STALKER • 21

Siedziałam na posterunku już od jakiś kilkunastu minut i coraz bardziej się niecierpliwiłam. Musiałam porozmawiać ponownie z Jakiem, który powinien mi powiedzieć coś więcej o tej kobiecie, która także dostawała pogróżki i która została wyłowiona z rzeki tego dnia, kiedy byłam tam z Cameronem.

– Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, ale musiałem wypełnić akta – podniosłam głowę, widząc Jake'a jak zakładał na siebie kurtkę.

– Nic się nie stało – odpowiedziałam i wstałam, a potem wzięłam swoją torebkę. – Możemy porozmawiać?

– Domyśliłem się, że po to do mnie przyszłaś – zaśmiał się, kiedy wyszliśmy na zewnątrz.

– Ostatnio nie dokończyliśmy rozmowy, a zależy mi na tym, aby się czegoś dowiedzieć.

– Co konkretnie chcesz wiedzieć? – spytał, a ja oblizałam usta.

– Mówiłeś, że jakaś kobieta też dostawała te dziwne wiadomości, a potem okazało się, że nie żyje. Wiesz coś więcej na ten temat? – zapytałam. Szliśmy w stronę parku, a mi to odpowiadało, bo wolałam to niż duszenie się w samochodzie, gdy jest strasznie gorąco.

– No to tak – westchnął. – Sekcja zwłok wykazała tylko, że to był wypadek nic więcej – wzruszył ramionami. – Jakiś czas przed tym przyszła do nas zgłosić to, że dostaje wiadomości, ktoś ją śledzi i takie inne rzeczy. Zająłem się tą sprawą, ale z każdym dniem to robiło się coraz dziwniejsze, bo wcale nie szło namierzyć tej osoby, a ona cała czas się bała, więc dostała ochronę. Potem wszystko się jakoś uspokoiło, więc myślałem, że to koniec, aż dostałem wezwanie, że znaleziono ją martwą.

– Miała tu jakąś rodzinę? Jak ona miała w ogóle na imię?

– Mieszkała tu sama, tata jej zmarł jakieś pół roku temu. Leila Burton.

Zastanowiłam się chwilę, czy kiedykolwiek słyszałam coś o niej, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

– Dzięki, że mi o tym powiedziałeś – przyznałam wreszcie. – Muszę już iść, bo mam kilka innych spraw do załatwienia.

– Uważaj na siebie – polecił. – Wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Uniosłam kciuk do góry.

– Pewnie. Rozmowa pozostaje między nami.

Jake szybko się ze mną pożegnał, ponieważ wiedziałam, że śpieszy mu się do domu, a kiedy zniknął wybrałam numer Rachel. Udałam się w stronę parkingu, bo tam miałam zaparkowany samochód.

– Gdzie ty jesteś? – to było pierwsze co powiedziała, kiedy odebrała.

– Zaraz będę jechała do domu. Masz wszystko?

– Tak – przyznała. – Miałam mały problem, aby to zdobyć, bo w sumie złamałam prawo, ale udało mi się – odpowiedziała, a w jej głosie dało się wyczuć dumę. Uśmiechnęłam się.

– Za dziesięć minut powinnam być, a ty w tym czasie nic nie zrób – rzekłam, kładąc torebkę na miejsce obok siebie.

– Pewnie – Rachel się zaśmiała, a potem połączenie zostało zakończone.

Kiedy wjeżdżałam na podjazd mogłam zobaczyć po drugiej stronie samochód Justina, przez co momentalnie wywróciłam oczami. Miałam nadzieję, że obecność Justina nie spowoduje, że mój humor stanie się jeszcze gorszy. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wzięłam torebkę, a kiedy wysiadałam z samochodu Rachel zrobiła to samo.

– Przepraszam, że musiałaś czekać – powiedziałam, idąc w stronę domu.

– Nic się nie stało – machnęła lekceważąco ręką. – Nie wiem czy to wszystko o co prosiłaś, ale nic innego nie mogłam znaleźć w archiwum – obie weszłyśmy do domu.

– Ważne, że w ogóle coś masz – przyznałam, idąc do kuchni. – Chcesz coś do picia?!

– Kawę – odpowiedziała, idąc za mną. Wyjęłam dwa kubki z szafki i wsypałam do nich kawę, a Rachel w tym czasie wstawiła wodę. Zajęłam miejsce przy wyspie kuchennej i przysunęłam do siebie teczkę, którą chwilę potem otworzyłam.

Poprosiłam Rachel, aby zdobyła dla mnie artykuł, który napisała Rosie o tym napadzie na bank, o tym mężczyźnie i kobiecie wyłowionej z rzeki. Wszystko to, co jest w teczce nie zostało opublikowane, a mi zależało najbardziej na zdjęciach. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że w to wszystko zamieszany był Justin, który musiał znać tych ludzi, którzy już nie żyją.

Ewentualnie on przyczynił się do ich śmierci.

– Czego konkretnie szukasz? – Rachel postawiła przede mną kubek.

– Chciałam zobaczyć jak to mniej więcej wygląda – odpowiedziałam. Nie powiedziałam jej co ja tak faktycznie chce z tymi zdjęciami zrobić. Okłamałam ją, mówiąc, że chcę napisać o tym artykuł, w którym opiszę to, czego się dowiedziałam, ale nie powiedziałam nic o Justinie.

– Dobra, idę obejrzeć mój serial.

Skinęłam tylko i chwyciłam zdjęcia zrobione w banku. Nie sądziłam, aby takie zdjęcia były umieszczone w gazecie. Wszystkie szyby zostały wybite, kilka stolików było przewróconych tak jak krzesła, a na podłodze leżało sześć ofiar. Potem spojrzałam na mężczyzn wyłowionych z rzeki. Każdy z nich miał rany kute i ślady po biciu i uduszeniu. Jak nikt nie wpadł na to, że to wszystko ma ze sobą coś wspólnego? Myślałam, że ci, którzy napadli na ten bank pozostaną anonimowi i nikt nie pozna ich tożsamości, a tymczasem informacja ta została przepuszczona do ludzi.

Czyli Justin planując to, zrobił to celowo, aby inni dowiedzieli się o ich tożsamości, ale dupek sam się nie ujawnił. Wzdychając, schowałam to wszystko do teczki i udałam się do Rachel, która była w trakcie oglądania ''Gotowych na wszystko''.  

– Już wszystko wiesz?

– Tak – przyznałam. – Zostawię to u siebie. To jest kopia, tak?

– Oczywiście. Gdzie jest Cameron?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Evan go poprosił, aby pomógł mu wybrać prezent dla swojej siostry, która ma urodziny.

– Och – mruknęła cicho i wróciła do oglądania.

* * *

Dwie godziny później, kiedy Rachel miała jechać już do siebie wpadłam na pewien pomysł.

– Byłaś kiedykolwiek w klubie Jasona? – zapytałam szybko i modliłam się, aby mój pomysł się udał.

– Kogo?

Wywróciłam oczami.

– Brata Justina.

– A to nie byłam, ale od kilku tygodni planuję tam iść – przyznała z uśmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą. – A co?

– To twój szczęśliwy dzień! – pisnęłam i złapałam ją za rękę i zaciągnęłam na górę.

– Chwila, co? Ty chyba nie chcesz tam iść, prawda? Nie mamy nawet wejściówek.

– Nigdy nie wymykałaś się z domu i nie chodziłaś na imprezy z fałszywym dowodem?

– Tak, ale n i g d y tam. Wiesz co się stanie, kiedy się okaże, że jesteśmy bez biletów?

– Nie, ale będziemy mogły się przekonać. Daj spokój, jest weekend, trzeba się jakoś rozerwać – wciąż chciałam ją przekonać. Nie chciałam iść tam sama, bo wiem, że to byłoby niebezpieczne.

W sumie sam fakt, że tam idę jest dobijający, ale dziewczyna nie musi o tym przecież wiedzieć. Poza tym mam nadzieję, że nie będzie tam Justina, ale pewnie nie, ponieważ Rosie mówiła, że idzie z nim na jakąś rodzinną kolację toteż muszę korzystać i się czegoś więcej dowiedzieć.

– To zły pomysł – powiedziała, wchodząc do mojej sypialni. – Nie mam nawet w co się ubrać!

– Dobre pomysły też czasami mają niepowodzenie, a  o ubranie się nie martw. Ja coś wymyślę.

– Nie ubiorę się jak dziwka – prychnęła i usiadła na łóżku, kiedy ja otworzyłam szafę.

– Nie mam nawet takich ubrań, więc nie przesadzaj. Gdybyś faktycznie nie chciała iść ze mną już dawno by cię tu nie było.

Nie odpowiedziała, więc miałam rację. Podałam jej czarną sukienkę, na którą spojrzała z niepewnością.

– Och, daj spokój. Nie wybrzydzaj.

– Nie wybrzydzam. Po prostu nie podoba mi się to, że jest taka krótka.

– Moja wina. Mogłam dać ci taką do kolan i z długimi rękawami – spojrzałam na nią z wymuszonym uśmiechem. – Ta nie jest taka zła. Do tego klubu będzie w sam raz. Albo czekaj. Jak będziesz miała czerwoną to łatwiej cię tam znajdę – wzięłam od niej materiał i wyjęłam czerwoną, która miała długie rękawy. Boki sukienki były trochę wycięte, więc myślę, że jest okej.

Widziałam jej niezadowoloną minę, a ja zaraz wyjdę z siebie, żeby ona tam ze mną po prostu szła.

– Idź się ubrać. Pomaluj się czy co tam chcesz zrobić – wypchnęłam ją do łazienki. – Buty też ci jakieś znajdę – Rachel prychnęła, ale ostatecznie nic więcej nie powiedziała, więc się cieszyłam. Wypuszczając oddech ulgi, znowu podeszłam do szafy i tym razem ja wzięłam złotą, całą pokrytą cekinami. Chyba to dobry wybór, bo gdybym przypadkiem zniknęła w tłumie to Rachel mnie z pewnością znajdzie. Rzuciłam na łóżko sześć par butów, które będzie miała do wyboru, a następnie wybrałam małą torebkę, w którą schowałam gaz pieprzowy tak na wszelki wypadek.

– I poparz, wyglądasz jak ta sama Rachel – uśmiechnęłam się, widząc wchodzącą do pokoju dziewczynę.

– Wiesz, nie sądziłam, że będzie tak dobrze – stwierdziła, czego chyba sama się nie spodziewała.

- To świetnie! – zawołałam. – Tam masz buty – wskazałam ręką na łóżko. – A teraz ja idę się ogarnąć.

Rachel wykonała lekki makijaż i włosy związała w koński ogon, więc ja też się delikatnie pomalowałam, ale zrobiłam koka. Wykonałam jeszcze toaletę i byłam gotowa.

– Myślę, że powinnaś użyć jakiejś szminki. Najlepiej czerwonej – powiedziała, kiedy oceniła mój strój.

– Tak myślisz? – upewniłam się, grzebiąc w kosmetyczce. Przytaknęła.

Dziesięć minut później byłyśmy gotowe na wyjście. Napisałam do Camerona, że nie będzie mnie w domu, kiedy wróci, a on mi odpisał, że został u Evana. Wyszłyśmy na zewnątrz, a kiedy zamykałam drzwi Rachel rozglądała się po okolicy.

– Chyba nie ma twoich sąsiadów.

– Hmm? – odwróciłam się, chowając klucz do torebki. Domyśliłam się, że mówiła o domu Bieberów, bo żadne światło się w nim nie świeciło. Wzruszyłam ramionami i zeszłam ze schodków.

– Pewnie Jason jest w klubie, a Justin z Rosie.

– Możliwe – odpowiedziała.

– Wiesz, gdzie jest w ogóle ten klub? Ja się wcale nie orientuję.

– Też nie wiem – odpowiedziała szybko, a ja rzuciłam jej spojrzenie.

– Kłamca.

– Mówię prawdę.

– Okej, to zapytam potem jakiegoś nadzianego gościa. Na pewno będzie wiedział.

– Dobra, wiem gdzie to jest.

Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Kiedy szłyśmy w stronę centrum to próbowałam rozśmieszyć, a nawet poprawić humor Rachel, ale ta cały czas była naburmuszona jak małe dziecko. Myślałam, że boi się tam iść czy coś takiego, ale jak się potem dowiedziałam przerażało ją to, że nie mamy wejściówek.

Klub Jasona o chwytliwej nazwie Golden znajdował się w centrum miasta. Jak zobaczyłam złoty szyld z logiem i czterech ochroniarzy przy wejściu to przez chwilę chciałam uciec. Budynek był biały, miał długi balkon i był chyba z czasów baroku. Nie wyglądał jak wejście do klubu, ale nie mnie to oceniać.

Kiedy byłyśmy bliżej Rachel złapała mnie za łokieć i wbiła mi w go paznokcie.

– To zły pomysł, wracajmy – szepnęła mi do ucha, a ja to zignorowałam, idąc dalej.

A wtedy zobaczyłam chłopaka, którego najmniej się spodziewałam tu zobaczyć i, który był jednym z goryli, stojących przy wejściu.

– Noah – wykrztusiłam w szoku. Wszędzie bym poznała ten uśmiech i tę sylwetkę. Rozmawiałam z nim tylko raz i mam nadzieję, że nas wpuści.

– Co?

– Jesteśmy w domu Rachel. Znam jednego z nich – powiedziałam podekscytowana.

– Pozostałej trójce wskoczysz do łóżka, żeby chociaż trochę cię poznali?

O mój Boże, zamknij się wreszcie.

Zignorowałam to, co ona powiedziała i pewnym krokiem szłam w stronę mężczyzn. Miałam nadzieję, że Noah mnie zapamiętał i jakoś to będzie, a jeśli nie to cóż, pozostaje modlitwa. Rachel szła za mną i byłam pewna, że będzie cały czas cicho, więc tym lepiej to powinno się udać.

Kiedy zatrzymałam się przed całą czwórką czułam się jak w liceum, podczas eliminacji do szkolnej drużyny cheerleaderek, kiedy to wszystkie patrzą właśnie na ciebie i przeklinają w myślach.

– Arabella?! – usłyszałam tuż po lewej stronie i od razu uśmiechnęłam się.

– Noah? Co ty tu robisz? – zapytałam z udawanym zdziwieniem, którego nikt się nie domyśli. Wskazał dłonią na siebie, a potem na budynek za sobą.

– Pracuję – odpowiedział dumnie. – A wy? – spojrzał na mnie, a potem na moją towarzyszkę.

– Przyszłyśmy się zabawić – oblizałam usta i chwyciłam Rachel pod ramię. Noah skinął z uśmiechem, a potem nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. To spadło na mnie jak kubeł zimnej wody, czy jak spotkanie z Justinem.

Noah na pewno powiadomi Justina, że ja tu jestem, a potem on się tu pojawi. Boże, mam nadzieję, że mnie tu nie znajdzie.

– Rozumiem. Pokażcie mi swoje wejściówki, a potem możecie się bawić do woli – Noah wyciągnął rękę. Przełknęłam ślinę i zajrzałam do swojej torebki. Miałam nadzieję, że on jak i reszta nie domyślą się, że to kłamstwo i wyłapią podstęp.

– O nie – mruknęłam, a potem wyjęłam wszystko z torebki.

– Co się stało? – zapytał jeden z nich.

– Zgubiłam chyba wejściówki.

– Co? Jak mogłaś to zgubić?

– Normalnie – odpowiedziałam niegrzecznie.

– Może twoja koleżanka będzie mieć – skinął na Rachel, a ta uniosła ręce w geście obronnym.

– A widzisz, żebym miała torebkę?

– Myślałem, że schowałaś to do stanika. Kobiety tak robią – wzruszył ramionami, a ja parsknęłam cicho śmiechem podobnie jak inni oprócz Rachel.

– Dobra, znikajcie w środku, a jak ktoś będzie pytał, gdzie wasze kody to powiedźcie, że jesteście od Springsa – szybko powiedział Noah, a ja nie wiedziałam co on właśnie powiedział.

Jakie, kurwa, kody i kto to do kurwy nędzy Springs?

Szybko potaknęłam, żeby wyjść na kogoś, kto ma pojęcie o czym on przed chwilą do mnie powiedział, a następnie złapałam Rachel za rękę i weszłyśmy do środka.

– Nie sądziłam, że się uda – powiedziała cicho.

– Zamknij się na chwilę, bo mogą słyszeć.

Szliśmy przez biały korytarz, który miał po bokach stoliki, na których były butelki z szampanem. Nie chciałam wiedzieć czy to zwykły szampan, czy szampan z jakimś dodatkiem; po prostu chciałam tam wejść, zrobić swoje i wyjść.

– Czemu tam jest tak cicho? O Boże, a co jeśli to jakiś klub ze striptizem? – w głosie Rachel dało się usłyszeć przerażenie, a ja się zaśmiałam.

– Daj spokój – odpowiedziałam. – Bardziej bym się martwiła o te kody czy jak to tam nazwał Noah. A właśnie on jak się nazywa?

– Springs.

– Jakby co to uciekamy.

Rachel nie odpowiedziała, ponieważ pchnęłam ciężkie, białe drzwi, a przez to momentalnie moje uszy zaczęły krwawić. Muzyka była tak głośna, ludzi było dużo, a neonowe światła czy jak je nazwać raniły moje oczy. Kelnerki krążyły po parkiecie rozdawając drinki, a mój wzrok powędrował na balkon, z którego był widok na wszystkich i gdzie, zapewne siedział Jason w którymś z pokoi. Przełknęłam ślinę i kiedy zrobiłam krok do przodu pierwsze co chciałam to odnaleźć bar i napić się czegoś mocniejszego, aby jakoś przetrwać ten wieczór.

Nie mogłam zrozumieć, czemu Justin nie chciał, aby przyszła tu bez niego. Jak na razie nic mi nie jest, dobrze się bawię i mam gdzieś Biebera. Rachel była już lekko wstawiona, bo wypiła sporo więcej niż ja i podejmowała próbę flirtu z kolesiem, który siedział obok nas. Wciąż zastanawiałam się o jakie kody chodziło Noah i kto miałby o to w ogóle pytać. Błądziłam wzrokiem po balkonach i patrzyłam kto tam w ogóle wchodzi i jedyne co, to przez ponad dwie godziny widziałam tam dwóch chłopaków, więc to prawdopodobnie byli ludzie Jasona.

– Przepraszam – ktoś za mną chrząknął, a ja trzymając swoją szklankę odwróciłam się w stronę faceta, który ze znudzeniem na mnie patrzył. – Chcę zobaczyć kod.

O kurwa.

Prawie spadłam z krzesła, kiedy wypowiedział te słowa i spojrzałam na Rachel, która patrzyła na mnie z przerażeniem. Miałam przez chwilę wrażenie, że zaraz stąd pójdzie i mnie zostawi samą z tym czymś, bo aż nie wiem jak mam, te pieprzone, kody nazwać. Uśmiechnęłam się, aby nie pokazać, że jego pojawienie się tutaj jakoś mnie zestresowało.

– Jesteśmy od Springsa – odpowiedziałam i widziałam jak zmarszczył brwi. Muzyka trochę przycichła, więc żaden z nas nie musiał krzyczeć.

– Od Springsa? – zapytał, chcąc się chyba upewnić, że się nie przesłyszał.

– Tak – odpowiedziała za mnie Rachel, a mężczyzna spojrzał na nią.

– Okej – wzruszył ramionami. – Skoro tak, to miłej imprezy – odszedł, a ja odetchnęłam z ulgą, bo nie spodziewałam się, że to minie bez problemu. Obserwowałam jak podchodzi do innych ludzi i jak latarką świeci po ich prawym nadgarstku, na którym coś było.

– Wow, ostatnio jak ktoś tu wszedł bez wejściówki to źle skończył – powiedział chłopak, z którym gadała Rachel.

– Co masz na myśli? – zapytałam.

– Na każdym bilecie, kiedy chcesz tu przyjść jest data, a na rękach dają pieczątki, że jesteś tu jakby legalnie.

– A jak ktoś tego nie ma? – Rachel spojrzała na mnie.

– Nie wiem, nigdy mnie to nie spotkało, ale nie jest za ciekawie – odpowiedział i wstał, patrząc na mnie. – Zatańczysz? – uśmiechnął się do mnie, a ja dopiłam swojego drinka, rzuciłam do dziewczyny, że zaraz wracam i udałam się za chłopakiem. – A tak w ogóle to jestem Nick.

– Arabella – przedstawiłam się. Złapałam go za ramię, aby nie zgubić go w tłumie, a ten się szybko odsunął i złapał za bolące miejsce. Zmarszczyłam brwi i kiedy zobaczyłam, że trzyma się za ramię zagryzłam wargi.

– Co ci się stało?

– Wypadek przy pracy – odpowiedział z uśmiechem, a ja przechyliłam głowę w bok. Spojrzałam przez ramię na Rachel, która siedziała przy barze. Sądzę, że ona się nigdzie nie ruszy, więc tyle dobrego. Potaknęłam tylko i nie chciałam drążyć tego tematu, dlatego ponownie ruszyłam.

A kiedy już byliśmy na parkiecie i kiedy chciałam coś powiedzieć, ktoś popchnął Nicka tak, że ten spadł na na parkiet. Ludzie się odsunęli, a muzyka ucichła.

– Czy ja się, kurwa, nie wyraziłem jasno? – do moich uszu doszedł tak bardzo znajomy głos. Był naprawdę wkurwiony i to mi się wcale nie podobało. Nie chciałam go już dzisiaj widzieć ani jutro, ani nigdy najlepiej.

Boże, myślałam, że chociaż dzisiaj Justin da mi spokój. Znowu musiał coś zepsuć.


omg, ludzie wiecie ile ja mam pomysłów na to opowiadanie, że to aż niemożliwe okk

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3472 słów i 19126 znaków.

4 komentarze

 
  • Malineczka2208

    Mega <3 :D Czekam na kolejną :)

    18 gru 2016

  • Malawasaczka03

    Cudo,mega się cieszę z twojego napływu weny.

    14 gru 2016

  • Julka000666

    Cudowneeeee! Jak zawsze

    13 gru 2016

  • Ania13477

    kiedy kolejna??? <3

    13 gru 2016

  • livney

    @Ania13477 cos przed swietami na 70% powinnam dodac, a jak nie rozdzial to pewnie jakis dodatek swiateczny do stalkera :)

    13 gru 2016