odpowiadam cicho:  
- Nie przyjmę tego.  
- Dlaczego?  
- Bo nie. Przychodzisz tutaj jak gdyby nigdy nic i próbujesz czegoś co wcale mi się nie podoba. Najpierw do Domu Dziecka, a teraz tutaj. Nie wiem kto Cię przysłał i skąd się wziąłeś, ale lepiej będzie jeśli wrócisz skąd przyszedłeś, wiesz? Nie chcę Cię widzieć, nie rozumiesz tego? Nawet nie chcę Cię poznawać. Jesteś dla mnie obcy.  
Zdobywam się na odwagę i mówię to co myślę. Chcę, aby dał mi w końcu święty spokój. Unoszę swój wzrok, kiedy słyszę szelesty. Moje oczy się powiększają, kiedy zbliża się w moim kierunku. Cofam się na łóżku jak tylko mogę, aby być jak najdalej od niego.  
- Powinnaś zważać na to co mówisz.  
Jego głos jest twardy i lodowaty. Otwieram usta, ale nic z nich nie wychodzi. Piszczę cichutko, kiedy chwyta mnie swoją dużą dłonią za ramię, po czym je ściska mocno. Jego oczy ciemnieją przez co jestem jeszcze bardziej przestraszona. Zaciskam mocno powieki i błagam cicho, aby mnie puścił. Mija chwila, a ja słyszę odgłos zamykanych drzwi. W końcu zdobywam się na to, aby spojrzeć. Przede mną stoi łóżko, tak jak po raz pierwszy tutaj weszłam. Obracam się dookoła z myślą, że zapewne stoi za mną, ale jego nie ma. Oprócz mnie nikogo innego nie ma w pokoju i.. niedużej brązowej torby stojącej obok mnie. Szybko wspinam się i siadam w górze łóżka wpatrując się w przedmiot przede mną. Chyba nie zostawił w niej bomby, prawda? Jeśli chciałby mi coś zrobić to by już to zrobił i nie narażałby reszty ludzi. Siedzę tak kiwam się w przód i w tył. Zastanawiam się co mam zrobić. Może dziś przenocuję na podłodze? To będzie zbyt podejrzane, jeśli ktoś wejdzie do pokoju. Oblizuję górną wargę i wstaję z łóżka. Podchodzę bliżej torby i próbuję do niej zajrzeć bez rozchylania jej. W końcu decyduję się to zrobić. W torbie znajduję książkę, którą wyciągam łagodnie. Opuszkami palców przejeżdżam po okładce. 'Gwiazd naszych wina'. O mój Boże. Tak bardzo chciałam ją mieć albo chociażby móc przeczytać tę książkę, ale z braku pieniędzy nie mogłam. Niespodziewanie coś wylatuje spomiędzy kartek, kiedy ją kartkuję. Podnoszę z podłogi małą, białą i prostokątną karteczkę, na której widać męskie, ale ładne i zgrabne pismo.  
  
'Mam nadzieję, że spodoba Ci się'  
~ H.  
  
Cholera jasna. To od niego. To niemożliwe! Skąd on niby wiedział, że właśnie ją chciałam? Przecież nie miałam tego wypisanego na czole. Byłam dla niego taka.. Ale on.. Kręcę głową. Jestem w szoku i nie potrafię nawet myśleć. Odkładam z powrotem książkę. Nie mogę jej przyjąć. To nie właściwe. Nie znam go, a przecież od nieznajomych się niczego nie bierze. Nawet nie chcę poznawać. Siadam niepewnie na drugim łóżku i patrzę na torbę. Mogłabym chociaż przeczytać kawałek.. Nie. Jeden rozdział? Nie. Pierwszą stronę? No dobra. Otwieram ją lekko i już jestem zachwycona.  
  
'Pod koniec zimy siedemnastego roku mojego życia mama stwierdziła, że wpadłam w depresję. Zapewne doszła do tego wniosku, bo rzadko wychodziłam z domu, spędzałam długie godziny w łóżku, ciągle czytałam tę samą książkę, mało co jadłam i całkiem sporo wolnego czasu, którego miałam w nadmiarze, poświęcałam na rozmyślaniu o śmierci.'  
  
Zamykam książkę jak tylko kończę pierwszą stronę i chowam ją tam gdzie jej miejsce. Mam nadzieje, że Harry pojawi się jeszcze raz, ale ostatni w moim życiu tylko po to, abym mogła oddać mu tę książkę. Kładę się na łóżku po tym jak obmywam twarz w łazience i myję zęby. Gaszę małą lampkę i przykrywam się kocem. Noc jest ciepła, więc nie potrzebuję kołdry. Jeszcze przez jakiś czas nie mogę usnąć zbyt podekscytowana tym, że to na czym mi tak bardzo zależało teraz leży praktycznie na wyciągnięcie mojej dłoni. Jednak mam swoje zasady i nie mam zamiaru ich łamać. Nawet dla tej książki chociaż mnie strasznie kusi. W końcu przymykam powieki i zasypiam.  
  
* * *
  
- Na pewno się cieszysz, że dziś wychodzisz.  
Doktor Lea uśmiecha się do mnie, kiedy siedzę już ubrana na łóżku i czekam aż powie ostateczne słowa, że mogę już iść zahaczając o recepcję po wypis ze szpitala. Nie chcę stąd wychodzić. Co z tego, że się nudzę. Wolę to niż Ashley i Cassie.  
- Dobrze, więc. Musisz na siebie uważać. Próbuj się mniej denerwować i jeść regularnie posiłki, bo w innym przypadku szybko wrócisz tutaj, Brooklyn. To wszystko. Do widzenia i miłego dnia.  
Podaje mi dłoń, którą ściskam lekko, a po chwili rozmawia jeszcze chwilę z Grace, która pracuje jako sekretarka w Domu Dziecka. Jest bardzo miła i sympatyczna. Lubię z nią od czasu do czasu pogadać. Orientuję się, że lekarka wychodzi, a Grace uśmiecha się do mnie i zabiera moją torbę. Razem idziemy na dół. W recepcji dostaje mój wypis i po wszystkich formalnościach, które załatwia, idziemy w stronę jej samochodu. Siadam obok niej na miejscu pasażera. Po chwili włączamy się do ruchu, a ja odpoczywam jak tylko mogę, aby się przygotować psychicznie. Dziś jest poniedziałek, ale nie idę do szkoły, ponieważ zegarek wskazuje kilka minut po dwunastej i nie ma sensu, abym tam szła, więc jestem wdzięczna Pani Galvin, że się na to zgodziła. Kobieta spogląda na mnie i uśmiecha się szeroko. Kilkanaście minut później idziemy w stronę wejścia. Dziękuję jej wdzięczna za to, że mnie odebrała i zabieram od niej torbę po czym idę do swojego pokoju. Otwieram drzwi, robię krok i zamiarem na widok osoby siedzącej na moim łóżku.  
  
[ 11 ]  
  

Próbuję oddychać naprawdę spokojnie, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Widok Harry'ego powoduje pojawienie się na mojej bladej skórze nieprzyjemnych ciarek. Wchodzę wgłąb pokoju zamykając za sobą drzwi, chociaż myślę, że powinnam była je zostawić otwarte, aby zwiększyć swoje szanse, że ktoś mnie usłyszy jak będę krzyczała, jeśli tylko najdzie taka potrzeba. Właściwie to czuję ją zawsze, gdy on jest w pobliżu, lecz cały czas zachowuje spokój. Zostawiam swoją torebkę przy łóżku i wyjmuję z niej brązową torebkę, którą kładę obok chłopaka i robię kilka kroków w tył, aby być jak najdalej od niego.
- Więc nie podoba Ci się?  
- Chciałabym ją mieć, ale..
Wstaje gwałtownie z łóżka i staje za bardzo blisko mnie.  
- Nie zaczynaj. Po prostu podziękuj grzecznie.  
Jego oddech odbija się od mojego policzka. To jak nade mną góruje powoduje, że mój strach jest jeszcze większy. Sięgam mu ledwie do szyi, pod którą mogłabym się swobodnie ukryć czego przenigdy nie zrobię oczywiście. Moje policzki oblewają się szkarłatem. Jest mi za gorąco. Otwieram lekko usta, żeby zaprotestować, kiedy unosi mój podbródek ku górze. Zaczyna się śmiać na co jeszcze bardziej się czerwienieję i z zamiarem odejścia od niego, lecz szybko łapie mnie za dłoń i przyciąga do siebie. Nasze klatki piersiowe niemal się stykają.
- Mm.. Te piegi.
Mruczy cicho, a ja wiem, że po prostu się ze mnie naśmiewa. Jak ktoś taki jak on może być.. miły? No może nie do końca. Najpierw jest dla mnie wredny, a następnie uprzejmy. To jego zachowanie jest dezorientujące. Powinien już sobie stąd pójść, serio. Najchętniej bym mu to powiedziała, ale to wspomnienie, że zachowa się tak jak wczoraj w szpitalu mnie przeraża.  
- Chodź piegusku. Zabieram Cię na obiad.
Mówi rozbawiony, po czym chwyta mnie za dłoń i ciągnie w stronę wyjścia z pokoju. Ociągam się jak mogę, ale on się nie poddaje i próbuje dopiąć swego. Siadam na dywanie z nogami zgiętymi w kolanach i wyrywam mu dłoń po czym zaplatam z drugą na piersi. Niech sobie za dużo nie wyobraża.
- Nie nazywaj mnie tak! I nigdzie nie idę. Nie z Tobą!
Patrzy na mnie swoimi tęczówkami, a ja momentalnie żałuję, że na niego nakrzyczałam. Unosi brew do góry zaskoczony, po czym niespodziewanie chwyta mnie i nawet nie wiem w jaki sposób znajduję się na jego prawym ramieniu. Spoglądam na jego umięśnione plecy. Zaczynam się wiercić i krzyczeć, żeby mnie puścił. Okładam go moimi małymi piąstkami jego plecy. Niechcący ściskam jego pośladek. Harry warczy rozbawiony.
- Podoba Ci się mój tyłek.  
Odzywa się stwierdzając fakt i to niesprawiedliwie, gdyż to nie prawda. To znaczy jest bardzo ładny, jednak to nie prawda. To było niechcący, naprawdę! Zresztą, komu ja się tłumaczę.. Podciągam mu lekko koszulkę i zaczynam szczypać. Nie chcę, żeby ktoś nas zobaczył, żeby mnie gdziekolwiek zabierał.  
- Jeszcze raz to zrobisz i przełożę Cię przez kolano.  
- I co wtedy? Dasz mi klapsa za bycie niegrzeczną?
- Możesz być pewna, że dam Ci więcej niż jednego.
Ostrzega zimnym, schrypniętym głosem. Wzdrygam się.
- Dobra dziewczynka.
Odzywa się po czym delikatnie klepie mnie po pośladku, a ja wstrzymuję oddech. Podnoszę się lekko i widzę, że za chwilę będziemy przechodzić obok biurka Grace. Ona na pewno mu nie pozwoli, aby tak mnie traktował. Kobieta jest zaskoczona naszym widokiem. Spodziewałaś się, że będę szła koło niego grzecznie? Moje usta otwierają się, gdy chłopak oznajmia jej, że zabiera mnie na obiad i obiecuję, że będę z nim całkowicie bezpieczna i to, że cała i zdrowa wrócę z powrotem. Grace zgadza się bez mrugnięcia okiem i uprzedza, abym do godziny osiemnastej była tu z powrotem. Halo, ja tu jestem! Krzyczę w myślach, gdy oni tak zwyczajnie omawiają sobie moje wyjście z tym.. kimś podczas, kiedy ja w ogóle tego nie chcę. Po chwili Harry wychodzi z budynku i kieruje się.. gdzieś. Widzę tylko wyłożoną kostkę brukową i jego szczupłe, długie nogi. Dosłownie kilkanaście sekund później czuję pod stopami grunt. Jestem bardzo zła. Poprawiam swoją czarną koszulkę i przekręcam nogawkę szarych spodni. Układam włosy palcami, a Harry obserwuje mnie rozbawionymi tęczówkami. Dotyka mojego policzka, ale ja szybko strzepuję jego rękę. Otwiera od strony pasażera drzwi i wskazuje dłonią, abym wsiadła, ale ja teraz zastanawiam się ile zajmie mi pobiegnięcie do Domu Dziecka uwzględniając długość jego nóg i swoich. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że z nim nie mam szans i wsiadam do jego czarnego Range Rover'a. Po chwili Harry siada obok mnie i zapina pas, po czym słyszę jak odpala silnik. Mija kilka chwil, gdy włącza się do ruchu drogowego. Czuję się dość niepewnie siedząc z nim w tak mały pomieszczeniu. Fakt, że spędzę z nim trochę czasu mnie denerwuje, bo tak właściwie to ja tego człowieka w ogóle nie znam. Skąd mam mieć pewność, że za chwilę nie wyjedziemy z miasta do jego kryjówki gdzie będzie mnie przetrzymywał, głodził.. Zabiera Cię właśnie na obiad tak, więc nie będziesz głodna. Oh, strasznie pocieszające. Nawet nie zorientowałam się, kiedy Harry zaparkował. Teraz otwiera drzwi z mojej strony. Wywracam oczami, gdy próbuje pomóc mi wysiąść, ale skutecznie mu to utrudniam i sama wysiadam, ponieważ daje za wygraną, a ja cieszę się z tego zwycięstwa. Oboje idziemy w kierunku restauracji Quick&Delicious. Brunet otwiera przede mną drzwi, a ja wchodzę po prostu do środka. Jestem pewna, że gdyby mnie nie przytrzymał to poleciałabym na twarz, a to przez to, że nie zauważyłam jednego stopnia. Skrępowana dziękuję mu cicho nie patrząc na niego, ale wiem, że mnie usłyszał, gdyż dotknął moich pleców w pocieszającym geście. Od razu stawiam krok do przodu, by mnie nie dotykał. Kelner prowadzi nas do wolnego stolika i podaje karty dań. Nie mam ochoty na jedzenie. Co to w ogóle jest za głupi pomysł z tym obiadem? Patrzę znad menu na chłopaka, który bacznie mnie obserwuje i uśmiecha się szeroko w moim kierunku.
- Nie śmiej się ze mnie.
Mówię mu chowając się za tekturą. Cholerne piegi. Harry kiwa głową na boki i wraca do menu. Wysuwam się lekko tak, że kartka zakrywa nos. Patrzę na niego podejrzliwym wzrokiem. Unosi rozbawiony brew. Wkłada palec wskazujący w kartę dań i przyciąga ją tak, że leży na stole. Odchylam się opierając na krześle i zaczynam się bawić swoimi dłońmi pod stołem.
- Dobrze.. więc na co masz ochotę?
- Szczerze? Mam ochotę stąd wyjść.  
Ignoruje odpowiedź i składa zamówienie kelnerowi, który nie wiem skąd się pojawił przy naszym stoliku tak szybko. Dupek z niego. Rozglądam się po wnętrzu restauracji, która jest dość fajnie urządzona. Ściany są w odcieniach ciepłego beżu, a dwie z nich są ze szkła. Stoliki porozstawiane są tak, by każdy miał trochę prywatności. Na ścianach widnieją ciekawe obrazy jak i rośliny. Jest tu przyjemnie. Poprawiam się na krześle, gdy brunet odchrząkuje znacznie chcąc zwrócić moją uwagę, lecz ignoruję go. Po chwili przede mną stawiany jest talerz z moją ulubioną potrawą, czyli spaghetti, a obok sok pomarańczowy. Patrzę na niego zaskoczona. Skąd on to wszystko wie? Jego kącik ust uśmiecha się w geście triumfu i spokojnie kroi stek, który bierze do usta, a ja po prostu grzebię w swoim talerzu.
- Posłuchaj.. Albo zaczniesz jeść albo naprawdę przełożę Cię przez kolano na oczach tych wszystkich ludzi i obsługi.
Wzdrygam się mimowolnie na jego lodowaty ton. Spogląda na mnie pytającym wzrokiem, a ja okręcam wokół widelca trochę makaronu i biorę do buzi. Słyszę jakiś nieznany dźwięk. Harry wyjmuje swój telefon z kieszeni spodni i spogląda na niego. Przeprasza i oznajmia, że zaraz wróci i odchodzi od naszego stolika. W tym czasie podchodzi kelnerka, która spogląda na mnie współczująco i pyta czy jeszcze czegoś nam trzeba.  
- Nie, ale mam pytanie. Gdzie jest toaleta?  
Uśmiecha się delikatnie i wskazuje ręką. Patrzę na zamkniętą parę drzwi. Dziękuję cicho i odsuwam się od stołu. Spoglądam w stronę Harry'ego, który stoi plecami do mnie. Zachowuję się jak najciszej i idę w stronę łazienki. Zamykam się w jednej z kabin. Z jednej strony naprawdę musiałam się tu znaleźć, ale z drugiej chciałam po prostu złapać oddech i pomyśleć. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, kiedy w końcu wychodzę z kabiny. Obmywam policzki zimną wodą. Są zaczerwienione i jeszcze moment, a będę wyglądać jak dorodny pomidor albo burak. Rozglądam się za papierem i dostrzegam uchylone okno. W tym samym momencie rozlega się głośne pukanie do drzwi.
- Brooklyn!  
Przegryzam dolną wargę i wyślizguję się za okno wcześniej podpierając się o umywalkę. Całe szczęście, że była tak blisko. Kiedy stoję już na zielonym trawniku i otrzepuje dłonie słyszę jak otwierają się drzwi z hukiem. Cholera. Zaciskam mocno powieki. Moje serce bije jak oszalałe. Zaczynam biec ile sił w nogach przez deptak i modlę się, aby tylko mnie nie dogonił.

[ 12 ]
  
Wiatr rozwiewa mi włosy na wszystkie strony świata, kiedy biegnę zatłoczonym deptakiem pomiędzy ludźmi. Słyszę jak Harry jest tuż za mną. Cholera. Przyśpieszam jak tylko daję radę i skręcam gwałtownie w jakąś uliczkę chcąc go zmylić. Spoglądam za siebie i okazuje się, że go nie ma. Uśmiecham się zadowolona z siebie, że dałam radę. Zwalniam szczęśliwa i odwracam się, aby patrzeć przed siebie. Nagle na kogoś wpadam.  
- Wybierasz się gdzieś, Skarbie?  
Zielone tęczówki wpatrują się we mnie ze złością co powoduje, że jestem przestraszona. Harry trzyma mnie przy sobie blisko, a ja zaczynam się kręcić. Jak mogłam być tak głupia? Przecież był tuż za mną i nagle zniknął? Mogłam się domyślić, że wybrał inną drogę, co spowodowało, że mnie złapał. Kędzierzawy ciągnie mnie za sobą wracając tą samą drogą co biegliśmy. Próbuję się sprzeciwić, ale on ma to kompletnie gdzieś.  
- Nie utrudniaj tego.  
Mówi nawet na mnie nie spoglądając. Ile jeszcze to wszystko będzie trwało? Kiedy on wreszcie zostawi mnie w spokoju? Dlaczego nie potrafi zrozumieć, że ja nie chcę przebywać w jego towarzystwie? Niech sobie znajdzie jakąś inną dziewczynę, którą będzie nachodził, bo ja zwyczajnie tego nie chcę i nie potrzebuję. Już mam wystarczająco dużo swoich problemów. Orientuję się, że wracamy do tej samej restauracji, z której uciekłam. Nie wracamy do naszego stolika, ani nic. Harry idzie zapłacić mając na mnie oko, a ja stoję z założonymi dłońmi na piersi. Rozglądam się po sali i dostrzegam kobietę, która wcześniej spytała czy czegoś nam nie trzeba i wskazała mi toaletę. Patrzy na mnie wzrokiem, mówiącym, że przeprasza i jest jej przykro, że nie udało mi się uciec. Wzruszam ramionami i posyłam jej uśmiech wdzięczności. Próbowała mi pomóc, ale niestety nie wyszło, więc nie jest niczemu winna. Po chwili wychodzimy i kierujemy się w stronę jego samochodu. Otwiera mi drzwi, a ja wchodzę bez słowa i sama je zatrzaskuję. Jestem zła. Harry siada na miejscu kierowcy i w momencie kiedy zapina pas, mówi do mnie:  
- Otwórz drzwi i zamknij je jeszcze raz.  
Spoglądam na niego zdezorientowana. Są zamknięte przecież, więc o co mu chodzi? Patrzy na mnie wyczekująco, a ja wywracam oczami i wykonuję jego polecenie, które oczywiście traktuję jak prośbę. Niech sobie nie myśli, że będę robić wszystko to co powie. Faceci i ich zabawki. Zapewne troszczy się bardziej o samochód niż o kogokolwiek innego.  
- Lepiej, ale radziłbym Ci uważać.  
Przełykam nerwowo ślinę w momencie, kiedy patrzy na mnie swoimi zielonymi, zimnymi tęczówkami, a po chwili wraca do patrzenia przed siebie. Łapię oddech i próbuję się uspokoić. Postanawiam się odezwać, chociaż trochę się boję. Mój głos jest cichy, ale słyszalny.  
- Ile to będzie jeszcze trwać?  
- Ile będzie trwać co?  
- To nachodzenie z Twojej strony.  
Harry śmieje się i pociera dłonią brodę. Odpowiedź nie wychodzi z jego ust co mnie trochę denerwuje. Wzdycham cicho i opieram na dłoni głowę i wpatruję się w widoki jakie mijamy. Wiem, że mi nie odpowie, ale mam nadzieję, że ta cała szopka skończy się jak najszybciej tylko może. Muszę myśleć o swojej przyszłości, która wygląda dość.. nieciekawie. Nawet nie wiem co chcę robić w życiu. Myślałam coś może o pracy w bibliotece albo w jakimś wydawnictwie skoro lubię czytać książki. Nie wiem. Gdzie ja w ogóle będę mieszkać? Spoglądam w dół i dostrzegam rękę Harry'ego, który trzyma ją na moim kolanie. Odsuwam się instynktownie. Nie chcę, aby mnie dotykał. Mruży na mnie swoje oczy i po raz drugi tego samego dnia odbiera telefon. Szkoda, że nie mam jak uciec.. Siedzę cicho i patrzę na niebo, które z chwili na chwilę jest ciemniejsze. Chyba będzie padać. Pogoda będzie idealnie odzwierciedlać to co czuję, czyli smutek. Naprawdę się boję co będzie dalej z moim życiem. Prostuję się, kiedy widzę, że zbliżamy się do Domu Dziecka. Z tego co słyszałam z jego rozmowy wnioskuję, że musi pilnie gdzieś się zjawić, więc dla mnie tym lepiej. Odpinam pas i w momencie, w którym mam otworzyć drzwi czuję jego dłoń na nadgarstku. Mój oddech robi się trochę nierówny. Spoglądam na niego niepewnym wzrokiem. Harry przybliża się w moją stronę i odgarnia kosmyk włosów za moje ucho.  
- To jeszcze nie koniec.  
Szepcze do mojego ucha. Wstrzymuję oddech. 'Przestań mnie w końcu dotykać' - proszę w myślach błagalnie. Po chwili puszcza mnie, a ja wychodzę wolna z samochodu próbując się nie potknąć. Odwracam się w jego kierunku. Szyba od strony pasażera się zsuwa w dół. 'No dalej, Brook! Wyduś to z siebie' - powtarzam sobie.  
- Um.. Dzięki za książkę.  
Harry uśmiecha się lekko, minimalnie mogę rzec.  
- Do zobaczenia, Piegusku.  
Puszcza mi oczko i odjeżdża z piskiem opon. Zaczynam kasłać mimowolnie. Odgarniam włosy do tyłu i idę w stronę wejścia. Wchodzę do ciepłego budynku. Miałam nadzieję spotkać Grace, z którą chciałabym bardzo porozmawiać i dowiedzieć się czemu pozwoliła mu, aby mnie w ogóle zabrał. Z tego co wiem to są jakieś zasady i specjalne reguły kto może zabierać daną osobę z Domu Dziecka i inne takie. Niestety, ale dowiaduję się, że Grace musiała wcześniej wyjść, ale będzie jutro. W porządku. To może poczekać do jutra. Idę w stronę swojego pokoju. Wchodzę do niego i zamykam za sobą drzwi. Lily leży ze słuchawkami na łóżku. Chyba śpi. Postanawiam jej nie budzić. Siadam na łóżku i ściągam swoje buty. Dopiero teraz czuję swoje nogi po niedawnym biegu. Co ja 'mówię'. Po ucieczce przed Harry'm. Ugh, nigdy więcej. Spoglądam na brązową torbę, która mi o nim przypomina. Sięgam ją. A więc jest już moja, oficjalnie. Wiem, że nie powinnam, ale wolę ją przyjąć niż dalej się z nim o nią wykłócać. To do niczego nas by nie zaprowadziło - jakby miało dokądś - ale jak tylko będę miałam pieniądze to mu oddam za nią. Tak będzie fair. Układam wygodnie poduszkę i kładę się z książką w dłoni. W końcu mogę odetchnąć z ulgą i czuć się swobodnie i to bez towarzystwa Harry'ego. Ciekawe na jak długo..  
  
'Kiedy wróciłam do domu, mama składała moje pranie i oglądała program telewizyjny zatytułowany "The View". Powiadomiłam ją, że tulipany i holenderscy artyści, a także cała reszta wzięła się stąd, że Augustus wykorzystywał swoje marzenia, aby zabrać mnie do Amsterdamu.  
- To zbyt wiele. - oznajmia, kręcąc głową. - Nie możemy przyjąć takiego prezentu od właściwie obcej osoby.  
- On nie jest obcy. To jest mój drugi najlepszy przyjaciel.  
- Po Kaitlyn?  
- Po tobie. - odrzekłam. Nie skłamała, ale powiedziałam to przede wszystkim dlatego, że chciałam pojechać do Amsterdamu.  
- Zapytam doktor Marię. - Zaproponowała po chwili.  
  
Przeczytałam w myślach początek rozdziału szóstego. Cóż, może i ja kiedyś pojadę do Amsterdamu? Wolałabym w sumie do Paryża. Chciałabym zobaczyć wieżę Eiffla. Tyle ludzi się nią zachwyca. Podobno jest śliczna, kiedy robi się ciemno na zewnątrz. Chociaż na początek wolałabym zwiedzić Londyn. Tutaj też jest dużo ciekawych miejsc. Moje oczy skanują pierwsze zdanie. No cóż.. Moja mama nigdy nie składała mojego prania. Zawsze robiła to pani, która zajmowała się praniem. Kręcę głową. Nie chcę wspominać mamy, bo wszystko co złe mi się z nią kojarzy. Biorę w dłonie mały wisiorek w kształcie słońca, który jest zawieszony na naszyjniku, a ja mam go na szyi. Nigdy się z nim nie rozstaję. Tylko, gdy idę pod prysznic. To pamiątka po tacie. Tylko to mi po nim zostało. Szkoda, że nawet nie pamiętam jak wygląda, że go przy mnie nie ma. Wzdycham cicho i powstrzymuję łzy, które ciskają mi się do oczu, a w gardle wyrasta wielka gula. Tęsknię za nim, bardzo.  
  
- Następnego Dnia -  
  
Spoglądam znudzonym, ale i lekko przestraszonym wzrokiem na Lily, kiedy obie słyszymy szkolny dzwonek. Jeszcze tylko dwie lekcje: historia, na której ma być kartkówka i polski. Blondynka uśmiecha się w geście pocieszenia mnie. Razem idziemy w kierunku sali historycznej. Oddycham z ulgą, kiedy nie widzę Cassie i Ashley. Zapewne uciekły, aby nie pisać sprawdzianu. Lepiej dla mnie. Kiedy profesor Baker rozdaje nam kartki obie wchodzą do sali przepraszają słodko za spóźnienie i oczywiście kłamią, że któryś z nauczycieli ich zatrzymał. Profesor kiwa głową i wskazuje im ławkę, aby usiadły. Spoglądając na test widzę, że nie będę miała problemu, ponieważ poprzedniego wieczoru trochę się uczyłam. Nauczyciel ogłasza, że mamy kilka minut z uwagi na to, że jest to łatwy test. Zamiast iść w stronę biurka podchodzi do ławki, w której siedzę z Lily.  
- Jeśli nie chcesz, nie musisz pisać dzisiaj tego sprawdzianu. Wiem, że nie czułaś się najlepiej w ostatnich dniach, więc możemy się umówić, że zaliczysz go w innym dniu. To nie jest takie ważne.  
Mówi przyciszonym głosem, spogląda w dal i uśmiecha się do mnie.  
- To niesprawiedliwe! Też czułam się źle.  
Odzywa się Ashley. Wiedziałam. Oddycham spokojnie.  
- Doprawdy Panno Mills? A jak było na sobotniej imprezie?  
Pyta spoglądając na nią, a ja jestem zaskoczona. Jej policzki czerwienią się ze złości. Nie sądziłam, że Baker się za mną wstawi. Lubię go, jest fajnym nauczycielem i traktuje uczniów z szacunkiem i umie z nimi rozmawiać, pomagać jeśli trzeba. Ashley piorunuje mnie wzorkiem, a ja się odwracam i spoglądam na test. Mężczyzna stuka palcami o blat ławki w oczekiwaniu na odpowiedź.  
- Mogę pisać dzisiaj. Nie ma problemu.  
- W porządku. Powodzenia.  
Odchodzi i spogląda jeszcze na całą klasę po czym siada przy swoim biurku. Piszę pierwsze zadanie i lekko dotykam swoim łokciem ręki Lily w geście, że jeśli chce to może zerknąć. Uśmiecha się i kiwa głową. Czytam przedostatnie pytanie, ale nie mogę się skupić, gdyż już czwarta kulka z papieru trafia w moje plecy. Odwracam się i spoglądam na sprawce. To na pewno jedna z tych dwóch. Gryzę wnętrze policzka, aby nie wybuchnąć i nie powiedzieć im żeby dały mi spokój. Profesor wstaje i ogłasza koniec czasu. Zbiera kartki i po chwili przedstawia nam temat dzisiejszej lekcji jak tylko sprawdza listę obecności.  
  
* * *  

- Nic nie warty kujon!  
Odzywa się Ashley popychając mnie na szkolne szafki, kiedy wychodzi wściekła z sali. Już wiem, że zapewne dostanie jedynkę i próbuje się na mnie wyżyć. Przecież to niesprawiedliwe. Nie przyczyniłam się do tego. Jeśli profesor Baker dałby jej inny termin tak jak mnie proponował to i tak by tego nie zaliczyła. Więc czy dzisiaj czy później to nie miałoby znaczenia. Razem z Cassie odchodzi idąc korytarzem. Lily podchodzi do mnie szybko i pyta czy wszystko dobrze. Kiwam głową twierdząco. Jeszcze półtora miesiąca szkoły i zakończę drugi rok w liceum. Z jednej strony się cieszę, bo odpocznę od tej dwójki, ale z drugiej strony.. Nie teraz.  
- Chodź. Nie przejmuj się.  
Lily prowadzi mnie na samą górę budynku. Nie ma tutaj dużo osób co przynosi nam ulgę. Uważamy na to, aby nikt nie zauważył nas jak wchodzimy na strych. Idziemy po schodach w górę. W końcu otwierają się kolejne drzwi i możemy odetchnąć z ulgą. O tym miejscu raczej nikt nie wie. Jest to coś w rodzaju ogrodu. Dużo zieleni, kwiatów, ławka, aby można było usiąść.  
- Nie idziemy na polski?  
- Idziemy, ale pomyślałam, że może chcesz trochę odpocząć. Moim zdaniem powinnaś powiedzieć komuś o tym, naprawdę. Ich zachowanie jest niedorzeczne. Nie mogę uwierzyć, że tak długo się już powstrzymuję, aby jej nie uderzyć i nie przypadkiem.  
- Jesteś kochana, naprawdę.  
Uśmiecham się do niej wdzięcznie. Schodzimy na dół minutę po dzwonku na lekcję, gdy tylko kończymy jeść kanapki. Gdy udajemy się pod salę okazuję się, że nauczycielka sama przyszła trochę później. Dyskretnie z Lily gramy w kółko i krzyżyk uważając co mówi kobieta. Niedługo potem słyszymy dzwonek i każdy wychodzi z sali.  
- Trzy Dni Później -  
  
Żegnam się z blondynką, która w piątek po zajęciach szkolnych marudzi, że nie chce jej się iść na dodatkowe zajęcia z matematyki. Przekonuje ją, że powinna iść chociażby po to, aby się pokazać i może nauczycielka ją wypuści. Kiwa głową i ona idzie w swoją stronę a ja w swoją. Do Domu Dziecka mam jakoś około dziesięciu minut, więc idę sobie spacerkiem. Kiedy docieram wchodzę do budynku. Czuję, że Grace tak jakby mnie unika. Pewnie przeczuwa, że chcę z nią porozmawiać, co nie znaczy, że jej nie współczuję z powodu choroby. Na jej miejscu siedzi inna kobieta, która uśmiecha się do mnie życzliwie, a ja odwzajemniam gest. Moja mina zmienia się w dezorientującą kiedy słyszę hałasy zbliżając się do swojego pokoju. Zostawiam torbę w pomieszczeniu i idę kierując się hałasem. Skoro nikt nie reaguje to nie może dziać się coś złego, prawda? Otwieram drzwi do dużej sali i jestem zaskoczona widząc jak kilka osób pracuje nad wyglądem tego pomieszczenia. Zauważam sprzęt muzyczny opakowany w folię i inne sprzęty. Z dłońmi zaplątanymi na piersi obserwuję całą sytuację. Ściany teraz będą w kolorze żółtym, ciepłym. Jestem trochę zaskoczona, bo z tego co wiem to nie posiadamy jakiś dużych funduszy, które mogłyby pokryć koszty za pracę robotników, sprzęt, farby i inne rzeczy. To nie moja sprawa dlatego wycofuję się z pomieszczenia. Moje plecy dotykają czegoś twardego. Sztywnieję, kiedy słyszę cichy szept koło mojego ucha.  
- Dzień Dobry, Piegusku.  
  
[ 13 ]  
  
Harry wysuwa się zza mojej sylwetki i idzie w kierunku mężczyzny, który ma na koszulce z tyłu napisane 'Kierownik'. Obserwuję ich jak rozmawiają o czymś zawzięcie, wskazując na ściany. Harry kiwa głową jakby się zgadzał. Po chwili do pomieszczenia wchodzi kolejno czterech wysokich chłopaków, którzy witają się z nim. Zapewne się znają, ale na pewno nie są robotnikami. Nie wyglądają na takich. Stwierdzam oczywiście po ich ubiorze.  
- Przepraszam Cię, Skarbie.  
Mówi Pani Galvin, która nie chcący wpada na mnie wchodząc do pomieszczenia. To moja wina. Nie powinnam stać tak blisko drzwi. Kobieta idzie w kierunku Harry'ego i jego znajomych. Każdego przytula z osobna i słyszę jak dziękuje im wdzięczna za to co robią. Otwieram usta z zaskoczenia. Instynktownie wycofuję się w tył i wpadam na drzwi, przez co wydaję z siebie cichy jęk, który i tak zwraca innych uwagę w pomieszczeniu. Harry spogląda na mnie uważnie, a ja czuję się skrępowana i róż wchodzi na moje policzki. Szybko potrząsam głową i wychodzę trochę zażenowana całą sytuacją. Idę korytarzem do swojego pokoju. Myślami wracam do początku swoich myśli i próbuję zrozumieć co dzieje się w pomieszczeniu, które opuściłam.. Więc to był ich pomysł. To oni wszystko zorganizowali i ponoszą koszty za cały sprzęt, farby, nową podłogę i nie wiadomo za co jeszcze. To miłe z ich strony.  
- Znowu mi uciekasz.  
Odzywa się męski głos. Odwracam się i dostrzegam Harry'ego. Czuję się dość dziwnie, ponieważ nie widzieliśmy się przez trzy dni i nie żebym tęskniła. Po prostu naprawdę uwierzyłam, że to już koniec i daje mi święty spokój, a tymczasem.. Stoi niedaleko mnie w białej koszulce i czarnych spodniach. Jest taki pewny siebie. Unoszę brew w niemym pytaniu, ale Harry mnie ignoruje i zbliża się w moim kierunku. Wstrzymuję oddech, kiedy zwalnia przy mojej osobie. Wymija mnie jednak i siada na moim łóżku, a ja odwracam się w jego stronę. Widzę jak trzyma w dłoniach książkę, którą mi 'podarował'. Nie mogę się doczekać, kiedy mu za nią oddam, bo w innym przypadku coś mnie zje od środka.  
- No proszę. Ja bym nie przeczytał ani strony.  
Wyznaje kartkując strony. W jego głosie wyczuwam nutkę uznania. Jestem już na prawie sto trzydziestej stronie. Niestety nie dałam rady więcej przeczytać, bo zawsze coś było ważniejsze, ale w weekend zamierzam ją już skończyć. Może powinnam jednak przystopować i czytać dziennie po kilkanaście kartek, aby tak szybko mi się nie skończyła? Jak na razie nie mam na oku żadnej innej książki i trochę mnie to martwi. W sumie i tak pewnie nie będę miała za co kupić. Harry głośno zamyka książkę i odkłada ją na swoje miejsce, po czym gwałtownie wstaje.  
- Mam pewną propozycję. Co powiesz na wspólną kolację? Bez żadnego uciekania, droczenia się ze sobą i kłótni? Zwykła kolacja, nic więcej. Porozmawiamy, zjemy czy coś..  
Jestem zaskoczona. Kręcę głową. Czy on daje mi wybór?  
- A jaki jest haczyk?  
- Założysz to, co dla Ciebie wybiorę.  
- Powiedzmy, że się zgadzam. Czy po wszystkim obiecujesz nigdy więcej tutaj nie przyjeżdżać i mnie nie nachodzić?  
- W porządku. Bądź gotowa na jutro. Załatwię resztę sam, więc nie musisz się martwić. Przyjadę po Ciebie o dziewiętnastej.  
Kiwam głową na znak zgody. Puszcza mi oczko i wychodzi z pokoju. Oddycham z ulgą rzucając się na łóżko. W końcu dopięłam swego. Harry zapewne teraz pójdzie przekonać Panią Galvin, co z pewnością mu się uda. Chociażby przez to, że sponsoruje remont sali. Uśmiecham się sama do siebie. Nareszcie nie będę musiała się nim przejmować i bać, że niespodziewanie wejdzie do pokoju i będzie chciał mnie gdzieś zabrać. Uśmiech nie znika z mojej twarzy. Nagle podnoszę się z łóżka przerażona.  
'A jaki jest haczyk?'  
'Założysz to, co dla Ciebie wybiorę'.  
Spoglądam przez okno i dostrzegam uśmiechniętego Harry'ego, który patrzy w moim kierunku po czym wsiada do samochodu i odjeżdża. Mam przechlapane. Czuję to. Zapewne każe mi założyć coś, co nie będzie pasować do mnie. Chociaż wiedział o tym jaką książkę chciałam, jaki lubię sok i jedzenie, więc może nie będzie tak źle? Mimo to i tak mam złe przeczucia.  
  
* * *  
  
Wyciągam się na łóżku i przytulam policzek do poduszki chcąc pospać jeszcze trochę w wolny od zajęć dzień. Słyszę jak ktoś biegnie w moją stronę i po chwili materac ugina się pod ciężarem osoby. Spoglądam nieprzytomnym wzrokiem i dostrzegam Lily, uśmiechniętą od ucha do ucha, która mocno mnie przytula. Mruczę cicho, aby dała mi jeszcze trochę czasu, a później możemy coś porobić, tylko niech da mi się wyspać. Szturcha mnie za ramię nie pozwalając tym samym zasnąć.  
- Kurier był do Ciebie rano, ale zgodził się, abym odebrała.  
Odsuwam poduszkę znad głowy i patrzę na nią. Pocieram powieki i spoglądam na Lily jeszcze raz. Siedzi w piżamie, a na kolanach trzyma zapakowane pudełko. Wzdycham cicho. Czy to kolejny żart? Zegar ścienny wybija godzinę dwunastą w południe. Jestem trochę zaskoczona, że tak długo spałam. Blondynka kiwa głową w stronę pudełka.  
- Otwórz to już! Jestem ciekawa kto i co Ci przysłał.  
Mówi entuzjastycznym głosem. Opieram się o wezgłowie łóżka i odbieram od niej pudełko, które z żadnej strony nie ma kartki, abym mogła się dowiedzieć od kogo to. Wzruszam ramionami i rozrywam papier. Rozchylam tekturę na boki i dostrzegam papierowe kulki. Wzdycham ciężko i odrzucam je na podłogę, po czym odwracam plecami do blondynki.  
- Kolejny żart Ashley i Cassie.  
Odzywam się i w głębi duszy jest mi przykro, że ponownie to zrobiły. Szkoda, że to nie ja odebrałam tę paczkę, bo od razu bym ją odesłała. Lily chyba wstaje, bo słyszę szelesty. Próbuję ponownie zasnąć, ale jej pisk powoduje, że na moim ciele powstają ciarki.  
- Brook! Zobacz, szybko!  
Piszczy dziewczyńskim głosem o wiele za głośno, bo aż mnie zabolały uszy. Odwracam się niechętnie w jej kierunku i widzę jak wyjmuje sukienkę i kilka innych opakowanych rzeczy. Potrząsam głową, ponieważ nic z tego nie rozumiem. Otwieram usta, ale nic z nich się nie wydobywa. Podnosi kartkę, która niespodziewanie wypada z pudełka, kiedy je przechyla.  
  
'Nie mogę się wprost doczekać, aby Cię w tym zobaczyć.  
Do zobaczenia o dziewiętnastej, Piegusku.  
~ H.  
  
Czyta na głos podekscytowana Lily, która stwierdza, że to nie może być od Cassie i Ashley. Cholera. To od Harry'ego. Prawie bym o tym zapomniała. Szybko chowam z powrotem wszystkie rzeczy. Nigdy nie wiadomo co mógłby mi przysłać, więc nie chcę, aby Lily to widziała. Wsuwam pudełko pod łóżko i zakrywam się po czubek głowy białą pościelą.  
- Brooklyn Riggs. Proszę w tej chwili mi to wytłumaczyć.  
Wzdycham ciężko i przez chwilę siłuję się z dziewczyną, która próbuje mnie odsłonić. Poddaję się i odgarniam z twarzy włosy, które wchodzą mi w oczy. Kręcę głową. Niemal boję się spojrzeć na przyjaciółkę. Wiem, że oczekuje wyjaśnień. Ani słowa jej nie wspomniałam o Harry'm. Czy ja w ogóle chce jej o nim mówić i całej reszcie? Nawet nie ma o czym.. Przecież tak naprawdę po dzisiejszym wieczorze nasze drogi się rozejdą i bezsensu to wywlekać, ale jednak Lily to Lily.  
- Więc, co chcesz wiedzieć?  
- Wszystko? Od początku!  
Tak właśnie myślałam, że to powie. W głowie próbuję ułożyć sobie sensowne zdanie, którym zacznę, ale po chwili przekonuję się, że to nie żadne wypracowanie, które mam już napisane i muszę przeczytać przed klasą, tylko opowiedzieć przyjaciółce o sytuacjach jakie miały miejsce. W końcu zaczynam jej opowiadać o pierwszym 'spotkaniu', kiedy do mnie podszedł i zaproponował, abym dołączyła do jego grupy. Na szczęście nie udało nam się porozmawiać. O tym jak po kilku dniach zjawia się i chce porozmawiać, ale go spławiam i o kolejnych sytuacjach kończąc na wczorajszym. Po minie blondynki widzę, że jest zaskoczona. Kiwa głową na znak, że rozumie.  
- A jak się nazywa?  
- Um.. Styles, Harry Styles.  
Mówię obojętnie wzruszając ramionami. Lily schodzi z mojego łóżka i podchodzi do swojego biurka. Przez chwilę kręci się przy nim. Po chwili spogląda w moją stronę i zbliża. Podaje mi gazetę na wyznaczonej stronie. Patrzę na nią zaskoczonym wzrokiem, a ona mówi, że powinnam jej zaufać i to przeczytać. Serce zaczyna mi bić mocniej, a ręce się pocą, kiedy otwieram gazetę.  
  
[ 14 ]  
  
Całe dwie strony gazety są poświęcone na zdjęcia i tekst, z którego dowiaduję się, że Harry kilka dni temu pojawił się w klubie 'Win24' na przyjęciu urodzinowym swojego przyjaciela. 'Przecież to nie zbrodnia' - przyznaję w myślach. Zamieram kiedy czytam dalej o striptizerce, z którą Harry był widziany jak wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Przełykam z trudem ślinę. 'Ale co to w ogóle oznacza dla mnie?' - pytam siebie w myślach. Lily zabiera mi gazetę i patrzy na mnie współczująco. Zaraz, zaraz. Ona ma dokładnie taki sam wzrok jak ta kelnerka z restauracji!  
- Brook, wybacz mi, ale chciałam żebyś to przeczytała i wiedziała o tym. Chodzi o to, że Harry jest znany głównie z imprez na których zabawia się z różnymi laskami i często zdarza się tak, że zaprasza jedną czy więcej do swojego mieszkania i na pewno nie siedzą spokojnie na kanapie przy włączonym telewizorze i nie jedzą ciastek, które mogliby popijać ciepłym mlekiem. Ma opinię kobieciarza i ogółem jest niebezpieczny. Najlepiej będzie, jeśli nie pójdziesz na tę kolację.  
- Ta kolacja ma zakończyć naszą znajomość.  
Prostuję. Lily kręci głową i wraca na mnie spojrzeniem.  
- To zakończenie będzie początkiem.  
  
* * *

Po obiedzie, który ledwie w siebie wciskam od wielkiego supła wewnątrz mojego brzucha, idę w kierunku miejsca, gdzie pracuje Grace. Zauważam ją siedzącą przy swoim biurku ze słuchawką telefonu przy uchu. Rozmawia spokojnie i notuje coś na kartce długopisem. Siadam na wolnym krześle niedaleko niej i czekam aż skończy. W myślach próbuję sobie wszystko poukładać i wymyślić jakieś sensowne rozpoczęcie. Kręcę głową. Nic nie przychodzi mi na myśl. Kiedy widzę, że skończyła rozmawiać, wstaję i podchodzę do jej biurka. Wiem, że ona wie o co ją chce zapytać.  
- Brooklyn..  
- Grace.  
Obie przeprowadziłyśmy ze sobą naprawdę bardzo dużo rozmów. Pamiętam, że to ona najbardziej pomogła mi, kiedy tylko się tutaj znalazłam. Z biegiem czasu postanowiła, że będzie lepiej, jeśli będę zwracała się do niej po imieniu. Na początek pytam o jej samopoczucie w związku z jej chorobą. Odpowiada, że jest już lepiej, ale ona wie, że nie przyszłam zapytać jej o to, więc wcale nie jestem zaskoczona, kiedy pierwsza zaczyna mówić.  
- Brooklyn, ja.. Nie wiem co mam Ci powiedzieć, naprawdę. Harry poprosił mnie, abym przymknęła oko, kiedy chciał zabrać Cię na obiad. Sądziłam, że może to będzie dobre rozwiązanie..  
- Dobre rozwiązanie? Dla kogo niby?  
- Pomyślałam, że skoro się Tobą zainteresował, a Ty już nie długo skończysz osiemnaście lat i będziesz musiała nas opuścić, to w tym czasie, kiedy tu jesteś poznasz go i może coś z tego wyjdzie.  
Kręcę głową To jest cholernie porąbane i chore.  
- Co? Miałabym być z Harry'm? W takim razie źle myślałaś, Grace. Od momentu, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy cały czas chce, aby on zniknął z mojego życia. Nie rozumiem dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie! Jestem Ci wdzięczna, że się o mnie martwisz, ale na pewno rozwiązaniem nie jest Harry.  
Jestem zła. Wychodzi na to, że to po części jest jej winą. To ona powiedziała mu w jakim pokoju mieszkam, na pewno. O tym, że jestem w szpitalu. Kręcę głową. Mówiła mu o wszystkim, gdzie jestem i na pewno też o moich upodobaniach co do książek i jedzenia. Wzruszam ramionami. Grace patrzy na mnie wzrokiem mówiącym 'przepraszam', ale ja odwracam się i kieruję w stronę pokoju. Czuję na swoim ramieniu delikatny dotyk. Odwracam się i widzę, że stoi przede mną.  
- Słyszałam jak rozmawiał z Panią Galvin wczoraj zanim jeszcze wyszedł. Podobno chce Cię zabrać na kolację dziś i prosił o wolny wieczór dla Ciebie. Pójdziesz?  
Wzruszam ramionami w odpowiedzi i uśmiecham się do niej nikle, za to co mi powiedziała. Wchodzę do pokoju i kładę się na łóżku. Lily gdzieś kręci się po budynku, więc czuję ulgę, że jej nie ma tutaj. Jest coś około czternastej, więc wychodzi na to, że za pięć godzin Harry się tutaj zjawi. I już chyba rozumiem dlaczego na pudełku nie było żadnej kartki z adresem czy coś. Nie chciał, abym odesłała paczę z powrotem, jeśli mi się coś nie spodoba. Jeśli już miałabym odesłać coś w zwrocie to odmowę na tę kolację. Nie wiem co z ubraniem, bo go nawet nie przeglądałam. Nie mam na to ochoty. Kulę się na łóżku. Postanawiam odespać czas jaki zabrała mi Lily. Chcę zapomnieć o tym wszystkim i po prostu spać, obudzić się jutro i mieć pewność, że wszystko mam za sobą, że nie zobaczę już nigdy w swoim życiu Harry'ego.  
  
* * *  
  
Poprawiam ręcznik na głowie. Aż ciarki mnie przechodzą, kiedy mam odpakować ten cały zestaw ubrań od Harry'ego na kolację. Prawdę mówiąc prawie bym zaspała, ale Grace przyszła pod pretekstem spytania gdzie podziewa się Lily. Dobrze wiem, że przyszła, aby sprawić co robię i czy się szykuję. Na pewno Harry do niej zadzwonił i ją o to poprosił. Mam ochotę spakować to wszystko, przekazać Grace, aby mu to oddała i dołączyła ode mnie środkowego palca. Wzdycham i opadam na łóżko. Zapewne by przyszedł i zaciągnął siłą gdziekolwiek by chciał. Cholera. Nie chcę iść i z nim pokazywać. To znaczy mało mnie to interesuje, że ktoś nas zobaczy, ale kruczę. Nie wiem gdzie planuje mnie zabrać, co jest mało ważne.. Chociaż. Zawsze mógł mnie porwać i więzić gdzieś na odludziu, w ciemnym pomieszczeniu, związaną.. Kręcę szybko głową, aby odgonić swoje myśli. Wiem, że może stać się wszystko, ale chcę zakończyć całą naszą 'znajomość'. Podnoszę się do pozycji siedzącej i kładę pudełko na swoich udach, otwieram wieko, które odkładam na bok i spoglądam niepewnie. Wszystko jest opakowane w beżową bibułę. Najpierw wyjmuję sukienkę. Wyciągam ramiona, aby ją obejrzeć. Cóż.. Jest trochę za krótka jak dla mnie i taka dziewczęca. Prawie nigdy nie zakładam sukienek, zawsze dżinsy. Będę musiała poświęcić się ten jeden raz. Odwracam ją na drugą stronę i orientuję się, że jeśli ją założę, to górna część moich pleców będzie odkryta, do połowy łopatek. Cholera. W pudełku znajduję również czarną, skórzaną kurtkę, tego samego koloru, koronkową.. bieliznę? Co? Czy on sobie robi ze mnie żarty? Odpakowuje kolejną rzecz z bibuły i dostrzegam pończochy. Niech go ktoś uderzy w głowę. Nie ma mowy, że to założę. Na bieliznę mogę się jeszcze zgodzić, ale nie na to coś! Poza tym, skąd będzie wiedział, że nie mam tego na sobie? W drugim pudełku są czarne szpilki. Kiedy mam odstawić karton dostrzegam małą karteczkę. Kolejna wiadomość od niego.  
  
'Będziesz wyglądać seksownie, cholernie seksownie.  
Nie ma z niczym problemu, prawda Skarbie?  
Co do reszty Twojego wyglądu zostawiam Ci wolną rękę.'  
  
Moje policzki pokrywają się szkarłatem, kiedy czytam pierwsze zdanie. Uśmiech blednie, kiedy w myślach odpowiadam na jego idiotyczne pytanie. 'Nie, nie ma żadnego problemu Ty cholerny dupku!'. To oczywiste, że mam problem! Jestem już po kąpieli, a zegarek wskazuje, że mam jeszcze jakieś czterdzieści minut do przyjazdu Harry'ego. Wzdycham cicho i zakładam na siebie bieliznę. Jest całkiem wygodna, ale zaraz, zaraz. Skąd on do cholery wie, jaki mam rozmiar? Czerwienieję ze złość. Grace nie mogła mu powiedzieć. Przecież ona sama nie wie. W myślach przypomina mi się Lily i jej słowa. Skoro jest kobieciarzem to zapewne się zna, widział różne kształty, rozmiary. 'Spokojnie, Brooklyn' - mówię do siebie i biorę głęboki oddech i wydech. Jeśli myśli, że i mnie zobaczy to się grubo myli. Nigdy nie zobaczy mnie.. bez niczego. Właśnie! Bez niczego. Rozpinam mały złoty, suwak z boku sukienki i ją również zakładam. Podchodzę bliżej dużego lustra, które jest oparte o ścianę. Dziwnie mi się na siebie patrzy. Muszę jednak przyznać mu rację. Ma dobry gust, ale gdyby ta sukienka mogłaby być dłuższa.. Chowam ten cały chory pomysł na nogi i zakładam zwykłe czarne rajstopy. Wieczór nie jest gorący ani ciepły bardziej taki letni, więc przynajmniej nie zmarznę. Pakuję całą bibułę i chowam całą resztę pod łóżko zostawiając na pościeli, kurtkę i biżuterię, która składa się z bransoletki i wkrętów (kolczyki). Oczywiście nie brakuje naszyjnika po moim tacie, który pasuje do reszty. Zaczynam się zastanawiać nad włosami, bo makijażu żadnego nie mam zamiaru nakładać. Jedynie może jakiś krem i błyszczyk, ale to wszystko. Nigdy nie malowałam się i niech tak zostanie. Co do włosów postanawiam je ułożyć TAK, zwyczajnie. Kiedy kończę używam jeszcze perfum Lily, które są naprawdę przepiękne. Jest kilka minut przed dziewiętnastą. Moje serce zaczyna bić mocniej. Przyglądam się sobie w lustrze zanim zakładam szpilki. Całkiem nieźle. Do pokoju wchodzi Lily cała rozpromieniona, jednak jej uśmiech gaśnie, kiedy spogląda na mnie. Robi małe kroki podchodząc w moją stronę.  
- Więc jednak idziesz?  
Pyta cicho. Biorę uspokajający oddech i kiwam głową.  
- Brooklyn.. Przecież możesz to wszystko odwołać. Pójdźmy do pani Galvin i poprośmy, aby powiedziała mu, że jednak nie możesz wyjść, bo na przykład źle się czujesz czy coś. Ta opcja jest lepsza. Boję się o Ciebie. Szkoda, że nie mamy dwóch komórek, żebyśmy mogły się skontaktować..  
Wzdycha cicho spuszczając wzrok na swoje dłonie. Poprawiam sukienkę. Muszę już iść. Podchodzę do Lily, która przytula mnie mocno na pożegnanie. Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Całuję jej policzek i szepczę cicho, aby się nie martwiła o mnie. Muszę dać sobie radę sama. Wychodzę z pokoju na korytarz. Zamykam za sobą drzwi. Słyszę głośne pogwizdywanie dwóch chłopaków, którzy stoją niedaleko mnie. Uśmiecham się lekko i idę w kierunku wyjścia. Grace już nie ma. Poszła do domu. Biorę głęboki oddech, kiedy otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz zamykając je za sobą. Spoglądam przed siebie i dostrzegam go na końcu schodów, które muszę pokonać. Kiedy schodzę wolnym krokiem uważając na to, aby się nie potknąć dostrzegam, że jest ubrany cały na czarno: spodnie, buty, koszula i marynarka. Wyciąga w moją stronę rękę, którą łapię chociaż tak naprawdę nie chcę. Marzę o tym, aby to już był koniec tego wszystkiego. Przyciąga mnie do siebie tak, że czuję na swojej skórze jego ciepły, miętowy oddech.  
- Dobry wieczór, Piegusku.  
  
[ 15 ]  
  
Uśmiecham się lekko w odpowiedzi na jego słowa powstrzymując się jednocześnie od niepowiedzenia mu czegoś. Postanowiłam i muszę przyznać, że zupełnie zwariowałam, że w ogóle przeszło mi to przez myśl, ale skoro to ma być nasze ostatnie spotkanie, to uznałam, że lepiej będzie dla mnie, jeśli będę dla niego miła i po prostu nie zwracała uwagi na jego docinki. W spokoju spędzimy tę kolację, odwiezie mnie z powrotem i w końcu zakończymy naszą znajomość bez żadnych spięć czy czegoś nieprzyjemnego. Tak będzie łatwiej i prościej, mam rację? Gryzę wnętrze policzka, kiedy łapie mnie w talii i kieruje w stronę swojego samochodu. Otwiera drzwi za miejscem kierowcy i pasażera, po czym wskazuje mi dłonią, abym wsiadła co wykonuję bez słowa. Czuję zaskoczenie, kiedy ich nie zamyka i staje najbliżej mnie jak tylko jest to możliwe. Pochyla się, odpina mój pas bezpieczeństwa, który zdążyłam zapiąć i obraca mnie tak, że jesteśmy twarzą w twarz. Nieważne jak wysokie będzie siedzenia na którym usiądę, bo on i tak będzie wyższy. Spogląda na mnie uważnym wzrokiem podczas, gdy jego dłoń dotyka mojego kolana. Kręcę głową. 'Nie, nie chcę, żebyś mnie dotykał'. Oczywiście nie wypowiadam tych słów na głos, bo nie wiadomo co Harry zrobi. Jego ruchy są nieprzewidywalne. Łapię go za nadgarstek, kiedy sunie swoją dłoń wyżej. Przysuwa sobie palec drugiej ręki do swoich ust, aby pokazać mi tym samym, abym się uspokoiła i uciszyła. Biorę głęboki oddech. Harry zrywa nasz kontakt wzrokowy i spogląda na moje nogi.  
- To nie należy do mnie.  
Odsuwa kawałek czarnego materiału rajstop. Cholera.  
- Nie tak się umawialiśmy.  
Kręci głową w niezadowoleniu i przez chwilę nie odzywa się ani mnie nie dotyka. Mruży na mnie swoje oczy, a ja próbuje go rozgryźć co teraz zrobi. Chyba mnie za to nie zbije, prawda? Moje oczy robią się o wiele większe, kiedy słyszę darcie materiału. Piszczę głośno, kiedy dostrzegam, jak Harry rozrywa rajstopy swoimi dłońmi. Czuję letni powiew wiatru, który owiewa moją nagle odkrytą, jasną skórę.  
- Coś Ty do cholery zrobił?  
Krzyczę na niego i tym samym uświadamiam sobie, że moje niedawne postanowienie co do bycia dla niego miłą wyparowało. Kuca i zdejmuje mi buty, które odrzuca na siedzenie za mną. O mój Boże! On nie ma zamiaru.. niczego mi złego zrobić, prawda? Przecież nie zrobiłam nic takiego. W ogóle jak on mógł rozerwać te rajstopy? Przez niego zrobiło mi się chłodniej, o wiele chłodniej. Harry podnosi się do pozycji stojącej i spogląda na mnie. Posyłam mu wrogie spojrzenie, które odwzajemnia.  
- Twoją bieliznę też mam sprawdzić?  
Szybko kiwam głową na znak protestu. 'Mam ją!'  
- Powiedzmy, że Ci wierzę, chociaż mógłbym to sprawdzić.  
Gryzę wnętrze policzka, aby czasami nie krzyknąć mu w twarz. Niech lepiej się uciszy i zrozumie, że nie musi niczego sprawdzać. Przez chwilę nawet myślę nad tym, aby może pokazać mu czarne ramiączko stanika, ale szybko rezygnuję z tego. Nie będę mu niczego udowadniać. Jeśli mi nie wierzy to jego spawa. Poza tym i tak dużo zrobił, o wiele za dużo.  
- Jesteś mi winien za te rajstopy.  
Kędzierzawy posyła mi rozbawione spojrzenie.  
- Oczywiście, Skarbie. Ile?  
Moje policzki czerwienieją ze złości, kiedy zaczyna się śmiać ze mnie, a przecież mówię poważnie. Może on może sobie pozwolić na niszczenie swoich rzeczy, które mógłby kupić sobie tak po prostu drugi raz, ale ja nie należę do tej grupy osób. Mam zamiar mu powiedzieć, żeby mnie tak więcej nie nazywał, ale przykłada swój palec do moich ust i kręci głową. Po chwili podaje mi nie dużą, beżową torebkę i mówi, abym ją otworzyła. Mrużę na niego oczy. Nie chcę kolejnych dodatków. Już i tak mam ich za dużo. Harry obraca mnie tak, że siedzę oparta o kanapę, zatrzaskuje drzwi i po chwili siada na miejscu kierowcy. Czuję zdezorientowanie. Zawsze siedziałam obok niego, a teraz.. A teraz siedzę za miejscem dla pasażera. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo przynajmniej nie będzie mnie dotykał, ale to dziwne uczucie. Kędzierzawy spogląda na mnie przez swoje ramię, kiedy ja patrzę na czarne pończoch. Skąd on wiedział, że tego nie założę? Czy on ma jakiś radar, kamerę czy coś? Poza tym jaką mu robi różnicę, jeśli miałabym na sobie rajstopy tego samego koloru. Co zmieni, że będę miała coś innego? I tak, jeśli będzie chciał mnie w tym zobaczyć to musiałby.. O czym ja myślę. Przecież nie mam zamiaru mu się nawet pokazywać, więc to porąbany pomysł z tym czymś. Spoglądam na niego z otwartymi ustami, gdyż mam zamiar się odezwać, ale przerywa mi szybko.  
- Włóż to i ani słowa.  
- Ale przecież..  
- Powiedziałem, ani słowa.  
Zamykam swoje usta z rezygnacją i zaciskam je w wąską linijkę. On ma naprawdę duże szczęście, że widzimy się ostatni raz, bo w innym przypadku zignorowałabym jego słowa i zaczęła na niego wrzeszczeć. Dlaczego musiałam być taka głupia i zgodzić się na to, że założę to co on będzie chciał? Uświadamiam sobie, że byłam zbyt zaślepiona faktem iż on zniknie z mojego życia i zwyczajnie o tym zapomniałam, nie przejęłam się czego w tym momencie żałuję. Spoglądam w dół i dostrzegam rzecz, której nie chcę zakładać. 'Robisz to dla świętego spokoju' - powtarzam sobie w myślach. Zdejmuję kurtkę i odkładam ją na bok, ponieważ trochę mi przeszkadza. Siadam tak, że moje plecy są oparte o drzwiczki. Przez moment się zastanawiam czy to dobra pozycja. Cóż, jeśli Harry się odwróci - nawet na jeden krótki moment - to zobaczy mnie praktycznie całą. Szybko siadam tak samo, ale po przeciwnej stronie za nim biorę pierwszą pończochę ściągam porwane rajstopy. Materiał zakładam na swoją nogę dość powoli, ponieważ nie chcę, aby poszło gdzieś oczko. Poprawiam ostatecznie koronkową część na moim udzie.  
- Cholera.  
Spoglądam niepewnym wzrokiem na Harry'ego, który przypatruje mi się w lusterku wstecznym. Orientuję się, że czekamy na zielone światło, które zmieni się na sygnalizacji świetlnej, ale również panuje lekki korek. Piszczę, kiedy się orientuję, że obrócił się i dotknął mojej łydki opuszkami palców, a moja sukienka podwinęła się tak, że prawie całe moje udo jest odsunięte. Podsuwam swoje nogi pod brodę. Dźwięk klaksonów za nami robi się nie znośny na co kędzierzawy warczy wściekły, ale odwraca się posłusznie i jedziemy dalej.  
- Mógłbym pomóc założyć Ci ją, albo zrobić to osobiście.  
Odzywa się, a jego głos jest lekko schrypnięty, kiedy sięgam po drugą część. Ignoruję jego słowa, które jednak powodują, że moje policzki oblewają się czerwienieją. Kiedy już mam na sobie wszystko, tak jak on sobie tego zażyczył, zsuwam nogi na dół i orientuję się, że widać dość spory kawałek koronki. Poprawiam je jeszcze raz naciągając bardziej, aby podwyższyły się chociażby o centymetr, co udaje mi się z trudnością. Wkładam szpilki na swoje nogi i oddycham z ulgą, że mam to za sobą, chociaż najważniejsza zapewne część wieczoru się jeszcze nie zaczęła niestety. Nawet nie jesteśmy w połowie, ani w jednej trzeciej tego wszystkiego. Oh.. Wzdycham zaskoczona, kiedy Harry otwiera drzwi z mojej strony i wyciąga w moją stronę dłoń. Pomału przesuwam się na kanapie w jego kierunku. Pomaga mi wysiąść z samochodu, który zamyka, a ja w tym czasie zakładam kurtkę. Chłopak czeka na mnie cierpliwie, po czym łapie mnie w talii pod kurtkę i kieruje w znanym dla siebie kierunku. 'Paradise Night' - spoglądam na szyld neonowy. Wygląda pięknie. Uśmiecham się na jego widok, a po chwili słyszę śmiech Harry'ego. Spoglądam w jego kierunku.  
- Co jest takie zabawne?  
Kiwa głową przecząco uśmiechając się lekko i otwiera przede mną drzwi. Już wiem, że śmieje się ze mnie. Cóż, dla jego wiadomość, nie jestem osobą, która może tak sobie chodzić po mieście. Nie widziałam wszystkiego, dlatego jestem taka zachwycona, bo nigdy nie widziałam czegoś takiego. Postanawiam nic nie mówić, gdyż zapewne powiedziałaby mi coś nie miłego. Nie chcę, aby się ze złościć czy zaczął na mnie krzyczeć, dzięki czemu wywołałoby to aferę, a tu jest tak dużo ludzi.. Byłoby mi wstyd, ale nieważne. Idę razem z nim za mężczyzną, który po chwili wskazuje nam stolik. Harry odsuwa mi krzesło. Jestem zaskoczona. Naprawdę? Dziękuję mu cichym głosem, a on siada na przeciwko. Czuję skrępowanie, ponieważ nie wiem czy mam się odezwać, a jeśli mam to zrobić to co powiedzieć?  
- Dokładnie tak wyglądałaś, kiedy wyobrażałem sobie na Tobie te wszystkie ubrania. Przyznaję, że dłuższy czas poświęciłem na wyobrażenie Ciebie w bieliźnie. Nadal mam ochotę sprawdzić czy masz to co Ci wysłałem.  
Palcem wskazującym pociera swoją dolną wargę.  
- Czy to nie Ty zastrzegałeś przede wszystkim sobie, że nie będzie żadnego droczenia się? Nie tak się umawialiśmy.  
- A kto powiedział, że się droczę?  
Pochyla się nade mną i odgarnia kosmyk włosów za ucho.  
- Są tutaj toalety, Skarbie. Co Ty na to?  
Osuwam się gwałtownie i patrzę na niego dużymi oczami, a on zaczyna się śmiać. Kiedy spogląda w kartę dań, ja nadal siedzę jak na szpilkach. Co. Za. Dupek. Ugh! Krzyczę w myślach, ale szybko się uspokajam, biorę głęboki wdech i również patrzę w menu. Prawdę mówiąc to jestem głodna i zjadałbym coś dobrego. W końcu decyduję się na pierś z kurczaka z warzywami dodatkowo i sok pomarańczowy. Kelner chwilę później podaje nam napoje i informuje, że nasze dania będę gotowe za dziesięć minut. Upijam łyk soku i orientuję się, że kędzierzawy mi się przygląda.  
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?  
- Po prostu się zastanawiam.  
- Nad czym, jeśli mogę wiedzieć.  
- Masz jakieś plany na przyszłość?  
Oh. Nie spodziewałam się z jego strony takiego pytania.  
- Można tak powiedzieć, ale to nic właściwie pewnego. W sumie. Chciałabym pracować w jakimś wydawnictwie. Gdzieś gdzie będę miała do czynienia z książkami.  
Harry kiwa głową na znak zgody i obraca w dłoni szklankę.  
- Z tego co wiem, to niedługo opuścisz Dom Dziecka.  
- Do czego zmierzasz, Harry?  
- Pytam, ponieważ chcę się dowiedzieć czy będziesz miała gdzie się zatrzymać jak tylko ich opuścisz. Wiem, że dostaniesz jakieś pieniądze, ale są gówno warte. Jeśli chcesz to mam duże mieszkanie i mogłabyś..  
- Pojadę do swojej ciotki i wujka.  
Kłamię patrząc mu prosto w oczy i jednocześnie mu przerywam, ponieważ wiem, a przynajmniej przypuszczam do czego dąży. Robi mi się trochę gorąco, dlatego odwracam wzrok i ściągam kurtkę, którą przewieszam przez oparcie krzesła i patrzę przed siebie byleby nie na niego. Cholera jasna. Czy on właśnie chciał mi zaproponować, abym u niego się zatrzymała? Cóż, to miłe z jego strony, ale z drugiej.. Nawet nie biorę tej opcji pod uwagę. To nie wchodzi w grę. Ja i Harry? W jego mieszkaniu? Sam na sam? To by się nie udało. Wiem to. Kiedy ma się odezwać przerywa mu kelner, który kładzie przed nami po talerzu z jedzeniem. Biorę głęboki wdech i wydech, aby się uspokoić i zabieram za jedzenie. Jeszcze trochę i będę mogła położyć się w swoim łóżku. Cóż, nie niedługo 'moim'. Odsuwam się gwałtownie od stołu.  
- Muszę iść do łazienki. Przepraszam.  
- Jeśli chcesz wyjść to powiedz.  
Warczy, a moje ciało się spina. Zaraz go uderzę.  
- Po prostu się zamknij!  
Krzyczę, przez co zwracam uwagę prawie wszystkich innych osób i idę szybkim krokiem w stronę toalety. Zamykam się w jednej z kabin i siadam na zamkniętej desce. Po prostu muszę ochłonąć. Potrzebuję chwili dla siebie. Ten czas się zbliża za szybko. Kręcę głową. W najmniej odpowiednim momencie musiałam przypomnieć sobie o mojej bezsensownej sytuacji. W sumie to wina jego, Harry'ego. Wiem, że nie pytał mnie celowo, po prostu był ciekawy. Nie wierzę, że go usprawiedliwiam, ale to prawda. Co ja zrobię? Niby jest wszystko dobrze, ale ja mówię poważnie. Przecież dni mijają i w końcu znajdę się w punkcie. Data na kalendarzu będzie wskazywać, że jutro będę musiała się wynieść, ale dokąd? Wycieram mokre policzki od łez. Słyszę ciche pukanie. Nie mówcie, że tutaj wszedł, bo inaczej go uduszę.  
- Wszystko dobrze?  
Odzywa się łagodny głos. Wychodzę i podchodzę do umywalek.  
- Pan Styles prosił, abym sprawdziła jak się Pani czuje.  
Biorę głęboki oddech i wycieram mokre dłonie w ręcznik papierowy. Nie miałabym życia, jeśli bym z nim zamieszkała. Kontrolowałby mnie na każdym kroku. Mam wielką ochotę powiedzieć tej kobiecie coś bardzo nie miłego, ale szybko się orientuję, że niczemu nie jest winna. Wykonuje tylko prośbę, a zapewne polecenie. 'Pan Styles' - kręcę głową. Dziękuję jej cicho i kiedy upewniam się, że wyglądam dość dobrze, wychodzę z pomieszczenia i kieruję się do stolika.  
- Tęskniłeś?  
Mówię sarkastycznie. Dupek.  
- Nie mów do mnie tym tonem. Masz szczęście, że jest dziś tutaj kilku moich znajomych, bo w innym przypadku przełożyłbym Cię przez kolano. Nie pozwolę, abyś się tak do mnie zwracała. Rozumiesz?  
- A kim Ty jesteś, żeby mi mówić co mam robić?  
Warczę odważnie. Mam go gdzieś i tą całą kolację.  
- Ostatnie ostrzeżenie, Skarbie.  
- Nie nazywaj mnie 'Skarbie', bo nim nie jestem.  
Opieram się o krzesło i zakładam nogę na nogę po czym dziobię jedną dłonią w talerzu, a drugą oplatam swój brzuch. Byłam głupia i nadal jestem. Naprawdę uwierzyłam, że może być normalnie, że po prostu zjemy tę cholerną kolację i nasze drogi się rozejdą, ale to nie w przypadku, kiedy Harry jest w to zamieszany. Z nim nie można inaczej. Oboje siedzimy cicho i się nie odzywamy, co jest dziwne, bo sądziłam, że coś powie, po tym co ja powiedziałam, ale on tylko siedzi i je w spokoju. Okej. Postanawiam robić to co on.  
- Jeśli już skończysz daj znać. Będziemy już wychodzić.  
Spoglądam na niego, ale on patrzy w innym kierunku. Odwracam się i orientuję, że pewien mężczyzna spogląda w naszym kierunku. Jestem niemal pewne, że patrzy na Harry'ego. Nagle jego wzrok przenosi się na mnie i macha ręką uśmiechając się szeroko. Nie rozumiem z tego nic. Odwracam się i patrzę na Harry'ego Jego kostki niemal pobielały od ściskania krawędzi stołu, szczęka się napięła, prawie cały drży.  
- Harry..  
Mówię niepewnym głosem, ale on nie zwraca na mnie uwagi.  
- Wychodzimy.  
Oznajmia. Wstaje z krzesła i idzie w kierunku wyjścia. Pośpiesznie wstaję i ściągam kurtkę z krzesła. Mój wzrok spogląda w kierunku stolika, przy którym widziałam mężczyznę, na którego widok Harry nie był zachwycony, a wręcz zły. Orientuję się, że go już tam nie ma. Zaraz, zaraz. Przed chwilą tam był. Daję słowo! Nieważne. Kiedy idę w stronę wyjścia jednocześnie wkładam czarny materiał, ponieważ na zewnątrz jest zapewne zimno i strasznie ciemno, pomimo ulicznych lamp. Popycham szklane drzwi i staję w miejscu, po czym rozglądam się w różne strony, aby złapać Harry'ego wzrokiem. Idę kawałek w prawo, ale nie widzę go, a później odwracam się i idę w lewo. To na nic. Zniknął. Cholera. Naprawdę mnie zostawił..tak samą sobie? Nagle słyszę ciche syknięcie. Niepewnie idę w tym kierunku i słyszę ciche szepty, jednak nie udaje mi się ich rozszyfrować. Zbliżam się po cichu i w końcu spoglądam za róg jednego z budynków. Przykładam rękę do ust, aby nie krzyknąć, kiedy widzę jak Harry okłada pięściami jakiegoś chłopaka.  
  
[ 16 ]  
  
Cholera. On go zabije na śmierć, jeśli za chwile nie przestanie. 'No, dalej Brooklyn, wymyśl coś' - mówię sobie w myślach, a moje dłonie zaczynają się pocić ze zdenerwowania, ponieważ nie wiem co mam zrobić. To znaczy, wiem, że powinnam to przerwać, ale boję się jak zareaguje. Podnoszę swoją nogę, aby postawić ją dalej, by zbliżyć się w ich kierunku, ale nie wychodzi mi to, kiedy stawiam ją na jakimś papierku i przez to słychać głośny szelest, co oczywiście zwraca ich uwagę. Teraz mam to gdzieś. Skoro już wiedzą, że tu jestem. Stawiam małe kroki idąc w ich kierunku. Nie wiem co dalej, kiedy stoję niedaleko tej dwójki. Harry trzyma za kołnierz koszulki chłopaka, który był w restauracji. To on tak go zdenerwował. Harry patrzy na mnie. Jego oczy są czarne. Przełykam nerwowo ślinę.  
- Nie powinnaś tutaj być.  
- Ale jestem. Proszę, przestań.  
- Nie mów mi co mam robić i stąd spierdalaj.  
Warczy. Otwieram usta, jednak z nich się nic nie wydobywa.  
- Nie mam jak. Ty mnie tu przywiozłeś.  
- Gówno mnie to obchodzi. Zniknij mi z oczu.  
Stoję jakby wmurowana w ziemię. Nie wiem co powiedzieć. Kiwam głową, aby odpędzić łzy, które cisną mi się do oczu. Patrzy na mnie wyczekująco, a ja po prostu cofam się w tył i odchodzę powolnym krokiem. Co dalej? Nie mam takiej osoby, po którą mogłabym zadzwonić, by po mnie przyjechała. Nawet nie mam telefonu. Do dupy. Idę w kierunku.. Sama nie wiem jakim. Kompletnie nie znam tych ulic, nie poznaję ich. Dostrzegam przystanek autobusowy. Sprawdzam rozkład jazdy. Autobus będzie chyba za jakieś pół godziny. Tak przynajmniej myślę, kiedy sobie miej więcej ustalam o której byliśmy w restauracji i ile tam spędziliśmy czasu. Siadam na niebieskiej, drewnianej ławce. Cóż, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Nie byłam nawet przygotowana na to, że Harry się tak zachowa. Zrobi wszystko, ale mnie nie zostawi.. W taki sposób, oczywiście. Jeśli wcześniej nie wiedziałam co zrobić to sobie nie wyobrażam jak się czuję teraz. Analizuję w myślach całą sytuację. Nieważne, jak bardzo był zdenerwowany, nie powinien był się tak do mnie zwracać. To mnie zabolało. Nawet nie przypominam sobie, kiedy ktoś się tak do mnie odezwał.. Pomijając niektóre fakt, ale ogółem to się nie zdarzyło. Cóż, tak jak wspominałam po Harrym można się spodziewać wszystkiego i niczego. Kręcę głową i wstaję z miejsca, ponieważ zrobiło mi się trochę zimno i postanowiłam trochę się poruszać. W myślach przeklinam, kiedy dostrzegam zbliżającego się w moim kierunku mężczyznę. Może też przyszedł na autobus? Kręcę głową. Oddycham z ulgą, kiedy przechodzi obok i idzie dalej. Odwracam się w lewo i wypatruję autobusu. Ugh, zimno. Nagle czuję jak ktoś przypiera mnie do ścianki przystanku autobusowego.  
- Co tutaj robi taka piękna dziewczyna?  
Czuję ciepły i nieświeży oddech jakiegoś mężczyzny.  
- Zostaw, puść mnie.  
Zaczynam się wiercić i bronić z jego uścisku.  
- Skarbie, nie opieraj się. Tutaj niedaleko mieszkam. Moglibyśmy się tam udać i zabawiać w moim łóżku, wiesz?  
Kręcę szybko głową i próbuję wydostać się z jego silnych objęć. Nie ma mowy, że gdzieś z nim pójdę. Jego dłoń sięga pod moją sukienkę i dotyka mojego uda. Postanowiłam sobie dawno temu, że już nigdy nie dopuszczę do tej sytuacji. Jest trochę inna od tych które.. przeżyłam, ale jednak podobna. Z moich oczu wypływają łzy. Naprawdę daje z siebie wszystko, aby go tylko powstrzymać, ale on jest silny, zbyt silny jak dla mnie. Nagle nie czuję go przy sobie. Tak po prostu. Jego dłonie, oddech znikają.  
- Nie słyszałeś? Mówiła, że nie chce.  
Otwieram ściśnięte powieki. Przykładam dłoń do ust, aby nie wydać z siebie głośnego szlochu, kiedy siedzę na zimnym chodniku. Harry uderza pięścią w twarz mężczyzny i mówi do niego coś, ale dla mnie to za dużo, więc czuję się tak, jakby mówił do niego w innym języku. Jestem zbyt zszokowana. Chcę, próbuję coś zrobić, ale jedyne na co się zdobywam to cichy szept jego imienia.  
- Harry..  
Nie reaguje, nie patrzy na mnie.  
- Harry..  
Odzywam się ponownie tym razem trochę głośniej. Jego ciało nagle przestaje się ruszać. Dłońmi odpycha od siebie mężczyznę, który z głośnym jękiem ląduje na zimnym i twardym betonie. Odwraca się i spogląda w moim kierunku. Podchodzi bliżej i pomaga mi wstać. W jakiś sposób nie chcę, żeby mnie dotykał, ale z drugiej strony czuję, że nie zrobi mi krzywdy. Otrzepuję się z ziemi. Harry wskazuje dłonią drogę i idzie przede mną, więc idę za nim. Po kilku minutach trafiamy do jego samochodu, w którym robi się dość szybko ciepło. Spoglądam na profil Harry'ego. Wygląda na spokojnego, ale widać, że nad czymś się zastanawia.  
- Dziękuję i przepraszam za to, że się wtrącałam.  
Szepczę cicho. Gdyby nie on, mogłoby mnie tu nie być teraz.  
- Nie ma za co. Tak naprawdę to moja wina. Gdybym zachował się inaczej to ten dupek by Cię nie obmacywał, ale nie musisz się martwić. Postarałem się o to, aby przynajmniej przez jakiś czas nie mógł zdrowo funkcjonować swoimi chciwymi i brudnymi łapami.  
Wiem, że stara się ukryć w swoim głosie gniew.  
- Połamałeś mu palce?  
- Nie koniecznie. 'Uszkodziłem' to odpowiednie słowo.  
- Harry..  
Zaczynam, ale uciszam się, gdyż nie wiem co powiedzieć dalej, a zamiast tego siedzę cicho na czarnym fotelu i wpatruję się w widoki jakie mijamy. Nie chcę go niepotrzebnie zdenerwować, bo widzę, że i tak jest zły, więc nie chcę tego pogarszać. W mojej głowie kłębi się bardzo dużo pytań.. Chciałabym móc zadać je wszystkie na raz jemu, co oczywiście jest niemożliwe, tak samo jak uzyskanie z jego strony odpowiedzi. W ciszy rozmyślam i zdaję sobie sprawę, że on mnie naprawdę uratował. Jeśli chciałby mnie skrzywdzić, ale nie brudząc sobie rąk to zapewne by mnie zostawił. Jednak jestem, żyję i siedzę blisko niego, co jest jego zasługą. To dziwne. Więc on nie chce mi nic złego zrobić? Wychodzi na to, że nie. Wyglądem, owszem sprawia, że się go boję i mnie przeraża, ale jednak ma coś w sobie dobrego. Mam rację? 'Brooklyn, co Ty mówisz! Ten facet pobił na Twoich oczach dwóch facetów! I ty twierdzisz, że nie jest przerażający?' - krzyczy drugi głos w mojej głowie. Zaczynam na nowo się zastanawiać. Ciekawe kim był ten chłopak i co takiego zrobił, że zasłużył.. Czy on w ogóle zasłużył? Harry raczej nie jest z tych chłopaków, którzy biją tak po prostu innych, no nie? Na pewno zalazł mu za skórę. Szkoda tylko, że to spowodowało iż musieliśmy zakończyć nasze ostatnie spotkanie. Serio to powiedziałam? No bo kurczę. Sama chciałam się od niego uwolnić i nadal tak jest, ale wydaje mi się, że po prostu mam u niego dług wdzięczności za to co zrobił i wydaje mi się, że mogłabym wytrzymać z nim jeszcze trochę czasu w ramach rekompensaty, ale nic mu nie mówiąc.  
- Za dużo myślisz i analizujesz.  
Słyszę męski głos, co powoduje, że się odwracam w jego stronę, ale on nawet na mnie nie patrzy, tylko przed siebie na drogę i w sumie to bardzo dobrze. Nie zabijemy się przez to, że tylko na mnie spojrzał. Nie wiem co odpowiedzieć dlatego siedzę cicho. Skąd on w ogóle wiedział, że ja myślę o tym wszystkim?  
- Wy, dziewczyny zawsze to robicie. Każda z was i bez wyjątku. Musicie analizować każdy idiotyczny szczegół, który nawet tego nie wymaga. Zawsze sobie wszystko komplikujecie, kiedy cała sytuacja jest bardziej niż oczywista.  
- Nieprawda. I nie jestem jak 'każda'.  
- Oczywiście, bo Ty nigdy w życiu nie miałaś chłopaka, więc nie musiałaś nic analizować. Zapomniałem o tym.  
Wzrusza od niechcenia ramionami spoglądając na mnie, ale szybko wraca oczami przed siebie. Moje usta otwierają się z zaskoczenia, ale je zamykam. Jak on w ogóle mógł mi coś takiego powiedzieć? Nic o mnie nie wie, poza małymi szczegółami. On śmie mi w ogóle mówić, że nigdy nie miałam chłopaka? Cóż.. Po jednej stronie ma rację. Ale jak miałabym być z kimś z moją przeszłością i będąc w Domu Dziecka? Mam wyznaczone godziny o której wstaję, idę do szkoły, o której wracam, o której są pory jedzenia i inne. Rzadko kiedy można w sumie wyjść gdzieś, chyba, że chce iść większa część, ale wtedy to z opiekunami, a wtedy to czujesz się tak jak na smyczy, więc to nie wchodzi w grę. Z drugiej strony nie powinien był mi tego mówić. Cóż, pewnego czasu był w Domu Dziecka pewnie chłopak, z którym miałam bardzo dobry kontakt. Dużo rozmawialiśmy, trzymaliśmy się za dłonie i skradaliśmy małe buziaki z policzków, ale to tyle. Przekroczył pełnoletność i po tym jak odszedł nie miałam już z nim kontaktu i żałuję tego, bo ciekawa jestem co u niego i jak sobie radzi. To był jedyny chłopak, z którym miałam jakiekolwiek relacje. Myślami powracam do tego co mi powiedział Harry. Jest dupkiem. Dziewczynie nie mówi się takich rzeczy, ale on chyba o tym nie wie. Nie mam zamiaru być nadal w jego towarzystwie.  
- Zatrzymaj się.  
Mówię mu odpinając swój pas bezpieczeństwa.  
- Myślisz, że zacznę Cię zatrzymywać, abyś nie wysiadła? Proszę bardzo, zrób to, ale poczekaj do czerwonego światła na następnej sygnalizacji świetnej, bo nie mam zamiaru zbierać Cię później, jak wyskoczysz z samochodu. Jesteś taka sama jak inne dziewczyny. Obrażasz się o byle co a raczej o prawdę. Mądrze.  
- Nie musisz mnie zatrzymywać. Jesteś dupkiem. Myślisz, że wiesz wszystko najlepiej i że jesteś panem i władcą całego świata. Gówno prawda. Egoista.  
Syczę ostatnie słowo i wysiadam z samochodu, gdyż czekamy, a raczej on czeka na to aż zapali się zielone światło. Trzaskam jak najmocniej potrafię drzwiczkami auta, aby się jeszcze bardziej zdenerwował. Cóż, nie dbam o to, bo to nie moja sprawa. Patrzę przed siebie i orientuję się, że wiem gdzie jestem i spokojnie dotrę. Muszę tylko iść na przystanek tramwajowy jechać dwa przystanki, a później iść na autobus, który mnie odwiedzie pod same drzwi budynku, w którym chcę już się znaleźć, ponieważ na dworze jest strasznie zimno, więc zapinam kurtkę. Trochę nie wygodnie mi się idzie w szpilkach, ponieważ nie jestem do nich przyzwyczajona, ale jakoś daję radę. Z daleka słyszę pogwizdywanie, więc się nie odwracam, a przyśpieszam. Zbliżam się do takiego jakby centrum, gdzie jest dużo ludzi i mnóstwo świateł ulicznych lub bijących od różnych sklepów. Jest przed dwudziestą drugą, co oznacza, że tramwaj będzie za jakieś dziesięć minut. Tak przynajmniej wynika z rozkładu, a ja mam nadzieję, że przyjedzie wcześniej.  
- Cześć. Wiesz może która jest godzina?  
Spoglądam w swoją prawą stronę i dostrzegam młodego chłopaka, z kilkudniowym, ale fajnie mu pasującym zarostem, grzywką uniesioną do góry. Ma na sobie ciemne dżinsy, białą koszulkę i niebieską bluzę, a koło swoich nóg trzyma torbę podróżniczą. Wygląda całkiem przyjaźnie i wydaje się być o wiele lepszy od kędzierzawego. Informuję go, że jeśli jedzie tym samym tamwajem co ja to będzie za kilka minut, a chłopak oddycha z ulgą i mówi, że cieszy się iż się nie spóźnił. Kiwam głową uśmiechając się lekko.  
- Dokąd jedziesz, jeśli można wiedzieć?  
- E.. Do domu, jadę do domu. A Ty? Wyjeżdżasz gdzieś?  
Wskazuję na jego czarną torbę. Chcę zmienić temat. Nie lubię mówić czy rozmawiać o sobie, a on to chyba wyczuwa dlatego przystaje i odpowiada na moje pytanie.  
- Właściwie to jadę do dziewczyny. Potrzebuje mnie, więc do niej się wybieram. Ma jakieś małe problemy.  
- Oh, daleko od siebie mieszkacie? Nie jest to uciążliwe?  
- Nie, dla mnie nie tylko czasami, bo wiesz lepiej jakby któreś z nas mieszkało bliżej tego drugiego, bo nie musielibyśmy przez cały czas wynajdywać czasu, sprawdzać nasze grafiki kiedy będziemy mogli się spotkać tylko tak po prostu. Zadzwonić, umówić się i spotkać. Ale to prawda jak mówią, że gdy dzielą kilometry to wtedy tęskni się bardziej. Prawdę mówiąc to chciałbym mieć tę podróż już za sobą i się koło niej znaleźć.  
Kiwam głową uśmiechając się.  
- Myślisz, że zdążę jeszcze zapalić?  
- Myślę, że nie powinieneś tego robić, bo z każdym kolejnym razem trujesz sobie zdrowie jeszcze bardziej, wiesz? I myślę, że Twoja dziewczyna jest szczęściarą mając takiego chłopaka jak Ty.  
- Mówisz dokładnie tak samo jak moja dziewczyna, zdajesz sobie z tego sprawę? Pewnie nie, bo nawet jej nie znasz, no ale cóż.. Dziękuję za komplement. To było miłe. Pewnie Twój chłopak zrobiłby to samo co ja.  
- Um.. Nie mam chłopaka.  
Mówię zawstydzona, a on uśmiecha się lekko.  
- A mama Cię nie nauczyła, że niewolno kłamać?  
- Prawdę mówiąc to nie wiem gdzie ona się podziewa, więc nie, nie nauczyła mnie. Mówię poważnie, nie mam chłopaka.  
- Przepraszam, nie powinienem był się pytać i powiedzmy, że Ci wierzę. W każdym bądź razie chłopak, z którym się zwiążesz będzie wielkim szczęściarzem. Nawet się nie przedstawiłem. Wybacz mi. Mam na imię Jay.  
- Brooklyn. Miło mi Cię poznać, Jay.  
Chłopak uśmiecha się w odpowiedzi co pozwala mi sądzić, że on również się cieszy iż mnie poznał. Tramwaj właśnie przyjechał, więc oboje wsiadamy tak jak i reszta oczekujących. Siadam na jednym miejscu, a Jay po chwili do mnie dołącza obok. Chłopak stwierdza, że jestem niegrzeczna, gdyż nie skasowałam biletu, na co chichoczę, a on się uśmiecha ukazując swoje białe i równe zęby. Boże, on jest chyba idealny, ale niestety zajęty. Cóż, pewnie nawet nie miałabym u niego szans. Nie chciałby się związać z dziewczyną z Domu Dziecka zapewne. Wzdycham cicho spoglądając za szybę jednocześnie podziwiając miasto nocą i uważając, aby nie pojechać za daleko, gdyż nie miałabym ochoty wracać się kilku czy nawet jednego przystanku i to w dodatku mając na swoich stopach szpilki. Razem z Jay'em rozmawiamy trochę o zwyczajnych sprawach dzięki czemu zapominam o wszystkim i często się uśmiecham i to wszystko dzięki niemu. Zgadzam się z chłopakiem, kiedy proponuje mi następne spotkanie, jednak wykręcam się trochę mówiąc, że nie mam za bardzo czasu, gdyż na koniec roku szkolnego mam dużo na głowie a on wydaje się to rozumieć i mówi, że jest skłonny poczekać, więc oddycham z ulgą, że zakończyliśmy ten temat.  
- Wiesz.. można by pomyśleć, że jesteś uciekającą panną młodą, to znaczy jeśli miałabyś na sobie suknię ślubną, ale skoro jej nie masz to nadal sądzę, że uciekłaś i strzelam, że z randki.  
- W każdym bądź razie cieszę się, że mam to za sobą.  
Mówię i posyłam mu lekki uśmiech. Nie chcę drążyć tego tematu, ale to uczucie, że naprawdę mam to za sobą i nie muszę się już martwić jego osobom w sensie Harry'ego jest naprawdę fajne. Jay podaje mi jedną słuchawkę, gdyż chce abym posłuchała z nim piosenki i powiedziała co o niej myślę. Po chwili razem kiwamy w rytm muzyki i oboje się do siebie uśmiechamy. Po przesłuchanej piosence mówię Jay'owi, że zaraz będę wysiadać. Kiwa głową i dostrzegam w jego oczach smutek, więc go lekko przytulam i wstaję. Machamy do siebie kiedy odjeżdża, a kiedy znika ja idę na przystanek autobusowy na którym jest kilka osób, więc nie martwię się, że ktoś niespodziewanie mnie zaatakuje. Naprawdę się cieszę, że go poznałam. To miły i przystojny chłopak z którym można normalnie porozmawiać. I nie muszę się denerwować, że powiem coś co go zdenerwuje. Przewracam oczami na myśl o Harry'm. Dupek. Nagle jakiś czarny samochód staje naprzeciwko mnie. Szyba się odsłania od strony pasażera i wiem, że nawet nie muszę spoglądać kto kieruje, bo doskonale wiem, że to on. Zaraz za nim przyjeżdża autobus i jestem w kropce. Albo wsiądę do samochodu Harry'ego albo do autobusu i muszę się spieszyć inaczej to drugie odjedzie i nie będę miała wyjścia, bo następny autobus jest dopiero o szóstej rano. 'Boże, dopomóż'.  
  
[ 17 ]  
  
- Chcę Cię tylko odwieźć.  
Odzywa się wpatrują przed siebie, a ja patrzę w kierunku autobusu do którego wsiadają ostatnie dwie osoby. Albo teraz zdecyduję albo nie będę miała naprawdę żadnego wyjścia i pojadę z Harry'm. Jednak mimo tego, że mam wybór moje nogi kierują się w stronę czarnego auta. Tak, nazwijcie mnie nienormalną. Chcę się od niego uwolnić, a sama wracam do niego. To chore. Ja jestem chora, moje zachowanie. Przykładam dłoń do swojego czoła, kiedy siedzę już w jego samochodzie, a on rusza. 'Co ja zrobiłam?!'. Zaraz znowu się zacznie. Będzie mi dokuczał a ja nie mam na to nawet siły. Nie chcę go słuchać, więc lepiej, aby nic nie mówił.  
- Przepraszam.  
Mówi cicho, a moje oczy się rozszerzają. Czy ja się przesłyszałam? Czy on przed chwilą mnie przeprosił? Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek to zrobił dlatego jestem w lekkim szoku. Nie mówię nic, bo nie wiem co mam powiedzieć a poza tym mogę wywołać kłótnię, której nie chcę. Pragnę tylko zdjąć wszystkie te ubrania, znaleźć się w swoim łóżku i móc zasnąć, tyle.  
- Odezwij się do mnie.  
- A co mam powiedzieć?  
- Nie wiem. Cokolwiek.  
- Chcę po prostu być już na miejscu z daleka od Ciebie i nawet nie zaczynaj ani nie próbuj mi dokuczać. Nie chcę tego słuchać. Wyżyj się na kimś innym później, ale nie na mnie.  
Odpowiadam patrząc przez szybę i obserwuję co dzieje się nocą. Cóż.. jestem trochę zaskoczona. Tym, że on naprawdę mnie posłuchał i nic nie mówi. Gdyby nie zachowywał się co chwilę jak dupek to sądzę, że fajny byłby z niego chłopak, serio. Niestety, ale jest inaczej i nic na to nie poradzę.  
- Mogę wiedzieć chociaż czym zajmujesz się na co dzień?  
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?  
- Mieliśmy się poznać, prawda? Nie musisz odpowiadać.  
Próbowałam. Naprawdę. Chciałam nawiązać z nim nić jakąkolwiek porozumienia, ale z nim to oczywiście niemożliwe. Sądziłam, że sobie pogadamy chociaż ostatni raz, tak na spokojnie, ale znowu się myliłam. Muszę przestać myśleć jak będzie, bo i tak wychodzi inaczej i tylko się zawodzę. Poza tym za jakieś dziesięć minut powinniśmy być na miejscu. Nasze drogi się rozejdą i nic mi nie dadzą te informacje.  
- Jestem tajnym superbohaterem i ratuję innym życie przed grożącym im niebezpieczeństwem.  
Mówi tajemniczo, a ja się cicho śmieję. Naprawdę się śmieje i to szczerze. On natomiast spogląda na mnie przez chwilę i uśmiecha się co odwzajemniam. Gdyby mogło tak być wcześniej, od początku naszej znajomości to nie miałabym nic przeciwko, abyśmy się dalej widywali, ale to jego zachowanie jest pewnie takie 'na teraz'.  
- A tak naprawdę to nie mam konkretnej pracy jak inni. Różnie to bywa. Czasami koncertuję, chodzę na sesje czy wywiady albo pomagam mojemu kumplowi w warsztacie samochodowym. Ale jak znam życie a znam je jak własną kieszeń to zapewne już o tym wiesz, więc nie wiem czemu pytasz.  
Marszczę zdezorientowana czoło. O czym on mówi?  
- Każdy kto mieszka w Londynie mnie zna, więc jak to możliwe, że Ty nic o mnie nie wiesz? Nie czytasz gazet? Uważaj, bo dowiesz się czegoś prawdziwego..  
- A to jak odjechałeś ze striptizerką spod klubu to nieprawda?  
Za późno gryzę się w język i uderzam dłonią w głowę. Harry zaciska dłonie na kierownicy tak mocno, że jego kostki bieleją. Zapewne zaraz wybuchnie gniewem, ale kurczę sam doprowadził do tego tematu. Wiem, ja zaczęłam, ale on dalej sam to poprowadził. Więc wina leży po obu stronach a ja mam nadzieję, że jednak będzie spokojny i dotrzemy do Domu Dziecka cali i zdrowi.  
- Wierzysz w to całe gówno jakie napisali w tym szmatławcu?  
- Gdybym wierzyła to raczej bym Cię nie pytała, prawda?  
- Nienawidzę czegoś takiego, wpierdalania się w cudze życie.  
Mówi poważnym głosem i wyjmuje z kurtki paczkę papierosów a ja jęczę w myślach. Serio? Akurat teraz musi zapalić? To on w ogóle pali? Zaczynam kasłać kiedy wdycham nieprzyjemny dym, a Harry na moje szczęście otwiera okno od swojej strony i przekłada papierosa w lewą rękę, dzięki czemu dym ucieka przez okno, a ja nie czuję go tak bardzo jak wcześniej.  
- Dzięki.  
Oddycham z ulgą, a Harry kiwa głową w odpowiedzi.  
- Nic z nią nie robiłem. Po prostu odwiozłem ją do domu.  
- W porządku. To nie moja sprawa.  
Jestem zaskoczona tym, że mi to wytłumaczył, bo przecież wcale nie musiał tego robić. Poza tym jest już po fakcie dokonanym i nie można by niczego zmienić. W głębi duszy jednak czuję ulgę i sama nie wiem czemu. Odpinam pas bezpieczeństwa, gdy widzę, że za chwilę będziemy na miejscu. Z jednej strony czuję ulgę ale z drugiej nie chcę.. Nieważne. Harry zatrzymuje samochód.  
- Jesteśmy na miejscu.  
Informuje i siedzimy w ciszy.  
- Dziękuję Ci za wszystko. Cóż i życzę wszystkiego dobrego.  
Uśmiecham się w jego kierunku delikatnie i odpinam kurtkę.  
- Nie, nawet o tym nie myśl. Te rzeczy są Twoje.  
- Na razie zostawiam kurtkę i byłabym wdzięczna gdybyś podał mi adres na który mam wysłać resztę. Nie chcę tych rzeczy, są Twoje ja je tylko założyłam, bo tak chciałeś. Rozstajemy się Harry i to samo dzieje się z tymi rzeczami.  
Mówię spokojnie i odkładam kurtkę na tylne siedzenie. Wyginam się przez to i jesteśmy naprawdę blisko siebie. Harry dotyka mojego prawego policzka dłonią a ja czuję jak robi mi się cieplej i na policzki wkrada się lekki róż. Jego kciuk dotyka mojej dolnej wargi. Moje serce delikatnie przyśpiesza swój rytm.  
- Nie podejrzewałem, że nasz wieczór tak się rozwinie, bo prawdę mówiąc to miałem nadzieje, że będzie całkiem inaczej, a na koniec dostanę buziaka, Skarbie.  
Czerwienieję jeszcze bardziej przez to jak mnie nazwał.  
- Naprawdę chcesz to zakończyć?  
Odzywa się przez co czuję na swojej twarzy jego ciepły oddech. Patrzę na niego ale nic nie mówię. Harry odgarnia zabłąkany kosmyk za moje ucho. Jest jeszcze bliżej niż wcześniej. Cholera! Czy on chce mnie pocałować? Moje oczy ponownie się zamykają. Po chwili słyszę jego śmiech, a gdy podnoszę powieki widzę, że siedzi na fotelu rozbawiony i mnie już nie dotyka.  
- Chcesz być z dala ode mnie ale pozwalasz bym Cię pocałował? Jak to jest, Skarbie? Wytłumacz mi to.  
Pyta a ja czuję zdenerwowanie i złość na niego. Z drugiej strony.. jakby nie patrzeć to ma rację. Próbuję się trzymać od niego z daleka, a gdy chce mnie pocałować to chcę mu na to pozwolić. Jestem głupia. Kręcę głową, ponieważ wiem, że jeśli się odezwę to palnę coś głupiego a on mnie wyśmieje. Nie pierwszy raz, zresztą. Otwieram drzwi i wysiadam z auta zamykając je za sobą.  
- Brooklyn..  
Woła i chwilę później jest już przy mnie. Cholera, miałam uciekać.  
- Spójrz na mnie.  
Mówi cichym głosem, kiedy ja unikam jego wzroku jak ognia. Harry wydaje się sfrustrowany moimi poczynaniami i tym, że nie jestem mu posłuszna, dlatego chwyta moją brodę i kieruje w swoją stronę przez co nie mam wyboru i patrzę w jego zielone oczy. Zaplatam swoje dłonie na piersi w niemym proteście.  
- No dalej, powiedz jaka to jestem głupia. Chcę już iść.  
Odwracam wzrok wpatrują się w inną stronę, a Harry wyjmuje ze spodni dwa metalowe i nieduże klucze, w które wpatruję się na zmianę. O co mu chodzi tym razem?  
- Klucz w mojej prawej dłoni jest kluczem do Domu Dziecka. Galvin mi go dała, aby nikogo nie budzić w zależności od tego o której wrócisz. Natomiast drugi klucz jest do mojego mieszkania. Nie masz jutro szkoły, więc tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy tam pojechać i spędzić czas w miłej atmosferze, a przy okazji się poznać. Może obejrzelibyśmy jakiś film czy coś..  
Mówi ostatnie słowa lekko niepewnie i drapie się w kark jakby był zdenerwowany co w ogóle nie jest do niego podobne. Przypominam sobie jak Lily mówiła mi o Harry'm. O tym, że sprowadza do siebie dziewczyny i wcale nie robi tego o czym bym pomyślała za pierwszym razem i jakim jest kobieciarzem. Kręcę głową. Zapewne mówi tak każdej, aby tylko z nim poszła. Nie mogę uwierzyć, że uważa mnie za taką samą jak i inne. Przez chwilę waham się z podniesioną dłonią przed dłońmi Harry'ego, które są wyciągnięte, abym mogła wybrać klucz. Tak naprawdę znam odpowiedź, ale chcę, żeby myślał, że może jest jakaś szansa, że wybiorę jego klucz co oczywiście się nie dzieje. Chwytam klucz w jego prawej dłoni.  
- Żegnaj, Harry.  
  
[ 18 ]  
  
- Dzień przed zakończeniem roku szkolnego -  
  
Leżę skulona jeszcze przez kilkanaście godzin w swoim łóżku, które ktoś nie długo przejmie. Właśnie wybiła północ co oznacza, że dziś mam urodziny i jednocześnie brak dachu nad głową. Nie tak wyobrażałam sobie swoje osiemnaste urodziny i nie życzę nikomu, aby tak właśnie miał, bo to okropne uczucie. Może i inni by się cieszyli. W końcu mogą robić co chcą, kupować co chcą i w końcu nie muszą słuchać rozkazów swoich rodziców, ale nie ja czego się pewnie domyśleliście. Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. Każdego dnia próbowałam coś sobie znaleźć. W sensie pracy, ale za każdym razem słyszałam, że muszę mieć napisane CV i skończone osiemnaście lat, bo w innym wypadku nie mam na co liczyć. I oczywiście jakieś doświadczenie, ale to słyszałam akurat tylko u niektórych. Poza tym mogłabym pracować gdzieś indziej, bez tego całego CV, czyli na czarno, ale nie zarabiałabym tak dużo jak z umową a gdyby coś mi się stało to wtedy nie dostałabym odszkodowania, więc wolę się w to nie pakować. Miałam nadzieję, że znajdę jednak tę pracę i będę mogła zacząć pracować już od pierwszych dni wakacji i wówczas znaleźć mieszkanie albo chociaż mały pokoik lecz nie podjęcie pracy równa się nici z jakiekolwiek lokum. Rozmawiałam już a raczej to Grace ze mną rozmawiała na temat tego gdzie się podzieję, jak już odejdę. Chciała mi nawet zaproponować, abym zatrzymała się u niej. Chcę być samodzielna i poradzić sobie, więc odmówiłam. Teraz dopiero do mnie dociera to, że będzie cholernie trudno. Wstaję z łóżka i otulam się kocem po czym podchodzę do okna i spoglądam na miasto, które żyje nawet w nocy. Wiem, że powinnam iść spać, aby się wyspać, bo w końcu jutro ostatni dzień szkoły, ale za bardzo jestem przejęta, aby iść spać. Z tego powodu już od kilku dni nawet nie jadłam. Może coś tam trochę skubnęłam. Przestraszona szelestem odwracam się i patrzę na Lily, która tylko przekręciła się na drugą stronę. Cóż, ona do osiemnastki ma jeszcze trzy miesiące co znaczy, że nie musi się martwić. W ogóle nie musi się martwić, bo wiem, że po tym jak stąd wyjdzie to zamieszka u swojej babi i dziadka u których była jakiś czas temu. Wzdycham cicho i pocieram zmęczone powieki, gdyż myślę, że źle widzę iż czarny samochód właśnie zatrzymał się przed budynkiem, w którym się znajduję. Przebiega przez moje myśli postać Harry'ego, ale okazuje się szybko, że to tylko jakaś nieznana mi kobieta, więc wracam do łóżka. Co do chłopaka.. Nie zjawił się, nie przyjechał od naszego ostatniego spotkania, czyli po tym jak odwiózł mnie po kolacji. Dokładnie tak jak mi obiecał. Czy zanim tęsknię? Szczerze? To przyznam się, że tak. Brakuje mi tego, że zjawiał się kiedy chciał, zaskakiwał mnie i tych wszystkich kłótni, do gryzek i nawet tego kiedy się do mnie zwracał 'Piegusku' co jednak jest jeszcze trochę dla mnie drażniące, ale z uwagi na to, że tylko on mnie tak nazywał to nie mam z tym problemu. Prawdę mówiąc to myślałam, że nie dotrzyma obietnicy i już następnego dnia przyjedzie albo chociaż po pewnym czasie, ale do dnia dzisiejszego go nie widziałam. W sumie to raczej wczorajszego, bo jest dwadzieścia minut po północy, a nigdy nie wiadomo co wydarzy się dzisiaj. Nie żeby coś miało.. Może kiedyś tam jeszcze na siebie natrafimy. Ziewam głośno, a moje powieki robią się cięższe dlatego przytulam policzek do poduszki i zasypiam.  
  
- Kilka godzin później -  
  
Nie mogę uwierzyć, że się w ogóle waham, ale ta sukienka jest taka ładna, świetna wręcz, naprawdę. To jest pierwsza sukienka jaka kiedykolwiek mi się spodobała i rzecz jasna należy do Lily, która próbuje mnie do niej przekonać już od dziesięciu minut.  
- Brooklyn musisz ją włożyć! Przecież wytrzymasz w niej tą godzinę! Proszę i obiecuję, że będziesz wyglądać dobrze.  
Przekonuje po raz kolejny, a ja zgadzam się przez co słyszę jej pisk mówiący, że jest więcej niż zachwycona przez co chichoczę. Lily jest taka zabawna. Przez chwilę martwię się tym, że plecy będą za bardzo odkryte, ale przyjaciółka informuje, że do tego dołożymy żakiet albo bolerko i nic nie będzie widać. Po chwili słyszę jak mówi, że powinnam założyć buty, które dostałam od Harry'ego. Są czarne, więc owszem będą pasować, ale kurczę. To było tylko na jeden raz i miało więcej się nie zdarzyć. Wiem, że wspominałam mu na naszym ostatnim spotkaniu iż oddam mu wszystkie rzeczy, ale do tej pory nie wysłał mi żadnego adresu, na który bym wszystko wysłała, więc wychodzi na to, że ubrania zostają ze mną na czas dopóki się nie odezwie. Wkładam na białą bieliznę sukienkę wcześniej smarując się balsamem i mając już na swojej twarzy lekki makijaż. Po co ja w ogóle się na niego zgadzałam? Czy on ma coś mi dać? Cóż, skoro już go mam to nie będę go psuć. To złamałoby serce Lily. Po tym siedzę na łóżku i patrzę na czarne buty. Chyba się nic nie stanie jak włożę je jeszcze raz, prawda? Przyglądam się sobie w lustrze, a chwilę później Lily też już ubrana staje obok mnie. Uśmiechamy się do siebie w lustrze. Dziewczyna oznajmia, że ma już dla mnie coś, abym mogła swobodnie zakryć plecy i podaje mi żakiet w kolorze takim jak buty i górna część sukienki. Zakładam również naszyjnik po tacie, który zdjąłem gdyż brałam prysznic i nie chciałam, aby coś się z nim stało. Lily wychodzi do łazienki, a pod jej nie obecność przychodzi Grace, która mnie woła, abym przyszła do niej, gdyż ktoś do mnie przyszedł, a ja zaczynam się zastanawiać o kogo chodzi. Przez chwilę nawet myślę, że to on.  
- Wyglądasz ślicznie, Brooklyn.  
Chwali Grace i razem udajemy się w kierunku jej stanowiska pracy gdzie czeka kurier. Witam się z nim, a on podaje mi małe pudełko, które chwytam w dłonie i przyglądam się mu. Brak jakiekolwiek znaku od kogo to może być.  
- Kto jest nadawcą?  
- Przykro mi, ale nie mogę powiedzieć.  
- W takim razie nie mogę tego przyjąć.  
- Ta osoba bardzo nalegała. Proszę podpisać.  
Wskazuje na kartkę, na której leży długopis. Podejrzewam od kogo to jest ale boję się co mi wysłał. Na pewno to nic dużego, ale przecież małe rzeczy mogą być bardziej cenniejsze niż duże, prawda? W końcu się przełamuję, kiedy Grace skina na mnie głową i wzrusza ramionami, co odbieram jako, że ona nie ma nic z tym wspólnego. Wzdycham i podpisuję w wyznaczonym miejscu. Mężczyzna dziękuję i życzy miłego dnia po czym wychodzi, a ja idę do pokoju, aby odpakować paczkę. Na szczęście Lily nie ma. To dobrze, bo w innym wypadku zasypałaby mnie pytaniami, na które nie chciałabym odpowiadać. Nie mogę uwierzyć w to co widzę, kiedy otwieram małe pudełeczko, w którym znajduje złotą, małą bransoletkę z czterolistną koniczynką. Dostrzegam również kartkę, którą chwytam i otwieram.  
  
'Wkroczyła Pani w wiek dorosłości, Panno Riggs.  
Niech przynosi Ci wiele szczęścia.  
Wszystkiego Najlepszego, Skarbie'  
~ H.  
  
Z moich usta nie znika uśmiech, kiedy czytam liścik. Wiedziałam, że to coś od niego. Jak zwykle przesadził. Nie musiał mi nic kupować. Wystarczyłby tylko ten liścik, bez bransoletki, która jest piękna. Nie wiem za bardzo co mam teraz z nią zrobić. Jeśli ją założę to Lily ją zauważy i co wtedy będzie? Zada mi milion pytań. Cóż, to chyba nastąpi szybciej niż myślałam. Przyjaciółka właśnie wpatruje się w przedmiot.  
- Cholera jasna! Brooklyn, skąd to masz? Jaka ona piękna!  
Mówi zachwycona i przygląda się jej jak leży w futerale.  
- Umm.. Od Harry'ego.  
Pokazuję jej liścik i wyjaśniam całą sytuację. Lily kiwa głową w geście, że rozumie, jednak po chwili pyta co mam zamiar z nią zrobić, a ja wzruszam ramieniem, gdyż sama nie wiem. To prezent urodzinowy, prawda? A ich się nie odmawia. Co ja gadam.. Muszę mu ją oddać. Słyszę cichy szept Lily, która mówi, że kiedyś ją widziała na wystawie sklepu jubilerskiego i o mało co niezemdlała, gdy zobaczyła cenę. Dodaje, że to na pewno prawdziwe złoto, a ja czuję się jeszcze podlej.  
- Nie myślisz, że chce Cię przekupić?  
- O czym Ty mówisz?  
- O waszym ostatnim spotkaniu i jego propozycji, której na całe szczęście nie przyjęłaś. Brook, posłuchaj mnie.. Chłopaki wysyłają dziewczyną różne 'prezenty', które mają być ich taką jakby przepustką do ich ciała albo do przekonania jej o czymś czy zamydleniu oczu. Nie twierdzę, że Harry no wiesz próbuje przez to coś od Ciebie uzyskać, ale po tym jak zaproponował Ci, abyście pojechali do jego mieszkania i jaką ma opinię.. Sama na pewno rozumiesz, więc proszę nie złość się na mnie.  
Kiwam głową w odpowiedzi i jednocześnie przyznaję jej rację. Chowam z powrotem bransoletkę jak i liścik. Najchętniej to bym to wyrzuciła do kosza, jednak to zbyt drogocenne i to tak jakbym wyrzuciła pieniądze w błoto, dlatego zostawię ją i może wystawię na jakąś licytację albo po prostu oddam? Najlepiej jakby Harry po prostu wziął to z powrotem i sobie włożył między cztery litery. Jemu wcale nie chodzi o mnie tylko o moje ciało. Kręcę głową z niedowierzania. Dobrze w sumie, że już się nie spotykamy. Lily przytula mnie w geście pocieszenie po czym mówi cicho, że musimy już iść. Mówię jej, aby dała mi chwilę na co przytakuje i wychodzi z pokoju. Mam ochotę się rozpłakać. Powstrzymuję się. Chcę, muszę być silna i dać sobie radę. Zakładam czarny materiał na swoje ramiona i razem z Lily zabieramy się samochodem z Grace, gdyż jesteśmy ostatnimi osobami w budynku i jedziemy do szkoły. Trochę rozmyślam, nawet nie wiem o czym, ale na pewno staram się zagłuszyć myśli o Harry'm i jego prezencie. Przyjaciółka chwyta mnie za dłoń. Chyba podejrzewa o czym myślę. Posyłam jej lekki uśmiech. W końcu docieramy na miejsce. Oplatam się ramionami i we trójkę idziemy do wejścia, a później kierujemy się w stronę sali gimnastycznej, gdzie odbędzie się cała uroczystość, po której pobędę jeszcze trochę w Domu Dziecka, a później spakuje się i pozałatwiam wszystkie papiery związane z moim wypisem. Czuję się niepewnie kiedy prawie wszystkie pary oczu spoglądają w naszą stronę a ja sobie uświadamiam jak wyglądam. Cóż, nic im do tego. Nie zamierzam się tym przejmować. Siadamy z Lily na krzesłach i czekamy jeszcze chwilę na przyjście kilku osób. 'Mogłoby być już po wszystkim..' - myślę odchylając głowę do tyłu, ale słowa, które docierając do moich uszu powodują, że prostuję się i otwieram powieki.  
- No, proszę.. proszę. Kto nam się tutaj wystroił?  
- Odwal się Ashley i idź stąd najlepiej.  
Odzywa się Lily. Sama mam ochotę stąd iść.  
- Oh, Skarbie. Ta sukienka jest z ubiegłego sezonu i pogrubia Cię. Myślisz, że jak ją masz to ktoś zwróci na Ciebie uwagę?  
Wybucha śmiechem a ja się podnoszę zła.  
- Wiesz wolę wyglądać tak niż mieć na sobie stój dziwki. Do którego klubu się wybierasz, co? Dużo umówionych masz dziś klientów?  
Patrzy na mnie z szeroko otwartymi ustami, a po chwili mrozi mnie spojrzeniem, co rusza mnie, ale tylko przez chwilę. W sumie sama jestem trochę zaskoczona, bo nie wiedziałam, że potrafię używać takich słów. Siadam z powrotem a Ashley odchodzi obrażona. Nie mogę uwierzyć, kiedy Cassie przewraca za nią oczami, a mi posyła mały uśmiech. Że co? Przecież ona nigdy się do mnie nie uśmiechała! Ugh, to ich plan B czy coś? Skoro dałam sobie radę przez dwa lata to i dam jeszcze jeden, prawda? Przywołuję się do porządku, kiedy widzę, że wszystko się za moment zacznie.  
  
- Dwie godziny później -  
Dlaczego mam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje? Może mam paranoję, ale naprawdę się tak czuję i jakoś nie umiem nic na to poradzić. Odwracam się z powrotem i dołączam do już ostatnich oklasków. Po chwili każdy wstaje z miejsca i próbuje wydostać się z pomieszczenia. Razem z Lily idziemy do naszej sali. Ashley i Cassie patrzą na mnie dziwnie a ja mam ochotę pokazać im język i powiedzieć, żeby się odczepiły, ale powstrzymuję się, gdyż nie chcę żadnych kłótni na koniec roku. Siadamy standardowo na swoich krzesłach. Kobieta mówi kilka minut a następnie rozdaje świadectwa osobom, którzy nie dostali ich na sali gimnastycznej. Nie jestem w gronie osób, które teraz otrzymają ten papier. W końcu możemy wyjść. Oddycham z ulgą. Grace czeka na nas i we trójkę idziemy w kierunku jej samochodu. Zanim wsiadam do niego rozglądam się. Znowu to poczułam. Ktoś serio mnie obserwuje. Ugh! Może to jacyś uczniowie. W końcu wyglądam inaczej niż zwykle. Macham ręką i siadam na skórzanym siedzeniu. Dojeżdżamy na miejsce i jestem zdziwiona, kiedy Grace prosi Lily, aby weszła sama do środka. Wykonuje jej polecenie, a ja marszczę brwi.  
- Brooklyn..  
  
[ 19 ]  
  
- Grace? Chcesz mi coś powiedzieć?  
- Właściwie to tylko upewnić. Na pewno nie chcesz spakować się i zatrzymać u mnie? Co prawda kończę dzisiaj później, gdyż niektórzy zabierają dzieciaki na wakacje do siebie i będzie trochę więcej pracy papierkowej, ale jestem pewna, że chcesz spędzić jeszcze trochę czasu z Lily, więc..  
- Grace, jestem Ci wdzięczna, że się o mnie martwisz, ale dam sobie radę, naprawdę. Gdyby co pamiętam gdzie Cię znaleźć.  
Posyłam jej uśmiech i wysiadam z samochodu, gdyż wiem, że jeśli bym została to nie odpuściłaby mi tej rozmowy. Udaję się do swojego pokoju, gdzie Lily siedzi na swoim łóżku a ja siadam na swoim. Panuje między nami cisza i jest bardziej ona niezręczna niż przyjemna. Po chwili dziewczyna siada obok mnie i tak po prostu przytula co odwzajemniam. Będzie mi jej brakować. Kiedy się odsuwamy widzę w jej oczach łzy.  
- Obiecujesz, że będziemy utrzymywać kontakt?  
- Pewnie, ale prawdę mówiąc nie wiem jak nam się to uda. Nie mam telefonu tak jak i Ty. Listy mamy do siebie wysyłać? Cóż, nie wiem nawet jaki jest mój nowy adres..  
Wzdycham cicho i bawię się swoimi palcami.  
- Brooklyn, wiesz, że jutro przyjeżdżają po mnie dziadkowie i cóż.. mogłabyś pojechać razem ze mną na wakacje i przez ten czas na pewno coś być znalazła. Możemy iść razem do pracy. Zarobisz sobie i wtedy będzie o wiele łatwiej. Proszę, boję się o Ciebie. Gdzie dzisiaj będziesz spała? Przecież nic się nie stanie jak spędzisz jeszcze tutaj jedną noc.  
- Podobno moje miejsca ma zająć ktoś nowy, od dziś.  
Przekazuję jej informację jaką dostałam wcześniej od Grace. Wstaję i zaczynam się pakować. Chcę to mieć za sobą i spędzić ostatnie chwile z Lily, która sama zabiera się za pakowanie swoich rzeczy. Co jakiś czas mówi do mnie, że to jest jej już nie potrzebne, w to już się nie mieści i w wyniku tego przekazuje to mnie. A ja nie chcę tych rzeczy ze względu na to, że trudno jest mi je przyjąć, a poza tym zbyt dużego bagażu nie chcę. Po jej namowach jednak znajduję jeszcze trochę miejsca w torbie, którą zapinam, a moje miejsce wygląda tak, jakbym dopiero co się tutaj wprowadzała. Pamiętam pierwszy dzień.. Byłam taka zdezorientowana i przede wszystkim przestraszona. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. To były strasznie trudne czasy, ale z ich biegiem doszłam do siebie i jest o wiele lepiej niż było na początku. Moja psychika wróciła do zdrowia. Przede wszystkim ona. Nieważne. Lily uśmiecha się ponuro i po chwili razem siadamy i zaczynamy wspominać cały rok szkolny, drugiej klasy. Oczywiście spotkamy się w trzeciej klasie, bo nie zamierzam rzucić szkoły. Nie wiem co miałoby mi stanąć na przeszkodzie. Często się śmiejemy. Dołącza do nas Grace z tortem urodzinowym, który jest pyszny. Będzie mi ich brakowało..  
  
- Około godziny dwudziestej -  
  
Grace chwyta mnie za rękę, kiedy podpisuję ostatni dokument.  
- Jeszcze muszę coś podpisać?  
- Brooklyn, proszę. Usiądź i się zastanów.  
- Nie mam nad czym, Grace.  
- Przynajmniej na jedną noc. Możemy wspólnie czegoś poszukać. Jakiegoś pokoju dla Ciebie. Przecież starczy Ci na pewien czas z tych pieniędzy, które otrzymasz, a jestem pewna, że pójdziesz do pracy, więc i dalej nie będzie problemu. Daj sobie pomóc.  
Patrzy na mnie wyczekującym spojrzeniem, ale kiedy widzi, że się nie ugnę wyciąga z szuflady biurka białą, małą kopertę, przelicza pieniądze, stempluje małą kartkę i podaje mi ją. Pakuję ją do małej kieszonki w torbie podróżnej. Dobra, muszę w końcu to zrobić. Zapinam kurtę na zamek. Grace przytula mnie i chwytam rączkę torby kierując się w stronę wyjścia. Słyszę jak życzy mi powodzenia i prosi, abym się odezwała na co przytakuję i posyłam jej mały uśmiech. Zamykam za sobą drzwi i dopiero teraz czuję zimny powiew wiatru. Ugh, tam w środku było o wiele cieplej. Przez chwilę się rozglądam gdzie mogłabym pójść. Schodzę ze schodów. Dobrze, że ta torba nie jest taka ciężka. Siadam na wolnej ławce jaką znajduje po kilku minutach i przeliczam pieniądze. 500, 00 zł. Cóż, podejrzewam nawet, że Grace dołożyła mi ze swoich, ponieważ normalnie dostaje się 300-350 ale nie tyle, więc tym bardziej jestem jej wdzięczna. Na początku kupuję sobie małą wodę i bułkę, gdyż jestem trochę głodna i spacerując po Londynie ją jem i przy okazji się zastanawiam gdzie znalazłabym jakiś tani motel, chociaż na jedną noc. Z samego rana wyszłabym do jakiejś kawiarenki internetowej i napisała sobie CV, które bym poroznosiła i może coś by się trafiło. Później jakiś nocleg, bo przecież nie mogę sobie pozwolić na spanie w motelu. Za drogo by mnie to wyniosło, ale tę jedną noc mogę poświęcić. Mam plan. Gorzej z jego realizacją.  
  
- Kilka godzin późnij -  
  
Big Ben wybił pierwszą w nocy, a ja jestem cholernie zmęczona i marzę o ciepłym prysznicu i łóżku. O niczym więcej. Mój plan jak zapewne się domyślacie, nie powiódł się. Dlaczego? Ponieważ nie mam dowodu osobistego. Nikt nie chciał się zgodzić na jedną noc albo budynek nie przypominał nawet motelu tylko jakiś dom publiczny. Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Nie mam żadnego planu B, więc wychodzi chyba na to, że będę musiała jakoś sobie poradzić do rana a później wznowić plan od załatwienia dowodu osobistego i napisaniu CV. A dodatkowo jest sobota, dla niektórych nadal piątek co oznacza, że ludzie zabawiają się w klubach, więc zapewne będzie pałętać się dużo osób pijanych. Jak ja nienawidzę alkoholu! Gorzej być naprawdę nie może. Zatrzymuję się przy jakiejś wystawie sklepowej i się zastanawiam przez moment. Widzę taką samą bransoletkę jaką mam w torbie. Kosztuje prawie.. Ile? 2 499, 99 zł. Powiedźcie, że źle widzę. To dwa i pół tysiąca! Czy on zgłupiał? Oczywiście istnieje jeszcze taka możliwość, że tą którą mam wygląda podobnie do tej, którą mam przed sobą, więc mogła dokładnie kosztować mniej z czym czuję się o wiele lepiej. Idę dalej i podziwiam inne sklepowe wystawy. Gdybym zarabiała to chętnie wybrałabym się tutaj i kupiła kilka ciuchów. Na przykład ten szary sweter albo czarne spodnie. Bluzka na manekinie obok w ogóle nie powinna zostać nazwana bluzką, bo to tylko kawałek materiału do którego jest dołączona krótka, obcisła spódniczka. Nigdy czegoś takiego nie włożę.  
- Hej Mała.  
Spoglądam na wysokiego chłopaka w dresie.  
- Cześć.  
Odpowiadam, ale wiem, że to był błąd z mojej strony i najlepiej jakbym zaczęła uciekać jak najdalej od niego. Patrzy na mnie a po chwili na moją torbę. Uśmiecha się szeroko i wraca wzrokiem na moją twarz. Przez chwilę myślę, że chce mnie okraść. W sumie nawet by nie miał z czego.  
- Nie masz się gdzie podziać, prawda? Chodź ze mną.  
Chwyta moją torbę i idzie wolnym krokiem, a ja protestuję.  
- No chodź i nie stój tak. Chcę Ci tylko pomóc.  
Mówi patrząc na mnie i idzie dalej. Czuję, że nie mam wyjścia, więc idę za nim. Szczerze? Boję się. Nie wygląda na kogoś kto pomaga innym, ale zawsze powtarzano, żeby nie oceniać innych po ubiorze, prawda? Można kogoś ocenić mylnie. Dlaczego więc ogarnia mnie przeczucie, że źle robię? Chłopak zwalnia przez co idziemy obok siebie. Skręca po kilku minutach w jakąś ciemną uliczkę a ja zwalniam swoje kroki.  
- Hej! Zaczekaj! Nie musisz mi pomagać, dam sobie radę.  
Krzyczę mając nadzieję, że mnie usłyszy, zawróci, odda torbę i da spokój. Chłopak kiwa na mnie głową, abym szła za nim. Wzdycham cicho i idę niepewnie. Zbliżając się coraz bardziej dostrzegam niewielkie światło i dwóch innych chłopaków.  
- Mamy nową współlokatorkę chłopaki.  
Co? Nie zamierzam tutaj zostać ani chwili dłużej. Chwytam swoją torbę, gdyż chłopak, który ją niósł postawił ją na ziemi i kieruję w stronę przeciwną. Wolę już pałętać się gdzieś po mieście niż spędzić z nimi czas. Jestem tak przerażona, że mam ochotę krzyczeć. Ktoś wyrywa mi torbę z ręki i przyszpila do zimnej ściany budynku. Jego wzrok przeszywa moją sylwetkę od góry do dołu po czym patrząc na mnie uśmiecha się w idiotyczny sposób.  
- Wiesz, stoisz za blisko.  
- Naprawdę?  
W jego głosie wyczuwam rozbawienie.  
- Cóż, ja tak nie uważam. Poza tym za chwilę będziemy o wiele bliżej siebie. Powiedz mi na początek jak masz na imię, Słoneczko i dlaczego nie leżysz teraz grzecznie w łóżku jak przystało na dobrą dziewczynkę? Cokolwiek się stało nie martw się. Zaopiekujemy się Tobą, Kotku.  
Posyła mi ohydny uśmiech przez co mam ochotę zwymiotować. Czy moje życie jest przekreślone i nigdy nic nie pójdzie po mojej myśli? Czy zawsze będę musiała się o siebie martwić i nie zaznam chociaż trochę chwili wytchnienia? Bo jeśli tak to nie widzę innego wyjścia. Poproszę ich grzecznie, aby mnie zabili a następnie zrobili co tylko zechcą. Skoro nie będę wiedziała co się po tym ze mną stanie to wszystko mi jedno. Nie mam zamiaru dłużej żyć życiem, które jest do dupy. Wiem, że nie powinnam się poddawać i próbować, ale od początku mojego życie nic mi się nie układało. Kompletnie. Zawsze było źle i rzadko kiedy miałam powód do uśmiechnięcia się. Czuję na swoim udzie dłoń przez co wybudzam się ze swoich myśli i patrzę martwym wzrokiem na chłopaka. Już drugi raz tego muszę doświadczyć? Czemu ktoś dał mi taki scenariusz mojego życia a nie inny? Moje dłonie odpychają go.  
- Przestań. Nie jestem dziewczyną do towarzystwa.  
Mówię odpychając się od ściany, ale na marne, bo chwilę później i tak jestem do niej przyszpilona. Cholera. Czy ja w ogóle dzisiaj przeżyję? I co on chce ze mną zrobić? Nie podoba mi się to wcale.  
- Będziesz tym kim chcę żebyś była.  
Zaczynam się z nim szarpać. Może zmieni zdanie i mnie puści.  
- Przestań do cholery się wiercić, bo inaczej Cię skuję.  
- Zostaw mnie. Jesteś ohydny. Wymiotować mi się chce.  
Czuję mocne pieczenie na lewym policzku przez co pojawiają się w moich oczach łzy. Co za.. Nie, Brooklyn. Nie pokazuj mu słabości.  
- Damski bokser. Lubisz bić dziewczyny? Czujesz się silniejszy?  
Odpyskuje i nawet nie zważam na słowa. Jestem zbyt wściekła i wcale nie jestem zdziwiona, kiedy czuję mocniejsze uderzenie. To oczywiste, że nie uderzyłby mężczyzny. Jest za słaby. Bałby się, że skopałby mu ktoś dupę i dlatego bije kobiety przez co czuje się silniejszy. Oczywiście, że będzie zgrywał bohatera. Moje usta się rozchylają, kiedy dostrzegam nóż za jego plecami. Trzyma go jeden z jego kolegów, który mu go podaje. Mój oddech przyśpiesza. Zaraz zacznę krzyczeć.  
- Cholera, przepraszam. Nie chciałam Cię urazić.  
Bronię się. Nie chcę, aby mnie okaleczał.  
- Wydaje mi się, Kotku, że na to jest za późno.  
Przykłada chłodny metal do mojego policzka. Zaczynam drżeć.  
- Proszę, nie rób tego.  
Cicho go proszę, a on kręci głową uśmiechając się złowieszczo. Ostrą końcówką przejeżdża lekko po moim policzku. Moje serce zaraz wyskoczy z piersi. To niemal pewne. Za kilka minut będę leżeć w kałuży swojej własnej krwi. Moje życie się zakończy a miałam na nie trochę planów. Szkoda, że nie uda mi się ich spełnić, ale ktoś tam z góry tak chce, prawda? Moja historia nie będzie jak film ze szczęśliwym zakończeniem. Zaciskam mocno powieki i zęby, kiedy czuję mocniejszy nacisk ostrza. Mogłabym się jakoś ruszyć, ale to spowoduje jeszcze większą szkodę na mojej twarzy, więc nie mam wyjścia jak stać cicho.  
- Mike, ktoś tu idzie!  
Krzyczy cicho jakiś chłopak, który chce go ostrzec.  
- Co do chuja?  
Odpowiada odwracając się gwałtownie przez co przejeżdża ostrzem po mojej skórze. Wydaję z siebie pisk a on przykrywa moje usta dłonią i kiwa palcem, abym siedziała cicho. Czuję na policzku ciecz i jestem pewna, że to krew. Moja krew! Oddycham nierówno. Serce zaraz mi eksploduje i ryknę płaczem. Do moich uszu docierają coraz głośniejsze i cięższe kroki. Mam nadzieję, że to nie jest jego kolega, a osoba, która mi pomorze. Boję się.  
  
[ 20 ]  
  
Jego palce boleśnie wbijają się w moje biodro i jestem przekonana, że pojawi się tam siniak a jakby tego było za mało to mój policzek krwawi nadal i jestem tym przerażona. Dwóch kolegów Mike'a stoją obok nas razem z nim i mną gotowi na to, aby zaatakować osobę, która zbliża się do naszych postaci. Może to jakiś policjant? Mrużę powieki, kiedy w moje oczy dobija się blask światła, które pali się nad budynkiem do którego jestem przyszpilona. Udaje mi się przyzwyczaić i spoglądam w lewą stronę dostrzegając osobę ubraną całą na czarno. Ma pochyloną głowę i wypuszcza właśnie z ust dym zapewne papierosowy jednocześnie gasząc butem papierosa. Moje oczy się rozszerzają, kiedy dostrzegam znajomą postać. Ja..  
- Masz pieprzone trzy sekundy na to, aby ją puścić.  
- Kogo moje oczy widzą. We własnej osobie. Styles.  
- Raz.. Doliczę do trzech i będziesz leżał martwy.  
Jestem jednocześnie przerażona i zaskoczona, kiedy robi to co mu karze i potwierdzają się moje przypuszczenia. To mały chłopczyk, który wyżywa się na słabszych, aby poczuć się silniejszym.  
- Skarbie, chodź do mnie.  
Harry spogląda na mnie po raz pierwszy odkąd tu jest z wyciągniętą ręką w moim kierunku. Moje ciało jest sparaliżowane i nie dam rady się ruszyć nawet o głupi centymetr. Słyszę śmiech. To Mike.  
- Czyżby Styles się zakochał? A może jest niezła w łóżko, co?  
Wzrok kędzierzawego zwraca się ku rozbawionemu chłopakowi. Mike nie zauważa tego, kiedy Harry zbliża się w jego kierunku i uderza w szczękę przez co odchyla głowę w tył. Jego koledzy są tak samo przerażeni jak on sam. Tak myślę, ale to mnie nie interesuje. Opuszki palców mojej lewej ręki dotykają policzka. Spoglądam na nie i dostrzegam czerwoną ciecz. Nigdy nienawidziłam widoku krwi. Oddycham głęboko chcąc się uspokoić. Przecież to tylko czerwony kolor. To wcale nie jest krew.  
- No dalej, przecież jesteś taki odważny.  
Słyszę rozbawiony głos Harry'ego, który pali drugiego papierosa.  
- Nie, to nie nasza sprawa. Prawda, chłopaki? Zwijam się.  
- Potrafisz tylko spierdalać, Jones. Nie masz problemu z innymi. Z dziewczynami. Lubisz je zastraszać, prawda? Czujesz się silniejszy, odważniejszy a jak przychodzi co do czego to jedyne co robisz to spierdalasz.  
Harry popycha go dłonią przez co Mike dotyka ściany budynku. Robi mi się słabo. Moje ciało osuwa się na ziemię. Kędzierzawy zadaje kilka mocnych cisów a wystraszeni koledzy uciekają. Chwilę później Mike też ucieka, gdyż Harry go puścił wcześniej mówiąc mu głosem jakim nie dałam rady zrozumieć. Chłopak przez chwile staje do mnie plecami. W końcu się odwraca a mój strach wcale nie znika. Podchodzi do mnie wolnym krokiem i pomaga wstać. Z początku myślałam, że nie jest na mnie zły. Po tym jak się do mnie zwrócił. Teraz wiem, że byłam w błędzie. Kiwa na mnie głową, abym szła pierwsza. Idę niepewnie przez ciemną ścieżkę. Po chwili wychodzimy na miasto, gdzie jest o wiele jaśniej. Harry w ciszy prowadzi mnie do swojego auta. Zastanawiam się siedząc na skórzanym fotelu dokąd mnie zabierze. W końcu siada obok mnie i ruszamy w niewiadomym dla mnie celu. Chcę się odezwać, dowiedzieć gdzie mnie zabiera, ale strach buzujący w moim ciele nie pozwala mi na to, więc siedzę cicho tak jak on. Ponownie uratował mi życie. Skąd on w ogóle wiedział gdzie jestem? Dziwne. Dwadzieścia minut później parkuje samochód na podziemnym parkingu i wysiada. Otwiera mi drzwi, ale na mnie nie czeka. Idę za nim do windy, w której również milczymy. Jego mieszkanie chyba znajduje się na ostatnim piętrze. Wskazuje dłonią, abym ponownie szła pierwsza. Zatrzymuje się przy jednych drzwiach, które otwiera i mnie przepuszcza. Ciemność panuje w pomieszczeniu, ale zostaje ona przerwana. Moje oczy skanują salon połączony z kuchnią. Wszystko do siebie pasuje i panuje porządek, czego bym się nie spodziewała. Nie po nim przynajmniej.  
- Jesteś głodna? Chcesz coś do picia?  
Pyta, pociąga nosem jednocześnie ściągając z siebie kurtkę.  
- Nie chcę robić Ci problemu.  
Odpowiadam cicho. Harry pociera twarz i idzie w kierunku lodówki. Nie wiem co zrobić, dlatego rozglądam się po wnętrzu. Ma tu ładnie. Ciekawe czy sam je urządzał, czy tak było a może to sprawka projektanta? W każdym bądź razie stawiam na niego i sama nie wiem czemu. To chyba ta surowość kolorów, które pasują do jego osoby. Kędzierzawy woła mnie, abym usiadła na krzesełku barowym przy blacie. Wykonuję jego prośbę. Zegarek wybija drugą w nocy. Powinnam spać. Przez chwilę jestem zamyślona, a kiedy spoglądam prosto na chłopaka dostrzegam w jego oczach złość i coś jeszcze, ale nie rozpoznaję tej emocji. Podchodzi do mnie nieśpiesznym krokiem. 'Spokojnie, Brook. On Cię uratował. Nie zrobi Ci krzywdy' - powtarzam sobie w myślach, kiedy jego dłoń chwyta delikatnie moją brodę i odwraca moją twarz tak, że może dokładnie zobaczyć mój policzek. To musi wyglądać paskudnie.  
- Rozbierz się.  
Mówi, a ja przez moment panikuję, ale zdaję sobie sprawę, że mówi o kurtce. Oddycham z ulgą i przystaje na jego propozycje. Harry znika, ale pojawia się chwile później z apteczką. Jestem zdumiona tym jak sobie radzi. Oczyszcza moją ranę wodą utlenioną i smaruje jakąś maścią, która chyba spowoduje, że rana szybciej będzie się goić. Jestem mu wdzięczna.  
- Dzięki.  
Odpowiada kiwnięciem głową i podsuwa mi duży parujący kubek z herbatą i talerz kanapek. Chowa wszystkie inne rzeczy i znika a ja zabieram się za jedzenie. Lekko kręcę się na krzesełku. Nigdy wcześniej na takim nie siedziałam i muszę przyznać, że to fajna zabawa, jednak trzeba być ostrożnym. Kończę drugą kanapkę, którą popijam łykiem ciepłej cieczy a Harry'ego nadal nie ma. Odkładnie apteczki nie może tyle zająć. Zeskakuję z krzesełka i idę powolnym krokiem w stronę korytarza. Widzę trzy pary brązowych drzwi. Zaglądam do jednych i orientuję się, że znalazłam łazienkę. W następnych jest pokój gościnny. Pukam cicho do ostatnich. Nikt nie odpowiada i waham się. Mam wejść czy go zostawić w spokoju? Nie wiem czy mogę tu przenocować czy chciał mnie tylko nakarmić. Wchodzę do pokoju. Na łóżku dostrzegam Harry'ego, który podnosi się szybko do pozycji siedzącej.  
- Przepraszam, ja.. Nie wiem co dalej.  
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?  
Pyta patrzą mi prosto w oczy, a ja się peszę.  
- To znaczy nie powiedziałam czego?  
- Na przykład tego, że nie będziesz miała gdzie się podziać po tym jak opuścisz Dom Dziecka. Naprawdę myślałaś, że uwierzyłem w to gówno, kiedy mi powiedziałaś, że jedziesz do wujków? Gdyby tak było to zapewne teraz nie stałabyś tutaj, prawda? W ogóle byś nie mieszkała tam gdzie mieszkałaś. Dlaczego nie byłaś szczera?  
Bawię się swoimi palcami. Czuję się jak małe, nieposłuszne dziecko.  
- Pytałem Cię i oczekiwałem szczerej odpowiedzi. Chciałem Ci pomóc i tyle. Nie oczekując niczego w zamian. Nie rozumiem czemu więc nie pisnęłaś ani słowa, bo wystarczyło tylko powiedzieć, że nie masz żadnego planu, a wtedy pomógłbym Ci. A w zamian za to.. Popatrz tylko na siebie. Gdyby nie ja, mogłoby się skończyć gorzej.  
- I dziękuję Ci za to.  
- Nie musisz mi dziękować, Brook. Naprawdę. Nie oczekuję od Ciebie żadnych podziękowań. Chcę tylko, abyś była ze mną szczera, bo tylko wtedy to jakoś wyjdzie.  
Pociera dłońmi swoją twarz. Między nami panuje cisza, którą mam ochotę przerwać, ale nie wiem jak. Prawdę mówiąc to myślałam, że będzie o wiele gorzej, że na mnie nakrzyczy i powie jaką jestem idiotką, co ja sobie w ogóle myślałam. Cóż, jego ton i postawa były dość poważne i momentami sądziłam, że naprawdę wybuchnie, ale wyszło jak wyszło i cieszę się, że mamy to za sobą. No raczej nie wszystko. Wołam niepewnie jego imię. To jeszcze nie koniec. Chłopak podnosi głowę i spogląda na mnie.  
- Co ze mną będzie? W sensie teraz? Miałam swoje rzeczy, ale kiedy odchodziliśmy to o nich zapomniałam i nawet nie mogę się przebrać. Poza tym nie mogę siedzieć Ci na głowie.  
- Daj spokój, Brook. Weź prysznic i odpocznij.  
- To nie czas na żarty. Ja mówię poważnie.  
Chłopak podchodzi do komody i wyciąga materiał z szuflady.  
- Ja też. Tutaj masz ubrania. Łazienkę znajdziesz naprzeciwko.  
- Przecież to są Twoje ubrania. Nie dość, że mnie nakarmiłeś to w dodatku naruszam Twoją prywatność i używam Twoich rzeczy. Nie mogę tak, Harry. Jestem Ci wdzięczna, ale..  
- Ręka mnie świerzbi, Skarbie, więc lepiej uciekaj.  
Przez chwilę nie wiem o co mu chodzi, ale kiedy dociera sens jego słów do mnie otwieram lekko usta z zaskoczenia. Przypomina mi się sytuacja z restauracji, kiedy powiedział mi, że jeśli nie zacznę jeść to wtedy przełoży mnie przez kolano i da klapsy. Przesuwam usta w prawy kącik a potem w lewy. Jego ton głosu był poważny, ale lekki uśmiech na twarzy powoduje, że odwzajemniam jego gest. Skinięcie głowy Harry'ego w moją stronę daje mi jasny sygnał, że mam już iść, więc odwracam się i wychodzę z pomieszczenia. To jest jego mieszkanie i jego własne zasady i dopóki razem nie przeprowadzimy poważnej rozmowy co ze mną będzie dalej to będę musiała się go słuchać. Cóż, postaram się go nie zdenerwować czy nie podpaść, ale nic nie obiecuję. Wiem, moglibyśmy od razu to załatwić, ale zdaję sobie sprawę, że on jak i ja jesteśmy za bardzo zmęczeni, więc sprawa zostaje do jutra tak jak ja u Harry'ego. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Kręcę głową. Nigdy bym się nie spodziewałam, że kiedykolwiek będę przebywać w jego mieszkaniu. To dla mnie takie.. nie dziwne, ale może inne? W każdym bądź razie cieszę się, że przez te kilka godzin przynajmniej nie muszę się o siebie martwić i będę mogła się wyspać. Przytakuję sobie jak idiotka, ale uśmiecham się i zdejmuję z siebie sweter i koszulkę, które układam na blacie obok umywalki. Odpinam guzik spodni i niemal piszczę, kiedy do pomieszczenia wchodzi Harry. Szybko przykrywam się koszulką.  
- Przyniosłem Ci ręczniki.  
'Spokojnie, Brooklyn. Musisz oddychać' Pamiętaj. Harry stoi z białym materiałem oparty swobodnie o framugę i uśmiecha się szeroko, po czym skanuje moje ciało. W myślach sobie przybijam piątkę, bo i tak wiele nie zobaczy. Maniak, któremu tylko w głowie dziewczyny i ich ciała. Ani grosza zainteresowania czymś innym. Jest taki sam jak inni faceci. Rozglądam się po łazience i czekam aż wyjdzie.  
- Co Ci się stało?  
Słyszę jego lekko schrypnięty głos. Odchrząkuje a ja się orientuje, że się do mnie zbliża. Jego oczy są wpatrzony w jeden punkt, który znajduje się na moim ciele. Cholera. Co on takiego dostrzegł, czego ja.. w sumie nawet się sobie tak dokładnie nie przyglądałam. Nawet nie zwróciłam uwagi na ranę na policzku, które szpeci moją twarz. Jak ja znajdę prace? Co powiem szefowi czy kierownikowi, kiedy zapyta się mnie o to co mi się stało? Opuszkami palców prawej dłoni dotykam rany. Kręcę głową. Nie chcę teraz o tym myśleć. Harry staje przede mną, po czym kuca i podnosi kawałek zwisającej bluzki, którą próbuję się zakryć. Spoglądam w to miejsce, któremu on się przypatruje i zdaję sobie sprawę, że na moim lewym biodrze są odciśnięte czubki palców. Oh, to od tego chłopaka. Pamiętam. Wbijał je tak boleśnie, że teraz mam po nim ślady w postaci małych siniaków.  
- Dotykał Cię gdzieś jeszcze?  
Próbuje opanować swój głos. Kręcę przecząco głową.  
- Powiedz mi, Skarbie. Nic mu nie zrobię.  
Gryzę od wewnątrz policzek z lewej strony i potwierdzam skinięciem głową, po czym z zaróżowionymi policzkami wskazuje nieśmiało uda, miejsce intymne i pupę. On mnie tylko tam dotykał i nic więcej. Na całe szczęście, oczywiście. Harry przymyka lekko powieki, a jego dłonie zaciskając się na moich biodrach. Jeśli nie przestanie mnie ściskać będę miała kolejne sińce.  
- Harry.  
Dotykam lekko dłonią jego ramienia a jego uścisk zelżał, więc czuję się lepiej. Opuszki palców delikatnie dotykając sińców. To przyjemne uczucie, ale czuję się dość niezręcznie w tej sytuacji. Poza tym jestem śpiąca i najchętniej chciałabym wziąć prysznic i położyć się spać. Myślę, że on też powinien się położyć. Harry w końcu podnosi się na równe nogi i nie jest to nowiną, że nade mną góruje. Oboje wpatrujemy się w swoje tęczówki. Jego dłoń obejmuje moją twarz po lewej stronie i kciukiem delikatnie gładzi policzek omijając ranę. Jego twarz jest bez emocji, co mogłoby mnie nakierować w jakim jest nastroju. Po chwili, bez żadnego słowa wychodzi z łazienki i zamyka za sobą drzwi, a ja dodatkowo zamykam je na zamek. Będę czuć się komfortowo z myślą, że on tu już nie wejdzie. Rozbieram się do naga i wchodzę pod prysznic. Wspominałam w ogóle, że ma dużą łazienkę? Toaleta, prysznic, wanna, dwa kosze zapewne na pranie i dwa miejsca z dwoma umywalkami i dwoma lustrami. Rzecz jasna wszystko kolorystycznie do siebie pasuje. Myję ciało a następnie włosy. Kiedy wychodzę z kabiny korzystam z przyniesionych przez Harry'ego ręczników. Wycieram się nimi, a następnie wkładam jego koszulkę. Moje usta się lekko rozchylają. Nie wierzę, że dał mi swoją bieliznę. To znaczy, jest opakowana w folię, więc zapewne nowa. Cóż, nie mam innego wyboru. Będą bardziej mi pasować za spodenki niż/i majtki. Rozczesuję swoje włosy, które wcześniej wycieram ręcznikiem. Sprzątam po sobie w łazience i wychodzę z pomieszczenia. Słyszę cichy głos, dlatego idę korytarzem prosto i widzę włączony telewizor, który cicho gra i małą lampkę, która się świeci. Harry natomiast siedzi na kanapie. Podchodzę i siadam niedaleko jego osoby.  
- Hej.  
Mówię cicho naciągając koszulkę na nogi, które mam pod brodą.  
- Cześć.  
Odpowiada nie patrząc na mnie, ale dostrzegam mały uśmiech. To dobrze wróży. Mam rację? Zaczynam się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie poszedł spać. Może czekał aż zwolnię łazienkę? Kurczę, powinien iść pierwszy. To przecież jego mieszkanie.  
- Znowu wszystko analizujesz. Przestań.  
- Zastanawiam się tylko czemu nie śpisz.  
Odwraca się, patrzy na mnie przez moment i wraca z powrotem.  
- Za pięć minut będzie walka. Chciałbym ją obejrzeć.  
- Więc przerywasz sen, na trzecią w nocy, aby obejrzeć walkę?  
Chichoczę cicho, a Harry uśmiecha się pod nosem. Bingo!  
- Niezupełnie. Dziś to wyjątek, ale różnie bywa.  
Kiwam głową i patrzę na telewizor. Program się właśnie rozpoczął. Słychać głos mężczyzny, który mówi, że przechodzimy do drugiej walki. Cóż, Harry może nie trafił na sam początek, ale przynajmniej obejrzy jedną walkę. Kamery pokazują kolejno napakowanych zawodników a ja się wzdrygam. Z wyglądu ciała wyglądają groźnie, ale ich uśmiechy są całkiem przyjazne. Zakrywam lekko oczy, kiedy chłopak w białych spodenkach uderza tego drugiego.  
- Po co oni w ogóle się biją? Nie mogą pogadać czy coś?  
Marszczę czoło, a Harry wybucha śmiechem. Ugh. Nabija się.  
- W taki sposób zarabiają na życie. Walcząc.  
Wzrusza ramieniem. Oh. Ja bym wymiękła. Już bym leżała. Harry podnosi się z kanapy i znika mi z oczu, ale chwilę później pojawia się i czuję się bezpieczniej. Oplatam się ramionami ciaśniej. Chyba nie dam rady z nim wysiedzieć. Poza tym nie lubię oglądać tego typu rzeczy. Fakt można by się nauczyć różnych chwytów, ale to nie dla mnie.  
- Chcesz się położyć?  
- Mhm. Chyba, że mam Ci potowarzyszyć.  
- Nie. Może innym razem. Chodź.  
Wstaje a ja zaraz po nim. Idę za nim. Harry otwiera drzwi pokoju.  
- Od dziś to Twój pokój. Możesz robić w nim co chcesz.  
- Jest on tylko na kilka godzin, Harry.  
Udaje, że nie słyszy moich słów i kontynuuje.  
- Gdybyś czegoś potrzebowała, będę obok.  
- W porządku. Dziękuję za wszystko i dobranoc.  
- Śpij dobrze, Kochanie.  
Odpowiada i znika w salonie. Zamykam drzwi. To normalny pokój z łóżkiem, szafką i innymi ważnymi elementami. Fajnie. Jutro obejrzę go bardziej dokładniej. Jest zbyt ciemno i chce mi się spać, dlatego wchodzę do łóżka i przykrywam szczelnie pościelą. Czuję jak moje ciało się rozluźnia. Przyjemnie. Orientuję się, że uśmiecham się jak głupia co potęguje mój uśmiech. Budzik na szafce nocnej wskazuje 3:15, kiedy na niego spoglądam. Nieważne. Chcę się wyspać, jeśli będzie mi dane. Nie wiem jaki Harry ma pomysł. Ja pomyślę nad swoim jak tylko wstanę. Przytulam policzek do poduszki i odpływam we śnie.  
  
[ 21 ]  
  
Promienie słoneczne przebijają się przez okno przez co się budzę. Moje myśli wariują i zastanawiam się nad tym gdzie się znajduję. Podnoszę się na dłoniach i opieram plecy o wezgłowie łóżka. No tak. Podpisanie dokumentów, opuszczenie Domu Dziecka, chodzenie po mieście bezcelowo, nieprzyjemny chłopak przez którego zostałam oszpecona i Harry, który mnie obronił i przygarnął do siebie. Tak, teraz wszystko pamiętam. Przypadkowo spoglądam na zegarek i orientuję się, że jest 11:25. Cholera jasna! Przecież spóźnię się.. 'Brook! Wyluzuj, są wakacje!'. Oddycham z ulgą. Lubię pospać, jak każdy, ale nie pamiętam chyba, abym kiedykolwiek tak długo spała. To jest zresztą nieważne. Wstaję z łóżka i prostuję się. Otwieram po cichu drzwi jak jest to tylko możliwe i nasłuchuję czy Harry już nie wstał. W Łazience się światło nie pali a w salonie połączonego z kuchnią również go nie ma. Więc są dwie opcje. Albo śpi w swojej sypialni albo gdzieś wyszedł. Nie wiem za bardzo co ze sobą zrobić, ale też nie chcę go budzić. Postanawiam więc zrobić mu śniadanie w ramach rekompensaty za to, że wczoraj mi pomógł i przenocował. Udaję się do kuchni. W lodówce nie ma za wiele, co pozwala mi sądzić, że pewnie dużo w swoim mieszkaniu nie przebywa i częściej je na mieście albo coś zamawia. Nieważne. To nie moja sprawa. Znajduję jajka i bekon. Tyle wystarczy. Znajduję również patelnię, którą wyjmuję i niechcący stawiając ją na blacie zrzucam plastikowy pojemnik przez co marszczę mocno czoło i usta. A niech to! Było przez moment głośno, ale mam nadzieję, że to go nie obudziło. Cóż. Bekon kroję w paski i go podsmażam na gorącej patelni. Resztę robię dość szybko. Danie stygnie a ja się zastanawiam czy dać wszystko na tacy i mu zanieść czy nakryć do stołu i go zawołać. Wybieram drugą opcję. Może nie będzie głodny czy coś. Nakrywam do stołu stawiając dwa talerze, sztućce, szklanki, sok, chleb i inne rzeczy. Gdy wszystko jest gotowe idę w kierunku jego pokoju. Przed drzwiami zaczynam się wahać czy powinnam wchodzić. Jest też opcja, że go nie ma. Wchodzę po cichu bez pukania, robię kilka kroków do przodu i dostrzegam go leżącego na łóżku. Widzę jego plecy przez to, że pościel zakrywa go dopiero od pasa w dół. Jego stopy lekko wystają za łóżko co nie znaczy, że jest za małe. Pewnie lubi tą pozycję. Pochodzę bliżej. Moje oczy się rozszerzają trochę, kiedy odwraca się i zamieram w bezruchu. Dostrzegam czarny tusz na jego klatce piersiowej i lewym ramieniu. Dużo tego. Moje kolana stykają się z białym materacem. Harry mruczy dość niewyraźnie. Jak ja mam go obudzić? Nie chcę, żeby był zły.  
- Coś się stało?  
Mówi zachrypniętym głosem mając nadal zamknięte powieki.  
- Umm.. Nie. Zrobiłam śniadanie i chciałam Cię na nie zawołać.  
- Chciałaś mnie na nie zawołać wgapiając się we mnie?  
Patrzy na mnie lewym okiem mrużąc prawą powiekę. Uśmiecha się.  
- Nie, to nie prawda. Zastanawiałam się jak to zrobić.  
Mówię zawstydzona a on zaczyna się śmiać. Podnosi się opierając plecy o wezgłowie łóżka. Pociera dłońmi twarz a ja odwracam wzrok od jego wyrzeźbionego i nagiego torsu. Harry ponownie się śmieje co zwraca moją uwagę i na niego spoglądam. Zauważam, że mi się przygląda przez co na siebie patrzę i orientuję się, że mam na sobie jego czarną koszulkę, która sięga mi do połowy ud, a pod nią mam jedynie bokserki. Nie dobrze, ale zawsze mogło być gorzej.  
- Dobrze wyglądasz w mojej koszulce, wiesz?  
Mówi przesuwając się na łóżku tak, że stopami dosięga ziemi a ja zostaję uwięziona pomiędzy jego udami. To trochę krępujące. Harry obejmuje swoimi dłońmi moje biodra i patrzy w moje oczy.  
- Znowu patrzysz na mnie tym wzrokiem.  
Marszczę skonsternowana jego słowami brwi. Nie rozumiem.  
- Kiedy Cię dotykam patrzysz na mnie tak, jakbyś za chwilę miała uciec z krzykiem. Jakbyś miała się za moment rozpłakać.  
Gryzę wnętrze policzka. Zauważył to i czeka teraz na odpowiedź.  
- Wszystko wystygnie, jeśli teraz nie pójdziemy.  
- Wkrótce mogę spodziewać się wyjaśnień?  
Wzruszam ramionami wgapiając się w dłonie. Nie powiem mu. Harry wzdycha cicho zrezygnowany i jestem mu bardzo wdzięczna, że na mnie nie naciska, bo zapewne w końcu bym mu powiedziała, ale nie z własnej woli. Wydusiłby to ze mnie torturami. Dobrze, że nie dokończył. Odsuwam się od niego o kilka centymetrów a on wstaje i sięga krótkie, granatowe spodenki, które wciąga na swoje nogi, a po chwili koszulkę przez głowę i oboje kierujemy się w stronę kuchni. Siadamy naprzeciwko siebie.  
- Potrafisz gotować?  
Pyta przyglądając się niepewnie jedzeniu na swoim talerzu.  
- Pytasz poważnie czy się nabijasz ze mnie?  
- Raczej poważnie. Nie mam nic przeciwko, żebyś gotowała, ale jeśli będę za każdym razem wylądował w toalecie i skręcał się z bólu brzucha to już wolałbym, żebyś zabrała się za coś innego. W innym przypadku fajnie, że będę mógł poznać i zjeść coś nowego.  
- Nie zatrujesz się. Obiecuje.  
Mówię mu. Harry przytakuje i bierze trochę na widelec i przeżuwa. Ugh. Jeśli mu nie posmakuje to niech się wypcha. Zrobiłam wszystko dobrze i jestem z siebie bardzo zadowolona, bo wyszło mi lepiej niż kiedykolwiek. Spoglądam na niego i widzę, że się krzywi.  
- Nie przesadziłaś z solą i pieprzem?  
- Co?  
Próbuję sama ze swojego talerza i dostrzegam, że zaczyna się śmiać. Co z niego za dupek! Niech sobie sam gotuje. Harry po chwili chwali to co zrobiłam i jest mi wdzięczny, bo jeszcze nigdy nie jadł tak dobrej jajecznicy i zwraca mi honor, po czym potwierdza, że mogę gotować w jego kuchni, gdyż nie widzi problemu. Ja go natomiast dostrzegam, bo w sumie to ja tutaj jeszcze długo nie pobędę. Harry przygląda mi się pijąc sok ze szklanki, kiedy wracam i siadam na krześle po posprzątaniu ze stołu.  
- No dalej, wyduś to z siebie.  
Nakłania a ja obracam w palcach szklankę. Denerwuję się.  
- Wczoraj no praktycznie dzisiaj posłuchałam się Twojej rady. Jest nowy dzień i czas na to, abyśmy porozmawiali, ale poważnie. Nie mam planu, okej? To znaczy miałam, ale nie wypalił. Chciałam gdzieś się zatrudnić, popracować i zarobić, aby znaleźć mieszkanie czy coś mniejszego, ale z braku dowodu osobistego, który powinnam sobie już dawno wyrobić i CV nikt.. no cóż nie chciał mnie zatrudnić i wcale się nie dziwię. Nie mam nawet ubrań, aby pochodzić i się popytać o coś co mogłoby mi się trafić. Jestem w kropce.  
Wypowiadając te słowa zauważyłam jakie one są prawdziwe.  
- Gdzie chciałabyś pracować?  
- Nie wiem. Gdziekolwiek.  
- Niedaleko mojego mieszkania znajduje się księgarnia. Chyba kogoś poszukują do pracy na wakacje, ale zanim to sprawdzimy to załatwimy Ci jakieś ubrania i wyrobimy dowód osobisty. Zabiorę Cię po wszystkim na zakupy i wybierzesz coś sobie. Ale to wszystko pod jednym, małym warunkiem.  
Spoglądam na niego niepewnie. Harry wstaje i podchodzi do mnie. Nie czuję się komfortowo. Pamiętam jak ostatnim razem, kiedy ustaliliśmy wszystko co do niespotykania się więcej z jego strony, on chciał, abym na nasze ostatnie spotkanie włożyła to co chciał. Ma dobry gust, ale te ubrania nie są raczej dla mnie.  
- Upieczesz babeczki.  
Szepcze do mojego ucha a mój oddech się wyrównuje. Kędzierzawy zaczyna się głośno śmiać a ja palcem dźgam go w brzuch.  
- Miałaś taką zabawną minę.. Gdybyś tylko siebie widziała.  
Mówi przez śmiech a ja nie przestaje go torturować po brzuchu. Harry uspokaja się, aby spojrzeć na mnie i chwycić moje nadgarstki. Patrzy na mnie jakby chciał odczytać co mi chodzi po głowie. Jego kciuki masują moją skórę na dłoni a po chwili puszcza nadgarstki i chwyta moją brodę w dłoń, abym na niego spojrzała.  
- Byłaś pewna, że będę chciał czegoś innego?  
Mówi cicho przyglądając się mi uważnie.  
- Po Twoim ostatnim warunku sądzę, że można spodziewać się wszystkiego. Nigdy nie wiadomo czego będziesz chciał w zamian.  
- To zależałoby od Ciebie. Na co i ile byś mi pozwoliła, Skarbie.  
Szepcze do mojego ucha, po czym na mnie spogląda. Mój oddech robi się nie równy, zaczyna szaleć tak samo jak serce, które pewnie wyskoczy mi z piersi. Harry uśmiecha się zadowolony i odsuwa tak, że stoi wyprostowany. Policzki mnie niemal pieką od gorąca. Kiwam głową na boki lekko i wstaję, odkładam szklankę do zlewu i orientuję się, że przygląda mi się nadal. Nawet nie wiem, kiedy zdążył znaleźć się blisko mnie. Łapie moje biodro i delikatnie masuje pod koszulką.  
- Idę pod prysznic. Chcesz do mnie dołączyć?  
- Chyba sobie żartujesz..  
- Wręcz przeciwnie. Mówię poważnie.  
Spoglądam na niego. Harry patrzy na mnie poważnym wzrokiem, ale po chwili uśmiecha się. Coś mu chodzi po głowie. Czuję to.  
- Wiesz, chyba mam lepszy pomysł. Może zamiast babeczek..  
Jego dłonie przyszpilają moje dłonie do krawędzi blatu. Nie, nie chcę.  
-..weźmiesz ze mną prysznic. Co Ty na to?  
- Nie. Nie zgadzam się.  
- Co jeśli nie przyjmuję odmowy?  
Milknę zastanawiając się nad jego pytaniem. Nie zrobiłby mi tego.  
- Oddychaj, Skarbie. Spokojnie. Może wykorzystamy ten pomysł innym razem. Za chwilę dostaniesz coś na przebranie i po wszystkim załatwimy resztę, dobrze? Pooglądaj na razie telewizję czy coś.  
Odwraca się i idzie przed siebie, skręca w lewo i znika mi szybko z oczu. Słysze tylko jak otwiera drzwi swojego pokoju i je zamyka. Uf, po wszystkim i mogę odetchnąć z ulgą. Idę w kierunku kanapy na której siadam zanim biorę do ręki jakąś gazetę. Około dziesięciu minut później słyszę dzwonek do drzwi. W myślach błagam, aby Harry tutaj przyszedł i otworzył drzwi, bo nie chcę, żeby później się na mnie złościł iż ja tego nie zrobiłam a to może być coś ważnego. Nie chcę i nie zamierzam się rządzić, bo to nie moje mieszkanie. Oh. Rozchylam usta, kiedy dostrzegam idącego Harry'ego. Spoglądam na mnie przez chwile i znika w małym przedpokoju. Wspomniałam, że ma na sobie tylko ręcznik związany na biodrach? Czy on zawsze w takim stroju otwiera innym drzwi? Chichoczę cicho na myśl co by zrobił gdyby po otwarciu drzwi zobaczył policjanta. Wiem jednak, że nie należy do grupy osób wstydliwych, więc zapewne nawet by się tym nie przejął. Poza tym.. po co miałby odwiedzać go policjant.. Jestem głupia. Słyszę jego śmiech a po chwili zamykanie drzwi. Siadam po turecku i szybko chwytam gazetę gdyż nie chcę, żeby myślał iż podsłuchiwałam czy coś. Kątem oka widzę jak się zbliża w moim kierunku. Podnoszę wzrok i patrzę na niego. Bez słowa podaje mi czarną torbę a ja marszczę czoło i odkładam gazetę.  
- Umm.. Co to?  
- Ubrania i bielizna. Są nowe, ale prawdę mówiąc nie wiem czy jest tu sukienka czy koszulka ze spodniami. Twoje rzeczy z wczoraj oddałem do pralni. Powinny być na dzisiaj gotowe.  
Kiwam głową na znak, że rozumiem i odbieram torebkę.  
- Dziękuję.  
Uśmiecham się do niego. Jestem trochę zakłopotana. Odwzajemnia mój gest i idzie prawdopodobnie do łazienki. Waham się.  
- Harry..  
Odwraca się i patrzy na mnie wyczekująco.  
- Wiesz.. Tak na przyszłość to nie lubię nosić sukienek.  
- Nie martw się. Zauważyłem to.  
Odpowiada i znika mi z pola widzenia. Nie wiem czemu chciałam, aby to wiedział, ale zapewne jest to spowodowane myślą, że jeśli chciałby mi kupić i ja musiałabym ją włożyć to czułabym się inaczej. Wiem. Dwa razy w życiu miałam na sobie jakąkolwiek: pierwszy raz gdy byłam z Harry'm a za drugim na zakończeniu szkoły, ale kurczę. Wtedy nic mnie nie interesowało i zrobiłam to pod wpływem chwili i słów Lily. Ciekawe co u niej i jak się czuje. Szkoda, że nie mam jak się z nią skontaktować. Wzdycham cicho i postanawiam sprawdzić co jest w czarnej torbie. W myślach proszę o to, aby nie była to sukienka. Na dworze świeci słońce i powietrze jest ciepłe, więc bym nie zmarzła. Zaczęło się lato. Znajduję TAKI zestaw. Harry przyznał, że to nie on wybierał ubrania i zastanawiam się teraz kto to zrobił. Może jego dziewczyna? Nie, pewnie nie ma dziewczyny, bo raczej by z nim mieszkała, prawda? A może jej nie ma w tej chwili i Harry z tego korzysta? Nie wiem. Idę w kierunku łazienki. Harry ma swoją w pokoju, więc ta jest wolna i postanawiam ją zająć na kilkanaście minut. Biorę szybki prysznic a po tym susze swoje ciało. Zakładam dolną część bielizny. Oczywiście, że nie jestem zaskoczona tym, że dolna jak i górna część jest w moim rozmiarze. Zastanawiam się co zrobić z włosami, ale w sumie nie mam za dużego wyboru dlatego je lekko suszę i rozczesuję. Dobrze, że są naturalnie proste. Zanim wychodzę przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze. Ten policzek nie wygląda dobrze, ale na pewno lepiej niż wcześniej. Na blacie obok umywali dostrzegam tą samą maść, którą wczoraj Harry smarował mi ranę, więc postanawiam powtórzyć czynność. Chcę, żeby to jak najszybciej znikło. Jak ja w ogóle się pokaże na mieście? Przecież wyglądam okropnie. Wzdycham cicho. Wychodzę z pomieszczenia gasząc za sobą światło i idę korytarzem do salonu gdzie zastaję Harry'ego, który zapina zegarek na dłoni. Ma na sobie czarne spodnie i białą koszulkę, która opina jego tors i mogę dostrzec czarny tusz, który widziałam rano. Ciekawa jestem trochę historii tych tatuaży. Spogląda na mnie a ja zastanawiam się czy dobrze wyglądam. Na moje szczęście spódniczka nie zamiata podłogi a normalnie taka jest, więc zakładam, że została skrócona.. Dla mnie!  
- I jak się czujesz?  
Pyta sięgając po portfel leżący na małym, czarnym stoliczku.  
- Chyba dobrze, ale ogólnie mi się podoba całokształt.  
- Tak, mnie też. Wyglądasz pięknie.  
Rumienię się na komplement i uśmiecham w jego kierunku.  
- Gotowa do wyjścia? Wezmę tylko jeszcze wodę. Chcesz?  
- Gotowa i tak, poproszę.  
Harry podaje mi po chwili małą butelkę schłodzonej wody i kieruje w stronę drzwi. Przepuszcza mnie za co mu cicho dziękuję i zamyka je za nami, po czym idziemy do windy. Wciska dwa razy '0' i jedziemy na dół. Podróż nie mija długo. Znajdujemy się na podziemnym parkingu. Idziemy obok siebie do jego samochodu. Kiedy mam zamiar usiąść na miejscu pasażera słyszę głos dziewczęcy i mija chwila po której unoszę wzrok na dziewczynę.  
- Cześć, Harry.  
  
[ 22 ]  
  
W pierwszej chwili pomyślałam, że to jest ta dziewczyna, która ma fajne i dobre wyczucie stylu i że to ona skomponowała mój strój, ale ta myśl wypływa z mojej głowy, kiedy dostrzegam jak ona sama jest ubrana. Nie, to nie jest jej styl. Na pewno. Oczywiście nie oceniam jej po doborze ciuchów czy stylu, bo każdy lubi coś innego. Po prostu brałam ją pod uwagę i tyle. Patrzę na Harry'ego, który się odwraca i patrzy na dziewczynę. Jego mina jest neutralna i nie uśmiecha się tak jak wcześniej do mnie. Może zmienił mu się humor. Wszystko jest możliwe. Chłopak idzie w kierunku dziewczyny a ja nie wiem co mam zrobić. Mam wsiąść do samochodu czy może na niego poczekać? Opieram się o drzwi samochodu od mojej strony i czekam na niego przyglądając się miętowej spódniczce i sandałkom. Po chwili w dłoni trzymam naszyjnik należący do taty. Brakuje mi go bardzo. Po mimo wszystko uśmiecham się do siebie. Słyszę swoje imię przez co podnoszę wzrok. Harry jak i dziewczyna wpatrują się we mnie jednocześnie. Kędzierzawy wyciąga w moją stronę dłoń co interpretuje jasno. Chce, żebym podeszła do nich. Cholera. Ale po co ja jestem im tam potrzeba? Nie mogę postać, sama i w spokoju? Kiedy jestem blisko nich, chłopak obejmuje mnie dłonią w talii.  
- Brook poznaj moją sąsiadkę, Hanę. Hana poznaj Brooklyn.  
Mówi obojętnie jakby mu się nie chciało wcale tego robić, więc nie rozumiem czemu to robi, skoro nie ma ochoty. Podajemy sobie dłonie. Uśmiecham się do niej nieśmiało. Jest ode mnie wyższa o kilka centymetrów znacznie. Włosy ma nie za długie i jest blondynką o piwnych oczach. Jej wzrok skanuje mnie od góry do dołu a ja szybko przykładam lewy policzek do ramienia Harry'ego, gdyż nie chcę, aby widziała na nim rany. Zaczęłaby pytać a ja tego nie chcę.  
- Hana wybacz, ale spieszymy się.  
- W porządku. Szkoda, że nie możemy się dziś zobaczyć.  
- Tak, z pewnością. Do zobaczenia.  
- Miłego dnia. Fajnie było Cię poznać.  
Dodaję, kiedy odchodzimy. Harry otwiera mi drzwi i pomaga usiąść na skórzanym fotelu, zatrzaskuje drzwi i chwilę później siada obok. Wyjeżdżamy z parkingu jak tylko portier podnosi bramkę i wtapiamy się w tłum samochodów. Próbuję rozszyfrować jego nastrój. Nie wiem czy jest zły czy jest okej. Wszystko było dobrze do momentu, w którym spotkaliśmy jego młodą i muszę przyznać ładną sąsiadkę. Oblizuję dolną wargę i waham się przez chwilę.  
- Wiesz.. jeśli chcesz się z nią spotkać a ja..  
- Nie, nie chcę się z nią widzieć.  
- Wyglądała na bardzo zawiedzioną.  
- Trudno. To jej problem nie mój.  
Kiwam głową na znak, że rozumiem i postanawiam sobie, że już się nie odezwę. Jego ton głosu wskazuje, że nie jest w nastroju, więc nie zamierzam go jeszcze bardziej pogarszać. Wzdycham cicho podziwiając sytuację, która panuje na zewnątrz. Jest duży ruch spowodowany samochodami na ulicy jak ludźmi na chodnikach. Mimo to udaje mi się dostrzec sklepowe wystawy. Prawdę mówiąc nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do tej księgarni o której mówił dzisiejszego poranka Harry. Ciekawa jestem jak tam jest i czy mam szansę tam pracować a bardzo bym chciała. I nie chodzi tutaj tylko o pieniądze. Uwielbiam książki i czuję się w tym pewnie, więc bardzo mi zależy, aby ją dostać. Załatwię sobie dowód osobisty i będzie mi o wiele łatwiej. Gdy miną wakacje to sądzę, że poszukam pracy na weekend. Mogłabym pracować na przykład w kawiarni. Tam też pewnie by było fajnie.  

* * *  
  
Razem z Harry'm wychodzimy z budynku a ja przyglądam się dowodowi osobistemu. Wygląda bardzo fajnie. Nie rozumiem jednak chłopaka. Czy on ma jakieś specjalne moce? Na wyrobienie dowodu czeka się około trzech tygodni a ja go dostałam po pół godziny. Z jednej strony jestem mu wdzięczna, bo ten kawałeczek plastiku jest potrzebny mi od teraz skoro chcę podjąć pracę, ale z drugiej szkoda mi tych biednych kobiet, które musiały znosić jego poważny ton. Spoglądam na niego, gdyż nie wiem gdzie następnie, bo obecnie to siedzimy w jego samochodzie.  
- Jutro po południu wpadnie do mnie dwóch kolegów za swoimi dziewczynami i pomyślałem sobie, że może z nimi się wybierzesz na zakupy? Są całkiem przyjazne i jestem pewien, że się dogadacie.  
- Umm.. w porządku. Tylko musimy zajrzeć do sklepu i kupić trochę produktów, jeśli mam upiec babeczki.  
Odpowiadam spokojnym głosem a on jedynie kiwa głową, po czym ruszamy. Prawdę mówiąc nie za bardzo odpowiada mi to, że będę musiała iść z dziewczynami jego kumpli. Wiem, Harry mówi, że są całkiem przyjazne, ale co to w ogóle znaczy, że są 'przyjazne'? dla niego? Powinnam nawiązywać nowe znajomości, ale kurczę. Trochę się boję. Mogą przecież być takie jakie lubi Harry. Jakie on właściwie lubi dziewczyny? Spoglądam na jego profil i przyglądam mu się przez chwilę. Hmm.. Zapewne takie, które są łatwe i nie mają żadnych zasad ani zahamowań w swoim życiu, które traktują obojętnie. Ale to nie jest moja sprawa tylko ich. Nieważne. Po kolejnych minutach w ciszy dostrzegam, że wjeżdżamy na parking supermarketu, więc odpinam pas. Harry siedzi na swoim miejscu, ale zaraz wychodzi z samochodu i dołącza do mnie. Gryzę wnętrze policzka.  
- Umm.. Harry? Musisz wziąć wózek.  
- Co?  
Patrzy na mnie zmieszany, marszczy czoło, kręci głową i po chwili podąża za moją wskazówką. Kiwa głową i idzie po wózek. Wygląda trochę dziwnie przez co uśmiecham się pod nosem. Idzie wolnym krokiem a ja co chwilę wkładam do wózka potrzebne produkty do życia i oczywiście nie zapominam o produktach do babeczek. Przez moment nawet myślę czy nie wziąć gotowych form i wtedy musiałabym tylko zrobić jakiś krem i je ozdobić. Hmm.. Spoglądam na chłopaka, który idzie niedaleko koło mnie. Pociera ręką twarz a po chwili jego wzrok ląduje na moim. Lekko speszona odwracam się i idę dalej. Dziesięć minut później mamy wszystko i idziemy do kasy. Kiedy kasjerka podaje kwotę gryzę wnętrze policzka a Harry wydaje się tym nie przejmować. Jak dla mnie to stanowczo za dużo.  
- Nie jesteś zły?  
Pytam niepewnie, kiedy kierujemy się w stronę jego auta. Harry oczywiście nie pozwolił mi nieść ani jednej torby przez co lekko się denerwuję. Nie mam przecież na czole napisane 'niepełnosprawna' i wiem, że bym sobie poradziła. To nic takiego.  
- Dlaczego miałbym być zły?  
Odpowiada pytaniem na pytanie. Ugh. Domyśl się.  
- Nie mów mi, że chodzi o pieniądze.  
Śmieje się a ja się orientuję, że stoimy czekając na czerwone światło. Harry bierze brak mojej odpowiedzi za odpowiedź. Dłonią przykrywa moją, którą mam na swoim kolanie. Zaczerpuję oddech i w duchu się cieszę, że ta spódniczka jest długa, bo nigdy nie wiadomo co mogłoby mu strzelić do głowy.  
- Naprawdę się tym przejęłaś? Oh, Skarbie. Nie potrzebnie.  
Informuje a ja z jednej strony czuję ulgę iż nie jest na mnie zły a z drugiej czuję jednak tą niepewność. Na moje policzki wkrada się delikatny róż przez to jak się do mnie zwrócił. Oczywiście to nie jest pierwszy raz. W drodze do jego apartamentu nie rozmawiamy i towarzyszy nam cisza i hałas dobiegający z zewnątrz. Zaczynam się zastanawiać jak będę wyglądać moje wakacje. Cóż, na pewno będę pracować ale po pracy muszę coś robić. Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie. Dom Dziecka wraz ze szkołą organizują różne zajęcia, w których można pomóc dzieciakom w nauce czy czymś co sprawia im trudność. Wiem, to dziwne. Nauka i wakacje to nie jest najlepsze połączenie, ale istnieje spora grupa osób, która tego potrzebuje. Zajęcia są co dwa razy w tygodniu, więc sądzę, że to nie jest tak dużo. Mogłabym im pomagać. Zależy w jakich godzinach będę w pracy i w jakich godzinach są organizowane zajęcia. Wydaje mi się, że niedługo spotkam się z Grace, aby dowiedzieć się więcej. Harry parkuje auto na swoim miejscu a po chwili otwiera drzwi od mojej strony za co mu cicho dziękuję. Jestem zaskoczona, kiedy nie idzie w stronę windy a wyjścia. O co chodzi?  
- Myślałem, że zależy Ci na pracy.  
- Tak. Oczywiście, że tak.  
Odpowiadam i doganiam go. To nie fair. Ma za długie nogi.  
- Myślisz, że mam jakieś szanse?  
Pytam go niepewnie. Harry spogląda na mnie.  
- A dlaczego miałabyś ich nie mieć?  
Wzruszam ramionami. Jest możliwość, że ktoś wcześniej miał już na oku tą pracę i był tu wcześniej niż ja i teraz jest za późno. Modlę się w sobie, aby to nie była prawda, bo chcę naprawdę tę prace. To jedna z prac jakie mnie interesują i są dostępne. Mam nadzieję, że nikt jej nie wziął i że ją otrzymam. Harry staje a po chwili otwiera przede mną drzwi. Wow. Mówił poważnie mówiąc, że ta księgarnia jest blisko jego mieszkania. Cholera! Już mi się tutaj podoba. I tyle tutaj książek. Czuję się tak jakbym trafiła do raju. Słyszę cichy śmiech co powoduje, że patrzę na Harry'ego. Nabija się ze mnie. Cóż, to nie nowość, ale zaczyna mnie to troszkę irytować. No bo co jest takiego śmiesznego w tym, że się cieszę? Kręcę głową. Nie będę tego komentować.  
- Nie mam CV.  
Mówię piskliwie i gryzę wargę. Cholera. Na śmierć zapomniałam.  
- Nie ruszaj się stąd i zaczekaj na mnie.  
Kiwam niepewnie głową. Harry odwraca się i kieruje w kierunku kas. Dostrzegam chwilę później go rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Nie, nie jestem zazdrosna. Czuję się dziwnie i tyle. Zostawił mnie, bo chciał sobie pogadać z koleżanką? To nie fair. Mógł przecież mi o tym powiedzieć. Zrozumiałabym. Wystarczyło powiedzieć prawdę. On sam tego ode mnie wymaga a sam tego nie przestrzega. Kręcę głową. Orientuję się, że Harry razem z dziewczyną koło jego boku patrząc w moim kierunku a ja się peszę. Cholera. Czy on tutaj chciał przyjść, żeby jej pokazać jaką idiotkę przygarną pod swój dach? Nie, nie potrzebuję tego wszystkiego. Odwracam się i wychodzę z księgarni. Nie mam zamiaru wysłuchiwać czy też zamartwiać się co mówi jej na mój temat. Krzyżuję dłonie na piersi i idę przed siebie. Tak, na pewno tędy właśnie szliśmy. Słońce przyjemnie pieści moje odkryte ciało promieniami przez co się uśmiecham. Muszę przyznać, że nie sądziłam iż będę dobrze czuć się w takim stroju jaki mam na sobie obecnie. Nigdy nie nosiłam spódnic a mogę śmiało przyznać, że jeśli są właśnie takiej jeszcze długości to mogę i nawet kupić jedną jeśli w ogóle znajdę pracę. Sądziłam, że Harry naprawdę mi pomoże, ale jak wiadomo z nim nic nie jest pewna.. Wzdycham cicho. Czuję mocny uścisk na swoim przedramieniu i nagle jestem odwrócona. Przez chwilę mrużę oczy, gdyż słońce mnie razi, ale chwilę później zachodzi a ja mogę spokojnie otworzyć powieki. To było do przewidzenia, że Harry za mną wyszedł. To dzięki jemu wzrostowi teraz słońce grzeje jego plecy a nie moją twarz. Śmieję się cicho a kiedy patrzą na niego widzę, że jest zdziwiony i dlatego przestaję.  
- Zależy Ci na tej pracy do cholery czy nie?  
Jego ton głosu jest zimny a ja się peszę.  
- Bo mnie się wydaje, że nie skoro tak po prostu sobie poszłaś a ja wyszedłem na kompletnego idiotę. Chcę Ci pomóc a Ty odwalasz mi takie coś.. Powiedz coś do cholery!  
Krzyczy i wyrzuca ręce w powietrze. Robię krok w tył.  
- Myślę, że powinieneś się uspokoić.  
- Nawet nie masz kurwa pojęcia jaki jestem spokojny.  
Warczy przez zaciśnięte zęby. Stoimy o kilkanaście centymetrów od siebie. Ludzie przechodzą obok nas, niektórzy się patrzą. Niech sobie pójdą czy coś. Jest sobota i chyba mają jakieś inne sprawy. Zakupy i inne rzeczy. Harry wymija mnie bez słowa i idzie przed siebie. Nie chcę wyjść na 'pieska', który lata za nim, gdzie tylko pójdzie, ale nie mam wyjścia, prawda? Inaczej nie wiem co zrobię. Wzdycham i idę za nim zaplatając dłonie na piersi. Oboje wchodzimy przeszklonymi drzwiami i kierujemy się w stronę windy. Kędzierzawy wpisuje piętro a ja opieram się o jedną ze ścian. Stoi blisko rozsuwanych drzwi, więc ja stoję za nim co pozwala mi na dokładne przyjrzeniu się jego tyłowi. Cóż. Ma na sobie białą koszulkę, czarne spodnie i biało czarne buty za kostkę. Gdyby nie fakt, że go znam to.. Gryzę dolną wargę i karcę się w myślach, kiedy odwraca się i opiera plecami o metalową ściankę. Widzę jego lewy bok i przód. Odwracam jednak wzrok od jego ciała i bawię się swoimi palcami. Nie chcę, żeby sobie pomyślał iż się w niego wpatruję, bo to nie jest prawdą. Tylko sobie na niego spoglądałam i nic więcej. Winda się zatrzymuje a my wysiadamy z niej i kierujemy w stronę jego mieszkania. Harry otwiera drzwi i jestem zaskoczona, kiedy mnie przez nie przepuszcza. Widzę po jego mowie ciała, że nie ma humoru dlatego nie będę mu wchodzić w drogę ani przeszkadzać nie potrzebnie. Zdejmuję sandałki i idę do 'swojego' pokoju. Cóż, tymczasowego. Nie wiem co mam ze sobą zrobić dlatego kładę się na łóżku i próbuję odpocząć. Słyszę jak zamyka drzwi przez co moje serce szybciej bije. On wyszedł? I tak nic mi nie powiedział? W sumie.. nie odzywamy się do siebie, więc go za to nie winię, ale mógłby coś powiedzieć. Ziewam cicho i zwijam się w kulkę. Utnę sobie drzemkę i jak wstanę to wtedy pomyślę o całej sytuacji. Teraz nie mam do tego głowy.  
  
- Wieczór -  
  
Wyciągam się na łóżku. Podciągam się na dłoniach i siadam na nim. Za oknem panuje ciemność. Spoglądam na zegarek, który pokazuje 20:28. Przespałam prawie całe popołudnie. Nawet nie pomyślałam bym, że tak potrafię. Serio. Przyłapuję się na tym, że wyłączam na moment moje myśli, aby usłyszeć jakieś inne dźwięki z mieszkania, ale nic takiego nie dochodzi do moich uszu. Może nadal nie wrócił? Jeśli tego nie sprawdzę to się nie dowiem. Stawiam stopy na dość zimnych panelach i prostuje się. Lekko poprawiam ubranie na sobie i wiąże włosy gumką na nadgarstku. Nic specjalnego. Nie chce, aby mi przeszkadzały. Wychodzę z pokoju i idę po cichu korytarzem. Staję przy blacie kuchennym. Pocieram dłońmi twarz.  
- Wyspałaś się?  
Słyszę męski głos przez co spoglądam przed siebie.  
- Umm.. tak. Chyba tak.  
- Nieważne. Przyniosłem wszystkie torby z auta.  
Patrzę na jeszcze nie rozpakowane z foli produkty. Szkoda, że sam się tym od razu nie zajął po tym jak je przyniósł, bo niektóre z nich wymają tego, aby znaleźć się w lodówce, ale już nic nie mówię, aby się z nim nie pokłócić. Harry poprawia rękawy koszuli.  
- To nie moja sprawa, ale.. Wychodzisz gdzieś?  
Nie chcę być wścibska. Chciałabym tylko wiedzieć.  
- Idę ze znajomymi do klubu. W końcu jest sobota.  
Kiwam głową i nic już nie mówię.  
- Chcesz pójść? Uczcisz swój w sumie drugi dzień wakacji.  
- Nie, ale dzięki za propozycję. Pooglądam telewizję może coś poczytam. W każdym razie nie martw się o mnie i baw dobrze.  
Uśmiecham się lekko i spuszczam wzrok z niego. Po chwili zabieram się za rozpakowanie zakupów. Kilka razy się gubię gdzie co chowa, ale efekt końcowy jest dobry. Sięgam z półki książkę kucharską. Nawet nie pomyślałabym, że coś takiego znajdę u niego. W spokoju przeglądam przepisy i sama nie wiem w jakim celu. To znaczy chcę zobaczyć czy dobrze pamiętam składniki babeczek i ich ilość. Czuję za sobą Harry'ego, który pochyla się umieszczając swoje dłonie na blacie i tym samym wiążąc mnie w swoim uścisku. Spogląda mi przez ramię. Mógłby już odejść. Chociaż o kilka centymetrów.  
- Więc od dziś jesteś moją, małą kucharką, tak?  
Szepcze cicho a ja przełykam nerwowo ślinę.  
- I w dodatku cholernie seksowną..  
- Harry.. Przestań.  
Odzywam się, kiedy ręką pieści moje ramie.  
- Nie podobam Ci się? Nie chcesz mnie, Skarbie?  
Gryzę wnętrze policzka i kręcę głową przecząco.  
- Nie chcę. Proszę, przestań.  
W końcu poddaje się. Niemal piszczę, kiedy całuje moje ramię a po chwili staje przede mną. Między nami jest blat kuchenny i przez to czuję się bezpieczniejsza. Widzę, że przygląda mi się uważnie i już wiem, że chce oczytać coś z moich oczu, więc patrzę na książkę, która w tym momencie mnie nawet nie interesuje. Słyszę kroki, a po chwili podnosi dłonią mój podbródek i wpatruje w moje oczy.  
- Pewnego dnia powiesz mi dlaczego patrzysz na mnie tym wzrokiem i czemu boisz się tak dotyku. Nawet nie masz pojęcia jak mnie to wkurwia.  
Nic nie mówię. Harry wzdycha i prostuje się.  
- Gdyby coś się działo telefon jest na szafce z moim numerem.  
Informuje mnie i oddala się. Znika mi z oczu a ja próbuję wyrównać oddech. Nie ma mowy. Nie powiem mu. Mija kilka minut po których słyszę głośne kroki. Zabiera z szafy skórzaną kurtkę, którą na siebie wkłada. Patrzy na mnie przez chwilę. Wychodzi i zostaję sama.  
  
[ 23 ]

Siedzę po turecku na czarnej kanapie w salonie. Wpatruję się przed siebie bezsensownie. Nie jestem pewna ile już tak mogę siedzieć, ale gdy odwracam głowę w dostrzegam, że jest za oknem dość ciemno. Nie mam, nie wiem co ze sobą zrobić, kompletnie. Z jednej strony czuję się dobrze. Nie muszę się martwić o mój nocleg na dzisiejszą noc, zawsze mogę wybrać sobie coś z lodówki i zjeść, pooglądać telewizję, ale z drugiej czuję się samotna. Gdy mieszkałam w Domu Dziecka wtedy mogłam porozmawiać z Lily czy coś innego porobić, a dziś tak nie jest. Jestem sama w dużym, pustym mieszkaniu i nawet nie wiem o czym myślę. Kręcę głową i zerkam na zegar. Cóż, właśnie mijają równe dwie godzinny odkąd Harry wyszedł. Oznacza to, że jest około dwudziestej trzeciej i zaczynam się zastanawiać o której ma zamiar wrócić. Nie, że powinno mnie to interesować, ale no cóż. Sama nie wiem. Jest dorosły, to jego mieszkanie i może wrócić o której chce. Przechodzi mnie zimny dreszcz, gdy go sobie wyobrażam pijanego, kiwającego się na boki i bełkoczącego coś pod nosem niewyraźnego. Nie, on taki nie jest. Wyszedł po prostu ze znajomymi, by pogadać i przy okazji się czegoś napić, ale nie upić, prawda? Kurdę. Tak naprawdę tego nie wiem, ale próbuję być dobrej myśli. Wstaję z kanapy i idę do kuchni, aby wyjąć gotowe formy babeczek z piekarnika. Całe szczęście, że nastawiłam minutnik, który mi o nich przypomniał, bo inaczej bym to spaprała, dosłownie. Gdy stawiam je na blacie postanawiam iż muszą wystygnąć, więc zostawiam je i idę w stronę ściany, która jest przeszklona. Gdy spoglądam na miasto nocą, które tętni życiem, czuję się trochę tak jakbym miała je u swoich stóp i była jego władcą czy kimś podobnym. To głupie. Kręcę głową chichocząc cicho i uspakajam się. Podziwiam wygląd salonu połączonego razem z kuchnią. Ma naprawdę niezły gust jeśli chodzi o wnętrza. Muszę przyznać, że też chciałabym takie mieszkanie, ale moje byłoby bardziej żywsze niż jego, bo jego jest bardziej surowe i tak jak wcześniej myślałam oddaje ono jego charakter. Gdy słyszę dźwięk dzwonka telefonu, który leży na małym stoliku wstrzymuję oddech. Harry zostawił do siebie kontakt gdyby coś się stało. Gryzę dolną wargę. Cholera. Nie jestem pewna czy mam odebrać. Trzymam telefon w dłoni i w końcu klikam zieloną słuchawkę i przykładam ją do ucha.
- Wszystko dobrze?  
Rozpoznaję ten głos. To Harry na sto procent. W oddali słyszę głośną muzykę, ale już po chwili znika co pozwala mi sądzić, że udał się w miejsce, gdzie jest ciszej.  
- Umm.. Tak, a u Ciebie?
- Też. Niedługo przyjadę, w porządku?
- Tak, oczywiście. Baw się dobrze.  
Wzruszam ramionami. Między nami panuje mała chwila ciszy, którą przerwa jakiś głos kobiecy, który woła Harry'ego na co niepewnie przełykam ślinę. Po chwili chłopak oznajmia, że musi kończyć i się rozłącza. Odkładam telefon na swoje miejsce i idę w kierunku blatu kuchennego. To znaczy, że przyjdzie z nią? Wiem, że powiedział, że '..przyjadę..' a nie 'przyjedziemy' i jest to duża różnica, ale kurczę. Nie wiem jakbym miała się zachowywać i przedstawić. No bo jako kto? Przybłęda? Kręcę głową i postanawiam o tym nie myśleć i poczekać tylko na rozwój sytuacji a w tym czasie zajmę się babeczkami.  

* * *

Marszczę czoło. Zdezorientowana podnoszę się na łokciach. Słyszę chichot a za chwilę coś upadającego na podłogę. Patrzę na zegarek. Jest druga. Wstaję z łóżka i poprawiam koszulkę Harry'ego, którą mam na sobie. Wychodzi na to, że zastępuje mi piżamę. Otwieram po cichu drzwi i dostrzegam Harry'ego zamykającego drzwi, a koło niego znajduje się dziewczyna. Takk jak przypuszczałam. Nie przyszedł sam. Czuję się trochę tak jakbym go przyłapała, a przecież może robić co chce. Gdy się odwraca jego wzrok ląduje na mnie i wstrzymuję oddech. Posyłam mu nikły uśmiech i wracam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Nie wygląda na pijanego. To dobrze. Na pewno poradzi sobie. Kładę się na łóżku i przykrywam pościelą.  
- Za chwilę przyjdę.  
Słyszę jak zamyka drzwi od swojej sypialni, a po chwili jego ciężkie kroki. Chyba schował swoją kurtkę do szafy, ale nie jestem pewna i nawet mnie to nie interesuje. To jego życie i jego mieszkanie, więc nie mam nic do gadania. Przyznaję iż jednak jest mi przykro. Sądziłam, że skoro mi pomaga to będziemy się lepiej dogadywać i.. i sama nie wiem. Wzdycham cicho. Ta sytuacja jest skomplikowana. Po prostu czuję się dziwnie, kiedy wiem, że w jego sypialni leży inna i nie chodzi o to, że to ja tam powinnam być. Nie, nie. Chodzi mi o to, że potwierdzają się słowa Lily i ten cały tekst z gazety, który mi pokazywała. Myślałam, że jest inny, że to co napisali w tym brukowcu jest kłamstwem. Myliłam się. To raczej oczywiste, że nie zaprosił jej na babeczki. Pocieram czoło dłonią i próbuję po prostu o tym nie myśleć. Chcę się wyspać i rano pomyślę co mam zrobić. Drzwi do 'mojego' pokoju się otwierają po cichu i za chwilę zamykają. Harry. Wiem, że nie wyszedł i nie sprawdza nawet czy śpię. Nie dałabym rady tak szybko usnąć i on zdaje sobie z tego świetnie sprawę. Wzdycham cicho.  
- Jak minął Ci wieczór?
'Naprawdę mnie o to pytasz?'  
- Robiłaś coś konkretnego?
- Mam Ci napisać sprawozdanie?
Odwracam się na moment. Jego ciało opiera się o ścianę i swój wzrok wpatruje we mnie. Odwracam się urywając nasz krótki kontakt wzrokowy z powrotem i przytulam policzek do białej poduszki. Odpowiadam, gdyż nie chcę się kłócić.  
- Nic specjalnego, a Tobie jak minął wieczór?
Oboje słyszymy jak dziewczyna woła Harry'ego przez ścianę.
- Chyba ktoś nie może się Ciebie doczekać.  
- A Ty? Tęskniłaś za mną trochę, Mała?  
Wstrzymuję przez chwilę oddech i przymykam powieki.
- Myślałam bardziej o znalezieniu pracy i..
- Nie interesuje mnie to w tej chwili..
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że postaram się znaleźć jak najszybciej pracę i się wyprowadzić od Ciebie, byś mógł sobie przyprowadzać kogo chcesz, bo mnie to nie odpowiada.
- Zainteresowałem się Tobą, uratowałem wiele razy tyłek, dodatkowo pozwoliłem, abyś się tutaj wprowadziła i Ty chcesz mi jeszcze mówić kto tutaj może przyjść? A może zaczniesz mi mówić co mam jeść albo którą dziewczynę pieprzyć?  
Odwracam się gwałtownie w jego stronę z otwartymi ustami. Nie mogę uwierzyć, że to powiedział. To słowo na 'p'! Wstaję z łóżka i staję po drugiej stronie, gdy on jest po przeciwnej.  
- To jednak prawda co napisali w tej gazecie. Jesteś świnią która, tylko wykorzystuje dziewczyny do seksu, a po tym je wyrzuca. Ty masz serce? Bo ja myślę, że jednak Ci go brak.  
- A ja myślę, że powinnaś zamknąć buzię na kłódkę i przestać obrażać mnie we własnym domu. Gdybym nie miał serca to Ciebie tutaj by nie było i leżałabyś gdzieś zapewne w krzakach albo byłabyś już martwa. Powinnaś mi całować dupę za to, że Cię nie zostawiłem na pastwę losu i nie musisz się kurwa o siebie martwić. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i pójdź spać, a jeżeli nadal Ci się coś nie podoba to się ubierz i spierdalaj z mojego pierdolonego mieszkania. Wybieraj.  
Stoję zszokowana. Jego klatka unosi się i opada ciężko. Coś we mnie pęka, a do moich oczu napływają łzy. Odwracam od niego wzrok i podnoszę kołdrę po czym kładę się na łóżku. Moje ciało drży. Próbuję nie wydać z siebie dźwięku. Ma rację, on naprawdę ma rację, jednak nie powinien mi tego mówić, a przynajmniej nie w taki dosłowny sposób. Ledwie słyszę jak ktoś wchodzi do pokoju przez swój cichy szloch.  
- Tu jesteś. Dołączysz czy sama mam się sobą zająć?
- Wybacz, Skarbie. Chodź, zajmę się Tobą.  
Po moich policzkach spływają słone łzy. Oboje wychodzą i drzwi zostają zamknięte. Czuję się podle albo raczej w ogóle się nie czuję. Harry ma rację. Uratował mnie, przygarnął do siebie chociaż nie musiał, a ja go obrażam. Mam szczęście tak naprawdę, że spotkałam go na swojej drodze, bo gdyby nie on to nie byłoby mnie tutaj. Pociągam nosem i zwijam się w kulkę. Gdybym miała gdzie pójść to bym poszła, ale nie mam i muszę u niego zostać. Biorę kilka oddechów, aby się uspokoić. Powiedział do niej 'Skarbie'. Do mnie też tak mówił. 'Muszę przestać płakać' - powtarzam sobie, ale to na nic i rozklejam się ponownie. Ta noc będzie moją jedną z okropnych nocy.

- Harry -

- Twojej współlokatorce nie będziemy przeszkadzać?
Blondynka prowadzi mnie w stronę mojej sypialni.  
- Nie mam zamiaru jej przeszkadzać. Zbieraj się.  
- Więc wybierasz hotel? Dobry z Ciebie kolega.  
Uśmiecha się do mnie i po chwili zbiera swoje rzeczy. Kiedy ma już wszystko oboje idziemy w kierunku drzwi frontowych. Wyjmuję z portfela banknot i jej podaję.  
- To na taksówkę.  
- Ale mówiłeś, że..
- Po prostu wyjdź.  
- Jesteś zwykłą świnią. Mogłam iść z innym i się świetnie zabawić. Głupia wybrałam Ciebie i gówno z tego mam..
- Oczywiście, Skarbie. Cześć.
Zamykam jej drzwi przed nosem i ucinam dalszy potok słów. Nie mam ochoty tego słuchać. Idę w stronę kuchni i otwieram lodówkę. Muszę napić się czegoś mocnego. Chwytam butelkę piwa i zanim zamykam ją dostrzegam talerz, na którym są udekorowane babeczki. Pocieram dłonią zmęczoną twarz. Nie spodziewałem się, że zrobi je tak szybko. Byłem raczej myśli, że zrobi je kiedy indziej, zrobi, ale nie w tak krótkim czasie, bo praktycznie tego samego dnia, kiedy ją o to poprosiłem. Ta dziewczyna sprawia, że z jednej strony chcę ją udusić, sprawić jak największy ból, a z drugiej polubiłem ją. Kurwa. Nie wierzę. Polubiłem ją, a ona i tak ma mnie w dupie, to co dla niej robię. Chociaż niezupełnie. Zamykam lodówkę i idę w stronę kanapy. Otwieram piwo i biorę kilka dużych łyków. Nie potrafię tego rozgryźć. Każdą inną już dawno albo bym przepieprzył albo/i zwyczajnie wyrzucił, a ona nadal tutaj jest. Pozwalam jej też na więcej niż innej. Pocieram dłonią twarz. Wiem, że będę ją musiał przeprosić. Już dwa może trzy razy to zrobiłem, a ja nigdy tego nie robię. Mam w dupie czy powinienem to zrobić w danej sytuacji czy nie, a ją jednak przepraszałem i wiem, że muszę zrobić to jeszcze raz. Czułem i nadal tak jest, że mam rację. Przyznaję, że zrobiłem to ostrzej niż miałem w planach. Wzdycham cicho i odkładam butelkę do szafki pod zlewem. Zatrzymuję się koło jej pokoju i nasłuchuję czy płacze czy może zasnęła. Cóż, tego też nie miałem w planach. W sensie, aby się rozkleiła. W jednej chwili łapię za klamkę i mam ochotę wejść i sprawdzić jak się czuje, ale z drugiej jest za dużo jak na dzisiaj. Wyjaśnię sobie to z nią jutro. Idę do siebie. Biorę szybki prysznic i kładę się na łóżku zmęczony całym dniem.  

* * *

Sam nie wiem który to już raz sprawdzam godzinę. Jest kilka minut po szesnastej, a Brooklyn nadal nie wyszła ze swojego pokoju. W nocy, kiedy się przebudziłem ledwie mogłem ją usłyszeć jak wyszła do łazienki. Kilka minut po tym wróciła do siebie, a ja leżałem chyba przez jakieś pięć minut i zasnąłem. Przez myśl mi przechodzi, że może kiedy spałem zwyczajnie ubrała się i wyszła tak jak jej to zaproponowałem w złości. Nie chciała mnie spotkać i zrobiła to. Wyszła. Oblizuję językiem dolną wargę i pocieram dłonią brodę. Nie chcę jej sprawdzać, ale no cóż.. martwię się o nią. Sam nie wiem co mam myśleć. Sądziłem, że zabiorę ją na śniadanie czy obiad i przeproszę, ale jak mam to zrobić, gdy ona nadal nie wyszła o ile w ogóle jest w cholernym mieszkaniu. Siedząc na fotelu mam widok na przedpokój i kuchnię. Czuję dużą ulgę, kiedy dostrzegam jej szczupłą sylwetkę. Obserwuję ją jak kieruje się w kierunku kuchni i nalewa sobie wody do szklanki. Spogląda przed siebie w okno, a ja mogę dostrzec, że ma i spała w mojej koszulce przez co pojawia się na mojej twarzy nikły uśmiech. Dobrze wygląda w moich ciuchach. Nim się orientuję odkłada szklankę i idzie do siebie z powrotem. Miałem nadzieję, że chociaż coś zje. Nie może przecież żyć przez cały dzień na szklance wody. Podnoszę się i nagle zdaję sobie sprawę, że zwyczajnie nie chce mnie spotkać czy też spowodować, że na nią ponownie będę krzyczał. Odczekuję kilka długich minut, aż w końcu nie wytrzymuję i idę w stronę jej pokoju. Pukam dłonią dwa razy i czekam na znak z jej strony. Dokładnie w tej chwili mogłaby się przebierać, a ja prawdę mówiąc nie miałbym do siebie żalu. No może trochę. Głównie nie miałbym wyrzutów sumienia.  
- Cześć.
Odzywam się jak tylko wychylam się za drzwi.  
- Pomyślałem, że jesteś głodna i zabiorę Cię na obiad?
Drapię się niepewnie po karku. Leży odwrócona plecami do mnie, ale tego nie komentuję. Chcę się z nią pogodzić, a nie sprawić, że pokłócimy się jeszcze bardziej. Widzę jak wzrusza ramionami i mówi, że nie jest głodna. A gówno prawda. Nie jadła nic od kilkunastu godzin jak nie od doby i nie wmówi mi, że nie jest głodna. Zamykam za sobą drzwi i obchodzę łóżko z drugiej strony i siadam koło niej. Zanim udaje jej się ukryć pod pościelą widzę i nie jest to dla mnie zagadką, że płakała. Ma trochę czerwone oczy i widać przemęczenie.  
- Brooklyn, porozmawiaj ze mną.  
- Chcesz mnie wyrzucić?  
Słyszę jej cichy głos przez kołdrę.  
- Nie będę rozmawiał z Tobą przez pościel.
Uśmiecham się. Mogę usłyszeć jej chichot. W końcu odsuwa kołdrę z twarzy i poprawia się. Jej oczy lekko błyszczą, a ja proszę w myślach, by nie zaczęła płakać, bo tego nienawidzę.  
- Nie mam zamiaru Cię wyrzucić. Nie przeszkadzasz mi.  
- Na pewno? Wczoraj, a raczej dzisiaj powiedziałeś, że..
- To nieważne. Oboje powiedzieliśmy kilka słów za dużo.  
Kiwa głową lekko na potwierdzenie, a ja dotykam jej policzka.
- Przepraszam, że na Ciebie tak nakrzyczałem.  
- Miałeś prawo i rację. To Twoje mieszkanie i możesz w nim robić co chcesz i zapraszać kogo zechcesz. Mnie nic do tego. Postaram się jakoś dostosować i mam nadzieję, że nie zepsułam Ci umm.. randki? Jakkolwiek to można nazwać.  
Kiwam głową i pocieram kciukiem lekko jej policzek.  
- Wyrzuciłem ją.
- Nie mam prawa Cię oceniać, ale..
- Do niczego nie doszło, po prostu ją wyprosiłem.  
Widać, że jest zaskoczona i po prostu kiwa głową. Zabieram rękę i próbuję ułożyć w głowie to co chciałbym powiedzieć.
- Miałaś rację. Jestem świnią.  
- Wcale tak nie myślę.
- Mama.. Nie nauczono Cię nie kłamać?  
Uśmiecham się. Przez moment zapomniałem o tym, że jest z Domu Dziecka i raczej mama ani tata nie mogli jej tego nauczyć. Przez to, że nic nie mówi czuję się źle. Ugryzłem się w język najszybciej jak mogłem! Z drugiej strony chciałbym, aby się przede mną otworzyła i mi o sobie opowiedziała.  
- Brooklyn, ja..
- Nic się nie stało. Tylko nie pytaj mnie o to.  
Kiwam głową. Domyśliła się o czym myślałem.  
- W porządku. Zbieraj się. Zabiorę Cię na obiad.  
- Czy moje ubrania wróciły już z pralni?  
Śmieję się, kiedy dostrzegam wpływający róż na jej policzki.
- Tak, ale nie wiem czy wiesz, że jest za gorąco na dżinsy. Załóż to co miałaś wczoraj. Wyglądasz w tym pięknie i daję sobie rękę uciąć, że Tobie też się podoba, Skarbie.  
Postanawiam wstać, ale dostrzegam na jej twarzy grymas.  
- Powiedziałem coś nie tak?
- Po prostu.. Tą dziewczynę wczoraj też tak nazwałeś.  
Gryzie wnętrze policzka unikając mojego spojrzenia. Serio? Nawet nie zwróciłem na to uwagi, ale oczywiście dziewczyny mają chyba na tym punkcie bzika. Wiem, że Brooklyn do nich nie należy. Jest inna od wszystkich jakie znam czy poznałem. Pochylam się i chwytam jej podbródek pomiędzy palcami i unoszę, by spojrzała na mnie. Niepewnie spogląda na mnie.  
- Chcesz, żebym nazywał tak tylko Ciebie?  
Pieszczę kciukiem jej policzek. Ledwo kiwa głową.  
- Dobrze. Ja również się zgadzam, Piegusku.  
Gwałtownie otwiera oczy a ja wstaję i zaczynam się śmiać. Brooklyn piszczy i po chwili czuję jak czymś we mnie rzuciła. Otwieram oczy i dostrzegam u swoich stóp białą poduszkę i za chwilę jeszcze jedną. Podnoszę je obie i idę w jej kierunku. Kładę obie na ich miejsce i uśmiecham się do niej. Wygląda jak małe skrzywdzone dziecko. Wpatrujemy się w swoje oczy.
- Myślałem, że Ci się spodoba.  
Kładę prawe kolano na materacu i pochylam się nad nią.
- Od pierwszej chwili, gdy mnie tak nazwałeś mi się nie podobało i za każdym razem, gdy mnie tak nazwałeś miałam ochotę Cię pacnąć. Bardzo mocno pacnąć.  
- Więc chciałaś mnie pacnąć? 'Pacnąć'?
Wybucham śmiechem, a jej policzki oblewają się dosłownie kolorem pomidora. Oczywiście, że wiem iż miała na myśli, że chciała mnie w tych momentach uderzyć, ale sposób w jaki to wypowiedziała i jej mina spowodowała, że nie umiałem się powstrzymać przed śmiechem. Siadam na łóżku i pochylam się nad nią. Właściwie to podoba mi się ta pozycja. Mógłbym ją pocałować. Spoglądam na jej usta. Są pełne, różowe i średniej wielkości. Cholera. Powstrzymuję się jednak, gdyż wiem, że to dla niej byłoby za dużo. Fakt jak reaguje na mój dotyk mi tego nie ułatwia, więc tylko pocieram lekko swoim nosem o jej nos, a ona wydaje z siebie chichot, więc powtarzam czynność i uzyskuje tą samą reakcję. Patrzę na nią i widzę jak wyraz jej twarzy robi się normalny. Jestem niemal zaskoczony, kiedy wyciąga rękę i dotyka mojego lewego policzka. Cholera. Po raz pierwszy mnie dotknęła i niemal mam ochotę zrobić to samo, ale z oczywistych faktów tego nie robię i pozwalam jej kontynuować. Przymykam powieki i wtulam policzek w jej dłoń. Jej dotyk sprawia, że się odprężam i jestem spokojny jak chyba jeszcze nigdy. Spoglądam na nią i lekko przekręcam głową. Całuję delikatnie ustami jej nadgarstek i to powoduje, że kilka sekund później cofa dłoń i układa ją na łóżku.
- Poczekam w kuchni. Do zobaczenia, Skarbie.  
Wstaję z łóżka i wychodzę zamykając za sobą drzwi.  
____________________
Następne rozdziały znajdziesz pod spodem (wystarczy kliknąć w odpowiedni link), bądź na moim profilu. Zapraszam ; )

Niebieskooka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 51918 słów i 283996 znaków, zaktualizowała 18 cze 2016.

12 komentarze

 
  • livney

    omg pamiętam to opowiadanie z wattpada!

    30 kwi 2016

  • Niebieskooka

    @livney Postanowiłam również tutaj je publikować ;)

    1 maj 2016

  • livney

    @Niebieskooka i bardzo dobrze! :)

    1 maj 2016

  • mr

    Super :)

    9 kwi 2016

  • Niebieskooka

    Do 'Ka': Już niedługo ;)

    20 gru 2014

  • Ka

    Ej no kiedy kolejna

    20 gru 2014

  • ja11

    Wspaniałe !!!  :)  <3

    17 gru 2014

  • bala

    cudowne! kocham! :D

    16 gru 2014

  • ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    Przeczytałam "jednym tchem" , bardzo fajne opowiadanie :)

    15 gru 2014

  • Niebieskooka

    Do 'Nati':
    Skarbie, będą następne części. Przecież napisałam na górze, że teraz pracuję nad następnym rozdziałem i jak tylko go opublikuję na oficjalnej stronie to i tutaj od razu go dodam

    15 gru 2014

  • Nati

    Błagam niech to nie będzie koniec

    15 gru 2014

  • rudzik

    Poczatek jak typowe opowiadanie o przystojniaku zaliczajacym każdą dziure, ale od momentu pojawienia sie Brooklyn czytam z zapartym tchem. Dobra robota. Czekam na równie ciekawy i długi ciąg dalszy ;-)

    15 gru 2014

  • c:

    Kiedy kolejny rozdział? C:

    14 gru 2014

  • Jeju :)

    Trochę dużo tego, ale fajnie się czytało :)

    14 gru 2014