Biegłem przez korytarz z twarzą schowaną w zgięciu łokcia. Z pomieszczenia, o którym mówiła Mindy, promieniowało czyste i piękne światło. Moje serce ścisnął niepokój, bo jeśli przybyłem za późno, to nie mogłem już nic zrobić. Mindy nie chciała, żebym przyjeżdżał, tłumacząc zachowanie Chloe na kilka sposób. W żadnym wytłumaczeniu nie było mowy o uczuciach, o egoizmie czy zdrowym rozsądku. Ale wiedziałem, że jeśli Chloe umrze, pociągnie za sobą Cassie. Moją Cassie.
Nie potrafiłem znaleźć szkatułki, którą wykonał Bobby. Sam pomagał mi szukać, ale bezskutecznie. Zapadła się pod ziemię.
Nagle światło zgasło. Zatrzymałem się w miejscu i wbiłem wzrok w środek sali. W powietrzu unosiło się bezwładne ciało. Wokół nie było nikogo.
Co tam się wydarzyło, do diabła?
Na drżących nogach wszedłem do środka, nie potrafiąc oderwać oczu od ciała. Rozpoznawałem je – należało do Chloe. Cichy głos podpowiadał mi, że nastąpił koniec, ale nie chciałem w to wierzyć. W ułamku sekundy magia przestała działać i ciało upadło z hukiem na posadzkę. Z boku usłyszałem rozdzierający wrzask – to Ketch wrzeszczał. Spojrzałem w tamtym kierunku i zobaczyłem, że czołgał się po podłodze. Ja dalej wolno szedłem, nie do końca wiedząc, co powinienem zrobić. Umarła Chloe, a jednak moje serce i tak ściskał ból.
– Chloe, błagam... Chloe...
Słyszałem głos Ketcha i nie potrafiłem go nienawidzić. Nie potrafiłem nawet wkurzać się, że w pewnym momencie objął ciało Chloe i przytulił. Kochał ją, dokładnie tak jak kochałem Cassie.
Boże, kochaliśmy tę samą dziewczynę.
– Chloe, kochanie...
Padłem na kolana i gapiłem się na bladą twarz dziewczyny. Jej ciało było wiotkie i wymykało się z rąk Arthura. Miałem tyle pytań, jednak żadne z nich nie potrafiło przejść mi przez gardło. Czułem się bezradny i pokonany. Chciałem dotknąć dłoni Chloe i upewnić się, że naprawdę odeszła. Nadzieja umierała ostatnia, ale widok załamanego Ketcha mówił więcej niż słowa.
Chloe umarła.
Opuściłem wzrok na posadzkę, a łzy zaczęły zamazywać misterne wzory. Nie wiedziałem nawet, czym była ta sala. Brytyjscy Ludzie Pisma ją znali. Mindy powiedziała, że Cassie również tu była. Musiała mieć na myśli imprezę, na którą zabrał ją Ketch. To właśnie w tym pieprzonym miejscu musiała poznać Jonathana oraz Samanthę i resztę sekty.
– Arthur.
Podniosłem głowę, chociaż to nie ja byłem wołany. Ketch zrobił to samo. Dorothy stała nad nami z dziwnym wyrazem twarzy. Miałem ochotę ją zabić, bo to ona była wszystkiemu winna. Nie opiekowała się Chloe, tylko szkoliła ją na przyszłą Dziedziczkę, a na koniec obmyśliła durny plan ze śmiercią.
Pieprzony medalion.
Złość buzowała w moich żyłach do tego stopnia, że z ledwością nad sobą panowałem.
– Arthur – powtórzyła. – To już koniec.
Nie docierało do niego, do mnie zresztą też.
Dorothy uklękła obok niego i wyjęła ciało Chloe z jego rąk. Nie protestował, chociaż jego usta bezgłośnie wołały jej imię. Gdyby to miało szansę przywrócić ją do życia, sam również wołałbym jej imię – nawet jeśli Chloe nienawidziła mnie z całego serca.
Złość zaczęła powoli znikać pośród moich wyrzutów sumienia. Byłem głupi, że nie zauważyłem znaków. Byłem również zły, bo nie rozumiałem, dlaczego niewinni ludzie musieli ginąć, gdy chodziło o wyższe cele. Medalion był niebezpieczny i odebranie mu mocy wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem, ale dlaczego musiała to zrobić Chloe? Dlaczego akurat ona? Poświęciła siebie i całe swoje życie. W imię czego?
– Zabiłaś ją – wydusiłem.
Dorothy znieruchomiała, ale nie spojrzała na mnie.
– Wyhodowałaś ją jak pieprzoną świnię na rzeź.
Ketch powoli stanął na nogi i odwrócił się plecami. Chciałem za nim krzyknąć, bo dlaczego nie stanął po mojej stronie? Dlaczego nie dorzucił swoich oskarżeń? Nie wierzyłem, że będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią swojej ukochanej.
– To była decyzja Chloe – powiedział drżącym głosem, jakby słyszał moje myśli. – Obiecałem, że nie pozwolę jej się wycofać i ją zawiodłem.
Zaparło mi dech.
Oni wszyscy brali w tym udział. Pozwolili jej umrzeć.
– Czego byś jej życzył?
Pytanie Dorothy zaskoczyło mnie.
– Ona nie żyje – wykrztusiłem. – Czego mam jej życzyć, do cholery? Lekkiej ziemi? Nieba w gronie pieprzonych aniołów? Tortur w piekle pod nadzorem Crowleya? A może wiecznej tułaczki w Czyśćcu?
Kobieta westchnęła cicho.
– Gdyby żyła, czego byś jej życzył?
Nie zamierzała ustąpić.
Zacisnąłem zęby, bo miałem ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że przecież ona umarła i już nigdy nie będzie żyła.
– Szczęścia – wychrypiałem.
– Tylko tyle? – zdziwiła się Dorothy.
Odwróciłem wzrok.
– Chciałbym, żeby żyła i była szczęśliwa. – Na moje serce opadł ciężar moich słów. – Z daleka ode mnie – dodałem szeptem.
Pokiwała głową i odgarnęła delikatnym ruchem włosy z twarzy Chloe. Przez chwilę pomyślałem, że może źle ją oceniłem i naprawdę ta dziewczyna była jej bliska. Szybko odegnałem współczucie, bo sytuacja zaczęła mnie przerastać.
– Możesz już iść. Zabiorę ciało.
Nie miałem siły kłócić się z nią i prosić o spalenie ciała. Chloe była łowczynią. W taki sposób powinna odejść z tego świata.
Podniosłem się z klęczek i na sztywnych nogach wyszedłem z pomieszczenia. Czułem się cięższy z każdym kolejnym krokiem, bo moje miejsce było przy Cassie. Zawiodłem ją. Dokonała wyboru, ale wcale nie musiała. Gdyby powiedziała mi prawdę...
To niczego by nie zmieniło, bo Chloe i tak poświęciłaby siebie. Taka już była. Powoli zaczynałem rozumieć legendy o niej i jej rodzinie. Naprawdę byli nieustraszeni i odważni.
Komórka wibrowała w mojej kieszeni, ale zignorowałem ją. Nie obchodziło mnie, czy mój brat się o mnie martwił, bo wolałbym umrzeć niż przeżywać znowu to samo. Jak mogłem być tak głupi i wmówić sobie, że będę potrafił przejść jeszcze raz przez to samo piekło? Jak mogłem myśleć o związku i odpowiedzialności za drugą osobę? Jak mogłem być tak zaślepiony?
Wyszedłem z budynku i wsiadłem do Dzieciny, ale nie ruszyłem od razu. Odchyliłem głowę, zamknąłem oczy i rozluźniłem dłonie.
Przypomniałem sobie słowa Cassie.
„Nie ratuj mnie, Dean".
Nie uratowałem jej, chociaż wcale nie zamierzałem spełnić tej pijackiej prośby.
۞
Zatrzymałem się przy pierwszym lepszym barze. Ignorowałem głośne rozmowy, śmiechy i bezpośredniość barmanki. Telefon nie przestawał dzwonić, a ja nie zamierzałem odbierać. Bo co miałem powiedzieć bratu? Że kolejny raz jej nie uratowałem? Że dałem się podejść jak dziecko, które o niczym nie wiedziało? Że gdy uprawialiśmy seks, to ja czerpałem z tego przyjemność, a Cassie próbowała zapomnieć o zbliżającej się śmierci?
Whiskey nie smakowała dobrze. Bar wyglądał na obskurny, więc nie miałem żadnych większych oczekiwań. Chciałem jedynie zapomnieć o bólu w klatce piersiowej, który uniemożliwiał mi oddychanie. W głowie miałem chaos. Zbitek wspomnień z Cassie w roli głównej robił prawdziwy zamęt. Już sam nie wiedziałem, kogo kochałem.
Cassie przed Chloe, czy może Cassie po Chloe?
Wlałem do gardła całą zawartość szklanki i poprosiłem o dokładkę. Barmanka, która jeszcze godzinę temu próbowała mnie poderwać, popatrzyła z politowaniem na puste naczynie i wlała do niego whiskey.
– Dean.
Znieruchomiałem na chwilę i obróciłem głowę. Mindy patrzyła na mnie oczami bez wyrazu. Wskazała palcem szklankę, a następnie uśmiechnęła się krzywo.
– Alkohol ma sprawić, że zapomnisz?
– Czego chcesz?
– Porozmawiać o Chloe.
Prychnąłem pogardliwie.
– Zły adres, złotko – zadrwiłem. – Jedź do Ketcha.
– Nie bądź zazdrosnym dupkiem.
Skrzywiłem się, bo nawet nie miałam prawa być zazdrosny. Chloe nie była moja.
– Najwyraźniej nie znasz całej historii.
– Znam – powiedziała dziwnym tonem. – I wiem, że ty i Cassie... Coś było między wami, ale dla mnie Cassie to dalej Chloe.
– Dwie dusze w jednym ciele – wyburczałem, bawiąc się szklanką.
– Dwie połówki jednej duszy – sprostowała.
– Co za różnica?
Mindy westchnęła ciężko.
– Dorothy mówiła, że będzie trudno, ale nie sądziłam, że aż tak – mruknęła pod nosem. – Powinieneś wiedzieć, dlaczego to wszystko się stało.
– Po co mi ta wiedza? – syknąłem. – Teraz, gdy Chloe już nie ma?
– Bo musisz zrozumieć.
– Ale ja nie chcę niczego rozumieć!
Dziewczyna szarpnęła mnie za rękę i pociągnęła w stronę stolika, znajdującego się w samym rogu sali. Chciała zapewnić nam jak najwięcej prywatności, ale ja naprawdę nie chciałem słuchać o Chloe. Za to Mindy miała w dupie moje zdanie, bo posadziła mnie na krześle i usiadła naprzeciwko ze srogą miną.
– A właśnie, że chcesz! – warknęła. – Tylko jesteś upartym dupkiem ze zranionym ego. Ani przez chwilę nie pomyślałeś o dobrych stronach tego, co się wydarzyło. Chloe nigdy nie chciała być nazywana bohaterką. Poznałam ją jako mała dziewczynka i postawiłam sobie za wzór! Dużo innych młodych łowczyń zrobiło dokładnie to samo. Bo Chloe naprawdę ratowała ludzi. Działała w pojedynkę, bo nie chciała nikogo narażać. Teraz postąpiła ponownie.
– Jasne – prychnąłem.
– Nie powiedziała ci prawdy, bo wiedziała, że będziesz próbował ją ratować – nie odpuszczała. – Nawet Ketch nie znał całej prawdy – dodała, jakby ta informacja miała coś zmienić.
Jednego dnia straciłem Cassie i Chloe. Ta druga była odpowiedzialna za wszystkie złe rzeczy, które przydarzyły się Cassie. Skoro były jedną duszą, to dlaczego jedna część zmuszała drugą? Dlaczego żadna z nich nie mogła żyć swoim życiem? Cassie nie pamiętała niczego ze swojego poprzedniego życia. Dlaczego nie mogło tak pozostać?
– No i co z tego? – burknąłem.
– Podobno znasz historię Samanthy, Riley, Margaret i Alison.
– Znam – przyznałem niechętnie.
Mindy odetchnęła z ulgą.
– To wiele ułatwi – powiedziała zadowolona. – Alison miała strzec Chloe, bo obiecała to swojej siostrze. Dorothy przeczuwała, że coś może pójść nie tak, tym bardziej że wyszło na jaw, kto zostanie następczynią Dziedziczki. Dużo wiedźm nie zgadzało się z decyzją Samanthy. Riley i Alison były wręcz wściekłe. Riley była zazdrosna, a Alison chciała, aby medalion pozostał w rękach wiedźm. Podział duszy Chloe miał zapewnić bezpieczeństwo medalionowi, bo nikt oprócz Dziedziczki nie mógł go dotknąć. Dodatkowym zabezpieczeniem było uśpienie jego mocy. – Mindy opuściła ramiona. – Nic nie pomogło. Chloe spłonęła, wytropiono Cassie, poniekąd przez Ketcha, i na dodatek wybudzono moc medalionu. Plan Dorothy zaczął się sypać.
– Do czego zmierzasz? – zapytałem.
– Alison zaczęła praktykować czarną magię po śmierci Chloe.
Przypomniałem sobie o tatuażu węża, który mnie przerażał. Wzdrygnąłem się mimowolnie.
– Po co?
– Myślała, że zdoła posiąść moc medalionu i zemścić się na rodzie Warrenów.
– Przecież to ona zabiła Margaret!
– No tak – przyznała Mindy. – Ale całą winę zrzuciła na Chloe i Warrenów. Łatwiej przecież szukać winy u innych niż u siebie, prawda?
Opuściłem wzrok na szklankę z whiskey.
– Nieważne – westchnęła, gdy nie uzyskała odpowiedzi. – Powstał plan awaryjny, który był wielką tajemnicą. Zakładał przejęcie całej mocy medalionu i śmierć. Chloe dobrowolnie wyraziła zgodę. Plan miał zostać wprowadzony w życie tylko i wyłącznie wtedy, gdy poprzednie plany zawiodą. Niestety, zawiodło wszystko.
Zacisnąłem palce na szklance.
– Po co miałaby chcieć umrzeć? – wysyczałem.
Mindy objęła dłonią moje palce, a ciepło jej skóry rozluźniło uścisk. Popatrzyła mi głęboko w oczy i zmarszczyła brwi.
– Wyobraź sobie, co by się stało, gdyby medalion wpadł w ręce Alison. Ród Warrenów przestałby istnieć, ale na tym Alison by nie poprzestała. Zapragnęłaby więcej, bo jej serce pochłonął mrok.
– Dlaczego same jej nie zabiłyście?
– Nie mordujemy siebie nawzajem, tylko nie wchodzimy sobie w drogę – wyjaśniła.
– Fatalne rozwiązanie – stwierdziłem. – Przez was łowcy mają więcej roboty.
– Możliwe, ale pielęgnujemy wartości rodowe. Nasze prababki przez całe wieki wpajały nam, że morderstwo innej wiedźmy jest czynem niewybaczalnym.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
– Kto zabił Chloe za pierwszym razem?
Mindy cofnęła dłoń i schowała ją pod stół. Skupiła spojrzenie na stoliku, powoli nabierając powietrza do płuc.
– Riley – wydusiła w końcu. – Zabiła łowczynię, która oddałaby za nią swoje życie, bo to przyrzekła jej matce.
Ściągnąłem brwi, próbując pohamować złość.
– Alison jej nie uratowała, chociaż wmawiała Ketchowi, że było inaczej – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – Ale pewnie takie rozwiązanie było jej na rękę, prawda?
Dziewczyna niechętnie pokiwała głową.
– Sam widzisz, że wiedźmy stanowiły ogromne niebezpieczeństwo dla medalionu. A teraz pomyśl o Nicholasie i innych potworach. – Przymknęła powieki i wzdrygnęła się. – Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało ze światem, gdyby medalion wpadł w niepowołane ręce.
– Wychodzi na to, że Chloe uratowała świat – podsumowałem bez przekonania.
– To prawda – powiedziała twardo Mindy, patrząc na mnie chłodno. – Dlaczego nie potrafisz spojrzeć szerzej? Rozumiem twój ból, ale Chloe miała wybór i powinieneś uszanować jej decyzję.
– Umarła – przypomniałem.
Dziewczyna westchnęła ciężko. Chyba zaczynało jej brakować sił. Pokręciła głową i wstała.
– Zrobiłam, co mogłam. A ty dalej siedź tutaj, w tej obskurnej melinie i obwiniaj cały świat za to, że bliska ci osoba dokonała wyboru, do którego miała pełne prawo.
Przemilczałem jej wypowiedź. Mindy poczekała jeszcze chwilę, ale gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi z mojej strony, prychnęła i wyszła.
Opróżniłem szklankę i wróciłem do baru po następną kolejkę.
Miałem w dupie jej słowa, wybory Chloe i inne bzdury. Może faktycznie byłem zaślepiony bólem i poczuciem straty, ale również miałem do tego cholerne prawo.
۞
Odstawiłem pustą butelkę na bok i prawie ją przewróciłem. Zmarszczyłem brwi, bo z pełną butelką zrobiłem dokładnie to samo. Popatrzyłem na swoje ręce i po długiej chwili zdałem sobie sprawę, że trochę drżały. Machnąłem dłonią i nalałem whiskey do szklanki.
Nie pamiętałem dni, kiedy byłem trzeźwy.
Polowałem i piłem. Piłem i polowałem. Sam na stałe odebrał mi kluczyki z Dzieciny po pierwszy tygodniu. Próbował przemówić mi do rozsądku, ale zlewałem jego kazania i udawałem, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie było. On to wiedział, ja to wiedziałem, a jednak chciałem sprawiać wrażenie człowieka, który ma swoje życie pod kontrolą. Nie miałem, bo z czasem zaczynałem mylić dni. Poniedziałek w okamgnieniu zamieniał się w czwartek, a sobota w środę.
Jo nie mogła na to patrzeć. Nie mogła również patrzeć na siebie, dlatego wyjechała na stałe do Zajazdu. Cieszyłem się z takiego rozwiązania, bo nawaliła jako przyjaciółka, co często jej wypominałem w niekończących się kłótniach.
– Dean.
Trzymałem szklankę przy ustach, gdy w kuchni pojawił się Sam. Wyglądał na niezadowolonego i z pewnością był niezadowolony, bo znowu przyłapał mnie na piciu.
– Znowu pijesz.
To samo usłyszałem rano.
– Jakoś tak się złożyło – burknąłem.
Sam jednym ruchem wyrwał mi szklankę z rąk i całą zawartość wylał do zlewu, następnie sięgnął po butelkę i zrobił to samo. Przypatrywałem się temu z obojętnością, bo w pokoju miałem zapas alkoholu. Mogłem przymknąć oko na humorki brata, poudawać skruszone dziecko, a potem wrócić do zapominania.
– Weź się w garść – warknął Sam, odstawiając pustą butelkę z hukiem na stół.
– Dobrze, mamo – odparłem zgryźliwie.
– Dean!
Wywróciłem oczami.
– Od miesiąca nie ma z tobą kontaktu.
Minął miesiąc.
Ból w klatce piersiowej się nasilił. Chciałem sięgnąć po szklankę i wtedy przypomniałem sobie, że Sam zabrał mi ją, butelkę też. Zacisnąłem zęby i drżącą dłonią potarłem kark.
Jak miałem wrócić do rzeczywistość bez wspomagania?
– Słuchasz mnie?! – wrzasnął Sam.
– Nie potrzebuję kontaktu z kimkolwiek – wypaliłem bez zastanowienia.
– Cassie umarła i nic nie zwróci jej życia. Przyjmij to wreszcie do wiadomości.
– Przyjąłem.
– Gówno prawda! – krzyknął, wskazując dłonią na puste butelki. – Alkohol nie sprawi, że nagle o niej zapomnisz, bo ty nawet nie próbujesz o niej zapomnieć! Chcesz tylko nie czuć bólu, który jest nierozerwalną częścią procesu pogodzenia się z jej śmiercią!
Zamknąłem oczy i przetarłem twarz dłońmi. Miałem dość tego pierdolenia.
– Wiem, że masz mnie dość – warknął Sam. – Uwierz mi, sam mam dość tych codziennych kazań, ale nie dajesz mi innego wyboru. A jeśli przekroczysz kolejną granicę, będziesz miał na głowie nie tylko mnie, ale również Bobby'ego.
Prychnąłem pod nosem.
– Nie prychaj, tylko idź spać. Jutro mamy sprawę. Wyjeżdżamy z samego rana, więc nawet nie myśl o upijaniu się w trupa, bo nie wpuszczę cię do samochodu.
Zacisnąłem zęby, bo sięgał po mocne argumenty. Tylko alkohol i polowania trzymały mnie przy życiu. Już miałem przypomnieć mu, że Dziecina należała do mnie, ale Sam wyszedł wzburzony z kuchni.
Uderzyłem dłonią w stół. Nie pomogło, więc uderzyłem jeszcze dziesięć razy.
Ból nie chciał minąć.
Boże. Dlaczego, kurwa, akurat ją mi zabrałeś?
۞
Od rana faszerowałem się tabletkami przeciwbólowymi i piłem wodę. Średnio pomagało, więc łypałem na brata morderczym spojrzeniem. Dom, w którym się znajdowaliśmy, był pusty i wyglądał na niezamieszkany od dobrych kilku lat. Nie rozumiałem, czego mieliśmy w nim szukać.
– Tylko kurz i pająki – burczałem pod nosem, przechodząc z pokoju do pokoju. Czekało na nas jeszcze piętro, ale postanowiłem zostawić je Samowi. – Jesteś pewien, że znajdujemy się w dobrym miejscu?
– Tak – odpowiedział mój brat, ale z mniejszym przekonaniem niż dziesięć minut wcześniej. – Wydaje się być w porządku.
– No nie mów – zadrwiłem.
Nagle usłyszeliśmy kroki na schodach. Odwróciłem się i wycelowałem broń, która po chwili prawie wypadła mi z rąk, gdy zobaczyłem, kto schodził.
Cassie.
Zamrugałem, bo nie mogłem w to uwierzyć. Chyba naprawdę przesadzałem z piciem, skoro zaczynałem ją widzieć.
Dziewczyna zatrzymała się na końcu schodów i uśmiechnęła się.
Zerknąłem na Sama, który wrósł w ziemię – ze mną wcale nie było lepiej. Nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa.
– Dean, nie przywitasz się ze mną? – zapytała dziewczyna.
Jej roześmiane oczy, ten uśmiech i... Nie wierzyłem w to, co widziałem. Cassie umarła. Widziałem, jak ogary rozszarpywały jej ciało. Widziałem też martwe ciało Chloe. Musiałem mieć omamy. Nie brałem pod uwagę żadnego innego wytłumaczenia.
– Kim jesteś? – wykrztusił Sam.
Nie mogła być ani Chloe, ani Ignis, ani Cassie. Wszystkie nie żyły.
– Cassie – odpowiedziała zdumiona. – Przecież jestem Cassie.
Odpowiedziała jej cisza, dlatego wygięła usta w podkówkę jak mała, niezadowolona dziewczynka i splotła luźno dłonie.
– Nie spodziewałam się takiego milczącego przywitania, ale niech wam będzie. – Wzruszyła ramionami. – Mogę tylko przeprosić, że tak długo to trwało, ale musiałyśmy z Dorothy dopiąć kilka spraw, w tym oficjalnie wprowadzić Mindy do rodu Warrenów. – Przewróciła oczami. – Nienawidzę tych wszystkich uroczystości.
Otworzyłem szeroko oczy, bo nie mogłem uwierzyć, że przede mną stała Cassie.
– Chyba powinnam jednak zacząć od tego, dlaczego żyję, skoro byłam martwa. – Westchnęła cicho. – Chloe dużo zaryzykowała ponownie rozdzielając nasze dusze, ale tym razem na stałe. Użyła waszej szkatułki, zamieniając więzienie dla mocy wiedźm w tymczasową poczekalnię dusz.
Uniosłem wysoko brew.
– Coraz mniej z tego rozumiem – przyznałem szczerze.
Cassie uśmiechnęła się do mnie ciepło.
– Chloe musiała umrzeć, jeśli medalion miał zostać pozbawiony mocy. To nie podlegało żadnym dyskusjom. Skorygowała tylko jedną część planu i postanowiła załatwić wszystko w pojedynkę, czyli jak zawsze. – Cassie przygryzła wargę. – Dorothy ściągnęła ze mnie wszystkie zaklęcia ochronne, odnowiła moją duszę, abym nie czuła się wybrakowana. Nie mam co prawda mocy, ale mam zdolności Chloe.
– Mówisz to tak... lekko – odezwał się Sam.
– Mam być załamana, bo dostałam drugą szansę? – zapytała zaskoczona. – Mogłyśmy umrzeć obie, a jednak jedna może żyć. To raczej powód do radości, a nie smutku.
– Co z Nicholasem i innymi potworami? – wychrypiałem.
– To już zmartwienie nowej Dziedziczki, nie moje. – Wzruszyła niedbale ramionami. – Teraz jestem zwykłą łowczynią z czystą kartą.
– Ale... jak?
Cassie uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
– Uwierz mi... Sama wciąż nie wierzę w to, co się wydarzyło przez ostatnie miesiące.
Przyjrzałem się uważnie jej oczom, które były pełne życia i czegoś jeszcze. Dziewczyna, która stała przede mną, w niczym nie przypominała Chloe. Przywołałem stare i bolesne wspomnienia, aby dokonać właściwego porównania. Musiałem mieć cholerną pewność.
Moje serce zabiło mocniej, co było jednoznaczną odpowiedzią.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc, bo wreszcie dotarło do mnie, że to działo się naprawdę.
Cassie wróciła.
Moja Cassie.
۞
Opierałem się o Dziecinę i patrzyłem z zachwytem na Cassie, która stała kilka metrów dalej z dłońmi w tylnych kieszeniach jeansów. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, oczy błyszczały. Wyglądała oszałamiająco i tak żywo.
– Dalej masz dziwną minę – mruknęła, a potem przygryzła dolną wargę.
– Bo nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
Wywróciła oczami.
– Dorothy miała rację, twierdząc, że nie uwierzysz. Nie chciałam jej wierzyć.
– Trudno mnie aż tak zaskoczyć, ale tobie się udało – spróbowałem zażartować, za co nagrodziła mnie słodkim uśmiechem.
– Jesteś bardzo zdystansowany.
Zmarszczyłem brwi i podrapałem się po głowie.
– Wybrałaś Ketcha.
– Nie wybrałam – zaprzeczyła, energicznie kręcąc głową. – Chciałam, żebyś odpuścił. Pod koniec coraz trudniej przychodziło mi udawanie, że było w porządku. Nadrabiałam miną, głupimi gadkami, ale to z czasem okazało się niewystarczające, bo nie odpuszczałeś. Bałam się, że odkryjesz prawdę.
Odetchnąłem z ulgą, ale tylko częściowo.
– Chciałaś, żebym przespał się z Juliet.
– Oczywiście, że nie chciałam – obruszyła się. – Chciałam cię tylko odsunąć od ciebie. Inna kobieta wydawała się idealnym rozwiązaniem. – Westchnęła ciężko. – Nie martw się, to była jedna z najgorszych nocy w całym moim życiu. Nie spałam dobrze, bo ciągle o tobie myślałam. O tobie i o niej.
– Tamtego dnia... – urwałem i wziąłem dwa głębsze wdechy, bo zaczynało się robić poważnie. Cassie była szczera, więc i ja taki chciałem być. – Tamtego dnia zapragnąłem związku i nawet zgodziłem się na wszystkie warunki. Pomyślałem, że to nie będzie nic złego, jeśli zostaniemy parą.
Cassie zamarła. Po dłuższej chwili rozchyliła usta i zamrugała.
– Chciałeś, żebym została twoją dziewczyną?
– Tak.
Reakcja Cassie mnie zaskoczyła, bo w ekspresowym tempie pokonała dzielący nas dystans i zarzuciła mi ręce na szyję. Przytuliła mnie tak mocno, że z trudem łapałem powietrze. Objąłem ją równie mocno w pasie, przykładając nos do skóry na jej szyi. Rozluźniłem mięśnie. Pachniała moją Cassie i naprawdę nią była.
– Zadowolona? – zapytałem, gdy odsunęła się ode mnie, aby na mnie spojrzeć.
– Bardzo!
Zmarszczyłem brwi, bo przypomniałem sobie o tym, kim wciąż była. Może Chloe rozdzieliła ich dusze na zawsze, ale to wciąż była Chloe.
– Co masz taką minę? – zapytała. – Już się rozmyśliłeś?
– Nie chcę żadnej powtórki, więc od teraz mówimy sobie o wszystkim. Zrozumiałaś?
Cassie kolejny raz przewróciła oczami.
– Nie chcę spoilerować, ale jeszcze długo będę tutaj. – Objęła dłońmi moje policzki i popatrzyła mi głęboko w oczy. – Ty też.
– Ja też? – mruknąłem zaskoczony.
– Tak, Dean. Ty też, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
KONIEC
____________________________________________
Kochani! ❤️
Bardzo Wam dziękuję za tę długą (bo kilkuletnią) wspólną podróż. Wciąż nie potrafię uwierzyć, że to naprawdę się dzieje i ta historia doczekała się zakończenia! To niesamowite uczucie!
Dajcie koniecznie znać, co sądzicie o całości!
Dziękuję! ❤️
1 komentarz
NelaMotylek
Aż ciężko uwierzyć, że to już koniec 🥺
Pewnie z racji tego, że ta historia zajęła Ci tyle lat, moje nadążanie za nią dość mocno kulało i nie wszystko rozumiałam. Podejrzewam jednak, że gdybym ją od nowa, w jednym ciągu, przeczytała, wszystko stałoby się klarowne. Generalnie i tak, przede wszystkim, skupiałam się na Deanie i Cassie 😁
Cieszę się z tego zakończenia, bo jestem mega fanką happy endów 😉
Dziękuję Ci ❤ za dokończenie tej historii, bo czasami siedziała mi w głowie i zastanawiałam się co może być dalej. Teraz mogę spać spokojnie 😆
elorence
@NelaMotylek sama nie potrafię w to uwierzyć!
Niestety, sama musiałam czytać od początku po każdej dłuższej przerwie, aby przypomnieć sobie całą fabułę, żeby nie popełnić błędów fabularnych. Wciąż nie mam pewności, czy przypadkiem jednak takich nie popełniłam :(
Docelowo właśnie takie zakończenie miało być i cieszę się, że się spodobało ❤️
Nie dziwię się, mnie to dopiero nie dawała spać, bo nie lubię niedokończonych historii - a tym bardziej tych napisanych przeze mnie.
Dziękuję, że pomimo tych przerw wciąż tu byłaś i czytałaś ❤️