Patrzyłam na zaskoczone twarze, doskonale zdając sprawę, że są zawiedzeni. Sam próbował się do mnie uśmiechnąć, ale i tak wiedziałam, że żywił nadzieję. Nawet Jo, a szczególnie ona, wydawała się zawiedziona. Gdybym posiadała moc, nie byłoby mowy o żadnym niebezpieczeństwie. Ale byłam tylko cieniem Chloe – tą wybrakowaną wersją, której nie chciał nawet Ketch. Zakochał się w Ignis, ale nie zależało mu na mnie, tylko na moim ciele. Chciał zachować je w idealnym stanie, żeby Chloe mogła wrócić. Ja się nie liczyłam.
– Chloe – zaczęła Rowena, ale pokręciłam gwałtownie głową, nie chcąc, żeby mówiła dalej.
– Nie nazywaj mnie tak.
– To twoje prawdziwe imię – nie odpuszczała. – Cassie jest tylko przykrywką. Teraz, gdy znasz prawdę, wypadałoby...
– Nie jestem Chloe – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Nic nie pamiętam z dawnego życia. Strzępki wspomnień są bezużyteczne.
– Ale...
Zmroziłam wzrokiem Jo, która próbowała się wtrącić.
– Spokojnie, Cassie – spróbował Sam. – Jesteśmy nieco zdezorientowani i nie wiemy... – Westchnął. – Nie wiemy, kim jesteś, więc nie wiemy też, jak powinniśmy z tobą rozmawiać, a tym bardziej po tym, co się wydarzyło.
– Jestem Cassie – burknęłam. – Cassandra Winwood, jeśli mam być dokładniejsza – dorzuciłam z drwiną. – Chloe umarła, zabierając ze sobą wszystkie wspomnienia, moc i inne bzdury. Nie zamierzam o niej rozmawiać, a już w szczególności o tym, co się wydarzyło na rozdrożu.
– Posłuchaj – odezwał się Dean, na co odruchowo zacisnęłam dłonie w pięści. – Możesz wkurzać się do woli, ale musimy poznać prawdę. Tamte wiedźmy uciekły, więc...
– Ketch wytropi je i zabije – przerwałam mu brutalnie. – Ignis – mruknęłam niechętnie, zauważając ich pytające spojrzenia.
– Powiedziała ci coś jeszcze? – zapytała Rowena.
Zatrzymałam falę wspomnień, które wbiła mi do głowy Chloe. Znałam całą prawdę. Wiedziałam, dlaczego dusza Chloe została rozdarta i znałam imię osoby, która była za to odpowiedzialna. Ignis prosiła mnie, żebym milczała i nikomu nie ufała. Ten jeden raz w życiu zamierzałam kogoś posłuchać.
– Nie zdążyła – skłamałam, patrząc jej prosto w oczy.
– Chloe potrafiła lepiej kłamać.
Najeżyłam się.
– Powinnaś już iść – mruknęła Jo, podnosząc się z kanapy.
– Opowiedziałam wam historię Ignis, więc oczekuję zapłaty.
Miałam ochotę krzyczeć. Za moimi plecami dobijali targu z wiedźmą!
– Co jej obiecaliście? – warknęłam, postępując krok do przodu.
– Może Chloe umarła, ale jej duch walki pozostał – powiedziała rozbawiona Rowena, uśmiechając się sztucznie. – Obiecali mi rozmowę z tobą.
– Opowiedziałaś im moją historię za moimi plecami, chociaż sama jej nie znam, i na dodatek mieli zamiar zmusić mnie do rozmowy z tobą?!
– Nie dramatyzuj – ochrzaniła mnie wiedźma. – Dobrze znasz swoją historię.
Zgrzytnęłam zębami.
– Nie ma mowy.
– Umowa to umowa. – Wzruszyła ramionami. – Nigdzie mi się nie spieszy, więc mogę tak tu stać całą wieczność i czekać, aż wreszcie łaskawie zgodzisz się ze mną porozmawiać.
Przy „łaskawie" poczułam nieprzyjemny dreszcz.
– Rowena – warknął Dean, gwałtownie wstając. – Chyba się zapominasz.
– Kolejny kłamczuch – mruknęła znudzona wiedźma. – Ty też chciałbyś poznać prawdę. Sądzę nawet, że spodobała ci się Chloe. Macie dużo wspólnego. I ty na pewno nie popełniłbyś tego błędu co Ketch. Nie zakochałbyś się w łowczyni, która od urodzenia sama sobie kopie dół. Preferujesz słabe kobiety, które nie potrafią się bronić, a ich śmierć odciska dożywotnie piętno na twoim życiu. Ile razy dzisiaj katowałeś się w myślach z powodu śmierci Lisy?
Mrugam, nie nadążając za nagłą zmianą tematu. Nie wiedziałam nic o Lisie. Co prawda, Jo wspominała, że Dean był kiedyś zakochany i ta miłość miała tragiczne zakończenie, ale nie przypuszczałam, że posiada sumienie.
– Zamknij się – zawarczał Dean.
– No cóż, trafiłam. – Rowena uśmiechnęła się, a potem odwróciła w moją stronę. – Może przestaniemy tracić czas i przejdziemy do meritum?
Obrzuciłam wszystkich obecnych nienawistnym spojrzeniem. Postawili mnie pod ścianą. Pamiętałam, jak Dean wściekł się, gdy poszłam z Roweną bez jego zgody. Co się zmieniło? Co mi umknęło?
– Porozmawiamy w moim pokoju – zarządziłam.
Odwróciłam się i zaczęłam powoli wspinać się po schodach, zaciskając palce na poręczy. Gdybym posiadała moc, puściłabym ten dom z dymem, ale najpierw przywiązałabym Deana do tej poręczy, żeby nie mógł uciec.
Chloe mogła mieć jednak rację.
۞
Stałam przy oknie z założonymi rękami, wpatrując się niezbyt przychylnym wzrokiem w Rowenę, która była zajęta podziwianiem pokoju.
– Przeciwieństwa – szepnęła pod nosem. – Dwie dusze w jednym ciele. – Przeniosła na mnie wzrok i westchnęła głośno. – Dużo w tobie gniewu. Wyczułam go na dole.
– O czym chciałaś porozmawiać?
– Nie czujesz się dziwnie?
Prychnęłam pogardliwie.
– Mam uwierzyć, że obchodzi cię moje samopoczucie? – zadrwiłam. – Mów, co masz mi do powiedzenia, a potem wynoś się z tego domu.
– Chloe spaliła połowę twojej duszy.
Zamarłam.
Przez całe moje ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Jeszcze nie wiedziałam, z czym wiązało się spalenie duszy, ale Ignis o tym wspominała. Odeszła, bo spaliła swoją część duszy. Mówiła też coś o długu...
Nieprzyjemny skurcz w żołądku sprawił, że musiałam oprzeć się dłonią o okno.
– Co to znaczy? – zapytałam głosem napiętym od emocji.
– Chloe była zbyt słaba, żeby zabić Riley, dlatego musiała zaczerpnąć moc od ciebie.
– Zaklęcie – wybełkotałam. – Tu nie chodziło o wpuszczenie Chloe do mojego ciała.
– Nie – przyznała Rowena. – Pradawne runy mają potężną moc. Przypieczętowałaś zaklęcie swoją krwią. – Przewróciła oczami. – Waszą krwią – sprostowała. – Chloe z pewnością nie zamierzała cię zabijać. Może miała nawet nadzieję, że nie będzie musiała korzystać z twojej duszy, ale... skończyło się jak się skończyło.
Nie potrafiłam w to uwierzyć. Chloe mnie okłamała. Obiecała, że zadba o moje bezpieczeństwo, że nic złego mi się nie stanie. Mówiła o mojej przyszłości: rodzinie, dzieciach, normalności.
– Co tak naprawdę oznacza spalenie duszy?
– Im więcej duszy spalisz, tym stajesz się mniej ludzka. Nie będziesz już odczuwała tak intensywnie emocji jak kiedyś. Zaczniesz łatwiej wpadać w gniew, tak jak dzisiaj.
– Czy...
– Nie.
Zamiast złości, poczułam bezradność.
– Moja niezdarność nie zniknie?
– Nie – odpowiedziała z lekkim wahaniem.
Choć odpowiedź brzmiała jednoznacznie, wcale taka nie była. Widziałam w oczach Roweny błysk. Już rozumiałam, że nasza rozmowa nie miała dotyczyć mojej duszy. To był tylko wstęp. Miałam się załamać, żeby potem bez zastrzeżeń zgodzić się na propozycje wiedźmy.
Nie dziwiłam się, dlaczego łowcy gardzili Roweną. Była wyrachowaną suką.
– Mów – ponagliłam ją, całkowicie ignorując głos rozsądku, który kazał mi wyrzucić wiedźmę za drzwi.
– Bystra dziewczyna – pochwaliła mnie, uśmiechając się nieszczerze. – Masz rację. Przyszłam tutaj z pewną osobistą misją. – Westchnęła teatralnie, poprawiając grzywkę. – Już pewnie zauważyłaś, że jestem dość bezprośrednia i gardzę gatunkiem ludzkim.
– Turdno nie zauważyć – burknęłam. – Czego chcesz?
– Nie będę owijała w bawełnę, bo doskonale wiem, że Chloe nienawidziła długich pogawędek. – Zignorowała moje prychnięcie i mówiła dalej: – Wiem, czego pragniesz i wiem też, jak możesz to dostać. – Potrząsnęła głową z dziwnym wyrazem twarzy. – Zapłata może ci się nie spodobać, ale nie ma innego sposobu na pomiecięcie serii zaklęć Dorothy. Idiotka dobrze cię zabezpieczyła. Nawet Alison musiała odczuć skutki wtargnięcia na teren ten walniętej wiedźmy.
Zmrużyłam oczy.
– O czym ty gadasz, do cholery?
– Nie jesteś naturalnym tworem. A jeśli mam być delikatniejsza, to powinnaś już nie żyć ze sto razy. Zaklęcia ochronne Dorothy przedłużyły twoje życie, nie tylko chroniąc cię przed twoją „wrodzoną" niezdarnością, ale również usuwając cię z radaru wszystkich potworów.
Zamrugałam.
– Moment. Chcesz mi powiedzieć, że to czym jestem, to tylko przykrywka? – zapytałam zdumiona.
Rowena przewróciła teatralnie oczami.
– Myślałaś, że Ignis była taką fajtłapą?! – Prychnęła pogardliwie. – Dorothy dobrze wiedziała, co się stanie, gdy dusza zostanie podzielona. Tylko jedna z was dostała moc i to nie byłaś ty. – Posłała mi kolejny nieszczery uśmiech. – Dlatego musiała znaleźć sposób, żeby ochronić cię przed zgrają potworów, które z ogromną przyjemnością by cię zabiły.
– Naczelny – syknęłam.
– Stoi na wierzchołku całej, potwornianej góry lodowej – zadrwiła Rowena. – Jesteś na liście wielu innych potworów, które są przekonane, że nie żyjesz. Niebawem pewnie dotrze do nich informacja, że to kłamstwo. Spartoliliście sprawę z wiedźmami z kręgu Riley. Wszystkie powinny zginąć.
– Ketch wytropi je i zabije – powtórzyłam.
– Oby był szybszy niż ich jadaczki.
Przewróciłam oczami.
– Dopóki istnieje nadzieja, że Ignis powróci, nie zrobi nic, co mogłoby zabić jego ukochaną – powiedziałam chłodno. – Robił wszystko, co w jego mocy, żebym nie dowiedziała się prawdy, ale chronił mnie.
– I złamał ci serduszko – mruknęła prześmiewczo. – Po czym już wiadomo, że nie jesteś prawdziwą Chloe.
– Tak, wiem – warknęłam, zaciskając pięści. – Jestem jej marną kopią.
– Już tak nie przesadzaj – ochrzaniła mnie. – Jesteś po prostu kawałkiem niej. Nic nie potrafisz i stwarzasz kłopoty.
Oddychałam z trudem. Gdybym miała moc Chloe, z pewnością pozbawiłabym życia tą rudą wywłokę. Nie chciałam zastanawiać się nad gniewem, które przepełniał całe moje ciało. Nic mnie już nie obchodziło. Nigdy nie byłam sobą. Nie mogłam być. Nikt nie dał mi takiej szansy, a nawet gdy już ją dostałam, to przeszłość deptała mi po piętach.
– Lepiej mów, co masz mi do powiedzenia, a potem wynoś się stąd – rzuciłam lodowato, krzyżując ręce na piersiach. – Nie mam całego dnia.
– Nawet jesteście podobne – zaśmiała się.
Pokręciłam głową.
– No już dobrze – mruknęła uspokajająco Rowena. – Znalazłam rozwiązanie.
– Rozwiązanie?
– Obejście zaklęć Dorothy – wyjaśniła.
– Naprawdę muszę cię ciągnąć za język? – syknęłam, postępując krok do przodu.
Wargi Roweny rozciągnęły się w dziwny, dość przerażający uśmiech.
– Twoje dni są policzone, Cassie. Jesteś tworem, który nie powinien istnieć. Gdy Ignis była jeszcze w twoim ciele, to pełniła rolę strażniczki, a raczej jej magia to robiła. Teraz nie ma już nic, Cassie. – Opuściła nisko ramiona. – Twoja dusza cały czas się pali. Nie zostało ci zbyt wiele czasu, a potem nastąpi koniec.
Poczułam bolesny ucisk w okolicach serca.
– Umrę? – zapytałam wystraszona.
– Śmierć byłaby z pewnością lepszym wyborem – odpowiedziała wymijająco.
Nabrałam ostrożnie powietrza do płuc, bo nie spodobały mi się słowa wiedźmy. Nic mi się nie podobało. Pragnęłam, żeby wyszła, ale jednocześnie musiałam poznać całą prawdę.
– Co to dokładnie znaczy?
– Prędzej dorwą cię potwory i rozszarpią na kawałki, albo zwariujesz.
Wzięłam kilka głębszych oddechów.
– Przestań mówić zagadkami – warknęłam sfrustrowana. – Nie uwierzę, że przyszłaś tutaj, aby poinformować mnie o mojej rychłej śmierci.
– Masz rację – przyznała Rowena. – Istnieje rozwiązanie, które może ominąć ten cały cyrk.
Patrzyłam na nią wyczekująco, nie rozumiejąc dlaczego tak cholernie wszystko przedłużała. Chciałam wiedzieć, na czym stałam i dowiedzieć się, co mam robić, żeby nie umrzeć.
– Czyli? – syknęłam zniecierpliwiona.
– Pakt z demonem.
۞
Leżałam w wannie, czując dziwną pustkę. Rowena nie naciskała na nic. W pewien sposób musiała zdawać sobie sprawę, że zrzuciła na mnie bombę, z którą nie potrafiłam sobie poradzić. Nigdy nie paktowałam z demonami i zdawałam sobie sprawę, że nie było to dobre rozwiązanie. Nasłuchałam się wystarczająco dużo opowieści ze strony Jo i Winchesterów, aby wiedzieć, że dobijanie interesów z samym diabłem było głupie i kończyło się śmiercią. Podświadomie przeczuwałam, że wiedźma przemilczała inne kwestie, bo szczerze wątpiłam, aby zależało jej na moim marnym żywocie, skoro nie posiadałam żadnej magii.
Kolejną kwestią była magia Dorothy, z którą wciąż byłam związana. Rowena nazwała to „poważnym problemem". Dorothy była potężniejsza, a jej magia nie była stłamszona. Bez problemu mogłaby zająć miejsce Ignis, jednak z jakiegoś nieznanego mi powodu, postanowiła chronić życie niemagicznej istoty. Ignis sprawiała wrażenie zimnej suki. Nie rozumiałam, dlaczego tyle osób z przyjemnością oddałoby za nią życie. Mnie utrzymywano przy życiu tylko dla niej. Nikt nie dbał o moje uczucia, zdrowie psychiczne i fizyczne. Dean zbyt kochał Jo, żeby pozwolić mi umrzeć, dlatego tak zbzikował na punkcie mojej ochrony.
Przypomniałam sobie o spotkaniu z Naczelnym. Nie uratował mnie Dean. Zaczynałam powoli rozumieć, że sympatycy Ignis bali się, że Winchesterowie odkryją prawdę. Mieli przy sobie aniołów, a nawet znali samego Króla Piekła. Prędzej czy później przeprowadziliby śledztwo. Nie potrafiłam do końca wyobrazić sobie tego, co działoby się później. Ale nic dziwnego, że robili wszystko, aby trzymać Deana z daleka ode mnie.
Przez moją głowę przeleciało jeszcze jedno wspomnienie. Już wiedziałam, że tamtego demona i ducha pokonałam dzięki Ignis. To ona walczyła. Nie ja. A Dean był zachwycony. Nawet flirtował ze mną, chociaż ten stek bzdur, który wypadł z jego ust, był tylko skutkiem ubocznym porządnego uderzenia w głowę.
Ciche pukanie do drzwi wywołało grymas na mojej twarzy. Spodziewałam się, że nie wytrzymają zbyt długo i zaczną zadawać pytania, ale miałam nadzieję, że nie stanie się to tak prędko.
– To ja – krzyknęła Jo przez drzwi. – Mogę wejść?
– Biorę kąpiel – burknęłam w odpowiedzi, na wszelki wypadek dorabiając więcej piany, aby moje ciało pozostało ukryte.
– Wiem i wcześniej to nie był dla ciebie problem.
Wypuściłam cicho powietrze z płuc i schowałam dłonie pod wodą, żeby Jo nie mogła zauważyć zaciśniętych pięści. Po rozmowie z Roweną wiedziałam, że powinnam kontrolować swoje emocje, a głównie złość. Byłam wybrakowanym egzemplarzem, któremu nie zostało zbyt wiele życia. Nie miałam zamiaru nikomu o tym mówić. Najpierw chciałam sama zdobyć potrzebne informacje.
– Wejdź.
Jo wślizgnęła się do łazienki i cicho zamknęła za sobą drzwi, a następnie usiadła na brzegu wanny. Kiedyś lubiłam te nasze spotkania. Opowiadałyśmy sobie z Jo o facetach i wzajemnie poprawiałyśmy sobie humor.
– Nie mogłaś wytrzymać, co? – zapytałam bez ogródek. – Uprzedzę twoje pytanie: nie, nie jest ze mną w porządku, dlatego potrzebuję czasu, do cholery.
– Jesteś dziwnie... wkurzona – zauważyła Jo, uważnie przyglądając się mojej twarzy. – O czym rozmawiałyście z Roweną?
– O niczym istotym.
– Siedziała u ciebie ponad godzinę.
– I co z tego? – syknęłam poirytowana. – Rozmawiałyśmy o Ignis – skłamałam.
– Czyli o tobie?
– O Ignis – warknęłam i szybko wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić. – Może i nazywam się Chloe Walters, ale tak naprawdę już na zawsze pozostanę Cassandrą Winwood – powiedziałam stanowczo, wpatrując się w pianę.
– Jesteś... inna – mruknęła powoli Jo. – Martwię się o ciebie. Nie chcę, żebyś została z tym sama. Jestem twoją przyjaciółką i zrobię wszystko, aby ci pomóc. Wiesz o tym, prawda?
– Wiem.
– Dean i Sam też chcą ci pomóc.
– Chcą Chloe.
– Nieprawda – zaprzeczyła energicznie Jo. – Jesteś nią, czy tego chcesz czy nie. Po prostu musimy wiedzieć... pewne rzeczy, aby ci pomóc.
Mówienie o pomocy było łatwe. Oni zawsze chcieli mi pomóc, dlatego ostatnie miesiące przysporzyły mi więcej cierpienia niż zakładałam. Nie chciałam być łowczynią. Świat Winchesterów i Jo, owszem, był niezwykle fascynujący, ale nie dla mnie. Nie dla dziewczyny, która potykała się o własne nogi.
– Sama sobie pomogę.
– Cassie...
– Dość, Jo. – Popatrzyłam chłodno na moją przyjaciółkę, którą traktowałam jak siostrę. – Za każdym razem, gdy próbujecie mi pomóc, wpadam w jeszcze większe kłopoty. To moje życie, więc pozwól, że sama poszukam rozwiązania.
– Nie znasz się na naszym świecie...
– To nieistotne – przerwałam jej. – Nie obchodzi mnie wasz świat, tylko świat Chloe, który wypełniony jest wiedźmami i magią. Cała wasza trójka nienawidzi jednego i drugiego, dlatego nie mów, że postaracie się mi pomóc. Ja mogę coś ugrać, ale nie wy.
– Cassie, brzmisz jak... – Jo zmarszczyła brwi. – Coś jest nie tak.
– Czuję się osaczona, rozumiesz? Ledwo uszłam z życiem! Dowiedziałam się, że Ketch miał mnie w dupie i chciał utrzymać moje ciało w idealnym stanie dla swojej prawdziwej miłości. Riley próbowała mnie zabić, bo wmówiła sobie, że jestem zagrożeniem. Jestem tylko pionkiem, Jo. Głupim pionkiem w grze, w której nie znam zasad. Nikt z was ich nie zna, dlatego nie próbuj mi mydlić oczu, że jest inaczej.
– Cassie...
– Koniec. Potrzebuję chwili oddechu. – Posłałam przyjaciółce lodowate spojrzenie. – Więcej niż cholerne pięć minut.
Jo westchnęła cicho. Na jej twarzy malowała się troska. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że nie potrafiłam się kontrolować, ale rozmowa z Roweną całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Musiałam szybko znaleźć tymczasowe rozwiązanie, zanim ktokolwiek się zorientuje, że czegoś mi brakuje.
– Dobrze. Damy ci tyle czasu, ile potrzebujesz, ale nie odsuwaj nas – powiedziała cicho. – Nie unikaj nas i rozmawiaj z nami.
Pokiwałam niechętnie głową.
– Obiecujesz, Cassie?
– Obiecuję – odpowiedziałam, nie będąc pewna, czy mówiłam szczerze czy nie.
Niczego już nie byłam pewna.
Dodaj komentarz