Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 58

Żałowałem, że Sam nas nakrył, bo od tamtego momentu nie spuszczał nas z oczu. Czułem się inwigilowany, chociaż jestem dorosłym facetem. Prawdopodobnie nie spodobało mu się to, co powiedziała Cassie. Nie powinien się wtrącać. Przez niego Cassie stała się dla mnie nieosiągalna. Trudno było wyszarpnąć trochę bliskości, gdy ktoś ciągle nas obserwował. Szybkie pocałunki nic nie znaczyły i podnosiły poziom mojej frustracji.

Pragnąłem więcej.

I gdzieś między tymi pragnieniami schowała się ochota na spędzenie wspólnej nocy. Nie brałem pod uwagę samego stosunku. Chciałem, abyśmy znowu dzielili łóżko. Czułem się lepiej, gdy miałem dziewczynę przy sobie. Mogłem objąć ją, przycisnąć nos do jej skóry i napawać się dobrze znanym zapachem.

Odpływałem w swoich wyobrażeniach, przez co zaczynałem mieć mieszane uczucia odnośnie naszej relacji.

Z jednej strony między nami nie działo się nic poważnego, ale z drugiej... Podobał mi się nasz dziwny nie-układ. Nie musiałem szukać dziewczyn, bo pod ręką zawsze była Cassie. Nie okazywaliśmy sobie uczuć, więc nie musiałem przejmować się głupimi, związkowymi sprawami. Uczucia nie dostały żadnej roli.

Nie znalazłem powodów do zmartwień.

۞

Pewnej nocy zakradłem się do pokoju Cassie, bo nie mogłem już wytrzymać.

Stała przy ścianie i wpatrywała się w kalendarz. Podszedłem do niej, zachodząc w głowę, po co zawracała sobie głowę czymś tak nieistotnym. Liczenie czasu nigdy nie wyszło nikomu na zdrowie. Gdybym miał liczyć dni, które spędziłem na polowaniach, mógłbym wpaść w alkoholizm. Nawet bez kalendarza, czasami niebezpiecznie zbliżałem się do tej granicy. Na samą myśl poczułem się nieswojo, bo doskonale wiedziałem, dzięki komu przestałem tyle pić. Znalazłem inny sposób na walkę z własnymi demonami. O wiele przyjemniej radziłem sobie z całym światem w ramionach Cassie, choć nie chciałem przyznać się do tego głośno.

– Cassie?

Drgnęła i obróciła się w moją stronę. Miała niezidentyfikowany wyraz twarzy.

– Co tu robisz?

Uśmiechnąłem się i zmniejszyłem dzielący nas dystans, aby po chwili móc ją całować. Nie zaprotestowała. Zarzuciła mi ręce na szyję i pogłębiła pocałunki, przejmując kontrolę. Zadowolony, jęknąłem w jej usta i popchnąłem w stronę łóżka.

Wolałem obskurne motele, bo tam przynajmniej miałem cholerną pewność, że nikt nam nie przeszkodzi. Na szczęście Cassie potrafiła oderwać moje myśli od przyziemnych rzeczy i przekierować je na siebie. Jedyne co musiałem robić, to upominać samego siebie, aby nic głupiego nie powiedzieć. Im dłużej się całowaliśmy, tym większą ochotę miałem powiedzieć jej, że jest piękna. Piękniejsza niż Karen i większość kobiet, z którymi sypiałem. Chciałem też dodać, że tęskniłem.

Brakowało mi jej – tak po prostu, ale spośród tylu dostępnych opcji wybrałem milczenie.

۞

Zostawiłem śpiącą Cassie i wymknąłem się z jej pokoju. Nie chciałem kusić losu, chociaż pragnąłem zostać w jej łóżku. Jo wciąż była w Zajeździe, ale pozostawał jeszcze Sam. On z pewnością nie byłby zadowolony z widoku Cassie w moich ramionach. Nie miał nic do gadania, ale nie chciałem żadnych spięć. W końcu jest moim bratem, moją jedyną rodziną.

Narzuciłem koszulę na koszulkę i zabrałem się za zapinanie guzików. Postanowiłem przejść przez główną salę, żeby zahaczyć o kuchnię, ale ktoś siedział przy stole.

Zamarłem.

– Byłem u ciebie – odezwał się Sam, wbijając we mnie świdrujące spojrzenie.

Zakląłem pod nosem.

– Sprawdzałem, czy u Cassie...

– Przymknij się, Dean – wysyczał. – Nie mam zamiaru słuchać tych bredni. Nie znam cię od wczoraj i wiem, co robiłeś w jej pokoju.

Ścisnąłem nasadę nosa, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej podbramkowej sytuacji. Nie chciałem kłócić się z własnym bratem i to jeszcze o jakąś niezobowiązującą relację.

– Ile to jeszcze potrwa? – usłyszałem.

Opuściłem rękę i westchnąłem ciężko, podchodząc do stołu.

– Nie wiem.

Sam ściągnął groźnie brwi.

– A nie uważasz, że wykorzystujesz Cassie?

– Ona sama tego chce i dopóki będzie tego chciała, to będę z nią sypiać.

Mój brat wybuchł śmiechem.

– Czy ty tego nie widzisz? Tu nie chodzi o żaden seks, Dean – mruknął z odrazą. – Ty się w niej zadurzyłeś!

– Bzdura – uciąłem.

– Widzę, jak na nią patrzysz!

– To nic poważnego – powtórzyłem słowa Cassie. – Sypiamy ze sobą i tyle. Nie dopisuj sobie historii.

– Powtórzę ponownie. Znałem tylko jedną dziewczynę, na którą tak patrzyłeś, Dean – powiedział Sam, spuszczając z tonu. Opuścił ramiona i westchnął. – I jeśli naprawdę kochałeś Lisę, to kochasz również Cassie.

Pokręciłem głową, całkowicie się z tym nie zgadzając.

– Cassie nie jest Lisą – warknąłem.

– Być może.

– Co to znaczy, do cholery? – wkurzyłem się. – Kochałem Lisę i czułem się za nią odpowiedzialny. Podjąłem kiepską decyzję, której żałuję. Nie powtórzę tego błędu.

– Naprawdę? – zadrwił Sam i zaśmiał się krótko. – Myślisz, że skoro nie jesteś w związku z Cassie, to nie możesz jej kochać?

– A widziałeś, żebyśmy trzymali się za ręce, przytulali czy całowali? – zapytałem, rozkładając szeroko ramiona. – Nie mam nic do ukrycia.

– Szkoda, że nie możesz wyjść z siebie i zobaczyć, jak się zachowujesz przy tej dziewczynie – zakpił Sam i wstał. – Im szybciej to zauważysz, tym lepiej dla ciebie.

Przemilczałem jego uwagę, ale on nie zamierzał odpuścić.

– Zrób sobie porządny rachunek sumienia – doradził, zamykając laptopa. – Dobranoc, Dean.

– Dobranoc – burknąłem, patrząc, jak kieruje się do swojej kwatery.

Przez chwilę chciałem wrócić do Cassie, ale zdusiłem w sobie to pragnienie. Gdybym poszedł do niej, musiałbym przyznać bratu rację, której nie miał.

۞

Krążyłem wokół Dzieciny, analizując pieprzone słowa Sama.

Z góry założyłem, że nie mógł mieć racji, ale nie potrafiłem przestać o tym myśleć.

Wracałam wspomnieniami do wspólnych chwil z Cassie i nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w naszej relacji nie wszystko było niezobowiązujące. Gdyby faktycznie chodziło o sam seks, to zwracałbym uwagę na inne kobiety i nie wściekałbym się za każdym razem o Ketcha. Cassie nie mówiła o nim często, ale jednak porównywała nas do siebie.

Nigdy nie pałałem sympatią do tego dupka. Nienawidziliśmy się chyba od zawsze. Jednak teraz doszło do eskalacji. Już nie chodziło o różnicę w poglądach, sposobie polowania i ratowania ludzi, idiotyczne pomysły Brytyjskich Ludzi Pisma, o pierdoloną sekstę. Tym razem chodziło o dziewczynę, której nie chciałem widzieć przy Ketchu.

A gdy pomyślałem, że przez chwilę rozważała wybranie jego, to trafiał mnie szlag.

Zazdrość odbierała mi zdolność zdrowego myślenia.

Położyłem splecione dłonie na dachu Dzieciny i pochyliłem głowę, z trudem łapiąc oddech. Samo myślenie o Ketchu mnie wkurwiało.

Nie chciałem się nią dzielić.

Nie chciałem, aby jakikolwiek inny facet jej dotykał.

Nie chciałem, żeby ona pragnęła kogoś innego.

Miałem przejebane.

۞

Wpatrywałem się w szkatułkę, leżącą na biurku Bobby'ego. Robiłem, co mogłem, aby udawać obojętnego. Byłem z Cassie, gdy ten staruszek zaczął się do mnie dobijać. Celowo nie wspomniałem mu o dziewczynie, bo spodziewałem się długiego kazania. Samej Cassie również niczego nie powiedziałem.

– Muszę przyznać, że dziewczyna zna się na rzeczy – mruknął Bobby.

– Płynie w niej krew Waltersów, więc na twoim miejscu nie byłbym zaskoczony jej umiejętnościami. Cassie jest mądra i cholernie bystra.

Za późno ugryzłem się w język. Usypywanie kopca pochwał nie było dobrym pomysłem. Niepotrzebnie zwracałem uwagę na naszą podejrzaną relację.

– Wiem, co zrobiłeś.

Zesztywniałem, a po chwili przekląłem pod nosem.

– Kochany braciszek nie potrafi trzymać języka za zębami – warknąłem.

– Sam się martwi. Wszyscy się martwimy.

– Nie macie żadnego cholernego powodu – wyrwało mi się.

– Tkwisz w tym porąbanym układzie, czy jak to tam nazywacie, i nie dostrzegasz oczywistych rzeczy.

– Gówno prawda – syknąłem.

Bobby zmarszczył brwi. Nagle przybyło mu kilka lat. Pewnie był zmęczony rolą ojca, którą sam sobie przydzielił.

– Wiemy, do czego jesteś zdolny z powodu miłości. Zrobisz dla Cassie wszystko, tylko zastanów się, czy dziewczyna jest tego warta.

Zacisnąłem pięści, ostatkami sił hamując się przed wybuchem. Nikt nie miał prawa obrażać Cassie. Zignorowałem myśl, że zachowywałem się jak zakochany idiota.

– Wiem, co robię.

W zamian otrzymałem milczenie połączone z wymownym spojrzeniem. Bobby sądził, że znał zakończenie tej historii, a ja nie miałem ochoty wyprowadzać go z błędu.

Nie znał Cassie i chyba nie znał też mnie.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1593 słów i 9148 znaków.

Dodaj komentarz