Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 61

Gdybym miała duszę, zalewałabym się łzami. Ale już jej praktycznie nie miałam, więc stałam na środku pokoju i tylko gapiłam się tępo w ścianę.

Po wyjściu z domu Juliet i krótkiej rozmowie z Deanem, pojechaliśmy do tymczasowej kryjówki Arthura. Nie chciałam wracać do bunkra i odpowiadać na pytania Sama lub Jo. Nie czułam się również na siłach, aby skonfrontować się z Deanem. Tęskniłam za nim i wiedziałam, że w pewnym momencie zapomnę o tym, co sobie obiecałam i przekroczę niewidzialną granicę. Uczucia wdzierały się do mojego serca, nie pytając mnie o zgodę. Myślałam, że łatwiej mi będzie odejść, jeśli Dean pójdzie z inną kobietą do łóżka. Liczyłam na złamane serce, które pomogłyby mi odejść z tego świata bez wyrzutów sumienia. Ale Dean mnie nie posłuchał. Przespał się na kanapie. Juliet patrzyła na niego w taki sposób... Gdy byłam sama w piwnicy i usłyszałam jej propozycje, miałam ochotę wyrwać jej wszystkie włosy. Wściekła, zrzuciłam niechcący jeden z magicznych przedmiotów – kryształ, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykły kamień. Miałam cholernego pecha, bo urzeczywistniał największe obawy człowieka, dlatego chwilę później miałam głowę nabitą fikcyjnymi obrazami. Musiałam patrzeć, jak Dean całował Juliet, jak ją rozbierał, jak... Prawie sięgnęłam po moc medalionu, ale w ostatnim momencie wrzuciłam kamień do przypadkowego kartonu, a potem odsunęłam się na bezpieczną odległość.

Westchnęłam ciężko i obróciłam się w stronę Ketcha. Stał przy oknie i chociaż nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że był wściekły.

– Dean nie odpuści – powiedział z wyczuwalną niechęcią. – Będzie pytał.

– To nieistotne, przecież i tak umrę.

Arthur odwrócił gwałtownie głowę i ściągnął brwi.

– Przestań to powtarzać – syknął.

Nie miałam zamiaru przestawać. Nie chciałam dawać mu nadziei.

– Dostałam rok i wykorzystałam go najlepiej jak mogłam. Gdybym tego nie zrobiła, po kilku dniach straciłabym duszę i mój los byłby przesądzony. – Uśmiechnęłam się niewyraźnie. – Na szczęście mogłam pożyć kilka miesięcy dłużej i posmakować prawdziwego życia. Przy okazji wzmocniłam ciało, zaznajomiłam się ze wspomnieniami Chloe i...

– Nie chcę tego słuchać – przerwał mi brutalnie, przymykając na chwilę powieki. – Po prostu przestań mówić o swojej śmierci jak o najlepszej rzeczy, jaka mogła ci się przytrafić!

Przygryzłam wargę i opuściłam ramiona. Przed Arthurem nie musiałam grać, ale nie znał całej prawdy.

– Miałeś wystarczająco dużo czasu, aby się z tym pogodzić.

Ketch podszedł do mnie. Po drodze przesunął stół i przewrócił dwa krzesła. Już dawno nie widziałam go tak wściekłego. W milczeniu wytrzymałam jego mordercze spojrzenie, które nigdy nie robiło na Chloe odpowiedniego wrażenia.

– Kochasz go, a mimo to zamierzasz umrzeć!

Zamrugałam.

– Nieprawda – skłamałam. – Łączył nas tylko seks i nic więcej. Zero miłości i innych dziwactw.

– Przestań! – krzyknął, a potem złapał się za głowę. – Przestań w kółko powtarzać, że nikogo nie kochasz. Robiła to Chloe, teraz robisz to ty! – Pokręcił głową. – Czyny mówią więcej niż słowa – dodał ciszej.

Chciałam się odezwać, ale odpuściłam. Nie było sensu się kłócić. Ketch chyba myślał podobnie, bo odwrócił się do mnie plecami i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami. Nie mogłam mieć mu za złe, że miał problem z moją śmiercią. Stracił Chloe i mocno to przeżył. Nie byłam nią, ale pewnie wciąż żywił nadzieję, że pewnego dnia mogłabym go pokochać.

Nie miałam już pewnych dni.

Nie miałam żadnych dni.

Zostało mi tylko kilka godzin życia.

۞

Siedziałam na zimnej ziemi i wpatrywałam się w szkatułkę, którą ukradłam, zanim wyruszyliśmy z Deanem na ostatnie polowanie. Powiedziałam Bobby'emu prawdę – nie zamierzałam jej użyć. Miała być tylko przykrywką. Przykrywką, którą musiałam ukryć, aby niczego nie zepsuła.

Od kilku minut próbowałam ustabilizować oddech. W głowie odliczałam czas do śmierci. Starałam się o tym nie myśleć, ale to było niezwykle trudne. Na domiar złego przypomniałam sobie treść listu. Wizja śmierci przedstawiona przez Chloe nie wydawała się przerażająca. Miałam po prostu zamknąć oczy i czekać. W planie nie było ogarów piekielnych rozszarpujących moje ciało, ale to zakończenie wybrałam sama. Reszta się zgadzała.

Na wierzch mojej bladej dłoni spadła kropka. Przez chwilę pomyślałam o deszczu, ale kiedy dotknęłam palcami policzka, zrozumiałam, że płakałam. Łzy spływały samoistnie, jakby ktoś odkręcił kurek i wreszcie pozwolił mi czuć cokolwiek.

Zacisnęłam zęby i zamrugałam.

Nie mogłam płakać. Było już za późno na żal.

W mojej głowie pojawiło się jedno wspomnienie. Poprosiłam Deana, żeby mnie pocałował. Wyglądał na zmartwionego, co wbiło bolesną szpilkę w sam środek mojego serca. Jego spojrzenie było pełne uczuć, których nasza relacja nigdy nie powinna mieć. Żadne z nas nie chciało miłości. Wszystko miało opierać się na seksie. Ale trudno uprawiać seks z kimś, kto, oprócz przystojnej twarzy i umięśnionego ciała, posiada również dobre serce. W pewnym momencie nasza relacja musiała się zmienić.

I zmieniła się, a wtedy przestaliśmy uprawiać seks i zaczęliśmy się kochać.

Opuściłam głowę, powoli zamykając oczy. Zacisnęłam palce na szkatułce, wkurzona, że traciłam czas na głupie rozmyślania. Zignorowałam nieprzyjemne uczucie, które wywoływały kryształy i runy. Za parę godzin miałam umrzeć. Ludzkie życie już nie miało dla mnie żadnej wartości, uczucia tym bardziej. Tam, gdzie miałam trafić, nie było miejsca na dobro, tylko na śmierć, tortury i mękę – świętą trójcę samego Diabła.

Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy, a potem wbiłam palce w wilgotną ziemię i zaczęłam kopać.

Już nie było odwrotu.

۞

Wyszłam z cmentarza z resztką duszy na ramieniu, gotowa w każdej chwili umrzeć, jeśli Crowley zechce wysłać wcześniej swoje pupilki. Za główną bramą stanęłam jak wryta, widząc Rowenę zamiast jej syna. Popatrzyła z odrazą na moje brudne dłonie, a następnie odrzuciła długie, rude włosy na plecy.

– Nie mogłaś użyć łopaty? – zapytała z niezadowoleniem.

Przewróciłam oczami i wytarłam dłonie w spodnie.

– Czas goni – odpowiedziałam na odczepnego.

– Nieważne. – Machnęła niedbale dłonią. – Znalazłam medalion.

Moje serce zamarło, bo naprawdę już nie było odwrotu.

– Naprawdę?

– Tak. – Uśmiechnęła się kpiąco. – Za kogo ty mnie masz?

– Za prawdziwą wiedźmę.

Zmrużyła gniewnie oczy.

– Nie zabrzmiało jak komplement.

– To prawda – przyznałam, nie zamierzając ukrywać swojej niechęci. – Gdzie on jest?

– Przyzwę jego moc, gdy nadejdzie właściwa godzina.

Pokiwałam głową.

– Nic nie mów Winchesterom.

Rowena parsknęła nieszczerym śmiechem.

– Żeby popsuli nasz plan? – zadrwiła. – Oczywiście, że nic im nie powiem, a już na pewno nie Deanowi. – Nagle spoważniała. – Będzie szukał odpowiedzi.

– I mam nadzieję, że ich nie znajdzie.

Podeszła do mnie i uniosła dłoń. W pierwszej chwili chciałam się odsunąć, ale Rowena udawała, że niczego nie zauważyła. Dotknęła palcami mojego policzka, a z jej oczu zniknęły wszystkie emocje i pozostała pustka.

– Jesteś cała umazana ziemią umarlaków – powiedziała. – Ale wciąż jesteś piękna, Chloe. Nie dziwię się, że Deanowi nie wystarczał sam seks.

Złapałam ją za nadgarstek i odsunęłam jej rękę od swojej twarzy. Nie rozumiałam powodu, dla którego ciągnęła temat Deana, który ja uznawałam za zamknięty.

– Nic nie wiesz.

– Jesteś pewna? – zapytała, ściągając usta w przemądrzały uśmieszek. – Wpadliście oboje. Myślałam, że szukałaś rozrywki. Nic nie wspominałaś o żadnej miłości. Nie, żebym wierzyła w coś tak idiotycznego, ale ludzie uwielbiają takie dziwactwa.

Musiałam przyznać jej rację. Jednak z jakiegoś powodu nie dziwiłam się ludziom, którzy zdecydowali się obdarzyć kogoś uczuciem. Miłość wydawała się czymś dobrym, nawet jeśli często przysparzała cierpień. Wolałabym cierpieć po złamanym sercu niż umierać.

– Będę tam, gdzie ustaliłyśmy – mruknęłam, zmieniając temat.

– Pożegnałaś się z nim?

Długo patrzyłam w jej oczy, nie wiedząc, co powinnam odpowiedzieć.

– Na swój sposób – odpowiedziałam wymijająco.

– Jeśli chcesz, mogę mu pomóc...

– Nie – przerwałam jej gwałtownie. – Zero magii. Sam musi się z tym uporać.

– Nawet jeśli postanowi cię znienawidzić?

Na krótką chwilę odwróciłam wzrok, aby pozbierać myśli.

– Nawet wtedy.

Rowena próbowała się szczerze uśmiechnąć, ale niezbyt jej to wyszło. Chyba sama zdała sobie z tego sprawę, bo wyprostowała się i odchrząknęła.

– Żegnaj, Cassie.

Z jednej strony cieszyłam się, że to było nasze ostatnie spotkanie, ale z drugiej... Nie chciałam się znowu zastanawiać nad sensem mojej śmierci, dlatego tylko pokiwałam głową. Rowena odwróciła się na pięcie, a za nią zatańczyły długie, rude włosy. Patrzyłam, jak odchodziła, a razem z nią moje ostatnie minuty życia.

– Pora to zakończyć – wyszeptałam do samej siebie i ruszyłam w stronę samochodu.

۞

Siedziałam na idealnie pościelonym łóżku w najbardziej obskurnym motelu, jaki znalazłam. Musiał znajdować się na prawdziwym odludziu. Do mojego pokoju wchodziło się od zupełnie innej strony, więc nikt z pozostałych gości nie mógł zauważyć niczego niepokojącego. Liczyłam również na empatię Crowleya. Nie chciałam żadnego widowiska. Miałam nadzieję na szybką śmierć.

Popatrzyłam na chwilę w stronę słońca, którego promienie próbowały przecisnąć się przed drobną szparę w zasłonach. Pokój tonął w półmroku. Chociaż byłam sama, czułam się obserwowana. Jakby ktoś odliczał powoli mój czas i czekał, aż wskazówka zegara wreszcie się zatrzyma. Cienie czające się za moimi plecami powoli ograniczały moją przestrzeń.

Nagle zdałam sobie sprawę, że otoczyła mnie śmiertelna cisza.

Wiedziałam, jak to się skończy.

Zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam głęboko oddychać.

Pomyślałam o Deanie, aby oderwać myśli od nadchodzącej śmierci. W moich wyobrażeniach siedziałam na jego kolanach, wtulona w jego klatkę piersiową. Obejmował mnie mocno ramionami i całował w skroń. Skupiłam się na tym, co czułam, gdy byłam tak blisko niego. Musiałam go pokochać. Nie spodziewałam się tego i na pewno to nie było coś, czego chciałam. Ale stało się.

Przez głupią chwilę chciałam nawet do niego zadzwonić, żeby usłyszeć jego głos. Na szczęście zostawiłam komórkę w samochodzie.

Czyjaś obecność za moimi plecami wyrwała mnie z rozmyślań. Moje ciało automatycznie się napięło. Zamiast słów, usłyszałam wściekłe ujadanie.

Wróciłam do Deana w moich wyobrażeniach i wtuliłam się w niego mocniej. Pragnęłam poprosić go o zatrzymanie czasu. Nie chciałam się z nim żegnać, nawet w mojej głowie, gdzie był tylko wytworem mojej wyobraźni.

Ujadanie stało się głośniejsze. Ogary musiały być bardzo blisko.

Niepewnie otworzyłam oczy i po raz ostatni spojrzałam na słońce.

Moje życie dobiegło końca.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 2046 słów i 11629 znaków.

Dodaj komentarz