Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 48

Wyszedłem z domu ofiary i wsiadłem do Dzieciny, poprawiając tanią marynarkę.

Sprawa od samego początku wydawała się podejrzana. W domu państwa Robertsonów zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Sytuacja stała się medialna, gdy małżeństwo zostało zamknięte w samochodzie i prawie się udusiło. W ostatniej chwili puściła blokada drzwi. Potem nastąpiła seria niewyjaśnionych wypadków, takich jak: wybicie okien w środku dnia, podkręcanie ogrzewania na maksimum lub na minimum, latające noże, odkręcanie gazu w kuchni, zamykanie drzwi od wewnątrz. Nikt nie zainteresowałby się tym wszystkim, gdyby Kate Robertson nie wierzyła głęboko w duchy i życie pozagrobowe. Udzieliła wywiadu jednej z blogerek, która zajmowała się czarną magią. Sam znalazł wszystkie potrzebne informacje na temat tej kobiety i okazało się, że była oszustką, zarabiającą na biednych, zdesperowanych ludziach.

Chwyciłem komórkę i zadzwoniłem do Sama.

– Cześć, Dean. Rozmawiałeś z Kate Robertson?

Wypuściłem powietrze.

– Tak i już wiem, że kłamie.

– Dlaczego tak sądzisz?

– Zachowywała się bardzo podejrzanie. Uważała na słowa i co chwilę zerkała przez ramię, jakby spodziewała się, że ktoś nagle wyjdzie z kuchni.

– A jej mąż? – drążył Sam.

– Mark jest w delegacji i wróci za trzy dni.

– Kate pytała, dlaczego taką sprawą zajmuje się FBI?

Spojrzałem w stronę domu.

– Nie, bo ją ubiegłem, mówiąc, że to może być masowy nalot przestępców zajmujących się nielegalną sprzedażą nieruchomości.

Usłyszałem donośny śmiech po drugiej stronie.

– Serio? – prychnął Sam.

Ściągnąłem brwi.

– Oczywiście!

– I uwierzyła w to?

– Sammy, kiedy zaczniesz wierzyć w moje umiejętności? – zapytałem zimno, powoli ruszając. – Z tą kobietą jest coś mocno nie tak.

– Sugerujesz, że może wiedzieć coś więcej?

– Skoro wierzy w duchy i chodzi do wróżki, to odpowiedź jest jasna, prawda? – odbiłem piłeczkę. – Zwerbuję Cassie do tej sprawy, a ty z Jo jedźcie szukać schronu rodziców Chloe i dawajcie na bieżąco znać, jeśli potrzebowalibyście wsparcia.

– Czy mogę głośno wyrazić swój sprzeciw odnośnie twojego przebywania sam na sam z tą dziewczyną? – zapytał Sam, chociaż doskonale znał odpowiedź.

– Nie.

– Hmm, świetnie – podsumował.

– To tylko polowanie, Sam. Nic wielkiego.

– Obyś miał rację.

Uznałem rozmowę za zakończoną, dlatego szybko pożegnałem się z bratem i dodałem gazu, chcąc się znaleźć jak najszybciej w bunkrze, aby opowiedzieć Cassie o sprawie i zastanowić się nad jej rozwiązaniem.

۞

Położyłem siatkę z piwami na stole i w tym samym momencie w pomieszczeniu pojawiła się odpicowana Cassie. Zamurowało mnie. Opuściłem ręce wzdłuż ciała, nie mogąc oderwać wzroku od dziewczyny. Wyglądała obłędnie. Uniosła brew i wzruszyła ramionami.

– Agentki FBI raczej się tak nie ubierają – skomentowałem, zatrzymując wzrok na miejscu, w którym kończyła się obcisła, granatowa sukienka. – Powinnaś postawić na coś skromniejszego.

– O czym ty mówisz? – zapytała zaskoczona, wygładzając materiał na udach.

– O naszej sprawie – przypomniałem, ściągając brwi. – Myślałem, że Sam przekazał ci wszystkie informacje o małżeństwie Robertsonów i ich nawiedzonym domu.

– Idę na randkę, więc albo zajmiesz się tą sprawą sam, albo poczekasz na mnie kilka godzin – wyjaśniła, chcąc mnie minąć.

Złapałem ją za rękę i obróciłem przodem do siebie.

– Idziesz na randkę? – spytałem, bardzo wolno wymawiając ostatnie słowo. – Zwariowałaś?

– Nie zwariowałam i puść mnie – powiedziała, wyrywając rękę. – Nie zbawi cię kilka godzin, więc nie przesadzaj.

– Z kim?

Zignorowała mnie, dlatego stanąłem jej na drodze. Skrzyżowała gniewnie ramiona na klatce piersiowej. Zignorowałem fakt, że biust Cassie uniósł się nieco, przez co mogłem bezczelnie gapić się na jej dekolt.

Czy ona naprawdę chciała wyjść w tej sukience?

– To nie jest twoja sprawa.

Poszedłem w ślady Cassie i również skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej. Prychnęła wkurzona, wysuwając wojowniczo podbródek do przodu.

– Kto to jest? – rzuciłem chłodno.

– Sam wie.

Zacisnąłem zęby.

– Dlaczego ja nie mogę wiedzieć?

– Bo masz ze wszystkim problem i będziesz chciał mnie kontrolować? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Nie chcę popsuć sobie tego wieczoru, więc będzie lepiej, jeśli pożyjesz trochę w niewiedzy. – Uśmiechnęła się słodko. – Nie umrzesz od tego.

Chciałem coś powiedzieć, ale uniosła dłoń, dając mi znać, że jeszcze nie skończyła swojego bezsensownego wywodu. Każde z nas dobrze wiedziało, jak to się skończy. Pieprzoną kłótnią. Musiałem przyznać przed samym sobą, że takie zakończone bardzo by mi się spodobało, bo lubiłem się z nią kłócić.

– Nie zamierzam słuchać twoich kazań, dlatego nawet się nie wysilaj, bo od razu wyjdę.

– To człowiek?

– Tak.

– Jesteś tego pewna? – drążyłem, z trudem panując na złością.

– Tak – mruknęła zirytowana. – Skończyłeś już przesłuchanie?

– Nie powinnaś narażać niewinnych ludzi.

Przewróciła oczami.

– Bardzo mi przykro, ale nie zamierzam również niczego sobie odmawiać. Chociaż jednej osobie zależnie na mnie, a nie na Ignis czy Chloe. Lubił mnie taką, jaką byłam wcześniej, dlatego mam pieprzoną pewność, że dokonałam właściwego wyboru.

Zgrzytnąłem zębami, przygotowując się do długiej batalii. Zamrugałem zaskoczony, gdy Cassie niespodziewanie minęła mnie i ruszyła w stronę schodów.

– Nie skończyłem! – zawołałem za nią.

– Ale ja skończyłam! – odkrzyknęła, nawet się nie odwracając.

Odprowadziłem ją spojrzeniem, nie potrafiąc oderwać wzroku od jej tyłka i nóg. Sukienka naprawdę dobrze na niej leżała i eksponowała to, czego żaden inny facet nie powinien widzieć. Inny niż ja.

Szybko doprowadziłem się do porządku, szukając powodu tłumaczącego moje popieprzone zachowanie. Zapędziłem się w swoich myślach, ale byłem wyprowadzony z równowagi, bo Cassie mnie zignorowała. Tak, z pewnością właśnie o to chodziło.

Drzwi wyjściowe trzasnęły, a mnie ogarnęła jeszcze większa wściekłość. Już nawet nie chodziło o sam fakt, że Cassie poszła na randkę. Wybrała innego faceta, a nie mnie.

۞

Piłem piwo i szukałem informacji o Roberstonach. Zazwyczaj zajmował się tym Sam – nie bez powodu. Potrafił się odnaleźć w internecie, nie tak jak ja. Mnie wszystko zajmowała o wiele więcej czasu. Ale uparłem się, że brat pojedzie z Jo, więc musiałem poradzić sobie sam.

Media społecznościowe były puste, bo małżeństwo nie należało do ludzi wylewnych i nie rozpisywało się o swoim życiu. W innym przypadku uznałbym to za zaletę, ale w obecnej chwili było przeszkodą. Duch musiał być w jakiś sposób z nimi spokrewniony, bo mieszkali w domu od kilku lat, a wszystko zaczęło się raptem trzy miesiące temu, co już dużo mówiło o charakterze całej sprawy.

Zerknąłem na komórkę, która milczała od piętnastu minut. Wysłałem Cassie wiadomość, w której grzecznie zapytałem, kiedy ma zamiar wrócić i mi pomóc. Z ledwością powstrzymywałem się, aby kazać jej natychmiast wracać do bunkra. Gdybym tak zrobił, dziewczyna z pewnością zrobiłaby mi na złość.

Wróciłem do przeglądania profilu Kate i nagle się cofnąłem, bo natrafiłem na długi wpis zakończony „zniczem”. Zamrugałem i przeczytałem całość. Kate żegnała się ze swoim bliskim przyjacielem, Tomem. Sprawdziłem datę postu i ponownie zamrugałem. Dziwnym trafem zbiegała się z niepokojącymi wydarzeniami, które miały miejsce w domu Robertsonów. Miałem trop, więc przyszedł czas na sprawdzenie mojej teorii, a do tego potrzebowałem Cassie.

Jedną ręką pakowałem najważniejsze rzeczy do torby, a wolną dłonią przytrzymywałem telefon przy uchu i czekałem na połączenie. Sam odebrał po kilku sygnałach.

– Mamy drewno i wracamy – mruknął.

– Świetnie, ale ja mam inne pytanie.

– Słucham?

– Mógłbyś podać mi namiary na randkę Cassie?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie ma mowy, Dean. Obiecałem jej, że ci nie powiem.

– W dupie mam twoje obietnice – syknąłem. – Potrzebuję jej do rozwiązania sprawy.

– Niebawem wrócimy z Jo do bunkra i…

– Nie chcę na was czekać. Chcę Cassie.

Skrzywiłem się, bo doskonale wiedziałem, jak to zabrzmiało. Usłyszałem ciężkie westchnienie Sama.

– Powinieneś z tym skończyć – powiedział chłodno. – Do niczego dobrego to was nie doprowadzi.

– A Cassie nie powinna narażać życia niewinnego człowieka – odwarknąłem. – Podaj adres.

Kolejne westchnięcia Sama sugerowało, że będzie stał po stronie Cassie, ale zaskoczyły mnie jego słowa.

– Robię to tylko i wyłącznie dlatego, bo zgadzam się z tobą i uważam, że Cassie nie powinna narażać życia tego biedaka.

Odetchnąłem w duchu z ulgą.

– Dzięki – bąknąłem pod nosem.

– Wyślę ci adres – mruknął niechętnie. – Tylko proszę cię o jedno: zapanuj nad emocjami i nie kłócił się z nią, bo obaj wiemy, że te kłótnie są bezsensowne.

– My lubimy się kłócić.

– I właśnie w tym tkwi problem – powiedział zgryźliwie Sam.

Rozłączyłem się i zdałem sobie sprawę, że uśmiecham się jak idiota.

Ja chciałem się z nią pokłócić.

۞

Siedziałem w Dziecinie pod knajpą i czekałem, gapiąc się w komórkę. Napisałem już trzy wiadomości i tylko pierwsza została odczytana. Wybrałem jej numer i przytknąłem telefon do ucha, czekając na połączenie. Nie odebrała ani za pierwszym, ani za żadnym kolejnym razem. Z pewnością wyciszyła dźwięk, ale nie wierzyłem, że postanowiła podejść tak lekceważąco do naszej roboty. Sam wielokrotnie wyrywał mnie z objęć jednorazowych lasek, bo akurat nasza sprawa potrzebowała nagłego rozwiązania. Nigdy nie byłem na niego wkurwiony, bo po prostu rezygnowałem z dalszej zabawy i szybciej kończyłem. Cassie za to całkowicie olewała wszystko, co było związanie z polowaniami. Nie rozumiałem jej podejścia, ale cholernie mi się nie podobało. Dlatego wysiadłem z samochodu i ruszyłem do knajpy, kompletnie nie przejmując się nieodpowiednim ubiorem. Liczyłem, że jak Cassie mnie zobaczy, to zrozumie powagę sytuacji i wyjdzie ze mną.

Po piętnastu minutach siedzenia przy barze, ku niezadowoleniu barmana i kierownika sali, Cassie spojrzała w moim kierunku tylko raz i to w taki sposób, że przez pierdolony ułamek sekundy poczułem satysfakcję. Satysfakcję, która równie szybko zniknęła, co się pojawiła, bo dziewczyna nie zamierzała opuścić swojego Romea. Przyjrzałem się uważnie temu gościowi. Wydawał się znajomy. Cassie wspominała, że poznali się przed całym tym syfem, w którym obecnie tkwimy. Zmrużyłem oczy, gdy koleś dotknął jej dłoni i ścisnął drobne palce. Pieprzony surfer od siedmiu boleści pozwalał sobie na zbyt wiele.

– No chyba nie – mruknąłem pod nosem, zsuwając się ze stołka barowego i podchodząc do ich stolika. Przysunąłem krzesło do Cassie i usiadłem. – Cześć – przywitałem się z szerokim uśmiechem.

– Co ty tu robisz? – zapytała słodkim tonem, a w jej oczach szalała burza.

Była na mnie wściekła. I bardzo dobrze!

– Nie odbierałaś moich telefonów, a pewna sprawa wymaga natychmiastowej interwencji.

– To zainterweniuj.

Nachyliłem się w jej stronę, całkowicie ignorując gościa siedzącego naprzeciwko.

– Ta sprawa wymaga NASZEJ natychmiastowej interwencji – doprecyzowałem.

Zacisnęła usta i sięgnęła po kieliszek z winem. Gdy piła, opuściłem wzrok na jej odkrytą szyję i dekolt.

Czym ona chciała przyciągnąć do siebie tego faceta? Bo na pewno nie swoją wkurzającą osobowością.

Usłyszeliśmy chrząknięcie.

– Nie przedstawisz mnie? – spytał z lekkim wyrzutem pieprzony surfer.

Niechętnie przeniosłem na niego wzrok, szybko orientując się, że cholernie bardzo nie pasuje mu moja obecność. Miał pecha, bo nie zamierzałem wyjść stamtąd bez Cassie.

– To kolega z pracy – syknęła dziewczyna, piorunując mnie spojrzeniem. – Mówiłam ci, że zajmiemy się tą sprawą, gdy wrócę do domu.

– Wstawaj.

Uniosła wysoko brew.

– Po co?

– Bo wychodzimy – zarządziłem, podnosząc się z krzesła.

– Nigdzie nie idę – wysyczała wściekła.

Nie potrafiłem zapanować nad mimiką twarzy i po chwili szczerzyłem się jak idiota.

– A właśnie, że pójdziesz, bo w przeciwnym przypadku nie zaśniesz w nocy.

– Myślisz, że będę miała tak ogromne wyrzuty sumienia, że nie zmrużę oka? – zadrwiła. – Obudź się, bo śnisz na jawie.

– Nie mówiłem o wyrzutach sumienia. Mówiłem o sobie, Cassie. – Popatrzyłem na nią wymownie. – Beze mnie nie zaśniesz.

Pieprzony surfer się zakrztusił, a Cassie… Furia w jej oczach mile połechtała moje ego. Wiedziałem, że wygrałem.

– Czekam w samochodzie – dodałem i zadowolony wyszedłem z knajpy.

۞

Staliśmy na cmentarzu. Cassie ledwo trzymała się na nogach, bo szpilki nie lubiły takich miękkich, ziemistych terenów. Nie narzekała, bo dalej była na mnie wkurwiona. W samochodzie nie odezwała się i chociaż wiedziałem, że słuchała uważnie, gdy opowiadałem jej o postępach w sprawie małżeństwa Robertsonów, to nie podzieliła się ze mną swoimi uwagami. Traktowała mnie jak pierdolone powietrze i na końcu drogi zaczęło mi to przeszkadzać. Liczyłem na kłótnię, a nie na milczenie.

Sam sobie naważyłem tego piwa i musiałem je wypić, ale nie sądziłem, że będzie tak kurewsko źle smakować.

– Przypuszczam, że to jej najlepszy przyjaciel, Tom – odezwałem się, wskazując podbródkiem na nagrobek.

– Kate potwierdziła twoje przypuszczenia? – zapytała Cassie z wyczuwalnym sarkazmem.

– Za chwilę tam pojedziemy.

Cassie podniosła jedną szpilkę, a potem drugą i wykrzywiła usta w grymasie.

– Musieliśmy tu przyjeżdżać? Nie mogliśmy od razu pojechać do Robertsonów?

– Chciałem zlokalizować grób, aby dać namiary Samowi i Jo, gdy moja teoria okaże się prawdziwa.

Przewróciła oczami.

– A oni nie mogli z tobą przyjechać? Musiałeś mnie wyciągać z randki?

– Pieprzony surfer na pewno ci wybaczy – odpowiedziałem chłodno, lustrując ją spojrzeniem z góry na dół. Sam bym jej wybaczył.

– Pieprzony surfer – mruknęła pod nosem. – Jesteś nienormalny.

– Nie odkryłaś Ameryki.

Ponownie przewróciła oczami.

– Jedźmy już – warknęła zniecierpliwiona.

– Jak sobie życzysz.

Zmrużyła wściekle oczy i minęła mnie. Z pewnością chciała to zrobić z cholerną gracją, ale obcasy zagłębiające się w ziemi przy każdym kroku uniemożliwiały jej to. Szła bardzo krzywo i po spiętych ramionach wywnioskowałem, że to już nie było wkurzenie, ale prawdziwe wkurwienie.

Uśmiechnąłem się, ale szybko przywołałem się do porządku, bo akurat Cassie obejrzała się przez ramię i utkwiła we mnie morderczy wzrok.

– Idziesz czy nie? – warknęła.

Powoli ruszyłem przed siebie, bo chociaż sprawa była poważna, to widok wkurzonej Cassie był wart wszystkiego.

۞

Staliśmy przy Dziecinie. Grzebałem w bagażniku, aby przygotować nas na polowanie na ducha. Cassie z taką wściekłością nabijała broń, że musiałem przesunąć się lekko w bok, aby nie zostać zastrzelonym. Nie uwierzyłbym w przypadek. Furia w oczach dziewczyny nie zmalała. Miałem nadzieję, że gdy wreszcie pozbędziemy się ducha, to Cassie się uspokoi. Nie ufałem sobie, doskonale wiedząc, po jakie metody sięgnę, gdy nie przestanie się ze mną wykłócać.

– Jak wygląda plan? – wysyczała, sprawdzając broń.

Już chciałem się odezwać, gdy usłyszeliśmy krzyk. Od razu spojrzeliśmy w stronę domu. Światło zaczęło migać, aż wreszcie nastała cisza, którą przeciął długi i przerażający wrzask. Zamknąłem z hukiem bagażnik Dzieciny i ruszyliśmy w stronę drzwi. Cassie, pomimo szpilek, wyprzedziła mnie i wpadła do domu, mając w dupie środki ostrożności. Przekląłem pod nosem i pobiegłem za nią.

– Sprawdzę górę, a ty dół – zarządziła.

Chciałem zaprotestować, ale przypomniałem sobie, że dziewczynie bliżej do Chloe niż prawdziwej Cassie. Nie miałem powodu do zmartwień, dlatego nieznacznie kiwnąłem głową i skierowałem się do kuchni. Sprawdziłem każde pomieszczenie, zerknąłem nawet do piwnicy, ale nikogo nie znalazłem. Usłyszałem wrzask, który na krótką chwilę mnie sparaliżował. Nie potrafiłem ocenić do kogo należał, więc rzuciłem się w kierunku schodów i wbiegłem na górę w nadludzkim tempie. Z czterech drzwi tylko jedne były otwarte. Kolejny wrzask ścisnął niepokojąco mój żołądek. Uniosłem broń i po cichu zbliżyłem się do uchylonych drzwi.

Kobieta siedziała skulona w kącie pokoju i wrzeszczała. Przed nią stała Cassie, a raczej unosiła się w powietrzu, duszona przez ducha. Musiała zostać zaskoczona. Bez zbędnego pierdolenia wycelowałem w zjawę i strzeliłem. Rozpłynęła się w powietrzu, a dziewczyna upadła na podłogę. Od razu złapała za broń i podniosła się na równe nogi. Podszedłem do niej szybkim krokiem i złapałem za podbródek.

– Wszystko gra?

W jej brązowych oczach zauważyłem furię pomieszaną z wdzięcznością.

– Zabiję skurwiela – wysyczała.

– Boże, nie róbcie mu krzywdy! – krzyknęła zrozpaczona Kate.

Obydwoje spojrzeliśmy w jej stronę.

– Sama widziałaś, do czego ten duch jest zdolny – powiedziałem ostro, przeładowując broń. – Musimy się go pozbyć.

– Nie możecie! Tom wcale nie chciał was wystraszyć! On jest dobrym człowiekiem – łkała. – Chce mnie chronić.

Skrzywiłem się, słysząc te bzdury.

– Chronić? Dlatego szukałaś sposobu na poradzenie sobie z duchem?!

Cassie podeszła do niej i pomogła jej wstać, a następnie kazała usiąść na ogromnym łóżku.

– Dean, skończ wrzeszczeć – zbeształa mnie.

Kate popatrzyła błagalnie na Cassie.

– On nie chciał nikogo skrzywdzić – jęczała, chwytając ją za dłoń. – To naprawdę dobry mężczyzna. Zawsze o mnie dbał. Gdy umarł, wiedziałam, że bez niego sobie nie poradzę. Musiałam coś zrobić, żeby mógł zostać ze mną na zawsze.

Zesztywniałem.

– Moment. On tu nie jest z własnej woli? – zapytałem przerażony.

Kobieta bardzo wolno pokręciła głowa.

– Co zrobiłaś, Kate? – odezwała się Cassie.

Zamiast odpowiedzieć, wrzasnęła. Cassie od razu podniosła broń i wycelowała obok mnie, a następnie strzeliła. Przez ułamek sekundy patrzyła mi w oczy. Po moich plecach przeszedł dreszcz, bo jej spojrzenie mówiło: „będziesz następny, dupku”.

– Nie róbcie mu krzywdy – zawyła Kate, szarpiąc Cassie za rękę.

– Co zrobiłaś, Kate?!

Na miejscu tej kobiety nie zadzierałbym z Cassie, tylko grzecznie opowiedział całą historię. Kate chyba doszła do podobnych wniosków, bo zaczęła wreszcie mówić. Wyciągnąłem z kurtki pojemnik z solą i zabrałem się do rozsypywania jej po drzwiami oraz na parapecie. Potrzebowaliśmy czasu.

– Wierzę w… magię – zaczęła niepewnie Kate. – Od lat jestem w stałym kontakcie z wróżkami, które pomagają kierować moim życiem w taki sposób, abym była szczęśliwa. Ufam im i wiem, że los człowieka jest zapisany w kartach.

Dobrze, że byłem zajęty rozsypywaniem soli i nie mogła widzieć mojego wyrazu twarzy. Sam wierzyłem w magię, ale wróżki, do których chodziła Kate nie były uczciwe i nie miały nic wspólnego z prawdziwą magią. Rowena skręciłaby im karki, gdyby wiedziała, w jaki sposób ośmieszają ród czarownic.

– Mów dalej – zachęciła Cassie, chociaż jej głos brzmiał chłodno.

Kobieta przełknęła głośno ślinę.

– Tom umarł, a mój świat się rozpadł.

– Skoro korzystałaś z pomocy wróżek i wierzysz w moc kart, to dlaczego śmierć twojego przyjaciela nie została przewidziana? – zapytałem, chowając prawie pusty pojemnik z powrotem do kieszeni kurtki. Odwróciłem się i wbiłem zimne spojrzenie w Kate. – Skoro wróżki potrafią przewidzieć przyszłość, to dlaczego nie pomogły zapobiec jego śmierci?

Kobieta zaniemówiła.

– Z pewnością nie chciały mnie martwić – szepnęła niepewnie.

– A może po prostu całe to wróżbiarstwo to ściema? – zasugerowałem, zbliżając się do łóżka. – Nie pomyślałaś o tym?

– To niemożliwe – zaprzeczyła, energicznie kręcąc głową. – Jesteśmy przyjaciółkami.

Pozwoliłem sobie na ciężkie westchnięcie.

– Dean ma rację – poparła mnie Cassie. – Wróżbiarstwo to ściema.

Kate nagle zmrużyła gniewnie oczy.

– To kim wy jesteście? – naskoczyła na nas. – Sam mnie okłamałeś, agencie Carlson.

– Przyznaję, nie jestem żadnym agentem. Jestem łowcą i zajmuję się właśnie takimi przypadkami jak twój. – Zamilkłem na chwilę, aby dać jej czas na przyswojenie informacji. – Duchy nie powinny przebywać na ziemi dłużej niż to koniecznie, bo to nie jest ich miejsce.

– Im dłużej pozostają na ziemi, tym ciężej nad nimi zapanować – dopowiedziała Cassie. – Co zrobiłaś po śmierci Toma?

Kobieta była w szoku.

– Polujecie na duchy?

– Na duchy, potwory i inne ustrojstwa – mruknąłem zniecierpliwiony. – Co zrobiłaś po śmierci Toma? – powtórzyłem pytanie Cassie.

Usłyszeliśmy trzask za drzwiami. Kate podskoczyła wystraszona na łóżku.

– Wiedziałam, że… dusza człowieka po śmierci… przechodzi na drugą stronę – wyjąkała. – Ale nie chciałam, aby… dusza Toma… też odeszła. Dlatego poprosiłam… o pomoc… jedną z wróżek. A ona… odprawiła… rytuał zakotwiczenia.

– Wyślij namiary Samowi i Jo – powiedziała szybko Cassie. – Muszą jak najszybciej spalić ciało Toma.

– Spalić ciało? – szepnęła przerażona kobieta. – Dlaczego chcecie palić ciało?

– W taki sposób można wyrzucić duchy z naszego świata – wyjaśniłem, siląc się na spokojny ton.

Wyciągnąłem komórkę i wysłałem wiadomość do brata z dokładnymi namiarami na grób. Miałem nadzieję, że razem z Jo wrócili do bunkra i mogli od razu zająć się tą sprawą. Duch nie wyglądał na bardzo wściekłego, ale chciałem mieć to jak najszybciej za sobą. Zerknąłem na Cassie i jej ubłocone szpilki. Ona z pewnością też tego pragnęła.

۞

Minęła godzina, a cisza w domu zrobiła się nie do zniesienia. Coś mocno nie grało, bo duchy zazwyczaj były bardziej zawzięte i waleczne. Chwilę później drzwi otworzyły się z hukiem, a sól spod drzwi została zdmuchnięta. Huk okna odpowiedział na moje jeszcze niezadane pytanie. Duch Toma był cholernie mądry.

Razem z Cassie unieśliśmy broń. Kate stała w kącie pokoju i cicho łkała.

W progu pojawił się duch. Za życia mógł uchodzić za przystojnego mężczyznę, ale po śmierci był tylko upierdliwym duszkiem. Strzeliłem pierwszy, ale duch znowu się pojawił i to bliżej niż wcześniej. Cassie strzeliła, a ja zdążyłem przeładować broń. Duch nie ustąpił i pojawił się przed moją twarzą. W ostatniej chwili strzeliłem.

Moja komórka zaczęła dzwonić, więc szybko wyciągnąłem ją z kieszeni.

– Dean, zrobione.

– Co zrobione? – mruknąłem pytająco.

Duch znowu się pojawił i Cassie strzeliła bez namysłu.

– Jesteśmy z Jo na cmentarzu i właśnie palimy zwłoki.

Zmarszczyłem brwi.

– Duch wciąż tu jest.

– Co? – zapytał zszokowany Sam. – Wiesz, co to oznacza?

– Son of the bitch – warknąłem. – Zajmę się tym.

– Na pewno?

Nie odpowiedziałem, tylko się rozłączyłem, bo przede mną pojawił się duch. Cassie znowu strzeliła.

– Spalili wreszcie to ciało czy nie? – syknęła, szybko przeładowując dłoń.

– Kate, czy masz coś, do należało do Toma? – zapytałem.

– Mam dużo jego rzeczy.

– Zajebiście – mruknąłem, przeczesując dłonią włosy.

– Chodzi o coś osobistego, coś z czymś mógł być związany emocjonalnie – powiedziała szybko Cassie. – Kate?

Kobieta wyglądała na zagubioną, aż wreszcie dopadła do szafy i zaczęła z niej wyrzucać różne rzeczy. Sięgnąłem do kieszeni kurtki po nabój z solą i z przerażeniem odkryłem, że został mi tylko jeden. Cassie strzeliła więcej razy, więc z pewnością nie zostało jej już nic.

– Kurwa – usłyszałem, co tylko potwierdziło moją teorię.

– Mam! – krzyknęła Kate, ściskając w dłoniach podniszczoną książkę.

– Co to jest? – zapytałem, przeładowując broń.

– Ulubiona książka Toma.

Kątem oka zauważyłem, że Cassie zabrała ją z rąk Kate, a w jej oczach coś błysnęło.

– Zapomnij o medalionie – warknąłem.

Dziewczyna spojrzała na mnie, unosząc wysoko brwi. Wyciągnąłem z drugiej kieszeni kurtki zapalniczkę i rzuciłem nią w stronę Cassie.

– Spal to.

Pokiwała głową. Przez to, że patrzyłem właśnie na nią, duch mnie zaskoczył i prawie wytrącił mi broń z ręki. W ostatniej chwili odskoczyłem i wycelowałem, strzelając po raz ostatni. Duch zniknął i oczywiście od razu pojawił się ponownie. Nie mieliśmy planu awaryjnego, więc musiałem go jak najszybciej wymyślić. Na szczęście pojawiły się płomienie, które zaczęły pochłaniać zjawę. Okropny wrzask zatrząsł całym domem.

Tom był naprawdę bardzo wkurwionym duchem.

– Tom! – krzyknęła rozpaczliwie Kate, ale koszmar się skończył. – Tom!!!

Wziąłem głęboki wdech i obróciłem się w stronę Cassie, która przyglądała mi się z dziwnym wyrazem twarzy.

– To koniec – mruknąłem.

– To koniec – powtórzyła, a potem szybko odwróciła wzrok.

۞

Wpatrywałem się w profil Cassie, chociaż niewiele widziałem, bo jej twarz była ukryta w cieniu. Światło latarni padało na blade dłonie ułożone na udach. Sprawiała wrażenie spokojnej. Nie minęła jej złość – tego byłem niemal pewny. Widziałem, jakie rzucała mi spojrzenia przez cały wieczór. Chciałem się odezwać, ale ubiegła mnie.

– Myślisz, że dotarło do niej, aby nie zadawała się z wróżkami? – zapytała.

– Nie uwierzyła nam.

Cassie zacisnęła pięści, przez co materiał sukienki trochę się podwinął, odsłaniając więcej jasnej skóry. Przeniosłem wzrok na długie, lekko pofalowane włosy. Wyglądała pięknie. Nigdy nie widziałem piękniejszej łowczyni. Gdyby miała wybór, z pewnością zrezygnowałaby ze szpilek i sukienki. Jeszcze nie zdążyła nawiązać do mojego zachowania, ale spodziewałem się długiego kazania.

– A powinna – mruknęła zła. – Nie rozumiem takich ludzi.

– Kate to desperatka. Za wszelką cenę chciała zatrzymać przy sobie przyjaciela, nie pytając go nawet o zgodę, a patrząc na jego zachowanie… – Prychnąłem, przenosząc wzrok na pustą jezdnię. – No cóż, zadowolony to on z pewnością nie był.

– Zaklęcie zakotwiczenia mogła rzucić tylko prawdziwa wiedźma.

– Wiem.

– Kate nie użyła jej imienia ani pseudonimu.

– Nie bez powodu – zauważyłem. – Wiedźma spodziewała się, że sprawa wymknie się spod kontroli i zajmą się nią łowcy. Chciała uniknąć konsekwencji i prawdopodobnie ujdzie jej to na sucho. – Westchnąłem. – Nie możemy jej wyśledzić, bo mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

– Jak myślisz, dlaczego to zrobiła?

Cassie była bardzo rozmowna, co wzbudziło we mnie pewne podejrzenia.

– Sama przyznała, że jej życiem kierują wróżki – przypomniałem, nie ukrywając grymasu obrzydzenia. – Najwidoczniej lubi być kukiełką.

– Ludzie są… dziwni.

– Boją się śmierci.

– A kto się nie boi? – rzuciła kpiąco Cassie, skupiając na sobie mój wzrok. Widziałem jej błyszczące oczy, które wpatrywały się w moją twarz. – Śmierć to tylko naturalna kolej rzeczy. Nie można przed nią uciec.

– Tobie się udało – wymsknęło mi się.

Zamilkła.

– Nie można mieć pretensji do ludzi, że chcą utrzymać bliskie im osoby przy życiu – dodałem.

Musiałem to powiedzieć na głos, bo wiele poświęciłem, aby utrzymać brata przy życiu.

– Tylko nikt nie pyta tych osób, czy chcą być uratowane – wyszeptała. Odwróciła powoli wzrok. – Ja nie chciałam i szczerze żałuję, że zostałam uratowana.

Przypomniałem sobie jej słowa sprzed kilku dni. Prosiła mnie, żebym jej nie ratował. Dlaczego tego nie chciała? Dlaczego tak bardzo chciała umrzeć? Dlaczego miałem wrażenie, że czuła się odpowiedzialna za rzeczy, na które nie miała żadnego wpływu?

– Cassie…

– Nic nie mów – poprosiła. – Przesadziłam ze szczerością. Wybacz.

– Cassie, myślę, że…

– Dean, proszę.

Westchnąłem ciężko i odpaliłem silnik Dzieciny. Obiecałem sobie, że kiedyś wrócę do tej rozmowy i dowiem się prawdy.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użyła 5042 słów i 29219 znaków, zaktualizowała 19 paź 2022.

Dodaj komentarz