Nie próbuj mnie ratować! - Rozdział 36

Patrzyliśmy jak Cassie wybiegła z knajpy, tak jakby ją coś goniło. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Kelnerka, Jasmine, flirtowała ze mną, gdy nagle Jo krzyknęła głośno do Cassie, dokąd się wybiera.

Nie miałem zamiaru udawać przejętego, bo nie byłem przejęty. Czułem, że tamten przeklęty pocałunek mógł namieszać jej w głowie. Była zraniona i potrzebowała bliskości, którą jej dałem. Skoro tak łatwo potrafiła zaufać Ketchowi, to musiała być cholernie naiwna w związkach. Łykała każdą bzdurę i dopisywała sobie do niej romantyczną historię. Nie lubiłem takich dziewczyn.

– Dean – warknął Sam, gwałtownie podnosząc się z kanapy.

Moja twarz nie zdradzała niczego. Nie tylko mojemu bratu to się nie spodobało, bo miałem wrażenie, że Jo zamorduje mnie wzrokiem.

– Dean – warknęła, zezując na osłupiałą Jasmine.

Westchnąłem ciężko i wstałem, pokazując całemu światu, jak wielkie to dla mnie poświęcenie.

– Wybacz, złotko – mruknąłem do Jasmine, puszczając jej oko. Z pewnością nie miała zamiaru wybiegać za Cassie, ale wolałem dorzucić kilka słów, aby wyjaśnić sytuację. – Sprawy rodzinne. Moja siostra ma klaustrofobię. Czasami ma ataki. – Przewróciłem oczami. – Rodzina jest najważniejsza i inne bzdury, więc muszę już iść.

Jasmine ułożyła usta w podkówkę i tak jak sądziłem, ani trochę nie przejęła się losem klientki. Była całkowicie skupiona na mnie.

– Do zobaczenia? – szepnęła nieśmiało.

– Z pewnością – zapewniłem i minąłem ją.

Wyprzedziłem Sama i Jo, chcąc być pierwszy na zewnątrz, aby móc porządnie ochrzanić Cassie za dziecinne zachowanie. Była dorosłą kobietą, do cholery.

– Ja pierdolę, Dean, co to było? – naskoczyła na mnie Jo, jak tylko oddaliliśmy się od naszego stolika. – Jaka siostra? Jaka klaustrofobia?

Wzruszyłem niedbale ramionami, przyspieszając kroku.

– Jest ładna i chętna. Nie będę niszczył swojej szansy.

Jo rzuciła pod nosem kilka wyzwisk w moim kierunku, którymi kompletnie się nie przejąłem. Wyszedłem z knajpy i zatrzymałem się przy wejściu. Daszek chronił mnie przed deszczem. Zawiesiłem wzrok na Cassie i nagle poczułem coś dziwnego. Stała w samym środku deszczu i nie ruszała się. Miałem wrażenie, że powietrze wokół niej drżało.

– Cassie? – krzyknąłem.

Coś było mocno nie tak. Jo i Sam próbowali mnie minąć, ale zatrzymałem ich, otwierając szeroko ramiona.

– Cassie? – powtórzyłem.

Zaniepokojony, zerknąłem na brata, który miał nieciekawy wyraz twarzy.

– Coś się stało w środku. Cassie wyglądała inaczej…

Pokiwałem głową, chociaż niewiele z tego rozumiałem.

– Co się dzieje? – zapytała spanikowana Jo.

Nikt jej nie odpowiedział.

– Co się dzieje, do cholery? – powtórzyła.

Niespodziewanie Cassie osunęła się na ziemię. Zeskoczyłem z werandy i podbiegłem do niej. Upadłem na kolana i szybko podniosłem ją z kałuży. Dotknąłem bladej twarzy i upewniłem się, że oddychała – z ledwością, ale jednak.

– Cassie? – warknąłem, przytrzymując dłonią jej twarz. Brak reakcji mnie zaniepokoił, ale spróbowałem jeszcze raz, mając nadzieję, że to tylko głupie omdlenie. – Cassie?!

Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.

– Son of a bitch – syknąłem i przytuliłem ją, myśląc, że to od zimna.

Jo uklękła obok mnie i złapała Cassie za dłonie.

– Co z nią?

Nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem. Chciałem ochronić Cassie przed zimnem, ale moje ramiona nie były wcale cieplejsze niż jej ciało. Na zewnątrz było zimno, padał deszcz, ale Cassie była cała rozpalona – dosłownie płonęła.

– Dean.

Przymknąłem powieki. „Skup się, idioto!” – ponagliłem się, bo potrzebowałem rozwiązania na już.

– Dean!

Chciałem zignorować Sama ponownie, ale złapał mnie mocno za ramię i zmusił, żebym na niego spojrzał.

– Ona płonie.

Już otwierałem usta, ale nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Rozejrzałem się po parkingu i nie zauważyłem żadnego samochodu. Przypomniałem sobie, że w środku byliśmy jedynymi klientami, nie licząc kilku podpitych typów. Widziałem tylko jedną kelnerkę, Jasmine, która poświęciła mi całą swoją uwagę, co nie powinno wzbudzać moich podejrzeń. Byłem przystojny i kelnerki mnie uwielbiały. Przy pierwszym zamówieniu stała obok Jo. Rzucała mi ukradkowe spojrzenie, ale patrzyła również na Cassie.

Kobieta i sami mężczyźni - to nie wróżyło nic dobrego. I jak na złość wszyscy faceci byli zainteresowani Cassie, a nie Jo, chociaż to właśnie Jo była pewniejsza siebie i lubiła flirtować.

Wstrzymałem oddech, bo nagle mnie oświeciło.

Jasmine oceniała szanse. Nie chodziło o mnie, do cholery. Chodziło o Cassie.

– Sam, wynosimy się stąd – powiedziałem szybko, chcąc wstać, ale zatrzymałem się, bo usłyszałem trzask drzwi.

Ktoś wyszedł za nami.

– Płonie, płonie i może wreszcie spali się na Amen.

To był głos Jasmine, ale brzmiał zupełnie inaczej niż kilku minut wcześniej.

Kątem oka zerknąłem na Jo, która zaciskała pięści. Sam stał po mojej drugiej stronie, ale nie widziałem, co robił. Skupiłem się na Cassie, bo musiałem ją uratować. Nie wiedziałem jeszcze jak, ale musiałem. Kurwa, byłem jej to winny.

– Nie chcesz na mnie popatrzeć? – zadrwiła Jasmine i zaśmiała się krótko.

Zacisnąłem zęby i obróciłem głowę w stronę brata, który dyskretnie pokręcił głową. Byliśmy na straconej pozycji. Nie mieliśmy przy sobie broni, a od Impali dzieliło nas kilka metrów. Nie zdążylibyśmy dobiec. Cassie wciąż leżała nieruchomo w moich ramionach i z ledwością oddychała. Temperatura jej ciała była za wysoka i na pewno nie miała nic wspólnego z gorączką.

Musiałem sam ocenić nasze szanse, dlatego przytuliłem mocniej Cassie i odwróciliśmy się, żebym miał widok na całe wejście do knajpy. Przy schodkach stała Jasmine. Miała upiorny uśmiech, który zwiastował potężne kłopoty. Wokół niej stali mężczyźni w bojowym nastroju. Jeden z nich wysunął zęby, a po moich plecach przeszedł lodowaty dreszcz.

Wampiry.

– I jak? – zapytała Jasmine, obracając się jak tancerka. – Podobam ci się również w takim wydaniu?

Nie bardzo wiedziałem, o co jej chodziło, ale niespodziewanie mrugnęła i wtedy zobaczyłem czarne oczy pozbawione białek.

Demon i wampiry?

– Pewnie zastanawiasz się, od kiedy demony współpracują z wampirami. – Demonica westchnęła teatralnie i podparła się pod boki. – Nie podoba mi się ta współpraca, ale Nicholas zapewnił mnie, że dostanę to, czego chcę i ta–dam! – Uśmiechnęła się szeroko. – Dostałam nie tylko główne danie, ale również deser!

– Kim jesteś i czego od nas chcesz?! – odezwała się Jo, przysuwając się do mnie i Cassie.

Próbowała dać nam poczucie bezpieczeństwa, ale nie mieliśmy ani broni, ani wystarczającej ilości czasu

– Chcę tej ślicznej dziewczynki, która tak słodko śpi w twoich ramionach – zaświergotała słodko. – Schowała coś ładnego i teraz musi mi to oddać.

– Nie oddamy ci Cassie! – krzyknąłem.

– Ona umiera, Dean – przesadnie jęknął demon. – Mógłbyś nie przeciągać jej męki?

Moje serce przestało na chwilę bić.

– Umiera? – szepnęła Jo, upadając na kolana. Dotknęła mokrej twarzy przyjaciółki, a następnie sprawdziła puls. – Dean! Ona jest cała rozpalona!

– Co jej zrobiłaś? – rzuciłem do demona.

– To i owo – mruknęła wymijająco. – Najchętniej bym ją zabiła od razu, ale Nicholas byłby bardzo niezadowolony. Tym razem chce zobaczyć na własne oczy, jak Chloe umiera.

Popatrzyliśmy na siebie z Jo. Życie Cassie leżało w naszych rękach, dlatego musieliśmy szybko wpaść na jakikolwiek pomysł. Sam stanął przed nami, ukrywając nas przed wzrokiem Jasmine. Chciałem się odezwać do Jo, ale ubiegła mnie Cassie. Chwyciła moją koszulkę i delikatnie szarpnęła. Opuściłem głowę i zmarszczyłem czoło, przyglądającej się uważnie czerwonej twarzy dziewczyny. Temperatura jej ciała była tak wysoka, że każdy inny człowiek już dawno by umarł, ale nie ona.

– Ketch – szepnęła z trudem.

Znieruchomiałem, a po chwili zacząłem oddychać przez nos, bo obudził się we mnie głęboko skrywany gniew.

– Czy ja dobrze słyszałam? – zapytała Jo.

– Potrzebuję go – wysapała Cassie, a jej twarz wykrzywił ból. – Proszę, Dean.

Zacisnąłem zęby i pokręciłem głową, doskonale zdając sobie sprawę, że dziewczyna miała zamknięte oczy i nie mogła tego zobaczyć.

– Dean!

Przymknąłem na chwilę powieki, a następnie spojrzałem prosto w oczy Harvelle. Niespodziewanie kiwnęła głową i przysunęła się bliżej, odbierając ode mnie prawie nieprzytomną przyjaciółkę. Objęła ją mocno ramionami i pogłaskała troskliwie po twarzy.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniła.

Ledwo to powiedziała, a obok nas pojawiło się kilka wampirów. Nie zdążyłem podnieść się na nogi, gdy nagle rzucili się na nas i unieruchomili. Jo wierzgała nogami, próbowała gryźć i biła pięściami na oślep, ale facet, który ją trzymał, nie wyglądał na przejętego. Ja byłem przytrzymywany przez dwóch wampirów. Rozłożyli mi ręce w taki sposób, że gdybym próbował się wyszarpać, mógłbym sobie coś połamać. Skurwysyni. Sam klęczał z pochyloną głową kilka metrów dalej.

Poczułem bolesny skurcz żołądka. Znowu nie zachowałem minimalnych środków bezpieczeństwa i dałem się podejść jak dziecko. Znowu wszystko kręciło się wokół Cassie. Znowu byłem od niej odseparowany i nie mogłem jej pomóc.

Kurwa.

Buzował we mnie nieopisany gniew. Oddychałem głośno przez nos, próbując się uspokoić, aby zachować trzeźwość umysłu. Musiałem poszukać rozwiązania.

– Tyle legend o słynnych Winchesterach… – Demonica nic więcej nie powiedział, tylko gapiła się na mnie. – Chcesz mi coś powiedzieć, Dean?

– Pieprz się! – warknąłem.

– Z miłą chęcią cię przepieprzę.

Opętana kelnerka mrugnął do mnie i odpięła dwa guziki roboczej bluzki. Widziałem zarys piersi, ale zamiast podniecenia, poczułem jedynie obrzydzenie.

– Już ci się nie podobam? – zakpiła, dostrzegając brak zainteresowania z mojej strony.

Opuściłem głowę i przymknąłem oczy. „Myśl, kurwa, myśl!” – ponaglałem siebie, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Nie mogłem nawet skontaktować się z Ketchem, chociaż Cassie prosiła mnie, żebym to zrobił. Potrzebowała go, kurwa. Nie mnie, ale, kurwa, jego.

Głośny chlupot sprawił, że uniosłem głowę i spojrzałem na kelnerkę, która szła wolnym krokiem w stronę Cassie. Dziewczyna leżała bezwładnie w ogromnej kałuży. Deszcz spływał po jej czerwonej twarzy. Moje serce zadrżało, gdy demonica chwyciła Cassie za ramię. Planowałem wyrwać się, złapać dziewczynę i uciekać. Biec, ile sił w nogach, żeby chociaż spróbować ją uratować. Zrobić cokolwiek, do cholery!

Wstrzymałem oddech, gdy demonica niespodziewanie wrzasnęła i odskoczyła od Cassie. Próbowała się kontrolować, ale nie potrafiła zapanować nad wyrazem twarzy.

– Przecież Ignis nie żyje – warknęła. – Nie żyje... Ona nie żyje... Nie może żyć – mówiła do siebie.

Napiąłem mięśnie, ale jeden z wampirów prawie wyłamał mi bark, dlatego odpuściłem. Zagryzłem zęby i wpatrywałem się w opętaną kelnerkę, która była przerażona. Nagle drgnęła i podeszła do Sama. Szarpnąłem się, jednak nic to nie dało.

– Ona nie żyje, prawda?

Sam nie odpowiedział, więc pochyliła się i chwyciła jego twarz w dłonie. Zgrzytnąłem zębami, gotów w każdej chwili odstrzelić jej ten pierdolony łeb – gdybym tylko miał broń.

– Nie żyje, prawda?!

Nie uzyskała żadnej odpowiedziała, dlatego podeszła szybkim krokiem do Jo. Złapała ją za włosy i pociągnęła. Głowa Jo gwałtownie odskoczyła do tyłu. Widziałem długą, bladą szyję i żyłę, która pulsowała nie tylko z powodu adrenaliny, ale strachu.

– Może ty będziesz mądrzejsza, kochanie. – Demonica uśmiechnęła się upiornie. – Ignis nie żyje, prawda?

Harvelle odwróciła wzrok, ale demonica szarpnęła ją mocniej za włosy.

– Nie testuj mojej cierpliwości – ostrzegła, wyciągając z fartuszka długi nóż i przykładając go do bladej szyi.

– Zostaw ją! – krzyknąłem wściekły, szarpiąc się. Miałem w dupie, czy ci skurwysyni połamią mi ręce, czy nie. – Jeśli masz zamiar pastwić się nad kimś, wybierz mnie.

Demonica odchyliła głowę i zaśmiała się głośno. Nie zamierzałem przeciągać struny, więc zacisnąłem zęby i czekałem.

– A jednak legendy nie kłamią. Słynny Dean Winchester bierze wszystko na siebie. – Opętana kelnerka podeszła do mnie wolnym krokiem, przesadnie kręcąc biodrami. – To niewiarygodne, że przez tyle lat nie znudziło ci się to bycie pseudo–bohaterem – zadrwiła. – Nigdy nie będziesz w stanie wszystkich uratować, ale nie odpuszczasz. Walczysz do samego końca, co kończy się niepotrzebną śmiercią niewinnych osób. – Westchnęła. – Teraz będzie dokładnie tak samo. – Uniosła kącik ust. – Najpierw zabije blondyneczkę, potem twojego braciszka.

Warknąłem, próbując wyrwać się i rzucić na demonicę, ale wampiry boleśnie wygięły moje ręce, przez co musiałem wygiąć plecy.

– Bądź grzeczny, to pozwolę ci popatrzeć, jak słodka Chloe umiera. – Wskazała czubkiem noża ciało Cassie i uśmiechnęła się złowieszczo. – Jak to się mówiło? Do trzech razy sztuka?

Zmrużyłem oczy, zabijając wzrokiem tę sukę. Wiedziałem, że gdybym miał dostęp do Dzieciny, to bez problemu poradziłbym sobie z nią i tymi sukinsynami. Mógłbym uratować Cassie. Popatrzyłem w miejsce, gdzie leżała i nerwowo zamrugałem.

Cassie stała z pochyloną głową. Mokre włosy zakrywały jej twarz, a z czubków palców skapywały woda. Przez przemoknięty, jasny sweter, przebijał materiał czarnego stanika. Przełknąłem z trudem ślinę, spodziewając się dosłownie wszystkiego. Demonica zauważyła, gdzie patrzę i również tam spojrzała.

– Co, do cholery… – nie dokończyła, bo niespodziewanie Cassie podniosła głowę.

– Cassie?! – krzyknęła Jo.

Dziewczyna nawet nie mrugnęła, wpatrując się zabójczym wzrokiem w demonicę. Poruszyła palcami, pomiędzy którymi pojawił się ogień. Delikatne płomienie nie sprawiały wrażenia groźnych. Uniosłem wzrok na twarzy Cassie i zamarłem, widząc jasne płomienie tańczące w jej oczach.

Ten widok wywołał ogromne poruszenie wśród wampirów.

– Ignis nie żyje! – warknęła demonica, cofając się.

Nikt nie zdążył zareagować, gdy Cassie gwałtownie uniosła ręce, z których buchnął ogień. Wrzaski wypełniły moje uszy. Musiałem upaść na kolana i zatkać sobie dłońmi uszy. Sam i Jo zrobili to samo. Mrugałem, bo dźwięki były paskudne. Rozglądnąłem się i szybko zrozumiałem dlaczego - wampiry paliły się żywcem.

Cassie zacisnęła pięści i nastała cisza. Została tylko czwórka i zdezorientowana demonica.

– To niemożliwe! – wrzasnęła. – Nie żyjesz! Nie możesz żyć!

– Niespodzianka – powiedziała zimno Cassie, powoli zmierzając w kierunku opętanej kelnerki. – Myślałam, że ucieszysz się na mój widok.

– Nie żyjesz!

– Powtarzasz się, Aitano – jęknęła sfrustrowana Cassie. – Obiecałam ci, że nadejdzie ten dzień i nie blefowałam. Margaret wreszcie zostanie pomszczona.

Zmarszczyłem brwi, słysząc znajome imię. Szybko popatrzyłem na Sama, który rzucił mi wymowne spojrzenie. Coraz więcej rzeczy zaczęło się łączyć. Cassie chyba zapomniała udawać, że niczego nie pamiętała, albo było jej już wszystko jedno.

– Mówisz o tej małej suce, która oddałaby za ciebie życie? – zadrwiła Aitana, ale zdradzał ją głos, który drżał. – Jej ciało było niczego sobie i pewnie zostawiłabym je sobie na dłużej, gdyby nie była idiotką.

– Margaret nie była idiotką – syknęła Cassie, a płomienie w jej dłoniach zwiększyły swoją objętność. Ogień sprawiał wrażenie niespokojnego. – Szkoda, że nie będziesz mogła wyżalić się Nicholasowi, ale spokojnie… – Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, który zmroził krew w moich żyłach. – Zostawię na twoim martwym ciele swój znak.

– Zabijesz niewinnego człowieka?

Cassie zaśmiała się.

– Zapomniałaś z kim rozmawiasz – odpowiedziała zimno.

Jej głos zupełnie nie pasował do dziewczyny, którą widziałem. Biła od niej siła i pewność siebie. Ogień był potulny i słuchał jej niemych rozkazów. Jeśli Ignis naprawdę nie żyła, to kim była Chloe? I czy to w ogóle była Chloe?

– Twoja siostrzyczka byłaby zawiedziona – zadrwiła Aitana.

Nagle Cassie przyspieszyła kroku. Demonica próbowała się wycofać, ale była zbyt przerażona. Prawdopodobnie nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. Cassie skoczyła do przodu i jednym ruchem podcięła nogi tej suce, jednocześnie wytrącając nóż z jej dłoni. Zachwiała się, ale nie upadła, za to Cassie skorzystała z okazji i chwyciła ją obiema dłońmi za policzki.

– Miłego smażenia się w piekle, suko – syknęła i chwilę później ciało opętanej kelnerki zaczęło się palić.

Najpierw usłyszeliśmy krzyk człowieka, więc moje wnętrzności wywróciły się do góry nogami. Cassie ani przez sekundę się nie zawahała - wręcz przeciwnie, zacisnęła mocniej dłonie na twarzy demonicy, wbijając palce w jej skórę.

– To koniec – warknęła, gdy ciało opętanej kelnerki zamieniało się powoli w popiół.

Kilka sekund później było po wszystkim, ale żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Cassie oddychała ciężko i wpatrywała się w kałużę, w której przed chwilą stała Aitana.

– Cassie? – szepnęła Jo.

Dziewczyna upadła niespodziewanie na kolana. Poruszyłem się pierwszy i podbiegłem do niej. Uklękłem obok, obejmując ją ramieniem.

– Cassie...

Bardzo wolno obróciła głowę i spojrzała na mnie. Po jasnych płomieniach nie było śladu. Miałem ochotę odgarnąć mokre kosmyki włosów z jej twarzy i mocno ją przytulić, bo wyglądała na zdruzgotaną. Patrzyła na mnie z nadzieją.

– Gdzie Ketch?

Udałem, że jej pytanie nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, ale tak naprawdę ponownie obudził się we mnie gniew. Nie było z nami tego dupka, który złamał jej serce i zabawił się jej kosztem, do cholery. Nie rozumiałem, dlaczego pragnęła jego towarzystwa, skoro wyrządził jej tyle krzywd.

Na szczęście podeszła do nas Jo.

– Cassie? Wszystko w porządku?

Dziewczyna przeniosła wzrok na przyjaciółkę i zadała jej dokładnie to samo pytanie. Jo popatrzyła na mnie, unosząc brwi, ale tylko wzruszyłem ramionami. Poczułem dłoń na ramieniu i zerknąłem do góry. Sam stał przy mnie i uśmiechał się blado, pewnie domyślając się, że byłem wkurwiony.

– Mam po niego zadzwonić? – zapytał mój brat, nachylając się nad moim uchem.

Pokręciłem głową.

Nie było mowy, żebym pozwolił temu dupkowi ponownie zaistnieć w życiu Cassie.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użyła 3433 słów i 19443 znaków.

Dodaj komentarz