STALKER • 39

Czułam serce w gardle, kiedy odwróciłam się w stronę osoby, która przyprawiła mnie o zawał serca, a kiedy mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem mężczyzny, którego spotkałam niedawno trochę się uspokoiłam. Usiadł obok mnie i gestem przywołał barmana. Miał na sobie garnitur, a ja nie rozumiałam jak nie było mu gorąco skoro mi samej od tego siedzenia tutaj pot spływał po plecach. Mandy rzuciła mi znaczące spojrzenie zza jego pleców, którego nie widział, a potem uniosła szklankę, w której miała kolorowego drinka, wyzerowała go i zniknęła. Chciałam za nią krzyknąć, aby mnie nie zostawiała, ale nawet tego nie zdążyłam zrobić.

– Co ty na to, aby pójść na górę?! – powiedział głośno, a ja przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego.

Po cholerę tu przylazł?

– Dziękuję, ale muszę iść do łazienki – uśmiechnęłam się przepraszająco, a zanim zdążył dodać cokolwiek podążyłam za Mandy, której nie zgubiłam. Nie spojrzałam przez ramię, bo nie chciałam go widzieć ani dostrzec, że pójdzie za mną. Złapałam Mandy za rękę, która była już na parkiecie, a kiedy odwróciła się do mnie jakiś chłopak na mnie wpadł i prawie się przewróciłam. Chciała coś powiedzieć, ale krzyknęłam, abyśmy poszły do łazienki. Kiwnęła głową, zeszłyśmy z miejsca, gdzie tańczyli, a potem udałyśmy się we właściwą stronę.

– Boże! Nigdy więcej mnie nie zostawiaj! – powiedziałam, będąc już w środku. Amanda się zaśmiała i usiadła przy umywalce. Wyjęła szminkę z torebki i odwróciła się w stronę lustra. Umyłam w tym czasie dłonie.

– Co powiedział?

– Chciał iść ze mną na górę.

– Czyli chciał cię poznać.

– Zamówił dwa drinki.

– Chciał się z tobą napić.

– I potem sobie poszłam.

– Poprawka: uciekłaś.

Rzuciłam jej spojrzenie, a ona się roześmiała, zeskoczyła i poprawiła moje włosy.  

– Ile wypiłaś? – spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Jednego z tobą. Czemu pytasz? – Mandy wzruszyła ramionami i poszła do kabiny. Zaczekałam na nią przed drzwiami, a z tego miejsca miałam idealny widok na ludzi, którzy wchodzili do środka. W pewnym momencie myślałam, że mam przewidzenia, zaczynam wariować, bo właśnie widziałam jak Ethan wszedł do tego samego klubu, w którym jestem ja.

– Kurwa mać – przeknęłam i weszłam do środka. Wiedziałam, że to on. Miał granatową koszulę, którą jeszcze wczoraj miałam w rękach, a poza tym poznam go wszędzie. Jak on mnie znalazł i dlaczego przyszedł sam? Wyjęłam telefon z torebki, aby zobaczyć czy żaden z nich do mnie nie dzwonił i moje podejrzenia się potwierdziły. Ogarnęło mnie trochę przerażenie, bo do cholery, chciałam ten wieczór spędzić bez żadnego z nich, a tymczasem Ethan tu jest. On nigdy nie przyszedłby w takie miejsce bez Jasona.

– Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha – Amanda stanęła przede mną. – Wszystko okej?

– Po prostu... – pociągnęłam za włosy. – Mój współlokator tu jest, a chciałam ten dzień spędzić bez niego.

Mandy patrzyła na mnie przez chwilę, a ja modliłam się, aby mi uwierzyła.

– Och! – powiedziała jedynie. – Nie ma sprawy – uśmiechnęła się do mnie, a ja odetchnęłam z ulgą. – Wychodzimy?

– Nie, jeśli nie chcesz. Możemy iść tańczyć, nie pozna mnie.

– Okej, więc chodźmy – zgodziłam się, a potem złapałam dziewczynę za ramię i razem weszłyśmy w tłum ludzi. Zerknęłam jeszcze raz w stronę, w którą poszedł Ethan, a potem uśmiechnęłam się do Mandy. Wiedziałam, że dostrzegła na mojej twarzy lekki strach.

*
O drugiej zadzwoniłam po taksówkę, a pół godziny później byliśmy pod domem.

– Dobrze się bawiłam – powiedziała Mandy, a ja wyjęłam klucze z torebki. Nie wiedziałam czy Ethan już wrócił, ponieważ przez resztę wieczoru bawiłam się naprawdę dobrze i nie zwracałam uwagi ani na niego, ani na Quentina, którego raz dostrzegłam przez przypadek, ale na szczęście on mnie nie widział.

– Tak, ja też – odpowiedziałam i przeszliśmy na drugą stronę.

– Totalnie musimy to powtórzyć, ale pozwól, że pójdę już spać – Mandy wskazała kciukiem na swoje mieszkanie, a ja się zaśmiałam i skinęłam głową. Pożegnałam się z nią i po tym jak weszła do środka sama udałam się we właściwą stronę. W windzie biała róża została sprzątnięta.

Cicho otworzyłam drzwi i po zaświeceniu światła w hollu zdjęłam buty. Zmarszczyłam brwi, kiedy nie dostrzegłam butów Ethana, ale może po prostu ich nie zdjął. W kuchni nalałam sobie szklankę wody, z którą poszłam do swojego pokoju, a potem przyciskiem przy drzwiach automatycznie zasunęłam zasłony. Czułam w żołądku dziwne uczucie i trochę ogarnęło mnie dziwne uczucie, że Ethana nie ma. Być może był jeszcze w klubie, ale wolałam się upewnić. Chodziłam przez chwilę po pokoju z tą pieprzoną szklanką, aż wreszcie odstawiłam ją na komode i poszłam w stronę sypialnii Jasona. Otworzyłam drzwi i zaświeciłam światło, a po chwili zorientowałam się, że go nie ma.

Co do cholery?
Sprawdziłam jeszcze salon, ale także go nie było i cholera. Być może przesadnie interpretowałam niektóre fakty i nie analizowałam wszystkiego, a na dodatek tworzyłam czarne scenariusze w mojej głowie, które były niepotrzebne, ale znając ich tak długo wiedziałam, że powinnam zadzwonić do Jasona i spytać, gdzie on jest, a potem skontaktować się z Ethanem. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaświeciłam światło w salonie, a potem upewniłam się, że na pewno zamknęłam drzwi.

– Bella? – usłyszałam Jasona i odetchnęłam z ulgą. – Jesteś w mieszkaniu?

– Tak – powiedziałam. – Gdzie ty jesteś?

– Otwórz drzwi – usłyszałam jak coś powiedział i to nie było do mnie.

– Co? Co się stało? – podeszłam do drzwi i wiedziałam, że stało się coś złego. – Jest z tobą Ethan?

– Otwórz te pieprzone drzwi – warknął i się rozłączył. Jason rzadko kiedy się denerwował; był najbardziej opanowany z naszej trójki, a kiedy już ogarniało go zdenerowanie było to na pewno uzasadnione. Przełknęłam ślinę i przekręciłam zamki, a potem wróciłam do salonu. Czas mijał kurewsko wolno, bo minęło dopiero dziesięć minut od mojego przyjścia. Kiedy drzwi się otworzyły, a do środka ktoś wszedł czym prędzej poszłam sprawdzić i nogi się pode mną ugięły. Jason zamknął za sobą drzwi z uwieszonym Ethanem na ramieniu, który miał zakrwawioną koszulę i ledwo trzymał się na nogach. Podeszłam do nich i podniosłam głowę Ethana, aby na mnie spojrzał i wewnętrznie krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jego poobijaną twarz.

– Co się stało? – zapytałam patrząc wymownie na Jasona, a on mi nie odpowiedział. Zaczął go prowadzić do salonu, a ja chwyciłam Ethana po drugiej stronie i przerzuciłam jego rękę przez moją szyję.

– Nic – odpowiedział ponurym głosem, kiedy usiadł na kanapie i jęknął. Chciałam krzyczeć na Jasona za to, że coś się stało poważnego, a on tak mnie ignoruje i na Ethana, bo się chyba pobił.

- Nic? – powtórzyłam i podeszłam do niego, kiedy zdejmował kurtkę i rzucił ją na fotel. – To dla ciebie nic? – wskazałam dłonią na Ethana, który siedział zgrabiony i trzymał się za brzuch.

– Nie mów jej – sapnął Ethan, a Jason westchnął. Rzuciłam mu rozczarowane spojrzenie, a potem odeszłam do niego i przyjrzałam się Ethanowi. To była zła pora na kłótnie, kiedy ten gnojek cierpiał. Złapałam go za podbródek i podniosłam głowę, aby na mnie spojrzał.

– Co zrobiłeś? – warknęłam, a on się lekko uśmiechnął. Miał podbite oko, krew sączyła się z wargi i nosa, przecięty policzek i jakieś zadrapanie na czole. Oprócz tego jego koszula była w niektórych miejscach podarta, a na dłoniach miał przypalenia, jakby od papierosów. – Albo powiesz, albo jutro pójdę na policję i zgłoszę pobicie – dodałam, a uśmieszek zniknął z jego ust, a spojrzenie nie było takie pewne jak na początku. Spojrzał na Jasona, który podrapał się po głowie. Dobrze wiedzieli, że byłam do tego zdolna.

Moje słowa nie zrobiły na nim w ogóle wrażenia. Wciąż miał to obojętne spojrzenie, które było zarezerwowane tylko dla mnie. Niezbyt obchodziło go to, że się martwię, a to nie zdarza się często.

– Nie powiem ci – odpowiedział, a ja wyprostowałam się i spojrzałam rozczarowana na Jasona, który w ogóle nie patrzył w naszą stronę.  

Byłam nimi rozczarowana i zawiedziona. Bardziej Jasonem, bo po Ethanie mogłam się tego spodziewać, ale myślałam, że zasługuję, aby wiedzieć cokolwiek co się dzieje.

– Odkąd tu jesteśmy są same kłopoty – wypowiedziałam cicho i zacisnęłam pięści. – Wszystko się psuje, a wy powoli stajecie się dla mnie obcymi ludźmi.

– Arab... – Jason podszedł do mnie, ale wyciągnęłam dłonie przed siebie i cofnęłam się o krok.

– Mam na imię Bella – powiedziałam. – Arabella już nie żyje, pamiętasz?

Zanim skomentował w jakikolwiek sposób moje słowa opuściłam salon i zamknęłam się w pokoju. Zacisnęłam usta czując jak boli mnie każda część mojego ciała, a potem osunęłam się na ziemię i się rozpłakałam. Tłumiłam płacz trzymając dłoń przy buzi, bo nie chciałam, aby słyszeli, jak coraz bardziej się rozpadam. Powinnam wiedzieć. Powinnam wiedzieć co mu się stało, co się w ogóle dzieje, a nie czuć się wśród nich jak intruz, jak kłopot, którego nie mogą się pozbyć.

Słyszałam ich rozmowę, kiedy Ethan doprowadzał się do porządku, ale nawet nie wstałam z podłogi i nie wyszłam z pokoju, aby mu pomóc. On by dla mnie tego nie zrobił.

*

O dziewiątej następnego dnia wyszłam po gazetę, aby znaleźć coś o morderstwie, o którym słyszałam ostatnio w telewizji, ale nie zobaczyłam do końca, bo Ethan się pojawił. Nie wiedziałam czy to ma cokolwiek wspólnego z nimi, ale rozmowa, którą podsłuchałam być może tego dotyczyła, dlatego musiałam od czegoś zacząć. Jeśli oni mi nic nie powiedzą – dowiem się sama.

Trzymając kubek z kawą ze Starbucksa szukałam jakiejkolwiek gazety, w której być może coś się pojawi. Jeśli nie znajdę nic poszukam w internecie.

– Znów się spotykamy – usłyszałam już znajomy głos i spojrzałam z lekkim wahaniem na mężczyznę w garniturze.

– Uh... cześć – uśmiechnęłam się niepewnie. Obserwowałam jak wziął dziennik i nagle w mojej głowie pojawił się pewien pomysł. Był detektywem, więc powinien coś wiedzieć.

– Ostatnio uciekłaś – stwierdził, a ja nie powiedziałam nic. – Nawet nie zdążyłem się przedstawić. Barnes, Quentin Barnes – uścisnęłam mu dłoń.

– Bella – powiedziałam tylko, a on kiwnął głową. – Mógłbyś mi pomóc? Moja przyjaciółka potrzebuje gazety, w której będzie artykuł o morderstwie tego chłopaka. Mówili o nim w telewizji – dodałam, patrząc jak zapłacił dolara, a potem zwinął gazetę i spojrzał na mnie, zastanawiając się.
– Tego morderstwa w Queens? – spytał, jakbym wiedziała, gdzie to się stało.

– Nie wiem, być może – odpowiedziałam.

– Tak, pewnie myślimy o tym samym. Byłem na miejscu, paskudna sprawa – westchnął i wziął jedną gazetę, którą oglądałam jako pierwszą. – Tutaj twoja przyjaciółka znajdzie wszystko – uśmiechnął się tajemniczo, a zanim zdążyłam podziękować już zniknął, aby złapać taksówkę.

– Kupuje pani czy nie? – spytała niemiło kobieta, a ja podeszłam do niej.

Znalazłam wolne miejsce przy oknie w Starbucksie, a po zamówieniu jakiegoś ciasta otworzyłam na odpowiedniej stronie.  

Było jedno zdjęcie tego chłopaka, jak leżał w zaułku, oczy miał zamazane, a wokół niego była kałuża krwi. Jeden z policjantów także był na fotografii. Artykuł nie był długi.

W późnych godzinach, między jedenastą a drugą, znaleziono ciało młodego chłopaka, na tyłach jednego z klubów nocnych w dzielnicy Queens. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów, a ustalenie tożsamości nie było trudne, bowiem był to częsty bywalec policji w Nowym Jorku. Jak udało nam się ustalić miał jedną ranę postrzałową w głowę, a oprócz tego dwie rany kute zadane nożem w brzuch. To kolejne zdarzenie w ciągu ostatnim miesiącu. Jak podają detektywi zajmujący się tą sprawą giną osoby, które miały związek z nielegalnym handlem bronią w Nowym Jorku.

Odłożyłam gazetę i przełknęłam ślinę. Do cholery, handel bronią? Musiałam przeczytać jeszcze kilka razy ten tekst, aby to co przeczytałam za pierwszym razem nie było zwykłym złudzeniem. Ale tak się nie stało i to naprawdę było tam napisane. Trochę się przeraziłam, ponieważ ja z Ethanem także zabraliśmy jakąś broń i co jeśli to ma coś z tym wspólnego? Niewiele myśląc o tym wszystkim wyszłam z kawiarni i udałam się na pierwszy postój taksówek, który był w pobliżu.

– Na Queens, proszę.

*
Nie wiedziałam, gdzie konkretnie się udać ani co zrobić. Gazeta wciąż spoczywała w mojej torebce, a ja po chwilowym wpatrywaniu się w budynek ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Liczyłam na szczęście w tym przypadku, które może teraz mnie chociaż raz posłucha.

– Hej, ty! – zawołałam jakiegoś chłopaka, który przejeżdżał przez ulicę na deskorolce. Zatrzymał się, chwycił deskę w dłonie i spojrzał w moim kierunku. Poprawił swoją beanie i ruszył w moją stronę. – Szukam tego klubu, gdzie został zamordowany ten dzieciak. Słyszałeś o tym?

Nastolatek przyjrzał mi się, a potem uniósł brwi i wrócił do mnie swoim spojrzeniem.

– Jesteś z policji?

– A wyglądam ci na osobę z policji?

– No nie.

– A więc powiesz mi gdzie to jest?

– Okay, ale jak postawisz mi kolejkę. Nie jestem pełnoletni, a tamci kretyni nie chcą mnie słuchać.

Lekko się uśmiechnęłam i się zgodziłam. Ruszyliśmy powolnym krokiem, a ja mogłam przysiąc, że ten dzieciak na mnie patrzy.

– Jestem Carter, ale pewnie cię to nie interesuje.

– Mam na imię Bella – spojrzałam na niego, a on kiwnął głową. – I nie patrz tak na mnie.

– Po prostu się zastanawiam czemu taka dziewczyna jak ty pytała o tę sprawę z morderstwem.

– Jedna sprawa nie daje mi spokoju, więc muszę to sprawdzić – wyjaśniłam, a resztę drogi przeszliśmy w ciszy.

– Widzisz ten klub? – powiedział po jakimś czasie, kiedy ze skrzyżowania mogłam dostrzec neonowy szyld z logiem jakiegoś klubu, jedynego w pobliżu, który o tej porze był pewnie zamknięty. – Ta wolna przestrzeń między klubem a tą kamienicą to teren należący do klubu i to właśnie tam znaleziono tego chłopaka.

– Znałeś go?

– Nie, nie zadaję się z takimi ludźmi – wyjaśnił.

Drzwi były otwarte, a szłam przodem, kiedy Carter kroczył za mną i przyciskał swoją deskę do piersi. Korytarz był ciemny, słyszałam cichą muzykę, a kiedy przeszliśmy przez granatową kotarę byliśmy już w środku. Wszystkie krzesła były były położone na stolikach, kilka wiader z mopami stało w pobliżu, a za barem była jedyna osoba, do której podeszliśmy.

– Zamknięte. Nie umiesz czytać? – zapytał oschle, nawet na mnie nie patrząc, kiedy wciąż liczył butelki z alkoholem.

– Nie przyszłam pić – powiedziałam.

– A co ze mną? – usłyszałam Cartera. Rzuciłam mu przez ramię znaczące spojrzenie.

– Więc w takim razie co was do mnie sprowadza? – barman odwrócił się w naszą stronę i położył dłonie na blacie. Miał tatuaż lwa na prawej ręce.

– Zabójstwo – powiedziałam jedynie.

– Nie udzielam takich informacji. Policja wie już wszystko.

– Nie jestem od nich – westchnęłam. Naprawdę, to było ostatnie co bym chciała usłyszeć kolejny raz w ciągu tego dnia.

– Tym bardziej ci nie powiem, bo możesz sprzedać komuś te informacje.

– Słuchaj, być może znałam tego chłopaka, nikt nie podaje jego tożsamości i chcę tylko wiedzieć czy to na pewno on – skłamałam i skrzyżowałam ramiona, patrząc w oczy faceta. Spojrzał na Cartera, a potem znów na mnie i podrapał się po swoim zaroście.

– Dobra – prychnął. – Ale jak znów psy przyjdą do mnie o jakieś gówno znajdę cię – ostrzegł, a kiedy nie zobaczył żadnego sprzeciwu na mojej twarzy mówił dalej. – Akurat szedłem wyrzucić śmieci, kiedy w coś uderzyłem. Myślałem, że to jakieś martwe zwierzę czy coś takiego, ale kiedy spojrzałem w dół wiedziałem, że to człowiek. Zadzwoniłem na policję i tyle. Więcej Tylera tu nie widziałem.

– Tyler? A więc tak miał na imię? – uniosłam brew, a chłopak przestawił szklanki do whiskey i kiwnął głową.

– Pół roku temu wyszedł z więzienia. Siedział za handel narkotykami, napad na sklep i pobicie. Teraz wkręcił się w handel bronią, a przecież każdy wie jak to się kończy i jakie to jest ryzyko złapania. Często tu przesiadywał z jednym kolesiem i myślę, że dobrze się znali. Czasami tutaj przychodzi, już bez niego, a nikt o nic nie pyta.

– On był przesłuchiwany?

– Czemu? I tak pewnie nie miał nic z tym wspólnego. Po prostu ci to powiedziałem.

– Jak on wyglądał? Pamiętasz?

Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy.

– Oczywiście, że pamiętam. Każda kelnerka się do niego śliniła. Był blondynem, ale to nie był jego naturalny kolor włosów. Nosił złoty zegarek na lewej ręce; pewnie Rolex i zawsze ubierał się tak, że w ogóle nie pasował do tego klubu. Wiecie, albo garnitury albo jakieś koszule i inne podobne gówna. I miał tatuaż na karku, kurewsko mi się podobał. Skrzydła.

Oparłam się o blat, prawie tracąc równowagę i gdyby nie ramiona Cartera pewnie bym się przewróciła. Przymknęłam na chwilę oczy, starając sobie wyobrazić tego chłopaka, ale tylko jeden obraz przychodził mi do głowy i wcale to mi się nie podobało.  

– Wszystko dobrze? Jednak go znałaś? Chcesz wody? – pokręciłam przecząco głową na pytanie barmana i potem odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam na jego zmartwioną minę.

– Ten chłopak jeszcze tu przychodzi?

– Tak, w każdą sobotę tu jest.

Wyjęłam kartkę i długopis z torebki, a potem szybko napisałam swój numer.

– Błagam, jeśli będzie tu w tę sobotę zadzwoń do mnie albo napisz. To dla mnie ważne – podałam mu kartkę, a po przyjrzeniu jej się kiwnął głową i schował do kieszeni.

– Spoko, postawię ci drinka nawet na koszt firmy – uśmiechnął się, a ja kiwnęłam głową i szybko opuściłam klub. Musiałam wyjść na zewnątrz i doprowadzić się do porządku.

– Hej! Wszystko dobrze? To serio ktoś, kogo znałaś?

– Cholera, zapomniałam. Miałam ci kupić...

– Nieważne – uciszył mnie gestem ręki. – Będziesz tu w sobotę? Mogę tu przyjść, wesprzeć cię czy coś.

– Myślę, że tak. Powinnam – powiedziałam, a Carter postawił deskę na ziemi.

– Okej. Trzymaj się i zamów taksówkę. Do zobaczenia.

Patrzyłam w jego oddalającą się sylwetkę, myśląc czy to możliwe, że tym mężczyzną z tatuażem skrzydeł na karku był Justin?

Minęły trzy dni, a ja w sobotni poranek obudziłam się cała w nerwach. Od ósmej nie mogłam spać, dlatego poszłam do sklepu zrobić zakupy, a po przygotowaniu śniadania dla Jasona i Ethana przebrałam się w strój do biegania i wyszłam z domu. Wróciłam dwie godziny później, wzięłam prysznic i zamknęłam się u siebie. Od trzech dni nie odzywałam się do nich w ogóle, nie zamieniłam z nimi ani słowa, a z każdą mijającą sekundą, minutą i godziną czułam jak wszystko to, co zbudowaliśmy w ciągu trzech lat runęło kawałek po kawałku. Traciłam do nich zaufanie. Ślady pobicia Ethana nie były widoczne już tak bardzo; siniak pod okiem był mniejszy, a oprócz tego miał jeden opatrunek na nosie. Mandy znalazła pracę jako kelnerka, dlatego w czasie oczekiwania na sobotę miałam jedną okazję, aby do niej pójść.  

Czułam się taka samotna siedząc w tym pokoju, patrząc na te same ściany, patrząc na ten sam widok za oknem i myśląc o tym samym od paru dni. Może się tylko myliłam, a to wcale nie musiał mieć Justin; śmierć Tylera nie musiała mieć nic wspólnego z nami, ale dobrze pamiętam jak Ethan zmienił kanał, kiedy oglądałam wiadomości dotyczącego jego znalezienia, jak nie zdążyłam usłyszeć, że był zamieszany w handel bronią, a potem wyraźnie musieli o tym rozmawiać. Nie powinni mieć przede mną tajemnic, powinni mi powiedzieć co się dzieje, a tymczasem sama muszę dowiadywać się wszystkiego.

O godzinie trzeciej po południu dostałam wiadomość.

// Pamiętasz mnie? Jestem barmanem, z którym rozmawiałaś trzy dni temu.

Usiadłam na łóżku i odpisałam niemal od razu.

//Tak, pamiętam.

//Dzisiaj nie mam swojej zmiany, więc jeśli wciąż planujesz przyjść, kiedy ta osoba, której szukasz tu będzie, mogę cię do niego zaprowadzić.

//Okay, ale nie chciałabym od razu do niego podchodzić. Muszę najpierw być pewna, że to na pewno on.

//Właśnie to miałem na myśli.

Schowałam telefon do kieszeni i wyszłam, ponieważ byłam głodna. Ciągłe unikanie siebie nawzajem było denerwujące, zachowywaliśmy się jak skłóceni nastolatkowie, a przecież ten okres bycia gówniarzami mieliśmy dawno za sobą. Jason siedział w salonie, a Ethan był prawdopodobnie w swoim pokoju.

Niestety, kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam go siedzącego przy wysepce, plecami do mnie, jak trzymał w dłoni szklankę z sokiem. Zignorowałam go i wstawiłam wodę, a potem wzięłam mój kubek i nasypałam kawy.

– Przepraszam okej? – Ethan wybuchnął. – Nienawidzę, kiedy nic do mnie nie mówisz, kiedy cały czas nie masz się do kogo odezwać. To sto razy gorsze niż pobicie mnie kilka razy pod rząd – dodał, a ja spojrzałam na niego jak do mnie podszedł.

– Nie potrzebuję twoich przeprosin. W sumie to nic od ciebie nie potrzebuję. Od Jasona także – zalałam swoją kawę i wsypałam dwie łyżeczki cukru.

– Daj spokój. Jesteśmy rodziną.

– Nie łączą nas żadne więzy krwi, Ethan.

– Rodzina to nie tylko wspólna krew – powiedział, a ja prychnęłam.

– Och, skończ to gówno. Ty i Jason dobrze wiecie, że beze mnie żyłoby wam się dużo lepiej. Jestem tylko ciężarem dla was i wasze zapewnienia, że tak nie jest nic nie zmienią, bo widzę co się dzieje i jak unikacie tematu, kiedy chcę się czegoś dowiedzieć, a myślę, że zasługuję na jakiekolwiek wyjaśnienia z waszej strony.

Ethan nic nie powiedział, jedynie przesunął się, abym mogła w spokoju wyjść z pomieszczenia. Miałam rację i nawet nie zaprzeczył. Nie powiedział nic, nie skomentował w ogóle moich słów, a po zamknięciu drzwi od pokoju postanowiłam, że kiedy to wszystko się jakoś rozwiążę wyprowadzę się i dam im żyć, bo ze mną tylko się duszą.

*
O ósmej wieczorem byłam gotowa na wyjście chociaż nawet nie wiedziałam czy faktycznie opuszczę mieszkanie. Założyłam sukienkę; miałam dylemat czy wybrać spodnie, ale jednak nie zdecydowałam się na nie i rozpuściłam włosy. Krążyłam po pokoju denerwując się jeszcze bardziej niż w ciągu dnia i mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Słysząc dźwięk telefonu szybko odłączyłam go z ładowarki i odebrałam.

– Jest tutaj.

To mi wystarczyło, aby wziąć kurtkę i torebkę, a potem szybko wyjść i nie mówiąc im ani słowa. To nie są moi rodzice, abym za każdym razem mówiła im dokąd idę.

– To na pewno on?

– Tak, na pewno – zapewnił mnie, a ja wcisnęłam odpowiedni przycisk. – Ten Carter też tu jest.

– Nie sprzedawaj mu nic, nie jest pełnoletni.

– Tak, wiem. Do zobaczenia.

Schowałam telefon do torebki i założyłam kurtkę, a potem jak winda się otworzyła i kilku mieszkańców weszło do środka przewiesiłam torebkę przez ramię i wyszłam na zewnątrz. Złapałam taksówkę i po podaniu adresu musiałam się tylko uspokoić.  

Za dnia to miejsce wyglądało całkowicie inaczej, a teraz dużo ludzi szło w stronę klubu, a jeszcze więcej stało w kolejce. Kiedy zapłaciłam i wyszłam na zewnątrz miałam nadzieję, że ten barman zaraz się pojawi i nie będę musiała stać w kolejce. Udałam się w stronę wejścia, a po chwili poczułam uścisk na ramieniu i odwróciłam się w stronę uśmiechniętego Cartera.

– Hej – szeroko się uśmiechnął. Udałam się za nim, a po chwili zorientowałam się, że to ten zaułek, w którym znaleziono Tylera. Teraz nie było nawet śladu krwi. – Robert, patrz kto do nas dołączył.

Spojrzałam na Roberta, który zgasił papierosa jak tylko się pojawiłam.

– Hej – przywitałam się, przełykając ślinę.

Zmrużyłam oczy, kiedy Carter poświecił mi ekranem telefonu w twarz.

– Jadłaś coś? Jesteś kurewsko blada – mruknął Robert, kiedy weszliśmy do środka. – Śmierć Tylera zrobiła nam taką reklamę, że w ciągu weekendu mamy w kasie co najmniej sześć tysięcy dolarów.

– Nie szukacie jakiegoś pracownika? – zagadnął chłopak. – Mogę nawet myć podłogę.

– Jak będzie taka potrzeba to się zgłoszę o pomoc – Robert spojrzał na niego, a potem na mnie i mrugnął do mnie. Zaśmiałam się pod nosem i weszliśmy do jakiegoś pokoju.

– To gabinet Roberta – wyjaśnił mi Carter. – W końcu jest szefem.

– Poważnie? – spojrzałam na niego jak poprawił granatową koszulę. Podwinął rękawy, a ja znów dostrzegłam tatuaż. – Nic nie powiedziałeś?

– Nie było się czym chwalić, zresztą to nieważne. Jesteś tutaj w innym celu.

– Tak – kiwnęłam głową, a serce znów mi przyśpieszyło.

– Młody, zostań tu – zwrócił się do chłopaka, siedzącego za biurkiem. Wyszliśmy z pokoju, a ja idąc za nim z każdym krokiem czułam jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zaraz albo coś się zmieni w moim życiu, albo będzie tak samo jak przedtem, a do tego będę naprawdę rozczarowana. Dostrzegłam za barem dwóch chłopaków oraz jedną kelnerkę. Ludzi było naprawdę sporo, a podobna ilość czekała na wejście. Na górze także tańczyli, a ja gorączkowo rozglądałam się w poszukiwaniu jego.

– Smith! Daj mi drinki na specjalne zamówienie! – podeszliśmy do baru, a po chwili taca z pięcoma kolorowymi drinkami znalazła się przed nami. Robert wziął ją, a potem znów zawołał: – I butelkę Jack Danielsa.

Widząc moje zdezorientowane spojrzenie wyjaśnił:

– Siedzi w loży specjalnej. Ma spotkanie, a my zaniesiemy mu jego zamówienie.

Kiwnęłam głową, a po otrzymaniu butelki bałam się, że zaraz ją potrzaskam.

– Idź przodem! – zawołał, kiedy kiwnął na schody. – Będę tuż za tobą – posłał mi lekki uśmiech, ale ja nie byłam w stanie się nawet uśmiechnąć. Posłuchałam mężczyzny i bez problemu znalazłam się na górze. Kilka loży było zajętych, ale wciąż nie widziałam tego, po co tak faktycznie przyszłam.
Robert znów szedł przodem, zmierzał w stronę jedynych drzwi, które były na końcu, a ja przełknęłam ślinę i z sercem w gardle go dogoniłam.

– Nie dam rady – jęknęłam, a on odwrócił się w moją stronę.

– Co? Czemu? Po prostu nic nie mówi i postaw butelkę obok drinków, które wyłożę na stolik. To nic trudnego.

– Gorzej jak upuszczę butelkę, kiedy go zobaczę.

– Nie wiem o co ci chodzi w tym momencie, ale nie będzie aż tak źle, tak? Weź oddech i trzymaj się mnie. Nie powinni ci nic zrobić.

Zaczęło mi się kręcić w głowie, kiedy otworzył drzwi, a ja weszłam za nim. Kiedy się zamknęły nie słyszałam w ogóle muzyki, a ściany były pewnie dźwiękoszczelne. Pomieszczenie było całe ze szkła; widziałam cały dolny parkiet i zdziwiłam się, ponieważ wcześniej nie dostrzegłam tego, więc szyby pewnie były przyciemniane od tamtej strony. Rozmowy ucichły, nikt nic nie mówił, oprócz Roberta.

– Mam wasze zamówienie – oznajmił i położył drinki na szklanym stoliku, a kiedy się odsunął na kanapie nie odnalazłam nikogo znajomego. Siedział tylko jeden chłopak, który robił coś w telefonie, a obok niego leżała jakaś płyta z grą.

– A Daniels to z jakiej okazji? – spytał ktoś inny, a ja odwróciłam się w stronę mężczyzny ubranego w garnitur, który wyszedł z jakiegoś pomieszczenia. Wytarł dłonie o swoje spodnie, więc może był w łazience. Postawiłam butelkę i odetchnęłam, kiedy opuściła moje dłonie.

– Na koszt firmy – wyjaśnił Robert i podał mi tacę.

– A to rozumiem – uśmiechnął się. Robert spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową i spojrzałam na dwójkę nieznanych ludzi. Chciałam mu tym przekazać, że to nie oni.

– Życzą sobie panowie czegoś jeszcze?

– My nie, ale może... – urwał, kiedy naprzeciwko mnie drzwi się otworzyły i byłam w tym momencie, kiedy nie wiedziałam co zrobić.

Wyszedł, patrząc w telefon.

– Musimy jeszcze zadzwonić do Noah i powiedzieć mu o przesyłce – usłyszałam tak znajomy głos, a w ciągu trzech lat nie sądziłam, że w ogóle zobaczę. Kiedy spojrzał na mnie wiedziałam, że wie kim jestem, że w ogóle o mnie nie zapomniał i pamiętał. Czułam jakby serce miało mi za moment wyskoczyć.

Bo przede mną stał Zayn.


troche mnie tu nie bylo


livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5387 słów i 29631 znaków, zaktualizowała 11 cze 2019. Tagi: #livney #justinbieber

Dodaj komentarz