2 miesiące później
Ostatnia część garderoby, która należała do Ethana znalazła swoje miejsce w kartonie. Chwyciłam z komody taśmę oraz nożyczki, a potem bez problemu zakleiłam kolejne pudło. Zdmuchnęłam z twarzy kilka kosmyków włosów, które opadały mi na twarz i spojrzałam w stronę wejścia, gdzie stał Justin ze skrzyżowanymi rękoma.
– Gotowa? – zapytał, a ja kiwnęłam głową i odłożyłam narzędzia na poprzednie miejsce. Poprawiłam czarną bluzę i wzięłam karton na ręce, a potem tuż przed Justinem wyszłam z mieszkania w stronę windy, którą trzymał Robert. W środku odłożyłam go pod nogi i oparłam się o ścianę, przypatrując się sobie w lustrze. Wyglądałam okropnie, ale nie przejmowałam się tym od dwóch miesięcy.
Justin wszedł do środka, a potem winda ruszyła na sam dół.
– Upewniłem się, że spakowałaś wszystko – odezwał się znów Justin.
Ponieważ przeprowadzaliśmy się do nowego mieszkania stwierdziłam, że ubrania Ethana oddamy innym. Nie miałam innego pomysłu na to, co z nimi zrobić, a pozostali także się z tym zgodzili. Nadszedł wreszcie ten dzień, gdy musiałam wejść do sypialni Ethana, która wyglądała tak, jakby on miał zaraz wrócić. Pościel była nieposkładana, na łóżku leżało mnóstwo poduszek i kilka jego bluzek, a okno było uchylone. Pudełka po pizzy leżały w stosie tuż obok łóżka, a laptop i ładowarka miały swoje stałe miejsce na szafce nocnej. Szafa była uchylona, a w niej panował nieporządek i to wyglądało tak jakby się gdzieś śpieszył.
Dźwięk otwieranych drzwi lekko mnie wystraszył i byłam zaskoczona, gdy całą drogę przebyliśmy w ciszy. W sumie, oni niewiele mówili w moim towarzystwie od dawna.
– Zostaw, Jason je weźmie – Justin położył mi dłoń na ramieniu, gdy chciałam wziąć karton, z którym tu przyszłam.
– Poradzę sobie – odpowiedziałam, a zrezygnowany chłopak wzruszył ramionami. Wyszłam z pudłem na rękach tuż do samochodu. – Zamknąłeś mieszkanie?
– Tak, mam klucz – Justin znalazł się obok mnie. Wsadziłam karton do bagażnika i zajęłam miejsce z tyłu. Zapięłam pasy, oparłam głowę o fotel i zamknęłam na moment oczy.
– Robert musiał jechać do klubu – powiedział Jason, gdy Justin wyjechał z parkingu.
– Zayn dzwonił, żebyśmy do niego przyjechali – mruknął Justin w odpowiedzi, a ja otworzyłam oczy.
– Czemu do niego?
– Ponieważ ma dużo pracy i nie przyjedzie do nas – Bieber spojrzał na mnie w lusterku, a ja zamknęłam usta. Wibracje mojego telefonu ocknęły mnie z myśli i czym prędzej sprawdziłam wiadomość od Mandy. Jason jej o wszystkim powiedział zaledwie tydzień po śmierci Ethana. Wprawdzie nie przejęłam się tym na początku, bo wciąż nie mogłam pogodzić się z jego śmiercią, ale kiedy Mandy do nas przyszła i zaczęła ze mną rozmawiać o tym wszystkim, przez kilka godzin płakałam na przemian i mówiłam jej o tym, co się stało. Poczułam się lepiej.
– Hej – przywitała się. – Justin chciał, abym upewniła się, że zamknął drzwi od mieszkania. Jak przyszłam to drzwi były otwarte.
Wyprostowałam się słysząc jej słowa.
– Justin, nie zamknąłeś drzwi? – zwróciłam się do chłopaka.
– Zamknąłem je na pewno. Nie jestem głupi.
– Mandy zadzwoniła i powiedziała, że są otwarte – odpowiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie w lusterku.
– Wciąż tam jest? Weszła do środka? – zapytał Jason, a ja powtórzyłam jego pytanie.
– Nie, zjechała piętro niżej.
– Zatrzymaj się. Pojadę tam taksówką – Jason odpiął pasy, a Justin zjechał na pobocze i się zatrzymał. – Zadzwonię.
– Mandy, Jason tam przyjedzie. Zjedź do recepcji – powiedziałam do dziewczyny i przesiadłam się w tym samym czasie na miejsce z przodu.
– W porządku, do zobaczenia – po rozłączeniu się, zapięłam pasy i schowałam telefon do kieszeni czarnych spodni. Obserwowałam przez chwilę ulice Nowego Jorku, aż wreszcie poczułam dłoń Justina na kolanie.
– Jason się zakochał – powiedział Justin, a ja wywróciłam oczami. – W środę przyszedł z Mandy do Avefaith.
– Nie obchodzi mnie to, Justin – mruknęłam, skupiając się tylko na jego dłoni na moim kolanie.
– Cóż, chcę tylko, abyś wiedziała – odpowiedziała
– Nie wtrącam się w jego życie miłosne.
– Nie mówię o wtrącaniu się. Mówię o tym, że Jason sam do niej polazł i powiedział jej o wszystkim, a potem wpakował ją w to całe gówno.
Już otwierałam usta, aby coś odpowiedzieć jednak w radio usłyszeliśmy komunikat, który zainteresował nas oboje.
– Dwa miesiące temu odbył się pogrzeb znanego detektywa, Quentina Barnesa, który zginął w wypadku samochodowym. Dwa dni temu do siedziby policji wpłynął anonimowy list, w którym były przedstawione fakty obciążające Barnesa w sprawie, którą policja prowadziła od pół roku. Rozpatrzono wszystkie dowody, które wskazywały na to, iż Quentin Barnes handlował nielegalnie bronią w Nowym Jorku, a na dodatek był współwinny zabójstwa. Śledczy doszli do wniosku, że były detektyw popełnił samobójstwo, aby nie stanąć przed sądem.
– Pół roku? – zmarszczyłam brwi, gdy wiadomości przerwano.
– Zayn prowadził tę sprawę – odpowiedział Justin. – W pewien sposób my wszyscy z nim współpracowaliśmy, bo dostarczaliśmy mu informacji, których nie zdobyłby nikt inny. Być może Barnes nigdy nie zostałby złapany, a gdyby tak się stało zwinnie uniknąłby jakiejkolwiek kary.
– Kto wysłał ten list?
– Oczywiście, że ja – prychnął Justin, jakbym uraziła go tym pytaniem. Zaskoczona na niego spojrzałam nie kryjąc zdziwienia. – No co? Wyręczyłem Zayna.
Wiedziałam, że to Zayn zatuszował jego morderstwo i z pewnością nie odbyła się sekcja zwłok, która wykazałaby, że ma ranę od kuli. Być może Samuels i jego ludzie także brali w tym udział, ale niezbyt mnie to interesowało. Nie czułam się w ogóle źle, że pozbawiłam go życia. To on zabił Ethana.
Dojechaliśmy pod wieżowiec, w którym mieszkał Zayn, a gdy znaleźliśmy miejsce na parkingu, wysiedliśmy i udaliśmy się w stronę wind. Justin objął mnie ramieniem, a ja zastanawiałam się, kto otworzył drzwi od mieszkania. Może ktoś się włamał? Byłam pewna, że to koniec.
– Nad czym myślisz? – zagadnął Justin, gdy metalowe pudło ruszyło. Westchnęłam i złapałam go za dłoń, a potem zaczęłam bawić się jego zegarkiem.
– Na pewno zamknąłeś te drzwi?
Justin wzniósł oczy ku niebu i odetchnął.
– Arabella, jestem o tym przekonany.
– Więc kto miał klucz i je otworzył?
– Nie wiem, okay? Jason nam powie, gdy przyjedzie.
Winda się otworzyła, a Justin zaczął prowadzić mnie w stronę właściwych drzwi. Cały korytarz był szary, na ścianach wisiały białe obrazy, a na końcu stała jakaś rzeźba, której dokładnie nie widziałam. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerkiem piętnaście i gdy chłopak wpisał kod od domofonu drzwi ustąpiły i weszliśmy do środka.
Zayn od razu wyszedł nam na powitanie i szeroko rozłożył ręce na nasz widok.
– Zgubiliście trzeciego muszkietera – powiedział.
– Jason musiał zostać – odpowiedział Justin, gdy zdjęłam buty.
– Co się stało?
– Wszystko w porządku. Co dla nas masz?
Zayn wskazał dłonią, abyśmy poszli do salonu, dlatego podążyłam tuż przed Justinem. Mnóstwo papierów leżało na stoliku i na kanapie, a dwa włączone laptopy miały swoje miejsce na podłodze. Dostrzegłam broń leżącą na stoliku przed telewizorem. Usiadłam na fotelu i wzięłam jedną z kartek w dłoń. Jak się okazało był to nekrolog Barnesa.
– Nah, odłóż to gówno. Mam coś lepszego – poinformował Zayn, a ja podniosłam na niego wzrok. Wziął laptopa i podszedł z nim do mnie, a ja odłożyłam papierek na miejsce. W oczekiwaniu na jakąś wiadomość od Zayna patrzyłam na niego jak skupiony wpisywał coś w laptopa. Ostatecznie jego poczynania zostały przerwane, ponieważ do mieszkania wszedł Jason, który trzymał w dłoni jakąś kartkę. Za nim wbiegła tak samo zmęczona Mandy, która odetchnęła i położyła dłonie na kolanach.
– W sypialni Ethana było to – chłopak uniósł wyżej biały kawałek papieru, a ja czym prędzej wstałam i wzięłam ten świstek od niego. Od razu przeniosłam na nią swoje spojrzenie, aby zobaczyć co na niej było napisane. Niemal od razu rzuciłam tę kartkę na stolik i skrzyżowałam ramiona.
– Ktoś się świetnie bawi – stwierdziłam, wpatrując się w krótki, ale jakże znaczący napis stworzony z wyciętych literek z jakiegoś magazynu.
– Nie powinniście tego dotykać – ciszę po moich słowach przerwał Zayn, który wziął chusteczkę do rąk, a potem złapał nią kartkę. – Sprawdzę odciski palców.
– Daj spokój – powiedział Justin. – Ktoś robi sobie jaja.
– Wszedł do mieszkania, które zamknąłeś na klucz. Jak myślisz, czy zrobiłby to jakiś amator? – zapytał Robert, a ja musiałam przyznać mu rację. Bieber podrapał się po karku i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Posłałam mu znaczące spojrzenie, żeby znów nic nie wymyślał, ale wywrócił oczami.
– A więc jak widać ktoś zajął miejsce Ethana jako naszego stalkera – prychnął Justin.
– Justin! – upomniałam go, czując jak zalewa mnie fala smutku. – Nie mów takich rzeczy.
– A nie jest tak? Wiem, co zrobiłaś brzmi jednoznacznie.
– Bez przesady – odezwał się Jason. – Ktoś po prostu chciał nas nastraszyć albo od ludzi Samuelsa albo od Barnesa. Kto inny by mógł się włamać?
– Kto inny by wiedział, że akurat wtedy nas nie będzie w domu? Oczywiście, że ktoś nas śledził – prychnęłam i zajęłam swoje poprzednie miejsce.
– Niech się boją – odpowiedział Zayn. – I dobrze by było, gdyby mieli respekt do ciebie – spojrzał na mnie, a ja zmarszczyłam brwi. – W końcu to ty oddałaś perfekcyjny strzał – pochwalił mnie, a ja ledwo zauważa kiwnęłam głową. Wciąż nie zapomniałam dlaczego to zrobiłam.
– Co mi chciałeś pokazać? – zmieniłam szybko temat i naciągnęłam rękawy bluzy na nadgarstki. Zayn machnął ręką.
– Już nieważne. Mamy ważniejsze sprawy – odpowiedział i wyszedł, zostawiając nas wszystkich samych. Mandy usiadła obok mnie na podłokietniku fotela, a Jason usiadł obok swojego brata i zaczął przeglądać papiery rozrzucone na stoliku.
– Jason, potem jedziemy odwieźć ubrania Ethana do schroniska, pamiętasz? – Mandy spojrzała na brata Justina, a ten kiwnął głową. – Jedziesz z nami? – dziewczyna szturchnęła mnie w ramię, a ja posłałam błagalne spojrzenie Justinowi.
– Mamy już plany – odezwał się chłopak. – Nie możemy.
– Oh, okay – Mandy się uśmiechnęła.
Na początku nie potrafiłam wejść do pokoju Ethana. Za każdym razem, gdy starałam się wykonywać codzienne obowiązki mój wzrok automatycznie wędrował ku tym drzwiom. Miałam wrażenie, że on tam jest, obrażony siedzi zamknięty i nie chce widzieć nikogo. Jego kosmetyki w łazience, ubrania w koszu na pranie czy chociażby jego jedzenie przypominały mi o tym, że on wciąż tu mieszka. A to z czasem było nie do zniesienia. Nie mogłam znieść tej pustki, która pozostała po jego śmierci; funkcjonowałam w ten sposób, jakby mając nadzieję, że on wyjechał i wróci, a potem wszystko będzie dobrze. Zaczęłam mieć koszmary, które nawiedzały mnie niemalże każdej nocy, a w tej sposób spałam niewiele. Dopiero dwa dni temu weszłam pierwszy raz do jego pokoju i rozpłakałam się tak strasznie, jak nie płakałam od bardzo dawna. Nie mogłam pojąć tego, że on już nie wróci, a każda, najmniejsza rzecz należąca niegdyś do niego leży i czeka na jego powrót. Musiałam to usunąć, ponieważ wiedziałam, że Jasonowi także to wszystko sprawia w jakiś sposób ból. Dla nikogo to nie było łatwe; gdy umierał ktoś bliski rany nigdy nie znikał.
*
– Robert chciał to – Mandy wzięła jakąś wódkę z wystawy i wsadziła do koszyka.
– Pójdę po pieczywo – mruknęłam, a dziewczyna kiwnęła głową, dlatego odeszłam. Wsadziłam dłonie w kieszenie, gdy mijałam tych wszystkich roześmianych ludzi, którzy wydawali się szczęśliwi i nieświadomi tak wielu rzeczy. Wiedziałam, że moje życie nigdy nie będzie tak wyglądać. Podeszłam do właściwej alejki i gdy już miałam wziąć to po co przyszłam ktoś położył mi dłoń na ramieniu, dlatego zaalarmowana odwróciłam się i prawie moje oczy wyszły z orbit, bo przede mną stał Samuels.
– Nie krzycz, ostrzegam cię – warknął i podszedł jeszcze bliżej, aby złapać mnie gwałtownie za ramię. Szarpnęłam się raz, ale to było na nic. – Idziemy – syknął i pchnął mnie, abym ruszyła obok niego.
– Nigdzie z tobą nie idę – powiedziałam, próbując się zatrzymać.
– A co właśnie robisz? Rozwaliłaś mi człowieka, więc mnie nie wkurwiaj – ścisnął moje ramię, a ja syknęłam z bólu. Już przestał udawać miłego. Spojrzałam przez ramię, aby odnaleźć Mandy, która może by się zainteresowała czemu mnie jeszcze nie ma, ale gdy nie zobaczyłam jej w tym małym sklepie, wiedziałam, że zostałam sama. Gorzej być nie mogło. Wyszliśmy z małego sklepu tuż do samochodu, przy którym stał jeden z ochroniarzy Samuelsa i otworzył nam drzwi. Chłopak z całej siły wepchnął mnie do środka i zajął miejsce obok mnie. Drugi typ okrążył auto i zajął miejsce kierowcy. Próbowałam otworzyć drzwi, ale oczywiście były zablokowane.
Boże.
– Nic ci nie powiem – powiedziałam od razu, a on się jedynie zaśmiał. Miał na sobie garniturowe spodnie, a białą koszulę podwinął właśnie do ramion.
– Chcesz się założyć? – spojrzał na mnie. – Lepiej zamknij gębę na kłódkę.
Wbiłam się w fotel, przypominając sobie, że nie mam nawet telefonu, bo torebka została w koszyku. Skarciłam się za to w myślach i próbowałam wymyślić jakąś inną ucieczkę. Z drugiej strony byłam ciekawa, dlaczego zabrał mnie ze sklepu i co to ma oznaczać, ale także co jeśli mnie zabije, bo zabiłam Quentina? Podczas jazdy milczałam i jedynie obserwowałam drogę, aby zapamiętać jak najwięcej, a potem doszłam do wniosku, że jedziemy do jego hotelu. Być może nie rozważa mojego morderstwa. Droga nie trwała długo. Zatrzymaliśmy się przed wejściem, a kierowca wysiadł i otworzył mi drzwi. Samuels również opuścił samochód i stanął obok niego.
– Potrzebujesz specjalnie zaproszenie, żeby wysiąść? – uniósł brew, a ja wywróciłam oczami i wysiadłam. Złapał mnie za łokieć, jakbym nie miała drugiej ręki, która mnie przynajmniej nie bolała od jego poprzedniego uścisku.
– To mnie boli – szepnęłam. Oczywiście, że mnie mocno nie bolało, ale nie musiał mnie trzymać tak mocno.
– Zaraz ci pokażę co może cię boleć.
Weszliśmy do recepcji, gdzie siedząca za kontuarem kobieta wstała na nasz widok i poprawiła swoją czarną sukienkę.
– Dzień dobry, proszę pana – zwróciła się miło do Samuelsa.
– Daj mi klucze od szóstki – polecił jej, a ta natychmiast wzięła się do pracy. Obserwowałam jej nerwowe ruchy; jak trzęsły jej się dłonie pod bacznym spojrzeniem Lucasa. Podała nam niedługo potem klucz, który wziął jego ochroniarz i spojrzała na mnie współczującym wzrokiem. – Nikt ma nam nie przeszkadzać, słyszałaś?
– Tak – brunetka kiwnęła głową, a ja ruszyłam tuż obok niego.
Istniała szansa, że Mandy się zorientowała, iż mnie nie ma i poinformowała już Justina.
Pokój, do którego weszliśmy nie różnił się niemal w ogóle od innych hotelowych pokoi. Nie jechaliśmy widną, znajdował się na tym piętrze i jedyną rzeczą, która go wyróżniała była ogromna czerwona plama na dywanie i dwa rozrzucone pistolety na łóżku.
– Czemu Eric nie posprzątał? – usłyszałam głos Samuelsa, gdy zmusił mnie, abym usiadła na jednym ze złotych foteli.
– Mam iść po niego, szefie?
– Głupie pytanie. Już powinno cię tu nie być – odpowiedział, a po wyjściu zostaliśmy sami. Obserwowałam jak wyjął broń z kabury i odłożył ją na stolik, nieopodal. Spojrzał na mnie, kręcąc głową z dezaprobatą, a potem zrobił krok w moją stronę i położył dłonie na oparciach fotela, będąc zdecydowanie blisko mnie. Wyprostowałam się, ale to nic nie dało.
– Kto cię wynajął, żebyś zabiła Quentina? – zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co, do cholery, mu chodzi.
– Co? – zapytałam. – Czemu ktoś miałby mnie wynająć?
– Kręciłaś się przy nim od jakiegoś czasu, a potem strzeliłaś do niego tylko raz, zbyt idealnie, i go zabiłaś? Nie rozśmieszaj mnie.
– To on chciał, abym pomogła mu złapać Biebera – zacisnęłam dłonie. Czułam się źle, gdy był tak blisko mnie. – Nikt mnie do cholery nie wynajął. Zabiłam go, bo to przez niego Ethan umarł – mój głos zadrżał pod koniec. – Nie wiem co on ci nagadał, ale to nieprawda.
Samuels złapał mnie za gardło, niezbyt mocno, mogłam na szczęście oddychać.
– Kłamiesz.
Pokręciłam przecząco głową, gdy ścisnął mocniej moje gardło, a zamachnęłam nogą i uderzyłam go w krocze. Lucas spadł na zakrwawiony dywan, a ja czym prędzej wstałam i byłam gotowa uciec. Drzwi nie chciały w ogóle ustąpić, musiały być zamknięte, a ja krzyknęłam, gdy pociągnął mnie za włosy. Odwrócił mnie w swoją stronę i wymierzył mi mocny policzek. Zacisnęłam wargi, aby nie krzyknąć, a niechciane łzy pojawiły się w moich oczach. Pociągnął mnie za włosy i nakierował twarz na dywan spowity krwią.
– Chyba nie chcesz, żeby tam znalazła się twoja krew, co? – szepnął mi do ucha, a ja zadrżałam. – Więc mów, do cholery! – krzyknął i mnie puścił.
– Powiedziałam ci prawdę! – odkrzyknęłam, a on już podnosił dłoń, aby uderzyć mnie drugi raz jednak drzwi się otworzyły. Odetchnęłam nieznacznie z ulgą.
– Szefie, miałem posprzątać.
– Nie widzisz, że jestem zajęty? – warknął.
– Xavier kazał mi przyjść i...
– Wypierdalaj stąd! – zawołał, a ja wzdrygnęłam się na jego ostry ton. Zatrzasnął drzwi, a on znów na mnie spojrzał.
– Justin nigdy nie zgodziłby się oddać nic z tego co ma – zaczęłam mówić. – Nawet nie chciałby za to żadnych pieniędzy.
– Bieber chciał zrobić z Barnesa swojego wspólnika.
– Nie – zaprzeczyłam. – Barnes mnie okłamał, mówiąc, że nie wie kim jestem, a tak naprawdę miał cały czas moje akta. On chciał tylko zabić Justina, żeby w ten sposób zająć jego miejsce.
– Chcesz zobaczyć co zrobili mi ludzie twojego chłopaka? – zmienił temat.
– Nie chcę.
Lucas rozpiął swoją koszulę, a ja odwróciłam wzrok, bo nie chciałam na to patrzeć.
– Spójrz – powiedział, a ja nie zareagowałam. – Zobacz, co dwa lata temu zrobił mi Justin, no dalej – ponaglił mnie, łapiąc za policzki. Mój wzrok powędrował na jego klatkę piersiową, gdzie oprócz kilkunastu tatuaży pod żebrami widoczne były blizny, jakby ktoś ciął go nożem. Oprócz tego dostrzegłam blizny od przypalania papierosem.
– To nie był Justin – zaprzeczyłam, spoglądając na niego. – Justin dwa lata temu siedział w więzieniu i dopiero teraz wyszedł.
– Więc chcesz mi powiedzieć, że jestem debilem? Że dwa lata temu nie było go w Coldwater? Wkurwiasz mnie coraz bardziej tymi żałosnymi kłamstwami.
– Skąd... skąd wiesz o Coldwater? – cofnęłam się o krok, gdy podszedł bliżej. Roześmiał się na moje pytanie.
– O akta Biebera nie było wcale trudno. O twoje zresztą też – wzruszył ramieniem i otworzył jakąś szufladę przy biurku. Wyjął z niej nóż, a ja spanikowałam.
– Powiesz mi pieprzoną prawdę, kto ci zapłacił za zabicie mojego niedoszłego wspólnika czy mam odwdzięczyć się Justinowi za to, co mi zrobił? – zadrżałam.
– To nie był Justin!
– Skąd możesz być pewna, że siedział w więzieniu, co?! – odkrzyknął. – Odwiedziłaś go chociaż raz? Byłaś obecna przy procesie?
– Widziałam jak go złapali, a w telewizji widziałam ostateczną rozprawę – dodałam spokojniej. Czułam moje walące serce. – Wyszedł, oczyszczony z zarzutów.
– Kto ci to powiedział? Jego brat czy martwy Ethan? Pewnie Ethan odetchnął z ulgą, gdy umierał, bo to gówno się dla niego skończyło.
– Wypuść mnie – zażądałam. – Nie zabiłbyś osoby, która byłaby winna śmierci komuś z twoich ludzi? Nieważne jak na początku nie dogadywałam się z Ethanem, po trzech latach spodziewałam się, ze wszystko będzie w porządku, ale niestety został zabity i tym się odwdzięczyłam. Gdyby nie ja to Justin by to w końcu zrobił.
– Wiesz jak trudno było zatuszować tę kulkę w łeb? Masz szczęście, że jedna wystarczyła i go zabiła. Cholernie się tego nie spodziewałem, że padnie trupem, gdy żartowaliśmy o Ethanie – zaśmiał się, mimo że to nie było w ogóle zabawne.
– Wypuść mnie.
– Usiądź – wskazał nożem na krzesło, na którym wcześniej zajmowałam miejsce.
– Justin już wie, że jestem z tobą.
– Nie obchodzi mnie to. Zdejmij bluzkę.
– Nie – spojrzałam na jego wkurzoną twarz.
– Co powiedziałaś? – nachylił się w moją stronę, udając, że nie usłyszał. – Powiedziałaś tak?
– Jesteś kawałkiem gówna – splunęłam, niesamowicie wściekła. Złość przysłoniła mi cały strach, który w jednej chwili całkiem zniknął. Nienawidziłam Quentina za to, co mu nagadał i teraz za to płacę. – Byłeś zaślepiony, bo zaufałeś komuś takiemu jak Barnes.
Samuels zacisnął szczękę i znów mnie uderzył.
*
– Masz – rzucił we mnie jakimś kawałkiem szmaty, gdy siedziałam na łóżku. Spojrzałam na rzecz i w ogóle nie wzięłam jej w swoje ręce. Lucas spojrzał na zegarek i znów zaczął krążyć po pokoju. Przymknęłam na chwilę powieki modląc się, aby wreszcie Justin przyjechał. – Wykrwawisz się – kontynuował.
– Poważnie cię to obchodzi? – parsknęłam. – Daj mi spokój – dodałam ciszej, patrząc w dół na skrawki mojej koszulki, którą przyciskałam do żeber. On naprawdę pociął mnie nożem.
– Nie chcę znów wywlekać stąd trupa. To mnie tylko obchodzi – odpowiedział. Ktoś zapukał do drzwi, a ja spojrzałam na drewnianą powłokę z nadzieją.
– Szefie, Bieber przyjechał – kamień spadł mi z serca, a Lucas machnął ręką, aby już tu wszedł. Szerzej otworzył drzwi, a gdy mężczyzna wszedł do środka i spojrzał na mnie z poważną miną wiedziałam, że zaczyna siebie obwiniać.
– Widzisz? – zaczął Samuels, gdy wskazał na mnie dłonią. – Tak kończą suki, które nie słuchają – Justin złapał go za koszulę i pchnął na przeciwną ścianę.
– Za to takie kutasy jak ty kończą dwa metry pod ziemią, bo otwierają ryj, gdy nikt ich o to nie prosi – warknął. – Możesz zapomnieć o byciu moim wspólnikiem, bo mieliśmy jedną zasadę, której nie posłuchałeś. Arabella miała pozostać czysta, ale musiałeś pomyśleć swoim mózgiem i ją zabrać. Za to jak wygląda powinienem zrobić ci to samo.
– Ostrzegałem – powiedział tylko.
– Ja też. Gdy twój ojciec przyjedzie do Nowego Jorku powiem mu, kurwa, wszystko i zobaczymy czy wtedy będziesz taki mądry.
Wstałam krzywiąc się z bólu, a Justin podszedł do mnie i zdjął z siebie bluzę, zostając w samej bluzce.
– Nie krwawisz, weź te ręce – dodał ciszej, a ja puściłam dłonie wzdłuż ciała i odrzuciłam kawałek ubrania na podłogę. Przełożyłam ręce przez rękawy, a potem zapiął suwak. Chwycił mój podbródek w dwa palce i spojrzał mój policzek.
– Lepiej módl się, żeby ojciec nie urządził cię tak jak ty ją – objął mnie ramieniem, a ja spojrzałam ostatni raz na Lucasa, którego najwidoczniej Justin miał w garści.
Pytanie brzmi dlaczego?
Dodaj komentarz