- Nie myślcie sobie, że czuję się jak osoba bez winy, bo wykonałem już rachunek sumienia, spisałem wszystkie moje błędy i postanowiłem dołączyć do was, aby oczyścić moje sumienie. Nie mam ochoty ponownie się dowiadywać, że ktoś nie żyje, dlatego możecie mi uwierzyć - Ethan rozłożył ręce. - Nikogo już nie zabije, ani nie postrzelę.
Nikt przez chwilę nic nie powiedział tylko wciąż patrzyliśmy na Ethana.
- Oczywiście wszystko to, co się działo to nie tylko moja sprawka, bo nie zrobiłbym tego wszystkiego, proszę was - prychnął. - Sprawy już dawno zaszły za daleko, przyjechał Zayn, dlatego nadszedł czas, aby to wszystko zakończyć i żyć dalej, ale spokojnie. Możecie być pewni, że nie wydam was, nic nie zrobię, bo mam jeszcze swoje plany, które mogą się nie udać, kiedy to całe bagno będzie trwać.
- Poczekaj - Justin uniósł dłoń, a Ethan spojrzał na niego. - Chcesz mi właśnie powiedzieć, że chcesz do nas dołączyć? Być z nami po jednej stronie?
- Moje przyjście tutaj traktujcie jako umowę - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. - Mówię wam. Wy nic sami nie zrobicie, nie wiecie praktycznie nic, a ja...
- To ty się tu wjebałeś, kiedy nikt cię nie zapraszał - znów Justin mu przerwał.
- Wyprowadzę cię z błędu - odpowiedział spokojnie. - Zayn mnie zaprosił.
- Zayn nie jest nikim ważnym.
Malik spojrzał na Justina i wywrócił oczami. Wciąż siedział wygodnie w swoim fotelu mając idealny widok na wszystko.
- Zayn jest moim przyjacielem. I jest w FBI.
- Wiem kim jest Zayn. Gdybyś chciał wiedzieć Malik jest tu dlatego, żeby nikt inny nie zainteresował się naszym miastem i nie zaczął tu węszyć. I to przez ciebie.
- Przeze mnie? - wskazał na siebie oburzony. - Pogodziłem się, że moja dziewczyna nie żyje, wiem co zrobiłem i...
- Nie wiesz co zrobiłeś - Justin znów mu przerwał i wstał. - Byłeś pieprzonym psycholem, który wysyłał wiadomości i do mnie i do Arabelli. To przez ciebie te wszystkie osoby nie żyją i wiesz jaką czułbym pieprzoną satysfakcję, gdybym cię teraz zabił? Nasze wszystkie problemy by się skończyły i tak jak powiedziałeś wszystko byłoby dobrze.
- Oczywiście ja rozumiem twoją bulwersację, ale... - Ethan nie dokończył, ponieważ Noah uderzył chłopaka, a ten wstał. Nie zdążył mu oddać, bo Justin i Zayn go przytrzymali.
- Co ja ci, kurwa, mówiłem? - syknął Zayn, trzymając go za bluzkę. Popchnął go i znów usiadł. - Masz się ogarnąć i chociaż udawać zdrowego.
- Uderzył mnie - wskazał dłonią Noah, którego już nie było. Wyszedł z Kevinem.
- Bo zasłużyłeś - odpowiedział mu Zayn. - Teraz weź się w garść i powiedz wszystko.
Ehtan patrzył na niego jeszcze chwilę, a potem westchnął.
- Nienawidzę cię - splunął. - I was wszystkich też - zwrócił się do nas.
- To dla nas komplement - mruknął Rick.
- Mów - zażądał Zayn i znów usiadł. - Powiedz wszystko. Od początku do końca.
Byłam ciekawa co takiego miał Zayn na Ethana, że zmusił go do przyjścia tutaj. Wątpię, aby to, co mówił Ethan było chociaż trochę prawdziwe i co takiego ma nam do powiedzenia.
- Wiecie z pewnością, że kiedy w obrębie jednego terenu dojdzie do co najmniej trzech zabójstw służby specjalne zajmują teren, aby wybadać tę sprawę - stwierdził Ethan coś, co było czymś oczywistym. Domyślam się, że każdy z obecnych o tym wiedział. Nawet ja.
- No i? - zapytał Justin. - Co to ma wspólnego z nami?
Wywróciłam oczami, ponieważ nawet ja się domyśliłam.
- No nie gadaj - prychnął Ethan. - To, że najpierw pójdą do ciebie, Bieber, a z tego co wiem masz niezły biznes - uśmiechnął się łobuzersko i spojrzał znacząco na Justina, który wyglądał jakby zaraz miał się na niego rzucić. - Lepiej się zabezpiecz, bo to nie są tacy idioci jak policja.
- O mnie nie musisz się martwić. Jeśli przez tyle lat nic nie wypłynęło to po jaką cholerę to ma się stać teraz?
Ethan wstał, a każdy zaczął mu się przyglądać, żeby nic czasem nie zrobił.
- Jak myślisz dlaczego pozbyłem się ich wszystkich? - przez chwilę patrzył na mnie. - Bo każdy z nich wiedział za dużo. Skąd mogłem mieć pewność, że nie wydadzą ani mnie, ani ciebie? Co z tego, że im zapłaciłem skoro sami między sobą się umówili, a ty oczywiście, że nic nie wiedziałeś? Uratowałem ci dupę, bo gdyby nie ja już dawno miałbyś wyrok - w salonie zapanowała cisza, wszyscy patrzyliśmy w tym momencie na Justina, który albo wciąż był pewny siebie i słowa Ethana nie zrobiły na nim wrażenia, albo kurewsko dobrze maskował to co czuł.
Po takim czasie wciąż go dobrze nie znałam.
- Zayn może ty powiesz co tutaj tak faktycznie robisz? - wskazał dłonią na Malika, który westchnął i przejechał dłonią po swoim zaroście.
- Byłoby niezłe bagno, gdyby FBI zgarnęło Biebera, bo ja też bym za to odpowiedział. To wasza ekipa załatwiała broń, a ja zawsze wam pomagałem, a oni na pewno by do tego doszli, więc nie mogę tego spierdolić.
- Wy jesteście pokurwieni - odezwał się Noah i wstał. - Mówisz, że musiałeś się pozbyć tych ludzi, a gdyby nie to, że ich zabiłeś nic by się nie stało, więc to twoja wina.
- Nie - Ethan się zaśmiał. - Na początku chciałem zniszczyć was wszystkich, a szczególnie Biebera, bo zabrał mi moją jedyną miłość, ale potem zrozumiałem, że jeśli do tego dojdzie ja też będę skończony, a nie mam ochoty siedzieć w pace i pokutować za jego robotę.
- To też twoja robota - wypomniał mu Justin. - Gdyby nie ty to wszystko by się nie stało. Jeśli już chciałeś ich zabić mogłeś się bardziej postarać, kretynie.
- Ostatnio powiedziałem Arabelli coś pięknego - spięłam się i serce mi przyśpieszyło, kiedy zwrócił się do mnie. Coś pięknego? Co pięknego mógł mi niby powiedzieć? Wzruszyłam ramionami i miałam nadzieję, że zacznie mówić dalej, bo nic sobie nie przypomniałam. - Kiedy trzy osoby mogą dochować tajemnicy?
I nagle zrozumiałam. Rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie, ale nie przejął się tym i wciąż stał pewny siebie w tym samym miejscu.
- Kiedy dwie z nich nie żyją - mruknęłam i bardziej oparłam się o wygodny fotel. Nie mogłam się doczekać, kiedy ta głupia i niedorzeczna rozmowa się skończy, a Ethan wyjdzie i nie wróci.
- Dokładnie - uśmiechnął się. - Wiedziałem, że nie jesteś aż tak głupia.
- Uważaj na słowa - ostrzegł go Justin, a ja się zaśmiałam.
- I kto to mówi - zerknęłam na niego. - Nawet jakby mnie zabił i tak pewnie dowiedziałbyś się, kiedy moje ciało jak pozostałe zostałoby wyłowione z rzeki - dodałam trochę zdenerwowana.
- Nieprawda - zaprzeczył od razu Noah. - Ja bym pierwszy zaczął tęsknić. Cameron pewnie też.
- O czym wy mówicie? - Kevin spojrzał na nas zdezorientowany.
- O tym, że Ethan napadł na mnie w pracy - sztucznie się uśmiechnęłam. - Justin i Jason nie odbierali.
Noah spojrzał znacząco na Justina.
- Co? - zmarszczył brwi. - Przecież widziałeś, że dzwoniła, ale zignorowałeś tę wiadomość.
Słowa Noah jeszcze przez chwilę rozbrzmiewały w mojej głowie i nic innego nie słyszałam, aż wreszcie wstałam i stanęłam przed Justinem.
- Ty podły dupku - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Byłam i wściekła, i zraniona, i po prostu nie mogłam w to uwierzyć, że zrobił coś takiego. - Mogłam umrzeć, a ty... po prostu to zignorowałeś. Kto tak robi?
Justin po prostu patrzył na mnie niewzruszonym wzrokiem i jego to naprawdę nie obchodziło, kiedy ja byłam bliska płaczu.
- Nie potrzebuję kogoś takiego w moim życiu - dodałam ciszej i nachyliłam się do niego. Mordował mnie zapewne wzrokiem, ale to też mnie nie interesowało. - Miłych wakacji w więzieniu - przez chwilę mierzyliśmy się na spojrzenia, a ja miałam nadzieję, że coś powie, że spróbuje się obronić, ale nic takiego nie zrobił. Nikt inny także się nie odezwał, a kiedy powoli wyszłam z salonu również nikt mnie nie zatrzymywał.
Nie kochał mnie. Nigdy mnie nie kochał.
∞
Zależało mi na tym, aby wyjechać chociaż na kilka dni do rodziców, ale Cameron mnie uświadomił, że nie mogłam zostawić go samego z tym wszystkim oraz Rossa i Austina. Następnego dnia, kiedy poszłam do szpitala jedna z kobiet pracujących tam powiedziała mi, że może załatwić u odpowiednich ludzi, aby chłopcy poszli do rodziny zastępczej. Zgodziłam się, ponieważ zależało mi na tym, aby więcej w tym bagnie nie siedzieli i, aby wszystko co z tym związane ich ominęło. Powiadomiłam o tym Jasona, a on nie miał nic przeciwko, a Justina nawet nie pytałam o zdanie, bo niezbyt mnie on interesował. Cokolwiek było między nami już nie istnieje.
- I co teraz? To koniec? - zapytał Cameron, kiedy siedziałam na swoim łóżku i bezsensu wpatrywałam się w moją szafę. Wzruszyłam ramionami, bo nie wiedziałam co mam w tej chwili mu odpowiedzieć.
- Zależy co masz na myśli - odpowiedziałam mu wreszcie.
- Ciebie i Justina.
- Cameron on tyle razy zniszczył moje zaufanie do niego, wciąż mi wszystkiego nie mówi i okej, znosiłam to, bo siedziałam w tym tak samo jak on. Ale on po prostu zignorował mój telefon, kiedy myślałam, że coś mi grozi i się nie przyznał. Nawet nie zrobił nic, kiedy się dowiedziałam. Siedział cicho.
Cameron zamilkł po moich słowach, bo wiedział, że mam rację. To wszystko było popieprzone i nie mogłam uwierzyć, że jakaś część mnie mogła się w nim zakochać i martwić się o niego, kiedy on pewnie o mnie nie myślał i go nie obchodziłam. Trwałam przy nim tylko dlatego, że łączyła nas ta sprawa i nic więcej.
- A jeśli chodzi ci o resztę to nie wiem. Chłopcy będą bezpieczni u innej rodziny, ja nie chcę się już w to mieszkać, a co z domem to nie wiem. Muszę stąd wyjechać.
- Jeśli ty wyjedziesz, ja też.
- Nie - powiedziałam szybko i spojrzałam na niego. - Nie zostawiaj tego miejsca tylko ze względu na mnie.
- Ale Bella - zaśmiał się lekko. - Bez ciebie nie miałbym tu nic.
Zagryzłam wargi i byłam blisko płaczu, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. Nie będę płakać zwłaszcza przez niego. Kiwnęłam głową i wstałam.
- Muszę załatwić jeszcze kilka spraw - założyłam na siebie kurtkę.
- Jechać z tobą? - wstał i podszedł do mnie. - I tak nie mam nic do robienia. Ethan znów siedzi u nich i zawraca im dupę, a Justin ledwo daje radę.
- Jeśli chcesz, i tak jadę do pracy.
Chłopak się zgodził i poprosił, abym dała mu pięć minut na ogarnięcie się, a potem zeszłam na dół i wyszłam na zewnątrz do samochodu, który stał na podjeździe. Zajęłam miejsce pasażera i włączyłam radio, a potem cierpliwie czekałam na chłopaka. W lusterku dostrzegłam jak Justin wyszedł z domu, ubrany w garnitur, a tuż za nim Noah. Powiedział coś do niego, a tamten wzruszył ramionami. Niezadowolony Justin uderzył nogą w oponę samochodu, a potem wsiadł do środka. W ślad za nim podążył Noah i z piskiem opon odjechali.
- Jestem - Cameron wsiadł do środka i po zapięciu pasów wyjechał na jezdnię. - Wiedziałaś, że Ethan pracował kiedyś z Justinem? Kilka miesięcy przed napadem na ten bank Bieber go wyrzucił.
- Nie obchodzi mnie to - przyznałam. Już te sprawy miałam w nosie. Usłyszałam westchnięcie mojego przyjaciela.
- Zayn znów był w towarzystwie Grundy - prychnął. Tym razem wywróciłam oczami, bo to było niedorzeczne. Moja sąsiadka była od niego starsza i wolała młodszych, przystojnych chłopaków. Ona i Justin byliby idealną parą; ona trochę głupia i mało ogarnięta, a Justin niezbyt zainteresowany drugą osobą, ale kochającą swoją pracę. Mój telefon wydał z siebie dźwięk, dlatego wyjęłam go z kieszeni i zmarszczyłam brwi widząc, że dzwoni Jake, policjant, z którym kiedyś się poznałam.
- Jake? - odebrałam.
- Może to nie ta chwila, ale musimy się spotkać - dreszcze przebiegły przez mój kręgosłup, kiedy usłyszałam te słowa.
- Co się stało?
- Jesteś jeszcze w Coldwater?
- Co? Czemu miałoby mnie nie być?
- Nie wyjechałaś?
- Nie?
- Więc spotkaj się ze mną jak najszybciej będziesz mogła.
∞
- Po prostu przekaż to wszystko Rachel i powiedz, żeby potem do mnie zadzwoniła - wysiadłam z samochodu, kiedy Cameron zatrzymał się na parkingu.
- Poradzisz sobie? - nachylił się w moją stronę.
- Tak. Zadzwonię potem do ciebie - uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam drzwi. Przeszłam przez ulicę, a potem weszłam do parku i od razu dostrzegłam Jake'a w normalnym ubraniu. Nawet się nie uśmiechnął jak mnie zauważył.
- O czym chciałeś pogadać? - spytałam od razu zamiast przywitania. Stresowałam się tym, co ma mi do powiedzenia. Mogłam się domyśleć i nawet wiedziałam, że to nic dobrego. Zaczęliśmy iść w głąb parku i minęło trochę czasu zanim Jake się odezwał.
- Chodzi o Justina - te słowa wystarczyły, abym się zatrzymała.
- Skoro chodzi o niego nie będę tego słuchać - już się odwróciłam i byłam gotowa odejść, ale zatrzymał mnie chwytając za dłoń.
- To ważne - westchnęłam i przeklęłam swoje życie po raz tysięczny.
- Co niby? - odgarnęłam włosy z twarzy. Wiał lekki wiatr. Jake podszedł do mnie.
- Wiem o wszystkim - powiedział, a ja rozchyliłam usta. - I nie patrz tak na mnie. Oczywiście, że nikogo nie wsypałem ze względu na ciebie, ale powinnaś wiedzieć, że Justin już nie jest taki bezpieczny jak był ostatnio.
- To akurat wiem - prychnęłam. - Nic nowego. To wszystko i tak by się zepsuło - dodałam.
- Jak myślisz co Justin powinien zrobić? - ponownie zaczęliśmy iść.
- Ethan go nie wyda - powiedziałam od razu. - Chociaż wolałabym, aby postąpił jak trzeba, a jeśli nie to ucieknie.
- Dokąd?
- Tam, gdzie nie będą mogli go złapać - prychnęłam. - Weźmie te swoje miliony, zakopie je pod jakimś swoim domem i będzie spokojnie żył, aż do śmierci.
- A co z tobą? Przecież...
- Ja będę daleko od niego.
Jake nie skomentował moich słów, ale jedynie kiwnął głową, że rozumie. I cieszyłam się, że nic nie powiedział, niech po prostu zmieni temat.
- To koniec?
- Na to wygląda.
Dwie godziny później byłam już w domu i odetchnęłam z ulgą, kiedy po prostu usiadłam na kanapie. Cameron opadł obok mnie z miską popcornu.
- Jutro pożegnam się z chłopcami - powiedziałam i spojrzenie przeniosłam na film, który się właśnie rozpoczął.
- A co z Lucy?
- Bez zmian. Moja mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że nie może się doczekać, kiedy wrócimy. Nie mam mojego pokoju, bo urządzili sobie w nim siłownię, więc...
Typowo i tradycyjnie znów ktoś zadzwonił do drzwi, kiedy nie skończyłam mówić.
- Pójdę - Cameron odłożył miskę i chciał wstać, ale ubiegłam go.
- Ja pójdę - złapałam go za ramię. - I zatrzymaj film - znacząco na niego spojrzałam, a on posłał mi całusa w powietrzu. Zaśmiałam się i otworzyłam drzwi, a po chwili moja mina zrzedła.
- Detektyw Marco Jefferson i Stella Culkin. Możemy porozmawiać?
Być może krew odpłynęła mi z twarzy, kiedy pokazał mi swoją odznakę.
Jak bardzo jestem w dupie?
- Tak, oczywiście - szerzej otworzyłam drzwi. - Prosto i na prawo - pokierowałam ich, a kiedy weszli do środka i kiedy zamknęłam drzwi niemal dostałam zawału. Kiedy zniknęli w salonie powoli udałam się w ich stronę, a w tym samym czasie mój telefon zawibrował w kieszeni. Szybko sprawdziłam wiadomość od Jake'a.
Jake| powiedz, że nic nie wiesz. Broń swoją dupę i dupę camerona.
Przełknęłam ślinę i natychmiast weszłam do środka. Siedzieli naprzeciwko, a Cameron spojrzał na mnie przez ramię i posłał mi pytające spojrzenie.
- Napiją się państwo czegoś? - zaproponowałam. Przecież nie mogli nic podejrzewać. Co jeśli byli już u innych sąsiadów i oni powiedzieli, że przecież byłam widywana w ich towarzystwie? Co jeśli byli u Grundy? Chociaż gdyby faktycznie rozmawiali z kimś wcześniej Jake by mi przecież nie napisał tej wiadomości.
I do cholery, gdzie są Justin i Jason? Czemu w ich domu nie pali się żadne światło?
- Chętnie, ale mamy jeszcze sporo do załatwienia - kobieta posłała mi uśmiech, a ja zajęłam miejsce obok przyjaciela.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstw w Coldwater - zaczął mówić detektyw i wyjął coś ze swojego notesu. - Czy poznajecie tę kobietę? - położył fotografię na stoliku, a ja wzięłam ją w dłonie i niemal krzyknęłam. Cameron też spojrzał na zdjęcie i chyba chciał, abym ja pierwsza się odezwała, bo nie wiedział co mówić.
- Tak, była naszą szefową - powiedziałam cicho i odłożyłam zdjęcie.
- Waszą? - detektyw spojrzał na nas.
- Pracujemy razem - odpowiedział Cameron, a kobieta kiwnęła głową i zapisała coś w notesie. Marco ponownie pokazał nam dwa zdjęcia. To byli ci dwaj wyłowieni z rzeki.
- Nie, ich nie znam - powiedziałam, a Cameron także zaprzeczył. - Braliśmy udział w pisaniu artykułu, ale to wszystko. Nie wiem kim byli.
- Brali udział w napadzie na bank. Około pół roku temu - powiedziała Stella.
- Nie było nas tutaj jeszcze. Przeprowadziliśmy się dwa miesiące po tym napadzie - odpowiedział Cameron.
- A co z waszymi sąsiadami, którzy mieszkają naprzeciwko? Nie ma ich?
- Niedawno wróciliśmy do domu, więc nawet nie zwróciliśmy uwagi.
- Często ich nie ma - dopowiedział Cameron, a Stella zapisała coś w notesie.
- Jason Bieber ma swój klub, prawda? - Marco spojrzał na nas znacząco.
- Tak - odpowiedziałam. - Chociaż nie wiem czy tam będzie.
- A Justin Bieber? On nigdzie nie pracuje.
Prawie umarłam.
- Zamieniliśmy raptem kilka słów. Pracujemy dużo i nie widujemy się za często z sąsiadami - uśmiechnęłam się przepraszająco. Prawie krzyknęłam ze szczęścia, kiedy Marco wstał, a Stella podążyła za nim.
- Dziękujemy za rozmowę - powiedziała Stella, a potem pożegnali się z Cameronem i odprowadziłam ich do drzwi. Przez wizjer obserwowałam jak ich samochód opuszcza nasz podjazd, a kiedy zniknęli odetchnęłam.
- Co do cholery? - zapytał Cameron, kiedy weszłam do salonu. - Czemu kłamałaś?
- Jake napisał, że mam to zrobić. Widocznie gdybyśmy powiedzieli prawdę męczyliby nas jeszcze bardziej - usiadłam na kanapie. Cameron usiadł na miejscu, gdzie siedzieli wcześniej nasi goście i zaczął czegoś szukać pod stołem. - Co ty robisz?
- Sprawdzam czy nie zostawili podsłuchu - nie odpowiedziałam na jego słowa, a jedynie wsadziłam sobie garść popcornu do buzi. - Zadzwoń do Justina i powiedz mu co się stało.
- Żeby nie odebrał? Nie są głupi, pewnie ich już nie ma w kraju, skoro w domu nie pali się żadne światło.
- To do Jasona - podał mi swój telefon już z wybranym numerem.
- Nienawidzę cię - powiedziałam i wstałam, a potem przyłożyłam telefon do ucha. Cierpliwie czekałam, aż odbierze.
- Arabella? - spytał od razu. - Co się stało?
- Może ty byś mi wyjaśnił co się dzieje. Co detektywi robili u mnie w domu?
- Czekaj... co? - miałam wrażenie, że coś do kogoś powiedział, ale nie byłam pewna. - Co im powiedziałaś?
- Że byliście po prostu naszymi sąsiadami i nie znałam was zbyt dobrze. Jeśli to się wyda, że kłamałam razem z Cameronem znajdę was i dokopię wam do dupy - ostrzegłam.
- Nie - rzekł Jason. - Mieliście w planach opuścić Coldwater?
- Tak.
- Zróbcie to jak najszybciej, bo potem mogą coś na was znaleźć i tyle z tego będzie.
- Gdzie wy jesteście? Wszystko z wami okej?
- Tak, po prostu - Jason westchnął. - To skomplikowane.
- Uciekliście - dokończyłam za nich.
- Nie mogliśmy dać się złapać. W naszym domu nic nie znajdą, w moich papierach jest czysto, tak samo u Justina i pozostałych. Nic na nas nie mają.
- Ale uciekliście. Zostawiliście nas bez żadnego wyjaśnienia, pożegnania co mamy robić dalej. Bez pieprzonego słowa.
- To Justin nam kazał.
- Od kiedy ty i reszta słuchacie Justina i tego co ma do powiedzenia? - prychnęłam i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Wyślę ci adres, ale przyjedź sama.
- Okej.
∞
- Opuszczony magazyn w Los Angeles? Czemu to nic oryginalnego? - spojrzałam na Jasona, który wywrócił oczami i wskazał, abym weszła do środka.
- Justina nie ma.
- Nie obchodzi mnie to w tym momencie - mruknęłam i rozejrzałam się po wnętrzu. Dwa samochody stały po prawej stronie, a naprzeciwko mnie były dwie kanapy i stolik, na którym stały butelki Jacka Danielsa. Schody prowadzące na górę były z prawej strony, a w jednym z pomieszczeń paliło się światło. Pachniało tu czymś dziwnym.
- Pytali o was, gdzie jesteście - usiadłam na kanapie, a Jason oparł się o kolumnę podtrzymującą budowlę i skrzyżował ramiona. Rozejrzałam się, aby znaleźć resztę. - Gdzie pozostali? Robią fałszywe dokumenty? - uniosłam brew, a Jason się zaśmiał.
- Są dawno zrobione - odpowiedział. - Pojechali na zakupy, musimy przecież coś jeść.
- No tak. To najważniejsze w życiu zbiega.
- Nie jesteśmy zbiegami. Dbamy o własne interesy.
- To niech Justin się przyzna - położyłam dłonie na kolanach. - Skończcie to całe gówno, bo co wam da ukrywanie się? Prędzej czy później was znajdą.
- To nie takie proste - wyjaśnił Jason.
- Co z Ethanem?
- Przyjęliśmy go na okres próbny - zaśmiałam się, a następnie wstałam i podchodząc do niego wyjęłam z torebki coś, co należy do nich.
- Oddaję - wzięłam dłoń Jasona i wsadziłam do niej klucze od ich domu. - Nie będą mi potrzebne.
- Nawet nie żartuj - pokręcił głową i mi je oddał. - Zatrzymaj je.
- Po co? - zapytałam. - Wyjeżdżacie, więc po co mi one? Też mnie niedługo nie będzie.
Jason zrobił dziwną minę. Był wyraźnie zaskoczony.
- Wyprowadzasz się? Cameron też?
- Prawdopodobnie - uśmiechnęłam się sztucznie. Do środka wbiegł ktoś i jedynie krzyczał imię Jasona. Po chwili poznałam, że to Ethan, który wyglądał jakby przebiegł maraton.
- Justin... on... - odetchnął i położył dłonie na kolanach.
- Co? - Jason podszedł do niego. - Co zrobił?
Złapał go za koszulę i zmusił, aby na niego spojrzał. Ethan przetarł dłonią twarz i wskazał na wyjście.
- Justin zwariował!
Po tych słowach wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy, podczas kiedy Ethan dawał nam wskazówki jak dotrzeć na miejsce. Zostawił pozostałych chłopaków, dając im dokumenty i mówiąc, żeby już dzisiaj wylecieli, a on załatwi resztę.
- Co ten debil zrobił - Jason pokręcił głową i przyśpieszył. Wybrałam numer, aby zadzwonić do Camerona, ale w tym czasie na wyświetlaczu pokazało mi się imię Justina.
On do mnie dzwonił?
Natychmiast odebrałam i czułam jak serce mi wali.
- Co ty zrobiłeś? - rzuciłam od razu, a dwójka obecnych w samochodzie na mnie spojrzała.
- Ratuję wam dupę. Jak zawsze - powiedział.
- Nawet w tej chwili nie możesz sobie odpuścić? - westchnęłam. Ethan powiedział, że zbliżamy się do miejsca, gdzie powinien być Justin i zrozumiałam, że zbliżamy się do plaży.
- Nie tym razem - zaśmiał się. - Może to nieodpowiednia chwila, ale powinnaś coś wiedzieć.
- Zaraz tam będę i nie mów mi takich rzeczy przez telefon - ostrzegłam go.
- To koniec. Cholerny koniec tego wszystkiego. Nie tak to sobie wyobrażałem. Byłem okropny w stosunku do ciebie i chcę zrobić tę jedną rzecz, jaką chciałaś, abym zrobił.
- Co? - nie miałam pojęcia o czym mówi. - O co ci chodzi?
Jason zaczął poszukiwania wolnego miejsca, a przez fakt, iż robiło się już ciemno miejsc było mało. Ludzie szli albo na plażę, albo wybierali lokale, w których są imprezy.
- Poprosiłem Jake'a, aby z tobą porozmawiał i dowiedział się, co by cię uszczęśliwiło. I powiedziałaś, żebym się poddał.
Czułam się jakby kubeł zimnej wody został wylany mi na głowę i jakby ktoś zamroził moje serce, aby nie było zdolne do czegokolwiek. Dobrze chociaż, że mój mózg póki co dobrze pracował.
- Co chcesz zrobić? - słowa z trudem przeszły mi przez gardło.
- To co powiedziałem, skarbie - mogłam się domyśleć, że się uśmiecha. - Jest za późno, aby naprawić to wszystko, chociaż wątpię, abyś mi wybaczyła. Zrobię chociaż tę rzecz, którą ty uważasz za słuszną.
- Nie rób tego ze względu na mnie, Justin. To twoje życie i sam za nie ponoś odpowiedzialność. Oboje wiemy, że to nie w twoim stylu.
- Czemu mam nie słuchać kogoś, kogo kocham? - ścisnęło mnie w klatce piersiowej i przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie nic. Wysiadłam z samochodu, kiedy zaparkowali i zaczęłam rozglądać się za Justinem, chociaż wiedziałam, że szanse są marne na znalezienie go w tłumie tych wszystkich ludzi.
- Gdzie jesteś?
- Jest z wami Ethan? - spytał, a zanim odpowiedziałam złapał mnie za łokieć i prawie się potykając ruszyłam z nimi.
- Jest.
- Okej, to dobrze. Nie mogę uwierzyć, że mu zaufałem.
- Możemy porozmawiać normalnie. Zaraz tam będziemy.
- Nie, Bella. Nie porozmawiamy. Ani teraz, ani jutro, nigdy.
- Nie mów tak - ścisnęłam bardziej telefon i poczułam łzy w oczach.
- Załatwiłem ci spokojne życie. Nikt nie będzie cię szukał, a policja nigdy nie zapuka ci do drzwi. Oczyściłem ci przyszłość.
- Justin...
W tym momencie usłyszeliśmy syreny policyjne, a my zatrzymaliśmy się na moment. Przerażeni Jason i Ethan rozejrzeli się, a kiedy zobaczyłam zbiorowisko ludzi nie tak daleko ode mnie zaczęłam rozsypywać się od środka.
- Nie - powiedziałam tylko i zaczęłam biec. - Powiedz, że to nie jest to o czym myślę. Po prostu powiedz.
- Chciałbym. Też ich słyszysz? - spytał, a ja miałam ochotę nim potrząsnąć. - Żałuję, że nie mówiłem ci codziennie jak jesteś dla mnie ważna. Byłem chujem w stosunku do ciebie, robiłem głupie rzeczy i nie ufałaś mi. Będziesz miała mnóstwo czasu, bo zrobiłem listę tego, co Jason ma ci powiedzieć. Ethan ją ma.
- Justin... - nie wiedziałam co mam powiedzieć, czułam się jakby moje ciało zostało odłączone od nóg i po prostu szłam czując jak coś nimi steruje. Nie mogłam się nawet zatrzymać.
- Po prostu uważaj na siebie i znajdź sobie kogoś, kogo pokochasz bardziej niż mnie. Nic więcej.
Zatrzymałam się, kiedy stałam tuż z przodu. Justin stał sam, otoczony zwykłymi ludźmi i jedynie przyciskał telefon do ucha. Patrzył centralnie na mnie, jakby wiedział, skąd przyjdę.
Zawsze wiedział jak mnie znaleźć. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu i nawet nie sprawdziłam do kogo ona należała, ponieważ nie chciałam odwracać wzroku od chłopaka.
- To skończyło się za szybko - powiedział, a ja widziałam jak tłum się rozstępował, a policja już szła w jego stronę.
- Kocham cię - powiedziałam ostatnimi siłami. - Kocham cię Justin, i do cholery, nie pozwolę, abyś zgnił w więzieniu - lekko się uśmiechnął - Uważaj na siebie, nie daj się zabić.
Kiwnął niezauważalnie głową, a potem się rozłączył i cisnął telefon na ziemię, a potem go podeptał. Miałam wrażenie, że niszczy moje serce i wszystkie wspomnienia, wszystko to, co było między nami. Spojrzał w górę i schował ręce za plecami, ale to było na nic, ponieważ został powalony na ziemię i dopiero wtedy policjant założył mu kajdanki. Chciałam się wyrwać, pobiec do niego, przytulić ten ostatni raz, poczuć jego zapach, zobaczyć z bliska jego twarz i jego uśmiech, ale nie mogłam się ruszyć, bo wciąż byłam trzymana.
- Puść mnie - syknęłam.
- Za późno - usłyszałam głos Jasona.
- Nie jest za późno, kiedy się kogoś kocha - warknęłam. Patrzyłam na niego, a łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Jak Jason mógł być tak spokojny? Dlaczego nic nie robił i tylko ja byłam zniszczona w tym momencie?
- Kocham cię - Justin poruszył nieznacznie ustami, wypowiadając po prostu te słowa. Zapłakałam żałośnie i przyłożyłam dłoń do serca. Chłopak uniósł głowę i spojrzał ponad moim ramieniem, a potem skinął być może do Jasona. Ostatni raz z tej odległości mogłam na niego patrzeć, a kiedy odwrócił się odprowadzony w asyście policji zabrał ze sobą nie tylko połowę mojego serca. Wziął je całe ze sobą, nie pytał mnie o to czy może wziąć je całe, czy nie będę miała nic przeciwko, jeśli zostawi mnie bez niego. Ale moje serce i tak należało do niego.
Dodaj komentarz