Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 5

Obracałam się dookoła, zastanawiając się, dokąd zabrała mnie Rowena. Pokój był mały i ciasny, a na podłodze walały się książki. Na samym środku stał niewielki stolik, na którym paliła się świeczka, która oświetlała jedną z najgrubszych książek, jakie kiedykolwiek widziałam. Tuż obok zauważyłam nóż, więc odruchowo przełknęłam ślinę, zerkając niepewnie na rudą.
– Gdzie jesteśmy?
– Nieważne – mruknęła, machając niedbale ręką, a potem podeszła do stolika i zaczęła wertować to grube tomisko. – Muszę odnaleźć zaklęcie, które pozwoli mi wejść do twojej głowy, omijając wszystkie zaklęcia, które zostawiła ta wariatka.  
Ściągnęłam brwi.
– O kogo ci chodzi?
Znieruchomiała, opierając dłonie o stolik i spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem.
– Kochaniutka, nie mamy czasu na struganie idiotki. Nie musisz nikogo chronić, bo doskonale wiem, kto grzebał w twojej główce.
– Naprawdę, nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz – powiedziałam twardo. – Nie znam żadnej wariatki.
Rowena westchnęła ciężko.
– Najwidoczniej wymazała ci częściowo pamięć, ale i to zaklęcie możemy cofnąć, o ile nie dorzuciła jakiegoś pakietu ochronnego.
– Dalej nie powiedziałaś mi, kogo masz na myśli.
– Dorothy Warren, mówi ci to coś? – Kręcę głową. – Nigdy nie poznałaś kobiety o tym imieniu? – Dalej zaprzeczałam energicznie głową i widziałam, jak żyłka na czole rudej zaczyna nerwowo pulsować. – Dlaczego miałoby komuś zależeć, abyś nie pamiętała o pewnych sprawach i ludziach, Cassandro?  
Wzruszyłam ramionami, spuszczając głowę.
– Nie przypominam sobie niczego, co mogłoby wskazywać, że mówisz prawdę – powiedziałam niepewnie, bawiąc się dłońmi.  
– I zarzucasz mi kłamstwo?!
– Nie, skąd – zaprzeczyłam szybko, chowając dłonie za siebie. – Po prostu, musiałaś mnie z kimś pomylić.
Rowena prychnęła pogardliwie, po czym popatrzyła na mnie krzywo,
– Może i kłamię, jeśli sytuacja tego wymaga, ale bezpodstawne oskarżanie o kłamstwo jakiejkolwiek wiedźmy, zazwyczaj kończy się śmiercią – mruknęła chłodno. – Mało przyjemną, tak dla jasności.
Zerknęłam przez ramię w stronę drzwi, z nadzieją, że zdołam do nich dobiec i uciec przed tą nieobliczalną kobietą. Dean miał rację, tylko dlaczego go nie posłuchałam? Tak bardzo chciałam mu udowodnić, że jestem odpowiedzialna i potrafię wziąć sprawy w swoje ręce?  
Przygryzłam mocno wargę, a potem spojrzałam ponownie na rudą, która mruczała coś niezrozumiałego pod nosem. Po krótkiej chwili, pokój ogarnęła ciemność.  
– Co się dzieje? – zapytałam wystraszona, a kiedy pokój ponownie został oświetlony, zabrakło mi powietrza w płucach, bo Rowena wyglądała, jakby uderzył w nią piorun. Miała włosy w nieładzie, podziurawioną i ubrudzoną sukienkę, mocno zaciśnięte usta i mord w oczach. Patrzyła z nienawiścią na książkę, a ręce trzęsły się jej ze złości, jakby miała za chwilę eksplodować. – Rowe…
– Ty – syknęła wściekle, a potem zaczęła iść w moim kierunku, celując we mnie palcem. – Kim ty jesteś, do cholery?!
Prawie potknęłam się o książki podczas cofania się, bo naprawdę nie uśmiechało mi się stanąć twarzą w twarz z rozwścieczoną wiedźmą.
– Ja… nie… to… nie… – jąkałam się, a potem upadłam. Ruda zatrzymała się i spojrzała na mnie z góry, jakbym była jakimiś robakiem.
– Dorothy Warren! Wiem, że na pewno mnie słyszysz, ty suko, więc oświadczam ci, że wydrapię ci te twoje zdradzieckie ślepia przy najbliższym spotkaniu!
Obraz rozmazał mi się przed oczami, a głowa zaczęła pękać. Głos uwiązł mi w gardle, a płuca bolały mnie do tego stopnia, że otwierałam i gwałtownie zamykałam usta, próbując nabrać powietrza.  
Nie wiem, ile czasu minęło, ale kiedy wszystko się uspokoiło i wreszcie mogłam otworzyć oczy, nie czując, że tracę grunt pod nogami, zorientowałam się, że jestem przed domem Warrenów. Przerażona, niepewnie podniosłam się z klęczek i rozejrzałam się wokół. Byłam sama, pośrodku pustki, jaką była ta część miasta. Cisza dźwięczała mi w uszach, a serce łomotało ze strachu.  
Dlaczego Rowena odesłała mnie właśnie w to miejsce? Dlaczego myślała, że mam coś wspólnego z rodziną Warrenów? I dlaczego, do cholery, ten dom mnie wyrzucił?
Z trudem zebrałam się w sobie i zaczęłam wspinać się po schodach, a potem zatrzymałam się w niedużej odległości od głównych drzwi. Ten ogromny dom przerażał mnie od pierwszej chwili, w której go ujrzałam, ale teraz czułam ten strach podwójnie, bo byłam sama.  
Podniosłam niepewnie dłoń i dotknęłam delikatnie palcami drewnianych drzwi. Poczułam drżenie, ale nie cofnęłam się, postanawiając położyć całą dłoń. Na drzwiach pojawiło się mnóstwo dziwnych znaków, które błyszczały.  
Głowa znowu zaczęła mi pękać, więc upadłam na kolana, łapiąc się mocno za włosy. Tym razem, zaczęłam głośno krzyczeć, bo mimo mocno zaciśniętych powiek, przed oczami zaczęły przesuwać się różne obrazy. Widziałam duże zielone oczy, a potem nieznajomą twarz kobiety, która uśmiechała się do mnie ciepło. Za nią, na ścianie, wisiały te same obrazy, które widziałam w domu Warrenów, ale w nienaruszonym stanie. Ból nasilił się do tego stopnia, że ostatni obraz znikł, a przede mną pojawiła się ciemność.
Po raz kolejny, wszystko ustało w jednej chwili. Zamrugałam kilka razy powiekami, powoli dochodząc do siebie.
Szybko zrozumiałam, że nic nie trzymało się kupy. Przecież nie znałam nikogo, kto nosiłby nazwisko Warren. Wychowałam się w normalnej rodzinie, która nigdy nie miała nic wspólnego ze światem, w którym znajdowałam się dzięki Jo.  
Wzięłam kilka głębszych wdechów, a potem wyprostowałam się i odwróciłam się plecami do budynku. Schodząc po schodach, musiałam się potknąć i przewrócić, więc gdy wreszcie wstałam i otrzepałam spodnie oraz dłonie z brudu, zdałam sobie sprawę, że Rowena wzięła mnie za kogoś innego, bo po co, potężnej wiedźmie potrzebna byłaby taka niezdarna i flegmatyczna dziewczyna? I po co, zadawałaby sobie tyle trudu i rzucała jakieś skomplikowane zaklęcia, aby wymazać pamięć?
To wszystko było pozbawione sensu.
Nie uśmiechało mi się wracać pieszo do domu, ale nie miałam przy sobie komórki, a w tą część miasta raczej nikt się nie zapuszczał, a tym bardziej o tej porze. Musiałam sobie radzić sama.

۞

Stałam dłuższy czas przed drzwiami domu Jo i nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, aby wejść. Zerknęłam przez ramię na czarną Impalę i poczułam mocne skurcze żołądka. Nie chciałam stanąć twarzą w twarz z Deanem i słuchać jego kazania, bo chociaż miał rację, nie miał prawa znęcać się psychicznie nade mną. Wystarczy mi sama świadomość, że jestem niedorajdą życiową, która jest skazana na życie w cieniu.  
Spojrzałam na swoje brudne dłonie i spodnie, poprzecierane na kolanach. Westchnęłam ciężko i zdobyłam się na otwarcie drzwi. Ledwo przekroczyłam próg, a od razu doskoczył do mnie Dean, zaciskając mocno zęby i patrząc na mnie z takim lodem w oczach, że mimowolnie skuliłam się w sobie.
– Jesteś w siebie zadowolona?! – warknął, czym zmusił mnie do spuszczenia głowy. – Kto normalny idzie sobie na pogawędkę z wiedźmą?! – Milczałam, bo nie widziałam sensu w bronieniu się, skoro i tak nie zrozumie. – Nie znasz się na naszej robocie i nie znasz Crowley’a, ani tym bardziej jego stukniętej matki! Oboje są dla nas niebezpieczni i fakt, że pojawili się tutaj w pokojowych zamiarach niczego nie zmienia!
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, nad którymi nie panowałam.  
– Myślałam, że…
– No dokończ! Co takiego uroiło ci się w głowie?! – Chciałam go minąć i zaszyć się w swoim pokoju, ale zastąpił mi drogę. – Nie wymigasz mi się od wyjaśnień, więc przestań się mazgaić i zacznij gadać!
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, a potem poczułam ciepłe ramiona Jo, które mnie objęły.  
– Spieprzaj, Dean – warknęła do niego. – Rowena ci coś zrobiła? Cassie? Słyszysz mnie?
Ponad ramieniem blondynki, widziałam wściekły wyraz twarzy Deana, który wydawał się być człowiekiem bez uczuć. Nawet nie próbował, a pewnie nie chciał, zrozumieć mojego postępowania.  
Odsunęłam się od Jo, unikając jej współczującego spojrzenia.
– Pomyliła mnie z kimś – powiedziałam szybko, wykręcając sobie palce. – Myślała, że znam jakąś Dorothy z rodu Warrenów, ale nie przypominam sobie nikogo takiego.  
Obok nas pojawił się również Sam, zerkając na mnie z troską.
– Wszystko w porządku, Cassie?  
– Tak, ale Rowena zachowywała się, jakby straciła rozum.  
– Nic nowego – mruknął Dean. – Jakbyś najpierw…
– Dean – upomniał go Sam. – Możesz chociaż na chwilę skupić się na czymś innym niż wściekanie się?
– Postąpiła…
– Nieważne! – krzyknęła Jo. – Najważniejsze, że jest cała i zdrowa, więc zejdź mi lepiej z oczu, bo za jej łzy oberwie ci się, Winchester. Prędzej niż myślisz!
Brunet uderzył dłonią w ścianę, ale zniknął nam z pola widzenia, więc odetchnęłam z ulgą. Otarłam brudnymi dłońmi policzki z łez, patrząc z bladym uśmiechem na Sama i Jo.
– Dziękuję – szepnęłam.
Sam zmarszczył brwi.
– Mówiłaś, że Rowena pomyliła cię z kimś, ale…
– Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? – zapytała blondynka, biorąc mnie pod ramię. – Teraz należy ci się gorąca kąpiel i dużo snu.  
Pokiwałam głową, pozwalając się zaciągnąć do łazienki.  

۞

Leżałam w łóżku, zakopana w pościeli, która miała mnie chronić przed światem. Gdzieś w kącie mojej głowy czaiła się myśl, że gdybym nie spotkała Jo i nie zapragnęła takiego szalonego życia, jak ona to pewnie byłabym w zupełnie innym miejscu, z dala od Winchesterów. Problem w tym, że potrzebowałam kogoś takiego jak Jo, bo byłam sama na świecie. Rodzice zniknęli w nieznanych okolicznościach, gdy ukończyłam dwanaście lat, a potem byłam pod opieką pani Doris, która mogła zająć się mną tylko do osiemnastego roku życia. Krótko po mojej wyprowadzce, zniknęła z miasta, a razem z nią, cząstka mnie.  
Mimo wrodzonej nieporadności, poradziłam sobie ze wszystkim, choć nie było łatwo, a teraz czułam się, jakbym miała znów osiemnaście lat i niepewny grunt pod nogami.
Wtuliłam policzek w poduszkę i pomyślałam o Deanie.
Dlaczego był wobec mnie taki niemiły, chamski i trudny do zniesienia? Co ja mu takiego złego zrobiłam? Nie mógł znęcać się nade mną, skoro na pomysł zrobienia ze mnie łowcy, wpadła Jo.
Poczułam w sobie chęć udowodnienia mu, że się nadaję, chociaż to był absurdalny pomysł, bo przecież potrafiłam potknąć się na prostej drodze.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 1978 słów i 11074 znaków, zaktualizowała 30 gru 2020.

Dodaj komentarz