STALKER • 12

Minął tydzień i wszystko się jak na razie uspokoiło, ale mam nadzieję, że to nie jest chwilowe. Podczas tego tygodnia nie widziałam w ogóle Justina, bo jak się okazało wyjechał; przynajmniej tak powiedział mi Jason. I dobrze, bo chyba gdy rozmawiam z Justinem albo spędzam z nim czas oboje dostajemy te wiadomości.

– Byłaś na strychu? – zapytał Cameron, gdy skończyłam rozmowę z mamą. Opowiedziała mi jak minął jej tydzień, a ja także coś dodałam.

– Mamy strych? – zmarszczyłam brwi, ponieważ nie przypomniałam sobie tego aby kiedykolwiek coś o tym słyszała. Stanęłam obok kanapy, a Cameron kiwnął głową i włączył telewizor. Dzisiejszej soboty było strasznie gorąco, więc nie było słychać żadnych dzieci bawiących się na podwórku ani dźwięków włączonych kosiarek, bo chyba nikt nie ma ochoty siedzieć w taką gorączkę na dworze.

– Chodź, pokażę ci – przyjaciel wstał, a ja ciekawa podążyłam za nim.

– Byłeś tam?

– Nie chciałem iść sam – zaśmiał się, patrząc na mnie przez ramię, a ja się uśmiechnęłam. – Wiesz jaka jest historia tego domu?

– Ktoś został tu zamordowany? – parsknęłam, krzyżując ramiona.

– Skąd wiedziałaś? – odezwał się Cameron, a ja rozchyliłam usta, bo nie spodziewałam się, że to prawda. – Dzisiaj spotkałem pewną starszą panią w sklepie i spytała, gdzie mieszkamy, no to jej powiedziałem, że naprzeciwko braci Bieberów, a ona zaczęła o tym mówić.

– A kto konkretnie? – zainteresowałam się. Weszliśmy na drugie piętro, a Cameron wzruszył ramionami.

– Zabito jakąś kobietę czy coś takiego – odpowiedział. – Musiała iść, więc nie pytałem o wiele.

– I strych ma z tym coś wspólnego, prawda?

– Tak – uśmiechnął się. – Podobno policja nie ruszała tego miejsca, ponieważ w testamencie tej kobiety było takie polecenie.

– Czyli mamy nawiedzony dom – skwitowałam krótko.

– Nie, że nawiedzony, ale coś musi tam być – rzekł. – Jestem ciekawy i bałem się wejść tam sam – dodał, a ja się zaśmiałam.

– Jesteś dziwny.

– Hej, ale ja wiedziałem o strychu – przeszliśmy na koniec korytarza, a po lewej stronie zauważyłam drzwi w kolorze ściany. Nie zwracałam na to szczególnej uwagi, aż do teraz. Próbowałam je otworzyć, ale się nie udało.

– Masz klucz?

– Gdybym go miał to go bym przecież wziął – powiedział, a ja wywróciłam oczami i wyjęłam wsuwkę z włosów, a potem ukucnęłam przed drzwiami i wsadziłam ją w dziurkę od klucza.

– Uda ci się jedną?

– Pamiętasz jak w ósmej klasie zatrzasnęliśmy się w szkolnym schowku na miotły?

– Tak.

– Wtedy też użyłam tylko jednej wsuwki, a ty wtedy płakałeś.

– Jezu, dobra, nie przypominaj mi tego – odpowiedział zły, a ja się łobuzersko uśmiechnęłam, gdy zamek chwilę potem ustąpił. Wyprostowałam się i zerknęłam na Camerona, a potem chwilę później otworzyłam drzwi.

Naszym oczom ukazały się brązowe schody, które prowadziły na górę, i które były od mnóstwa pajęczyn. Zrobiłam pewny krok na przód, a idąc coraz wyżej czułam jak musi być tam gorąco, bo to już uderzało we mnie. Serce mi szybko biło, a ja sama czułam się tak jakbym popełniała jakąś dziwną zbrodnię.

– Myślisz, że powinniśmy tu wchodzić?

– Możesz iść na dół, ale to nasz dom, więc mamy prawo tu zajrzeć – powiedziałam pewnie, gdy już stanęłam na strychu. Szybko się rozejrzałam, a jedyne co tu się znajdowało to różne kartony, skrzynie i ogólnie rzeczy, które się już nie przydadzą. Podeszłam do okna, które było naprzeciwko mnie. Widok z niego idealnie padał na dom Justina i Jasona, a ja zmarszczyłam brwi. Widziałam ich ogród, a nawet Jasona jak siedział na leżaku i z kimś rozmawiał. Otworzyłam je na oścież aby choć trochę tu wywietrzyć.

– Co robimy? – zagadnął Cameron.

– Musimy zobaczyć co się tu znajduje – powiedziałam i poprawiłam moje spodenki. Podeszłam do jednej z półek, na której znajdowały się różne figurki.

– Wyrzucimy to?

– A chcesz? Sądzę, że to tu może być, bo my i tak nie będziemy tu spędzać mnóstwa czasu – wyjaśniłam, przyglądając się nim.

– Tak, masz rację. Poza tym czemu tu jest tak, kurwa, gorąco? – spytał oskarżycielskim tonem, a ja się zaśmiałam.

– Może gdzieś leży jakieś ciało – odwróciłam się w jego stronę z łobuzerskim uśmiechem, a widząc jego minę zaczęłam się śmiać.

– Siedź tu sobie sama! Nie będę spędzał tu z tobą czasu! – wrzasnął i zbiegł na dół, a ja wywróciłam oczami i wzięłam się za sprawdzanie tego dziwnego miejsca.

Czymś tu śmierdziało. Był tu ten sam specyficzny zapach jak po raz pierwszy weszłam do domu Justina. Nie wiedziałam z czego to wynika, ale to na pewno nie było nic dobrego. Z dołu słyszałam włączoną telewizję, a od czasu do czasu przyjaciel przychodził i sprawdzał czy żyję. Lubiłam siedzieć w takich miejscach, zaglądać do tych różnych rzeczy czy po prostu szperać i dowiadywać się czegoś nowego, ale teraz było inaczej. Miałam to dziwne przeczucie, że nie powinno mnie tu w ogóle być i powinnam zostawić to w spokoju.

Ale ja nigdy nie podejmowałam dobrych decyzji.

Tymczasem wyjmowałam czarną skrzynkę, która była bardzo dobrze schowana między innymi kartonami i dmuchnęłam na nią aby kurz z niej wyleciał. Otwierając ja, zauważyłam, że w środku na wierzchu była biała kartka, więc wyjęłam ją, a potem widząc to, co jest w środku dostałam dreszczy, a karton upuściłam. Spanikowana rozejrzałam się po pomieszczeniu i szybko wzięłam znalezisko i wybiegłam stamtąd.

– Cameron! – wrzasnęłam, zbiegając po schodach. – Gdzie jesteś?!

Chłopak natychmiast wbiegł do domu z ogrodu i spojrzał na mnie przerażony.

– Już tam więcej nie idę i już nie zostawiaj mnie tam samej – powiedziałam szybko i przełknęłam ślinę, patrząc na skrzynkę. – Nie wiem co jest nie tak z tym domem ani co było nie tak z tym, kto to zrobił, ale naprawdę zaczynam się bać.

– Boże, co się stało? – położył dłonie na moich ramionach i spojrzał w moje oczy, a ja wzięłam głęboki oddech i położyłam skrzynkę na podłogę.

– Zobacz – powiedziałam, przykładając sobie dłonie do rozpalonych policzków. Zmarszczył brwi, ale ostatecznie zerknął tam i aż sam się wystraszył.

– Czemu w tym są zdjęcia twoje i Justina?

– Myślisz, że mam pojęcie? – zadałam oczywiste pytanie. – Zobacz, tego jest w cholerę – wyrzuciłam wszystko. – To nie jest z jednego dnia tylko może z paru miesięcy.

– Ktoś cię obserwował?

– Wiesz odpowiedź chyba sama się nasuwa – wywróciłam oczami. – Kiedy wróci muszę z nim o tym pogadać, bo to się robi coraz dziwniejsze.

Wtedy pierwsze na myśl przyszedł mi stalker od wiadomości, ale to przecież niemożliwe aby to był on. Zostawiłby to ot tak na strychu? Wątpię, ponieważ stalker wydaje się osobą, która zaciera wszystkie ślady, pozostaje w ukryciu i nie popełnia błędów.

Musiał być ktoś jeszcze.

*

Tego samego dnia wieczorem Justin wrócił. Poczekałam może pół godziny, a potem byłam gotowa do niego z tym iść. Nie mogłam tego tak zostawić, bo co jeśli jemu coś mogłoby się stać? Cameron chciał iść ze mną, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że to byłoby bez sensu gdyż i tak nic by nie zrobił, więc został w domu. Przejął się tym i to nawet bardzo czego trochę żałuję, bo zasadniczo jest osobą, która nie pokazuje, że coś go boli, coś go męczy, a tym bardziej nie pokazuje, że się przejmuje. Ale ja to widzę; za dobrze go znam. Upewniłam się, że nikogo nie ma w okolicy, i że nikt na mnie nie patrzy, a potem przeszłam przez ulicę, niosąc pod pachą skrzynkę ze zdjęciami. Chciałam się upewnić czy czegoś jeszcze nie ma na strychu, ale za bardzo wystraszyłam się tym znaleziskiem.

Gdybym wiedziała, że przeprowadzka tutaj się tak skończy nie podejmowałabym tego ryzyka i zamieszkałabym gdzieś indziej.

Stanęłam na schodkach i zadzwoniłam dzwonkiem, a potem znowu jakiś czas czekałam aż ktoś mi otworzy te drzwi. Miałam nadzieję, że to nie będzie Jason, bo nie chciałam się z nim użerać, a od razu wyjaśnić to z Justinem.

Nie pomyliłam się, ponieważ drzwi otworzył mi zdziwiony Justin, moją obecnością.

– Zanim coś powiesz to musisz coś zobaczyć – spojrzał na pudło, które trzymałam, a potem wpuścił mnie do środka. – Twój brat jest w domu?

– Nie, jesteśmy sami. Idź do salonu – polecił, a ja nie zadawałam więcej pytań, więc po prostu poszłam w tamtą stronę. W przejściu leżała czarna walizka, a obok tego buty Justina. Nie zdążył się rozpakować, a ja już zawracam mu głowę.

Ciekawe gdzie był tym razem.

– Czy to coś poważnego?

– A co, umówiłeś się z Rosie? – zapytałam trochę niegrzecznie, a Justin zmrużył na mnie oczy.

– To chyba logiczne, że wolę spędzać czas z moją narzeczoną niż z tobą – uśmiechnął się sztucznie, ale nie powiedział tego tak jakby naprawdę mu na tym zależało. Nie wiem, może przesadzam.

– Dobrze, więc nie zabieram ci czasu – rzekłam i położyłam skrzynkę na stolik.

– Co w tym masz? Zwłoki jakiegoś zwierzęcia? – podszedł bliżej i otworzył to.

– Wiesz jak się tego wystraszyłam? – Justin zamarł, widząc to, co znajduje się w środku, a potem wyjął kilka zdjęć. Patrzył na nie przez chwilę, a następnie przeniósł wzrok na mnie.

– Skąd to masz? – podszedł do okien i szybko je zasłonił. Potem zamknął drzwi od ogrodu i wyrzucił wszystko na stolik.

– Było na strychu – powiedziałam. – Wiesz coś o tym?

– Nie, ale się dowiem.

– Boże, Justin – wywróciłam oczami. – Bierzemy udział w jakimś gównie, więc powinieneś mi mówić więcej rzeczy.

Zaśmiał się, wciąż przyglądając się zdjęciom.

– Słuchaj wciąż nad tym pracuję i uwierz to mnie interesuje – zerknął na mnie. – Więc nie histeryzuj.

– Ja histeryzuje? – zapytałam z niedowierzaniem i wstałam. – Może dla ciebie to normalnie, te wszystkie wiadomości, zdjęcia i te dziwne rzeczy, ale nie dla mnie. Nie przeprowadziłam się tu aby brać udział w czymś takim, a tym bardziej żeby dowiadywać się, że byłam śledzona! Te zdjęcia nie są z dzisiaj ani wczoraj. Ktoś mnie obserwował już od jakiegoś czasu.

– Sądzisz, że to moja sprawka?

– Oczywiście, że nie – parsknęłam. – Po prostu, cholera, tylko my jesteśmy w to zamieszani i poza tym nie wiemy nic. Trzeba coś z tym zrobić, bo nie uśmiecha mi umieranie.

– Taa mi też – rzucił od niechcenia.

– Ty się tym nie przejąłeś?

– Tym, że ktoś mnie śledził? – uśmiechnął się. – Arabella, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego kim jestem i jak wygląda moje życie.

Ten człowiek nie był poważny, a tym bardziej nie mówił poważnie.

– Masz rację – zgodziłam się z nim. – Nie wiem kim tak naprawdę jesteś, a tym bardziej jak pracujesz, ale wiem, że to jest coś nielegalnego, więc nie martw się – przerwałam, podchodząc bliżej niego i uważnie na niego patrząc. Justin robił to samo i widziałam jak bardzo jest zły. – Jutro idę z tym na policję i powiem wszystko, a ty rób sobie co chcesz.

Już się odwróciłam i byłam gotowa aby odejść, ale Justin złapał mnie za rękę, więc zdenerwowana odwróciłam się z jego stronę.

– Coś jeszcze?

– Tak – wychrypiał. – Policja ci nie uwierzy, więc się nawet nie fatyguj.

– Niby dlaczego? – przechyliłam głowę w bok i zapragnęłam dowiedzieć się co ten idiota miał na myśli.

– Ponieważ – stanął tak, że nasze klatki piersiowe się prawie stykały. Musiałam spojrzeć na niego w górę, bo był wyższy ode mnie o głowę. – Policja w tym mieście słucha mnie, a nie ciebie. Tak to działa.


a/n: czasami to boję umieszczać w moich opowiadaniach różne sceny np przemocy albo czegoś takiego, ponieważ nie wiem ile macie lat i nie chcę Was demoralizować hahaha.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2187 słów i 12247 znaków, zaktualizowała 13 wrz 2016.

2 komentarze

 
  • Olifffka<3

    KC !!

    14 wrz 2016

  • kaay~

    Nie bój się!!! Czekam na next :D

    13 wrz 2016