Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 51

Wkurzona, niechętnie rozpakowywałam najważniejsze rzeczy. Byliśmy w motelu, który wybrał Dean.

Stan Wyoming przez chwilę wydawał się spełnieniem moich marzeń. Wreszcie byliśmy sami. Moja radość znikała proporcjonalnie do pokonywanej drogi. Mila za milą, a ja coraz bardziej miałam dość. W samochodzie byłam karmiona ciszą, która doprowadzała mnie do szału. Powoli zaczynałam żałować, że zgodziłam się na polowania z Deanem bez słowa sprzeciwu.

Przyjechaliśmy do Wyoming, bo uwagę Winchesterów zwróciły morderstwa sugerujące udział wilkołaka. Szczerze wątpiłam, aby Dean przejmował się losem trupów. Zabrał mnie ze sobą z powodu obsesji na punkcie kontroli. Nie zostawiłby mnie w bunkrze pod okiem Sama, a już na pewno nie Jo, która wciąż miała ze mną problem. Tak naprawdę oni wszyscy mieli ze mną problem. Nie rozumieli mnie i nawet nie próbowali, za co im powinnam dziękować, bo może gdyby byli bardziej dociekliwi, to zwróciliby uwagę na pewne nieścisłości. Nie paliłam się do poszukiwań medalionu. Nie paliłam się do żadnego roboty, która była związana z potworami.

Chciałam jedynie zaznać normalności.

Rzuciłam torbę na podłogę i zerknęłam przez ramię, ale Dean ani drgnął, wpatrzony w ekran laptopa. Zacisnęłam zęby, gotowa skoczyć mu do gardła. Powstrzymywałam się, bo nie chciałam pogarszać naszej relacji. Seks na zgodę, o którym tyle czytałam w gazetach i artykułach podrzucanych przez Jo, działał tylko w związkach, więc nas to nie dotyczyło.

Pomyślałam o seksie i poczułam coś dziwnego w podbrzuszu. Zignorowałam to i skierowałam myśli w inną stronę, chcąc uniknąć kompromitacji. Nie zamierzałam nadskakiwać Deanowi, tylko zagrać w jego grę i przekonać się, które z nas pierwsze zmięknie i przerwie milczenie.

۞

Wieczorem poszliśmy do pobliskiego baru, aby coś zjeść. Ledwo zajęliśmy stolik, a już pojawiła się biuściasta kelnerka. Wbiłam wzrok w kartę dań, próbując nie zwracać uwagi na Deana, co niestety okazało się cholernie trudne, bo mój wzrok ciągle uciekał w jego kierunku, a on gapił się na kelnerkę z szerokim uśmiechem.

– Co podać?

– Jestem cholernie głodny, więc zjadłbym dosłownie wszystko, ale… poproszę cheeseburgera z podwójnym serem i colę.

– Cholernie głodny, tak? – powtórzyła kelnerka słodziutkim głosem. Kątem oka zauważyłam, że poprawiła czerwony mundurek. – Może dorzucę coś extra na koszt firmy?

Chciałam się wtrącić i zapytać, czy miała na myśli siebie, ale postanowiłam ugryźć się w język.

– Myślę, że mogę zaryzykować i zdać się na ciebie… Karen.

Zacisnęłam mocniej dłonie na karcie.

Oczywiście, że musiał przeczytać plakietkę z jej imieniem.

– Cassie, a ty?

– Frytki – mruknęłam.

– Jechaliśmy całą drogę i myślę, że…

– Wystarczą frytki.

Spojrzałam na kelnerkę, ale dla niej nie istniałam. Gapiła się na Deana, a on nie pozostawał jej dłużny.

– Niebawem wrócę – zaświergotała.

Odłożyłam kartę dopiero wtedy, gdy kelnerka faktycznie odeszła od naszego stolika – miała z tym ogromny problem, bo jej oczy nie potrafiły odkleić się od Deana. Pewnie mogłam ją w jakiś sposób zrozumieć, ale nie chciałam.

Unikałam wzroku Deana, bo nie chciałam, żeby zaczął zadawać pytania. Miałam dość jego pytań, sztucznej troski i nadmiernej kontroli. Wszystko, co robiłam przez ostatnie tygodnie… w niczym nie przybliżyły mnie do zrealizowania planu. Dean okazał się niezainteresowany.

Na szczęście czas mijał bardzo szybko, a może to była zasługa Karen, że dostaliśmy nasze zamówienie szybciej niż zazwyczaj. Zebrało mi się na wymioty, gdy kelnerka pochyliła się przesadnie w stronę Deana, który od razu zaczął gapić się na jej piersi, wylewające się z obcisłego mundurka. Na dodatek przez kilka minut musiałam słuchać o darmowych krążkach cebulowych.

Wzięłam pierwszą frytkę, ale nie włożyłam jej do ust. Skurcz żołądka jasno dał mi do zrozumienia, że ma w dupie jedzenie. Odsunęłam od siebie talerz i wbiłam wzrok w stół.

– Cassie?

Niechętnie popatrzyłam na Deana, który trzymał w dłoniach połowę cheeseburgera – przynajmniej jedno z nas miało apetyt.

– Dlaczego nie jesz?

– Nie jestem głodna.

Zmarszczył brwi, ale odpuścił, wracając do jedzenia.

Nie minęła minuta, a obok nas znowu pojawiła się głupia Karen.

– Smakuje?

Wywróciłam oczami, co nie umknęło Deanowi.

– Bardzo dobry.

Nigdy nie słyszałam bardziej żenującej rozmowy.

– Jeśli będziesz czegoś potrzebował, to wołaj.

Schowałam dłonie pod stół i zaczęłam wykręcać sobie palce, chcąc w jakiś sposób przyspieszyć upływ czasu. Tak naprawdę czułam się zignorowana i… zraniona. Przypadkowa dziewczyna z baru miała więcej szans u Deana niż ja. Dziewczyna, która z pewnością kilka razy w tygodniu pozwalała odprowadzić się do domu różnym typom. Wiedziałam, że nie powinno mnie to obchodzić. Mogła robić ze swoim życiem, co tylko chciała i nie miałam żadnego prawa jej potępiać. Ale przeszkadzało mi, że ze wszystkich facetów siedzących w barze wybrała właśnie Deana. A on nie wybrał mnie.

Coraz bardziej żałowałam przyjazdu. W bunkrze czułabym się lepiej, nawet jeśli cały czas siedziałabym sama w swojej kwaterze.

Kątem oka zauważyłam, że Karen podeszła dosłownie pięć minut później. Dean już kończył jeść, więc myślałam, że wreszcie wyjdziemy. Kelnerka uśmiechnęła się i wskazała dłonią na pusty talerz.

– Może przynieść ci coś jeszcze?

Jej słodki głos działał mi na nerwy.

– Myślę, że na dzisiaj wystarczy mi już jedzenia. – Puścił do niej oko. – Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę, ale jutro rano na pewno przyjdę na szybkie śniadanie.

Karen wygięła usta w podkówkę.

– Czyli nie masz wolnego wieczoru?

Odwróciłam wzrok, bo poczułam się niezręcznie, gdy ona gapiła się na niego, jakby był już nagi i gotowy na seks.

– Dzisiaj nie.

Zamarłam, doskonale wiedząc, co to oznaczało. Wpisał ją na swoją listę dziewczyn do przelecenia, co wcale nie powinno mnie dziwić.

– Jutro nie mam zmiany, ale jeśli chcesz, to możemy spotkać się wieczorem na drinka.

Nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że wykorzystywała swoje atuty, aby go uwieść. Nawet nie musiała się jakoś specjalnie starać. Dean od samego początku był zainteresowany.

– Z miłą chęcią. A teraz wybacz, ale czas goni, więc mogłabyś proszę przynieść rachunek?

Nie powiedział jej, że czas NAS goni i nie poprosił o NASZ rachunek. Karen nie zainteresowała się moim talerzem, na którym leżały nietknięte frytki.

Ledwo zniknęła, a ja wstałam. Nie zaszczyciłam Deana wzrokiem i wyszłam.

Byłam wkurzona i jeszcze bardziej zraniona. Mógł z nią flirtować do woli, ale dlaczego sam udawał, że byłam powietrzem? Dlaczego tak cholernie nalegał na wspólne polowania, skoro z pewnością lepiej polowałoby mu się z bratem? Sam na pewno był już przyzwyczajony do takich scenek.

Ruszyłam chodnikiem, nie oglądając się za siebie. Musiałam walczyć z gniewem, który lubił tańczyć z mocą medalionu. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, chociaż pragnęłam coś spalić. Najlepiej Dziecinę, żeby dać temu dupkowi nauczkę.

Wpadłam do pokoju i rzuciłam kurtkę na swoje łóżko. Nie zamierzałam siedzieć bezczynnie i czekać, więc wyciągnęłam broń. Musieliśmy się przygotować do polowania. Skoro Dean wolał flirtować z głupią kelnerką, to ja mogłam pokazać mu, dlaczego przejechaliśmy tyle mil i nocowaliśmy w takim obskurnym miejscu.

Usłyszałam trzask drzwi, więc obejrzałam się przez ramię i zamarłam. Dean wpatrywał się we mnie z dziwną miną. Postanowiłam go ignorować i wróciłam do przygotowywania broni. Liczyłam srebrne kule i szacowałam szanse, bo mogliśmy mieć do czynienia z jednym wilkołakiem, ale patrząc po trupach, mogło być ich więcej.

– Dziwnie się zachowujesz – odezwał się Dean.

Prychnęłam wściekle w odpowiedzi.

Czułam na sobie wzrok Deana, ale nie zamierzałam już więcej na niego patrzeć. Ignorował mnie tyle godzin, więc dlaczego nagle się zainteresował? Przecież dałam mu szansę na flirt z Karen. Nie zrobiłam awantury, słowem się nie odezwałam! Wyszłam, bo uznałam to za najlepsze wyjście, żeby nie odgryźć mu głowy – kelnereczce przy okazji też.

– Mam wrażenie, że jesteś na mnie wściekła.

Chciałam mu rzucić tekstem w stylu: „Brawo, Sherlocku!”, jednak uznałam milczenie za najlepsze rozwiązanie.

Po chwili złapał mnie za łokieć i odwrócił w swoją stronę.

– Jesteś na mnie wściekła?

– Wydaje ci się – zadrwiłam, odpychając jego rękę.

– Cassie – warknął.

Tego było już za wiele.

– Nagle istnieję? – zakpiłam. – Bo już myślałam, że zamieniłam się w ducha!

Dean ściągnął brwi.

– O co ci chodzi?

– O nic.

– Cassie – ponownie warknął. – Rozmawiaj ze mną.

Uniosłam wysoko brew, przeładowując broń.

– Nagle chcesz rozmawiać?

Wyrwał broń z moich rąk, zabezpieczył i rzucił na swoje łóżko.

– O co ci chodzi?!

– Lepiej wracaj do baru, bo biedna Karen pewnie już za tobą tęskni – odpowiedziałam, powstrzymując się od podniesienia głosu.

Zamrugał, robiąc dwa kroki w tył.

– Czy ty jesteś zazdrosna? – zapytał zaskoczony.

– Rób sobie co chcesz – rzuciłam i poszłam do łazienki.

Musiałam na chwilę odciąć się od niego, bo byłam pewna, że przekroczyłabym granicę. Nie chciałam robić mu wyrzutów, ale bolało mnie, że wolał przypadkową dziewczynę niż mnie. Przecież tyle razy mówił, że chciałby, abym czuła się przy nim bezpieczna. Mieliśmy dużo wspólnych momentów, które można było różnie interpretować. Ale tego wieczoru dotarło do mnie, że mogłam wykreować sobie błędny obraz Deana.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użyła 1747 słów i 10040 znaków.

Dodaj komentarz