Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 34

Siedziałem w Dziecinie i obserwowałem dom Jo. Minęło dużo czasu od wydarzeń na rozdrożu. Rowena milczała, Ketch zapadł się pod ziemię, a Cassie zamknęła się w sobie. Jo robiła co mogła, żeby wyciągnąć przyjaciółkę z pokoju. Sam często dotrzymywał im towarzystwa i zdawał mi relacje, co było idiotyczne, bo mógłbym sam ocenić sytuację. Naprawdę mógłbym to zrobić sam, gdyby Cassie nie unikała mnie jak ognia. To samo w sobie było zabawne, skoro była Ignis. Może nie posiadała mocy, ale to nie zmieniało faktu, że była na celowniku.

Baliśmy się, że sprawa wymknie nam się spod kontroli. Najwidoczniej Ketch dotrzymał słowa danego Ignis i wytropił wiedźmy, a następnie je zabił. Nigdy nie byłem przekonany do metod tego dupka, ale ten jeden raz musiałem przyznać, że jego metody okazały się skuteczne. Nie potrzebowaliśmy na głowie dodatkowej ilości potworów.

Przypomniałem sobie o medalionie. Nikt nie wiedział, gdzie się znajdował. Riley pragnęła go i chociaż była nazywana Dziedziczką, to tak naprawdę nią nie była. Medalion zapadł się pod ziemię. Ketch uważał, że Cassie nie wiedziała, gdzie on się znajduje. Kłamliwy skurwysyn robił wszystko, aby uśpić moją czujność. Próbował wmówić mi różne bzdury, ale przeprowadziłem własne śledztwo.

W domu Caroline znaleźliśmy kopertę z inicjałami C.M.W. Kiedy już wiedziałem, kim tak naprawdę była Cassie, czyli Chloe, nie trudno było znaleźć informacje. Internet podpowiedział mi, kim dokładnie była Chloe Walters, a dokładnie Chloe Margaret Waltes. Drugie imię okazało się kluczowe, bo dokładnie takie samo nosiła siostra Alison. Alison nie ukrywała niechęci do Ignis. Mogłem uznać, że była zazdrosna, bo widziałem w jaki sposób patrzyła na Ketcha, ale musiało chodzić o coś więcej i ta–dam!

Nie mówiłem nic Samowi o swoich podejrzeniach odnośnie Margaret. Sprawa wydawała mi się podejrzana już w chwili, w której Ketch opowiedział historię Alison. Trudno było uwierzyć, że wiedźmy tak po prostu kazały odejść Alison bez żadnych dodatkowych konsekwencji. Ród Warrenów był silny i nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek rozłam, a jednak coś podobnego miało miejsce i była w to zamieszana niemagiczna dziewczyna.

Z rozmyślań wyrwał mnie trzask drzwi. Poruszyłem się niespokojnie na fotelu, gdy zauważyłem wkurzoną Jo. Przeczesałem dłonią włosy i udałem, że szukam czegoś w telefonie. Jo bez słowa pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi od strony pasażera. Wsunęła głowę do środka i westchnęła ciężko.

– Przestań to robić – syknęła. – Myślisz, że Cassie tego nie widzi? Zachowujesz się jak pieprzony agent FBI. Żadna z nas niczego nie zrobiła, a już na pewno nie ona.

– Wsiadaj – mruknąłem tylko, wskazując na fotel pasażera.

Jo ponownie westchnęła ciężko i usiadła, głośno zamykając za sobą drzwi. Skrzywiłem się na ten paskudny dźwięk i w myślach przeprosiłem Dziecinę.

– O co chodzi? – zapytała Jo. – I dlaczego nie możemy porozmawiać jak cywilizowani ludzie w środku? – Wskazała dłonią dom. – Cassie nie gryzie.

– Ona mnie tam nie chce – odpowiedziałem szczerze.

– Od kiedy obchodzi cię coś takiego?

Potrząsnąłem głową, uśmiechając się sztucznie.

– Nie obchodzi, ale Cassie powinna wychodzić z pokoju, a kiedy przyjeżdżam, to ona znika. Akceptuje tylko twoje towarzystwo i Sama.

– I to dla ciebie problem?

Odwracam głowę i przyglądam się uważnie twarzy Jo. Wygląda na zaskoczoną moim zachowaniem.

– Nie nazwałbym tego problemem, ale pewnego rodzaju komplikacją… Chcemy, żeby zaczęła mówić. Moja obecność jej nie pasuje, więc jeśli mam spędzić w samochodzie kolejne dni to trudno. Jej bezpieczeństwo jest ważniejsze niż moje ego.

Harvelle uniosła wysoko brwi.

– Dean, czy ty uderzyłeś się w głowę?

– Być może – odpowiadam z udawanym rozbawieniem. – Ostatnim razem gdy naciskaliśmy, Cassie skończyła w ramionach Ketcha. Taka sytuacja nie może się powtórzyć.

– Myślisz, że po tym wszystkim, co się stało, wróciłaby do tego dupka?! – naskoczyła na mnie Jo. – Jest mądrzejsza niż sądzisz! Może i ma złamane serce, ale nie jest idiotką!

Przewróciłem oczami.

– Ale ty się odpalasz – mruknąłem pod nosem.

– Bo zwariowałeś! Zachowujesz się idiotycznie! Sam zauważył już wcześniej, że dzieje się z tobą coś niepokojącego, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle! – Wzięła głęboki wdech i posłała mi mordercze spojrzenie. – Wychodzimy jutro gdzieś w czwórkę.

Od razu chciałem zaprotestować, ale kolejne mordercze spojrzenie zamknęło mi usta. Wolałem przemilczeć swoje uwagi i grzecznie pokiwać głową.

– Mój dom to teraz dom wariatów! I to musi się wreszcie skończyć! - krzyczała Jo.

– Cassie potrzebuje czasu.

– Daliśmy jej czas i gówno to dało – warknęła Jo. – Miały być małe kroczki, ale ona w ogóle nie chce z nami rozmawiać. Myślisz, że jak ciebie nie ma, to ona nagle zaczyna gadać? Milczy. Ciągle milczy. Zbywa nas. Sama dopuszcza bardziej, bo on nie naciska, ale ja nie zamierzam już odpuszczać. Chcę wiedzieć, co się wtedy stało. Chcę wiedzieć, jakie bzdury wpychał jej do głowy Ketch. I do cholery jasnej, chcę wiedzieć, czego chciała od niej Rowena. Bo ta suka również milczy, co jest dość niepokojące, zważywszy na milczenie Cassie.

– Masz rację – przyznałem. – Coś tu się mocno nie zgadza, ale nie mamy żadnej alternatywy. Ketch odpada. Alison stoi po stronie tego dupka. Caroline nie żyje. Rowena to podła żmija, której nie można ufać. Crowley niewiele nam pomoże, skoro w ten syf jest zamieszana jego matka. Castiel ma związane ręce, bo Cassie nie powinna istnieć. Riley i jej służki nie żyją. Ród Warrenów nie będzie z nami współpracował, ale nie mieliby żadnych problemów, gdyby odezwała się do nich Chloe. – Przecieram dłonią twarz. – Jesteśmy w dupie.

– A ta cała Dorothy, o której wspominała Rowena?

Pokręciłem głową.

– Nie znalazłem o niej żadnej informacji. Alison uważa, że to bardzo niedoceniana wiedźma i podzielam jej zdanie. To, co się stało z Chloe trudno wytłumaczyć.

– Cassie chyba sama tego nie rozumie.

Prycham.

– Nie sądzę, żeby Cassie była nieświadoma. Zanim Ignis zniknęła, musiała powiedzieć jej prawdę, wyjaśnić cały ten bajzel. Nie uwierzę, że tak po prostu sobie poszła, zostawiając Cassie bez żadnego wsparcia. Żaden z potworów nie zna prawdziwej historii Chloe Walters. Nie będzie ich obchodziło, że Ignis naprawdę nie żyje, tylko i tak uderzą w Cassie. – Przeniosłem wzrok na dom Jo. – Musimy coś wymyślić, zanim sprawy całkowicie wymkną nam się spod kontroli.

Jo poruszyła się niespokojnie, więc popatrzyłam na nią. Sama wpatrywała się w swój dom, a w jej oczach dostrzegłem realny strach. Bała się o swoją przyjaciółkę, co nie było niczym zaskakującym. Sam dokładnie pamiętam, co robiłem, żeby uchronić mojego brata przed demonami. Dla Cassie zrobiłbym to samo, bo wiem, ile ta dziewczyna znaczy dla Jo.

– Rozmawiałeś z Bobbym?

Uśmiechnąłem się niemrawo.

– Dla niego ta sytuacja jest na tyle pojebana, że przygotowuje się na najgorsze. Sądzi, że pierwszy uderzy Naczelny. Wyszukał kilka informacji o Nicholasie i jego powiązaniach z Chloe. Dziewczyna dość mocno nadepnęła mu na odcisk. Wybiła kilka jego gniazd i prawie go zabiła. Była jeszcze nastolatką, gdy rzuciła się na niego z maczetą.

Przez twarzy Jo najpierw przebiegł cień niedowierzania, który szybko zastąpiło rozbawienie.

– Rowena chyba miała rację.

Spojrzałem na nią, unosząc pytająco brwi.

– Polubiłbyś Chloe.

Pokręciłem energicznie głową.

– Nie sądzę.

– Wychowano was w ten sam sposób, Dean. Ona rzuciła wszystko, aby pomóc wiedźmom. Była honorowa, lojalna, nieustraszona, odważna i silna. – Westchnęła cicho i opuściła głowę. – Dlatego tak trudno mi uwierzyć, że Cassie jest nią. Chciałabym poznać prawdę, żeby poukładać sobie w głowie to wszystko, ale milczenie Cassie niczego nie ułatwia. Jej jest trudno, nam jest trudno… Brakuje nam odpowiedzi, a pytania się mnożą.

W mojej głowie pojawił się pomysł z Archaniołami. Castiel może i miał związane ręce, ale Archaniołowie to było coś innego. Byli potężniejsi i mieli lepszy dostęp do informacji. Musieli wiedzieć coś więcej o tworach takich jak Cassie. Wątpiłem, aby wiedźmy mogły robić co chciały. Wszystko na Ziemi było kontrolowane przez Boga, nawet jeśli nie wierzyłem w podobne bzdury, to jednak wszystko sprowadzało się do wiary. Wszystko, co spotkałem na tej pierdolonej Ziemi, było powiązane z Bogiem. Cassie pewnie też.

Michał i Lucyfer jasno dali nam – ludziom – do zrozumienia, że człowiek nie jest przypadkowym tworem. Z tym, że Bóg nas kocha, mógłbym się kłócić, ale teoria o byciu zabawkami Boga przedstawiona przez Lucyfera miała więcej sensu. Przez tyle lat musiało mu się nudzić, a ludzie mają predyspozycje do pewnych zachowań.

– Dean?

Zamrugałem i popatrzyłem na Jo.

– Odpłynąłeś – powiedziała z wyrzutem.

Chciałem rzucić coś na odczepnego, ale wtedy zobaczyłem twarz Cassie w oknie. Patrzyła na Dziecinę i byłem pewien, że widziała mnie i Jo. Nie potrafiłem nic wyczytać z jej wyrazu twarzy, bo po chwili drzwi otworzyły się gwałtownie.

– Son of a bitch – warknąłem.

Jo tylko westchnęła i wysiadła pierwsza. Doskonale wiedziałem, że ten widok mógł wkurzyć Cassie. Wyglądała, jakby miała wybuchnąć. Zatrzymała się przy Dziecinie w tym samym momencie, w którym zamknąłem drzwi. Obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem, a następnie machnęła dłonią w kierunku swojej przyjaciółki.

– Słuchasz relacji? – rzuciła wojowniczo.

– Cassie…

Cassie zignorowała Jo i podeszła do mnie bliżej.

– Zachowujesz się jak psychopata! Przesiadujesz tutaj całymi godzinami i nie wiem, może cię teraz oświecę, ale nie jesteś niewidoczny!

– Jo, idź do domu – powiedziałem, próbując panować nad głosem.

– Żebyście się pozabijali?! Nie ma mowy!

– Jo! – syknęła Cassie. – Dam sobie z nim radę.

– W to akurat nie wątpię – burknęła jej przyjaciółka. – Ale on też sobie z tobą poradzi.

– Jo!!! – warknęliśmy oboje.

Usłyszeliśmy kilka wyzwisk rzuconych pod nosem, a potem nastała cisza, poprzedzona głośnym trzaśnięciem drzwiami. Cassie nie czekała dłużej, tylko dziobnęła mnie palcem w klatkę piersiową.

– Ty zadufany dupku, masz skończyć z tym prześladowaniem!

– Nikogo nie prześladuję – odparowałem bliski wybuchu. – Nie chcesz mnie w tym domu, więc co mi innego pozostało?

– Nie masz swojego domu? – zakpiła, zaplatając ramiona na piersiach. – Sam mi mówił, że mieszkacie w tym swoim bunkrze, więc wracaj do niego!

– Nie będziesz mi mówić, co mam robić!

– A ty nie będziesz kontrolował każdego mojego kroku!

Nie potrafiłem określić, kiedy zbliżyliśmy się do siebie. Z tak bliskiej odległości mogłem dostrzec każdą najmniejszą plamkę w jej tęczówkach. Może i była wkurzona, ale podobała mi się w takiej wersji. Rowena mogła mieć rację i w Cassie tkwiło więcej Chloe niż sądziliśmy. Nie czułem zbyt wielkiej różnicy, oprócz faktu, że chodziła cały czas wkurzona i milczała. Uwielbiałem się z nią kłócić, dlatego ten jej wybuch bardzo mi się spodobał. Kłótnię pomagały oczyścić atmosferę, ale również odkryć pewne karty – najbardziej liczyłem na to drugie.

– Nikogo nie kontroluję – obruszyłem się.

– Nie? – Zaśmiała się. – Masz cholerną obsesję na punkcie kontroli! – Wskazała na mnie dłońmi. – A teraz to wychodzisz z siebie, bo nie wiesz, co się stało. Najważniejsze rzeczy wydarzyły się w mojej głowie, a ja nie chcę o nich rozmawiać, więc masz z tym problem.

Zacisnąłem zęby.

– No dobra, mam problem! – przyznałem niechętnie. – Chcemy ci pomóc, a ty odrzucasz nas, bo uważasz, że wiesz lepiej.

Ponownie się zaśmiała i pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że wiem lepiej. – Prychnęła. – Ignis ostrzegła mnie, żebym nikomu nie ufała i tym razem zamierzam dotrzymać tej obietnicy.

– Czyli rozmawiałyście?

Złapała się za włosy i wybuchnęła histerycznym śmiechem.

– Za kogo ty mnie uważasz, do cholery? Myślisz, że tak po prostu oddałabym władzę nad swoim ciałem? Rozmawiałam z Ignis. Wiedziałam, że nie było innego wyjścia, bo inaczej nikt nie wyszedłby z tego żywy.

Byłem tak zaskoczony, że milczałem dłuższą chwilę.

– Ufasz jej? – wyrzuciłem z siebie, chociaż na usta cisnęły mi się zupełnie inne słowa.

– Nikomu nie ufam!

Zamrugałem.

– A Ketch?

– O Boże! Będziesz mi teraz robił wyrzuty, że zadurzyłam się w mężczyźnie, która ma obsesję na punkcie Ignis? – Zgrzytnęła głośno zębami. – Możesz sobie darować mądrości, bo wiem, że mnie nie chciał. Nikt mnie nie… – Warknęła cicho, piorunując mnie spojrzeniem a potem gwałtownym ruchem odrzuciła włosy na plecy i wzięła głęboki wdech. – Nie obchodzie mnie ani on, ani Alison, ani nawet Ignis. Cokolwiek wydarzyło się na rozdrożu, nie ma nic wspólnego z tobą. Oni chcieli Ignis. Pragnęli jej duszy, ale jej już nie ma. Nic z niej nie pozostało. Zostałam tylko ja.

Przez chwilę miałam wrażenie, że dostrzegłem łzy w jej oczach. Mrugnęła szybko i jej oczy znów ciskały we mnie piorunami.

– Dlaczego jej nie ma?

– Wal się, Dean – syknęła, chcąc się wycofać, ale wtedy złapałem ją za przedramię. – Puść mnie!

– Dlaczego jej nie ma? – powtórzyłem. – Co się z nią stało?

– To nie twoja sprawa!

– Cassie!

Zamiast zareagować, zaczęła się wyrywać. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak wkurzonej. Całe jej ciało drżało ze złości.

– Puść mnie!

– Ani mi się śni – mruknąłem, przyciągając ją do siebie. – Nie będziesz mi dyktowała warunków. Nie masz bladego pojęcia o życiu łowców. Co z tego, że nazywasz się Chloe Walters, skoro niczego nie pamiętasz ze swojego życia? Dalej jesteś fajtłapą, więc nie wmówisz mi, że zadbasz o swoje bezpieczeństwo. I nawet nie próbuj kłamać, że nie obchodzi cię Ketch, bo doskonale widziałem, w jakim stanie byłaś po…

– Gówno wiesz!

– Cassie! – warknąłem, szarpiąc ją za przedramię.

Miałem ochotę przyprzeć ją do Dzieciny i zamknąć jej usta. Przez chwilę rozważałem zatkanie ich dłonią, ale wkurzona Cassie była podniecająca. Szybciej uspokoiłby ją niespodziewany pocałunek niż cokolwiek innego, bo wypróbowałem już chyba wszystko. Instynktownie obróciłem nas tak, że gdy Cassie ponownie próbowała się wyrwać, to odpuściłem. Chciała się wycofać, ale napotkała przeszkodę – Dziecinę. Przysunąłem się i położyłem dłonie na masce. Zamknąłem ją w swojej przestrzeni, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Wściekłość zniknęła z jej twarzy i zastąpiło ją zagubienie.

– Co ty wyprawiasz? – wydusiła z siebie, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej. – Odsuń się.

Nie wiem, co się stało z jej buntowniczym nastrojem, ale nawet spodobało mi się, że tak nagle wymiękła. Zmniejszyłem dystans, co powinno jeszcze bardziej ją rozzłościć, a zamiast tego dostałem zagubioną dziewczynkę. Naparłem na jej dłoń, dając jasno do zrozumienia, że mam w dupie dystans, który próbowała nam narzucić.

– Gdzie się podziała wściekła Cassie? – zapytałem, przekrzywiając głowę. – Na bliskim dystansie wymiękasz jak każda inna dziewczyna.

Zauważyłem znajomy błysk w jej oczach.

– Nie jestem taka jak inne dziewczyny – mruknęła w odpowiedzi, unosząc wysoko podbródek. Próbowała grać odważną, ale zdradzały ją rumieńce. – Zatrzymaj te swoje idiotyczne sztuczki dla nich.

Nachyliłem się nad jej twarzą, całkowicie zmniejszając dystans. Cassie zaczęła panikować.

– Dean – upomniała mnie.

– Przecież nic złego nie robię.

Jej twarz była cała czerwona. Czerpałem przyjemność z jej zagubienia. Nie byłem pewien, na czym polegała jej relacja z Ketchem i szczerze wątpiłem, żeby łączyło ich coś więcej niż parę sztywnych, książkowych pocałunków.

– Odsuń się – powiedziała drżącym głosem.

– Dlaczego? – zapytałem, udając durnia. – Nie jestem brzydki, żebyś nie mogła na mnie patrzeć.

– Dean – jęknęła, powoli kręcąc głową. – Odsuń się – powtórzyła kolejny raz. – Proszę.

Zmarszczyłem brwi, czując coś dziwnego. Cassie patrzyła na mnie nieśmiało spod rzęs i przygryzała nerwowo dolną wargę. Zapragnąłem objąć dłońmi jej zarumienione policzki i…

– Dean.

Zesztywniałem.

Pierdolony Ketch.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użyła 3006 słów i 17065 znaków.

Dodaj komentarz