Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 29

Pracowałam, a przynajmniej próbowałam, bo tak naprawdę unikałam Deana.

Nie potrafiłam patrzeć mu w oczy, bo od razu przypominałam sobie o tym, co mi powiedział. Nie chciałam nad interpretować jego zachowania, ale jego słowa brzmiało bardzo jednoznacznie. Podobałam mu się, co w samo w sobie było abstrakcją. Ten mężczyzna nigdy nie pałał do mnie sympatią. Był krótkie momenty, gdy zapominał o niechęci – jak wtedy, gdy uratowałam nas od demona. Musiałam mu zaimponować. Coś podobnego miało się jednak już nigdy nie wydarzyć. Zostałam dożywotnio skazana na potykanie się o własne nogi.

A on lubił piękne kobiety, które nie miały problemów z pewnością siebie. Tamta kobieta z baru pewnie nie tylko dotrzymywała mu towarzystwa podczas picia i jedzenia cheeseburgerów. Dean miał wyjątkowo dobry humor, więc między nimi musiało dojść do czegoś więcej. On nie miał problemów, żeby przekroczyć granicę. Killian i ja nie całowaliśmy się od Wielkiego Wieczoru. Niby nie miałam powodów do zazdrości, ale nie czułam się najlepiej z myślą, że jedyny mężczyzna w moim życiu był zbyt skupiony na odnalezieniu medalionu, żeby poświęcić mi więcej niż pięć minut.

Prawie podskoczyłam ze strachu, gdy drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Zerknęłam ze strachem przez ramię, a moje serce zamarło. W drzwiach stał Dean.

– Masz piętnaście minut na przygotowanie się do wyjazdu – zarządził.

Opuściłam nisko ramiona, ale nie zamknęłam laptopa.

– Muszę pracować – powiedziałam krótko.

Dean zmarszczył brwi.

– Od tygodnia mnie zbywasz. – Zrobił kilka kroków w moją stronę. – Tym razem to ci się nie uda. Mamy zlecenie. Najpierw pojedziesz ze mną zbadać teren, a potem przepytamy kilku świadków.

Zagryzłam wargę i z nadzieją spojrzałam na ekran laptopa. Siedzenie w pokoju wydawało się najbezpieczniejszą opcją w moim przypadku.

– Naprawdę muszę pracować.

– Znajdziesz dwie godziny – mruknął, podchodząc do biurka. Chciał sprawdzić dokumenty, ale w porę zabrałam je i wrzuciłam do szuflady. – Co robisz?

– To są poufne informacje, Dean.

– Poufne czy nie, zamykaj laptopa i jedziemy.

– Nie.

Dean westchnął ciężko i pochylił się w moim kierunku. Determinacja wymalowana na jego twarzy wzbudziła we mnie niepokój. Jednym ruchem zamknął laptopa, nie przestając patrzeć mi w oczy, a następnie oparł dłonie na krawędzi biurka.

– Już o tym rozmawialiśmy – przypomniał. – Wracamy do szkolenia. Nie możemy tracić ani jednego dnia, a tymczasem straciliśmy cały tydzień, bo jesteś tchórzem.

Poczułam gorąc na policzkach.

– Mogę być tchórzem – przyznałam szczerze. – Nie obchodzi mnie to.

Zgrzytnął zębami.

– Ale mnie nie – warknął. – Wstawaj i jedziemy.

– Po pracy jestem umówiona z Killianem – skłamałam.

Dean wyprostował się i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.

– Jeśli umrzesz, Killian będzie mógł co najwyżej odwiedzać twoje zwłoki na cmentarzu – stwierdził. – Możesz go zapytać, czy taka wizja waszej wspólnej przyszłości mu odpowiada.

– Jesteś niesprawiedliwy – jęknęłam. – Narażę cię.

Znowu się pochylił. Wstrzymałam powietrze, bo prawie stykaliśmy się nosami. Jasnobrązowe oczy Deana przyglądały mi się uważnie.

– To ja powinienem się martwić, a nie ty, Cassie – powiedział miękko. – Gdy zdobędziemy potrzebne informacje, wrócimy po Sama i razem wybierzemy się na polowanie. Już nigdy nie doprowadzę do sytuacji, gdy twoje życie będzie zagrożone.

Przełknęłam z trudem ślinę.

– Poradzicie sobie z tą sprawą lepiej beze...

– Nie. – Dean potrząsnął głową. – Wyszkolę cię. – Uniósł kącik ust, jakby naprawdę wierzył, że byłby w stanie to zrobić. – Zostaniesz łowcą.

Przygryzłam wargę i przemilczałam jego słowa.

– Cassie?

– Pojadę, ale obiecaj, że nie będziesz próbował mnie do czegokolwiek zmuszać.

Westchnął.

– W porządku. Obiecuję.

Szczerość w jego łagodnym spojrzeniu kuła moje serce. Wątpiłabym, aby był zadowolony z przemiany Killiana w Ketcha, ale nie mogłam mu powiedzieć prawdy.

۞

Dean rozmawiał z właścicielem sklepu na temat monitoringu, a ja chodziłam między półkami, szukając wejścia do magazynu. Miałam się trzymać z tyłu i czekać, ale postanowiłam się na coś przydać i spróbować odtworzyć całe zdarzenie. Według jednego ze świadków nieznany mężczyzna wypadł z magazynu, chociaż tylne drzwi były zamknięte na kłódkę. Mógł się dostać do środka jedynie przez główne wejście, czyli musiałby zostać dostrzeżony przed sprzedawczynię, która tego dnia miała zmianę. Mężczyzna wywrócił kilka półek, wybiegł ze sklepu i zabił na parkingu dwie osoby – najprawdopodobniej łowców. Dean nie miał zbyt zachwyconej miny, gdy opowiadał mi o tej sprawie. Chciałam go nawet pocieszyć, bo wymsknęło mu się, że z jednym z łowców, Thomasem, pracował przy kilku zleceniach. Zarówno on, jak i jego partner, Greg, byli doświadczonymi łowcami, więc nagły atak nieznanego mężczyzny wydał się Winchesterowi zbyt podejrzany.

Im więcej o tym myślałam, tym było gorzej, bo sprawa miała zbyt dużo luk, które trudno było zapełnić.

Nagle dotarło do mnie, że stałam na środku magazynu, oświetlonego przez jedną lampę. Moje ciało zadrżało. Nie potrafiłam sobie przypomnieć momentu, gdy odnalazłam drzwi i przez nie przeszłam. Ktoś musiał zapalić światło, bo tego również nie zrobiłam.

Usłyszałam huk, więc odwróciłam się i zamarłam, zauważając wysoką, czarnowłosą dziewczynę. Szła w moim kierunku, a jej intensywnie niebieskie tęczówki rozświetlały mrok. Zmarszczyłam brwi, bo nigdy nie widziałam równie niesamowitych oczu.

– Cześć – mruknęła niepewnie. – Hmm, nie wiedziałam, że Will zatrudnił nową pracownicę. – Uśmiechnęła się ciepło. – Jestem Rosie.

Dziewczyna wyciągnęła rękę i cierpliwie czekała na reakcję z mojej strony. Wypuściłam powietrze z płuc, a potem uśmiechnęłam się przepraszająco.

– Jestem Cassie – powiedziałam szybko, ściskając jej szczupłą dłoń.

Spojrzałam na nasze splecione dłonie i poczułam coś dziwnego. Nie potrafiłam nazwać tego uczucia, które ścisnęło boleśnie mój żołądek.

Rosie cofnęła rękę i poprawiła włosy. Podczas tego gestu, rękaw bluzki zsunął się i odkrył przedramię. Mój wzrok przykuł czarny tatuaż. Rosie to zauważyła i uśmiechnęła się delikatnie.

– Fajny, prawda? – zapytała, podnosząc wyżej rękaw bluzki i wystawiając rękę w moją stronę, żebym mogła się lepiej przyjrzeć. – Długo na niego odkładałam, ale było warto.

Czarny wąż wił się wokół przedramienia. Mrugnęłam, bo nieprzyjemne uczucie w żołądku się nasiliło. Na głowie węża dostrzegłam dziwny znak, przypominający ogień.

– Spodobał ci się, prawda?

Podniosłam wzrok na twarz Rosie.

– Musiało boleć – palnęłam bez zastanowienia, bo niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem.

– Może trochę. – Uniosła kącik ust. – Bardziej boli palenie żywcem.

Jej oczy niepokojąco zamigotały. Poczułam suchość w gardle.

– Nie, żebym coś na ten temat wiedziała – dodała szybko. – Lubię po prostu horrory.

Pokiwałam niepewnie głową.

Nagle spojrzała za siebie, a jej ciało się napięło. Popatrzyła na mnie, ale tak inaczej niż wcześniej. Z jej twarzy znikł uśmiech. Podeszła do mnie wolnym krokiem, cały czas nie spuszczając wzroku z moich oczu.

– Muszę lecieć, bo Will nie lubi, gdy go ignoruję. – Niespodziewanie złapała mnie za dłoń i mocno ścisnęła. – Miło było cię poznać... Cassie.

Gwałtownie zamrugałam, bo nieoczekiwany ból rozsadzał moją czaszkę. Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć. Uścisk zelżał, a gdy próbowałam ponownie spojrzeć na Rosie, dotarło do mnie, że byłam sama. Z trudem rozejrzałam się wokół, ale wszędzie panował półmrok.

Drzwi magazyny otworzyły się z hukiem i do środka wpadł spanikowany Dean.

– Cassie?! – krzyknął, dopadając do mnie. – Co ty tutaj robisz? Co się stało?

Milczałam, więc złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął.

– Cassie!

Nie wiedziałam, kim była Rosie. Nie byłam nawet pewna, czy ona w ogóle istniała.

– Czy tu pracuje Rosie?

Dean zmarszczył brwi i pokręcił głową.

– Rosie umarła tamtej nocy. Znaleziono ją nad ranem w jej mieszkaniu.

Strach uniemożliwił mi oddychanie na kilka długich sekund. Nie mogłam rozmawiać z duchem. Dotykała mnie. Przecież uścisnęłyśmy sobie dłonie. Duchy nie potrafią takich rzeczy, a Rosie nawet nie przypominała z wyglądu żadnego ducha. Przypomniałam sobie o intensywnie niebieskich tęczówkach.

– Cassie!

Popatrzyłam niewidzącym wzrokiem na Deana, który wyglądał na przerażonego.

– Boli mnie głowa.

Obok nas pojawił się właściciel.

– Wszystko w porządku? – zapytał zaniepokojony.

– Zasłabła – wyjaśnił krótko Dean.

– Moi pracownicy cały czas narzekają na ten magazyn, bo podobno tu nie ma czym oddychać. – Westchnął. – Chyba muszę pomyśleć o zamontowaniu okien.

Żadne z nas go nie słuchało. Dean wpatrywał się w moją twarz. Nie chciałam go okłamywać, ale nie chciałam jeszcze bardziej niepokoić, tym bardziej że nie wiedziałam, kim była ta kobieta i czy w ogóle istniała. Miałam za sobą bardzo trudny okres, więc nie mogłam wykluczyć żadnych omamów i przywidzeń.

Bolesny skurcz żołądka przypomniał mi o słowach Rosie: „Bardziej boli palenie żywcem". Ignis paliła się żywcem. Ketch wspominał, że Dziedziczka została zdradzona i zginęło wiele czarownic. Alison była wiedźmą i miała na przedramieniu podobny tatuaż.

Powoli poskładałam drobne elementy układanki w całość.

„Znalazły mnie. Wiedźmy mnie znalazły" – powtarzałam w myślach, czując jedynie obezwładniający strach.

Żółć podeszła mi do gardła.

Tylko dlaczego ta wiedźma mnie nie zabiła?

۞

Dean odpuścił mi dalsze etapy i kazał odpoczywać. Widziałam, że niechętnie opuścił dom Jo, zostawiając mnie samą. Moja przyjaciółka miała niebawem wrócić, bo już została poinformowana o moim niespodziewanym ataku. Sam upierał się, że do tego czasu ze mną zostanie, ale Dean potrzebował wsparcia. Dom chroniły zaklęcia ochronne w postaci run, więc byłam bezpieczna. Właśnie to wmówiłam Winchesterom, gdy wychodzili.

Opadłam na kanapę i starałam się nie dopuszczać wspomnień ze sklepu. Postać Rosie jednak nie dała o sobie zapomnieć. W głowie ciągle widziałam jej intensywnie niebieskie oczy. Żaden zwykły człowiek nie mógł mieć takiego koloru tęczówek. Sama myśl, że to była wiedźma, która w każdej chwili mogła mnie zabić... Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tego nie zrobiła. Rozmawiała ze mną, wspominała o paleniu żywcem, ale nie wykonała żadnego ruchu.

Byłam bezużyteczna, bo nie miałam nic wspólnego z wiedźmami. Kawałek duszy jednej z nich był we mnie, ale nie miałam dzięki temu żadnych mocy. Byłam naznaczona magią, pewnie jak większość ludzi – nic niezwykłego.

„Cassandro" – odezwał się głos w mojej głowie.

Zamarłam.

„Cassandro" – powtórzył. Tym razem brzmiał ostrzej, ale postanowiłam nie reagować.

Miałam dość wrażeń, jak na jeden dzień.

„One przyjdą po ciebie. Bądź gotowa".

Zamrugałam, a w moich oczach pojawiły się łzy.

„Kim jesteś?" – zapytałam.

Odpowiedziała mi cisza.

„Kim jesteś?!".

Słyszałam tylko swój przyspieszony oddech i nierówne bicie serca.

Nikt nie odpowiedział.

۞

Wpatrywałam się w Ketcha, który przygotowywał się na polowanie. Wrzucał do torby noże na demony, różne rodzaje broni, naboje. Wyglądał na spiętego, jakby moja obecność bardziej mu przeszkadzała niż pomagała. Nagle zgarbił się i pokręcił głową.

– Nie powinnaś ze mną jechać – odezwał się.

– Dlaczego? – zapytałam, podchodząc do niego. – Dean nie chce mnie odsuwać...

Zamilkłam, bo Arthur nawet nie ukrywał niezadowolenia.

– Całkiem nieźle się ostatnio dogadujecie – mruknął.

– Byłam przeciwna, ale ubzdurał sobie, że tylko dzięki szkoleniom będę w stanie...

– Masz mnie – przerwał mi. – Nie potrzebujesz Winchesterów. Nie potrzebujesz nikogo. Sam jestem w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo. – Zgrzytnął zębami. – Możesz mi zaufać.

Nie byłam tego taka pewna. Sprawa z Alison wciąż wisiała w powietrzu, a Ketch nie skracał dystansu między nami. Powoli zaczynałam mieć wrażenie, że wcale tego nie chciał. Zbzikował na punkcie ochrony – nawet bardziej niż Dean. Dlatego żadnemu z nich nie powiedziałam o rozmowie z Rosie oraz o głosach, które słyszałam w głowie.

– To tym bardziej powinnam z tobą jechać – wytknęłam mu. – Sam mówiłeś, że to tylko demon z rozdroży, który zawiera umowy. On raczej nie zabija.

– Nie zabija swoich potencjalnych klientów, ale łowców... nie oszczędzi – rzucił ostro. – Jesteś słabszym ogniwem. Skrzywdzi cię, bo będzie wiedział, że dzięki temu skrzywdzi również mnie.

Zacisnęłam mocno usta, bo niby skąd demon mógłby wiedzieć, że łączyło nas coś więcej? Ketch unikał kontaktu cielesnego. Bałam się, że on również wolał mnie w innej wersji – tej odważniejszej.

Czułam się coraz gorzej we własnym ciele. Nie chciałam być słaba i zależna od innych. Marzyłam, żeby mieć pełną władzę nad swoim życiem.

– Nie chcę być twoim ciężarem.

Arthur zamarł i siarczyście przeklął, uderzając pięścią w stół.

– Ciężarem?! – wybuchł. – Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Nie rozumiesz tego? Mam w dupie Winchesterów. Mam w dupie cały świat. – Podszedł do mnie energicznym krokiem. Ciężko dyszał, a w jego oczach płonęła wściekłość. – Nie zrobię niczego, co mogłoby cię zranić. Nie dopuszczę do ciebie nikogo, kto mógłby cię skrzywdzić. Już nigdy cię nie zawiodę.

Chwyciłam go za rękę i pogładziłam kciukiem wierzch jego dłoni. Widziałam, że napięcie uszło z jego ciała, ale wyraz twarzy pozostał bez zmian.

– Gdzie jedziemy? – zapytałam, zmieniając temat.

– Na rozdroże. – Wyciągnął z torby podniszczoną szkatułkę. – Tu mam wszystko, co zainteresuje demona. Wyciągniemy z niego potrzebne informacje, a potem zabijemy.

– Przecież jego miejsce zajmie inny demon.

– Wiem – burknął Ketch. – Zdaję sobie sprawę, że to nierówna walka, ale w Piekle nie ma nieskończonej ilości demonów. Crowleyowi kiedyś skończą się podwładni. – Uśmiechnął się drwiąco. – Czekam na ten dzień z niecierpliwością.

Pokiwałam głową, chociaż nie widziałam sensu w tej walce z wiatrakami.

Arthur nachylił się nad torbą i wyciągnął z niej jeden ze swoich noży.

– Schowaj go – polecił, wskazując nóż. – Zawsze zadziała, gdziekolwiek byś nie trafiła. Zabija każdy rodzaj demonów.

– Dawanie mi noża, gdy istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że... – urwałam, bo dostrzegłam niezadowolone spojrzenie Ketcha. Niepewnie złapałam nóż i uważnie mu się przyjrzałam.

– A tutaj masz pas, żebyś mogła mieć nóż zawsze przy sobie – mruknął, wyciągając kolejną rzecz z torby. Tym razem przysunął się bliżej mnie i sam zapiął pas na moich biodrach. Jego ruchy były mechaniczne, więc nawet gdy musnął palcami skórę na moim brzuchu, to nie wywołało w nim żadnej reakcji. – Zapiąłem bardzo ciasno, żeby przez przypadek się nie zsunął. – Sprawdził jeszcze raz wytrzymałość paska, a potem wyjął nóż z mojej dłoni i wsunął go w odpowiednie miejsce. – Teraz jesteś podwójnie bezpieczna.

Arthur chciał się odsunąć, ale złapałam go za ramię i zatrzymałam.

– Zrobiłam coś nie tak? – spytałam drżącym głosem.

Westchnął.

– Nie, Cassie. Nie zrobiłaś nic złego. – Niespodziewanie ucałował delikatnie moje czoło. – Po prostu jestem łowcą, a teraz twoje życie jest zagrożone, więc skupiam się tylko na tym. – Ujął mój podbródek i spojrzał głęboko w oczy. – Już ci mówiłem, że moje serce zawsze będzie należało do ciebie. – Zacisnął szczękę na krótką chwilę. – Nigdy nie próbuj tego podważać. – Wypuścił powietrze i zniżył głos do szeptu: – Nigdy, rozumiesz?

Niepewnie pokiwałam głową, chociaż nie rozumiałam jego chwilowego wzburzenia.

Szybko zdałam sobie smutną sprawę, że wokół mnie działo się coraz więcej rzeczy, których nie rozumiałam. To nie wróżyło nic dobrego.

۞

Staliśmy na środku pustej drogi. Latarnie migotały, drzewa złowieszczo szumiały, bawiąc się cieniami rzucanymi przez sztuczne światła. Ketch zaparkował samochód na tyle blisko, żebyśmy mieli ułatwioną drogę ucieczki – przewidział każdą ewentualność.

– Gotowa? – zapytał, patrząc na mnie wyczekująco.

Kiwnęłam głową, a wtedy pochylił się i zakopał podniszczoną szkatułkę, którą mi wcześniej pokazywał. Słyszałam, że coś mówił pod nosem, ale byłam zbyt zajęta rozglądaniem się wkoło w poszukiwaniu zagrożenia. Cały czas trzymałam dłoń na nożu, żeby móc szybko zareagować. Nie wierzyłam w swój refleks, ale miałam nadzieję, że zadziała poprawnie, gdy zrobi się naprawdę niebezpiecznie.

Latarnie zgasły, więc odruchowo wciągnęłam ostro do powietrze do płuc. Arthur zerknął na mnie przez ramię i zmarszczył czoło. Wyglądał na zatroskanego, ale pokręciłam głową, chcąc mu pokazać, że sobie poradzę. Otworzyłam szerzej oczy, gdy przed nim pojawiła się bardzo ładna dziewczyna. Splotła dłonie na brzuchu i uśmiechnęła się kokieteryjnie do Ketcha. Nic nie rozumiałam, ale gdy zamrugała i jej oczy stały się czarne, wszystko stało się jasne.

– Arthur Ketch i Cassandra Winwood – powiedziała z uznaniem. – Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego połączenia. Cassie – zwróciła się do mnie – podobno byłaś zajęta zacieśnianiem relacji z Deanem, więc skąd ta nagła zmiana? – Nie poczekała na moją odpowiedź, tylko zaśmiała się krótko. – Ketch, nie gorączkuj się tak. Nie muszę na ciebie patrzeć, żeby wiedzieć, jaką masz teraz minę. – Gwałtownie spoważniała. – Ale koniec tego dobrego. Nie marnujcie mojego czasu i przejdźcie od razu do rzeczy.

Otworzyłam usta, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo uprzedził mnie Ketch.

– Kto odpowiada za rozłam w waszych szeregach?

Demonica poruszyła się niespokojnie.

– Nic mi o tym nie wiadomo.

– Nie kłam – mruknął. – Już prawie wszyscy wiedzą, że współpracujecie z wiedźmami.

– No dobra. – Westchnęła z niezadowoleniem. – Jest taka jedna, która działa nam na nerwy. Ubzdurała sobie, że istnieje taka rzecz, która mogłaby przywrócić świetność naszemu ślicznemu Piekłu. – Przewróciła oczami. – Ale każdy zna słynną i krwawą historię medalionu Warrenów.

Zamarłam. Ketch również.

– Szukają medalionu?

– Tak. Nie wiem, jak ta idiotka ma na imię, ale uważa, że zna sposób na obejście zaklęcia zabezpieczającego. – Prychnęła pogardliwie. – Najwyraźniej nie zna Warrenów i ich obsesji na punkcie kontroli.

„Cassandro" – usłyszałam w głowie.

Niepokój ścisnął mój żołądek. Odruchowo obejrzałam się za siebie i zobaczyłam zbliżający się samochód. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy czarna impala zatrzymała się obok nas. Skuliłam się w sobie, widząc wściekłego Deana, który wypadł z samochodu jako pierwszy. Zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył w naszą stronę.

– Cóż za niespodzianka – powiedziała demonica ze sztucznym entuzjazmem.

– Ketch – warknął Dean.

Arthur zacisnął szczękę, chwycił mnie za rękę i zakrył swoim ciałem.

– Co ty tutaj robisz? – zapytał z udawanym spokojem. Czułam mocny uścisk na nadgarstku, więc podejrzewałam, że musiał być wściekły. – Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy.

Dean zrobił kilka kroków do przodu i zatrzymał się tuż przed Ketchem. Wychyliłam się zza ciała Arthura, żeby ocenić całą sytuację. Sam przyglądał się nam z daleka, a jego wyraz twarzy wyrażał ogromne zaskoczenie.

– Cassie! – zagrzmiał Dean.

– Ona jest ze mną, Winchester.

– Zamknij się, Ketch. Chcę usłyszeć wersję Cassie. – Odepchnął Arthura i stanął w twarzą w twarz ze mną. – Słucham.

Chciałam się odruchowo cofnąć, bo jasnobrązowe oczy Deana były przepełnione gniewem. Ciężko oddychał, zaciskał dłonie, a jego klatka gwałtownie unosiła się w górę i w dół. Nie chciałam rozwścieczyć go jeszcze bardziej.

– Nie było żadnego Killiana, prawda? – odezwał się nagle Sam, zrównując się z nami.

Dean zamarł. Nie pozostało mi nic innego, jak zacząć się modlić o przetrwanie.

– Co, kurwa? – warknął. – Cassie!

Chciałam coś powiedzieć, gdy nagle TO poczułam. Niepokój unoszący się w powietrzu dał o sobie jeszcze bardziej znać. Wszyscy okoliczne latarnie znów zaczęły oświetlać drogę, a wokół nas zrobiło się podejrzanie cicho.

„Cassandro, musicie uciekać!"

Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał moje włosy.

– Cassie – szepnął Ketch. – Cassie, co czujesz?

Chociaż nie wiedziałam, skąd mógł wiedzieć, że coś poczułam, to i tak nie miałam zamiaru odpowiadać, bo skupiałam się na otoczeniu, próbując wyłapać wszystkie nieprawidłowości. Głos w mojej głowie brzmiał bardzo niepokojąco.

– Musimy uciekać – wydusiłam z siebie. – Natychmiast.

– Co tu jest grane? – zapytał wzburzony Dean.

– No cóż – mruknęła demonica, chociaż barwa głosu się nie zgadzała. – Upieczemy cztery pieczenie na jednym ogniu.

Wszyscy obróciliśmy się w stronę demonicy, ale to nie była ona. Przed nami stała Rosie, a raczej dziewczyny, która się za nią podawała.

– Witaj, Cassie. – Uśmiechnęła się złowrogo. – Ty będziesz naszym daniem głównym.

Ketch i Dean w tym samym momencie zasłonili mnie swoim ciałem. Przeczuwałam, że żaden z nich nie był w stanie zatrzymać tej dziewczyny.

– Riley – wykrztusił Arthur.

„Cassandro!"

Intensywnie niebieskie tęczówki nagle się zwęziły. Uniosła wysoko dłonie i zaczęła poruszać palcami. Moje serce zabiło mocniej, gdy wokół nas zaczęły pojawiać się zakapturzone postacie.

„Cassie!" – spanikowany krzyk przeciął wszystkie moje myśli.

Wiedziałam, kim byłam Riley, tylko nie rozumiałam, dlaczego miałaby chcieć mojej śmierci.

– Dziewczęta, rozdzielamy naszą słodką parkę – zarządziła Riley. – Ketch, nie traktuj tego zbyt personalnie, ale pewnie spodziewałeś się, że kiedyś to skończy się w ten sposób.

– Kim jesteś? – spytał Dean.

– To Dziedziczka rodu Warrenów – odpowiedziałam za nią.

Riley mrugnęła.

– Nie sądzę, żebyś mnie pamiętała.

„Cassie! Uciekaj!"

Przekrzywiła głowę i zmrużyła groźnie oczy, jakby również usłyszała ten głos.

– Trzeba cię uciszyć. Raz na zawsze. – Zacisnęła mocno usta. – Ostatecznie – wycedziła.

Ketch rzucił się w jej kierunku jako pierwszy, ale Riley uniosła gwałtownie dłoń, żeby następnie szybko ją zacisnąć. Widziałam napięte mięśnie jej ręki. Widziałam też, jak Arthur upadł na kolana, trzymając się za gardło. Dean wyciągnął broń i spróbował zrobić to samo co Ketch, ale i on wylądował na kolanach, bo Riley zacisnęła drugą dłoń. Kątem oka zauważyłam, że sam próbował się wycofać, ale jedna z wiedźm zaszła go od tyłu i przyłożyła mu nóż do gardła. Wkurzony, skrzywił się i uniósł dłonie w poddańczym geście.

Byłam przerażona. Moje serce biło jak szalone. Miałam przy sobie tylko nóż, który był bezużyteczny.

„Cassie! Musisz mnie wpuścić!"

Rozejrzałam się wokół, a zakapturzone postacie zaczęły zacieśniać krąg. Wystawiły dłonie, a na opuszkach palców pojawił się ogień.

– Spłoniesz – powiedziała chłodno Riley. – Tym razem postaram się, żeby nic po tobie nie zostało. – Podeszła do Ketcha, złapała go za ramię i odwróciła w moją stronę. – Ale zanim to się stanie, zobaczysz jak twój ukochany umiera. – Położyła dłonie na obu bokach twarzy Arthura i zacisnęła palce. Dwie inne wiedźmy odciągnęły Deana, jemu również przykładając nóż do gardła. – Nikt z was tego nie przeżyje. Popełniłam błąd, pozwalając Dorothy ujść z życiem. – Uśmiechnęła się kpiąco. – Zabicie ciebie będzie idealnym wyrównaniem rachunków.

„Cassie! Musisz mnie wpuścić!"

Rozwścieczony głos prawie rozłupał moją czaszkę. Upadłam bezwładnie na kolana i pochyliłam głowę.

„Musisz mnie wpuścić! On zginie, rozumiesz?! Wszyscy zginiecie!"

Kolejna fala bólu przetoczyła się przez moje ciało. Byłam bliska utraty przytomności.

„Kim jesteś?" – zapytałam, wbijając palce w ziemię.

Ból, który nastąpił później, sprawił, że całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością.

Znalazłam się w miejscu, gdzie panował mrok. Powoli zaczęły rozświetlać go płomienie. Płomienie, które doskonale znałam. Spomiędzy nich wyszła zakapturzona postać – zmierzała w moim kierunku. Rozejrzałam się, szukając drogi ucieczki, ale dosłownie wszędzie był ogień.

– Cassie – szepnęła postać.

Wystraszona, spojrzałam na nią i w napięciu czekałam na to, co będzie dalej. Kobieta uniosła dłonie i jednym ruchem zrzuciła kaptur ze swojej głowy. Zamarłam – nie tylko moje ciało, ale również serce.

– To niemożliwe – mruknęłam pod nosem. – To po prostu... niemożliwe.

– A teraz mnie wpuścisz? – zapytała kobieta, a rysy jej twarzy się wyostrzyły.

– Tak – wykrztusiłam.

Znowu poczułam ziemię pod palcami, więc zorientowałam się, że znów byłam na rozdrożu. Ból mijał powoli. Uniosłam głowę i spojrzałam w kierunku Riley. Rzuciłam jej odważne spojrzenie, bo wiedziałam, co się wydarzy. Wstałam z kolan, czując delikatny ciężar na sercu, bo nie miałam żadnej pewności, czy przeżyję. Było mi wszystko jedno, bo oprócz determinacji, czułam się również oszukana. I to cholernie bolało.

Intensywnie niebieskie tęczówki zamrugały.

– Co? – warknęła Riley, ściskając mocniej twarz Ketch. – Nie jesteś wystarczająco silną. Nie jesteś nią.

Uniosłam rękaw bluzki, a potem wyciągnęłam nóż. Oczy Arthura zrobiły się ogromne. Zaczął się wyrywać.

– Cassie, nie rób tego! Słyszysz?! – Riley wbiła mu paznokcie w skórę, więc zamilkł, ale kiedy zobaczył, że przykładam ostrze do swojego ciała, ponowił próby. – Nie możesz! Cassie! – Po jego policzkach ściekała krew. – Cassie! Nie!

Przed oczami stanął mi znak, który miał nas ochronić. Wbiłam ostrze w skórę i od razu się skrzywiłam. Ketch był przerażony, ale na pewno nie z mojego powodu. Nie chciałam patrzeć na Winchesterów, bo wiedziałam, że oni z pewnością również nie byli zachwyceni tym, co wyprawiałam.

Nie miałam jednak innego wyboru.

– Dziewczęta – syknęła rozwścieczona Riley.

Kątem oka widziałam ogień na dłoniach wiedźm, który powiększał się z każdą kolejną sekundą. Nie miałam zbyt wiele czasu, dlatego wbiłam nóż głębiej i zaczęłam wycinać znak. Na moim czole pojawił się pot, a serce nie przestało bić w szalonym tempie. W innych warunkach już dawno bym zemdlała, ale teraz sterowała mną adrenalina i emocjonalny ból.

Nóż wypadł mi z dłoni.

Spojrzałam ostatni raz na Ketcha i zamknęłam oczy.

Potem widziałam już tylko ciemność.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użyła 4773 słów i 28014 znaków, zaktualizowała 14 lip 2021. Tagi: #fanfiction #supernatural #deanwinchester #samwinchester #wiedźmy

Dodaj komentarz