Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 39

Patrzyłam na stół i robiłam wszystko, aby moja głowa pozostała czysta. Wpatrywałam się w bronie, które przyniósł dla mnie Ketch. Należały do Chloe, więc dzięki wspomnieniom mogłabym je rozpoznać, ale nie chciałam tego. Nocna rozmowa z Deanem wyczerpała mnie emocjonalnie i nie byłam gotowa na kolejny powrót do przeszłości. Dalej nie potrafiłam uwierzyć, że spaliśmy w jednym łóżku i żadne z nas nie skoczyło drugiemu do gardła. Miałam nieodparte wrażenie, że spaliłam więcej duszy niż sądziłam, skoro nie czułam zbyt wiele. Byłam coraz bliżej przekroczenia granicy człowieczeństwa i zaczynałam panikować. Czas mi się kończył, a Rowena nie sprecyzowała, ile duszy się spaliło i jak długo będzie się paliła. Przyspieszyłam ten proces.

Nikt nie wiedział o tym, co działo się w mojej głowie. Jeszcze wczoraj chciałam zapytać Ketcha, ale rano odrzuciłam ten pomysł. Kocha mnie, więc próbowałby mnie uratować za wszelką cenę. Przysięgał, że odda za mnie życie, a na to nie mogłam się zgodzić. Nawet najprawdziwsza miłość nie była warta utraty życia - tym bardziej nieodwzajemniona.

Ketch podszedł do stołu i wskazał dłonią na pistolet, który dobrze pamiętałam. Uczył mnie z niego strzelać.

– Twoja ulubiona broń.

Zacisnęłam usta, żeby nie wykrzyczeć mu w twarz, że nie jestem Chloe. Jeśli myślałam, że gest ze strony Arthura był bezinteresowny, to byłam w ogromnym błędzie. Może pomyślał, że wspomnienia zbliżą nas do siebie? A może zrobił to ze względów bezpieczeństwa? Istniała też opcja, że po prostu chciał spędzić ze mną więcej czasu.

– Widać – mruknęłam niechętnie, dotykając wgnieceń. – Ciekawe, czy cokolwiek z tego się nadaje, oprócz pistoletu.

– Zadbałem o wszystko – powiedział urażony Ketch.

Usłyszeliśmy kroki. Arthur zacisnął szczękę i opuścił głowę, ale zrobił to za późno, więc zauważyłam jego niezadowolony wyraz twarzy.

– Cześć – zawołał wesoło Dean, idąc w moją stronę. Nawet nie obejrzał się na Ketcha. Stanął obok mnie i popatrzył na stół. Po chwili zagwizdał cicho. – Rozumiem, że to sprzęt Chloe?

Ciche warknięcie sprawiło, że przeniosłam wzrok na Arthura.

– Chloe była dobrze zaopatrzoną łowczynią – dopowiedziałam. – Ciekawe, czy twoja kolekcja dorównuje jej – zażartowałam.

Dean złapał się za serce.

– Powinnaś przyjrzeć się temu, co trzymam w bagażniku Dzieciny. Padłabyś z wrażenia.

Wywróciłam oczami.

– W tym przypadku będę stała po stronie Chloe, nawet jeśli miała mniej zabawek od ciebie.

– Nie potrzebowałaś tego za wiele, skoro miałaś moc – wtrącił się Ketch.

Zamarłam, a mój dobry humor zniknął.

– Chloe tego nie potrzebowała, skoro miała moc – poprawiłam go. – Nie jestem nią, Arthur. Nie próbuj żadnych psychologicznych sztuczek, bo to się nie uda.

– Zgodziłem się, żebyś został, ale jeśli masz zamiar sprawiać kłopoty, to wyjdź. – Dean wskazał ręką na drzwi.

– Dean – jęknęłam, ale nawet na mnie nie spojrzał, zajęty zabijaniem wzrokiem Ketcha. – Dean! – podniosłam głos, łapiąc go za rękę.

Odwrócił się i zgrzytnął zębami.

– Obiecałem, że go nie zastrzelę, ale nie było mowy o innych rodzajach przemocy.

W innych okolicznościach wybuchnęłabym śmiechem, bo był zabawny w tej swojej nienawiści. Arthur zaczął świrować, więc cieszyłam się, że Dean wstał wcześniej i dołączył do nas. Po wczorajszej rozmowie… wytworzyła się między nami nić porozumienia. Opowiedziałam mu o swoim strachu, a on zamknął go z powrotem w klatce i sprawił, że poczułam się przy nim bezpiecznie.

– Niezła kolekcja – powiedziała z uznaniem Jo, pojawiając się znikąd. Podparła się pod boki, a następnie przyjrzała się uważnie Ketchowi i Deanowi. – Między wami wszystko gra?

– Nie – odpowiedzieli równocześnie.

Jo popatrzyła na mnie wymownie, stając pomiędzy jednym a drugim. Chwilę później spoważniała i odchrząknęła znacząco, obejmując się ramionami. Robiła tak zawsze, gdy robiło się cholernie poważnie.

– Mamy sprawę – rzuciła.

Od razu na nią spojrzeliśmy.

– Gniazdo wampirów. Dosyć spore, oddalone sto kilometrów od knajpy, w której… – Zamilkła i przygryzła wargę. – Podejrzewamy z Samem, że ma to coś wspólnego z Nicholasem.

– Zwrócili czymś waszą uwagę? – zapytał rzeczowo Ketch.

– Niestety tak. Porwali kilka dziewcząt z okolicy. Jedną z nich znaleziono martwą przy autostradzie. – Jo wzięła głęboki wdech i przeniosła na mnie wzrok. – Miała spalone dłonie.

Po plecach przebiegły mi dreszcze. Chodziło o mnie. Skoro Aitanie się nie powiodło, to postanowili zrealizować plan B. Porwali niewinnych ludzi i już kogoś zabili.

– Cassie.

Olałam Deana i zamrugałam.

– Chcieli zostać zauważeni – wydusiłam z siebie. – Chcą nas tam ściągnąć.

– Dlatego musimy wymyślić rozsądne rozwiązanie – powiedziała Jo.

Pokręciłam energicznie głową.

– Nie. Jedziemy tam.

– Cassie, nie ma mowy – syknął Dean.

– Nie możesz jej mówić, co ma robić – warknął w odpowiedzi Ketch.

– Chcesz narazić ją na cierpienie?

Mord w oczach Dean przeraziłby niejednego odważnego łowcę, ale nie Arthura. Wyprostował się i wytrzymał dzielnie jego spojrzenie.

– Będzie bezpieczniejsza przy nas – odpowiedział chłodno. – Nicholas zna twoje metody działania, więc będzie spodziewał się przykrywki. Nie możemy się rozdzielić, bo nie jest nas wystarczająco dużo, żeby być w dwóch miejscach i zapewnić jednocześnie ochronę… Cassie oraz zniszczyć gniazdo wampirów.

– Podzielam zdanie Deana – mruknął Sam, stając za plecami Ketcha.

Przewróciłam oczami, bo zaczynało robić się ciekawie.

– Nie zgadzam się – warknął Dean. – Nie narażę Cassie na niebezpieczeństwo. – Niespodziewanie prychnął. – A dlaczego nie poprosisz o pomoc swoją sektę? Przecież lubicie działać „razem”. Podejrzewam, że jest was wystarczająco dużo, żeby zabić tylu wampirów.

Ketch zacisnął szczękę.

– Nie wiedzą o Cassie.

– Zabrałeś mnie do nich – wyrwało mi się, czego szybko pożałowałam.

Dean popatrzył na mnie, a potem przeskoczył spojrzeniem na Ketcha.

– Żartujesz sobie, do cholery? Zabrałeś ją do tych idiotów? – Nagle odwrócił się w moją stronę i obrzucił lodowatym spojrzeniem. – Co jest z tobą nie tak, Cassie? Zaufałaś obcemu mężczyźnie, a potem pozwoliłaś zabrać się na jakiś „rodzinny” wypad? – Wskazał palcem na Arthura, a w jego oczach zapłonęła nienawiść. – Z nimi się nie zadziera! To sekta!

Nie wiedziałam, co miałam o tym myśleć. Wspomnienia Ignis mówiły jasno, że brytyjscy łowcy średnio przepadali za Chloe. Najbardziej nie podobało się im, że Ketch narażał swoje życie dla niej. Winchesterowie byli inni, a przynajmniej miałam nadzieję, że tak było, bo swoje zdanie opierałam na legendach.

– Nie wiedziałam – powiedziałam spokojnie, chociaż powoli budził się we mnie gniew. Nie chciałam znowu wybuchnąć, więc musiałam szybko złagodzić sytuację. – Było, minęło – mruknęłam, wzruszając ramionami. – Powinniśmy skupić się na teraźniejszości. Mamy gniazdo wampirów do zabicia i niewinnych ludzi do uratowania.

– Nigdzie nie idziesz!

Jo wywróciła oczami, krzyżując ramiona na piersiach.

– Sytuacja jest pilna, bohaterze – burknęła. – Nie mamy czasu na opracowywanie dodatkowego planu ochronnego. Cassie musi z nami iść i pójdzie, czy ci się to podoba, czy nie. – Zmrużyła oczy. – Nie opuszczę jej, będę cały czas obok.

Poczułam na sobie wzrok Ketcha, więc obróciłam się w jego stronę. Wyraz ciemnobrązowych oczu był dość jednoznaczny. Prosił mnie o zgodę.

– Nie, Arthur. Nie pozwolę ci na to.

Zacisnął szczękę i odwrócił wzrok.

– Na co? – zainteresował się Sam.

– Przysięgał Chloe, że odda za nią swoje życie – zakpił Dean. – Zakochany idiota.

– Dean – warknął Ketch.

– Koniec – zarządziłam, obrzucając wszystkich niezadowolonym spojrzeniem. – Nicholas byłby zadowolony, że udało mu się nas skłócić na odległość. Zna się na różnych psychologicznych sztuczkach, dlatego powinniście mieć oczy i uszy szeroko otwarte.

– Mieliśmy już z nim do czynienia – burknął Dean. – Niech wam będzie. Pojedziemy wszyscy. Za piętnaście minut widzimy się przy Dziecinie. – Odwrócił się przodem do Arthura i posłał mu nieszczery uśmiech. – Ale ty z nami nie jedziesz.

Przez dłuższą chwilę siłowali się na spojrzenia, więc odchrząknęłam głośno, ale dalej mieli ochotę skoczyć sobie do gardła. Jo zareagowała i stanęła między nimi.

– Skierujcie nienawiść w kierunku Nicholasa i jego wampirków.

Dean pierwszy wycofał się i ruszył korytarzem w stronę swojego pokoju. Ketch odprowadził go morderczym wzrokiem.

– Arthur!

Nie zareagował.

– Arthur! – zawołałam ponownie.

Drgnął i rzucił okiem na stół.

– Chloe była minimalistką, jeśli chodzi o walkę z wampirami. Maczeta powinna ci w zupełności wystarczyć.

– Z pewnością mi wystarczy, żeby odciąć sobie rękę lub dwie – zadrwiłam. – Wezmę to, co uznam za słuszne.

Arthur rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie.

– Dlaczego musisz być taka uparta? Znałem Chloe i wiem…

– Niby wiesz, ale ciągle zapominasz, że Cassie nią nie jest – syknęła oburzona Jo. – Mogłam udawać, że nie słyszę twoich jęków pod tytułem: Chloe to, Chloe tamto, Chloe siamto, ale mam dość. Jeszcze raz usłyszę coś podobnego i odstrzelę ci łeb!

Wargi Ketcha rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

– Cała Harvelle – mruknął z uznaniem.

Moja przyjaciółka przewróciła oczami, ale dostrzegłam cień uśmiechu, który przebiegł przez jej twarz. Nie uważała Arthura za najgorsze zło - nie była Deanem, ale nie ufała mu. Ona mało komu ufała.

– Do zobaczenia na miejscu – powiedział Ketch i skierował się do drzwi.

Jo podeszła do mnie. Zezowała na Sama, który nawet nie ukrywał, że nie podsłuchuje.

– Chloe musiała być szalona – szepnęła przyjaciółka. – Wariatka i tyle. Nikt normalny nie zadawałby się z takim człowiekiem. Jeszcze nigdy nie widziałam go w akcji, ale jeśli na polowaniach jest równie oziębły, to matko jedyna, na miejscu potworów sama strzeliłabym sobie w łeb.

Sam zaśmiał się krótko.

– On i Dean mieli wspólny, krótki epizod.

– Co?! – krzyknęłyśmy obie.

– Przez jakiś czas się nawet dogadywali i jeździli wspólnie na polowania. Ketch bywał… brutalny, ale w ten bardzo brutalny sposób. Nie oszczędzał nikogo. Deanowi średnio przypadło to do gustu.

Zamrugałam.

– Athur uważa, że nie ma miejsca na uczucia na polowaniach. Potwór to potwór. Nigdy się nie zawahał.

– To wiele tłumaczy – mruknęła Jo. – Chloe działała podobnie, prawda?

Skrzywiłam się, bo nienawidziłam wspomnień z polowań. Chloe rzadko okazywała komukolwiek współczucie. Nie bez powodu stała się legendą. Z pewnością istniały rzeczy, które poruszały jej serce, ale nigdy nie pozwoliła sobie na utratę kontroli nad emocjami podczas zabijania – wtedy działała jak robot.

– Chloe została wychowana w taki sposób – odpowiedziałam, próbując usprawiedliwić jej okropny charakter. – Z tego, co mi wiadomo, Dean miał podobne dzieciństwo.

Popatrzyłam odruchowo na Sama, ale ten unikał mojego wzroku. Historia Winchesterów była bardzo smutna. Jo opowiedziała mi ją kiedyś. Najpierw stracili matkę i Dean przestał być dzieckiem. Od tamtej pory chronił brata. Nie miał czasu na normalne życie, bo cały jego świat kręcił się wokół potworów.

Poczułam gorzki smak w ustach, bo przypomniałam sobie, jak bardzo źle mówiłam i myślałam o Deanie. Zachowywał się jak dupek, ale to nie była jego wina. Nikt nie zadbał o jego wychowanie. Nikt nie dał mu poczucia bezpieczeństwa, które rodzice powinni zapewnić dziecku. Dean był jak ojciec dla Sama, dlatego Sam ma w sobie więcej emocji i potrafi okazywać uczucia.

– Cassie? – szepnęła Jo.

Potrząsnęłam głową.

– Zamyśliłam się.

Sam posłał mi wymuszony uśmiech.

– Postaraj się dzisiaj nie pakować w żadne kłopoty, dobrze? – Wpatrywał się we mnie cierpliwie, czekając na odpowiedź. – Dean ma świra na punkcie ochrony, więc jestem w stanie zrozumieć jego napady furii, ale nie daj się sprowokować Nicholasowi. I pamiętaj, że…

– Nie jestem Chloe – wtrąciłam się, uśmiechając się kpiąco. – Akurat o tym nie musisz mi przypominać. Będę trzymała się blisko was, ale liczę, że wampiry zechcą ze mną najpierw porozmawiam, zanim rzucą się nam do gardeł.

Jo rzuciła mi spanikowane spojrzenie.

– Chcesz z nimi rozmawiać? – zapytała głucho. – Tam nie będzie Nicholasa.

– To pułapka – dodał Sam.

Wzruszyłam ramionami.

– Przekonamy się na miejscu. – Popatrzyłam na stół i sięgnęłam po strzelbę z nabojami ze krwi umarlaka. – Nie powinnam sobie zrobić tym krzywdy.

– Cassie…

– Jo, spokojnie – zapewniłam. – Nie zrobię nic głupiego. Będę blisko i spróbuję niczego nie spieprzyć.

۞

Staliśmy przed dużym, opuszczonym domem w samym środku lasu. Obserwowałam Deana, który nie potrafił oderwać oczu od wybitych okien. Nikt w nich nie stał, ale najwyraźniej dostrzegał coś niepokojącego w tym mroku. Musiałam przyznać, że sama byłam przerażona. Otaczała nas cisza. Na podjeździe stały tylko nasze samochody. Dean nie chciał, żeby Ketch z nami pojechał, ale nie wyszło.

Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i nabrałam powietrza do płuc. Musiałam się uspokoić, zanim strach odebrałby mi zdrowy rozsądek.

– Jaki jest plan? – spytała Jo.

– Wchodzimy i zabijamy wszystkich – odpowiedział Dean wkurzonym tonem. – Zero litości. Nie nabieramy się na żadne łzawe historyjki. Porwane dziewczyny uratujemy dopiero wtedy, gdy zyskamy pewność, że nie są zainfekowane.

Zamrugałam. Oddech uwiązł mi w gardle.

– Zamierzasz czekać?

Pozostali wciągnęli powietrze, bo mój głos nie brzmiał miło.

– Oni nie będą chcieli ich skrzywdzić – syknął Dean. – To ty jesteś dla nich priorytetem.

– Ale mogą użyć ich jako karty przetargowej!

– Działamy po mojemu – zawyrokował.

– Po moim trupie – warknęłam.

Dean spojrzał na mnie w dziwny sposób.

– Jeśli nie zaczniesz mnie słuchać, stanie się to szybciej niż myślisz.

Zacisnęłam zęby i poprawiłam strzelbę na ramieniu. Powoli ogarniał mnie gniew. Nie byłam pewna, co zrobię w środku, gdy wampiry zwrócą na mnie uwagę. Nie zostało mi zbyt wiele duszy do spalenia, a tak ogromne gniazdo mogłoby spalić ją doszczętnie. Jeśli w środku byłby Nicholas, to mogłabym się od razu pożegnać z duszą i swoim człowieczeństwem.

– Nie pokazuj przedwcześnie pazurków – ofuknął mnie Dean. – Spróbuj być dawną Cassie. Panikuj, płacz, krzycz… Rób cokolwiek, tylko nie próbuj się bić, używać mocy albo oddawać się w zamian za kogokolwiek z nas. – Nie wierzę, że to mówię, ale ten workowaty sweterek to strzał w dziesiątkę.

– Winchester – warknął Arthur.

Przymknęłam na chwilę powieki, bo miałam ochotę ich rozszarpać. Jak nie jeden musiał się rządzić, to za chwilę musiał dołączyć też drugi.

– Skończ, zanim zaczniesz – odwarknął Dean.

– Zaraz was zastrzelę – zagroziła Jo.

– Proponuję, abyście wzięli głęboki wdech i się ogarnęli, dobra? – zaproponował Sam, obrzucając każdego z nas ostrym spojrzeniem. – Nie mamy czasy na bezsensowne dyskusje. W środku są niewinne dziewczyny, które trzeba uratować. I trzeba zadbać też o bezpieczeństwo Cassie.

– To twój plan? – zakpił Dean.

– Mój plan jest prosty: nie zginąć.

Przygryzłam wargę, żeby się nie uśmiechnąć, gdy nagle zamarłam. Drzwi za plecami Winchesterów otworzyły się, ale nikt nie pojawił się na progu. Nerwy skręciły boleśnie mój żołądek. Chciałam ruszyć do przodu i zmusić braci do odwrócenia się, ale zahaczyłam stopą o konar drzewa i prawie runęłam na ziemię. W ostatniej chwili złapał mnie Ketch. Zacisnął mocno dłonie na bokach mojej talii i pomógł stanąć na nogi. Czerwona ze wstydu próbowałam odwrócić od tego uwagę, ale kątem oka zauważyłam spojrzenie Deana – wyglądał na rozczarowanego. Niby mówił, że mam być dawną sobą, a gdy pokazałam, że wciąż nią jestem, to nagle zobaczył w tym problem?

– Za wami – wysyczałam, ignorując gniew, który próbował wydostać się na zewnątrz.

Wszyscy odwrócili się w kierunku otwartych drzwi. Na naszych oczach z mroku wyszedł wampir. To nie był Nicholas, ale znałam go bardzo dobrze. Wypuściłam głośno powietrze z płuc, przypominając sobie tortury. To wspomnienie Ignis było wyraźne i oblepione płonącym gniewem. Pod skórą poczułam ogień. Próbowałam go ujarzmić, bo nie mogłam spalić więcej duszy. Nagle Ketch złapał mnie za rękę.

– To nie jest czas na zemstę.

Nie zareagowałam, wpatrując się w wampira.

– Kto to jest? – zadał pytanie Dean, głupio sądząc, że ktokolwiek mu odpowie.

Ogień wędrował wzdłuż mojego ciała, delikatnie muskając powietrze wokół mnie. Powoli stawałam się świadoma, że ten dupek widział, co się szykuje. Uśmiechnął się szeroko, przekraczając próg.

– Chloe, miło cię znowu zobaczyć! – zawołał z udawaną uprzejmością. Złożył mi niski pokłon, a potem gwałtownie się wyprostował. – Stęskniłem się za tobą. – Uniósł wysoko górną wargę, odsłaniając upiorne zęby. – Mam nadzieję, że ty za mną też.

Poruszyłam nieznacznie palcami. Usłyszałam głośne wciąganie powietrza. Chyba poczułam na sobie karcący wzrok Deana. Całkowicie skupiłam się na wrogu. Chęć zemsty była silniejsza. On musiał umrzeć. Pragnęłam go wypatroszyć, rozszarpać…

– Cassie, nie!

Ale było już za późno.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 3064 słów i 18249 znaków.

Dodaj komentarz