Nie zamierzałam mówić tego w ten sposób. Informacja o medalionie miała paść na sam koniec, żeby nie wzbudzić aż takiego poruszenia. Dean wyglądał na zszokowanego. Gdybym była na jego miejscu, to z pewnością zareagowałabym podobnie.
Odbyłam długą rozmowę z Ketchem, bo wiedzieliśmy, że Winchesterzy będą drążyć temat i nie odpuszczą, dopóki nie dostaną wystarczających odpowiedzi. Na początku zrezygnowaliśmy z mówienia o medalionie, ale szybko okazało się, że to właśnie medalion był odpowiedzią, której szukaliśmy. Odpowiedzią, która była wystarczająca. Odpowiedzią, która mogła zamknąć usta wszystkim niedowiarkom.
– Ktoś wybudził moc medalionu – powiedziałam lekko wzburzonym głosem. – Jeszcze nie wiemy, kto to zrobił, ale sytuacja jest bardzo… skomplikowana.
– Nie wiemy? – powtórzył Dean jadowitym tonem. – Rozmawiałaś o tym z Ketchem?
– A z kim innym?
– Nie sądzę, żeby był dobrą osobą do…
– Na szczęście nie masz decydującego głosu – syknęłam. – Czy mógłbyś chociaż na chwilę odłożyć swoją nienawiść na bok i spojrzeć na niego łaskawszym okiem?
– Wczorajszej nocy…
– Wiem, co mówiłam – mruknęłam, a w moim głosie pobrzmiewała frustracja. – On i tak jest w to wplątany. Zawsze był.
– Możesz mówić jaśniej, do cholery?
Westchnęłam, próbując zebrać myśli. Musiałam działać ostrożnie, żeby nie powiedzieć więcej niż zamierzałam. Kręciłam się wokół półprawd i tak musiało pozostać. Tylko w taki sposób mogłam uratować kilka istnień więcej.
Coś boleśnie zakuło mnie w piersi, bo czas przyspieszył i zmierzał w zatrważającym tempie ku końcowi. Zabrakło miejsca na pomyłki.
– Nie bez powodu Samantha wytypowała osobę niemagiczną. Tylko w taki sposób mogła uratować ród Warrenów przed wojną domową. Już wiesz, że medalion ma ogromną moc i nie może go dotknąć nikt oprócz Dziedziczki. Wiedźmy, a tym bardziej te żyjące już bardzo długo, czasami wpadają na durne pomysły, bo kochają władzę. U Riley było to widoczne już w dzieciństwie, dlatego Samantha miała więcej czasu na podjęcie odpowiednich kroków.
Zamilkłam, bo powracanie do jednego i tego samego wspomnienia wzbudzało rozdrażnienie, z którym nie potrafiłam sobie do końca poradzić.
– Do czego zmierzasz?
Musiałam zagryźć zęby i wydusić z siebie resztę, nawet jeśli to wciąż była półprawda.
– Dorothy rzuciła zaklęcie na Chloe, aby ochronić ją przed śmiercią. Sam widzisz – wskazałam dłonią na całe swoje ciało – że jej plan się powiódł. Część Chloe przeżyła wojnę domową, dlatego medalion nie wpadł w niepowołane ręce, co tylko wkurzyło jeszcze bardziej Riley i resztę.
– Co Chloe zrobiła z medalionem?
– Na pewno go schowała – odpowiedziałam szczerze. – Nie znam miejsca. Nie znajduję go również we wspomnieniach Chloe. Dorothy ani żadna inna wiedźma również go nie znają. Prawda została głęboko ukryta. Sądzę, że to takie dodatkowe zabezpieczenie.
– Najwidoczniej niewystarczające, skoro ktoś dorwał medalion.
Wzięłam głęboki wdech i obejrzałam się przez ramię. Tak jak sądziłam, Sam i Jo przyglądali nam się przez okno. Kątem oka dostrzegłam ruch z boku budynku. Obróciłam głowę i zobaczyłam barmana. Najwyraźniej Dean miał rację i flirtowałam, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nigdy nie czułam się pewnie w sprawach damsko-męskich. Może nadszedł czas na wybadanie nowego gruntu.
Byłam bardzo ciekawa, co na to powiedziałby Dean.
– Wpadłaś mu w oko – skomentował.
Obróciłam się do niego przodem i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Uwiera cię to i z chęcią poznałabym powód, ale skończmy jeden temat, a potem możemy przejść do kolejnego.
Dean uniósł kącik ust.
– Rządzisz się.
– A tobie się to podoba.
Na jego twarzy zagościł przemądrzały uśmieszek.
– Powinienem być zaniepokojony twoją przemianą, a jest na odwrót.
Przewróciłam oczami.
– Za chwilę dostaniesz odpowiedź, na którą czekasz. Uzbrój się w cierpliwość – mruknęłam z frustracją. Milczał, dlatego mówiłam dalej: – Medalion nie został odnaleziony. Wybudzono tylko jego moc. – Westchnęłam ciężko. – Moc, która od razu zaczęła mnie szukać, bo jako część duszy Chloe jestem z nim połączona.
– Jak to się stało, że skorzystałaś z jego mocy? Skąd w ogóle wiedziałaś, że to moc medalionu?
Zadał pytanie, którego się bałam. Znałam poprawną odpowiedź, ale musiałam zważać na słowa i bardzo ostrożnie je dobierać.
– Takiej mocy nie sposób pomylić z niczym innym. Ignis odeszła, zabierając ogień ze sobą, więc to musiało być coś potężniejszego. Ketch dostał informację od Brytyjskich Ludzi Pisma, że użyto medalionu.
– No tak – prychnął Dean. – Pierdolona sekta ma porządny, drogi sprzęt.
– Nie wiem, skąd dowiedział się William, ale jego wiedza sugeruje, że potwory działają w zmowie. O użyciu medalionu mogły się dowiedzieć również wiedźmy, nie tylko te z rodu Warrenów. Tak naprawdę każda, która zna starą magię.
Dean wypuścił głośno powietrze z płuc.
– Czyli teraz każdy chce twojej głowy?
Zaśmiałam się drwiąco.
– Martwa na nic im się nie zdam – odpowiedziałam z nutką rozbawienia. – Potrzebują mnie żywej. Dlatego William chciał rozmawiać. Uznał, że wyrównaliśmy rachunki i mógłby dobić ze mną targu.
– Zgodziłaś się?
Wytrzymałam spojrzenie Deana, które wędrowało po całej mojej twarzy. Sprawdzał mnie. Badał, czy byłam z nim szczera.
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Moc medalionu jest zbyt potężna i nie będę w stanie jej ujarzmić. – To też było prawdą, choć cholernie smutną. – Potrzebowałabym Ignis, a jak dobrze wiemy, jej już z nami nie ma.
Badawcze spojrzenie Deana zaczęło mnie krępować.
– Jeśli coś ukrywasz, to lepiej mów, bo już zdążyłaś się przekonać, że milczenie prowadzi do śmierci.
Pokiwałam głową.
– Wiem o tym. Wiem więcej niż sądzisz – rzuciłam kąśliwie. – Zapomniałeś już z kim rozmawiasz i do czego mam dostęp.
Zmarszczył brwi.
– Czy medalion ma wpływ na ciebie?
– Niestety tak – skłamałam. – Połączyłam się z nim na kilka sekund, a już zdążył narobić szkód. Gdyby połączenie potrwało dłużej, to nie byłoby czego zbierać.
Dean wybałuszył na mnie oczy.
– Eksplodowałabyś?
Skrzywiłam się, bo od razu uruchomiła się moja wyobraźnia.
– Nie. Spotkałoby mnie coś o wiele gorszego. – Wzdrygnęłam się mimowolnie. – Skutki używania medalionu są… straszne, dlatego nie rozumiem, dlaczego komukolwiek na nim zależy. Każde użycie mocy ma swoje konsekwencje.
– Alison wspominała, że nawet potężne wiedźmy mają problem z ujarzmieniem tej magii, bo jest ona czysta i bardzo, bardzo stara. Podobno wampiry i inne istoty płoną od samej energii płynącej z serca medalionu.
Skrzywiłam się.
– Alison dużo wie na temat medalionu – mruknęłam niezadowolona.
– Nie podoba ci się to – zauważył. – Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami, udając obojętną. Nie chciałam jeszcze nikomu mówić o swoich obawach. Ukrywałam przed Ketchem dużo rzeczy, bo nie spodziewałam się, że wspomnienia Chloe mogą być taką skarbnicą wiedzy. Starałam się trzymać je w ryzach, bo ciągłe wracanie do nich było jak tortura. Chloe nie miała lekkiego życia, a mnie zostało go już niewiele. Nie mogłam tracić ostatnich miesięcy na przeżywanie cierpienia kogoś, kto od dawna nie żyje.
– Alison nie należy już do rodu Warrenów, więc nie powinna interesować się medalionem – odpowiedziałam na odczepnego.
– Fakt, chociaż bardzo przejęła się śmiercią Caroline.
Na dźwięk tego imienia do mojej głowy próbował wcisnąć się obraz skromnej dziewczyny. Jej usta poruszały się, ale nie potrafiłam z nich nic wyczytać. Wspomnienie było pozbawione dźwięku. Miałam wrażenie, że ktoś specjalnie przy nim coś majstrował, aby ukryć coś ważnego.
– Caroline...
Gdy sama wymówiłam to imię, to przed moimi oczami zobaczyłam zupełnie inne wspomnienie.
– Przechowaj to dla mnie – powiedziałam, wyciągając dłoń z kopertą w kierunku Caroline. Wyglądała na przerażoną. – Proszę.
Nigdy nie prosiłam, ale bardzo zależało mi, aby list z informacjami nie trafił w niepowołane ręce. Caroline nie była wiedźmą, więc jej dom był bezpieczny. Nie przewijały się przez niego wiedźmy, tylko zwykli śmiertelnicy, który pragnęli usłyszeć swoją przyszłość za kilka dolarów.
– Nie powinnaś tu przychodzić.
– Nie mam innego wyboru. Caroline, proszę.
Położyła drżącą dłoń na środku klatki piersiowej i powoli pokręciła głową, wycofując się w głąb pokoju. Jej twarz była blada jak ściana.
– Jeśli Riley się dowie…
– Właśnie chodzi o to, aby się nie dowiedziała – powiedziałam z naciskiem. – Wiem, że mogę ci zaufać.
– Nie powinnaś nikomu ufać, Chloe.
– Pewnie kiedyś przepłacę to swoim życiem – zażartowałam, siląc się na uśmiech. – Zrób to dla mnie.
– Jak długo…?
– Ktoś na pewno ją odbierze. – Przez moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz, bo doskonale wiedziałam, co poprzedzi to wydarzenie. – Na pewno rozpoznasz tę osobę.
– Jakim cudem? – zapytała zaskoczona.
Podeszłam do Caroline, chwyciłam ją za dłoń i wcisnęłam w nią list.
– Będziesz wiedzieć. Zaufaj mi.
Nie wiem, co zobaczyła w moich oczach, ale zacisnęła usta i pokiwała głową. W duchu odetchnęłam z ulgą. Wciąż odczuwałam mocny niepokój, ale dotyczył tego, co miało niebawem nadejść. Nie byłam gotowa.
– Cassie?
Zamrugałam i odetchnęłam głęboko, bo na krótką chwilę straciłam czujność i pozwoliłam wspomnieniu Chloe przejąć władzę nad moimi myślami.
– Co się stało?
Potrząsnęłam głową, żeby oczyścić głowę.
– To tylko kolejne niechciane wspomnienie – burknęłam pod nosem, mając nadzieję, że nie będzie dalej drążył tematu. – Chciałam powiedzieć, że Caroline była nieszkodliwa, więc jestem zaskoczona, że ktoś postanowił ją zabić.
– Może to był przypadek – zasugerował Dean, przyglądając mi się uważnie. – Co to było za wspomnienie?
Oczywiście, że musiał zapytać.
– Dotyczyło rozmowy Caroline i Chloe.
– O czym rozmawiały?
– To nieistotne – odpowiedziałam ze złością. – Nie mam kontroli nad tymi wspomnieniami. Wystarczy jedno słowo, a od razu próbują się odpalać, chociaż wcale tego nie chcę.
– Może w taki sposób próbują cię na coś naprowadzić?
Zamyśliłam się przez chwilę.
– Chloe poprosiła Caroline, aby coś dla niej przechowała. – Zmarszczyłam czoło, próbując dostrzec w skrawku wspomnienia, co było napisane na kopercie. – To był list. Chloe twierdziła, że ktoś po niego przyjdzie i Caroline rozpozna tę osobę.
Dean otworzył szeroko oczy i zaczął przeklinać. Odepchnął się nogą od samochodu i uderzył dłonią w maskę. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem, bo kochał Impalę i zabiłby każdego za najmniejszą rysę.
– Śmierć Caroline jednak nie była przypadkowa – wyrzucił z siebie wkurzony. – Na jej kolanach znaleźliśmy list z twoimi inicjałami.
Zamarłam.
– Gdzie on jest?
– Ketch go zabrał.
Gniew, który poczułam, prawie rozerwał mnie od środka. Powinien mi go dać, a jednak nie napomknął nawet słowem, że znalazł list zaadresowany do mnie w domu Caroline. To musiało być coś ważnego, skoro Chloe osobiście go dostarczyła. Miał nie wpaść w niepowołane ręce.
– Chloe wiedziała – wykrztusiłam zaskoczona.
Dean uniósł brwi.
– Co wiedziała?
– Wiedziała, że umrze – odpowiedziałam wciąż zaskoczona. – Wiedziała, że zbliża się rytuał i umrze. Wiedziała o podziale dusz. Wiedziała też, że to ja pewnego dnia zgłoszę się do Caroline po ten list. – Zadrżałam. – Ketch też wiedział.
Byłam tak skupiona na przeżywaniu, że przez chwilę straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Gniew – większy niż zazwyczaj – pochłaniał mnie od środka i był skierowany tylko w jedną osobę. Chloe ufała mu i kochała go, ale jak mogła cokolwiek czuć do osoby, która nie miała żadnego problemu z kłamaniem i oszukiwaniem? Nie mógł wiedzieć o liście. Gdyby wiedział, z pewnością towarzyszyłby Chloe. Pojechała do Caroline sama, bo nie chciała, żeby dowiedział się o tym cholernym liście!
Oddychanie przychodziło mi z trudem.
– Cassie!
Nie zareagowałam na swoje imię, zbyt skupiona na poczuciu zdrady.
– Cassie!!!
Moc przyszła nieoczekiwanie, uspokajając moje drżące ciało. Po chwili zdałam sobie sprawę, że zaciskałam pięści. Rozluźniłam dłonie i wtedy poczułam ciepło. Ogień niczym cienka wstążka owijał się wokół moich palców, dodając mi sił.
– CASSIE!!!
Drgnęłam i zamrugałam. Moc medalionu wycofała się niezadowolona do swojego źródła.
– Jadę do Ketcha – zakomunikowałam, a następnie odwróciłam się na pięcie i podeszłam szybkim krokiem do swojego samochodu.
Dogonił mnie Dean i zastawił drogę.
– Zanim pojedziesz i będziesz próbowała go zabić, może wyjaśnisz mi, co takiego się stało, że zgubiłaś swoją niezdarność?
Musiałam wziąć kilka głębokich wdechów, bo gniew nie odpuszczał. Musiałam jak najszybciej rozprawić się z Ketchem i zmusić go do oddania listu.
– To medalion – odburknęłam.
– Medalion, który dokonuje cudów – zironizował Dean. – Mówisz prawdę czy…
– Mówię prawdę, do cholery – warknęłam, mrużąc oczy. – Jeśli zaraz nie zejdziesz mi z drogi, to pożałujesz.
Nie przestraszył się. Stanął w lekkim rozkroku i założył ramiona na klatce piersiowej. Wyglądał na zdeterminowanego. Rozbawił mnie swoją postawą. Opadły mi ręce, a gniew rozpłynął się w powietrzu.
– Widzę, że wreszcie się uspokoiłaś – zauważył trafnie. – A teraz wrócimy do baru, porozmawiamy z Jo i Samem, odpowiadając na setki pytań. Napijemy się piwa i pogramy w rzutki, aby rozładować trochę twój gniew. Dopiero potem pojedziemy do Ketcha.
– Nigdzie nie jedziesz!
– Nie zamierzam stać z boku i patrzeć, jak zagłębiasz się w tym syfie.
Nie wierzyłam, że cokolwiek, co było związane ze mną, go obchodziło, ale nie chciałam się kłócić. Gniew tymczasowo odpuścił, więc nie zamierzałam go znowu wybudzać.
– Chcę załatwić to sama.
– Wybacz, że to powiem i zaznaczę, że wcale nie zamierzam cię obrazić, ale jesteś jak tykająca bomba. Śmierć Ketcha z pewnością ucieszyłaby wielu łowców. W tym mnie. Ale nie sądzę, żeby ucieszyła również ciebie.
Miał rację. Wspomnienia Chloe zmieniły mój sposób postrzegania jego osoby. Na pewno miał ważny powód, aby nie mówić o liście. Może czekał na odpowiedni moment albo… próbował mnie chronić. Błagałam go, aby nie pozwolił mi się wycofać. Może list mógłby wpłynąć na moją decyzję.
– Masz rację – przyznałam również na głos.
Zauważyłam jego przemądrzały uśmieszek i przewróciłam oczami.
– Bardzo często wywracasz oczami – wytknął.
– Bo brakuje mi sił do ciebie.
Westchnęłam i obejrzałam się przez ramię w stronę baru. Nic nie stało na przeszkodzie, abym dobrze bawiła się tego wieczoru. Moje dni były policzone. Picie piwa, granie w rzutki, flirtowanie z barmanem… Takie rzeczy robiły zwykłe dziewczyny, które nie miały pojęcia o istnieniu istot paranormalnych. Chociaż raz mogłam poudawać, że jestem jedną z nich.
Dodaj komentarz