STALKER • 46

Czułam dziwne uczucie w brzuchu, które nasiliło się, gdy wysiadłam z taksówki przed hotelem, w którym ma odbyć się bal zorganizowany przez Samuelsa. W ogóle nie podniosła mnie na duchu świadomość, że obok mnie jest Justin, który na pewno nie pozwoli, aby coś mi się stało. Wyjęłam z torebki paszporty, dzięki którym wejdziemy do środka i podałam je Justinowi. Moja dłoń drżała, dlatego zacisnęłam ją w pięść. Idąc w stronę dwóch masywnych ochroniarzy stojących przy wejściu przełknęłam ślinę. Wyglądali tak, że jednym ruchem mogliby złamać kark Ethanowi.

– Siema – przywitał się Justin i podał jednemu z nich dłoń. Tamten uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.

– Stary Bieber wrócił – powiedział z uznaniem i rzucił tylko spojrzenie na paszporty, które pokazał mu przed chwilą. Przeniósł swój wzrok na mnie, a ja od razu się uśmiechnęłam tak jak mówił mi Jason. Nie mogłam pokazać w ogóle, że jakieś obawy pojawiały się we mnie, gdy stałam i rozmawiałam z tymi ludźmi, którzy byli przestępcami. – A to Arabella – kiwnął głową.

– We własnej osobie – Justin objął mnie ramieniem, jakby chcąc mnie obronić. Byłam mu za to wdzięczna.

– Jesteś ładniejsza niż cię zapamiętałem – mrugnął do mnie, a ja zmarszczyłam brwi nie przypominając sobie w ogóle, abym widziała kiedykolwiek tę twarz.

– Ale zajęta, więc łapy przy sobie – ostrzegł Justin, a w jego głosie już nie słyszałam tej sarkastycznej nuty. Mężczyzna kiwnął głową i machnięciem ręki odgonił nas. Wypuściłam wstrzymywany oddech.

– Skąd mnie zna? – szepnęłam tak, aby tylko on mnie usłyszał.

– Każdy cię tu zna. W końcu przyszłaś ze mną – odpowiedział. – Dlatego nie wyglądaj na przerażoną, bo cóż, nikt cię nie zabije i bądź towarzyska jak nigdy wcześniej.

– Bardziej niepokoi mnie Quentin – mruknęłam z przekąsem, gdy otworzył mi drzwi i puścił mnie przodem.

– Byłoby lepiej, gdybyś przejmowała się Samuelsem i tym, co powie, gdy już cię pozna – rzekł i przywitał się z jakimś facetem, który właśnie szedł w przeciwną stronę. Sala bankietowa, gdzie odbywa się to wszystko była tuż naprzeciwko recepcji, gdzie aktualnie nie było nikogo i jedynie słyszałam muzykę klasyczną dobiegającą ze środka.

No to zaczynamy.

Justin położył mi dłoń na talii, gdy weszliśmy do środka, a ja od razu zaczęłam przyglądać się tym wszystkim rozmawiającym i śmiejącym się ludziom, którzy zrobili nie jedną złą rzecz. Wzięłam kieliszek wina zaproponowany przez kelnera i ruszyliśmy dalej; nie miałam pojęcia, gdzie idziemy, ale Justin zwinnie omijał innych gości.

Spojrzałam na balkon, gdzie także znajdowali się ludzie i starałam się odnaleźć Ethana, Roberta, Jasona i Zayna, ponieważ każdy z nas przyjechał osobno. Od razu dostrzegłam na górze wyluzowanego Ethana z kieliszkiem, gdy rozmawiał z jakąś blondynką w krótkiej, czerwonej sukience. Od razu spojrzałam na moją czarną, która miała rozcięcie na jednym kolanie. Była na wąskich ramiączkach i szczerze spodobała mi się od razu.

– Idziemy do Hendersona Pereza. Brazylijczyk, który handlował ludźmi, a teraz przerzucił się na narkotyki – szepnął mi do ucha, a ja kiwnęłam głową. Spojrzałam na szampana, którego opróżniłam do połowy i momentalnie zdałam sobie sprawę, że aby przeżyć ten wieczór przyda mi się więcej alkoholu.

– Dlaczego do niego? – spojrzałam na Justina, który wyglądał niesamowicie atrakcyjnie w garniturze i małym koczkiem samurajskim na czubku głowy.

– Ponieważ Samuels zabije go pierwszego, kochanie – odpowiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął. Postanowiłam nie odpowiadać, bo tak wydawało mi się najlepiej. Bałam się momentu, gdy Quentin się tu pojawi, ponieważ nie mam cholernego pojęcia co może się wówczas potem stać.

Uśmiechnęłam się, gdy podchodziliśmy do Pereza. Stał w asyście dwóch brunetek, które otaczał ramionami. Widząc mnie spojrzały na mnie błagalnie, a ja musiałam odwrócić wzrok nawet nie wyobrażając sobie co musiały przejść.

– Justin! – zawołał entuzjastycznie i odstawił pusty kieliszek na stojący nieopodal stolik z przekąskami. – Szmat czasu cię nie widziałem – zaśmiali się.

– Mogę powiedzieć to samo o tobie – odpowiedział, a Perez spojrzał na mnie. Kącik ust niebezpiecznie mu drgnął i nagle wyswobodził się z uścisku dwóch kobiet.

– To pewnie piękna Arabella – mruknął uwodzicielsko i złapał mnie za dłoń, którą następnie pocałował.

– Dobry wieczór – przywitałam się.

– Henderson Perez. Miło mi – przedstawił się, chociaż nie musiał tego wcale robić. Wszyscy go tu znali. – A to moje akcesoria na dzisiejszy wieczór. Sammy i Tanny – odwrócił się w stronę młodych dziewczyn, które jedynie mi pomachały. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. – Powinniście odwiedzić mnie w Madrycie – zaproponował patrząc na mnie.

– Mamy już plany. Nie sądzę, że coś da się zrobić – odpowiedziałam, a Perez wyglądał na naprawdę zawiedzionego.

– W takim razie miłego wieczoru – rzucił i odwrócił się, odchodząc. Owinął swoje ramiona wokół tych dziewczyn.

– O Boże – mruknęłam z niedowierzaniem, że tacy ludzie są na wolności i nikt nic z tym nie zrobi.

– Ponieważ chcę pożegnać się z każdą osobą, której jutro nie będzie – odpowiedział.

*
Trzymając w dłoni przepiękny złoty talerzyk nakładałam sobie kolejną babeczkę z różową śmietanką. Justin zniknął z jakiś facetem, ale obiecał, że wróci jak najszybciej. Szczerze nie przeszkadzało mi to szczególnie, ponieważ tak bardzo jak to było dla mnie możliwe, oswoiłam się z tymi ludźmi. Oparłam się tyłem o blat stołu i uśmiechnęłam się widząc Ethana zmierzającego w moją stronę. Szedł z dwoma kieliszkami szampana, które unosił na wysokości ramion. Stanął kilka kroków przede mną, a ja zaśmiałam się.

– Humor ci dopisuje – wzięłam od niego kieliszek.

– W końcu ktoś musi robić z siebie debila – odpowiedział i wziął mi z talerzyka jedną z dwóch babeczek. – Wreszcie mogę z tobą porozmawiać.

– Gdzie byłeś przez ten cały czas? Widziałam cię tylko na początku – spojrzałam na niego. Oblizał całą różową śmietankę.

– Chowałem się w kiblu – odpowiedział, a ja wywróciłam oczami.

– Pytam poważnie.

– Gadałem ze starymi znajomymi – rzekł. – Widziałem Roberta. Jason mi gdzieś zniknął gdzie tak w ogóle jest Justin?

– Poszedł gdzieś z jakimś Jamesem. Nie wiem – wzruszyłam ramionami. Patrząc na niego dostrzegłam kaburę z bronią tuż za marynarką. – Masz broń?

– W takim miejscu to norma – odpowiedział. – Ty jej nie potrzebujesz – ubiegł moje jeszcze nie zadane pytanie. – Daj spokój, nie patrz tak na mnie. I tak jej nie użyję.

Opróżniłam kieliszek i odstawiłam go na stolik. Wzięłam jeszcze jedną babeczkę i stanęłam przed Ethanem.

– Mam dziwne wrażenie, że coś się stanie.

Ethan zmarszczył brwi, a potem machnął dłonią.

– Co by się miało niby stać? – zapytał głupio, a ja nie umiałam mu odpowiedzieć. Minęły jakieś dwie godziny, a Quentina nie było. Wiedziałam, że na pewno nie opuściłby takiej imprezy i z pewnością przyjdzie. Ale do cholery, jak to możliwe, że jeszcze go nie widziałam? – Jak umrę to nie tęsknij za mną. Żyj dalej – szturchnął mnie w ramię i uśmiechnął się szeroko, a ja posłałam mu znaczące spojrzenie.

– Nie żartuj sobie z takich rzeczy, Ethan – powiedziałam poważnie, a mina chłopaka momentalnie uległa zmianie.

– Robię sobie jaja – odpowiedział. – Ktoś musiał to powiedzieć. Jak umrę to mam nadzieję, że nikt nie będzie za mną rozpaczał.

– Okej, rozmowa definitywnie zakończona – już się odwracałam i byłam gotowa, aby odejść. Dostrzegłam mężczyznę w okularach, który witał się z jakąś kobietą. Miał na sobie czarne jeansy i granatową marynarkę, a pod nią białą koszulę.

– Samuels we własnej osobie – powiedział Ethan, który stanął obok mnie.

Ogarnęło mnie dziwne uczucie, bo miałam wrażenie, że znam tego człowieka, ale nie miałam pojęcia skąd. W życiu bym nie pomyślała, że jest takim mężczyzną, który ma w garści niemal każdego; wyglądał na niewiele starszego ode mnie, a w tych czarnych jeansach wyróżniał się tak bardzo, w ogóle nie pasował do tego miejsca i do tego kim był. Jego imię i nazwisko nic mi nie mówiło, więc dlaczego czułam, że go znałam?

– Czemu on wygląda znajomo? – sapnęłam do Ethana. Cieszyłam się, że pojawił się tuż obok i nie byłam sama, gdy Samuels raczył nas wszystkich swoją obecnością.

– A skąd mam wiedzieć? – odpowiedział mi pytaniem Ethan. – To ty zawsze byłaś dziwna.

Wywróciłam oczami, a gdy podszedł do nas i przywitał się z Ethanem  jego wzrok od razu padł na mnie. Poczułam się naga pod jego spojrzeniem i zapragnęłam uciec stąd jak najdalej.

– Luke – powiedział jedynie i nie podał mi ręki tak jak zrobili to inni.

– Arabella – odpowiedziałam spiętym głosem i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. Mężczyzna kiwnął głową i wrócił do rozmowy z Ethanem. Spojrzałam na moją babeczkę, którą miałam ochotę zjeść, ale krępowałam się. Nie wypadało jeść podczas ich rozmowy, więc mogłam jedynie tu stać i czekać na Justina, ponieważ nie chciałam natknąć się na Quentina.

– A gdzie Justin? – spostrzegłam, że większość na nas patrzyła. – Nie widziałem go jeszcze.

– Poszedł gdzieś z Morganem – odpowiedział miło Ethan, a Luke się zaśmiał.

– Mogłem się tego spodziewać, że mnie w tym wyręczy – dodał i spojrzał na mnie. – Justin to twój chłopak?

Już otwierałam usta, aby zaprzeczyć, ale Ethan był pierwszy.

– Tak, są razem.

Spojrzałam na niego w otępieniu, a Samuels kiwnął głową w zastanowieniu.

– Poważnie? Nikt mi wcześniej nie mówił, że się z kimś spotyka.

– Ah, to przez Barnesa – Ethan machnął lekceważąco dłonią. – Nie daje nam spokoju.

– Właśnie coś o tym słyszałem – spojrzał przez ramię. – Chyba go widzę – zaczął machać dłonią, a ja dostałam ataku serca. Przerażona spojrzałam na Ethana, który trzymał dłonie w kieszeniach spodni i nie wyglądał w ogóle na przejętego. Albo udawał.

– Zabije cię – warknęłam, a on wzruszył ramionami.

– Zaufaj mi.

– Mam ci zaufać? – spytałam. – Po czymś takim to wątpię.

Odłożyłam talerzyk z powrotem na stolik i byłam gotowa, aby odejść, ale Ethan złapał mnie za ramię i zmusił siłą, abym przy nim została.

– Puść mnie. Idę poszukać Justina.

– Justin teraz nie przyjdzie.

– A to niby czemu, co? – wyszarpnęłam się z jego uścisku.

– Bo ma sprawę do załatwienia. A teraz się uspokój i się uśmiechaj.

Zacisnęłam usta widząc morderczy wzrok Quentina na sobie i wyobrażałam sobie w jaki sposób mnie zabije albo dopadnie, gdy nikt nie będzie patrzył.  Nie miałam pojęcia, dlaczego Luke powiedział, aby Barnes tu przylazł. Czy chciał, aby Ethan z Quentinem pozabijali się w kilka minut?

– Co za miłe spotkanie – zaczął Ethan. Samuels poklepał Barnesa po plecach, ale widziałam, że ten gest w ogóle mu się nie spodobał jednak nie zareagował.

– Nie ukrywam, że miałem ciekawsze rzeczy do robienia – odparł Quentin.

– Chciałem z wami porozmawiać o czymś ważnym – powiedział Luke i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Nie wiedziałam co się za nim kryło. – Szkoda, że Justin nie weźmie udziału w tej rozmowie.

– Możemy na niego zaczekać – zaproponowałam.

– Nie mamy czasu – oświadczył Luke. – Słyszałem, że nie możecie się dogadać.

– O kim mówisz? – uniosłam brew i skrzyżowałam ramiona.

– O was wszystkich – wzruszył ramieniem i wsadził dłoń do kieszeni. – Chciałem pogadać o interesach, bo zarówno Bieber i Barnes macie coś, co może mi się przydać.

– Powtórzę jeszcze raz: zaczekajmy na Justina skoro ta rozmowa dotyczy także jego.

Wyjęłam telefon z torebki i go odblokowałam.

– Dobra – parsknął Luke. – Powiedz mu, żeby przyszedł do sąsiedniej sali. Na pewno będzie wiedział. A my chodźmy.

Ethan objął mnie ramieniem, gdy zaczęliśmy wychodzić, a ja spojrzałam przez ramię na Roberta. Od razu go zobaczyłam. Rozłożył bezradnie ręce, a ja nie miałam pojęcia jak to się skończy.

*
Justin był wkurzony, gdy zobaczył naszą czwórkę czekającą na niego. Najbardziej był chyba zaskoczony obecnością Quentina, ponieważ już był gotowy, aby wyjąć broń, ale odsunęłam go od tego pomysłu. Też mi się to nie podobało. Chciałam zakończyć tę rozmowę i wszystko co było z Barnesem związane, ale zawsze znajdował się jakiś powód, wydarzenie, które znów kładło mi go pod nogi. Wkurzało mnie to.  

Mimo że tak naprawdę nie miałam pojęcia o jakich interesach będą rozmawiać to zdawałam sobie sprawę, że Justin na nic się nie zgodzi.  

– I jak? Posprzątane? – powitał go Luke.

– Gdyby było inaczej nie stałbym tu – odpowiedział.

– Okej.

– Więc co jest takie ważne,  że muszę z nim rozmawiać? – kiwnął głową na Quentina, który się roześmiał siedząc w wygodnym, czerwonym fotelu.

– Jesteście ludźmi, których potrzebuję do pracy – zaczął mówić Luke, a Justin mu przerwał.

– Nie ma mowy. Nie biorę w tym udziału.

– Pozwól, że…

– Arabella wyjdź stąd – Justin spojrzał na mnie, a ja zmarszczyłam brwi.

– Czemu mam wyjść? – głupio zapytałam. Quentin zaczął się śmiać pod nosem, a ja nie miałam pieprzonego pojęcia co się tu właściwie działo.

– Ona nie będzie tego słuchać.

– Według mnie powinna widzieć – Luke wzruszył ramionami.

– Powiedziałem, żeby stąd wyszła, więc zaraz to kurwa, zrobi – warknął i podszedł do niego.

– Ogarnijcie się! – Ethan wszedł między nich i ich rozdzielił.

– Nie ma mowy. Nie możesz nas zabić, więc chcesz, żebyśmy sami się wykończyli, prawda? – Justin się zaśmiał, ale w ogóle nie wyglądał na rozbawionego.

– Oczywiście, że nie. Wasza śmierć była by ogromną stratą nie tylko dla mnie. Dlatego chciałbym, żebyś ty Justin, oddał sześćdziesiąt procent tego, co masz, Quentinowi.

Rozchyliłam usta i przez chwilę zamarłam wpatrując się w Barnesa, który zgodził się z jego słowami. Nie ma mowy.

– Jesteś nienormalny – przerwałam tę ciszę. Justin wyglądał tak jakby zaraz miał rozwalić głowę Luke’owi i tylko Ethan go od tego powstrzymywał.

– Ze mną wszystko w porządku – odparł z uśmiechem. – Każdy na tym skorzysta. Ty będziesz mógł odpocząć od tego wszystkiego, a Quentin będzie kontynuował to, co zacząłeś.

– Gówno mnie to obchodzi – odpowiedział Justin, który zacisnął pięści. – Jesteś popierdolony jeśli sądzisz, że się na to zgodzę po tym, co mi zrobił.

– Poprawka: to, co ty zrobiłeś mu.

Quentin wstał, a ja podeszłam do Justina. Mój wzrok padł na jego dłoń, którą wsadził za marynarkę i już wiedziałam co zaraz się stanie.

– Idziemy stąd – zarządziłam i stanęłam przed Quentinem, który zamarł. – Jedyną osobą, która zaraz zginie to ty.

Zaśmiał się. Po prostu zaśmiał mi się w twarz.

– Mogłaś mieć wszystko – szepnął. – A tymczasem zaraz nie będziesz miała nic.

Nie odpowiedziałam w ogóle na jego słowa tylko złapałam Justina i Ethana, a potem pociągnęłam ich do wyjścia. Nie spojrzałam nawet na Luke’a, który był wstrętnym człowiekiem. Wyszliśmy z pomieszczenia, a ja odetchnęłam z ulgą.

– Wracamy na salę – zarządził Ethan, a ja kiwnęłam głową. W środku wszyscy bawili się w najlepsze, a ja rozglądałam się w poszukiwaniu Roberta i Jasona.

– Nie skończyliśmy rozmowy, Bieber! – wrzasnął Luke, który wszedł za nami.

– Uspokój się – położyłam Justinowi dłoń na klatce i czułam jego walące serce. – Nie słuchaj go.

– Pozwól mi to zakończyć – spojrzał na mnie błagalnie, a ja pokręciłam głową, bo wiedziałam jaki będzie finał.


– Ktoś zginie – szepnęłam, aby tylko on to usłyszał.

– Samules albo Quentin –odwrócił się w ich stronę. Westchnęłam i spojrzałam na Ethana.

– Cholera – powiedział Ethan, gdy Justin uderzył Samuelsa w twarz. Jęknęłam widząc jak przewrócili się, a Justin usiadł na nim okrakiem. Pobiegłam do Roberta, który właśnie zszedł po schodach.

– Zrób coś! – wrzasnęłam, a chłopak mnie minął i mimo że starał się zrobić cokolwiek, aby ich rozdzielić to było bez szans, bo wciąż trzaskali się wzajemnie. Kiedy usłyszałam strzał, kolejną rzeczą były wrzaski ludzi, ale nikt nie uciekał. Spojrzałam na nich widząc jak Robert trzymał za marynarkę Justina.

– Arabella? – usłyszałam głos Ethana, a potem odwróciłam się. Opadł na kolana trzymając się za brzuch.

– Co się stało? – podeszłam do niego.

– Nie wiem, nagle zaczęło mnie boleć i…

– Weź rękę – poprosiłam zduszonym głosem, a gdy odsłonił drżącą, zakrwawioną dłoń nie mogłam w to uwierzyć.

– W porządku, zaraz ktoś nam pomoże – smutno się uśmiechnęłam. Wzięłam od kogoś marynarkę i przyłożyłam mu do rany.

– Będzie dobrze? – spojrzałam na jego bladą i przerażoną twarz.

– Tak – odpowiedziałam cicho, czując łzy w oczach. – Musisz się położyć – dodałam, a Jason nagle pociągnął go powoli w dół.

– Nie chcę iść spać – jęknął.

– Nie pójdziesz spać, zaraz wrócimy do domu.

Słyszałam wrzaski Justina, innych ludzi i czułam jak rozsadza mi serce.

– Chcę do domu. Poważnie, kiedy wrócimy?

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo czułam napływające łzy.

– Pamiętaj, to co ci dziś powiedziałem, dobra? Musisz to pamiętać – złapał mnie za dłoń. Kiwnęłam głową, czując gule w gardle.

– Zapamiętam. Nie umrzesz dzisiaj, rozumiesz? To nic poważnego.

Ethan zaczął krwawić z buzi, a potem zaczął kaszleć. Objęłam moją zakrwawioną dłonią jego twarz i zaczęłam uderzać go po policzku.

– Nie zamykaj oczu, nie możesz zasnąć, słyszysz? Nie pozwalam ci.

– Jest w porządku, nic mnie nie boli – jedna łza spłynęła mu po policzku, a ja zapłakałam tak żałośnie, bo to nie mogło się tak skończyć. – Zaufaj mi. Jest w porządku.

– To tylko trochę krwi – zgodziłam się z nim.

– Tak, gdy się obudzę nie będzie jej w ogóle.

– Nie możesz zamknąć oczu, słyszysz? Nie możesz mnie zostawić – nachyliłam się nad jego twarzą. – Nie możesz umrzeć, rozumiesz?

Jego wzrok robił się nieobecny, a ja byłam jak bezwładna lalka.

– Nie tęsknij za mną – dodał, a gdy zamknął oczy, a jego uścisk na mojej dłoni zelżał rozpłakałam się jeszcze bardziej. Zaczęłam potrząsać go za klatkę piersiową, bo nie chciałam dopuścić do siebie prawdy. Poddałam się po jakimś czasie i zaczęłam płakać w jego martwe ciało, wciąż ściskając go za dłoń.

– Odsuń się od niego – usłyszałam za plecami zduszony głos Roberta.

– Nie, nie zostawię go. Nie może tu zostać. Musi wstać i wrócić do domu.

– Wróci, ale musisz wstać.

– Nie, poczekam za Ethanem.

– Arabella wstań. Musimy iść.

– Nie zostawię go – powtórzyłam patrząc na jego spokojną twarz. Wyglądał jakby spał; wyglądał na tak spokojnego, cieszyłam się, że nic go nie boli. Kiedy mój wzrok padł na jego broń starłam z twarzy łzy nie przejmując się, że mam na niej ślady krwi.

Nie tęsknij za mną.

Nie tęsknij za mną.

Nie tęsknij za mną.

– Idź po Justina. Musimy zabrać stąd Ethana.

Wzięłam broń z kabury Ethana i zawinęłam ją w marynarkę, która leżała nieopodal. Nie przejmowałam się ludźmi, którzy mogli to widzieć.

– Hej – Justin ukucnął obok mnie, a ja przełknęłam gulę w gardle.

– Musimy go stąd zabrać – powtórzyłam, dotykając palcem jego warg.

– Zaczekamy na zewnątrz, dobrze? – kiwnęłam głową i ostatni raz spojrzałam na chłopaka, i dźwignęłam się na nogi. Wychodząc nie spojrzałam za siebie w ogóle, nie mogłam, ponieważ bałam się, że wrócę znów do niego. Zamknęłam na moment oczy, a potem poczułam dłoń na ramieniu. Ścisnęłam bardziej marynarkę, którą trzymałam i otworzyłam oczy. Przed hotelem Quentin stał w otoczeniu Samuelsa i trójki innych ludzi.

– Jason został z Zaynem – usłyszałam Roberta.

– Zadzwoniłem po Jamesa – dodał Justin, a ja nie odrywałam wzroku od Quentina.

Nie tęsknij za mną.

Jak umrę to nie tęsknij za mną. Żyj dalej.

– Puść mnie – powiedziałam do Justina, który zdjął z moich ramion dłoń. Spojrzałam jeszcze raz na marynarkę.

– Musisz ją zostawić – odezwał się Robert.

– Idźcie przodem – poprosiłam, a oni spojrzeli na siebie znacząco. Justin ruszył, a Robert tuż obok niego. Wyjęłam broń, odbezpieczyłam ją i opanowałam drżące dłonie.

Moment, gdy Quentin padł na ziemię od pocisku, a Samuels nie zdążył go złapać był chwilą, gdy wiedziałam, co powiedziałby Ethan.

Gra skończona.


livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3773 słów i 21549 znaków. Tag: #livney

Dodaj komentarz