Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 40

Patrzyłem na otaczający mnie świat w zwolnionym tempie. Krzyknąłem i skoczyłem w stronę Cassie, ale była szybsza. Ketch próbował ją zatrzymać i skończyło się fiaskiem. Złapał się za dłoń, sycząc cicho z bólu. Spojrzałem na Cassie i zamarłem.

Znowu płonęła.

Rozejrzałem się wokół - Sam i Jo wyglądali tak, jakby wrośli w ziemię. Wpatrywali się w Cassie, która od razu przeszła do ataku. Po jej minie szybko wywnioskowałem, że dobrze znała tego wampira - on ją również. Żadne z nas nie było przygotowane na to, co stało się później. Dziewczyna runęła na ziemię. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi, bo pomyślałem, że została ranna, ale głośny śmiech wampira uzmysłowił mi, że Cassie po prostu się potknęła.

Potknęła się.

Potknęła się przed wampirem, którego chciała zaatakować i zabić.

Wiedziałem, że powinniśmy jej pomóc, ale gdy tylko Jo zrobiła krok do przodu, przestała otaczać nas cisza. Odgłosy łamanych gałęzi i głośne warknięcia jasno wskazywały, że nikt nie miał zamiaru czekać, aż wreszcie znajdziemy się w środku. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Wampir doskoczył do Cassie i nachylił się nad nią. Szybko oceniłem sytuację, rozglądając się wokół. Przeciwnicy mieli przewagę. Mogłem wspomóc brata i Jo, przerzucając odpowiedzialność za dziewczynę w sweterku na Ketcha. Wiedziałem, że nie miałby nic przeciwko, ale mógłby wykorzystać to później przeciwko mnie. Nie wątpiłem w jego chęć ochrony Cassie. Kochał Chloe, więc z pewnością poświęciłby dla niej swoje życie.

Byłem zdezorientowany.

– Co robimy? – syknął Sam, również rozglądając się wkoło.

– Idę po Cassie – odezwał się Ketch.

Nie przemyślałem niczego, tylko zastąpiłem mu drogę, wskazując podbródkiem na bandę wampirów, która nas otoczyła. Ketch - jak i cała jego sekta - byli świetni w zabijaniu. Nie mieli żadnych skrupułów i nigdy nie pochylali się nad rannymi.

– Pomożesz Samowi i Jo – zarządziłem.

– Winchester – warknął.

Nie miałem zamiaru wdawać się z nim w dyskusję. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę Cassie. Dwóch wampirów natarło na mnie, ale pozbawiłem ich głów dwoma szybkimi ruchami maczety. Wampir zacisnął dłoń na ramieniu dziewczyny i uniósł przednią część jej ciała. Odrzucił strzelbę na bok i przeszył mnie spojrzeniem. Zamarłem, bo ciało Cassie było bezwładne. Wampir nic sobie nie robił z jatki, która się rozpoczęła. Zacząłem biec. Wampiry pojawiały się przed mną znikąd, a ja bez zastanowienia odcinałem im głowy. Wpadłem w furię, gdy zobaczyłem, że Cassie była ciągnięta po ziemi i kilka sekund później zniknęła w mroku tego przerażającego domu. Nie mogłem od razu za nią pobiec, bo musiałem pokonać przeszkody.

Skupiłem się na walce, czując, jak pot spływał mi po twarzy. Większość wampirów była żółtodziobami, które nie miały zielonego pojęcia o walce. Próbowały mnie gryźć, ale każdego, kto się zbliżył, witałem maczetą. Walczyłem i jednocześnie kontrolowałem sytuację. Jo nie była wprawiona w zabijanie wampirów, ale świetnie sobie radziła, chroniąc tyły Sama. W dwójkę radzili sobie o wiele lepiej niż ja. Za to Ketch przemienił się w maszynkę do zabijania. Tę część jego osobowości miałem nieprzyjemność kiedyś zobaczyć na własne oczy, dlatego jego brutalne zagrania nie robiły na mnie żadnego wrażenia.

Przebiłem się wreszcie przez pierwszą falę wampirów i wbiegłem do domu, zaciskając dłoń na zakrwawionej maczecie. Cassie leżała w dziwnej pozycji na środku pokoju. Przed nią stał ten sam wampir, który kilka minut wcześniej śmiał się z jej potknięcia. Zamarł i uniósł na mnie wzrok.

– Spodziewałem się, że na ratunek przybędzie jej prywatny ochroniarz, dupek Ketch – wymamrotał, przekrzywiając głowę. – Nic mi nie wiadomo o Winchesterach, które współpracują z wiedźmami.

– Cassie nie jest wiedźmą – warknąłem.

– Wiem, Dean. Nigdy nią nie była, ale potrafiła uprzykrzyć niejednemu potworowi jego marne życie. – Uniósł kącik ust w kpiącym uśmiechu. – Teraz jest bezużyteczna i to sprawia, że zemsta wydaje się bardziej… realna?

Przełknąłem z trudem ślinę. Usłyszałem cichy pisk. Wampir obrócił głowę w bok. Spojrzałem w to samo miejsce i zesztywniałem. Pod oknem siedziało dziesięć młodych dziewczyn. Kilka z nich miało zakrwawione szyje. Wytężyłem wzrok i dostrzegłem ugryzienia, które jasno wskazywały, że wampiry pożywiały się nimi.

Sprawa zaczęła się komplikować.

– Czy ja nie mówiłem, że macie zamknąć te swoje pieprzone jadaczki?!

Dziewczyny przycisnęły dłonie do twarzy, a z ich oczu pociekła dodatkowa porcja łez. Musiałem odwrócić wzrok, więc skupiłem go na ciele Cassie. Miała niewielką ranę na łuku brwiowym, z której sączyła się krew oraz duży siniec na prawym policzku. Opuściłem wzrok na sweterek i zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że branie jej ze sobą nie będzie dobrym pomysłem. To było do przewidzenia, że wpakuje nas wszystkich w dodatkowe kłopoty.

– Dean, czy ja dobrze widzę?

Zgrzytnąłem zębami i popatrzyłem na wampira.

– Nie przepadasz za nią, prawda? Widzę niechęć w twoich oczach, a to bardzo rzadko się zdarza, gdy chodzi o piękne kobiety. – Usiadł na podłokietniku podniszczonego fotela i splótł dłonie na udzie. – Jestem… zaintrygowany.

– Kim jesteś?

Wampir przeczesał dłonią czarne włosy i uśmiechnął się nieszczerze.

– Przez chwilę przeszło mi przez myśl bycie niemiłym, ale szybko przypomniałem sobie, że Cassandra nie jest Chloe, więc pewnie nie powiedziała wam o wielu rzeczach. – Westchnął przesadnie. – O mnie na pewno nie usłyszeliście, bo legendy o wielkiej i nieustraszonej Chloe nic nie mówią o porażkach – dodał drwiąco.

– Nie znałem Chloe – powiedziałem szczerze.

– Ale Ketch ją znał i to bardzo dobrze. – Uśmiech, jaki wpełzł mu na twarz, miałem ochotę zetrzeć pięścią. – O tej wielkiej miłości na pewno słyszałeś.

Chciałem odwrócić się i sprawdzić, jak sobie radziła reszta, bo wampir wyglądał na kogoś, kto miał dużo czasu i nie zamierzał niczego przyspieszać.

– Do czego zmierzasz?

– Była moim ulubionym daniem.

Zacisnąłem mocniej dłoń na maczecie, gotowy w każdej chwili doskoczyć do niego i pozbawić go głowy. Byłem bliski popadnięcia w morderczy obłęd, którego nienawidziłem. Myśl, że ktokolwiek posilał się Cassie…

Wampir zmarszczył brwi.

– Trudno cię rozgryźć, wiesz? Z jednej strony gardzisz tą dziewczyną i żałujesz, że zabraliście ją ze sobą, bo na pewno przeszło wam przez myśl, że to pułapka. Z drugiej… nie jest ci wcale obojętna.

– Kim jesteś? – powtórzyłem, bo miałem serdecznie dość głupich gierek słownych.

– No cóż, niech ci będzie. O twojej słabości do Cassandry porozmawiamy później. – Westchnął głośno i opuścił wzrok na nieprzytomną Cassie. – Jestem William.

– Willy.

Zamrugałem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ten niewyraźny głos należał do Cassie. Próbowała otworzyć oczy, ale tylko wykrzywiała twarz - prawdopodobnie z bólu. Chciałem jej pomóc, ale musiałem przemyśleć strategię działania. Pod oknem siedziały niewinne dziewczyny, które bały się głośno oddychać, żeby nie wkurzyć tego dupka.

Zerknąłem na Williama i zesztywniałem, bo jego wyraz twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Siedział sztywno, gapił się na Cassie z obrzydzeniem i zaciskał zęby. Sam nie byłbym zadowolony, gdyby ktokolwiek nazwał mnie kutasem. Chloe nie przebierała w słowach i naprawdę była nieustraszona, skoro w taki sposób pogrywała sobie z potworami wyższej rangi. William musiał być kimś ważnym, bo Nicholas nie powierzyłby czegoś wielkiego jakiemuś żółtodziobowi.

– Chciałem być dla ciebie miły, skoro nie jesteś już sobą, ale chyba nie jesteś tak bezbronna, jak mi powiedziano – rzucił chłodno. – Ale sprawdzimy to. Obiecuję.

To, co zobaczyłem w oczach Williama, przyprawiło mnie o nieprzyjemne dreszcze. Chloe naprawdę zalazła mu za skórę, a Cassie oczywiście nie mogła zrobić tego, o co prosiłem, do cholery! Miała udawać bezbronną, słabą… Istniała szansa, że William nabrałby się na te bzdury, ale nie. Cassie uwielbiała sprowadzać na siebie kłopoty.

Musiałem szybko wymyślić jakiś plan, dlatego skorzystałem z okazji i obejrzałem się przez ramię. Wampirów było już mniej. W zasięgu wzroku miałem tylko Ketcha, ale zareagował i tuż po ścięciu kolejnej głowy, spojrzał na mnie i nieznacznie skinął głową. Prawie odetchnąłem z ulgą, bo to oznaczało, że nikt nie zginął. Może byli ranni, ale żywi.

Wróciłem spojrzeniem do Williama, który nadal wpatrywał się w Cassie. Z jego oczu biła nienawiść.

– Wstawaj – nakazał jej.

Cassie zaśmiała się cicho, co wprawiło mnie w osłupienie. Spodziewałem się najgorszego, dlatego zrobiłem krok do przodu, ale szybko odpuściłem, bo czujne spojrzenie Williama przygwoździło mnie do podniszczonej podłogi.

– Nie radzę wam próbować mnie przechytrzyć, bo Chloe prawie przepłaciła to swoim życiem. To były piękne czasy. – Skrzywił się nieznacznie. – Gdyby Nicholas nie miał do niej słabości, to pewnie nie żyłaby już od dawna.

– Gadanie – prychnęła Cassie, próbując się podnieść. Wsparła się na dłoniach, ale szybko opadła z powrotem na podłogę z cichym łoskotem. – Gdybym była Chloe, to rozszarpałbym cię na kawałki.

– Pech chciał, że jednak nią nie jesteś – zadrwił William, unosząc kącik ust. – To trochę smutne, bo uwielbiałem wojowniczość Chloe. Cholernie podnięcająca, co nie Dean?

Zamrugałem.

– Słucham? – spytałem głucho.

– Nicholas dużo mi o tobie opowiedział. O Samie również. Ale to ciebie uważam za bardzo ciekawy przypadek. Świetny łowca i łamacz damskich serc. – Uśmiechnął się upiornie. – Już chyba powoli zaczynam rozumieć, dlaczego przyszedłeś za nią zamiast Ketcha.

– Nic nie wiesz, do cholery – syknąłem.

– Doprawdy? – zakpił, poruszając ramionami.

– Mów, czego chcesz.

– Nie przeciągaj struny – ostrzegł. – Wiem, co próbujesz osiągnąć, ale muszę cię zmartwić. Niestety, nie pokonacie nas. Może twoi przyjaciele zabiją wielu moich pobratymców, ale Nicholas to przewidział. – Coś niebezpiecznego błysnęło w jego lewym oku. – Zna was bardzo, bardzo dobrze.

Nie zabrzmiało to dobrze. Miałem ochotę wybiec z tego domu i pobiec do Sama oraz Jo, ale nie mogłem zostawić bezbronnej Cassie. Wiedziałem, że ten dupek liczył na to. Mógłby ją wtedy porwać, bo dziewczyna nie miała siły wstać.

– Czego chcesz – powtórzyłem.

– Oddaj mi Cassandrę, a nikomu z twoich przyjaciół włos z głowy nie spadnie.

– Pewnie już kilka spadło.

William zaśmiał się sztucznie.

– Nicholas miał rację. Potrafisz być zabawny. – Niespodziewanie spoważniał. – Oddasz mi ją, a odwołam moich braci i siostry.

– Braci i siostry – prychnęła Cassie, obracając się z trudem na bok. Skrzywiła się z bólu, ale uniosła głowę, żeby spojrzeć Williamowi w oczy. – Gardzisz nimi. Gdybyś ich nie potrzebował, to nie zabrałbyś ich ze sobą.

– Mówił ci już ktoś, że za dużo gadasz? – zapytał, wbijając w nią lodowate spojrzenie.

– Nie dostaniecie go.

– Nie wiem, o czym mówisz.

Zacisnąłem zęby.

– Cassie – upomniałem ją, ale zignorowała mnie.

– Medalion przepadł – powiedziała stanowczo.

William zmrużył oczy.

– Chloe potrafiła lepiej kłamać – mruknął zawiedziony.

Przypomniałem sobie, że to samo powiedziała Rowena. Zerknąłem na Cassie, która raptownie zbladła jeszcze bardziej. Zadrgały jej powieki, gdy w skupieniu przyglądała się Williamowi. Próbowała zrobić dobrą minę do złej gry, ale wiedziała, że przegra z kretesem.

– Mówię prawdę – upierała się. – Medalion przepadł – potwórzyła spanikowana. – Chloe nie zdradziła mi miejsca jego pobytu. Nie mam mocy, więc jestem bezużyteczna. – Zacisnęła usta, próbując dosięgnąć pobliskiej ściany. – Spytaj Deana, kim jestem. Najgorszą wersją Chloe, która nic nie potrafi.

– Nie rób z siebie ofiary – ofuknął ją. – Jeszcze chwilę temu wyzywałaś mnie od kutasów, a teraz zmieniłaś zdanie i postanowiłaś poudawać bezużyteczną kukiełkę wiedźm? – Pochylił się do przodu, opierając łokcie na udach. Jego twarz nie wyrażała głębszych emocji, ale oczy płonęły z nienawiści. – Wiemy, co zrobiłaś, żeby zabić Aitanę. – Przekrzywił głowę. – Ketch pewnie też wie, prawda?

Zgrzytnąłem zębami. Moja klatka piersiowa unosiła się gwałtownie, bo byłem wściekły. Cassie mówiła, że użyła starej magii i brzmiała szczerze, więc nie rozumiałem, dlaczego poczułem się oszukany. Poprzednia noc odkryła wiele kart, ale nie przypuszczałem, że mogła to być manipulacyjna sztuczka, aby uśpić moją czujność.

William wyprostował się gwałtownie i obrzucił mnie rozbawionym spojrzeniem.

– Ktoś tutaj zaraz wybuchnie ze złości – zażartował. – Może to przekona cię, że powinieneś oddam nam dziewczynę i uratować przyjaciół, w tym Ketcha, który z pewnością jest z tobą bardziej szczery niż Cassie.

– Nie – wydusiłem z trudem, ledwo nad sobą panując. Zaciskałem boleśnie palce na maczecie. Przesunąłem lewą nogę lekko na bok, żeby ułatwić sobie atak. – Nie dostaniecie jej.

– No cóż – mruknął z udawanym żalem, wstając. – Szkoda, że nie udało nam się dojść do porozumienia, ale… – Uśmiechnął się szeroko. – To nie jest koniec.

W momencie, w którym przestał mówić, okno nad nastolatkami roztrzaskało się na kawałki, a do środka wpadły wampiry. Podskoczyłem w stronę Cassie, objąłem ją w pasie i podniosłem. Myślałem, że będą próbowali wziąć ją siłą, ale mój żołądek wywrócił się do góry nogami, gdy jeden po drugim zaczęli zabijać niewinne dziewczyny. Krzyki pełne bólu i strachu raniły moje uszy, a ja stałem jak dupek na środku pomieszczenia i nie byłem pewien, czy powinienem dalej ochraniać Cassie, czy próbować ratować nastolatki.

Miałem poważny dylemat.

– Dean! – syknęła spanikowana Cassie, odsuwając się ode mnie.

Poruszyłem się, ale było już za późno. Blade, zakrwawione ciała były porozrzucane po podłodze. Jedna z dziewczyn wierzgała nogami, próbując się uwolnić ze stalowego uścisku wampira, ale ledwo zrobiłem krok do przodu, a drogę zatarasował mi William. Pogroził mi palcem, gdy uniosłem maczetę.

– Na twoim miejscu nie próbowałbym tego robić.

Dziewczyna krzyczała wniebogłosy za plecami Williama. Wiedziałem, że nie miałby szans, bo wampiry miały przewagę.

– Miło było cię poznać, Dean.

William zaczął cofać się w stronę rozbitego okna, razem z resztą wampirów i dziewczyną, która wciąż krzyczała. Zanim zniknęła mi z oczu, zauważyłem krwawe ślady na jej szyi, które były zupełnie inne niż te, które zauważyłem wcześniej. Tym razem nie były oznaką pożywiania się - wampiry pogryzły ją świadomie, zostawiając w jej ciele swój pieprzony jad.

Opuściłem maczetę i ruszyłem w stronę okna. Przeskoczyłem na drugą stronę, wołając brata, Jo, a nawet tego dupka, Ketcha. Zjawili się po dłuższej chwili, ścierając z twarzy krew. Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem Cassie, która powoli zmierzała w naszą stronę. Powinniśmy wrócić do bunkra i omówić dalszy plan działania, ale byłem tak wkurwiony na tę dziewczynę, że pokręciłem tylko głową. Miałem nadzieję, że wyczytała z mojego wyrazu twarzy, jak bardzo byłem rozczarowany nią, jej zachowaniem i tym całym syfem, która robiła wokół siebie.

Przez nią zginęło dziewięć niewinnych dziewczyn, a dziesiąta została zainfekowana, więc częściowo ją również można było spisać na straty.

– Dean, co się stało? – zapytała Jo, zerkając ze strachem na swoją przyjaciółkę. – Jak Cassie?

– Mają jedną dziewczynę. Jedyną ocalałą – warknąłem, wskazując maczetą kierunek, w którym się udali. – Musimy ich dorwać, zanim odjadą.

– To nie jest dobry pomysł – stwierdził Sam, ciężko oddychając od wcześniejszego wysiłku.

– A masz lepszy? – naskoczyłem na niego i nie czekając na odpowiedź, odwróciłem się do Ketcha. – A ty? Idziesz ze mną?

Ketch obejrzał się na Cassie i westchnął ciężko.

– Idziemy – mruknął zrezygnowany.

– Dean! – warknęła Jo.

Wreszcie dołączyła do nas poobijana Cassie. Wyglądała okropnie, ale nie zamierzałem jej współczuć – sama sobie była winna.

– Zabiją was – powiedziała, próbując spojrzeć mi w oczy, chociaż ja nie chciałem, żeby w nie patrzyła. – Dean! Słyszysz mnie?

– Idziemy – zarządziłem, udając głuchego.

– Dean!

Ruszyłem jako pierwszy, nie oglądając się za siebie. Przemawiała przeze mnie wściekłość pomieszana z żalem. Sądziłem, że po ostatniej nocy coś zmieniło się w naszej relacji. Myślałem, że Cassie zaczęła mi ufać. Byłem przekonana, że wszystko, o czym mi powiedziała, to prawda.

Jak bardzo się myliłem.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 3031 słów i 17536 znaków.

Dodaj komentarz