Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 37

Siedzieliśmy przy stole i wszyscy gapili się na mnie, czekając, aż wreszcie wyduszę z siebie cokolwiek. Wpatrywałam się w stół, bawiąc się dłońmi pod stołem. Byłam podenerwowana i zdezorientowana. Pamiętałam dokładnie, co się wydarzyło, ale sama nie znałam odpowiedzi na wiele pytań, dlatego prosiłam Deana o skontaktowanie się z Ketchem. Nie spełnił mojej prośby. Prosiłam go kilka razy i za każdym razem odmawiał. Jo i Sam również odmówili. Miałam ochotę krzyczeć, ale byłam zdana na nich. Moje ciało nie zachowywało się normalnie i potrzebowało więcej czasu na reakcję.

Poczułam łzy w oczach, bo przypomniałam sobie, co czułam, gdy leżałam w zimnej kałuży i nie mogłam się poruszyć. Nie byłam pewna, co zrobiła Aitana. Może to było zaklęcie, może trucizna, może woreczek uroku.

Boże, to mogło być cokolwiek.

Mój organizm z tym walczył, ale przegrywał. Już prawie żegnałam się ze swoim życiem, gdy to poczułam. Przyjemne ciepło najpierw uderzyło w moje serce, a potem stopniowo rozeszło się po całym ciele. W mojej głowie od razu pojawiło się wspomnienie.

Lekcja Dorothy na temat magii i dusz.

Coś mnie popchnęło, abym spróbowała. Nie wiedziałam, skąd pojawiła się moc, którą zabrała ze sobą Ignis, ale poczułam ją. Otulała mnie, głaskała i cichutko szeptała, żebym jej użyła. Posłuchałam jej.

Znałam cenę, ale i tak to zrobiłam.

Spaliłam kawałek swojej duszy.

Ignis nie powiedziała, ile dokładnie jej spaliła, gdy walczyła z Riley. Rowena też tego nie sprecyzowała. Chciałam porozmawiać o tym z Ketchem, bo wiedział, co się wydarzyło i twierdził, że potrafiłby mi pomóc. Był jedyną osobą, do której mogłam się zwrócić. Zranił mnie, ale częściowo miał rację… Dalej byłam Chloe. Nie przeżyłam osobiście wielu wspomnień, więc Ignis zadbała, aby nic mi nie umknęło. Ketch o nią dbał, dlatego pomyślałam, że mógłby również o mnie zadbać. Nie myślałam o żadnej romantycznej relacji, chociaż prawdopodobnie niechęć ze strony Deana była spowodowana właśnie takimi myślami. Byłam pewna, że nie chodziło o zazdrość.

– Cassie? – szepnęła spanikowana Jo.

Cała trójka siedziała naprzeciw mnie, ale tylko w oczach Jo i Sama zauważałam całe morze współczucia. Spojrzenie Deana pozostało chłodne. On sam wydawał się zdystansowany. Może wściekał się o Ketcha, a może po prostu miał znowu te swoje beznadziejne humorki. Nie zamierzałam go oceniać, bo sytuacja w jakiej się znajdowałam była co najmniej nieciekawa.

– Użyłam starej magii – odezwałam się, stawiając na szczerość. – I kłamałam, mówiąc, że Ignis nie przekazała mi żadnych wspomnień.

Czekałam na pytania, ale panowała cisza. Zmarszczyłam brwi i jeszcze raz spojrzałam na Deana. Wyraz jego twarzy nie uległ żadnej zmianie.

– O co chodzi z… Ketchem? – padło wreszcie z jego ust. Nie potrafił ukryć emocji, chociaż próbował, sięgając po piwo. – Jeszcze parę godzin wcześniej twierdziłaś, że to koniec i nic was nie łączy.

– Powiedziałam, że nie przyjęłam przeprosin – poprawiłam go. – Ketch… znał Chloe i wie, a przynajmniej tak twierdzi, jak mi pomóc.

Dean prychnął i odsunął od siebie butelkę. Jego spojrzenie zrobiło się chłodniejsze. Czułam zimne dreszcze. Nie miałam zamiaru z nim walczyć, ale nie chciałam również być potulna. Musiał ukryć prawdę. Według Roweny umierałam. Ketch tylko to potwierdził.

Spalając kolejny kawałek duszy, przyspieszyłam cały proces. Nie miałam pojęcia, ile czasu mi zostało i czy cokolwiek mi zostało.

Zabiłam Aitanę bez mrugnięcia okiem, co nie było dla mnie żadnym problemem. A powinno, bo Aitana opętała biedną i niewinną dziewczynę. Mogłam ją uratować. Doskonale słyszałam krzyk człowieka. Słyszałam, ale nie zawahałam się. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby przestać. Przekroczyłam granicę człowieczeństwa, więc musiało być cholernie źle.

– Nie próbuj wciskać mi takich bajeczek – rzucił ostrzegawczo Dean. – Pamiętaj, co zrobiłaś, żeby go wkurzyć.

Zarumieniłam się, przypominając sobie o pocałunku. Trwał chwilę, ale bardzo trudno byłoby mi o nim zapomnieć.

– Będziesz mi to teraz wypominał?

– Nie wiem – odpowiedział obojętnie. – Może trzeba ci odświeżyć pamięć.

Odruchowo spojrzałam na jego usta i szybko tego pożałowałam, bo zauważył to i posłał mi jednoznaczne spojrzenie. Wkurzyłam się, przez co straciłam nad sobą kontrolę. Próbowałam walczyć z tym uczuciem, ale brak fragmentów duszy cholernie wszystko utrudniał. Bałam się, że Rowena miała więcej racji niż wcześniej sądziłam.

– To ty mnie pocałowałeś – wycedziłam, zaciskając pięści pod stołem.

– A ty mnie nie odepchnęłaś – warknął, pochylając się nad stołem.

– What the hell? – zapytała głośno Jo. – Cassie?

Wzięłam głęboki wdech i opadłam z impetem na oparcie krzesła.

– Chciałam zagrać na nosie Ketchowi, więc trochę poprzystawiałam się do Deana – odpowiedziałam szczerze, uważając, by w moim głosie było słuchać spokój. – Nic wielkiego.

– Dean? – syknęła Jo.

– Wielkie halo – burknął pod nosem. – Pocałowałem ją, bo stwierdziłem, że coś takiego bardziej poruszy Ketcha niż obmacywanie mnie.

– Nie obmacywałam cię! – uniosłam się, prostując się na krześle. – Nawet cię nie przytuliłam!

– Zaraz powiesz, że to moja wina – mruknął Dean, odchylając się na krześle. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy. – Uwierz mi, nie jestem typem faceta, który pcha się laskom do łóżka.

Prychnęłam z wyższością, bo legendy mówiły coś innego. To on zainicjował pocałunek. Nieważne, że to ja zmniejszyłam dystans. Nie chciałam się z nim całować. Nie czułam zbyt wiele i znałam powód. Gdybym moja dusza była cała, to moja ponadprzeciętna emocjonalność odepchnęłaby Deana. Nie lubił takich kobiet. Pamiętałam rozmowę w kuchni. Zasugerował, że mogłabym mu się podobać, ale trudno było mi w to uwierzyć.

– Co to za prychanie? – mruknął Winchester.

Wzruszyłam niedbale ramionami, nie mając najmniejszej ochoty na kłótnię z tym dupkiem. Uwielbiał przeinaczać sytuacje i nie miałam zamiaru się z nim przekrzykiwać.

Nagle Dean uderzył otwartą dłonią w stół. Wystraszona, wstrzymałam oddech i mrugnęłam.

– Cassie, co się dzieje, do cholery?!

Uciekłam wzrokiem, żeby nikt nie mógł zobaczyć paniki w moich oczach.

– Nie zachowujesz się w ten sposób – powiedziała cicho Jo. Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że ją również ogarnęła panika. – Chodzisz cały czas wkurzona. Wszczynasz niepotrzebne kłótnie. Przeklinasz. Zabijasz potwory. Boże, zabiłaś niewinnego człowieka bez mrugnięcia okiem! A na dodatek całowałaś się z Deanem. – Westchnęła ciężko. – Ty nie robisz takich rzeczy.

– Cassie – odezwał się Sam. – Jeśli dzieje się coś złego, a wiemy, że tak jest, to powiedz nam o tym. Nie będziemy w stanie ci pomóc…

– Nie potrzebuję waszej pomocy – przerwał mu, siląc się na spokojny ton. – I nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. – Mrugnęłam i powoli spojrzałam na całą trójkę. – Jestem Chloe, zapomnieliście? Chloe nie bała się niczego i robiła, co chciała.

To nie była prawda, no nie do końca, ale nadawała się na idealną wymówkę.

– Mam wrażenie, że siedzą w tobie dwie różne osoby. – Głos Jo drżał. – Mówiłaś, że Ignis odeszła, a to co dzisiaj widzieliśmy… Powiedziałaś, że użyłaś starej magii, a co to tak naprawdę oznacza?

– Jak jej użyłaś? – zapytał chłodno Dean.

– Ignis przekazała jej wspomnienia. – Sam stanął w mojej obronie. – Przestań się jej czepiać.

– Ja się jej czepiam?! – naskoczył na brata. – To ona nie potrafi być szczera, a potem nam się obrywa. Spotykała się z Ketchem za naszymi plecami!

– I z całego tego syfu pamiętasz tylko to? – zadrwił Sam. – Zazdrość nie jest dobrym doradcą.

– Nie jestem o nią zazdrosny, do cholery! – warknął Dean.

Wywróciłam oczami.

– Uwierz mi, Sam, ten dupek nie jest zdolny do jakichkolwiek wyższych uczuć – burknęłam.

Wiedziałam, że go rozwścieczyłam, ale wszystko było lepsze niż ciągnięcie tematu Ignis. Nie chciałam ich okłamywać, a bycie oszczędną w słowach okazało się bardzo trudne.

– Cassie…

Zamilkł, bo usłyszeliśmy dudnienie. Dean od razu wstał i sięgnął po broń. Sam z Jo spojrzeli na siebie. Uniosłam brew, a moja przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i bezgłośnie powiedziała: Ketch. Poczułam coś dziwnego i szybko spojrzałam na Deana, który nie ukrywał frustracji połączonej z dezorientacją.

– Otworzę – zaoferował się Sam i podniósł się z krzesła, a potem ruszył w kierunku schodów.

Jego brat odprowadził go wściekłym spojrzeniem, które przeniósł na Jo.

– O czymś nie wiem?

Nie odpowiedziała.

Postanowiłam przestać gapić się na Deana i obróciłam głowę w kierunku schodów, z których schodził Ketch. Wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego.

– Co to ma być?! – usłyszałam za plecami, ale się nie odwróciłam. – Kto po niego zadzwonił?

– Ja – odpowiedział Sam bez krzty skruchy. – Cassie chciała z nim porozmawiać i skoro uważa, że on może jej pomóc, to pewnie ma rację.

Kątem oka zauważyłam, że Dean uniósł broń i wycelował w Ketcha. Chciałam zareagować, ale moje nogi zaplątały się i o mały włos, a upadłabym na ziemię. W ostatniej chwili złapałam się stołu. Wściekła, zacisnęłam palce na krawędzi blatu i wyciszyłam gniew, który zaczął we mnie płonąć. Pieprzona niezdarność.

– Dean! – krzyknęła Jo, podrywając się z krzesła. Podeszła do Winchestera i złapała go za nadgarstek, a następnie zmusiła do opuszczenia ręki. – Co ty wyprawiasz?!

– Nie będziecie niczego ustalać za moimi plecami! Dobrze wiecie, że Ketch to śliska gnida. Cassie nie jest sobą i nie wie, co mówi, więc dlaczego jej słuchacie? Powinniście chcieć ją chronić, a tym bardziej ty, Jo! Jesteś jej pieprzoną przyjaciółką! Powinno ci zależeć na jej bezpieczeństwie! – wrzeszczał Dean. – Przy tym dupku nigdy nie będzie bezpieczna!

Zamknęłam powoli oczy, bo byłam bliska wybuchu.

– Winchester... – mruknął Arthur, próbując się wtrącić, ale to tylko jeszcze bardziej rozjuszyło Deana.

– A ty się zamknij! Nie masz tutaj żadnego prawa głosu!

– Wychodzimy! – zarządził Sam. – Może świeże powietrze cię otrzeźwi!

– Nigdzie nie wychodzę!

– A właśnie, że idziesz – warknęła Jo.

– Nie zostawię Cassie!

Chciałam się odezwać, ale szybko zrezygnowałam. To nie był dobry moment. Przemawiałby przeze mnie gniew. Dean i ja musieliśmy się uspokoić – każdy na swój sposób.

– W tej chwili Cassie potrzebuje spokoju – powiedział Ketch.

– Son of a bitch! – wycedził Dean. – Ignis odeszła, więc po co wróciłeś? Jesteś bezczelny, pojawiając się tutaj tuż po tym, jak przyznałeś się, że chodziło o Ignis. Nie o Cassie, ale o pieprzoną Ignis!

Wzięłam głęboki wdech, bo gniew buzował w moich żyłach. Chloe nienawidziła, gdy ktoś jej rozkazywał i jednak musiałyśmy być do siebie podobne. A skoro przyznałam to dopiero w momencie, gdy większa część mojej duszy została spalona, to Chloe musiała być zimną suką. Nagle trzymanie Ketcha na dystans nabrało sensu.

– Koniec! – krzyknął Sam. – Wychodzimy!

– Nie zostawię jej z nim!

Chwilę później usłyszałam szarpaninę, dużo wyzwisk, a na koniec trzask drzwi, ale nie otworzyłam oczu. Spodziewałam się, że Dean wyszedł.

– Pójdę z nim – stwierdziła Jo. – Sam, zostań w bunkrze. Tak na wszelki wypadek.

Jo nie odezwała się do mnie słowem. Może zauważyła, z jakim ogromnym trudem przychodziło mi milczenie. Stałam, przytrzymując się stołu i próbowałam wyciszyć gniew.

– Zapytałbym, czy wszystko gra, ale nie sądzę, żeby to pytanie było na miejscu – odezwał się Sam, gdy wokół nas zapanowała idealna cisza. – Dean nie będzie zadowolony, ale zostawię was samych. Cassie pokazała dzisiaj, że potrafi o siebie zadbać, więc nie potrzebuje niańki.

– Zaopiekuję się nią – obiecał Arthur.

– Postaraj się lepiej niż ostatnio – mruknął Sam, nawet nie ukrywając niezadowolenia w głosie. – Naraziłem relację z bratem, więc miej to na uwadze.

Oddalające kroki wcale mnie nie uspokoiły. Czułam się dziwnie. Przerażenie owinęło się wokół mojego żołądka i mocno go ścisnęło. Nie rozumiałam reakcji swojego ciała. Nie rozumiałam, dlaczego nikt nie zainteresował się moim stanem. Rozmawiali o mnie, jakby mnie nie było. A przecież stałam obok i wszystkiemu się przysłuchiwałam!

Przyjemne ciepło rozlało się w okolicach mojego serca. Cichutki głos zaczął zachęcać do sięgnięcia głębiej. Zacisnęłam powieki, prosząc, aby odszedł. Nie zamierzałam znowu korzystać z magii. Nie chciałam spalić doszczętnie swojej duszy. Potrzebowałam jej, aby pozostać człowiekiem.

– Cassie? – zapytał miękko Ketch, owijając palce wokół mojego nadgarstka. – Co się dzieje?

Rozluźniłam palce i wzięłam głęboki wdech. Skupiłam się na dotyku Arthura. Jego skóra była przyjemnie ciepła. Odciągnęłam myśli od wewnętrznego głosu, który nie dawał mi spokoju i skupiłam się na głosie Ketcha. Stał bliżej, bo czułam jego spokojny oddech przy uchu. Pewnie zdawał sobie sprawę, dlaczego tak nagle zamilkłam. Musiał widzieć to wcześniej. Robił co mógł, żebym wróciła do rzeczywistości.

Dean domagałby się wyjaśnień i jego głupia gadka stałaby się kolejnym punktem zapalnym, który zmusiłby mnie do wszczęcia kłótni. Może i byłam nieco rozchwiana emocjonalnie, ale Winchester nie był bez winy.

– Tak – szepnęłam, powoli podnosząc głowę, aby móc spojrzeć w ciemnobrązowe oczy Arthura. – Dziękuję – dodałam ciszej.

– Sam powiedział mi, co się stało. – Na czole Ketcha pojawiła się bruzda. – To była Aitana, prawda?

Kiwnęłam głową.

– Wykonywała rozkazy Nicholasa.

– Czego chciała?

Nabrałam ostrożnie powietrza do płuc.

– Szukała medalionu – odpowiedziałam niechętnie. – Myślała, że go mam, co jest bzdurą, bo nawet nie wiem, gdzie został schowany.

Mina Ketcha wzbudziła we mnie niepokój. Oderwał ode mnie dłoń i potarł nią brodę.

– Użyłaś go dzisiaj.

Zamarłam.

– Użyłam? Niby w jaki sposób? Aitana zrobiła ze mną coś… strasznego… Płonęłam. – Wypuściłam głośno powietrze z płuc. – Znowu.

– Ale medalion cię odnalazł.

Arthur nie ukrywał złości.

– Nie wyglądasz na zadowolonego.

Przymknął na chwilę powieki.

– Moc medalionu była uśpiona, bo tylko w takim stanie mógł zostać ukryty, nie zwracając niczyjej uwagi. Skoro odnalazł ciebie, to oznacza, że ktoś go wybudził.

– Celowo – szepnęłam.

– Jak najbardziej celowo. – Westchnął. – Zrobiłem, co mogłem, żebyś mogła dalej się ukrywać, ale sprawy zaszły za daleko. Nicholas wysłał za tobą Aitanę, więc niebawem zjawi się reszta i nie będzie już tak miło.

Przełknęłam z trudem ślinę, nie dopuszczając do siebie wspomnień Ignis. Zdawałam sobie sprawę, że była wrogiem tego świata, nawet jeśli była równocześnie bohaterką.

Przypomniałam sobie o kimś i chociaż nie miałam najmniejszej ochoty pytać Ketcha o tę wiedźmę, to ciekawość zwyciężyła.

– Powiedziałeś... lub czy zamierzasz powiedzieć Alison?

Arthur sprawiał wrażenie dotkniętego.

– Nie jesteśmy blisko – mruknął urażony. – Nie w ten sposób.

Nie przemawiała przeze mnie zazdrość, chociaż wspomnienia Ignis mówiły coś innego. Zawsze była zazdrosna o Alison, bo wiedźma była dorosła. Ketch również. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby byli razem. Alison miała do niego cholerną słabość, którą pokazywała na każdym kroku. Chloe trudno było z tym żyć, chociaż odpychała Arthura. Były momenty, gdy pozwalała mu się zbliżyć, ale potem znowu trzymała go na dystans całymi tygodniami.

Miałam serdecznie dość tych wspomnień, które zakrzywiały rzeczywistość. Nie byłam Chloe i nie chciałam nią być, a im więcej dopuszczałam do siebie wspomnień, tym bardziej się nią czułam.

Ten gniew. Uśpiona moc. Zero litości.

Cała Chloe.

– Nie obchodzi mnie to – powiedziałam, unikając jego spojrzenia. – Kochasz dziewczynę, którą nie jestem.

– Nie mów tak – wycedził Ketch, przysuwając się do mnie. – Nie mów, że cię nie kocham, bo wiesz, że to nieprawda.

– Arthur…

– Nie, Cassie – przerwał mi. – Nie pozwolę ci podważać swoich uczuć. Możesz mnie odpychać, trzymać na dystans… Możesz spiknąć się nawet z Deanem, ale to niczego nie zmienia. Nie pokocham nikogo innego.

Przymknęłam oczy i od razu poczułam wilgoć pod powiekami. Chciałam uwierzyć Ketchowi. Naprawdę chciałam. Ale potem przypomniałam sobie o tym, jak mnie okłamywał, jak robił wszystko, żebym nie dowiedziała się o Ignis. Jak trzymał mnie na dystans, gdy Alison zamknęła barierę. Spędzał z nią czas pod pretekstem szukania medalionu, a ona z pewnością miała w tym swój ukryty cel. Nie ukrywała niechęci, która biła z jej pięknych oczu.

– Będziesz musiał – powiedziałam cicho.

– Cassie…

– Sam! – krzyknęłam, chcąc jak najszybciej zostać sama ze sobą.

Arthur westchnął ciężko, ale nic nie powiedział. Widziałam, że zaciskał szczękę. Nie chciałam myśleć o rzeczach, które miał zamiar jeszcze powiedzieć. Na pewno był przygotowany. Skoro nigdy nie przestał walczyć o Ignis, to pewnie i o mnie nie przestanie, ale to nie miało żadnego znaczenia. Nie związałabym się z nim – ani w tym, ani w żadnym innym życiu. Podejrzewałam, że brak części duszy mocno wpływał na moje decyzje. Bez nadmiaru emocji potrafiłam chłodniej ocenić sytuację i wyciągnąć wnioski.

– Tak? – odezwał się Sam, podchodząc do nas.

– Czy Arthur mógłby tu zostać? – zapytałam. Wydawał się zaskoczony, więc pospieszyłam z wyjaśnieniami: – Zna Nicholasa i jesteśmy pewni, że nie odpuści. Aitana to tylko początek.

– Cassie ma rację – przyznał Ketch. – Będzie gorzej.

– Dean nie będzie zadowolony, wiesz o tym, prawda?

Wytrzymałam spojrzenie Sama.

Rozmowa z Arthurem nie przebiegła tak, jak chciałam. Miałam w planach zapytać go o moją duszę, a on wyskoczył ze swoimi uczuciami, dlatego zależało mi, aby został. Gdyby znowu zdarzyło się coś złego, to tylko on potrafiłby zareagować.

– Wiem, ale skoro tak bardzo zależy mu na moim bezpieczeństwie, to nie będzie miał innego wyjścia.

Winchester pokiwał głową, ale nie wyglądał na przekonanego.

– Nie chcę sięgać po starą magię, Sam – dodałam błagalnym tonem.

Patrzyliśmy na siebie bardzo długo, aż wreszcie pokiwał głową.

– Poradzę sobie z Deanem.

– Dziękuję – powiedział za mnie Ketch. – Doceniam to, Sam.

W oczach Sama pojawił się chłód. Wyprostował się i stanął obok mnie.

– Robię to tylko ze względu na Cassie – uściślił, obejmując mnie troskliwie ramieniem.

– Wiem – przyznał. Spojrzał na ramię Sama, a następnie powędrował spojrzeniem do mojej twarzy. – Byłby znacznie lepszym wyborem niż jego brat.

Poczułam się niezręcznie. Zerknęłam na Sama i zrozumiałam, że poczuł dokładnie to samo. Odsunął się ode mnie i wskazał na korytarz.

– Pokażę ci twoją kwaterę.

Chwilę później zostałam sama. Wiedziałam, co nastąpi, gdy wróci Dean i dowie się o Ketchu. Znowu wpadnie w szał. Nie miałam zbyt wielu czasu na uspokojenie się i przygotowanie do kolejnej kłótni.

۞

Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się w przeciwległą ścianę. Nie skupiałam myśli na niczym istotnym. Pragnęłam spokoju, który, jak na złość, nie nadchodził. Próbowałam wziąć serię głębokich oddechów. Leżałam na plecach z zamkniętymi oczami, a potem otworzyłam je i gapiłam się w sufit. Próbowałam słuchać muzyki. Wpadłam na pomysł z ćwiczeniami, ale gdy ledwo podniosłam się z łóżka, to chwilę później wylądowałam na podłodze. Potknęłam się o głupi dywan, więc odpuściłam sobie również ćwiczenia.

Niezdarność znowu mnie zezłościła. Zdawałam sobie sprawę, że nie miałam na nią żadnego wpływu. Ketch twierdził, że nie była częścią mnie, tylko czymś w rodzaju ochrony, ale co to za ochrona, gdy można skręcić sobie kark podczas głupiego wchodzenia po schodach?

Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że nerwy skręciły mój żołądek. Opcje były dwie: Ketch lub Dean. Nie chciałam odwiedzin żadnego z nich, ale z dwojga złego lepiej by było, gdyby za drzwiami stał jednak Arthur. Popatrzyłam w tamtym kierunku i zesztywniałam, widząc Deana stojącego na progu.

– Jeśli masz zamiar…

– Nie – przerwał mi spokojnym tonem. – Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Chcę tylko pogadać.

Przyjrzałam mu się uważnie, zachodząc w głowę, czy on jest naprawdę spokojny, czy to może cisza przed burzą.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 3744 słów i 21449 znaków.

Dodaj komentarz