Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 60

Przez kilka ostatnich dni Cassie była bardzo nerwowa. Szukała medalionu na własną rękę i nie chciała nikogo słuchać. Jo nie wchodziła jej w drogę. Sam próbował swoich sił, ale nawet jego odprawiła z kwitkiem. Mnie trzymała na dystans. W pewnym sensie ją rozumiałem, bo Jo cały czas nas obserwowała. Mój brat siedział cicho. Bobby też.

Musiałem z nią porozmawiać na osobności i poznać powód jej dziwnego zachowania. Wszedłem do jej kwatery bez pukania i zatrzymałem się w progu. Całe łóżko Cassie było ukryte pod stertami książek. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na dziewczynę, która siedziała na podłodze, zapatrzona w ekran laptopa. Szukałem odpowiedzi w jej wyrazie twarzy, ale nawet nie raczyła na mnie spojrzeć.

– Co ty wyprawiasz, do diabła? – zapytałem wkurzony.

– Szukam – odpowiedziała zdawkowo.

– Mamy sprawę.

– Jedź z Samem.

Uniosłem brwi.

– Z Samem? – powtórzyłem zaskoczony. – Ustaliliśmy już dawno, że dopóki ta gówniana sprawa z wiedźmami się nie rozwiąże, będziemy razem polować.

– Ty to ustaliłeś – wytknęła mi, wciąż nie odrywając oczu od ekranu laptopa.

Zacisnąłem zęby, bo sytuacja zaczęła mnie przerastać. Nie rozumiałem tego, co się działo. Miałem wrażenie, że brakowało mi pełnego obrazu. Posiadałem jedynie kilka puzzli, które próbowałem dopasować. Potrzebowałem pomocy, ale Cassie nie zamierzała współpracować. Chciała mnie zostawić z tym samego.

Wróciłem wspomnieniami do czasów, kiedy jeszcze było dobrze. Nie zauważyłem niczego nadzwyczajnego. Nie przekroczyłem granicy, ona również tego nie zrobiła, więc co się stało? Dlaczego nagle nasza relacja tak diametralnie się zmieniła?

– A co ty będziesz robić? – zapytałem pod dłuższej chwili.

– Poszukam z Jo więcej informacji o wiedźmach.

– Z Jo? – wydusiłem.

Wreszcie podniosła na mnie wzrok.

– Może za mną nie przepadać, ale siedzimy w tym wspólnie. Czasami trzeba odłożyć na bok prywatne sprawy i współpracować, prawda?

Uniosłem dłonie w obronnym geście.

– Jak tam chcesz – burknąłem, wycofując się w stronę drzwi. – Baw się dobrze.

Nie poczekałem na to, co miała jeszcze do powiedzenia. Wolałem jak najszybciej się ewakuować i przeczekać. Cassie miała trudny okres, czas pędził jak popieprzony, a potwory deptały nam po piętach. Taki zestawienie złamałoby każdego łowcę.

۞

Jo siedziała ze mną w barze, gdzie czekaliśmy na znajomego łowcę, któremu mieliśmy pomóc w śledztwie. Jadłem cheeseburgera, ale myślami byłem przy Cassie, która wciąż siedziała zamknięta w kwaterze i szukała informacji. Tak jak podejrzewałem, Jo nie brała w tym udziału, co przyjąłem z ulgą. Te dwie kobiety nie mogły być w jednym pomieszczeniu, bo atmosfera w ułamku sekundy stawała się tak gęsta, że można ją było kroić nożem. A taka broń w rękach którejkolwiek z nich... to był bardzo zły pomysł.

– To bardzo dziwne, że nie zabrałeś Cassie ze sobą.

– Dla mnie nie – skłamałem. – Wcześniej wielokrotnie polowaliśmy razem. Zapomniałaś?

– Tak, ale to były czasy bez Cassie – wytknęła mi. – Wtedy też nie miałbyś problemu z wyrwaniem kelnerki, która od godziny próbuje uchwycić twoje spojrzenie.

Prawdopodobnie miała rację. Sypianie z Cassie wybiło mi z głowy inne kobiety. Nie potrzebowałem już natychmiastowego rozluźnienia ani nie szukałem przygód. Przestałem zwracać uwagę na napalone kelnerki. Składałem zamówienie i koniec. Nawet jeśli próbowały pociągnąć rozmowę dalej, to szybko ją ucinałem. Przy Cassie czułem potrzebę robienia takich rzeczy, aby nie pomyślała, że jestem dupkiem. Z jakiegoś idiotycznego powodu nie chciałem, aby sama zaczęła flirtować z innymi facetami.

Żadne z nas nie ustaliło zasad, ale chyba oboje wiedzieliśmy, że póki uprawiamy razem seks, to mamy się na wyłączność. Cassie już dawno nie było w moim łóżku i czułem cholerną potrzebę zaspokojenia, ale nie zamierzałem zadowalać się przypadkową kobietą. Chciałem czegoś więcej. Chciałem Cassie.

– Mamy robotę – mruknąłem.

– Bardzo długo nad tym myślałeś – zakpiła. – Dziwnie się zachowujecie.

Postanowiłem udawać głupka, dlatego rzuciłem Jo pytające spojrzenie.

– Ty i Cassie – doprecyzowała.

– Cassie ma trudny okres.

Jo wywróciła oczami.

– No tak – prychnęła. – Zachowuje się podejrzanie, ale ty znowu zamierzasz stawać w jej obronie. Nie nudzi cię to?

– Nie.

– Myślisz, że chodzi o sprawę związaną z rodem Warrenów?

Przytaknąłem, ale Jo jedynie wzruszyła ramionami.

– Wcześniej nie była tak przejęta, a sprawa ciągnie się miesiącami. Naprawdę nie wydaje ci się to dziwne?

Wkurzała mnie. Rozumiałem, że nie przepadała za Cassie, ale mogła powstrzymać się od swoich durnych teorii.

– Nie – mruknąłem. – Bycie łowcą nie jest łatwe.

– Przecież wiem – oburzyła się Jo.

– To może odpuść Cassie, co? – Wbiłem w nią ostre spojrzenie. – Posłuchaj matki.

– Skąd wiesz, co powiedziała? – zadrwiła.

– Mogę się jedynie domyślać.

Posłałem jej nieszczery uśmiech, a ona odwróciła wzrok. Dojadłem cheeseburgera akurat w momencie, w którym nasz znajomy łowca przekroczył próg baru. Postanowiłem przez chwilę nie myśleć o Cassie i zająć się sprawą.

Ta dziewczyna coraz częściej siedziała w mojej głowie. Nie potrafiłem jej z niej wyrzucić. Nawet nie próbowałem.

۞

Ten dziwny stan trwał kolejne dni, aż wreszcie pewnego dnia Cassie zaproponowała wspólne polowanie, bo akurat biblioteka w tamtejszym mieście posiadała jedyny egzemplarz jakieś książki o dawnych rodach wiedźm. Nie zadawałem zbędnych pytań, zostawiając je na później. Cieszyłem się, że Cassie znów chciała ze mną wyjechać. Liczyłem na powrót do tego, co mieliśmy wcześniej.

W pokoju chciałem z nią porozmawiać o tym dziwnym zachowaniu. Byliśmy sami, więc liczyłem na cholerną szczerość z jej strony.

– Wychodzę – mruknęła, kierując się do drzwi. – Wrócę z biblioteki i możemy od razu pojechać do domu ofiary.

Zamrugałem.

– Pójdę z tobą.

Wywróciła oczami.

– Jestem już dużą dziewczynką, Dean. Trafię do biblioteki.

Po tych słowach po prostu wyszła.

Już nawet nie byłem wkurzony, tylko wkurwiony. Przez chwilę chciałem pojechać sam, ale istniała szansa na rozmowę w drodze do domu Davidsonów. Na miejscu miała na nas czekać Juliet. Jej mąż zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Razem z Cassie mieliśmy ustalić, czy nie miał z tym wspólnego wkurzony duch. Nie mieliśmy żadnych podejrzanych trupów, ale liczyliśmy, że rozmowa z Juliet rzuci światło na sprawę.

۞

Żałowałem, że wybrałem kanapę. Siedząca obok Juliet z każdą kolejną minutą przesuwała się coraz bliżej mnie. Kątem oka sprawdzałem reakcję Cassie, ale ona wyglądała na niewzruszoną. W innych okolicznościach bliskość Juliet mile łechtałaby mojego ego, bo kobieta była piękna – długie czarne włosy i wyraziste ciemne oczy niezaprzeczalnie były największymi atutami jej twarzy. Nawet nie przyjrzałem się jej ciału, bo całą moją uwagę pochłaniał ktoś inny.

– Kiedy dokładnie wprowadziliście się tutaj?

Cassie całkowicie przejęła kontrolę nad rozmową, za co byłem jej wdzięczny. Za każdym razem gdy się odzywałem, Juliet musiała rzucić w moim kierunku jakimś komplementem. Od niedawna była wdową, ale najwidoczniej zapomniała już o miłości do zmarłego męża.

– Trzy miesiące temu.

– I wszystko było w porządku? – upewniała się Cassie.

– Do czasu, gdy Rick postanowił urządzić piwnicę pod siebie. Było tam kilka kartonów, które zostały po poprzednich lokatorach. Dzwoniłam do naszej agentki, ale nie potrafiła się skontaktować z tamtą rodziną, jakby zapadli się pod ziemię. Próbowaliśmy również na własną rękę, jednak i to nic nie dało.

Rzuciłem Cassie porozumiewawcze spojrzenie, ale mnie olała.

– Możemy zajrzeć do tej piwnicy? – zapytała od razu.

– Tak, tak. – Juliet wstała. – Wciąż jestem zaskoczona, że nie wyzwaliście mnie od szurniętych wariatek. Długo myślałam, że to mój umysł płata mi figla. Dopiero gdy zawartość szafek w kuchni wylądowała na podłodze zrozumiałam, że to dzieje się naprawdę.

– Świetnie – skwitowała Cassie i również wstała. – Prowadź.

Chciałem się odezwać, ale zrezygnowałem.

Juliet zaprowadziła nas do piwnicy i zatrzymała się przed drzwiami, a potem niespodziewanie schowała się za moimi plecami. Złapała mnie za przedramiona, co cholernie mi się nie spodobało. Zerknąłem na Cassie, ale dalej wyglądała na niewzruszoną. Zmarszczyłem brwi, bo coś było nie tak.

– Może sami tam wejdziecie? – zaproponowała Juliet drżącym głosem. – Nienawidzę ciemnych pomieszczeń. Rick ciągle zapominał o wymianie żarówki.

Chciałem się poruszyć, ale Juliet uczepiła się mocniej moich przedramion.

– A może twoja koleżanka wejdzie tam sama, a ty zostaniesz tutaj ze mną? – dodała piskliwym tonem.

Już otwierałem usta, ale ubiegła mnie Cassie.

– W porządku – powiedziała swobodnym tonem i otworzyła drzwi piwnicy, a po chwili zniknęła w ciemnościach.

Nie mogłem w to uwierzyć. Nie rzuciła żadnej kąśliwej uwagi. Nie spojrzała na mnie. Wątpiłem, aby nie zauważyła umizgów Juliet, tylko dlaczego nie reagowała? W barze przy Karen również milczała, ale wtedy przynajmniej wyglądała na wkurzoną i kłóciła się ze mną.

– Dean?

Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że nie słuchałem Juliet.

– Tak? – mruknąłem, starając się panować nad głosem.

– Mógłbyś zostać również na noc?

Głośny huk skutecznie odwrócił moją uwagę od idiotycznej propozycji. Chciałem wierzyć, że to wkurzona Cassie demolowała piwnicę żony ofiary.

۞

Staliśmy przy Dziecinie. Cassie wydawała się być nieobecna myślami. Odkąd wyszła z piwnicy praktycznie w ogóle się nie odzywała. Rzuciła kilka zdawkowych słów w stronę Juliet, ale na mnie nawet nie spojrzała. Wpatrywałem się w jej twarz w milczeniu i czekałem.

Po kilku minutach miałam serdecznie dosyć.

– Co tam znalazłaś? – zapytałem zniecierpliwiony. – I czy w ogóle coś znalazłaś?

– Prawie dotknęłam przeklętego pudełka – odpowiedziała głosem bez wyrazu. – Za ścianą pustych kartonów znajduje się całkiem niezła kolekcja takich cudowności – zadrwiła. – Nie wiem, kto tam wcześniej mieszkał, ale wyprowadził się w ogromnym pośpiechu.

– Prosta sprawa.

Cassie po raz pierwszy na mnie spojrzała.

– Nie możemy ich zabrać do bunkra.

– Dlaczego? – zapytałem zaskoczony. – Przecież mamy specjalną...

– Te przedmioty skradziono czarownikowi – przerwała mi. – Na początku myślałam, że to demoniczne znaki, ale kiedy się przyjrzałam... – Wzięła głęboki wdech. – Wyczuły mnie.

Zmarszczyłem brwi.

– Wyczuły?

– Śmierdzę mocą medalionu – syknęła. – Prosiły o uwolnienie.

– Moment, bo chyba nie rozumiem. – Potarłem dłonią czoło. – Przedmioty mówią?

Cassie wywróciła oczami.

– Niektóre nie są przedmiotami, a przynajmniej nie w całości. – Skrzywiła się. – W kilku wyczułam silniejsze byty.

Otworzyłem szeroko oczy, bo takich rewelacji to się nie spodziewałem.

– I co teraz?

Dziewczyna zacisnęła usta i popatrzyła w stronę domu Davidsonów. Próbowałem wyczytać z jej twarzy jakiekolwiek emocje, ale bezskutecznie.

– Zostań tutaj z Juliet, a ja wrócę do motelu i poszukam informacji o tych przedmiotach. – Westchnęła ciężko. – Z pewnością właściciele chcieliby je odzyskać.

Długo wpatrywałem się w Cassie, bo nie wierzyłem w to, co usłyszałem.

– Mam tutaj zostać?! – zapytałem wkurzony. – Nie ma mowy!

– Nie przesadzaj. – Przeniosła na mnie wzrok. – Spodobałeś się Juliet, więc z pewnością to nie będzie nudna robota. Udzielisz kilku uspokajających odpowiedzi tej przerażonej kobiecie i tyle.

Po moich plecach przeszedł dreszcz, bo Cassie nie wyglądała, jakby żartowała. Mówiła śmiertelnie poważnie.

– Przecież Juliet wcale nie jest przerażona! Ona nie szuka odpowiedzi, tylko... czegoś innego.

– I na pewno znajdzie to w twoich spodniach – powiedziała spokojnie Cassie. – Najważniejsze, żeby trzymała się z daleka od piwnicy. – Uniosła kącik ust, a jej twarz przypominała maskę. – Ale chyba nie mamy powodu do obaw, bo sypialnia znajduje się w zupełnie innej części domu.

– Celowo wpychasz mnie w ramiona tej idiotki?

Zamrugała, udając zaskoczoną.

– Nie rozumiem.

Cholerna kłamczucha!

– Co się dzieje, Cassie?

Wbiłem w nią ostre spojrzenie, ale dzielnie je wytrzymała. Nagle coś zmieniło się w jej oczach, jednak nie mogłem się temu przyjrzeć, bo odwróciła się w stronę samochodu.

– Powodzenia – rzuciła nerwowo. – Nie martw się o Dziecinę. Zaopiekuję się nią.

Po chwili wsiadła do samochodu i odjechała.

Stałem na chodniku, nie rozumiejąc, co się wydarzyło. W innych okolicznościach nie dopuściłbym nikogo do mojej ukochanej Dzieciny, ale Cassie zaskoczyła mnie. Zachowywała się tak, jakby nie była sobą.

Moja Cassie nie pozwoliłaby mi dzielić łóżka z inną kobietą.

Ale ta dziewczyna, która wsiadła do mojego samochodu, w żaden sposób nie przypominała mojej Cassie.

Ponownie wróciłem wspomnieniami do okresu, kiedy jeszcze wszystko między nami było w porządku. Skupiłem się na szczegółach. To była nasza ostatnia wspólna noc. Cassie lgnęła do mnie bardziej niż kiedykolwiek. Dałem jej wszystko, o co poprosiła, więc w czym tkwił problem? Dlaczego nagle mnie odcięła?

۞

Siedziałem na kanapie od dwóch godzin i wpatrywałem się w dywan. Nie chciałem tam być. Juliet przychodziła do mnie średnio co dziesięć minut i pytała o jakieś bzdury. Zbywałem ją, bo naprawdę byłem niezainteresowany. Nie potrafiłem określić, co bym zrobił, gdyby między mną a Cassie nic się nie zadziałało. Pragnąłem wierzyć, że wciąż byłbym sobą i bez problemu wpakowałbym się do łóżka nieznajomej kobiety. Nie musiałbym znosić tego całego bałaganu uczuciowego, bo martwiłem się o siebie. A jeszcze bardziej martwiłem się o Cassie.

Miałem nadzieję, że skręcała ją zazdrość. Po cichu nawet liczyłem, że przyjedzie i postanowi dotrzymać mi towarzystwa.

Minęła trzecia godzina, a jej wciąż nie było.

Poczułem dłonie na ramionach i odruchowo napiąłem mięśnie.

– Jesteś bardzo spięty – powiedziała zmartwiona Juliet. – Pozwól, że...

Oderwałem jej dłonie od swojego ciała, co sprawiło, że zaniemówiła.

– Możesz się położyć – mruknąłem, ukrywając niechęć. – Będę tutaj całą noc.

– Kanapa jest niewygodna.

– Na pewno lepsza niż łóżka, na których zazwyczaj sypiam w motelach – odbiłem piłeczkę. – Dobranoc, Juliet.

Myślałem, że poszła, ale po chwili stanęła przede mną. Podniosłem wzrok na jej twarz i zacisnąłem zęby.

– Chciałam być subtelna, ale chyba nie łapiesz – stwierdziła, uśmiechając się jednoznacznie. – Trzykrotnie zaprosiłam cię do swojego łóżka.

– Wiem.

Uśmiech znikł z jej twarzy.

– To dlaczego?

– Nie jestem zainteresowany – odpowiedziałem chłodno. – Dobranoc.

Juliet zacisnęła usta w wąską linię i nerwowym ruchem przeczesała dłonią włosy.

– Dobranoc – mruknęła i odeszła.

Odetchnąłem z ulgą, a potem przetarłem dłonią twarz. Pomyślałem o Cassie. Gdyby była tutaj ze mną, spałaby na tej samej kanapie, bo nie pozwoliłbym na inne rozwiązanie. Mógłbym przytulać ją bez wyrzutów sumienia i chociaż chciałbym więcej, potrafiłbym się opanować. Zadowoliłbym się wszystkim, nawet pieprzonym całusem.

Wbrew sobie zacząłem zastanawiać się nad związkiem, który wcale nie był takim złym wyjściem z tej pokręconej sytuacji. Nie musielibyśmy się wtedy ukrywać. Każdy facet wiedziałby, że Cassie należy do mnie. Bez słodkich słów, stu procentowe partnerstwo i satysfakcjonujący seks. Przecież byłem już w czymś takim i bardzo mi się to podobało. Lisa umarła, ale... może Sam miał rację.

Zdawałem sobie sprawę, że na związek muszą się zgodzić dwie strony. Mógłbym poczekać. Nie zamierzałem rezygnować z tego, co miałem, nawet jeśli to była tylko namiastka tego, co tak naprawdę chciałem mieć. W innym przypadku mógłbym stracić nawet to.

Nie czułem się pewnie, bo karty w tym rozdaniu należały do Cassie.

۞

Obudziło mnie pukanie. Czekałem dłuższą chwilę, ale Juliet musiała wciąż spać, dlatego zwlokłem się z kanapy i od razu skrzywiłem. Miała rację, kanapa była cholernie niewygodna. Podszedłem do drzwi, rozmasowując dłonią kark. Otworzyłem i zamarłem.

Na progu stała Cassie i Ketch.

Cassie i pierdolony Ketch.

Mój wzrok ześlizgnął się na dłoń tego dupka, która dotykała pleców Cassie. Wkurwiony, byłem bliski wybuchu, ale obok nas nagle pojawiła się Juliet, więc musiałem powstrzymać gniew.

– Cześć Juliet – powiedział Ketch, rzucając kobiecie ten cholerny firmowy uśmiech. – Możemy wejść?

Zarumieniona Juliet wskazała dłonią salon. Uniosłem wysoko brwi, bo czy ten dupek naprawdę działał tak na kobiety? Dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej?

Do salonu wszedłem jako ostatni. Ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu Ketch i Cassie zajęli kanapę. Siedzieli tak blisko siebie, że miałem ochotę wcisnąć się między nich.

– Napijecie się czegoś? – zapytała Juliet, głównie skupiając swój wzrok na Arthurze.

– Tak, poproszę herbatę – odpowiedział z tym swoim pieprzonym brytyjskim akcentem.

Juliet zniknęła w kuchni, więc usiadłem na jej miejscu i pochyliłem się do przodu, obrzucając Ketcha morderczym spojrzeniem.

– Nie jesteś tutaj nikomu potrzebny – wysyczałem.

– Cassie uważa inaczej – odpowiedział.

Popatrzyłem na dziewczynę, ale ona unikała mojego spojrzenia.

– Spałeś na kanapie?

Zamrugałem i wtedy dopiero zauważyłem, że patrzyła na zwinięty koc.

– Tak – mruknąłem. – A gdzie indziej miałbym spać?

Zacisnęła usta w wąską linię i popatrzyła na Ketcha.

– Kiedy przyjadą?

Zmarszczyłem brwi.

– Kto? – burknąłem.

– Samantha i Jonathan – powiedział Arthur. – Zajmują się takimi sprawami, a tego czarownika mają na oku od kilku miesięcy. Przedmioty znalezione w piwnicy na pewno pomogą im w zlokalizowaniu i usunięciu problemu.

Skrzywiłem się, bo doskonale znałem zasady polowania tej ich całej sekty. Nie rozwiązywali problemów, tylko je usuwali.

Juliet wróciła, dlatego przesiadłem się na drugi fotel. Nie chciałem wzbudzać w niej nadziei, a już na pewno nie przy Cassie. Przyszła z Ketchem, ale nie zamierzałem robić jej na złość. Chciała się upewnić, gdzie spałem, więc za jej dziwnym zachowaniem musiało stać coś więcej. I zamierzałem dowiedzieć się, co to było.

۞

Wyszedłem jako pierwszy z domu Juliet, bo nie mogłem znieść opowieści Samanthy i Jonathana na temat Cassie i Ketcha. Moje uszy krwawiły za każdym razem, gdy ta kobieta głośno wzdychała. Kurwa, co to w ogóle było! Juliet pakowała walizki w sypialni, bo zamierzali ją zawieźć w bezpieczne miejsca. Nie byłem z tego powodu zadowolony, bo sekta sprzątnęła mi sprawę sprzed nosa, ale jednocześnie byłem wdzięczny, że nie musiałem już zajmować się Juliet.

Drzwi otworzyły się i zobaczyłem Cassie oraz Ketcha. Obydwoje przystanęli, gdy zdali sobie sprawę, że nie odjechałem.

– Myślałam, że postanowiłeś wrócić do bunkra – powiedziała zaskoczona Cassie.

– Nie wróciłbym bez ciebie.

Odwróciła wzrok, a Arthur złapał ją za rękę.

– Odwiozę ją – mruknął.

Zgrzytnąłem zębami.

– Po moim trupie – syknąłem. – Cassie, jedziemy.

Ale dziewczyna wciąż stała przy Ketchu i unikała mojego spojrzenia. Czułem nóż wbijający się w sam środek serca. Czy ona zamierzała w ten sposób mnie poinformować, że jednak wybrała kogoś innego? I to na dodatek pierdolonego Ketcha?

– Wrócę z Arthurem – wyszeptała.

Myślałem, że się przesłyszałem.

– Przyjechałaś tu ze mną i wrócisz również ze mną – zarządziłem, całkowicie ignorując jej poprzednie słowa.

Cassie puściła dłoń Ketcha i podeszła do mnie. Niepewnie spojrzała mi w oczy i chociaż widziałem w nich stanowczość, to zauważyłem coś jeszcze. Coś, co próbowała ukryć już poprzedniego dnia.

– To nie było nic poważnego – powiedziała tak cicho, żebym tylko ja mógł to usłyszeć. – Było fajnie, ale chyba potrzebuję odmiany, czy... – Uciekła wzrokiem w bok. – Czy czegoś w tym stylu. Nie znam się na tych sprawach, ale ty jesteś doświadczony, więc z pewnością rozumiesz o co mi chodzi.

Przed snem zastanawiałem się nad popchnięciem naszej relacji do przodu. Chciałem zrobić z niej moją dziewczynę. Odepchnąłem od siebie wyrzuty sumienia związane z Lisą i byłem gotów całkowicie oddać się Cassie. A następnego dnia dostałem najlepszy dowód na to, że uczucia były do dupy. Manipulowały biednymi ludźmi i zmuszały ich do podejmowania niewłaściwych decyzji. Nie bez powodu trzymałem się z daleka od tego syfu.

– Tak, to nie było nic poważnego – skłamałem.

Cassie popatrzyła na mnie. Była zaskoczona. Ale czego oczekiwała? Nie zamierzałem błagać jej o cokolwiek. Skoro postanowiła zmienić łóżko, to nie miałem nic do gadania.

– Jedziemy.

Ketch podszedł do Cassie i objął ją ramieniem. Dziewczyna drgnęła, ale pozwoliła mu zaprowadzić się do samochodu.

Patrzyłem na nich niewzruszony.

Nie poczułem nic.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 3784 słów i 21968 znaków.

Dodaj komentarz